Witam. Mam problem. Proszę tylko o szczere opinie. Jestem trochę rozbita całą sytuacją biorąc pod uwagę, że do tej pory unikałam takich miejsc jak forum czy innego rodzaju poradniki. Jestem raczej realistką twardo stąpającą po ziemi, ale obecna moja sytuacja ściąga mi sen z powiek. Może po prostu zacznę.
Jestem w związku już 6 lat. Przez okres 5 lat może nie było idealnie (o ile idealność w ogóle istnieje) ale wszystko się dobrze układało. Były wzloty i upadki jak wszędzie. Mimo, że mamy obydwoje raczej twarde charaktery to udawało nam się zawsze dojść do jakiegoś kompromisu. Jesteśmy zaręczeni od dwóch lat ale zgodnie stwierdziliśmy, że ślub nam nie jest do niczego potrzebny (rodzinie nie za bardzo to się spodobało ). Jesteśmy raczej osobami, które nie narzucają drugiej osobie swojego stylu życia. Zazdrość i ograniczanie raczej też nie miały miejsca (oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku). On (dalej "D") może wyjść z kolegami na piwo, czy pojechać na ryby (bo bardzo lubi), a ja też mam swoich znajomych i zainteresowania. I tak żyliśmy sobie prawie, że "idealnie" do momentu, gdy nagle jakby coś się zmieniło. Może nie koniecznie miała miejsce zdradza z jego strony, ale jakby coś się wypaliło. Z dnia na dzień coraz mniej rozmawialiśmy, coraz rzadziej spędzaliśmy ze sobą czas, nasze życie erotyczne też mocno podupadło. Odnoszę trochę wrażenie jakbym przestała się liczyć. Planuje czas wolny np. weekend z kumplami nad jeziorem (bo jak już wspomniałam lubi wędkować) nawet tego nie uzgadniając ze mną (nie chcę aby się pytał o zgodę ale chociaż mógł by mnie wcześniej uprzedzać a nie 2 godziny przed wyjazdem). No i na chwilę obecną to już 10 weekend z rzędu on był na rybach a ja siedziałam w domu (jak jedzie na ryby to wyjeżdża w sobotę np. o 9 rano w raca w niedzielę). Trwa już to rok z przerwami na sezon zimowy. Choć zimą ma inne hobby. Gra w grę komputerową praktycznie 24 godz. na dobę z przerwami na sen i pracę. Starałam się z nim rozmawiać-spokojnie i mniej spokojnie-ale większego efektu te rozmowy (a raczej mój monolog) nie przynosiły. Płakałam...prosiłam aby powiedział co chodzi... a on albo się obrażał, ale olewał sprawę i mówił, że jest przecież ok. Wspólnie to my już chyba nic nie robimy, oprócz tego, że mieszkamy pod "jednym dachem". Przy ostatniej kłótni (która miała miejsce jakieś 2 miesiące temu) powiedziałam mu aby w końcu się "obudził" jeżeli zależy mu na naszym związku, bo tylko ja walczyć nie będę o niego. Jestem już tym zmęczona. Zignorował te słowa. W każdym bądź razie nic nie odpowiedział, mimika twarzy raczej też nic nie zdradziła. Kilka dni później nastała chwila słabości w sile mojego charakteru. Siedzieliśmy razem z pokoju...on grał a ja klikałam bez sensu między stronami internetowymi. I wpadłam na pomysł, że wejdę na czata aby wzbudzić zazdrość (i może trochę strachu) u mojego ukochanego. (tu muszę zaznaczyć, że nie korzystałam do tej pory z żadnych portali randkowych ani nic w tym stylu, nie czatuję oprócz tego jednego wyjątku, nie mam nawet nk ani fb - raczej nie jestem zwolennikiem tego typu rzeczy). On nic...zero reakcji jakiejkolwiek ( a otwarcie mu powiedziałam, że jestem na czacie!) Zaczęłam rozmawiać z jednym chłopakiem (powiedzmy, że dalej będę używać określenia "X"). Większej ekscytacji nie było...ale miło się rozmawiało. Umówiliśmy się na spotkanie. Rozmawialiśmy chwilę. Powiedziałam X, że niech na nic nie liczy bo jestem w szczęśliwym związku a to spotkanie to tak z nudów tylko. On w ten szczęśliwy związek raczej nie uwierzył bo się zaśmiał troszkę ironicznie, ale uszanował moje zdanie. Kilka dni później przypadkiem na siebie wpadliśmy w osiedlowym sklepie. Ja akurat nie miałam dobrego dnia (choć chyba dawno już takiego nie miałam). X zaprosił mnie na spacer więc i skorzystałam. I można powiedzieć, że tak zaczął się nasz "mały romans". Używam określenia mały bo fizycznie nie zdradziłam. Do seksu nie doszło i mam nadzieję, że nie dojdzie. Nie ukrywam, że jest to ciężkie zadanie oprzeć się mu ale jeśli do tej pory mi się udało to myślę, że jeszcze trochę dam radę. Przy X czuję się znowu kobietą, ktoś zabiega o moje względy, a ja jak każda z nas czasami tego potrzebuje. Nie chcę zdradzić D, bo nienawidzę zdrady ale wiem, że w jakimś kawałku już zdradziłam. Sam fakt, że spotykam się z X, myślę o nim i nie mogę się doczekać każdego następnego spotkania. Pociąga mnie fizycznie (ale nie poddaje się temu:P). A jak wracam do domu to często po prosty płaczę...bo nie chcę żeby tak było. Jakby nie patrzeć kocham D. Choć już nie mam siły walczyć o nasz związek. Chciałabym aby i on trochę powalczył. Natomiast przy X czuję się jak nastolatka. Motylki w brzuchu i te sprawy . Na początku trochę rozważałam kwestię zdrady ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie po 6 latach związku. Chcę być "uczciwa" wobec D i wobec mnie. Sprawy zaczęły się komplikować na tyle, że mój "prawie kochanek" wyznał mi teraz, że do tej pory nie znał nikogo takiego jak ja...że uzależnił się ode mnie...że myśli ciągle o mnie...i że chyba mnie kocha-nawet to powiedział. Sceptycznie podchodzę do słów typu "kocham cię" i na pewno nie jestem typem kobiety, że jak usłyszę już takie słowa to rzucę się mężczyźnie na szyje i będę ślepo wierzyła w te czułe słówka. Ale nie ukrywam, że X zaczął się inaczej zachowywać. Jest praktycznie na każde moje zawołanie. Jak już mówiłam sex-u nie było ale on i nie nalega. Mówi wręcz, że poczeka, bo wie, że i tak prędzej czy później będziemy razem...Wie, że zależy mi na moim związku z D, ale po prostu czeka. I teraz powiedzcie mi co dalej... walczyć o związek, który wypalił się rok temu. O który walczę cały czas, ale "do tanga trzeba dwojga". Czy odpuścić tak jak i D odpuścił i dać się porwać tym motylkom w brzuchu. Nie oceniajcie mnie. Spróbujcie zrozumieć. Proszę o szczere opinie.
Acha nie obwiniam tylko D za wypalenie naszego związku. Być może i ja się temu przysłużyłam. Nie raz chciałam wiedzieć jaki jest powód tego wszystkiego. Ale nigdy....nigdy niczego się nie dowiedziałam. Nigdy nic nie powiedział. Zawsze olewał pytania, kłótnie i wszystko. Przecież wszystko jest ok.
Przepraszam, że tak długo pisałam, ale chciałam w miarę możliwości dokładnie przedstawić swoją sytuację...Choć można by było jeszcze pisać i pisać.