czy ja kocham dwie osoby - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » czy ja kocham dwie osoby

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 23 ]

Temat: czy ja kocham dwie osoby

Witam. Mam problem. Proszę tylko o szczere opinie. Jestem trochę rozbita całą sytuacją biorąc pod uwagę, że do tej pory unikałam takich miejsc jak forum czy innego rodzaju poradniki. Jestem raczej realistką twardo stąpającą po ziemi, ale obecna moja sytuacja ściąga mi sen z powiek. Może po prostu zacznę.

Jestem w związku już 6 lat. Przez okres 5 lat może nie było idealnie (o ile idealność w ogóle istnieje) ale wszystko się dobrze układało. Były wzloty i upadki jak wszędzie. Mimo, że mamy obydwoje raczej twarde charaktery to udawało nam się zawsze dojść do jakiegoś kompromisu. Jesteśmy zaręczeni od dwóch lat ale zgodnie stwierdziliśmy, że ślub nam nie jest do niczego potrzebny (rodzinie nie za bardzo to się spodobało smile). Jesteśmy raczej osobami, które nie narzucają drugiej osobie swojego stylu życia. Zazdrość i ograniczanie raczej też nie miały miejsca (oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku). On (dalej "D") może wyjść z kolegami na piwo, czy pojechać na ryby (bo bardzo lubi), a ja też mam swoich znajomych i zainteresowania. I tak żyliśmy sobie prawie, że "idealnie" do momentu, gdy nagle jakby coś się zmieniło. Może nie koniecznie miała miejsce zdradza z jego strony, ale jakby coś się wypaliło. Z dnia na dzień coraz mniej rozmawialiśmy, coraz rzadziej spędzaliśmy ze sobą czas, nasze życie erotyczne też mocno podupadło. Odnoszę trochę wrażenie jakbym przestała się liczyć. Planuje czas wolny np. weekend z kumplami nad jeziorem (bo jak już wspomniałam lubi wędkować) nawet tego nie uzgadniając ze mną (nie chcę aby się pytał o zgodę ale chociaż mógł by mnie wcześniej uprzedzać a nie 2 godziny przed wyjazdem). No i na chwilę obecną to już 10 weekend z rzędu on był na rybach a ja siedziałam w domu (jak jedzie na ryby to wyjeżdża w sobotę np. o 9 rano w raca w niedzielę). Trwa już to rok z przerwami na sezon zimowy. Choć zimą ma inne hobby. Gra w grę komputerową praktycznie 24 godz. na dobę z przerwami na sen i pracę. Starałam się z nim rozmawiać-spokojnie i mniej spokojnie-ale większego efektu te rozmowy (a raczej mój monolog) nie przynosiły. Płakałam...prosiłam aby powiedział  co chodzi... a on albo się obrażał, ale olewał sprawę i mówił, że jest przecież ok. Wspólnie to my już chyba nic nie robimy, oprócz tego, że mieszkamy pod "jednym dachem". Przy ostatniej kłótni (która miała miejsce jakieś 2 miesiące temu) powiedziałam mu aby w końcu się "obudził" jeżeli zależy mu na naszym związku, bo tylko ja walczyć nie będę o niego. Jestem już tym zmęczona. Zignorował te słowa. W każdym bądź razie nic nie odpowiedział, mimika twarzy raczej też nic nie zdradziła. Kilka dni później nastała chwila słabości w sile mojego charakteru. Siedzieliśmy razem z pokoju...on grał a ja klikałam bez sensu między stronami internetowymi. I wpadłam na pomysł, że wejdę na czata aby wzbudzić zazdrość (i może trochę strachu) u mojego ukochanego. (tu muszę zaznaczyć, że nie korzystałam do tej pory z żadnych portali randkowych ani nic w tym stylu, nie czatuję oprócz tego jednego wyjątku, nie mam nawet nk ani fb - raczej nie jestem zwolennikiem tego typu rzeczy). On nic...zero reakcji jakiejkolwiek ( a otwarcie mu powiedziałam, że jestem na czacie!) Zaczęłam rozmawiać z jednym chłopakiem (powiedzmy, że dalej będę używać określenia "X"). Większej ekscytacji nie było...ale miło się rozmawiało. Umówiliśmy się na spotkanie. Rozmawialiśmy chwilę. Powiedziałam X, że niech na nic nie liczy bo jestem w szczęśliwym związku a to spotkanie to tak z nudów tylko. On w ten szczęśliwy związek raczej nie uwierzył bo się zaśmiał troszkę ironicznie, ale uszanował moje zdanie. Kilka dni później przypadkiem na siebie wpadliśmy w osiedlowym sklepie. Ja akurat nie miałam dobrego dnia (choć chyba dawno już takiego nie miałam). X zaprosił mnie na spacer więc i skorzystałam. I można powiedzieć, że tak zaczął się nasz "mały romans". Używam określenia mały bo fizycznie nie zdradziłam. Do seksu nie doszło i mam nadzieję, że nie dojdzie. Nie ukrywam, że jest to ciężkie zadanie oprzeć się mu ale jeśli do tej pory mi się udało to myślę, że jeszcze trochę dam radę. Przy X czuję się znowu kobietą, ktoś zabiega o moje względy, a ja jak każda z nas czasami tego potrzebuje. Nie chcę zdradzić D, bo nienawidzę zdrady ale wiem, że w jakimś kawałku już zdradziłam. Sam fakt, że spotykam się z X, myślę o nim i nie mogę się doczekać każdego następnego spotkania. Pociąga mnie fizycznie (ale nie poddaje się temu:P). A jak wracam do domu to często po prosty płaczę...bo nie chcę żeby tak było. Jakby nie patrzeć kocham D. Choć już nie mam siły walczyć o nasz związek. Chciałabym aby i on trochę powalczył. Natomiast przy X czuję się jak nastolatka. Motylki w brzuchu i te sprawy tongue. Na początku trochę rozważałam kwestię zdrady ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie po 6 latach związku. Chcę być "uczciwa" wobec D i wobec mnie. Sprawy zaczęły się komplikować na tyle, że mój "prawie kochanek" wyznał mi teraz, że do tej pory nie znał nikogo takiego jak ja...że uzależnił się ode mnie...że myśli ciągle o mnie...i że chyba mnie kocha-nawet to powiedział. Sceptycznie podchodzę do słów typu "kocham cię" i na pewno nie jestem typem kobiety, że jak usłyszę już takie słowa to rzucę się mężczyźnie na szyje i będę ślepo wierzyła w te czułe słówka. Ale nie ukrywam, że X zaczął się inaczej zachowywać. Jest praktycznie na każde moje zawołanie. Jak już mówiłam sex-u nie było ale on i nie nalega. Mówi wręcz, że poczeka, bo wie, że i tak prędzej czy później będziemy razem...Wie, że zależy mi na moim związku z D, ale po prostu czeka. I teraz powiedzcie mi co dalej... walczyć o związek, który wypalił się rok temu. O który walczę cały czas, ale "do tanga trzeba dwojga". Czy odpuścić tak jak i D odpuścił i dać się porwać tym motylkom w brzuchu. Nie oceniajcie mnie. Spróbujcie zrozumieć. Proszę o szczere opinie.

Acha nie obwiniam tylko D za wypalenie naszego związku. Być może i ja się temu przysłużyłam. Nie raz chciałam wiedzieć jaki jest powód tego wszystkiego. Ale nigdy....nigdy niczego się nie dowiedziałam. Nigdy nic nie powiedział. Zawsze olewał pytania, kłótnie i wszystko. Przecież wszystko jest ok.

Przepraszam, że tak długo pisałam, ale chciałam w miarę możliwości dokładnie przedstawić swoją sytuację...Choć można by było jeszcze pisać i pisać.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Trudna sprawa, nie jestem ani nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem jak to jest, dlatego nie będę krytykkować, że źle robisz, i myślę że tu nikt Ci nei doradzi kogo powinnaś wybrać, powinnaś posłuchać swojego serca i intuicji... Jeśli naprawdę czujesz się cudownie przy X to powinnaś dać sobie ijemu szanse ale na pewno nie w ukryciu przed D... Musisz grać fer i jak najszybciej zdecydować kogo wolisz bo nie możesz mieć dwóch na raz bo w końcu żadnego nie będziesz miała, zawsze tak jest. Wiem, że ciężko jest przekreślić 6 lat związku ale jeśli nic z tego nioe będzie to po co być z kimś tylko dlatego, że szkoda tylu lat? Lepiej żebyście stracili te 6 lat niż później jeszcze więcej... A może nawet potrzebny Wam taki większy kryzys? Może zdecydujesz się być z X i wtedy zostawisz D a po czasie zrozumiesz, że popełniłaś błąd i wrócicie do siebei  z D i znowu będzie idealnie bo zatęsknicie za sobą... Tylko musisz jak najszybciej zdecydować, bo zdrady Ci raczej D nie wybaczy a jeśli uczciewie od niego odejdziesz to nie może mieć większych pretensji o to... i być może jeszcze wrócicie do siebie lub zostaniesz z X...

Powodzenia ! smile

3

Odp: czy ja kocham dwie osoby

krótko i na temat smile
jeśli poczytasz moje posty to zauważysz, że jestem specjalistką w "stawianiu sprawy na ostrzu noża" smile
i moim skromnym zdaniem - skoro niczego nie możesz "wydusić" z D w sposób "normalny" smile
to spróbuj tak (do tego potrzebny jest mocny charakter smile )
np. powiedz, że ODCHODZISZ...

i zobaczysz jak zareaguje?..
co będzie robił?..
czy będzie coś robił?..

...

pozdrawiam smile

4

Odp: czy ja kocham dwie osoby
polka12345 napisał/a:

Przy X czuję się znowu kobietą, ktoś zabiega o moje względy, a ja jak każda z nas czasami tego potrzebuje.
Jakby nie patrzeć kocham D. Choć już nie mam siły walczyć o nasz związek.
Chcę być "uczciwa" wobec D i wobec mnie.
I teraz powiedzcie mi co dalej... walczyć o związek, który wypalił się rok temu. O który walczę cały czas, ale "do tanga trzeba dwojga". Czy odpuścić tak jak i D odpuścił i dać się porwać tym motylkom w brzuchu. Nie oceniajcie mnie. Spróbujcie zrozumieć. Proszę o szczere opinie.

Najbardziej szczerze, to podziwiam Twój hart ducha.
Poopieraj się jeszcze trochę tym motylkom w brzuchu i dąż do porozumienia z D. A że zobojętniał na Ciebie już do tego stopnia, że zwyczajowego monologu będzie słuchał brzucem a nie uchem, to trzeba użyć silniejszych środków wyrazu. Zabrać D na spacer i szczerze powiedzieć mu o tym, że jest ktoś, kto Cię adoruje i Cię to pociąga. Ale powiedz to krótko! Jeśli D podejmie rozmowę, to prowadź ją raczej w kierunku Twojej relacji z D a nie przymiotów X. Jeśli nie podejmie - cóż, wygląda to na koniec związku. Nie da się kochać za dwoje, choćby nie wiem jak wygodnie było, życie to ciągła zmiana.
Rzucanie się w ramiona X w tym momencie wydaje mi się niewłaściwe, wprowadziłoby tylko zamęt w uczucia. Najpierw trzeba zrobić porządek z relacją z D.

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Myślę dokładnie tak jak zywia smile

6

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Więc czas już powrócić do tematu. Trochę czasu minęło. Jestem starsza, może dojrzalsza?
Stwierdziłam, że podzielę się z Wami moją "decyzją" życia. Może komuś to pomoże.

Więc po moim ostatnim wpisie (dość obszernym), małym zamętem w głowie wiele i niewiele się wydarzyło.
Na prawdę nie wiedziałam co mam zrobić. Czytałam wiele forów, wpisów osób, które miały, przeżyły podobną sytuację. Zrozumiałam jedno, że nie jeszcze powalczę o nasz związek. Przecież było to wtedy 6 lat. Zrozumiałam, że nie przekreślę 6 lat ze względu na chwilowe (roczne:p) znudzenie się partnera. Kocham go więc jeszcze trochę powalczę. Z "X" zaprzestałam schadzki. Trochę bolało. W końcu straciłam adoratora, którego tak na prawdę każda kobieta pożąda:)

KOCHAJĄCA napisał/a:

krótko i na temat smile
jeśli poczytasz moje posty to zauważysz, że jestem specjalistką w "stawianiu sprawy na ostrzu noża" smile
i moim skromnym zdaniem - skoro niczego nie możesz "wydusić" z D w sposób "normalny" smile
to spróbuj tak (do tego potrzebny jest mocny charakter smile )
np. powiedz, że ODCHODZISZ...

i zobaczysz jak zareaguje?..
co będzie robił?..
czy będzie coś robił?..

...

pozdrawiam smile

Mogę powiedzieć, że postawiłam na dość drastyczny środek. Powiedziałam "D", że ktoś jest "X" (mimo, że już nie było). Komu zależy i o mnie się  ubiega. Że nie zdradziłam, i że mam nadzieję , że nie będę tego żałować. Nie powiedział "D" nic. Ale w oczach widziałam strach. To było to coś co udowodniło mi, że jest o co walczyć. Że jednak nie jest tak bardzo obojętny jak to mi się wydawało.
W naszym związku trochę się zmieniło. Może nie jest idealnie - ale było by nudno:P Jak wspominałam wcześniej (2 lata temu) mamy trudne charaktery ale jesteśmy w stanie znaleźć kompromis. Mija dwa lata a my nadal jesteśmy razem. Spędzamy razem więcej czasu. Planujemy wspólną przyszłość. Więcej rozmawiamy. Opowiadamy sobie o naszych wzajemnych wadach i staramy się je jakoś zneutralizować.
Czyli było warto. Nie należy przekreślać związku przy pierwszej lepszej okazji.


Co do "X" spotkałam się z nim 2 lata temu i wytłumaczyłam, że jednak się mylił. Nie będziemy razem. Że muszę powalczyć o mój związek. Nie chciałam aby żył w niepewności i czekał na mnie bo może się nie doczekać. Jego reakcja do dziś siedzi mi w głowie. Powiedział mi (a pamiętam to bardzo dokładnie), że słucham rozumu a nie serca. Widzi w moich oczach, że tak na prawdę chcę jego tak jak i on chce mnie. Ale uszanował moją decyzję. Zapytał się czy chcę z nim utrzymywać koleżeńskie relacje. Oczywiście nie zaryzykowałam. Nie było by to szczere. Jeszcze przez jakiś czas starał się "o mnie". O ile mogę to tak nazwać. Nie przynosiło to skutku więc odpuścił. Na zakończenie naszej znajomości napisał mi tylko sms-a: "Bądź szczęśliwa moja ty druga połówko". I tak półtora roku nie mamy ze sobą już żadnego kontaktu.


A teraz podsumowanie:
Warto walczyć o związek. Nie należy się poddawać i przekreślać wszystkiego "bo coś się zmieniło" i jest gorzej niż było.  Życie to nie bajka. Są chwile przyjemne jak i sytuacje wymagające działania i wyrzeczenia. Ale czy miłość nie jest właśnie wyrzeczeniem się pokus dla drugiej osoby?
Czy było warto? Na pewno. Jestem 8 lat z mężczyzną który mnie kocha. Może nie jest idealny ale mnie kocha. A to jest w dzisiejszych czasach sukces. Często ludzie kochają bez odwzajemnienia. A ja dzielę życie z osobą, która mnie kocha. Szczęściara smile
Mogę sobie spojrzeć w lusterko o nie zdradziłam. Byłam szczera i to się opłaciło. Nie wyrządziłam "D" najgorszej krzywdy jaka może spotkać człowieka - nie zdradziłam go.
Czy jestem szczęśliwa? Jak nie być? W końcu jestem z kimś kto mnie kocha. A, że nie jestem przekonana do słuszności swojej decyzji. No cóż samo życie. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Przez ostatnie półtora roku nie było dnia abym nie myślała o "X". Że być może podjęłam złą decyzję. Najgorszą jaką mogłam podjąć. Może rzeczywiście byliśmy dla siebie stworzeni (to jakieś pozostałości z dzieciństwa z przeczytanych bajeczek z Happy End'em).

To doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Z realistki twardo stąpającej po ziemi, która wierzy tylko w to co jest do udowodnienia stałam się osobą która znalazła w swojej palecie barw prócz czarnego, szarego i białego, całą gamę barw tęczy. I to, że coś wydaje się być trudne, nie przejmuj się - jest dużo trudniejsze w rzeczywistości.

Może ktoś się zmusi i przeczyta moje wypociny. Może komuś to pomoże. Może tylko skomplikuje.
W każdym bądź razie dedykuje to wszystkim tym osobom, które twierdzą, że zdrady spowodowane są chwilowymi zauroczeniami. Że to nie jest miłość tylko chwilowe zauroczenie. Które krytykują ludzi, którzy wątpią, zdradziły bądź chcą zdradzić. Które twierdzą, że jest to niedojrzałe zachowanie, i że takie osoby nie zasługują na szczęście. Które wszystkie trudne chwile w związku wrzucają do jednego worka.

Ale żeby nie było pesymistycznie. Cieszę się, że nie zdradziłam. Postąpiłam słusznie. Warto walczyć. Nie przypuszczałam tylko, że będę miała satysfakcję z tego, że nie uległam pokusie a nie z tego, że jestem szczęśliwa.

7

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

8

Odp: czy ja kocham dwie osoby

D - nie wierzy że masz romas - jemu to do głowy nie przyszło - nie wierzy że możesz mieć i dla tego nic nie robi. Normalny facet, albo by pokazywął swoją dezapropbatę - w sposób wyraziście zauważalny - namacalny i dotkliwy, albo by walczył. Wobec tego to co przeżywasz to wyłacznie walka, którą toczysz w sobie, czy jest większa czy mniejsza - to nie ma znaczenia, nia ma znaczenia, Twój "hart" ducha i ciała. Masz miłość - pokaż D, że robisz to bo wciąż wierzysz w związek - powiwedz mu dokładnie to co tu napisałaś, powiedz mu, to wszystko, że trwasz nadal ... zapytaj go wtedy czy umie to docenic - czy docenia, czy po tym wszystkim, jedyne co będzie mógł wnieść w związek - to będzie jego bezczynność.
Ktoś powie - nie gadaj, nie mów , ale D. nic nie wie najwyraźniej co się dzieje w jego związku, w jego otoczeniu - ma klapy na oczach.
Jeśli nic z tym nie zrobi w takiej sytuacji, to owszem można go kochać, ale nie ma co liczyć, że będzie lepiej, to już nie huśtawka to stan constans, a skoro przeszkadza, to znaczy że z czasem zatruje ten związej. X - to nienajlapsza partia - bo zrodzona z cierpienia. Jeśli się zdecydujesz odejsć od D. - bo on nic nie zrobi, kiedyś przy jakieść kłótni, za pare la gdy codzienność wkradnie się między Ciebie , a X- lepiej byś mu nie wypomniała, że właściwie, to Wasz związek, zrodził się majać u podtaw nieszczeście Twojego poprzedniego związku, co wcale nie znaczy, że X jest przegrany. Pogadaj z D. Rozmowa to podstawa. Nie zachowuj się jak kobieta - bo on powinien się domyśleć, zareagować, coś zrobić - to myśli krążące tlko w Twojej głowie - on na nie nie reaguje bo o nich nie wie. Jeśli nie będziesz rozmawaiać, zawsze będzie za Tobą łazić że D. mozliwie że by powalczył, ale TY nie mówiąc mu o tym co czujesz, jakie rzeczy Tobą targają jakie mysli, i to że pozwoliłaś dopuścić do siebie kogoś innego - przez to nie dałaś mu szans - szansy swoim obecnym uczuciom.

9

Odp: czy ja kocham dwie osoby
madoja napisał/a:

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

mężczyźni potrafią sie zmienić, jest na tym forum kilka przykłądów, potrafią zmienić swoje nastawienie, a to wystarcza, brak wiary w to powoduje, że nie daje sie szansy by to zaistniało, albo testuje się przesadnie do momentu, gdy ktoś nie ma sił - co jest bzdurą.

10

Odp: czy ja kocham dwie osoby
Dunkis napisał/a:

mężczyźni potrafią sie zmienić, jest na tym forum kilka przykłądów, potrafią zmienić swoje nastawienie, a to wystarcza, brak wiary w to powoduje, że nie daje sie szansy by to zaistniało, albo testuje się przesadnie do momentu, gdy ktoś nie ma sił - co jest bzdurą.

Nie rozumiem co to ma wspólnego z moją wypowiedzią (skoro ją zacytowałeś). Nigdzie nie napisałam, że człowiek nie potrafi się zmienić. Napisałam, że w jej facecie wielka przemiana się nie dokonała.

11

Odp: czy ja kocham dwie osoby
madoja napisał/a:
Dunkis napisał/a:

mężczyźni potrafią sie zmienić, jest na tym forum kilka przykłądów, potrafią zmienić swoje nastawienie, a to wystarcza, brak wiary w to powoduje, że nie daje sie szansy by to zaistniało, albo testuje się przesadnie do momentu, gdy ktoś nie ma sił - co jest bzdurą.

Nie rozumiem co to ma wspólnego z moją wypowiedzią (skoro ją zacytowałeś). Nigdzie nie napisałam, że człowiek nie potrafi się zmienić. Napisałam, że w jej facecie wielka przemiana się nie dokonała.

Nie zgadzam się z twierdzeniem, że związek który wymaga walki, nie jest jej wart.
Bo w takim razie, co jest warte walki jeśli właśnie nie związek?
Dla mnie samo to, że ktoś podejmuje walkę o związek określa jego wartość. Im mocniej się o niego walczy, tym wymowniejsze jest, że większa ma wartość.

Problem jest jednak taki, że nie wszyscy wiedzą co tracą, bo najlepiej to odczuć, gdy tego już nie ma. Cała rzecz by znaleźć odpowiednią motywację i dochodzimy do sedna, to że jej facet się nie zmienił, można by skwitować, iz możliwe, że nie ma odpowiedniej motywacji do tych zmian.

12

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Jeśli kochasz i ktoś kocha Ciebie, to o co walczyć?
Skoro trzeba walczyć o czyjeś uczucia, to chyba coś jest nie tak.

13

Odp: czy ja kocham dwie osoby
madoja napisał/a:

Jeśli kochasz i ktoś kocha Ciebie, to o co walczyć?
Skoro trzeba walczyć o czyjeś uczucia, to chyba coś jest nie tak.

Dokładnie o uczucia się nie walczy ale je podtrzymuje, walczyć to można o życie..

14 Ostatnio edytowany przez polka12345 (2013-09-03 21:23:29)

Odp: czy ja kocham dwie osoby
Katarzynka82 napisał/a:
madoja napisał/a:

Jeśli kochasz i ktoś kocha Ciebie, to o co walczyć?
Skoro trzeba walczyć o czyjeś uczucia, to chyba coś jest nie tak.

Dokładnie o uczucia się nie walczy ale je podtrzymuje, walczyć to można o życie..

Tutaj niestety się nie zgodzę. Walczyć warto. Nie o czyjeś uczucia ale związek, który w danym momencie przechodzi ciężkie chwile. Jeżeli mielibyśmy się poddawać przy pierwszej lepszej okazji.... wow pewnie sądy rodzinne miały by co robić.

Swoją drogą wystąpiło pewne niezrozumienie. Nie napisałam nic o braku zaangażowania ze strony D. Nie taki był cel. Na chwilę obecną przyznam, że widzę różnicę w jego zachowaniu. Stara się. Nawet pokuszę się o wyrażenie, że nie jedna mogła by mi zazdrościć. Chciałam zwrócić uwagę na coś zupełnie innego:
Człowiek skonstruowany jest tak, że przy poznaniu nowej "lepszej" osoby ma wrażenie, że z nią ułoży sobie życie dużo ciekawiej. A to dlatego, że wydaje mu się, że kocha jak nigdy wcześniej. Ale ta miłość tak na prawdę jest dlatego tak bardzo idealna ponieważ nie zaznała ona życia codziennego. Jest to miłość oparta na wyobrażeniu jak może być pięknie. Tym bardziej teraz kiedy w swoim życiu nie układa się najlepiej. Natomiast czy jej urok właśnie na tym nie polega?
Decydując się na nią traci ona to piękno (to jest moja oczywiście opinia).

Cierpiętnicą nie jestem. Jestem zadowolona, że nie skreśliłam 6 lat związku (teraz już 8 tongue) Jest nam dobrze ze sobą. A że myślę co by było gdyby... hm... Tak na serio to wyobrażenie tego jest piękne. A znając realia życia pięknie być może długo by nie było. Wiele osób decyduje się na zerwanie więzi dla tej nowej unoszącej miłostki i jak to się kończy?
A ja mam do czego wracać myślami.

Może mnie nie zrozumiecie ale jestem szczęściarą.
Mam fajny związek. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że trwały bo przeszedł wiele. Próbę czasu pokonał. A prócz tego mam miłość idealną do której mogę wracać myślami (a że czasami nad myślami nie panuję to już inna bajka:))

Gratuluję, że posiadacie miłość o którą nie trzeba walczyć. Ale jej nie zazdroszczę. Może kiedyś jak będzie mi dane doczekać wnuków to będę mogła się pochwalić im, że babcia z dziadkiem wiele pokonali a mimo wszystko 100 lat ze sobą przeżyli.

Współczuję osobą, które twierdzą, że nie należy walczyć o związek. Z takim podejściem pierwsze lepsze potknięcie nie wróży szczęśliwego zakończenia.

Dedykowałam swój poprzedni wpis osobom, które wszystkie "przelotne romanse" wrzucają do jednego wora. Chciałam zwrócić uwagę tych zdradzonych kobiet/żon/mężczyzn/mężów, że może nie zawsze jest tak, że partner/partnerka chwilowo zapomniała się w chwilach uniesienia. Może po prostu spotkały na swojej drodze kogoś na prawdę wartościowego. Swoje przeznaczenie. Nie zawsze chodzi tylko o odskocznie czy udany seks. I co wtedy? Moim zdaniem sytuacja bez idealnego rozwiązania.

Ale to jest mój pogląd. Nie chcę nikogo przekonywać. Ale czasem warto spojrzeć na coś z innej perspektywy.

I podkreślę jeszcze raz:
Warto walczyć o związek. Przykre jest to jak ludzie teraz są wygodni. Że wszystko się należy nic nie dając w zamian. Związek po przejściu, który się ułożył, ma zupełnie inny wymiar. Dużo lepiej smakuje i przynosi wiele satysfakcji. Nie życzę nikomu kryzysu, ale życzę każdej osobie, która kocha aby mogła odczuć właśnie tą satysfakcję, że coś co budowali przez wiele lat jest trwałe i silne.

15

Odp: czy ja kocham dwie osoby
madoja napisał/a:

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

A jaki był by komentarz gdybym jednak zdradziła, może nawet zostawiła dla "X". Do tego pewnie wspomnienia i tęsknota za "D". Ponownie niepewność czy na pewno dobrze zrobiłam? Chyba nie muszę opisywać. A duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie by było. Tak już z nami ludźmi jest. Pociąga nas to co niewiadome. A wyobrażenia o tym zawszę są piękne.

Forum ma taką specyfikę, że należy wygłaszać swoje opinie jak również pozwolić innym na to samo. Więc ostro nie było smile

16

Odp: czy ja kocham dwie osoby

W takim wykonaniu zostawila mnie kobieta..tak sie zaczelo CZAT...i zostalem sam...Wiec uwazaj...;d

17

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Mnie się podoba Twoja historia. jestem pod wrażeniem Twojej rozwagi. Bo przecież pokusa była smile
A przy okazji ile masz pięknych wspomnień.

18

Odp: czy ja kocham dwie osoby
polka12345 napisał/a:
madoja napisał/a:

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

A jaki był by komentarz gdybym jednak zdradziła, może nawet zostawiła dla "X". Do tego pewnie wspomnienia i tęsknota za "D". Ponownie niepewność czy na pewno dobrze zrobiłam? Chyba nie muszę opisywać. A duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie by było. Tak już z nami ludźmi jest. Pociąga nas to co niewiadome. A wyobrażenia o tym zawszę są piękne.

Forum ma taką specyfikę, że należy wygłaszać swoje opinie jak również pozwolić innym na to samo. Więc ostro nie było smile

Lubisz komlikować nie? Jak każda kobieta, nie potrafisz się skupić na tym co masz, tylko komplikować sprawy? nie ważne jaki byłby komentarz - chyba że zdradziłaś i boisz się do tego przyznać , dla tego tak zaczepnie pytasz?

19

Odp: czy ja kocham dwie osoby
Dunkis napisał/a:
polka12345 napisał/a:
madoja napisał/a:

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

A jaki był by komentarz gdybym jednak zdradziła, może nawet zostawiła dla "X". Do tego pewnie wspomnienia i tęsknota za "D". Ponownie niepewność czy na pewno dobrze zrobiłam? Chyba nie muszę opisywać. A duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie by było. Tak już z nami ludźmi jest. Pociąga nas to co niewiadome. A wyobrażenia o tym zawszę są piękne.

Forum ma taką specyfikę, że należy wygłaszać swoje opinie jak również pozwolić innym na to samo. Więc ostro nie było smile

Lubisz komlikować nie? Jak każda kobieta, nie potrafisz się skupić na tym co masz, tylko komplikować sprawy? nie ważne jaki byłby komentarz - chyba że zdradziłaś i boisz się do tego przyznać , dla tego tak zaczepnie pytasz?

Strach? Przed czym? Na forum? Heh... Jak zdążyłeś już doczytać - nie zdradziłam. Nie rozumiem Twojego oburzenia. Przedstawiam tylko i wyłącznie inny punkt widzenia.

20

Odp: czy ja kocham dwie osoby
Dunkis napisał/a:
polka12345 napisał/a:
madoja napisał/a:

Ja przeczytałam ten wątek i nie wiem czy zgodzić się z Twoim "było warto".

Z Twojego ostatniego postu wynika, że jednak nie do końca jesteś szczęśliwa, ale wmawiasz sobie że miłość wymaga ofiar. Moim zdaniem nie wymaga. Jestem w trochę krótszym stażem związku, bo 5-letnim, mam 32 lata. W moim związku (teraz małżeńskim) nie ma żadnej walki o uczucia, niepewności, ponoszenia ofiar, wzlotów i upadków (a napisałaś że tak jest wszędzie?). Żyjemy wciąż na tym samym poziomie szczęścia, wciąż czuję się kochana i nigdy nie mam co do tego wątpliwości. Budzę się i zasypiam szczęśliwa, nigdy nie myślałam o swoim małżeństwie "daleko mu do ideału".
Z mojego punktu widzenia związek który wymaga walki, nie jest jej wart.

Twoja historia jest dla mnie smutna. Nie chcę oceniać Twojej decyzji, jedynie piszę jak to odebrałam. Nie ma tu właściwie pozytywnego zakończenia, w Twoim partnerze nie dokonała się wielka przemiana, chociaż minęły 2 lata.
Piszesz że Twój partner Cię kocha, ale jednocześnie nie powiedział ani słowa, gdy powiedziałaś że jest w Twoim życiu ktoś jeszcze. Nie zareagował, gdy szłaś na spotkanie z tamtym. Z tego co napisałaś, nie chce nawet ślubu (no dobra, to niby Wasza wspólna decyzja, ale nie zmienia to kwestii tego, że on nie chce). Nie rozumiem, jak można pisać o sobie w tym przypadku "szczęściara".

Przepraszam, jeśli napisałam coś za ostro, ale chciałam wyrazić swoją opinię.

A jaki był by komentarz gdybym jednak zdradziła, może nawet zostawiła dla "X". Do tego pewnie wspomnienia i tęsknota za "D". Ponownie niepewność czy na pewno dobrze zrobiłam? Chyba nie muszę opisywać. A duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie by było. Tak już z nami ludźmi jest. Pociąga nas to co niewiadome. A wyobrażenia o tym zawszę są piękne.

Forum ma taką specyfikę, że należy wygłaszać swoje opinie jak również pozwolić innym na to samo. Więc ostro nie było smile

Lubisz komlikować nie? Jak każda kobieta, nie potrafisz się skupić na tym co masz, tylko komplikować sprawy? nie ważne jaki byłby komentarz - chyba że zdradziłaś i boisz się do tego przyznać , dla tego tak zaczepnie pytasz?

Aleś głupi ona go naprawiła, wywołała w nim zazdrość, tak się robi stawia się sprawę na ostrzu noża a sam nic nie wiesz bo każdy jest inny a ty patrzysz stereotypami i schematami jakbyś miał jakiś uwiąd starczy lol

21

Odp: czy ja kocham dwie osoby

Nigdzie nie odniosłam się do X, nigdzie nie stwierdziłam że trzeba było odejść od stałego partnera albo zdradzić go. Dla mnie X. wręcz w tej historii jest mało istotny.

Ale może mamy inne wartości po prostu. Mi łatwiej byłoby wybaczyć jednorazowy seks po pijaku, niż całoroczne olewanie przez faceta, uciekanie na noce, brak seksu, brak jego reakcji gdy jego kobieta mówi "idę na spotkanie z facetem z chata". To dla mnie totalny hardcore.
Dla Ciebie zdrada (seks) to najgorsze co może być, dla mnie nie. O wiele gorsza niż zdrada psychiczna jest brak miłości. I nie pisz, że on tak naprawdę Cię wtedy kochał (mówię o D.), bo facet który kocha zachowuje się zupełnie (zupełnie!) inaczej.

Mimo że dla mnie Twoja historia ma sad-end, zamiast happy-endu, to życzę Ci dobrze.

22

Odp: czy ja kocham dwie osoby

"O który walczę cały czas, ale "do tanga trzeba dwojga". Czy odpuścić tak jak i D odpuścił i dać się porwać tym motylkom w brzuchu."

Zaczynam z niechęcią patrzeć na motyle. Co te piękne owady są winne, że tak do obrzydzenia używacie zwrotu, który ewentualnie byłby znośny w ustach pięciolatki, ubranej na różowo, która wkrótce ma dostać cukrową watę i bilet na karuzelę.

Posty [ 23 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » czy ja kocham dwie osoby

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024