Ślub, a po co? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 53 ]

Temat: Ślub, a po co?

Wiem, że wyskoczyłam z tym tematem jak Filip z konopi, ale powiem szczerze, że kompletnie nie rozumiem tej całej ekscytacji. Bo tak, czy nie lepiej, swobodniej żyć w związku partnerskim? Co daje ślub poza sprawami formalno-finansowymi (dziedziczenie, możliwość wspólnego rozliczania, podjęcia kredytu etc.)?
Małżeństwo kojarzy mi się z jakąś mentalną niewolą. Dużo lepiej jest żyć jako wolny duch, bezpieczniej.

A co do samego aktu ślubu. Kurcze, nie znoszę kiecek ślubnych są takie kiczowate i tandetne. Pomijam już fakt, że jestem niska i przy kości i w tych kieckach wyglądałabym jak gruba beza, po której mdli. Wesela to dla mnie wiejskie imprezy. A kościelny ślub nie ma dla mnie znaczenia, bo jestem niewierząca.
Tylko obawiam się, że kiedyś będę zmuszona żeby wziąć  ślub. Mój chłopak na razie go nie chce, ale myślę, że przyjdzie czas, że zachce, a do tego presja rodziny, dla której "małżeństwo być musi" choćby sensu najmniejszego nie miało. Ehh...


I tak na koniec zostawiam Was z pytaniem. Ślub, a po co ślub?



PS. Uprzedzę jedną z najbardziej możliwych odpowiedzi, "z miłości" to nie odpowiedź. Ja mojego chłopaka też kocham, inaczej bym z nim nie była.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Ślub, a po co?

Droga Inwersjo smile Małżeństwo kojarzy Ci się z niewolą, nie znosisz kiecek ślubnych, ślub kościelny nie ma dla Ciebie znaczenia, wesela uważasz za wiejską imprezę. To są Twoje poglądy przez które m.in. tak negatywnie jesteś nastawiona do tego zjawiska. No cóż, niektórzy mają taką potrzebę, a inni wolą żyć na tzw. kocią łapę- ile ludzi, tyle rodzai związków. smile

To prawda, małżeństwo jest zobowiązaniem. Ale dlaczego nie pobierać się z miłości ? Ja jakbym kochała kogoś nad życie i wiedziała, że nie pragnę już tak bardziej nikogo innego, to nie odmówiłabym ślubu, ponieważ bierze się go przede wszystkim z miłości, wierności, zaufania i pewności, że związujemy się z tym jedynym. A cała reszta to tylko formalności umacniające więź. Ślub jest po to, aby w pełni zagwarantować partnerowi naszą miłość aż do śmierci. Żeby ta gwarancja miała pokrycie w rzeczywistości, miłość się rozwijała, wzrastała. A nowożeńczy ? Przecież nie wyglądają jak ostatnie nieszczęście, jakby zrujnowali sobie całe dalsze życie. Są uroczo radości, roześmiani i na weselu dzielą się z gości właśnie tą wspaniałą radością. Łączy ich dom, wspólne nazwisko i wiele, wiele innych. smile Takie jest moje zdanie na ten temat.

3

Odp: Ślub, a po co?
London69 napisał/a:

Ślub jest po to, aby w pełni zagwarantować partnerowi naszą miłość aż do śmierci.

Niestety najgorszy argument jaki słyszałam. Ślub to żadna gwarancja.


A tak na marginesie, nie znam żadnego szczęśliwego małżeństwa...

4 Ostatnio edytowany przez London69 (2010-04-03 21:29:35)

Odp: Ślub, a po co?
inwersja napisał/a:
London69 napisał/a:

Ślub jest po to, aby w pełni zagwarantować partnerowi naszą miłość aż do śmierci.

Niestety najgorszy argument jaki słyszałam. Ślub to żadna gwarancja.


A tak na marginesie, nie znam żadnego szczęśliwego małżeństwa...

Jak to żadna gwarancja ? To skoro nie z miłości, to dlaczego ? Ze względu na seks, pieniądze ? To nie są powody. Ja nie widzę innego niż miłość i nie jest to najgorszy argument, uwierz mi, są wiele gorsze. Ten jest akurat najpiękniejszy, bo ślub bez miłości to tak naprawdę jest NIC. Wg Ciebie może i tak nie jest, ale przeważająca norma bierze ślub z miłości, bo piękniejszego powodu nie ma.

A ja znam dużo szczęśliwych małżeństw. A nawet jeśli są jakieś nieszczęśliwe, to dlaczego akurat Twoje, moje czy kogoś innego też ma być takie ? Każdy ma sobie sam kreować swoje małżeństwo, nie patrząc na innych. Trochę więcej optymizmu wink

5

Odp: Ślub, a po co?

Dlaczego ludzie biora slub?
1. Bo wyznaja religie katolicka i takie sa ich zasady.
2. Impreza i otoczka niektorym (a nawet wiekszosci wink) sie podoba i pozwala jeszcze bardziej napawac sie miloscia.

Nie przychodza mi na mysl inne powody wink

6

Odp: Ślub, a po co?

Dlaczego ludzie biorą slub?
*Bo to jest przysięga nie tylko przed Bogiem ale przed parą która chce zawrzeć zwiazek małżęński.
*Jest to obietnica którą składamy przed sobą.
*Jest zapewnieniem o swojej miłości do partnera/partnerki
* W tym dniu dzielimy się swoim szczęściem z najbliższymi


Ja równiez kocham swojego partnera i nie jest mi straszne złożyć przysięgę małżenską. Wiem na co się decyduje i chcę uroczyście ślubowac miłość , wierność i uczciwosc małzeńską oraz to że, nie opuszczę Cię ( mojego narzeczonego) aż do śmierci.

7

Odp: Ślub, a po co?

A ja zgadzam się z inwersją. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że to właśnie ślub a nie życie w wolnym związku jest pójściem na łatwiznę. Większość ludzi pobiera się, żeby uniknąć pytań, dociekań, żeby było łatwiej z nazwiskiem, dziedziczeniem itd... Niestety, nie jest to gwarantem szczęśliwego życia pełnego miłości. Proza codzienności potrafi bardzo rozczarować a smętne trwanie przy sobie jako mąż i żona jest zaprzeczeniem wszystkich wyobrażeń, jakie robi się w dniu ślubu.

Parcie na ślub zaczyna się wraz z oglądaniem pierścionków zaręczonych koleżanek. Tuziny innych dziewczyn też chcą już i natychmiast by wybranek padł przed nimi na kolana z sakramentalnym pytaniem. Potem szaleństwo sukienek, podwiązek, zaproszeń i wszystkiego, co ma być przez jeden dzień ,,spełnieniem marzeń o byciu księżniczką". W rzeczywistości każdy ślub, o ile para nie pokusi się na żadną ekstrawagancję typu skok ze spadochronem jest kiczowaty i tendetny. Oklepana muzyka, alkohol, jedzenie, baloniki, do tego wszystko goście których ponad połowa nie jest znajoma parze młodej bo zaprosili ich rodzice młodych- tak wygląda większość polskich wesel.

Jest to dzielenie radości z tymi, których wypadało zaprosić. I czy do końca szczere...?

Wolny związek z prawdziwej miłości to płynięcie pod prąd. Nie ślepe podązanie za tłumem, gdzie 95% małżeństw to małżeństwa katolickie, które z Kościołem niewiele mają wspólnego. To stawanie w obronie uczuć niemal każdego dnia kiedy natrętne ciotki dopytują i namawiają.
Osobiście uważam, że wolny związek to nie uciekanie od odpowiedzialności. W wolnym związku trzeba starać się bardziej, by pomimo braku jakichkolwiek zobowiązań trwać ze sobą pomimo wszystko.

Nie chcę kwestionować tutaj niczych poglądów. Śmieszy mnie jednak życie według schematów, a nie własnych przekonań.

8

Odp: Ślub, a po co?

Dla mnie malzenstwo daje poczucie bezpieczenstwa, stabilizacji. Jest przypieczentowniem milosci. Planujmy z R. slub, jestesmy na etapie wyboru pierscionka:) ze wzgledu na to ze R. jest rozwodnikiem nie mozemy wziac koscielnego slubu co mi w ogole nie przeszkadza bo jestem osoba niewierzaca. Nie znosimy typowych wesel gdzie goscie siedza jak te wiepsze zapijaczone przy stole,zabawy typowo weselne tez nam sie nie podobaja. zamiast wesela bedziemy mieli przyjecie weselne w jakiejs eleganckiej i dobrej restauracji lub w jakims klimatycznym dworku lub palacyku. Zamiast wodki szampan i wina. Ma byc elegancko i z klasa smile
Czyli nasz slub nie bedzie taki jak wiekszosc poniewaz to ma byc nasz dzien i nasze przypieczetowanie zwiazku a nie impreza dla rodziny.
Czesto glowym powodem slubu jest ciaza.

9

Odp: Ślub, a po co?
gothka napisał/a:

Śmieszy mnie jednak życie według schematów, a nie własnych przekonań.

Niektórym odpowiadają te schematy i stają się ich przekonaniami. smile Ale jak już wspominałam, to jest b.indywidualna sprawa i każdy ma inne poglądy na ten temat.

10

Odp: Ślub, a po co?

Ja Cię rozumiem, inwersjo.
Też nie chcę brać ślubu, tzn. kościelnego na pewno nie wezmę, bo uważam to za bezsensowne biorąc pod uwagę fakt że oboje z lubym jesteśmy niewierzący i przeciwni Kościołowi. Jeżeli już to weźmiemy cywilny - dla wygody, lepiej jest być rodziną w świetle prawa.

Nie czuję "ciśnienia" na małżeństwo - nie lubię nawet dzielić się swoim szczęściem (w sensie pokazywania go i opowiadania o nim), dla mnie to coś prywatnego i intymnego, takiego "między nami dwojgiem", a jakbym miała wyprawiać wesele dla - oprócz rodziny i przyjaciół - kilkunastu lub kilkudziesięciu nieznajomych mi osób (jak już tu wcześniej wspomniałyście - kogoś wypada zaprosić itp.), to czułabym się po prostu źle i nie umiałabym chyba czerpać z tego radości.

Kolejnym powodem, dla którego nie czuję się przekonana do ślubu, jest właśnie ta przysięga. Jak mogę przysięgać komuś coś, czego nie jestem - i nie mogę być - pewna, czy dotrzymam? Przecież nie mogę być z partnerem bezwarunkowo. Jeśli zacznie pić i mnie bić, zdradzać mnie, przestaniemy się dogadywać i nic nie będzie pomagało (a mało to przypadków, kiedy takie rzeczy przychodziły dopiero po latach?), to przecież odejdę. Mogę przysięgać chęć bycia z nim do końca życia i gotowość do tego, jeżeli nic nie zmieni się na gorsze, ale nie mogę przysiąc z pełną odpowiedzialnością, że nie opuszczę go "co by się nie działo".

11

Odp: Ślub, a po co?

Anemonne ma rację- jeżeli partner stanie się agresywny, zaborczy i zacznie stosować przemoc to mam trwać przy nim ,,bo przysięgałam"? A gdzie miejsce na moją godność?

12

Odp: Ślub, a po co?
inwersja napisał/a:
London69 napisał/a:

Ślub jest po to, aby w pełni zagwarantować partnerowi naszą miłość aż do śmierci.

Niestety najgorszy argument jaki słyszałam. Ślub to żadna gwarancja.

Wspólne mieszkanie bez żadnych zobowiązań tym bardziej nie jest żadną gwarancją.


Rozumiem, że skoro tak negatywnie kojarzy Ci się ślub, to jesteś na NIE. Ale mi kojarzy się pozytywnie i w takim nastawieniu do niego zostałam wychowana i dlatego jestem na TAK.

Dla mnie ślub to przysięganie sobie nawzajem, że zawsze będziemy razem i że jesteśmy siebie nawzajem pewni. To błogosławieństwo od naszych rodziców i Boga na założenie naszej własnej rodziny. To pokazanie, że innego mężczyzny już nie chcę i inni mnie nie interesują. To pewność, że będę walczyć o ten związek i o wspólną przyszłość. Ślub to przede wszystkim POCZĄTEK czegoś cudownego i wspaniałego, bo wspólnego życia w miłości, na które wspólnie się decydujemy i nikt nas do tego nie zmusza.

Celowo nie wymieniam praktycznych powodów, bo są one dla mnie mniej ważne. Nie dla nich będę brać ślub.

13 Ostatnio edytowany przez gothka (2010-04-04 13:35:51)

Odp: Ślub, a po co?

Żyję w wolnym związku i kiedy mówię mojemu mężczyźnie ,,kocham Cię" to też chce mu przez to powiedzieć, że chce być z nim i tylko z nim. Nie potrzebuje i nie chcę nikogo innego, prócz niego. Też mamy lepsze i gorsze dni i też niekiedy walczymy o to, by było nam ze sobą lepiej- mimo, że nie mamy ślubu. Kochamy się i to dla nas wystarczający powód, by być razem pomimo przeszkód.

Z wypowiedzi a_normalnej można wywnioskować, że życie bez ślubu (czyli w narzeczeństwie również) oznacza, że inni potencjalni partnerzy nadal nas interesują (choć rozumiem, że nie o to jej chodziło).

To nie ślub jest gwarancją miłości a ciężkie chwile, które przechodzi się razem.

14

Odp: Ślub, a po co?

Gothka, oczywiście, że ślub nie jest gwarancją i wiele osób bardzo błędnie uważa, że gdy tylko stanie się na ślubnym kobiercu to nie trzeba już dbać o związek, bo obrączka wszystko załatwia.

I nie chodziło mi o to, że gdy żyje się w wolnym związku (zwracam uwagę, że to oksymoron) to potencjalnie można zdradzać, tylko o to, że np na jakiejś imprezie wpadam facetowi w oko i startuje do mnie myśląc, że jestem wolna i muszę tłumaczyć, że mam faceta (on oczywiście może nie uwierzyć, ale bajerować, że chłopak nie musi nic wiedzieć itp, itd), ale gdy zobaczy obrączkę, to już jest wiadome, że jestem zajęta i nic nie muszę tłumaczyć (przynajmniej rozumnemu facetowi).

Ja tylko mówię, że DLA MNIE ślub wiąże się z ostatecznym złączeniem się z ukochaną osobą. Oczywiście, że mogłabym zamieszkać bez ślubu z narzeczonym, ale obydwoje nie chcemy takiego życia. Dla nas osobiście małżeństwo to podstawowy budulec rodziny.

Każdy żyje jak chce. I chociaż nie podoba mi się takie życie na kocią łapę, to staram się nie krytykować mojego brata, który kultywuje właśnie taki "wolny związek". Ma do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo wyjść za mąż bez krytykowania, że jestem głupia, bo daję się zakuć w kajdany.

15

Odp: Ślub, a po co?
a_normalna napisał/a:

tak samo jak ja mam prawo wyjść za mąż bez krytykowania, że jestem głupia, bo daję się zakuć w kajdany.

No pewnie, każdy ma prawo robić to co mu się podoba. Dla niektórych ślub to totalnie uwięzienie a dla innych coś pięknego i cudowne zycie po nim. NIe w każdym małżeństwie przecież jest przemoc, alkohol. To, że w niektórych przypadkach tak jets, wcale ine musi znaczyć, że i w kolejnych tak będzie. Nie ulegajmy temu, że w tych czasach po slubach żyje się źle, bo jest dużo rozwodów itp.- to jest tylko uogólnianie. Przeciez są też szczęśliwe małżeństwa, nic nie można z góry zakładać, że moje małżeństwo to może być takie albo takie. Jakie będzie to zalezy tylko od nas samych.

16

Odp: Ślub, a po co?

Po co ślub? Dobre pytanie. Może po to, aby:
*spełnić dziewczęce marzenie o białej sukni i takie tam sprawy wink?
*nie słuchać narzekań rodziny i uniknąć pytań: "to kiedy to wesele?", "a dziecko będzie nieślubne?"...
*postąpić zgodnie ze swoją wiarą,
*poczuć stabilność,
*w razie jakiegoś wypadku mieć ułatwienie
*udowodnić swoją miłość,
*zagarnąć czyjś majątek
Więcej nie przychodzi mi do głowy.
Tylko proszę mojego zdania nie utożsamiać ze wszystkimi punktami smile

17

Odp: Ślub, a po co?

Myślę, że w głównej mierze swoje poglądy na temat związków i ślubu wyciąga się na podstawie obserwacji w rodzinie. W moim najbliższym otoczeniu zawsze było w porządku i bez większych patologii. Dlatego wyrosłam w przeświadczeniu, że ślub to naturalna kolej rzeczy dla związku, zespala dwójkę ludzi i gdyby nie niosło ze sobą dobra, to ludzie by tego zwyczajnie nie robili. Ale są osoby, które miały same negatywne przykłady i nie dziwię się im, że czują awersję i same negatywne uczucia do związku małżeńskiego. Moja przyjaciółka napatrzyła się na nieszczęśliwie małżeństwa swoich dziadków, wujostw, kuzynek i kuzynów i chociaż nie jest całkowicie na "nie", to nie ukrywa, że jej się nie spieszy przed ołtarz.

18

Odp: Ślub, a po co?

Dobrze powiedziane, a_normalna. Ja też wyrosłam w spokojnej atmosferze bez widoku rozpadających się związków i walczących ze sobą małżeństw. Może dlatego nie mam nic do ślubu i wydaje mi się to naturalną koleją rzeczy smile. Aczkolwiek argumenty, które podaje inwersja są zupełnie OK. Dla każdego coś dobrego smile.

19

Odp: Ślub, a po co?

mamba, wszystko zależy czego oczekujesz od związku i ile ci wystarcza (że tak to ujmę).

20 Ostatnio edytowany przez London69 (2010-04-04 20:22:41)

Odp: Ślub, a po co?

W pełni popieram Cię a_normalna. Wokół mnie pełno szczęśliwych małżenstw, więc jestem do tego pozytywnie nastawiona. Oczywiście znajdzie się jakieś nieszczęśliwe, ale jak to mówią: wyjątek wśród reguł jest normą. Zacytuje mambe: dla każdego coś dobrego wink I jak wspominałam, to że jest jakieś nieszczęśliwe, to nie oznacza, że takie też będzie moje. smile

21

Odp: Ślub, a po co?

Może w jakiejś części szczęśliwe lub nie małżeństwa naszych krewnych wpływają na decyzję o ślubie. Chociaż u mnie w rodzinie wszystkie małżeństwa są szczęśliwe a mnie do ślubu się nie spieszy.

Sądzę, że to raczej zasady moralne wynikające z religii katolickiej w naszym kraju w dużej mierze wpływają na to, że młodzi ludzie decydują się na ślub. Inaczej ,,nie wypada".

22

Odp: Ślub, a po co?

Przysięganie miłości samo w sobie jest absurdalne i wbrew naturze. Wierność można przysięgać, to, że się nie opuści też, bo zależy od nas. Można się zawziąć w sobie i pomimo tego, że nic do partnera już się nie czuje pozostać mu wierną. Ale sorry, nie można przysięgać miłości do grobowej deski, bo miłość nie jest związana jedynie z czynami, ale z uczuciami, stanem ducha... Nie masz całkowitego wpływu na to czy partner zwyczajnie kiedyś nie zobojętnieje Ci, czy uczucie nie wypali się, nie wygaśnie.

Co absurdalne przysięgamy nie kłamać, a kłamiemy już podczas przysięgi - przysięgając miłość do śmierci. Nie dla tego, że to na pewno nie będzie zrealizowane, ale dlatego, że przysięgamy coś na co nie mamy całkowitego wpływu.

23 Ostatnio edytowany przez London69 (2010-04-05 12:29:04)

Odp: Ślub, a po co?

Każda ze stron może mieć na to wpływ, ale trzeba się starać. Jedna strona nigdy nic sama nie zdziała. Ale to i tak nie zmienia faktu, że jak dla mnie ślub, wyjście za mąż jest czymś czego mam zamiar dokonać w przyszłości, jesli poznam odpowiediego mężczyznę. smile

24

Odp: Ślub, a po co?

slub,sprawa indywidualnego podejscia.Jedni czuja sie szczesliwi biorac slub,inni wola zycie na tzw,,kocia lape,,wazne jest to by zyc w zgodzie z wlasnymi przekonaniami.Pozdrawiam,zwolennikow ,jak i przeciwnikow slubu

25

Odp: Ślub, a po co?

Ja si?e nie zgodzę z inwersja smile  Każdy ma prawo do swojego zdania takżę nie potępiam tylko sie nie zgadzam wink


Ślub czym on jest już ktos ładnie napisał poczuciem bezpieczeństwa,składając sobie przysięgę wiemy że te uczucie jest szczere(poza wyjatkami brania ślubu z jakiejś przyczyny tego nie rozumiem).
Małżeństwo jest łatwiej uratować niz związek jak przychodzi kryzys a raczej w każdym związku on przyjdzie....
ślub to jest twój jedyny dzień kiedy jesteś najważniejsza taką ksieżniczka dla mnie to jest piękne...

Patrząc na to z punktu widzenia zostajesz w wolnym zwiazku macie dziecko nie pracujesz bo niema jak facet odchodzi od ciebie co dostajesz alimenty na dziecko jakies 300zł i co dalej ????
A tak możesz i dostać alimenty na siebie...

Dla mnie to jest akurat ważna część życia poczuć się bezpiecznie a slub właśnie w wiekszości to daje...

Zreszta ja tak kocham swojego P że chce żeby byl moim mężem nie umiem sobie wyobrazić jakbysmy byli ciagle w wolnym zwiazku....

26

Odp: Ślub, a po co?

Według mnie decyzja o ślubie jest indywidualną decyzją każdego człowieka i nie ma uniwersalnej prawdy na zasadzie "Brać!" albo "Nie brać ślubu!". Jeżeli ktoś na małżeństwo nie jest gotowy, nie dojrzał do tego, to lepiej, żeby nie postępował wbrew sobie, bo naturalnym mechanizmem obronnym w końcu będzie ucieczka z układu, w którym czujemy się zagrożeni.

Inna sprawa jest taka, co rozumie się przez miłość. Każda miłość zaczyna się w końcu od zakochania. Od znanego w psychiatrii jako syndroma amorosum zniekształcenia percepcji, idealizacji partnera i związku. I jeżeli ktoś postrzega miłość jako coś zewnętrznego, to z pewnością się rozczaruje, bo taki stan nie trwa wiecznie. Wypala się zakochanie, a tylko nielicznym parom uda się zbudować w trakcie tej namiętności prawdziwą bliskość i intymność, które będą podstawą dobrego związku.

Są ludzie, którzy nie rozumieją, że to, jak kochają to ich indywidualna umiejętność. Jeżeli ktoś jej nie ma, bierze namiętność za głębokie uczucie, jest bardzo mocno przywiązany do przekolorowanej, idealnej wizji, to każdy związek będzie niósł rozczarowanie albo będzie odgrywaniem jakiejś roli (np. posłusznej kobiety).

Dlaczego chcemy lub nie chcemy wyjść za mąż? Bo małżeństwo jest dla każdego jakimś osobistym symbolem. Jeżeli dla kogoś małżeństwo jest deklaracją założenia rodziny, scaleniem uczuć, obietnicą, daje poczucie bezpieczeństwa, jest czymś pozytywnym, a mąż to człowiek, który z doświadczeń, jakie obserwujemy, kocha, wspiera, pomaga - to będziemy chcieli taki związek zawrzeć.
Ale jeżeli ktoś widzi małżeństwo jako więzienie, obietnice bez pokrycia, wymaganie czegoś, co jest przecież "niemożliwe" - nie będzie chciał się pobrać. Tak, jak wystarczy, że ktoś z doświadczeń swoich czy cudzych nie zna sposobu, by stworzyć dobrą, bezpieczną więź i już nie będzie chciał jej utrwalać.
Ślub można rozumieć jako wyraz wiary i nadziei, gorzej, kiedy się nie ma ani wiary, że ktoś może przy mnie zostać i mnie kochać, ani nadziei, że się uda. I wtedy małżeństwo staje się aktem ufności, którego nie podejmiemy, bo wychodzi na wierzch podświadomy lęk.

Największym paradoksem jest deklarowanie, że nie wezmę ślubu, bo "on nie jest istotny, nie liczy się". Jeżeli coś jest nam obojętne, raczej się na to zgodzimy niż będziemy z tym walczyć. To, co wywołuje w nas sprzeczne uczucia, napięcie albo sprzeciw jest właśnie bardzo ważne i zawsze o czymś mówi. Dlatego warto sobie uświadomić, czym ten ślub jest (dla mnie, nie dla rodziny, przyjaciół czy społeczeństwa) i co decyduje o tym, czy go wezmę smile

27

Odp: Ślub, a po co?
arbuzekona napisał/a:

Ja si?e nie zgodzę z inwersja smile  Każdy ma prawo do swojego zdania takżę nie potępiam tylko sie nie zgadzam wink


Ślub czym on jest już ktos ładnie napisał poczuciem bezpieczeństwa,składając sobie przysięgę wiemy że te uczucie jest szczere(poza wyjatkami brania ślubu z jakiejś przyczyny tego nie rozumiem).
Małżeństwo jest łatwiej uratować niz związek jak przychodzi kryzys a raczej w każdym związku on przyjdzie....
ślub to jest twój jedyny dzień kiedy jesteś najważniejsza taką ksieżniczka dla mnie to jest piękne...

Patrząc na to z punktu widzenia zostajesz w wolnym zwiazku macie dziecko nie pracujesz bo niema jak facet odchodzi od ciebie co dostajesz alimenty na dziecko jakies 300zł i co dalej ????
A tak możesz i dostać alimenty na siebie...

Dla mnie to jest akurat ważna część życia poczuć się bezpiecznie a slub właśnie w wiekszości to daje...

Zreszta ja tak kocham swojego P że chce żeby byl moim mężem nie umiem sobie wyobrazić jakbysmy byli ciagle w wolnym zwiazku....

Nie dostaniesz alimentów na siebie tylko dlatego, że nie pracowałaś po urodzeniu dziecka. Musiałabyś dłuższy czas nie mieć możliwości podjęcia pracy (jakaś ciężka choroba czy cóś, samo posiadanie dziecka nie stanowi fakt niemożliwości podjęcia pracy).

Małżeństwo brata mojego kuzyna było idealne. On i ona skakali wokół siebie jak dwa gołąbki. Nie żyją razem od jakiegoś roku, ale zanim się rozstali ona co najmniej pół roku wcześniej świetnie żyła sobie z kochankiem.
No faktycznie strasznie łatwiej jest uratować! Chyba tylko  sposobem bycia razem "na siłę".
No i faktycznie, bezpieczeństwo tam było zabójcze... oczywiście dla tego związku.

28

Odp: Ślub, a po co?
inwersja napisał/a:
arbuzekona napisał/a:

Ja si?e nie zgodzę z inwersja smile  Każdy ma prawo do swojego zdania takżę nie potępiam tylko sie nie zgadzam wink


Ślub czym on jest już ktos ładnie napisał poczuciem bezpieczeństwa,składając sobie przysięgę wiemy że te uczucie jest szczere(poza wyjatkami brania ślubu z jakiejś przyczyny tego nie rozumiem).
Małżeństwo jest łatwiej uratować niz związek jak przychodzi kryzys a raczej w każdym związku on przyjdzie....
ślub to jest twój jedyny dzień kiedy jesteś najważniejsza taką ksieżniczka dla mnie to jest piękne...

Patrząc na to z punktu widzenia zostajesz w wolnym zwiazku macie dziecko nie pracujesz bo niema jak facet odchodzi od ciebie co dostajesz alimenty na dziecko jakies 300zł i co dalej ????
A tak możesz i dostać alimenty na siebie...

Dla mnie to jest akurat ważna część życia poczuć się bezpiecznie a slub właśnie w wiekszości to daje...

Zreszta ja tak kocham swojego P że chce żeby byl moim mężem nie umiem sobie wyobrazić jakbysmy byli ciagle w wolnym zwiazku....

Nie dostaniesz alimentów na siebie tylko dlatego, że nie pracowałaś po urodzeniu dziecka. Musiałabyś dłuższy czas nie mieć możliwości podjęcia pracy (jakaś ciężka choroba czy cóś, samo posiadanie dziecka nie stanowi fakt niemożliwości podjęcia pracy).

Małżeństwo brata mojego kuzyna było idealne. On i ona skakali wokół siebie jak dwa gołąbki. Nie żyją razem od jakiegoś roku, ale zanim się rozstali ona co najmniej pół roku wcześniej świetnie żyła sobie z kochankiem.
No faktycznie strasznie łatwiej jest uratować! Chyba tylko  sposobem bycia razem "na siłę".
No i faktycznie, bezpieczeństwo tam było zabójcze... oczywiście dla tego związku.

A to Cie zaskocze moja koleżanka która wychowuje dziecko jest w zwiazku małżeńskim ma alimenty na siebie i na dziecko dziecko jest za małe żeby iśc do przedszkola wiec nie moze podjąć pracy i dostała polowe jego wyplaty do 6 roku zycia dziecka zabezpieczyla sie poniewaz on lubi wypic...

Nastepna babka kolezenka mojej mamy 26 lat małżeństwa nie pracowała nigdy małżeństwo nie przetrwało dzisiaj ma alimenty na siebie i to nie małe...

A co by bylo jak by byli tylko parą???

29

Odp: Ślub, a po co?
inwersja napisał/a:

bo miłość nie jest związana jedynie z czynami, ale z uczuciami, stanem ducha...

Ostatnio przeczytałam bardzo ciekawą rozmowę, gdzie pisze, że miłość to właśnie NIE są uczucia, bo uczucia się zmieniają a prawdziwa miłość jest trwała i niezmienna. Chcesz linka?

30

Odp: Ślub, a po co?

arbuzekona gratuluję tym kobietom, o których napisałaś samodzielności- a raczej skrajnej nieodpowiedzialności... Zwłaszcza tej, która wyszła za mąż za faceta, o którym wiedziała, że lubi wypić. Małżeństwo żeby nie kalać się wolnym związkiem?

I co z nimi jeśli tym facetom coś się stanie i alimenty się skończą?

31

Odp: Ślub, a po co?
a_normalna napisał/a:
inwersja napisał/a:

bo miłość nie jest związana jedynie z czynami, ale z uczuciami, stanem ducha...

Ostatnio przeczytałam bardzo ciekawą rozmowę, gdzie pisze, że miłość to właśnie NIE są uczucia, bo uczucia się zmieniają a prawdziwa miłość jest trwała i niezmienna. Chcesz linka?

w ktorej jest napisane* wink (to nie jest razacy blad, ale zwrocilam na niego uwage,bo sama czesto popelniam ;p)

Tez chce przeczytac ta rozmowe. A tak poza tym, a_normalna, sliczny ten kotek big_smile Masz o wiele bardziej ''charakternego'' avka niz wczesniej tongue

32

Odp: Ślub, a po co?

Może dam bezpośrednio najciekawsze fragmenty, a kto chce (i ma czas) przeczytać całość, to zapraszam tutaj: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP … c_mdr.html


Co to znaczy naprawdę kochać?

Zrozumieć miłość możemy dopiero wtedy, gdy wiemy, czym ona nie jest. Otóż miłość to nie samo co popęd, instynkt czy biochemia. To nie efekt działania hormonów i feromonów. Gdyby miłość była popędem czy instynktem, to również zwierzęta byłyby w stanie kochać. I to nawet mocniej i wierniej niż człowiek, gdyż w zachowaniu zwierząt instynkty, popędy, hormony i feromony ogrywają znacznie większą rolę niż w zachowaniu człowieka. Miłość to także coś innego niż zakochanie i zauroczenie emocjonalne. Uczucia nie są racjonalnym regulatorem zachowań. Mogą prowadzić do okrutnej zazdrości albo do stanów samobójczych wtedy, gdy ta druga osoba opuszcza nas lub odpowiada obojętnością na nasze zauroczenie.

Miłość to również zupełnie coś innego niż tolerancja, gdyż tolerancja oznacza obojętność na los drugiego człowieka. Tolerować to mówić: rób, co chcesz, gdyż twój los jest mi zupełnie obojętny! Tolerancja byłaby dobrym sposobem regulowania relacji międzyludzkich tylko wtedy, gdyby nikt z nas nigdy nie krzywdził samego siebie, ani innych ludzi. Tolerancja byłaby zatem rozsądną postawą, gdyby każdy z nas zawsze czynił to, co mądre, czyli tylko wtedy, gdyby tolerancja nie była w ogóle potrzebna. Skoro jednak każdy z nas potrafi krzywdzić siebie i innych, to do człowieka należy odnosić się z miłością, natomiast o jego czynach należy mówić prawdę. Czasem gorzką prawdę. W odniesieniu do tych ludzi, którzy postępują szlachetnie, tolerancja to stanowczo za mało. Z kolei w odniesieniu do tych, którzy swoim zachowaniem krzywdzą siebie lub kogoś innego, tolerancja to stanowcza za dużo.

Miłość to także coś innego niż akceptacja, gdyż akceptować to zachęcać drugiego człowieka, by ?był sobą?, czyli by pozostał w obecnej fazie rozwoju zamiast się nadal rozwijać. Tymczasem człowiek nie ma granic w rozwoju. Jeśli w jakiejś fazie życia nie staje się kimś dojrzalszym i silniejszym, to przeżywa regres i popada w kryzys. Akceptować to ?zamrażać?, ?hibernować? kogoś w jego obecnym stadium rozwoju, a kochać to pomagać temu drugiemu człowiekowi, by codziennie od nowa podejmował wysiłek pracy nad sobą i by w konsekwencji codziennie stawał się kimś dojrzalszym, szlachetniejszym i silniejszym niż wczoraj.

Miłość to nie to samo, co wiązanie się z jakimś partnerem, gdyż partnerstwo jest czymś dobrym w sporcie, ekonomii albo w pracy zawodowej, ale nie w miłości! Kochać to niebotycznie więcej niż być partnerem czy mieć partnerskie relacje. Partner nie odda za mnie życia, natomiast ten, kto kocha, jest zdolny nawet do ofiary z własnego życia. Właśnie dlatego mój los mogę powierzyć jedynie niezawodnemu przyjacielowi, a nie partnerowi. Miłość to także coś zupełnie innego niż tak zwane ?wolne związki?. Prawdziwa miłość to przecież najsilniejsza i najbardziej wiążąca(!) więź we wszechświecie. Wyrażenie ?wolne związki? ? które jest wewnętrznie sprzeczne! ? bywa używane wyłącznie przez tych ludzi, którzy chcą ukryć prawdę o tym, że ich związek jest nietrwały, niewierny, powierzchowny, nieodpowiedzialny. Pragną więc brzydkiemu związkowi nadać przynajmniej ładną nazwę. To tak, jakby mówić, że uczeń, który ma niemal same oceny niedostateczne, odnosi sukcesy szkolne w ?alternatywny? sposób.

Miłość to wreszcie nie to samo co naiwność. W kontekście miłości naiwni jesteśmy wtedy, gdy pozwalamy się krzywdzić przez tych ludzi, których kochamy. Oznacza to, że nie bronimy się skutecznie przed tymi, którzy nas krzywdzą i którzy mimo naszego cierpienia nie mobilizują się do nawrócenia ani nie zmieniają swego błędnego postępowania. Człowiek, który mądrze kocha - a innej niż mądra miłości nie ma! ? nikogo nie krzywdzi, ale też nie jest naiwny i dlatego potrafi stanowczo bronić siebie i swojej godności dziecka Bożego.

Gdy wiemy już, czym miłość nie jest, wtedy stosunkowo łatwo przychodzi nam opisać istotę miłości. Otóż istotą miłości jest nieodwołalna decyzja troski o rozwój danej osoby. Nie jest to jedynie decyzja ?woli?, lecz decyzja całego człowieka, a zatem decyzja, w którą angażujemy cielesność, płciowość, myślenie, emocje, wrażliwość moralną, duchowość, religijność, a także wartości i aspiracje, którymi się kierujemy. Miłość jako decyzja troski o czyjś rozwój wyraża się na co dzień poprzez obecność, pracowitość i czułość. Najtrudniejsze zadanie tego, kto kocha, polega na trafnym doborze słów i czynów, poprzez które okazuje on miłość tej drugiej osobie. Obowiązuje tu zasada: to, czy kocham ciebie, zależy od mojej decyzji, ale to, w jaki sposób okazuję miłość, zależy od twojego zachowania. Mistrzem w tym względzie jest Jezus, który ludzi szlachetnych wspierał, błądzących upominał a krzywdzicieli i faryzeuszy publicznie demaskował po to, by się zastanowili i by przestali krzywdzić innych ludzi. Kto rozumie, na czym polega miłość, ten wie, że ona jest nie tylko szczytem dobroci ale też szczytem mądrości.

Prawdziwa miłość nie jest postawą spontaniczną. Przeciwnie, wymaga rozwagi w myśleniu i stanowczości w działaniu. W sposób bezmyślny i spontaniczny można ulegać lenistwu lub egoizmowi, ale nie można bezmyślnie czy spontanicznie kochać. Miłość zaczyna się od myślenia. Ten, kto nie myśli, nie jest w stanie kochać. Nie trzeba wcale myśleć po to, by skrzywdzić samego siebie czy kogoś innego. Trzeba natomiast być niezwykle rozważnym po to, by kochać. Zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi nam kochać taką osobę, która nie kocha nawet samej siebie.

- Czy może Ksiądz podać jakieś inne jeszcze argumenty na uzasadnienie powszechnego przecież przekonania, że miłość to uczucie?

Rzeczywiście takie przekonanie jest mitem równie błędnym, co powszechnym. Zdarza się, że nawet niektórzy rodzice czy księża rozpowszechniają powyższy mit. Tymczasem gdyby miłość była uczuciem, to byłaby tak samo zmienna, jak zmienne są uczucia. Właśnie z tego powodu takiej ?uczuciowej? miłości nie wolno byłoby ślubować. Nie możemy ślubować naszych stanów emocjonalnych, gdyż przynajmniej w pewnym zakresie nawet dla nas samych są one nieobliczalne. Od naszych decyzji zależą nasze zachowania, ale nie nasze uczucia. Te bowiem zależne są od wielu czynników: od sytuacji, w której się znajdujemy, od tego, w jaki sposób odnosi się do nas drugi człowiek, a nawet od tego, jaka jest pogoda czy ile godzin spaliśmy minionej nocy. Jednym mitem jest przekonanie, że miłość to uczucie, a mitem drugim jest wiara w to, że kto kocha, ten przeżywa jedynie miłe uczucia, czyli tak zwane ?piękne uczucie miłości?. Prawdą jest natomiast to, że kto kocha, ten przeżywa silne uczucia, ale są to uczucia zróżnicowane: od wielkiej radości do ogromnego bólu i cierpienia, którego doświadczamy na przykład wtedy, gdy kochana przez nas osoba błądzi, gdy jest przez kogoś krzywdzona albo gdy ciężko choruje. Człowiek, który kocha, jest wrażliwy emocjonalnie, jak dziecko, a jednocześnie jest to ktoś, kto - w przeciwieństwie do dziecka! - nie kieruje się emocjami i uczuciami. Ten bowiem, kto kocha, kieruje się mądrością, odpowiedzialnością, wiernością i zdrowym rozsądkiem, a nie nastrojem chwili.

33

Odp: Ślub, a po co?

1) Zrobiłaś najgorsze co można zrobić. Dałaś artykuł z Opoki, pisany przez księdza. Pisałam na samym wstępie, jestem niewierząca.

2) Co ksiądz może wiedzieć o rodzinie, miłości między kobietą a mężczyzną skoro nigdy jej nie doświadczył i rodziny nie miał? Nie wie kompletnie nic! Snuć teorię każdy potrafi.

34

Odp: Ślub, a po co?

Inwersjo, a to niewierzący nie może czytać rzeczy napisanych przez katolików? Coś ci się stanie jak to przeczytasz? Ugryzie Cię? Miałam przeczucie, że zaraz zjeżysz się, że to pisane jest przez księdza i na katolickiej stronie, ale nie chciałam tego faktu ukrywać, bo nie o to chodzi.

Odpowiedz mi na pytanie: czy przeczytałaś chociaż te fragmenty, które wkleiłam?

35

Odp: Ślub, a po co?

Owszem, i dalej uważam, że ksiądz o miłości damsko-męskiej nie wie nic. Snuć teorie to żadna sztuka.

I druga sprawa, w tym tekście można dojść do wniosku, że miłość nie różni się niczym od przyjaźni. A jednak chyba każdy czuję te różnice. W końcu nie z każdym przyjacielem chciałoby się stworzyć związek.

36

Odp: Ślub, a po co?

inwersjo, szkoda, że nie odniosłaś się do tego, co napisałam - bo nie jest ani katolickie, ani czysto teoretyczne wink

37

Odp: Ślub, a po co?

Inwersjo, więc przyznaj się z ręką na sercu: czy zabierałaś kiedykolwiek głos w sprawie aborcji, a sama tego nie doświadczyłaś? Jeżeli nie doświadczyłaś nigdy, a zabierasz głos w dyskusjach na ten temat, to idąc Twoim tokiem rozumowania nie masz prawa teoretyzować i wypowiadać się.
Dlaczego psychologowie dają rady na temat tego czy tamtego, a nigdy na własnej skórze tego nie przeżyli i nikt się ich o to nie czepia? A księdza ludzie się zawsze czepiają, że wypowiada się na temat seksu i związków. Inwersjo, może Cię zaskoczę, ale przed przystąpieniem do święceń kapłańskich ci ludzie nierzadko mają za sobą miłości i seks (przecież nikt nie rodzi się księdzem), więc spora ich część WIE o czym mówi, bo sami tego doświadczyli.

38

Odp: Ślub, a po co?
a_normalna napisał/a:

Dlaczego psychologowie dają rady na temat tego czy tamtego, a nigdy na własnej skórze tego nie przeżyli i nikt się ich o to nie czepia?

Akurat psychologów zostawiłabym w spokoju w tej dyskusji. Psycholog jest jak lekarz i nie mówi się przecież lekarzowi, że nie może dawać rad, bo nie przeszedł danej choroby - wystarczy, że ma wiedzę na jej temat i wie, jak ją leczyć. To samo tyczy się psychologów i psychoterapeutów, najważniejsze jest to, żeby umieli nam pomóc, a nie, żeby przechodzili to samo, co my. Tak więc nie popadałabym w przesadę.

Myślę, a_normalna, że te wątpliwości, które odnośnie wiarygodności księży ma inwersja (i pewnie wiele innych osób) byłyby rozwiązane, gdyby dopuścić do kapłaństwa osoby będące w związku małżeńskim.
Księży kojarzy się z (przepraszam za to określenie) dziedziną WIARY/RELIGII. I oczekuje się od niego głównie wypowiedzi na tematy religijne. Tak, jak od kosmetyczki oczekujemy porad w sprawie urody, od lekarza w sprawie zdrowia, a od psychologa w sprawie życia psychicznego i emocji.
To oczywiście nie jest wyryte w kamieniu. Czasami najlepsze rady o naszym związku da koleżanka, która obecnie nie ma partnera, a nie przyjaciółka "sparowana". A z postawą tego księdza w dużej mierze mogłabym się zgodzić, bo wcale nie jest teorią chrześcijańską, że miłość to pewnego rodzaju postawa, a nie uczucia.

39

Odp: Ślub, a po co?
inwersja napisał/a:

1) Zrobiłaś najgorsze co można zrobić. Dałaś artykuł z Opoki, pisany przez księdza. Pisałam na samym wstępie, jestem niewierząca.

2) Co ksiądz może wiedzieć o rodzinie, miłości między kobietą a mężczyzną skoro nigdy jej nie doświadczył i rodziny nie miał? Nie wie kompletnie nic! Snuć teorię każdy potrafi.

Rozwaliłaś mnie po prostu...

1). Boisz się że zmienisz zdanie czytając artykuł katolicki ?? Bo nie rozumiem  skąd ten bulwers?

2). Ksiądz to też człowiek ,który przed zostaniem duchownym też ma uczucia , przeżycia, więc skąd podejście że on nic o tym nie wie??
Też mają rodziny w końcu skądś musieli się wziąć i mogą w swoich wypowiedziach sugerować się tym .


Odnośnie pytania ,które było na początku po co ślub ?
Cóż uważam że jest to piękne przypieczętowanie (miłości,przyjaźni dla mnie jedno bez 2 nie może istnieć),poczucie bezpieczeństwa,stabilności , tworzenie rodziny smile

40 Ostatnio edytowany przez Lena (2010-06-21 15:23:11)

Odp: Ślub, a po co?

Wpis usunięty ze względu na treści niezgodne z regulaminem forum

41

Odp: Ślub, a po co?

A która z Was jest mężatką? bardzo chciałąbym poznać opinię tych dziewczyn, które już są jakiś czas po ślubie, kieedy opadły już emocje, bukiet usechł itp..Jak to jest dziewczyny z tym ślubem po paru latach po jego zawarciu? Polecacie czy już byście tego drugi raz nie zrobiły smile?

42

Odp: Ślub, a po co?

Jestem 10 lat po ślubie, wzięłam męża w wielu względach podobnej wrażliwości,ale jednak ciut innego jak ja. Nie żałuje, absolutnie, nadal patrze w jego oczy jak tego pierwszego razu... umieram ze strach jak ma grypę, i wzrusza mnie gdy bez okazji kupi mi róże ..Bez niego była bym pusta, on dopełnia mnie...
Oczywiście sprzeczam się z nim bo czym było by godzenie się bez kłótni.
Bez niego świat nie ma wartości, i w związku myślę ze trzeba sobie nie odpuszczać z praca dbaniem, bo miłość powszednieje. Ciągle należy burzyć wodę w tym kotle i dbać o rozmowę to postawa.

43

Odp: Ślub, a po co?

Przeczytałam wszystkie posty i widzę, że toczy się "modna" dyskusja XXI wieku. W zasadzie wszystko to, co zostało powiedziane, to wciąż te same argumenty i kontrargumenty które czytam w sieci... Co ciekawe, śmiesznym jest, że problem dotyczy całego nowoczesnego świata...
Wiecie, ja jestem pomiędzy. Sporo jest racji w każdej ze stron. I tylko jakoś mi przykro, że czytając to wszystko, w efekcie końcowym przychodzi mi na myśl stwierdzenie: "to ja nie mam zamiaru bycia z kimkolwiek. Najchętniej zacznę pracować dla NASA, będę latać w kosmosie, nie będąc skazaną na pytania rodziny: kiedy?". Ktoś mi powie: "Może jeszcze nie spotkałaś tego jedynego". To nie tak. Marzę żeby wyjść za mąż. Ale patrząc na te rozpiszczane koleżanki z karatem, mi się odechciewa. Ten taki "wyścig zbrojeń na palcu" budzi we mnie obrzydzenie... Chciałabym złożyć przysięgę... Ale... Mój poprzedni chłopak (związek bardzo serio), mówił mi, że oddał by za mnie życie... Odszedł... Mój obecny, również raz mi to wyznał... Romantyczne, ale wolałabym żeby nie robił mi tego typu deklaracji. Zgadzam się z artykułem księdza. Miłość to nie uczucie. To coś ponad to... Może wyda się to śmieszne, ale nie ufałabym facetowi, który powiedziałby mi że "kocham Cię ponad życie, ale ślubu nie chcę, bo uważam to za niepotrzebne". To skoro jest mu to obojętne, a dla mnie ważne, to czemu nie uczyni mnie szczęśliwą? Bo to klatka? Więzienie? Prawne zobowiązanie... Miłość to ciężka praca dwojga, a jeżeli kogoś przeraża to, co ze sobą niesie... To dla mnie ten ktoś po prostu boi się odpowiedzialności, lub od razu zakłada że przecież kiedyś może się odkochać. Nie chcę takiej "miłości", to jest wtedy wszystko nadmuchane i bardziej nieszczere niż przysięga. Nie chcę też niczego na siłę. Skoro tak, to ani małżeństwa, ani dzieci, bo tak robią inni. Będę starała się cieszyć cudzym szczęściem, a jednocześnie dążyć do swojego. Tego prawdziwego... I tutaj czas pokaże...
Ergo, po prostu, niech każdy żyje swoim życiem. Oczywiście dyskusja jest bardzo ciekawa... Ale szkoda że nie prowadzi do żadnej konkluzji, a jest wynikiem wiecznie powtarzanych "za i przeciw". smile

44

Odp: Ślub, a po co?

Ciekawa dyskusja. Ja dodam od siebie, że zjawisko pt. ślub zostało wynalezione gdzieś tam w średniowieczu (podobnie jak celibat księży) i kompletnie nie przystaje do naszych czasów. Wtedy było to spowodowane potężną ekspansją chrześcijaństwa i być może miało jakiś sens, chociaż wątpię. Dlaczego ? Ponieważ człowiek to zwierzę. Jeżeli "zadaniem" lub jedną z funkcji człowieka jest rozmnażanie się, to mężczyzna powinien zapłodnić jak najwiecej samic i mieć jak najwięcej dzieci. Życie całe życie z jedną kobietą jest tego zaprzeczeniem. To tak trochę z antropologii. A dzisiaj ? Większość moich znajomych (25-35 lat) wzięło ślub na pewno nie z miłości. Jeden się rozwiódł po roku, drudzy żyją jak pies z kotem i łączy ich tylko dziecko i kredyt. Tylko jedna para mi przychodzi na myśl taka, która wzięła ślub świadomie i "dobrowolnie". A te osoby, które jeszcze ślubu nie wzięły (koleżanki zbiżające się do 30tki) to są już tak zdesperowane, że szukają chłopaków na..... CZATACH ! I jeszcze na Badoo. Także katastrofa gotowa. Moi przynajmniej koledzy nie wykazują takiej desperacji. Każdy ma swoje życie i wie, co ma robić. Inna sprawa, że takie ciśnienie na ślub jest w Polsce, bo w Europie Zachodniej ludzie żyją "na kocią łapę" całe życie, mają dzieci i jakoś funkcjonują.

45

Odp: Ślub, a po co?

Nie gadaj bzdur, żeby uwiarygodnić swój pogląd. Śluby funkcjonowały dużo wcześniej niż w średniowieczu - wcześniej nawet niż powstało chrześcijaństwo. Nie zawsze też miały charakter religijny i były nierozerwalne - w starożytnym Rzymie na przykład wystarczyło przestać mieć "wolę pozostawania w małżeństwie" i przestawało ono istnieć. A małżeństwa trwały, bo małżonków łączyły więzi ekonomiczne, polityczne czy społeczne - no i czasem dodatkowo uczuciowe.

Presja na bycie w związku małżeńskim to inna sprawa. Jakby mamusie i cioteczki nie pchały wciąż młodych dziewcząt do ołtarza, bo "stara panna" to synonim nieudacznicy i powód do wstydu - toby te dziewczyny nie ciągnęły za sobą pierwszych-lepszych facetów. Jakby faceci zerwali z wizerunkiem "żywicieli rodziny" (i zrezygnowali z łączących się z tym przywilejów, że ostatnie zdanie należy zawsze do nich, bo jak płaci to wymaga, a w domu nie musi palcem kiwnąć), to nie byłoby żon-utrzymanek, na które tylu panów narzeka, że żerują na niewinnych samcach.

46

Odp: Ślub, a po co?

Prawie rok temu wyszłam za mąż. Po 8 miesiącach od ślubu zmarł mój mąż i jestem aktualnie 2,5 miesiąca wdową. Jestem młoda, wykształcona, mam stabilną pracę którą kocham ale... jestem wdową! I może wydawać się to dziwne ale dla mnie fakt że byłam żoną był mega ekscytujący! Ja z takim ogniem w oczach opowiadałam każdemu jaka jestem szczęśliwa, że jestem żoną niesamowitego człowieka. Co prawda mój mąż nie był misterem piękności. Był otyły. Ale.. on mnie kochał a ja jego! Był dla mnie całym światem! A ślub tylko umocnił naszą miłość. Byłam mega zaskoczona jak dostałam pierścionek zaręczynowy po 6 latach znajomości. A jednocześnie szczyciłam się tym że zostałam jego narzeczoną. A potem zostałam żoną. I mimo wszystkich obowiązków które na mnie nagle spadły - byłam naprawdę dumna. Byłam bardziej pewna siebie, byłam odważniejsza, miałam zawsze coś do powiedzenia. A teraz? Teraz jestem sama... co prawda mój mąż wiele mnie nauczył jak się walczy o swoje, jak powinnam reagować w odpowiednich momentach życia, na co powinnam zwracać uwagę gdy ktoś mnie traktuje tak a nie inaczej i jestem mu mega za to wdzięczna. Ale to że mnie czegoś nauczył wcale nie oznacza że mi go nie brakuje. Bo brakuje i to jak cholera! I nie mogę powiedzieć że mniej by mi go brakowało gdybyśmy tego ślubu nie wzięli - bo prawdopodobnie porównywalnie.. tylko wtedy nie miałabym przyklejonej nalepki "młoda wdowa" a nadal byłabym "panną" ale ból byłby taki sam.
Więc naprawdę warto przemyśleć czy zawarcie związku małżeńskiego to naprawdę takie "nic".. po ślubie wszystko się zmienia - i ty i on, nie ma już moje - twoje, jest nasze i już.. ale to ma swój urok. Na początku jest naprawdę ciężko, ale po pewnym czasie, gdy nowe nawyki wejdą w rytm życia codziennego, wszystko staje się już takie oczywiste. Masz przede wszystkim oparcie w tym mężu - i psychiczne i fizyczne. Możesz na pewno na niego liczyć szybciej aniżeli na swojego chłopaka.

47

Odp: Ślub, a po co?
arbuzekona napisał/a:
inwersja napisał/a:
arbuzekona napisał/a:

Ja si?e nie zgodzę z inwersja smile  Każdy ma prawo do swojego zdania takżę nie potępiam tylko sie nie zgadzam wink


Ślub czym on jest już ktos ładnie napisał poczuciem bezpieczeństwa,składając sobie przysięgę wiemy że te uczucie jest szczere(poza wyjatkami brania ślubu z jakiejś przyczyny tego nie rozumiem).
Małżeństwo jest łatwiej uratować niz związek jak przychodzi kryzys a raczej w każdym związku on przyjdzie....
ślub to jest twój jedyny dzień kiedy jesteś najważniejsza taką ksieżniczka dla mnie to jest piękne...

Patrząc na to z punktu widzenia zostajesz w wolnym zwiazku macie dziecko nie pracujesz bo niema jak facet odchodzi od ciebie co dostajesz alimenty na dziecko jakies 300zł i co dalej ????
A tak możesz i dostać alimenty na siebie...

Dla mnie to jest akurat ważna część życia poczuć się bezpiecznie a slub właśnie w wiekszości to daje...

Zreszta ja tak kocham swojego P że chce żeby byl moim mężem nie umiem sobie wyobrazić jakbysmy byli ciagle w wolnym zwiazku....

Nie dostaniesz alimentów na siebie tylko dlatego, że nie pracowałaś po urodzeniu dziecka. Musiałabyś dłuższy czas nie mieć możliwości podjęcia pracy (jakaś ciężka choroba czy cóś, samo posiadanie dziecka nie stanowi fakt niemożliwości podjęcia pracy).

Małżeństwo brata mojego kuzyna było idealne. On i ona skakali wokół siebie jak dwa gołąbki. Nie żyją razem od jakiegoś roku, ale zanim się rozstali ona co najmniej pół roku wcześniej świetnie żyła sobie z kochankiem.
No faktycznie strasznie łatwiej jest uratować! Chyba tylko  sposobem bycia razem "na siłę".
No i faktycznie, bezpieczeństwo tam było zabójcze... oczywiście dla tego związku.

A to Cie zaskocze moja koleżanka która wychowuje dziecko jest w zwiazku małżeńskim ma alimenty na siebie i na dziecko dziecko jest za małe żeby iśc do przedszkola wiec nie moze podjąć pracy i dostała polowe jego wyplaty do 6 roku zycia dziecka zabezpieczyla sie poniewaz on lubi wypic...

Nastepna babka kolezenka mojej mamy 26 lat małżeństwa nie pracowała nigdy małżeństwo nie przetrwało dzisiaj ma alimenty na siebie i to nie małe...

A co by bylo jak by byli tylko parą???


Jeśli byliby tylko parą obie panie może ruszyłyby tyłek do pracy - dziecko winno być utrzymywane przez oboje rodziców, nie tylko ojca. A alimenty na kobietę są już całkowicie uwłaczające - odrobina samodzielności. Nie znam żadnej koleżanki, mimo że kilka jest już po rozwodach, aby zgodziły się na alimenty dla siebie, pracują, mają się ok, były maż to nie ich sponsor - nie udało się, rozeszli się - nikt nikomu nic nie jest winien.

Poza tym alimenty to nie źródło utrzymania - chyba, że uważa się siebie samą jedynie za żywy inkubator.


Co do ślubu - zależy od jednostki. Będąc razem takie deklaracje publiczne dla mnie nie są niezbędne, do celów kredytowych, czy wspólnego adresu zameldowania - myślę, że w tym przypadku wizyta w urzędzie nie zaszkodzi.

48

Odp: Ślub, a po co?

Ale się zamieszalo big_smile
Pytanie, po co ślub, tylko dlatego że autorka "ma wokół siebie same nieszczęśliwe związki", oraz "znudzone małżeństwa" jest, moim zdaniem, absurdalny. Dlaczego? Bo ja także jestem mężem z drugiego rozdania a jakoś nie widzę abym przez to dzisiaj był jakimś złym mężem.
Wręcz przeciwnie, doceniam małżeństwo, jakie mam i nie widzę w nim nic dziwnego.

Pominę wątki religijne, pominę wiele z tych nic nie wnoszących do dyskusji wtrąceń religijnych. Dlaczego? Bo mam swoje zdanie o tej frazie życia człowieka, niech każdy uważa to co chce uważać.
Że nie zgadzam się w wiekszości z opiniami księży? Nie oznacza że dla innych nie ma to wartości.

Jestem facetem po 40, który pierwsze lata z drugą żoną żył na kocią łapę. Dlaczego? Bo tak. Czy się nie kochalismy? A jakże, ale chcieliśmy mieć ślub. Mamy cywilny. Nie umniejsza to tego, że czując obrączkę na palcu, wiem że dla JEDNEJ osoby jestem jedynym. Pominę te wszystkie przypadki, gdzie to sie wali i pali. Także znam takie przypadki wokół siebie i rozczaruję autorkę -dla tych wszystkich par powodem do ślubu była wpadka, układ, seks, zauroczenie, rodzice ale nigdy nie była miłość, coś co cementuje związek. Skąd to wiem? Bo razem z żoną mamy za sobą okres totalny kataklizm finansowy, gdzie chodziliśmy na zupki do caritasu razem z córeczką. Było to lata temu. MAmy za sobą czasy prosperuty a moja żona wobec mnie, ja wobec żony zawsze taki sam. Wielu z nas się smiało, że u nas było biednie, ale to my dzisiaj mamy już dwie córki, wychodzimy na prostą i cieszymy się dalej sobą.

Autorka oraz osoby odnoszące się do ślubu w kontekście jednego dnia - wesela, miesiąca miodowego, pierwszego roku itp itd, postrzegają związek małżeńśki, są w błędzie. Poważnym błędzie.

Podziwiam również osoby które mimo wszystko wmawiają sobie i innym ( wiem, bo sam byłem w takiej sytuacji i wiem to z doświadczenia) że życie "bez papierka" jest takie samo jak życie z papierkiem. nie jest.
Znam wiele par, które właśnie tak żyły i dzisiaj w dalszym ciągu są singlami z przymusu a nie z wyboru. To znaczy, one sobie tak to tłumaczą - jestem teraz z singlem i dobrze mi z tym - ale jakoś jak u nas siedzą, widzę jak zazdroszczą, chociażby tego że można się pokłócić.

Małżeństwo nakłada o wiele więcej praw i obowiązków. Jeżeli ktoś uważa że nie chce ich brać, a wystarczy tylko życie ot tak to, moim zdaniem, nie dorósł do związku żadnego. Dlaczego? W chwili poważniejszego kryzysu takie osoby najczęściej pakują się i zabierają swoje problemy do innej osoby. Tak, w małżeństwach także są kryzysy. Ale wiem, że kryzys w małżeństwie opartym na miłości się przepracowuje, a nie zostawia. I zaznaczam, nie mam tutaj na myśli małżeństw zawieranych wg. wszelkiej maści interesu.

Odp: Ślub, a po co?

nie wyobrażam sobie żyć bez ślubu ale wiem że dzisiaj ludzie wolą żyć sobie bez zobowiązań, na tzw, kocią łapę.

50

Odp: Ślub, a po co?

"2) Co ksiądz może wiedzieć o rodzinie, miłości między kobietą a mężczyzną skoro nigdy jej nie doświadczył i rodziny nie miał? Nie wie kompletnie nic! Snuć teorię każdy potrafi." - to mnie rozwaliło.
Co może wiedzieć lekarz o dżumie, skoro nigdy na nią nie chorował? Co może wiedzieć astronom o wszechświecie, skoro nigdy nie leciał w kosmos? Snuć teorie każdy potrafi!

51

Odp: Ślub, a po co?
sailor_mars napisał/a:

"2) Co ksiądz może wiedzieć o rodzinie, miłości między kobietą a mężczyzną skoro nigdy jej nie doświadczył i rodziny nie miał? Nie wie kompletnie nic! Snuć teorię każdy potrafi." - to mnie rozwaliło.
Co może wiedzieć lekarz o dżumie, skoro nigdy na nią nie chorował? Co może wiedzieć astronom o wszechświecie, skoro nigdy nie leciał w kosmos? Snuć teorie każdy potrafi!

big_smile na pewno wie dużo... w końcu tylko daje śluby i ani jednego rozwodu 100% stabilności i wiekuistości.
A co do wiedzy... OK, niezaobrączkowany, ale wystarczy otworzyć pierwszą lepszą gazetę, portal i można przeczytać o "rodzinnych" dylematach książę, jak to pojawia się potem, którego nie chcieli z nastoletnią kochanką, czy sprawy spadkowe, gdzie kościół nie chce się dzielić z dziećmi swoich księży.

Myślę, że przykład z lekarzem jest nieadekwatny - to tak jak by powiedzieć, co kobieta może wiedzieć o żółtej sukience, skoro nosiła tylko niebieskie. Myślę, że życie rodzinne księży można odnieść do trójkątów mąż-żona i kochanka, tylko tutaj jest układ: ksiądz-kościół i kobieta.

52

Odp: Ślub, a po co?

Ja też nie rozumiem tego całego zamieszania wokół ślubów. Fakt faktem też kiedyś bym chciała, ale nie jest to dla mnie nie wiadomo jaki priorytet. Totak naprawdę tylko formalność że jest się małżeństwem. Aczkolwiek każdy ma swoje przekonania i np niektórzy nie wyobrażają sobie żyć razem bez ślubu... Jeśli chodzi o decydowanie się na założenie rodziny to już wtedy dla mnie wtedy dziwne jest gdyby ślubu nie było. Ale ślub sam w sobie? Nic tak naprawdę nie daje, żadnej gwarancji miłości i żadnej obietnicy bycia razem aż do śmierci

53

Odp: Ślub, a po co?

Nie wiem skąd przekonanie, że ślub jest gwarancją. Nigdy nie ma żadnej gwarancji, bo ślub to nie kajdany i przykucie do ściany, choć wiele osób tak uważa o zgrozo smile Dla mnie zawarcie małżeństwa to przełomowy moment w życiu, niezwykle ważny. Dał nam poczucie bezpieczeństwa, stabilności i był początkiem założenia rodziny. Byliśmy 6 lat ze sobą przed ślubem i po jego zawarciu fizycznie nic się nie zmieniło, bo niby czemu miałoby się zmienić? Ale psychicznie nas to jeszcze bardziej połączyło i zbliżyło, bo wierzyliśmy że tak właśnie będzie. Formalnie i prawnie też wiele spraw ułatwiło, ale to już było na dalszym planie - mniej ważne. Nie mniej uważam, że jak dwoje ludzi naprawdę się kocha i nie boi to ślub jest tylko dopełnieniem miłości. A skoro ją dopełnia to dlaczego mielibyśmy żyć bez niego..

Posty [ 53 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024