Z moją partnerką jesteśmy razem od 6 lat. Kiedy ją poznałem to jej syn miał 11 lat. Temat jego bioloojca to temat drażliwy, którego tutaj nie chce poruszać. Wspólnych dzieci nie chcieliśmy mieć i nie mamy. Młody był przez partnerkę zawsze rozpieszczany, dawała mu fory na każdym kroku. To Nie był problematyczny dzieciak, ale leniwy; nie raz nie dwa było tak, że wykonywała za niego jego obowiązki (np sprzątała jego pokój). Chłopak uczy się nieźle, co zakrawa na cud, bo na palcach u jednej ręki mógłbym policzyć, ile razy widziałem go nad lekcjami, ale to ten egzemplarz, który raz coś przeczyta i to zapamiętuje. Młody od kilku miesięcy ostro imprezuje, sam ma już te 17 lat, w połowie przyszłego roku czeka go osiemnastka, ale w jego bliższym i dalszym otoczeniu sypie się tych 18 coraz więcej, nawet jak nie to, to zawsze ktoś znajdzie powód do popijawy. I spoko, zrozumiałe, że ludzie w tym wieku nie siedzą z colą i chipsami, a od alko odwracają z odrazą wzrok, ale chłopak- moim zdaniem- przegina. Wraca często srogo napruty, że ledwo trzyma się na nogach, kilka razy ktoś bardziej trzeźwy go podprowadził. Nie awanturuje się, ale bywało, że rzygał jak kot i na drugi dzień był jak dętka. Kilka razy (nie po imprezie, a po zwykłym wychodnym z kumplami) po zielsku. Parę razy nie wrócił na noc, nie dał matce znaku, że nie wraca, tel nie odbierał, na wiadomości nie odpisywał. Kiedyś, np te dwa lata temu, jak miał wrócić później niż było ustalone, to zaraz dzwonił i wtedy nie było żadnego problemu. Teraz nie informuje o ew zmianie planów. Na drugi dzień twierdzi, że tel nie słyszał, że zapomniał, że już ma na tyle lat, że każdego kroku opowiadać nie zamierza, że uznał, że lepiej będzie, jak przenocuje u kogoś. Partnerka martwi się o niego, jak widac, że już na jego powrót się nie zanosi, bo póżna godzina, to ona ma już sen z głowy, ale i tak na drugi dzień jest, że "wszystko już w porządku, ale następnym razem proszę dawaj znać, blablabla". To jej standardowa gadka, z której nic młody sobie nie robi.
Chlopak na pytanie, jakie ma plany na przyszłość, odpowiada krótko, że nie wie. Nic nie wie, wszystko wyjdzie w praniu, on już niczego nie planuje. Co będzie, to będzie-tak plus minus wygląda jego podejście. Partnerka martwi się, że to depresja, młody sobie nie radzi z czymś i stąd zmiana w zachowaniu. Tym bardziej, że olał z góry na dół boks, co jest dziwne.
Od samego początku było tak, że jej syn, jej dziecko i tylko ona powinna zajmować się jego wychowaniem, ja - nie miałem nic do gadania, bo po 1 nie jestem jego ojcem, po 2 pojawiłem się w jego życiu, jak był już wczesnym nastolatkiem, a nie małym dzieckiem i to wszystko - jej zdaniem - zmienia.
Ale z chłopakiem "coś" sie dzieje i za dobrze to nie wygląda. Tylko co teraz można zrobić? Bo sama jej gadanina nie robi wrażenia, a wszystko jak było tak jest.
Żeby to było takie proste... wychowywanie chłopca bez ojca już jest trudne.
Ma okres buntu, mama jak to mama, sam widzisz, jeszcze trochę będzie bała się odezwać, jak chłopak się nie opamięta, nie była i nie jest w stanie stawiać mu granic, liczy, że jakoś to będzie, nie chce się z nim "szarpać", a powinna.
Co tu można zrobić, teraz jedynie rozmawiać, to jest okres, kiedy duży wpływ mają koledzy.
Ty nic nie zrobisz, to jest jej problem.
Znasz go od gówniarza, jesteś na prawach ojca.
Przukręc nu srubę, jeszcze Ci podziękuję kiedyś.
Nie po to kobieta z dzieckiem ma partnera, by mieć kolejnego chłopca, co swojego domu nie ogarnia
... ale i tak na drugi dzień jest, że "wszystko już w porządku, ale następnym razem proszę dawaj znać, blablabla". To jej standardowa gadka, z której nic młody sobie nie robi.
Chłopak ma problem... pewnie zdiagnozowaliby u niego depresję.
Jego matka ma problem, bo nie potrafi ostro wychować chłopaka.
A ty Bartek40 masz problem, bo nie czaisz, że to z matką jest największy problem.
Z moją partnerką jesteśmy razem od 6 lat. Kiedy ją poznałem to jej syn miał 11 lat. Temat jego bioloojca to temat drażliwy, którego tutaj nie chce poruszać. Wspólnych dzieci nie chcieliśmy mieć i nie mamy. Młody był przez partnerkę zawsze rozpieszczany, dawała mu fory na każdym kroku. To Nie był problematyczny dzieciak, ale leniwy; nie raz nie dwa było tak, że wykonywała za niego jego obowiązki (np sprzątała jego pokój). Chłopak uczy się nieźle, co zakrawa na cud, bo na palcach u jednej ręki mógłbym policzyć, ile razy widziałem go nad lekcjami, ale to ten egzemplarz, który raz coś przeczyta i to zapamiętuje. Młody od kilku miesięcy ostro imprezuje, sam ma już te 17 lat, w połowie przyszłego roku czeka go osiemnastka, ale w jego bliższym i dalszym otoczeniu sypie się tych 18 coraz więcej, nawet jak nie to, to zawsze ktoś znajdzie powód do popijawy. I spoko, zrozumiałe, że ludzie w tym wieku nie siedzą z colą i chipsami, a od alko odwracają z odrazą wzrok, ale chłopak- moim zdaniem- przegina. Wraca często srogo napruty, że ledwo trzyma się na nogach, kilka razy ktoś bardziej trzeźwy go podprowadził. Nie awanturuje się, ale bywało, że rzygał jak kot i na drugi dzień był jak dętka. Kilka razy (nie po imprezie, a po zwykłym wychodnym z kumplami) po zielsku. Parę razy nie wrócił na noc, nie dał matce znaku, że nie wraca, tel nie odbierał, na wiadomości nie odpisywał. Kiedyś, np te dwa lata temu, jak miał wrócić później niż było ustalone, to zaraz dzwonił i wtedy nie było żadnego problemu. Teraz nie informuje o ew zmianie planów. Na drugi dzień twierdzi, że tel nie słyszał, że zapomniał, że już ma na tyle lat, że każdego kroku opowiadać nie zamierza, że uznał, że lepiej będzie, jak przenocuje u kogoś. Partnerka martwi się o niego, jak widac, że już na jego powrót się nie zanosi, bo póżna godzina, to ona ma już sen z głowy, ale i tak na drugi dzień jest, że "wszystko już w porządku, ale następnym razem proszę dawaj znać, blablabla". To jej standardowa gadka, z której nic młody sobie nie robi.
Chlopak na pytanie, jakie ma plany na przyszłość, odpowiada krótko, że nie wie. Nic nie wie, wszystko wyjdzie w praniu, on już niczego nie planuje. Co będzie, to będzie-tak plus minus wygląda jego podejście. Partnerka martwi się, że to depresja, młody sobie nie radzi z czymś i stąd zmiana w zachowaniu. Tym bardziej, że olał z góry na dół boks, co jest dziwne.
Od samego początku było tak, że jej syn, jej dziecko i tylko ona powinna zajmować się jego wychowaniem, ja - nie miałem nic do gadania, bo po 1 nie jestem jego ojcem, po 2 pojawiłem się w jego życiu, jak był już wczesnym nastolatkiem, a nie małym dzieckiem i to wszystko - jej zdaniem - zmienia.
Ale z chłopakiem "coś" sie dzieje i za dobrze to nie wygląda. Tylko co teraz można zrobić? Bo sama jej gadanina nie robi wrażenia, a wszystko jak było tak jest.
Sprawa jest poważniejsza niż myślisz., a mamunia chyba nie bardzo wie, co jej życie i synek szykuje.
Tego nie wolno lekceważyć, bo chłopak skończy źle.
Chłopaka trzeba odciąć od kasy i jeszcze sprawdzać skąd ma na używki.
Niestety znam smutną, bardzo podobną historię. Chłopak wszedł w dilerkę w szkole średniej, żeby mieś kasę na przyjemności, a dzisiaj jest bezrobotnym alkoholikiem na utrzymaniu matki. Z domu go nie wywali bo nie ma serca i ma obecnie 39 letniego bezrobotnego alkoholika, niepracującego od zawsze.
Niech się partnerka obudzi,zanim się chłopak uzależni.
trzeba przede wszystkim najpierw sprobowac porozmawiac, w tym wieku kazdy dzieciak przechodzi okres, ze sie czuje przez rodzicow niezrozumiany.
jak nic to nie da to jakies konsekwencje trzeba wyciagnac - ala kare. jednak odciecie od kasy nie oznacza ze przestanie pic. chyba zapomnieliscie jak to w tym wieku jest. koledzy poczestuja czy to alko czy zielskiem. choc cos trzeba zrobic i tu sie zgadzam. sami wiecie najlepiej odciecie od czego go najbardziej zaboli. na jakis krotki czas i za kazdym razem gdy nie trzyma sie ustalonych zasad. ja tak robie, dziala, ale ja nie mam 17latka.
rozumiem twoja obawe, iektorzy przez te ciagle imprezowanie powpadali juz alkoholizm, choc u niego tak byc nie musi. kazdy byl mlody i popijal, ale i takie przypadki znam. i pewnie dlategos ie martwicie.
Właśnie, odcięcie od kasy może powodować odwrotny skutek.
Agnes, ten chłopak, też pewnie zajął się dilerką bo odcięli mu kasę.
Depresją nie można tego tłumaczyć, a jak matka ma takie podejrzenia, to powinna skonsultować z psychiatrą, a nie tłumaczyć tym zachowanie syna.
Zawsze mnie szokuje jak niektóre samotne matki - gdy poznają nowego faceta - podkreślają że będzie on miał (jako ojciec) tylko obowiązki, a nie prawa.
Czyli: dawaj pieniądze na dziecko, woź je do szkoły, do lekarza, martw się o nie, pomóż mu gdy trzeba, ALE BROŃ BOŻE go nie wychowuj, bo nie ty jesteś jego ojcem i nie masz do tego praw!
Jak baba bierze nowego męża to powinna wiedzieć, że z pełnym pakietem PRAW i obowiązków wobec dziecka.
Masz PRAWO wychowywać chłopca! Masz PRAWO zwrócić mu uwagę!
A co do samego zachowania. Szczerze to wiele osób w jego wieku tak imprezuje. Nie do przyjęcia jest jednak, że od nie daje znaku życie gdy nie wraca na noc. Możecie pokazać mu jak to jest i sami gdzieś wyjedźcie na noc nic mu o tym nie mówiąc i wyłączcie telefony. Założę się że przez całą noc obgryzie paznokcie do krwi.
Możecie też zaproponować by czasami kolegów zaprosił do siebie do domu, przynajmniej będziecie mieć rękę na pulsie.
10 2023-05-22 09:19:27 Ostatnio edytowany przez Legat (2023-05-22 09:20:25)
Niestety na wszystko już jest za późno. Mama dokonała swojego dzieła i teraz zbierze żniwo. Chłopak nie został wychowany, zsocjalizowany. Nikt mu nie pokazał co i jak jest w życiu. Wszystko jak ta nauka. czy kaska przychodziły łatwo. Jak tu napisano, będą z nim kłopoty. Jeżeli dalej tam będziesz, zapewne najbardziej oberwiesz. A zrobić nie możesz nic.
Też uważam, że tej sytuacji ojczym powinien brać udział w wychowaniu od początku, ale gdyby był mamy mężem, bo jak tylko partnerem, to dla dziecka jest nikim, można powiedzieć.
. Wraca często srogo napruty, że ledwo trzyma się na nogach, kilka anie, jakie ma plany na przyszłość, odpowiada krótko, że nie wie. Nic nie wie, wszystko wyjdzie w praniu, on już niczego nie planuje. Co będzie, to będzie-tak plus minus wygląda jego podejście. Partnerka martwi się, że to depresja, młody sobie nie radzi z czymś i stąd zmiana w zachowaniu. Tym bardziej, że olał z góry na dół boks, co jest dziwne.
Od samego początku było tak, że jej syn, jej dziecko i tylko ona powinna zajmować się jego wychowaniem, ja - nie miałem nic do gadania, bo po 1 nie jestem jego ojcem, po 2 pojawiłem się w jego życiu, jak był już wczesnym nastolatkiem, a nie małym dzieckiem i to wszystko - jej zdaniem - zmienia.
Ale z chłopakiem "coś" sie dzieje i za dobrze to nie wygląda. Tylko co teraz można zrobić? Bo sama jej gadanina nie robi wrażenia, a wszystko jak było tak jest.
Ciężko coś napisać, jak się nie zna dziecka i nie wie, jaki ma charakter. Olał boks? Widocznie to nie jego pasja albo jego wylali. Tu porozmawiałabym z instruktorem. Może nie zniósł porażki jeśli wcześniej odnosił tylko sukcesy?
Skontaktowałabym się z biologicznym ojcem, żeby z nim pogadał, może jemu powie, o co chodzi.
Są specjaliści, którzy pomagają w razie trudności, nie pisz, że twoja partnerka o tym nie wie. Może chłopak, po prostu, chce się bawić, może czuje się nierozumiany, a może coś innego kryje się za tym?
Warto się zainteresować jego towarzystwem, czym się zajmują, co robią, jakie mają plany, tylko wtedy trzeba zaprosić kogoś z nich do domu.
Warto wspólnie ustalić jasne zasady w domu.
Nie wiem czy na forum ktoś Ci konstruktywnie pomoże mając takie fragmentaryczne informacje. O potencjalnym - w moim odczuciu - powodzie tego wszystkiego napisałeś jedno zdanie: "Temat jego bioloojca to temat drażliwy, którego tutaj nie chce poruszać.". Niestety, ale bez poruszenia tematu jego biologicznego ojca nic się nie zrobi, bo będziecie zaleczać objawy, a nie przyczynę.
Chłopak jest w bardzo trudnym wieku, w którym bardzo ważny jest wpływ męskiego pierwiastka w domu. Nie wiemy jak wygląda relacja jego z ojczymem, czy w ogóle wygląda, co się z tym ojcem podziało, czy z młodym ktoś o tym rozmawiał i czy on miał wsparcie i możliwość przepracowania sobie tego tematu.
Jeżeli nie chcesz poruszać tego na forum to polecam wybrać się z partnerką na dwie-trzy sesje terapii rodzinnej, najlepiej do kogoś kto ma doświadczenie w pracy z młodzieżą.
Powiedzmy, że byłem w pozycji twojego pasierba, bo mam ojczyma, który był jedynie widzem. Tak - chlałem na umór przy każdej okazji w jego wieku, ciupciałem w zasadzie każdą chętną i nie przejmowałem się przyszłością, a pierwsze studia zawaliłem. Choć obiektywnie - nie z mojej winy.....
Drugie studia skończyłem jako stypendysta. Obecnie mam własną firmę, zarabiam powyżej średniej i mam sperspektywę na duuuuży rozwój zawodowy (kompetencje i zarobki). Zwyczajnie musiałem znaleźć swoje pole, coś będzie dla mnie interesujące i będzie stanowić dla mnie wyzwanie.
Przede wszystkim musisz przestać się słuchać swojej partnerki, bo już na starcie postawiła cię w przegranej pozycji. Dla młodego nie byłeś, nie jesteś i prawdopodobnie nigdy nie będziesz żadnym autorytetem. Jesteś zwyczajnie kolesiem, który posuwa jego matkę. Ot i wszystko. Odwrócenie tego nie będzie łatwe, ale jest to możliwe.
Czy dzieciak ma depresje? Wątpię. Po prostu korzysta z życia, jak większość ludzi w jego wieku. To normalne na tym etapie.
To co możesz zrobić, to co najwyżej zadbać o jego bezpieczeństwo - niech ma zawsze kondomy ze sobą i róbcie regularne narkotesty. Zielsko jak sobie popali, to jeszcze pół biedy. Gorzej, że zielsko często-gęsto się miesza z różnymi, dziwnymi rzeczami, aby faktycznie wywołać uzależnienie (przynajmniej tak było kiedyś - obecnie - przyznaję, że nie wiem). Więc o ile sam nie hoduje, to warto mieć tego świadomość.
Generalnie, na twoim miejscu bym się nie przejmował. Nie twój dzieciak, a matka nigdy nie widziała cie w roli jego ojca/ojczyma. Jak sobie przegra życie - jego wybór. A jeśli już chcesz coś zrobić, to faktycznie zabierz go na męski wypad. Naucz go pić po męsku, dokonywać wyborów. Niech się zmęczy i osiągnie swój fizyczny limit. Niech ma jakieś wyzwanie, któremu będziecie mogli podołać razem. To zawsze zbliża. I lej to, co mówi jego matka. Jak chcesz z nim pogadać o jego ojcu - pogadaj. Nadaj ton waszej relacji, bo teraz to tylko biernie przyjmujesz na klatę wszystko, a to też nie jest zdrowe.