Witam wszystkich, zwracam się tu do was, bo tak szczerze mam mętlik w głowie jak wracam do domu do mamy. Nie jesteśmy stąd. Dlaczego tu piszę? Piszę przez mentalność i traktowanie dzieci. Nie mam za bardzo dobrych relacji z mamą, i jak komuś opowiadam o jednej z wielu sytuacji opisanej poniżej rodzinie bliskiej z innego kraju, to słyszę tylko „musisz mamę zrozumieć, ona ma teraz ciężko”. Te słowa mnie dołują, bo czuję się winna, że jestem złą córką, bo nie umiem mieć dobrych relacji z mamą, cały czas rozmyślam w czym jest mój problem, nie umiem ją słuchać, wspierać. Opisując sytuację bliskim z Polski to mówią odwrotnie. Mówią „nic nie musisz, tak dobra matka się nie zachowuje i nie traktuje swego dziecka jak własności”. Nie wiem, czy moja mama jest toksyczna czy to po prostu ja nie umiem znaleźć do niej czy to podejścia czy to jakiegoś bóg wie kontaktu. Ona jest dobra, na zdjęciach jest uśmiechnięta, czasami mamy tez dobre chwile spędzone razem, ale czasami jest nielogiczna, cały czas narzekającą na jej ciężkie życie i córkę która widzi tylko srogo „partnera”. Jestem z nią od czw. do nd. Wysyłam sms rano z „dzień dobry mamusiu ❤” i przed snem „dobranoc mamusiu ❤”, dzwoniąc do niej też. Próbowałam znaleźć jej czy to kawalerkę czy to dwupokojowe mieszkanko obok mnie (tam gdzie mieszkam z chłopakiem), bo chciałam aby była bliżej mnie bo będę mogła częściej wpadać. To powiedziała mi, że ona nie chcę bo nie lubi tamtej dzielnicy. A jak mówiłam, że lepiej będzie jak może z jakąś swoją przyjaciółką zacznie mieszkać bo będzie miała do kogo pogadać, to też powiedziała, że lepiej będzie sama w mieszkaniu bo tak czuje się swobodnie, po czym i tak cały czas powtarza mi, żebym była przygotowana bo ona też szybko umrze przez samotność (jej mąż a mój ojczym zmarł w grudniu 2022), bo ona nikogo nie ma, a według jej córka o niej zapomniała. Też powtarza, że wszyscy są źli, bo byli z nią tylko jak czegoś potrzebowali od niej, a teraz ona niby nie ma męża to już ją źle wszyscy traktują.
Opowiem jedną historię.
Tydzień temu, a dokładnie w niedziele 19.03 poprosiłam chłopaka aby odwiózł mnie i mamę na cmentarz do ojczyma, tak jak już mówiłam, że zmarł w grudniu. Chłopak najpierw się nie zgadzał, bo generalnie moja mama jest taka, że jak bardzo czegoś potrzebuje od kogoś to jest bardzo miła, a za plecami mówi różne rzeczy, np., że chłopak psuje mi życie, że nie mogę z nim mieć dzieci bo on do życia się nie nadaje. Jednego razu było tak, że się obraziła na chłopaka, bo nie odmówił jej, że ją nie odwiezie, bo miał już plany ze swoim ojcem. Teraz, niedzielna sytuacja wyglądała tak, że chłopak po długich przemyśleniach zgodził się odwieść moją mamę na cmentarz, zgodził się, bo chciał być chociaż trochę mądrzejszym od mojej mamy, za co jestem bardzo mu wdzięczna. Jechaliśmy do mamy odebrać ją z pracy, czekała na nas około 15-20 min, było ciepło, ale i tak kręciło mnie w brzuchu bo wiedziałam, że ona czekać nie lubi wiec może być trochę, powiedzmy, poddenerwowana. Przyjechaliśmy, widziałam, że szła w naszą stronę, wiec nie myślałam, że po nią trzeba wyjść plus zagadałam się z chłopakiem, bo wbijaliśmy adres na mapie. Stoi mama przy samochodzie i do mnie dzwoni. Odrzuciłam i otwieram drzwi, mama mówi: „a to ty już wyjść nie możesz, chamska jesteś, ojczym zawsze wychodził z samochodu, skąd mam wiedzieć jaki samochód macie”. Zgadza się, nie musiała wiedzieć jaki samochód, bo jest dopiero zakupiony ale widziała go raz, plus tylko jeden samochód wjechał wtedy w uliczkę, a w tym czasie jak jechaliśmy uliczką to gadałam z mamą i mówiłam, że już powinna nas widzieć. Chłopak wiedział, że mama zawsze się stresuje jak coś idzie nie po jej myśli ale nie na tyle. Chłopak zrobił jej tylko uwagę spokojnym głosem (tez jest spokojny jak ja, zmusić nasz krzyczeć jest wyzwaniem), że „nie MOŻESZ na nią krzyczeć i cały czas mieć do niej pretensje.”. Po czym moja mama odpowiedziała „to jest moje dziecko i mam do niego prawo”. Poczułam się wtedy rzeczą. Oczywiście, mama się obraziła na mojego chłopaka i powiedziała, że nie chce nas widzieć, po czym dziś 23.03, prawie tydzień miną, ja przyjechałam do domu (3 lata mieszkam z chłopakiem ale nadal przyjeżdżam do mamy, bo cały czas powtarza że będę miała na sumieniu jak ją zostawię, + też rozumiem, ze została bez męża i jest ciężko) a mama zachowywała się super jakby nic się nie stało dopóki nie powiedziałam, że nie przyjechałam do niedzieli (cz-nd), a tylko na jeden dzień i jutro (pt) jadę wieczorem do chłopaka bo w sb. ma on urodziny. Po tej informacji moja mama nie krzyczała (ale jak ona twierdzi, ona nie krzyczy tylko głośno mówi, ale kiedy ja głośno mówię to znaczy, że ja krzyczę) była niezadowolona, ale zaakceptowała mówiąc „to przyjedziecie na obiad w takim razie w niedziele” (zauważcie że powyżej jest napisano, że po kłótni z zeszłego tyg. ona nas nie chciała widzieć). Powtarzała, że nie mam prawa zapomnieć o matce, bo tylko ją mam, po czym powiedziała „No tak, ty już matki nie potrzebujesz, bo masz partnera”, to tez powtarza mojej babci kiedy ta się pyta czy ja do matki swojej dzwonię.
Usprawiedliwiam zachowanie swojej mamy, bo ciężko jest w to uwierzyć, że taka blizka osoba może być toksyczna. Mama cały czas powtarza, że miała ciężkie życie (rozwiodła się z byłem mężem, a drugi zmarł), to też powiedziała jak mój chłopak powiedział „dlaczego na nią krzyczysz i masz jakieś pretensje do córki swojej?”.
Było raz tak, że nie dogotowałam mięso kurczaka, w środku było trochę surowe, to mama się wkurzyła i powiedziała, że do niczego się nie nadaje tylko do studiów (lubię uczyć się języków) i że jestem taka sama głupia jak „ten mój partner”. Raz „wyleciało z jej ust” że mam autyzm. A jak w końcu nie wytrzymałam (właśnie po tej kłótni z udziałem mojego chłopaka) to głośno mamie powiedziałam: „czego ode mnie chcesz? Studiuje, pracuje, poszłam na kursy jazdy, bo jak ty mówiłaś potrzebujesz kierowcy, robię wszystko z myślą o tobie, przyjeżdżam tez”, po czym mama powiedziała, „ale zostań ze mną”. Mówię jej: „ale jutro do pracy idę”. Mama: „to pojedziesz sobie stąd autobusem, ludzie tak robią”. Nie pamiętam już dokładnie co odpowiedziałam, ale dodałam później „czy ty myślisz że ja mam z tobą już zawsze mieszkać, i nawet jak będę miała dzieci to mam je powiedzieć ‚sorki dzieci ale muszę żyć z mamuśką?’”, po czym ona powiedziała: „tak”. Mówiła coś tam, że dzieci jej znajomych DOŚĆ CZĘSTO ODWIEDZAJĄ rodziców. Odwiedzają, nie mieszkają!
Wyszłam z domu (nd). We wtorek miałam dużo roboty w pracy, więc nie dzwoniłam do mamy, a tylko wysłałam jej wiadomość „dzień dobry” ze serduszkiem. Odpisała. Później wieczorem poszliśmy z chłopakiem na zakupy, było około 18 godz. zaczęłam do mamy dzwonić, nie odebrała, drugi, trzeci raz. Nie odbierała. Napisałam. Nic. Zadzwoniłam na Viber. Nic. Po kilku min. dostaję wiadomość z treścią : „dzięki, że przypomniałaś sobie, że masz matkę.”. Nie miałam siły już jakkolwiek reagować na to, wiec odpuściłam.
Krótko mówiąc, mama zawsze miała trudny charakter. Do tej pory się śmiejemy i wspominamy jak ja podlewałam kwiaty (nie lubię kwiatów) będąc małą, bo bałam się, że mama będzie krzyczeć jak wracała do domu z zarobków zza granicy. Natomiast nie wiem jak być dalej, cały czas myślę, że może to moja wina, że to ja nie umiem się zachować, a ona jej dobra, bo przecież gotuje, przytula, całuje, mówi, że mnie kocha. Wtedy chcę wszystko dla niej zrobić. Ale Czasami, jak znowu (tak było z tym mięsem kurczaka) coś nie dobrze zrobię, albo zrobię inaczej jak ona mówiła to takie jazdy znowu się potarzają, chcę wtedy po prostu się wyprowadzić i trzymać ja na dystansie bo nie chcę mieć takiego życia już jak będę miała rodzinę i dzieci.
Koniec.