Jestem uzależniona od swojego faceta - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jestem uzależniona od swojego faceta

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 23 ]

Temat: Jestem uzależniona od swojego faceta

Hej. Jestem w związku od ponad roku. Mój partner jest do rany przyłóż. Na wielu płaszczyznach pokazuje mi, że mnie kocha, że mu zależy. Nie tylko słowami, ale czynami również. Kiedy jest jakiś problem do rozwiązania potrafimy ze sobą rozmawiać. Nigdy u nas nie było kłótni z krzykiem, z rzucaniem talerzami, itd. Każdy konflikt czy różnicę zdań rozwiązujemy normalną rozmową, w którą oboje jesteśmy zaangażowani. Potrafię z nim rozmawiać wprost o swoich emocjach, o moich myślach i wiem, że nie spotkam się ze słowami 'daj mi spokój' czy 'wymyślasz problemy'. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo mój ostatni związek niestety tak wyglądał i bardzo doceniam to, co mam teraz u swojego obecnego partnera. Mój facet jak się nie widzimy do mnie dzwoni, proponuje wspólne granie, czasem coś napisze, więc można powiedzieć, że jesteśmy w stałym kontakcie jak się nie widzimy. A jak już jest mega zajęty, nie ma ochoty to ja mogę w każdej chwili do niego zadzwonić, napisać i będzie ze mną rozmawiał, o ile oczywiście nie jest w pracy czy czymś mega zajęty, a nawet jeśli - oddzwania / odpisuje w pierwszej możliwej wolnej chwili. Mimo krótkiego stażu związku (chociaż no rok to dla jednych krótko, dla innych długo, dla mnie takie coś pomiędzy) 'sprawdziłam' swojego partnera w cięższych sytuacjach życiowych. Na samym początku naszego związku mieliśmy problem z seksem (mój facet miał problem z przedwczesnym wytryskiem), a ja jestem kobietą, która lubi ostry seks, namiętny, długi. Miałam zawsze orgazm, bo facet robił mi palcami / ustami tak długo, aż nie doszłam. Przez penetrację nigdy z żadnym partnerem orgazmu nie miałam i jakoś mnie to nie mierzi, orgazm łechtaczkowy mi wystarcza. Ale jako dopełnienie lubię penetrację, nie jakoś długo, ale tak chociaż z 5-10 minut, żeby była możliwość zmian pozycji, najpierw powoli i namiętnie, a potem mocniej i ostrzej, itd. No i tego mi brakowało, bo owszem facet dbał o mój orgazm, ale penetracji to mi dawał może niespełna z minutę, a czasem to trwało kilka sekund. Pamiętam, że ja będąc jeszcze nie do końca zaangażowana w tą relację (bo to był początek związku, a do łóżka poszliśmy dosyć szybko) z tym aspektem czułam się źle i zasiał we mnie takie czarne chmury nad tą relacją. Bo facet 10/10, ale ja potrzebowałam dobrego seksu i wiem, że sprawy łóżkowe mogą scalać związek albo go rozwalić. Z tego względu, że pod innymi sprawami facet mi odpowiadał postanowiłam dać temu czas i nie żałuję. Jak ta sprawa się ciągła to potrafiliśmy o tym rozmawiać. Mówiłam wprost, że taka długość mi nie odpowiada oczywiście takimi słowami, żeby przy tym go nie zranić. Wspólnie szukaliśmy rozwiązań, on czytał na ten temat i udało nam się to zwalczyć bez konieczności wizyty u seksuologa. W dużej mierze miał na to wpływ stres i zauważyliśmy zależność, że jeśli mamy dłuższą przerwę od seksu to ten pierwszy seks po rozłące trwa najkrócej. Obecnie jestem zadowolona z naszego pożycia, jak spędzamy razem weekend to potrafimy kochać się nawet dwa / trzy razy dziennie. Czasem wprowadzamy do sypialni jakieś urozmaicenia, które oboje lubimy. Wspominam o tym dlatego, żeby pokazać, że mój facet nie jest egoistą i bierze moje potrzeby pod uwagę. Drugą taką ciężką próbą w naszym związku była śmierć jego ojca. Zmarł po walce z nowotworem. Wtedy byliśmy jakoś pół roku razem. On bardzo to przeżył, ja mu dałam tyle wsparcia ile potrafiłam. Pomimo takiej ciężkiej sytuacji on nie zamknął się na mnie, dalej było między nami 'jak zwykle' i mogłam przy nim być, a on mnie nie odtrącał. Odnośnie właśnie tej strasznej choroby to też przez to mi pokazał jakim jest człowiekiem, bo pomagał rodzicom jak mógł w tej ciężkiej sytuacji i nie uciekał przed tym w odróżnieniu od jego rodzeństwa, co mi pokazuje, że jak są jakieś problemy, przeciwności to tak szybko nie spakuje manatek i 'mnie tu nie ma'. Oczywiście on swoje wady ma jak każdy, ale nie takie, żeby robiły mi jakąś krzywdę. Raczej to są takie głupotki typu słaba organizacja czasu, czasem roztargnienie, bałaganiarstwo, etc. :brzydal: W czym zatem jest problem? Ano, we mnie. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, było poznawanie się, ten początkowy etap związku, a moje zaangażowanie jeszcze nie było pełne, więc podchodziłam do tego luźno. Natomiast z biegiem czasu jak związek stawał się coraz bardziej poważny, a mi zaczynało coraz bardziej zależeć to ja zaczęłam odczuwać lęk. Jestem chora na depresję, mam niską samoocenę i chyba głęboko zakorzenione w głowie przekonanie, że ja na miłość nie zasługuję, że zawsze ludzie wbiją mi nóż w plecy, że zawsze ostatecznie będzie źle. Nie wierzę, że ktoś może mnie kochać za to, kim jestem skoro ja sama nie lubię siebie, swojego życia (albo życia ogólnie, bo mam wrażenie, że jakbym nawet trafiła 6 w lotto to bym się uśmiechała przez jakiś czas, a potem dalej uznała, że i tak wszystko nie ma sensu). Ostatnio depresyjne nastroje mi wróciły, więc mój strach przed straceniem swojego ukochanego wzrósł tym bardziej. Ciągle doszukuję się jakiś oznak, że mu na mnie nie zależy albo zależy mu mniej niż mi. Mam w sobie stale lęk, że mnie oszuka, skrzywdzi, zdradzi, zostawi, chociaż nie mam do tego żadnych podstaw. Doszukuję się jakiś 'smaczków', które by potwierdzały moją teorię. Mój partner wie doskonale, że ja tak mam. Zna już mnie na tyle, że nie potrafię przed nim ukrywać kiedy jestem smutna, zła albo mam jakieś wątpliwości. On potrafi nawet rozczytać moje emocje po wiadomościach na mesie, a przez mój głos przez telefon czy na żywo to już ma pewność na 100%, że coś jest nie tak u mnie. Mówię mu wprost co myślę, co czuję, jak jakieś jego dane słowa czy zachowanie zinterpretowałam (zazwyczaj w czarnym świetle i moja interpretacja była błędna). Kiedy się spotykamy ja czuję, że żyję. Jestem szczęśliwa. Kiedy wiem, że spotkanie dobiega końca, mój entuzjazm spada. Jak już jestem w domu to chodzę smutna, zgaszona, mało rzeczy mnie cieszy. Szybko rozmyślam kiedy znów będę mogła go zobaczyć, czy on coś zaproponuje, bo ja już bez niego usycham. Wyprzedzając pytania - tak, mam znajomych, mam pasje, mam pracę. Ze znajomymi jednak spotykam się rzadko, bo wszyscy dorośli, każdy swoje obowiązki, ale co jakiś czas się spotykam. Na spotkaniach z innymi ludźmi jestem odprężona, czuję się dobrze, ale jak wracam to moje myśli idą dalej w stronę związku, miłości, tego lęku. To samo w pracy. Mój facet o tym wie, tak samo o depresji. Jak mam jakiś zaskok, że coś mi nie pasuje to rozmawia ze mną, wyjaśnia, uspokaja. Ale co z tego skoro i tak za jakiś czas znowu we mnie zaskoczy, że 'jezu, jemu nie zależy, bo coś tam' i historia się powtarza. Podziwiam jaką ma do mnie cierpliwość. Wtedy zapewnia mnie, że mu zależy tak samo jak mi, że wszystko jest dobrze w naszym związku i mnie uspokaja. A ja się męczę, bo czuję w sobie taką sinusoidę. Raz ufam, że on jest ze mną ze szczerych intencji, a zaraz później mam wrażenie, że mu nie zależy i tak w kółko. W poprzednim związku miałam ten sam problem, który się sam rozwiązał jak zamieszkaliśmy razem, ale w obecnym związku wspólne mieszkanie musi trochę poczekać. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, nigdy nie opierałam swojego całego życia na jednej osobie, aż tak. Potrafiłam być singielką, nigdy na siłę nie szukałam sobie partnera niczym respiratora. A z moim byłym partnerem sama zerwałam i nie czułam się jakoś tragicznie po rozstaniu. Facet mówi, że no nie za bardzo lubi kiedy ja mam znowu wątpliwości co do jego intencji względem mnie, ale przyjął już, że 'ten typ tak ma', że nie zostawi mnie przez problemy z psychiką, bo wiedział świadomie z kim się on wiąże i z byle jakiego powodu mnie nie zostawi. Ale ja jednak boję się, że go zamęczę i chcę tego uniknąć. Poza tym chcę, żeby nasz związek wyglądał zdrowiej. Chciałabym nad sobą popracować, żeby się nie męczyć, żeby chłopa nie męczyć i mieć zdrowsze wzorce zachowań w związku tylko nie wiem co jeszcze mam zrobić.. Otwarcie rozmawiam z partnerem o wszystkim, on mnie wysłuchuje, stara rozumieć, rozwiewa te moje wątpliwości, a samodzielnie zaczęłam prowadzić coś w stylu ala 'pamiętnika', gdzie zapisywałam daną sytuację kiedy poczułam się zagrożona i co potem z tego wyniknęło i sobie to po jakimś czasie czytam, np. 'Dnia X on nie odebrał tel. Martwiłam się o to i o to. A okazało się, że wszystko w porządku.', ale cóż, dalej mam swoje toxic myśli i zachowania. Czy ktoś był w podobnej sytuacji i jak z tym walczyć?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

To nie jest uzależnienie od faceta tylko Twoje własne nieprzeoracowane problemy, które rzutują na związek.
Rozwiązania są dwa, jedno to przepracowanie ich samodzielnie, a drugie to to samo tylko z terapeutą.

3 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 18:36:44)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
aleksiaa98 napisał/a:
Opis zwiazku

Hej. Jestem w związku od ponad roku. Mój partner jest do rany przyłóż. Na wielu płaszczyznach pokazuje mi, że mnie kocha, że mu zależy. Nie tylko słowami, ale czynami również. Kiedy jest jakiś problem do rozwiązania potrafimy ze sobą rozmawiać.

Nigdy u nas nie było kłótni z krzykiem, z rzucaniem talerzami, itd. Każdy konflikt czy różnicę zdań rozwiązujemy normalną rozmową, w którą oboje jesteśmy zaangażowani.
Potrafię z nim rozmawiać wprost o swoich emocjach, o moich myślach i wiem, że nie spotkam się ze słowami 'daj mi spokój' czy 'wymyślasz problemy'. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo mój ostatni związek niestety tak wyglądał i bardzo doceniam to, co mam teraz u swojego obecnego partnera.

Mój facet jak się nie widzimy do mnie dzwoni, proponuje wspólne granie, czasem coś napisze, więc można powiedzieć, że jesteśmy w stałym kontakcie jak się nie widzimy. A jak już jest mega zajęty, nie ma ochoty to ja mogę w każdej chwili do niego zadzwonić, napisać i będzie ze mną rozmawiał, o ile oczywiście nie jest w pracy czy czymś mega zajęty, a nawet jeśli - oddzwania / odpisuje w pierwszej możliwej wolnej chwili.

Mimo krótkiego stażu związku (chociaż no rok to dla jednych krótko, dla innych długo, dla mnie takie coś pomiędzy) 'sprawdziłam' swojego partnera w cięższych sytuacjach życiowych.

Seks

Na samym początku naszego związku mieliśmy problem z seksem (mój facet miał problem z przedwczesnym wytryskiem), a ja jestem kobietą, która lubi ostry seks, namiętny, długi. Miałam zawsze orgazm, bo facet robił mi palcami / ustami tak długo, aż nie doszłam.
Przez penetrację nigdy z żadnym partnerem orgazmu nie miałam i jakoś mnie to nie mierzi, orgazm łechtaczkowy mi wystarcza.

Ale jako dopełnienie lubię penetrację, nie jakoś długo, ale tak chociaż z 5-10 minut, żeby była możliwość zmian pozycji, najpierw powoli i namiętnie, a potem mocniej i ostrzej, itd. No i tego mi brakowało, bo owszem facet dbał o mój orgazm, ale penetracji to mi dawał może niespełna z minutę, a czasem to trwało kilka sekund. Pamiętam, że ja będąc jeszcze nie do końca zaangażowana w tą relację (bo to był początek związku, a do łóżka poszliśmy dosyć szybko) z tym aspektem czułam się źle i zasiał we mnie takie czarne chmury nad tą relacją. Bo facet 10/10, ale ja potrzebowałam dobrego seksu i wiem, że sprawy łóżkowe mogą scalać związek albo go rozwalić.

Z tego względu, że pod innymi sprawami facet mi odpowiadał postanowiłam dać temu czas i nie żałuję.
Jak ta sprawa się ciągła to potrafiliśmy o tym rozmawiać. Mówiłam wprost, że taka długość mi nie odpowiada oczywiście takimi słowami, żeby przy tym go nie zranić. Wspólnie szukaliśmy rozwiązań, on czytał na ten temat i udało nam się to zwalczyć bez konieczności wizyty u seksuologa. W dużej mierze miał na to wpływ stres i zauważyliśmy zależność, że jeśli mamy dłuższą przerwę od seksu to ten pierwszy seks po rozłące trwa najkrócej.

Obecnie jestem zadowolona z naszego pożycia, jak spędzamy razem weekend to potrafimy kochać się nawet dwa / trzy razy dziennie. Czasem wprowadzamy do sypialni jakieś urozmaicenia, które oboje lubimy. Wspominam o tym dlatego, żeby pokazać, że mój facet nie jest egoistą i bierze moje potrzeby pod uwagę.

Smierc jego ojca

Drugą taką ciężką próbą w naszym związku była śmierć jego ojca. Zmarł po walce z nowotworem. Wtedy byliśmy jakoś pół roku razem. On bardzo to przeżył, ja mu dałam tyle wsparcia ile potrafiłam. Pomimo takiej ciężkiej sytuacji on nie zamknął się na mnie, dalej było między nami 'jak zwykle' i mogłam przy nim być, a on mnie nie odtrącał. Odnośnie właśnie tej strasznej choroby to też przez to mi pokazał jakim jest człowiekiem, bo pomagał rodzicom jak mógł w tej ciężkiej sytuacji i nie uciekał przed tym w odróżnieniu od jego rodzeństwa, co mi pokazuje, że jak są jakieś problemy, przeciwności to tak szybko nie spakuje manatek i 'mnie tu nie ma'.

Oczywiście on swoje wady ma jak każdy, ale nie takie, żeby robiły mi jakąś krzywdę. Raczej to są takie głupotki typu słaba organizacja czasu, czasem roztargnienie, bałaganiarstwo, etc. :brzydal:

Problem

W czym zatem jest problem? Ano, we mnie.
Kiedy zaczęliśmy się spotykać, było poznawanie się, ten początkowy etap związku, a moje zaangażowanie jeszcze nie było pełne, więc podchodziłam do tego luźno. Natomiast z biegiem czasu jak związek stawał się coraz bardziej poważny, a mi zaczynało coraz bardziej zależeć to ja zaczęłam odczuwać lęk.

Jestem chora na depresję, mam niską samoocenę i chyba głęboko zakorzenione w głowie przekonanie, że ja na miłość nie zasługuję, że zawsze ludzie wbiją mi nóż w plecy, że zawsze ostatecznie będzie źle.
Nie wierzę, że ktoś może mnie kochać za to, kim jestem skoro ja sama nie lubię siebie, swojego życia (albo życia ogólnie, bo mam wrażenie, że jakbym nawet trafiła 6 w lotto to bym się uśmiechała przez jakiś czas, a potem dalej uznała, że i tak wszystko nie ma sensu).

Ostatnio depresyjne nastroje mi wróciły, więc mój strach przed straceniem swojego ukochanego wzrósł tym bardziej. Ciągle doszukuję się jakiś oznak, że mu na mnie nie zależy albo zależy mu mniej niż mi. Mam w sobie stale lęk, że mnie oszuka, skrzywdzi, zdradzi, zostawi, chociaż nie mam do tego żadnych podstaw. Doszukuję się jakiś 'smaczków', które by potwierdzały moją teorię.

Mój partner wie doskonale, że ja tak mam. Zna już mnie na tyle, że nie potrafię przed nim ukrywać kiedy jestem smutna, zła albo mam jakieś wątpliwości. On potrafi nawet rozczytać moje emocje po wiadomościach na mesie, a przez mój głos przez telefon czy na żywo to już ma pewność na 100%, że coś jest nie tak u mnie. Mówię mu wprost co myślę, co czuję, jak jakieś jego dane słowa czy zachowanie zinterpretowałam (zazwyczaj w czarnym świetle i moja interpretacja była błędna).

Kiedy się spotykamy ja czuję, że żyję. Jestem szczęśliwa. Kiedy wiem, że spotkanie dobiega końca, mój entuzjazm spada.
Jak już jestem w domu to chodzę smutna, zgaszona, mało rzeczy mnie cieszy.
Szybko rozmyślam kiedy znów będę mogła go zobaczyć, czy on coś zaproponuje, bo ja już bez niego usycham.

Wyprzedzając pytania - tak, mam znajomych, mam pasje, mam pracę. Ze znajomymi jednak spotykam się rzadko, bo wszyscy dorośli, każdy swoje obowiązki, ale co jakiś czas się spotykam.
Na spotkaniach z innymi ludźmi jestem odprężona, czuję się dobrze, ale jak wracam to moje myśli idą dalej w stronę związku, miłości, tego lęku. To samo w pracy.

Mój facet o tym wie, tak samo o depresji. Jak mam jakiś zaskok, że coś mi nie pasuje to rozmawia ze mną, wyjaśnia, uspokaja. Ale co z tego skoro i tak za jakiś czas znowu we mnie zaskoczy, że 'jezu, jemu nie zależy, bo coś tam' i historia się powtarza.
Podziwiam jaką ma do mnie cierpliwość. Wtedy zapewnia mnie, że mu zależy tak samo jak mi, że wszystko jest dobrze w naszym związku i mnie uspokaja. A ja się męczę, bo czuję w sobie taką sinusoidę. Raz ufam, że on jest ze mną ze szczerych intencji, a zaraz później mam wrażenie, że mu nie zależy i tak w kółko.

W poprzednim związku miałam ten sam problem, który się sam rozwiązał jak zamieszkaliśmy razem, ale w obecnym związku wspólne mieszkanie musi trochę poczekać.

Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, nigdy nie opierałam swojego całego życia na jednej osobie, aż tak.
Potrafiłam być singielką, nigdy na siłę nie szukałam sobie partnera niczym respiratora.
A z moim byłym partnerem sama zerwałam i nie czułam się jakoś tragicznie po rozstaniu.
Facet mówi, że no nie za bardzo lubi kiedy ja mam znowu wątpliwości co do jego intencji względem mnie, ale przyjął już, że 'ten typ tak ma', że nie zostawi mnie przez problemy z psychiką, bo wiedział świadomie z kim się on wiąże i z byle jakiego powodu mnie nie zostawi.
Ale ja jednak boję się, że go zamęczę i chcę tego uniknąć.

Poza tym chcę, żeby nasz związek wyglądał zdrowiej. Chciałabym nad sobą popracować, żeby się nie męczyć, żeby chłopa nie męczyć i mieć zdrowsze wzorce zachowań w związku tylko nie wiem co jeszcze mam zrobić..
Otwarcie rozmawiam z partnerem o wszystkim, on mnie wysłuchuje, stara rozumieć, rozwiewa te moje wątpliwości, a samodzielnie zaczęłam prowadzić coś w stylu ala 'pamiętnika', gdzie zapisywałam daną sytuację kiedy poczułam się zagrożona i co potem z tego wyniknęło i sobie to po jakimś czasie czytam, np. 'Dnia X on nie odebrał tel. Martwiłam się o to i o to. A okazało się, że wszystko w porządku.', ale cóż, dalej mam swoje toxic myśli i zachowania.

Czy ktoś był w podobnej sytuacji i jak z tym walczyć?

Rozbilem ten blok tekstu na paragrafy aby latwiej sie czytalo.

4

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Pojdź na terapię, bo zamęczysz tego chłopaka... I faktycznie nie wytrzyma, bo ile można... Nie może być Twoim terapeutą, spowiednikiem i psiapsiółką, bo to się dobrze nie skończy.

5

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
aleksiaa98 napisał/a:

Ostatnio depresyjne nastroje mi wróciły, więc mój strach przed straceniem swojego ukochanego wzrósł tym bardziej. Ciągle doszukuję się jakiś oznak, że mu na mnie nie zależy albo zależy mu mniej niż mi. Mam w sobie stale lęk, że mnie oszuka, skrzywdzi, zdradzi, zostawi, chociaż nie mam do tego żadnych podstaw. Doszukuję się jakiś 'smaczków', które by potwierdzały moją teorię.

[...] Podziwiam jaką ma do mnie cierpliwość. Wtedy zapewnia mnie, że mu zależy tak samo jak mi, że wszystko jest dobrze w naszym związku i mnie uspokaja.

[...] Raz ufam, że on jest ze mną ze szczerych intencji, a zaraz później mam wrażenie, że mu nie zależy i tak w kółko.

I tak się to kręci w kółko.
Jego uspokajanie i zapewnienia działają na krótką chwilę, gdy jest bok Ciebie, a gdy zostajesz sama lęki wracają.
Wiesz kto tak się zachowuje i traci poczucie bezpieczeństwa gdy zostaje bez opieki i wsparcia? - Malutkie dziecko.
Przemyśl to sobie smile

6 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 20:11:51)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

Wiesz kto tak się zachowuje i traci poczucie bezpieczeństwa gdy zostaje bez opieki i wsparcia? - Malutkie dziecko.
Przemyśl to sobie smile

Autorka to juz wie.
Przeciez napisala, ze chcialaby zmienic swoje zachowanie tylko nie wie jak.
Jaki jest sens mowienia jej, ze zachowuje sie jak dziecko?

Ja to w ogole mysle, ze trzeba by z naszego forum zbudowac kolekcje tego typu narracji i nie glosowac w wyborach na nikogo kto nie zrobi z tego priorytetu i nie przedstawi planu jak chce to naprawic.
Bo to sa problemy systemowe, nie indywidualne. Indywidualne sa jedynie ofiary i ich historie, zrodlo problemu lezy w systemie, ktory te historie produkuje.

7

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
JohnyBravo777 napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Wiesz kto tak się zachowuje i traci poczucie bezpieczeństwa gdy zostaje bez opieki i wsparcia? - Malutkie dziecko.
Przemyśl to sobie smile

Autorka to juz wie.
Przeciez napisala, ze chcialaby zmienic swoje zachowanie tylko nie wie jak.
Jaki jest sens mowienia jej, ze zachowuje sie jak dziecko?

Ja to w ogole mysle, ze trzeba by z naszego forum zbudowac kolekcje tego typu narracji i nie glosowac w wyborach na nikogo kto nie zrobi z tego priorytetu i nie przedstawi planu jak chce to naprawic.
Bo to sa problemy systemowe, nie indywidualne. Indywidualne sa jedynie ofiary i ich historie, zrodlo problemu lezy w systemie, ktory te historie produkuje.

JohnyBravo777 - to ze chciałaby zmienić swoje zachowanie wcale nie oznacza, że utożsamia swoje zachowanie z zachowaniem malutkiego dziecka.
Jak to mówią - prawidłowa diagnoza to połowa leczenia.

Co do przedstawienia planu naprawy -  nie ma jednej metody jak stać się samodzielnym, odpowiedzialnym, dorosłym człowiekiem, bo u każdego są inne braki. Trzeba dłuższej rozmowy aby kogoś lepiej poznać i wtedy można mu pomagać.
Nawet jeśli ktoś był w podobnej sytuacji, to nie znaczy, ze w identycznej, i cudze sposoby nie gwarantują sukcesu.

8 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 20:49:14)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

JohnyBravo777 - to ze chciałaby zmienić swoje zachowanie wcale nie oznacza, że utożsamia swoje zachowanie z zachowaniem malutkiego dziecka.
Jak to mówią - prawidłowa diagnoza to połowa leczenia.

Agnes, OK ale diagnoza, ze ktos sie zachowuje jak male dziecko nie jest pomocna - bo co autorka ma z nia zrobic?

Autorka podaje dokladniejsza diagnoze w swoim poscie:

aleksiaa98 napisał/a:

Jestem chora na depresję, mam niską samoocenę i chyba głęboko zakorzenione w głowie przekonanie, że ja na miłość nie zasługuję, że zawsze ludzie wbiją mi nóż w plecy, że zawsze ostatecznie będzie źle.

Autorka pyta czy moze ktos wyszedl z takich problemow i jak tej osobie sie to udalo.
Mysle, ze potrzebujemy odpowiedzi osob, do ktorych post jest adresowany bo to dobre pytania.

aleksiaa98 z mojego doswiadczenia i przeczytanych historii ludzi, rozwiazaniem, ktore wydaje sie miec najwieksze szanse jest skoncentrowanie sie na pomocy komus innemu.
Z jednej strony potrzebujemy kogos kto nas kocha i poswieca swoje dobro aby pomoc nam gdy jestesmy w potrzebie.
Z drugiej strony potrzebujemy kogos kto potrzebuje naszej pomocy aby poswiecac swoje dobro dla tej osoby.
Rzadko sie zdarza, ze to jest ta sama osoba.
To jest moim zdaniem powod, dla ktorego ludzie - w naszej kulturze nastawionej na myslenie o sobie - kupuja tyle zwierzat domowych - aby czuc ze ktos ich potrzebuje, ze sa dla kogos realna zmiana na lepsze.

Nie dziwie sie, ze czlowiek, ktory zyje dla siebie, tu i teraz, dochodzi do wniosku, ze nie zasluguje na milosc.
Mocno filozoficzna / moralna dyskusja czy zasluguje.
Natomiast sytuacja jest znacznie prostsza gdy ta osoba zyje dla innych i realnie, pozytywnie wplywa na ich zycie.
Wiec wydaje sie, ze dzialalnosc charytatywna, udzial w non-profitach, ktore przynosza realna, widoczna zmiane w zyciu innych ludzi powinna dawac trudne do obalenia argumenty, ze jestes dobrym i waznym czlowiekiem.

9 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-11-23 20:52:17)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Autorko, to nie jest uzależnienie, tylko scheda po byłym związku. Pracuj nad tym, bo masz zadatki na bluszcza, a coś takiego nie może skończyć się dobrze, ponieważ druga osoba musi mieć też przestrzeń dla siebie i nie może czuć się uwiązana.

Leczysz depresję, więc takie leki związane są niestety z Twoją chorobą.

Strasznie boisz się odrzucenia i jeśli do tego wszystkiego towarzyszą Ci myśli, że już sama wolałabyś z nim skończyć, żeby tylko ustąpiły te lęki przed odrzuceniem ( sama sama przed sobą przyznaj się czy miewasz takie myśli " chyba z nim zerwę, bo on na pewno mnie okłamuje), to może masz delikatnego bordera?

Nie możesz aż tak bardzo się bać, bo jest to niezdrowe dla Ciebie, dla tego faceta i dla Waszego związku.
A może jesteś po prostu osobą, która lubi martwić się na zapas, sama sobie wymyśla problemy i ma skłonności do czarnowidztwa.
Cokolwiek Ci dolega, na pewno nie jest to uzależnieniem od tego faceta.

10

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
JohnyBravo777 napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

JohnyBravo777 - to ze chciałaby zmienić swoje zachowanie wcale nie oznacza, że utożsamia swoje zachowanie z zachowaniem malutkiego dziecka.
Jak to mówią - prawidłowa diagnoza to połowa leczenia.

Diagnoza, ze ktos sie zachowuje jak male dziecko nie jest pomocna - bo co autorka ma z nia zrobic?

Dorosnąć - czyli brać odpowiedzialność za siebie i swoje decyzje. .

Dorosła kobieta oczekuje, że ktoś stale przy niej będzie, bo jak nadchodzi pora rozstania to u niej odzywają się lęki. Stale chce zapewnień, ze będzie otoczona opieką i kochana, a gdy te zapewnienia otrzymuje to i tak w nie wątpi. Chce gwarancji, że w jej życiu wszystko będzie już zawsze dobre i uporządkowane, a to jest po prostu niemożliwe, bo życie każdego człowieka jest nieprzewidywalne itp. To nie jest zachowanie dorosłej osoby i powinna sobie zdawać z tego sprawę. Tymczasem ona pisze, że ma problem z chłopakiem zamiast zdać sobie sprawę, że jest emocjonalnie niedojrzała, bo fizycznie już tak.
Jeśli wiesz, że nie dorosłeś do roli, to trzeba się zapoznać ze sposobami jak temu zaradzić i jakie umiejętności opanować, żeby sobie radzić w życiu. Tak przynajmniej postępują ludzie dorośli.
Nie piszę tego aby obrażać autorkę ani jej czegoś ujmować. Chodzi mi o całościowe ujęcie zagadnienia.
W sumie muszę przyznać Ci rację, że jest coraz więcej osób z takimi problemami i możemy już mówić o problemie systemowym. Moim zdaniem ten problem narasta, bo w dzieciach nie kształtuje się inteligencji emocjonalnej. Czasem mam wręcz wrażenie, że dzieci celowo pozbawia się prawa decydowania o sobie, bo w ten sposób stają się bardziej uległe i podporządkowane . A potem takimi ludźmi łatwiej jest sterować politykom i religiom, wiec tak naprawdę nikomu zbytnio nie zależy aby ludzie byli silni i świadomi swoich możliwości.

11

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

JohnyBravo777 - to ze chciałaby zmienić swoje zachowanie wcale nie oznacza, że utożsamia swoje zachowanie z zachowaniem malutkiego dziecka.
Jak to mówią - prawidłowa diagnoza to połowa leczenia.

Diagnoza, ze ktos sie zachowuje jak male dziecko nie jest pomocna - bo co autorka ma z nia zrobic?

Dorosnąć - czyli brać odpowiedzialność za siebie i swoje decyzje. .

Dorosła kobieta oczekuje, że ktoś stale przy niej będzie, bo jak nadchodzi pora rozstania to u niej odzywają się lęki. Stale chce zapewnień, ze będzie otoczona opieką i kochana, a gdy te zapewnienia otrzymuje to i tak w nie wątpi. Chce gwarancji, że w jej życiu wszystko będzie już zawsze dobre i uporządkowane, a to jest po prostu niemożliwe, bo życie każdego człowieka jest nieprzewidywalne itp. To nie jest zachowanie dorosłej osoby i powinna sobie zdawać z tego sprawę. Tymczasem ona pisze, że ma problem z chłopakiem zamiast zdać sobie sprawę, że jest emocjonalnie niedojrzała, bo fizycznie już tak.
Jeśli wiesz, że nie dorosłeś do roli, to trzeba się zapoznać ze sposobami jak temu zaradzić i jakie umiejętności opanować, żeby sobie radzić w życiu. Tak przynajmniej postępują ludzie dorośli.
Nie piszę tego aby obrażać autorkę ani jej czegoś ujmować. Chodzi mi o całościowe ujęcie zagadnienia.
W sumie muszę przyznać Ci rację, że jest coraz więcej osób z takimi problemami i możemy już mówić o problemie systemowym. Moim zdaniem ten problem narasta, bo w dzieciach nie kształtuje się inteligencji emocjonalnej. Czasem mam wręcz wrażenie, że dzieci celowo pozbawia się prawa decydowania o sobie, bo w ten sposób stają się bardziej uległe i podporządkowane . A potem takimi ludźmi łatwiej jest sterować politykom i religiom, wiec tak naprawdę nikomu zbytnio nie zależy aby ludzie byli silni i świadomi swoich możliwości.

Gdyby to tylko było takie proste big_smile
To są zaburzenia na tle nerwicowym, tu się nie da powiedzieć komuś "dorośnij" i oczekiwać, że to załatwi sprawę.

Bo Autorka doskonale widzi, że jej zachowanie nie jest racjonalne, ale nie wie co z tym zrobić.
Na tej samej zasadzie niektórzy ludzie co chwila się badają, bo są przekonani, że mają jamieś choroby.

To się leczy u terapeutów i jeżeli trzeba to też u psychiatry. I to jest długa droga, nie zawsze zakończona pełnym sukcesem.

12

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
ulle napisał/a:

Cokolwiek Ci dolega, na pewno nie jest to uzależnieniem od tego faceta.

+1

Agnes76 napisał/a:

Czasem mam wręcz wrażenie, że dzieci celowo pozbawia się prawa decydowania o sobie, bo w ten sposób stają się bardziej uległe i podporządkowane . A potem takimi ludźmi łatwiej jest sterować politykom i religiom, wiec tak naprawdę nikomu zbytnio nie zależy aby ludzie byli silni i świadomi swoich możliwości.

+1 politykom, religiom i korporacjom.

Agnes76 napisał/a:

Dorosła kobieta oczekuje, że ktoś stale przy niej będzie, bo jak nadchodzi pora rozstania to u niej odzywają się lęki. Stale chce zapewnień, ze będzie otoczona opieką i kochana, a gdy te zapewnienia otrzymuje to i tak w nie wątpi. Chce gwarancji, że w jej życiu wszystko będzie już zawsze dobre i uporządkowane, a to jest po prostu niemożliwe, bo życie każdego człowieka jest nieprzewidywalne itp.

Kazdy dokladnie tego chce. Tylko niektorzy potrafia sobie lepiej radzic gdy tak nie jest.
Wlasnie pisze artykul dotyczacy mechanizmow radzenia sobie ze stresem jak rozmowa z druga osoba, wykrzyczenie zlosci, wspolne narzekanie z kims kto sie z nami zgadza, czy trening fizyczny.

aleksiaa98 stosujesz te mechanizmy na co dzien?

13

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Zgodzę się, że nie jest proste radzenie sobie z życiowymi problemami. Dobrze jednak zdawać sobie sprawę, które problemy są prawdziwe a które wymyślone czy wyolbrzymione. Takie wymyślone i wyolbrzymione problemy potrafią skutecznie zatruć życie i doprowadzić do  nerwicy a w końcu do depresji.
Bo tak naprawdę nic się nie dzieje, jest kochający chłopak, jest normalne spokojne życie, a ją niszczą lęki że to wszystko straci.
W ten sposób nigdy nie będzie szczęśliwa, z niczego nie będzie się cieszyć, niczego nie doceni, bo zawsze będzie myślami  w "przyszłych czasach klęski".
Nie musi wcale na to czekać, wcale nie musi się to stać, bo ona i tak cały czas to przeżywa. W jej głowie już to jest.
A nasz mózg to taka bestia, że nie odróżnia rzeczy realnych od tych przez siebie wymyślonych, i wszystkie przepracowuje równie intensywnie hmm

14 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 22:03:23)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

Dobrze jednak zdawać sobie sprawę, które problemy są prawdziwe a które wymyślone czy wyolbrzymione.

Nie ma czegos takiego jak "wymyslony" czy "wyolbrzymiony" problem.
Dla ignoranta, ktory obserwuje zachowanie drugiej osoby problem moze wydawac sie "wymyslony".
Dla osoby, ktora go przezywa jest prawdziwy.

Problemy, ktore widzisz jako "prawdziwe" Ty, nie sa prawdziwsze niz problemy osoby z depresja czy nerwica.
Po prostu dla kazdego co innego moze byc problemem bo kazdy ma inne przekonania.
Dla osob z depresja czesto cokolwiek oprocz bycia w lozku jest problemem.
I to sa prawdziwe problemy.

Mozna widziec mniej lub wiecej problemow zmieniajac swoje przekonania.
Mozna widziec ich za duzo lub za malo - natomiast nie da sie "zdawac sobie sprawy, ktore problemy sa prawdziwe".

15

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
JohnyBravo777 napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Dobrze jednak zdawać sobie sprawę, które problemy są prawdziwe a które wymyślone czy wyolbrzymione.

Nie ma czegos takiego jak "wymyslony" czy "wyolbrzymiony" problem.
Dla ignoranta, ktory obserwuje zachowanie drugiej osoby problem moze wydawac sie "wymyslony".
Dla osoby, ktora go przezywa jest prawdziwy.

Problemy, ktore widzisz jako "prawdziwe" Ty, nie sa prawdziwsze niz problemy osoby z depresja czy nerwica.
Po prostu dla kazdego co innego moze byc problemem. Dla osob z depresja czesto cokolwiek oprocz bycia w lozku jest problemem.
I to sa prawdziwe problemy.

Dam Ci przykład.
Jeśli jesteś chory i odczuwasz dolegliwości masz prawdziwy problem i powinieneś się leczyć by wrócić do zdrowia.
Jeśli zadręczasz się myślami o możliwym zachorowaniu w przyszłości to problem jest wymyślony. Nic cię nie boli a wręcz stres może spowodować, ze zachorujesz.

Jeśli zona cie zdradzi to masz prawdziwy problem.
Jeśli zadręczasz się myślami, że może cię zdradzić to masz wymyślony problem, który zatruwa twoje życia a często i życie całej rodziny.

Realne problemy można rozwiązać. Na wymyślone problemy nie ma rozwiązania.

16 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 22:23:08)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

Jeśli jesteś chory i odczuwasz dolegliwości masz prawdziwy problem i powinieneś się leczyć by wrócić do zdrowia.

Albo jestes hipochondrykiem - jestes pewna, ze masz problem i odczuwasz dolegliwosci, ktore sa tylko w twojej glowie.

Agnes76 napisał/a:

Jeśli zona cie zdradzi to masz prawdziwy problem.

Albo jestes pewna, ze Cie zona zdradzila bo jej zachowanie i inne poszlaki - dla Ciebie - tego dowodza (choc Cie nie zdradzila).

Agnes76 napisał/a:

Jeśli zadręczasz się myślami o możliwym zachorowaniu w przyszłości to problem jest wymyślony. Nic cię nie boli a wręcz stres może spowodować, ze zachorujesz.
Jeśli zadręczasz się myślami, że może cię zdradzić to masz wymyślony problem, który zatruwa twoje życia a często i życie całej rodziny.

Trywializujesz temat sprowadzajac go do absurdu.
Nikt nie "zadrecza sie myslami" bez zadnego powodu.
Stresujemy sie bo widzimy "prawdziwy" powod.

To jest problem logiczny, nie psychiczny - w jaki sposob ocenic wartosc dowodowa faktu A na niewiadoma B?
Np. jaka wartosc dowodowa ma fakt, ze ktos nie odpowiedzial Ci "dzien dobry" na niewiadoma czy ta osoba Cie lubi?

Nie ma "prawdziwej" odpowiedzi.
Mozesz widziec za duzo lub za malo faktow (w tym calkowicie bledne fakty) jako dowod na niewiadoma B.
Bedziesz widziala zagrozenie w sytuacjach, ktore okaza sie byc bezpieczne.
Bedziesz widziala bezpieczenstwo w sytuacjach, ktore okaza sie niebezpieczne.

Ani Ty, ani ja, ani ktokolwiek na tym swiecie nie wie jakie problemy sa obiektywnie prawdziwe.

17

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Ale takie wymyślone problemy działają jak choroba. Niszczą “chorego” i jego bliskich, w tym przypadku chłopaka autorki. Ja nawet rozumiem autorkę, to jak bardzo się męczy. Niby ma wszystko, ale przez swoje lęki czuje, jakby wcale tego nie miała. Lęk potrafi człowieka wykończyć tak samo jak “prawdziwa” choroba. Różnica między chorobą fizyczną a chorobą... duszy? jest właśnie taka, że fizyczna jest bardziej namacalna i nikt nie powie, że jest wymyślona

18

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Trywializujesz temat sprowadzajac go do absurdu.
Nikt nie "zadrecza sie myslami" bez zadnego powodu.
Stresujemy sie bo widzimy "prawdziwy" powod.

To jest problem logiczny, nie psychiczny - w jaki sposob ocenic wartosc dowodowa faktu A na niewiadoma B?
Np. jaka wartosc dowodowa ma fakt, ze ktos nie odpowiedzial Ci "dzien dobry" na niewiadoma czy ta osoba Cie lubi?

Nie ma "prawdziwej" odpowiedzi.
Mozesz widziec za duzo, za malo, bledne fakty jako dowod na niewiadoma B.
Ani Ty, ani ja, ani ktokolwiek na tym swiecie nie wie jakie problemy sa obiektywnie prawdziwe.

Absolutnie się z tym nie zgadzam. To wcale nie jest trywializowanie tylko obiektywne przedstawianie faktów.
Nie napisałam, że problem wymyślony mniej boli od prawdziwego - napisałam, że trzeba je rozróżniać, bo to pomoże nam lepiej sobie z nimi radzić.
Problem realny rozwiązujemy realnie. Problemy wymyślone trzeba przepracować w głowie, bo nie ma innego sposobu aby sobie z nimi poradzić.

19 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-23 22:42:57)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

Absolutnie się z tym nie zgadzam. To wcale nie jest trywializowanie tylko obiektywne przedstawianie faktów.
Nie napisałam, że problem wymyślony mniej boli od prawdziwego - napisałam, że trzeba je rozróżniać, bo to pomoże nam lepiej sobie z nimi radzić.
Problem realny rozwiązujemy realnie. Problemy wymyślone trzeba przepracować w głowie, bo nie ma innego sposobu aby sobie z nimi poradzić.

Problem bycia okradzionym po wyjsciu z domu po zmroku jest realny czy wymyslony?
Jak wyjdziesz i Ci sie nic nie stanie to jest wymyslony.
Jak wyjdziesz i Cie okradna to okazuje sie, ze byl realny.

Nie rozumiesz absurdu dzielenia problemu na prawdziwy i wymyslony?
Prawdopodobienstwo bycia trafionym przez blyskawice jest 1:700,000.
Prawdopodobienstwo wypadku samochodowego jest 1:107

W ilu % prawdopodobienstwa problem staje sie prawdziwy i w jaki sposob wiesz jakie jest prawdopodobienstwo tego, ze ktos Cie okradnie na ulicy po zmroku?
Kazdy problem mozna probowac zaadresowac dzialaniami na zewnatrz i kazdego mozna nie widziec zmieniajac swoje przekonania.

Autorce ilosc problemow, ktore widzi nie pomaga i potrzebuje zmiany przekonan aby moc normalnie zyc.
Ale ani Ty ani ktokolwiek inny nie wie ktore problemy sa (obiektywnie) "prawdziwe" a ktore nie.

20

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Agnes76 napisał/a:

Trywializujesz temat sprowadzajac go do absurdu.
Nikt nie "zadrecza sie myslami" bez zadnego powodu.
Stresujemy sie bo widzimy "prawdziwy" powod.

To jest problem logiczny, nie psychiczny - w jaki sposob ocenic wartosc dowodowa faktu A na niewiadoma B?
Np. jaka wartosc dowodowa ma fakt, ze ktos nie odpowiedzial Ci "dzien dobry" na niewiadoma czy ta osoba Cie lubi?

Nie ma "prawdziwej" odpowiedzi.
Mozesz widziec za duzo, za malo, bledne fakty jako dowod na niewiadoma B.
Ani Ty, ani ja, ani ktokolwiek na tym swiecie nie wie jakie problemy sa obiektywnie prawdziwe.

Absolutnie się z tym nie zgadzam. To wcale nie jest trywializowanie tylko obiektywne przedstawianie faktów.
Nie napisałam, że problem wymyślony mniej boli od prawdziwego - napisałam, że trzeba je rozróżniać, bo to pomoże nam lepiej sobie z nimi radzić.
Problem realny rozwiązujemy realnie. Problemy wymyślone trzeba przepracować w głowie, bo nie ma innego sposobu aby sobie z nimi poradzić.

Ale Autorka doskonale wie, że jej problemy są wymyślone. Tak jak każdy nerwicowiec to wie, a jednak myśli zjadają.

Dlatego zamiast czytać o tym, ze ma dorosnąć powinna skorzystać z terapii albo zrobić to sama z jakąś mądrą książką.

Tylko niestety to ma tendencję do wracania w innych kontekstach. A rada "nie myśl" jest tak samo skuteczna jak "weź się w garśc" powiedziane komuś z depresją.

21

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
JohnyBravo777 napisał/a:

Autorce ilosc problemow, ktore widzi nie pomaga i potrzebuje zmiany przekonan aby moc normalnie zyc.
Ale ani Ty ani ktokolwiek inny nie wie ktore problemy sa prawdziwe a ktore nie.

O to właśnie chodzi, aby zmieniła przekonania. Ta zmiana przekonań musi się dokonać w jej głowie, bo nikt z nas tego za nią nie zrobi. Żaden terapeuta nie wtłoczy jej niczego do głowy, jeśli ona sama nie nabierze przekonania, co jest prawdziwe a co nie. A przede wszystkim musi dojść do przekonania, że martwienie się na zapas w niczym nie pomaga.

Bardzo wielu ludzi zamartwia się całymi dniami wymyślonymi problemami, które w 90% nigdy się nie wydarzą. Mogliby w tym czasie dobrze się bawić i cieszyć z tego co mają, ale wybierają martwienie się - i powinni sobie zdać sprawę z tego, że to jest ich wybór. Bo tak właśnie jest.
Ja też kiedyś potrafiłam się zamartwiać, i byłam w tym naprawdę dobra, bo mam doskonałą wyobraźnię. Aż w końcu doszłam do takiego etapu, że musiałam coś z tym zrobić, by w końcu cieszyć się życiem. Nikt nam nie da radości jeśli sami jej w sobie nie znajdziemy.
Ja nikomu nie powiem, który problem jest bardziej realny a który mniej, wiem za to, że jeśli będziemy sobie takie problemy w głowie mnożyć, to choćbyśmy mieli wszystkie powody do szczęśliwego życia i tak  będziemy się zadręczać.

Podane przez Ciebie problemy też można podzielić i rozpracować.
Bo co z tego, że będziemy martwić się ile ludzi ginie w wypadkach skoro musimy wsiąść do samochodu by dojechać do pracy? Niezależnie czy ten problem jest realny czy nie, ważne jest uważne prowadzenie auta i skupienie się na tym, a nie martwienie ilu znajomych poniosło śmierć na drodze.
Jak wyjdziesz i cię okradną, to wcale nie z tego powodu, że wcześniej się tym nie martwiłeś. Więc jaki sens ma martwienie się tym całe życie?

22

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta
Lady Loka napisał/a:

Ale Autorka doskonale wie, że jej problemy są wymyślone. Tak jak każdy nerwicowiec to wie, a jednak myśli zjadają.

Dlatego zamiast czytać o tym, ze ma dorosnąć powinna skorzystać z terapii albo zrobić to sama z jakąś mądrą książką.

Tylko niestety to ma tendencję do wracania w innych kontekstach. A rada "nie myśl" jest tak samo skuteczna jak "weź się w garśc" powiedziane komuś z depresją.

Loca ja wiem, ze to trudne, tylko nie ma innej drogi niż samodzielne kontrolowanie myśli - to po pierwsze. I nie tyle chodzi by "nie myśleć" tylko przeanalizować te myśli   ("weź się w garść" do chorego na depresję to trochę inna bajka, i tego nigdy bym nie robiła)

Druga sprawa to rozbrojenie tego lęku przed porzuceniem. Jeśli napisałam, że potrzebuje wsparcia jak małe dziecko, to dlatego, aby sobie uzmysłowiła, że jest już na tyle dorosła, że nie zginie bez czyjejś pomocy i jest w stanie samodzielnie żyć.
Małe dziecko samo nie przetrwa. Lęki dziecka są usprawiedliwione. Dorosła samodzielna kobieta jest w stanie zapewnić sobie warunki do życia bez obecnego chłopaka. Nie umrze z głodu, nie zamarznie na ulicy, sama dotrze do domu i zabezpieczy sobie wszystkie życiowe potrzeby. Da radę.

23 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2022-11-23 23:26:23)

Odp: Jestem uzależniona od swojego faceta

Agnes, ale to trochę co innego niż zwykłe zamartwianie się.
To nie jest tak, że tak sie myśli specjalnie. Nie jest też tak, że można palcami pstryknąć i nagle uświadamiasz sobie, że wymyślasz.
Człowiek to doskonale wie, potrafi świetnie zracjonalizować czemu lęk jest bez sensu, przeanalizować i na 10 stronę, ale on i tak tam jest i nie znika, a Ty czujesz się jeszcze gorzej, bo masz świadomość, jak bardzo to jest bez sensu. Dlatego terapia i rozmowa ze specjalistą może tu pomócbo często inaczej się nie da.

Posty [ 23 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jestem uzależniona od swojego faceta

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024