Czasami mam wrażenie, że życie to rosyjska ruletka.
Bierzesz naładowany jednym nabojem pistolet sześciostrzałowy i strzelasz.
No i albo pusty.............
albo bum..........
i już po ptokach.
Do powyższego porównałabym wybór partnera życiowego.
Wybierasz, przebierasz czyli strzelasz na pusto, aż tu się trafi taki osobnik, co nie widzisz w nim wad,
jesteś głucha i ślepa, i strzałem tym ustrzelona - mówisz ten, żaden inny.
I już koniec, nie żyjesz tak naprawdę.
Nie żyjesz, a dlaczego?
Bo okazuje się, że miał to być strzał amora, a okazał się strzałem diabła.
Wybranek nie jest tym, za jakiego był uważany. Klapki spadają z oczu, uszy słyszą prawidłowo, ciało prawidłowo
na ból reaguje, serce zamiast bić z radości bije ze strachu.
Gdzie się podziały te pierwsze uniesienia?
Wiara w tego albo w tą jedyną?
Marzenia, obietnice, uniesienia, zachwyty, plany
- obracają się w gruzowisko.
Dopada bezsilność, bezradność, wstyd, cierpienie.
Ale czy bezsilność równa się bezradności?
NIE!
Dlaczego więc nie robimy nic by się wyzwolić?
By zmienić swoje niezadowalające nas życie?
Czy aż tak lubimy cierpieć?
Co sprawia, że tkwimy w nieudanych związkach?