Enya chyba mnie zna, bo napisała wszystko to co ja czuję. Yoghurt007 piszesz, że można się starać. Ale jednak jak ktoś się stara i usłyszy, żeby tego aż tak szumnie nie nazywać i wykpi te starania, to czy są powody, żeby nadal się starać? Czy nad tym da się w ogóle pracować, nie staje się to wtedy sztuczne, nienaturalne?
Od wielu lat tkwię w związku, którego największym problemem jest seks, nie dla mnie tylko dla mojego męża. Kiedyś miał problem z ilością, teraz już też z jakością. Jestem zimną rybą, w ogóle nim się nie interesuje -tak mówi. I tak jak mówił Yoghurt007, nawet jak daję zielone światło na seks to on nie jest zadowolony, bo ja nic nie daję z siebie, nie mam inicjatywy, kłoda.
Z mojej perspektywy wygląda to tak, że mąż dosyć mocno zablokował mnie na seks z nim. Był na tyle niesubtelny, że wiele lat temu powiedział, że nie podoba mu się moja cipka, innym razem gdy się przytulałam, całowałam go, powiedział czy długo mam zamiar zabierać się do roboty.. Są to takie drobne z pozoru nic nieznaczące sytuacje, które gdzieś zostały, poczułam się poniżona, a gdy o tym powiedziałam, zostałam wyśmiana. Może słusznie, nie wiem.
Musiał od dawna nie być zadowolonym z seksu, ponieważ często masturbował się, a środkiem pomocnym stał się film porno. Bardzo to ukrywał, wypytywał, o której wrócę. Kiedyś go nakryłam, więc całą winę zrzucił na mnie, że to przeze mnie, że za mało jest seksu i że każdy normalny facet to robi. Zostałam zakrzyczana. Ja też się masturbuję i zawsze to robiłam, tylko nie kilka razy dziennie jak on, ale niedawno powiedział mi, że byłabym bezczelna gdybym to robiła, skoro nie chcę seksu.
Gdy jeszcze byliśmy narzeczeństwem, naprawdę myślałam, że to wszytko moja wina, że jestem beznadziejna i że coś ze mną nie tak. Na świat przyszło dziecko, potem wróciłam do pracy, a w naszym życiu było mizernie, na całej linii, kłótnie o wszystko, seks mizerny.
Chciałam odejść, ale z różnych powodów staliśmy się w końcu małżeństwem, nieudanym przez seks. Skorzystaliśmy z pomocy pseudoporadni, przez chwilkę było dobrze. Potem zdradziłam męża, z człowiekiem, który wyznał mi miłość od kilku lat, a i mnie nie był obojętny. Seks był fantastyczny i jeszcze raz fantastyczny. Przy tym drugim byłam gorącą sztuką, a nie zimną rybą. Czułam się akceptowana i podziwiana nie tylko w łóżku. Mniejsza o pozostałe aspekty tego drugiego związku, który ostatecznie się rozpadł, chyba przeze mnie. Nie żałuję, bo przynajmniej wiem, że jestem normalna, że potrzebuję seksu i dzikiej namiętności. Tylko jak to wytłumaczyć mężowi?
Nie chcę być lalą z filmu porno, bo tak się czuję przy mężu, że ciągle zdaję jakiś test, czuję się przedmiotowo traktowana, gdy o tym mówię zostaję wyśmiana i dowiaduję się jak czuje się mąż. On czuje się oszukany, bo go nie kocham od lat, ponieważ 1,5 roku temu powiedziałam, że chcę odejść, bo już go nie kocham i nie chcę ani siebie ani jego męczyć tym związkiem. Błagał na kolanach ze łzami w oczach, żebym tego nie robiła, oczywiście w międzyczasie też mnie szantażował. Zostałam, ze względu na dziecko. Starałam się, aby w łóżku było ok, ale on znowu nie jest zadowolony, wszystko co jakiś czas wraca jak bumerang. On teraz otwarcie się masturbuje, a ja mam coraz większe obrzydzenie do niego. Aha, jest w naszym łóżku taka sytuacja, że ja muszę powstrzymywać się przed orgazmem, bo to osłabia jego wzwód, więc on zwalnia tempo zbliżenia i u mnie jest już po ptakach, nie jest tak zawsze, ale ja mam to już zakodowane. Tak naprawdę nie cieszy mnie seks, nie potrafię już o tym z nim rozmawiać, bo i tak wychodzi na to, że to moja wina, że ja tu nawalam na całej linii. Ja tak naprawdę nie czuję się winna.
Nie wiem co robić w tej sytuacji, nie chce mi się już starać, choć mąż uważa, że nigdy tego nie robiłam. Nie chce mi się o tym rozmawiać, bo wiem, że nie przynosi to rezultatu. Poza tym nie potrafię powiedzieć czego oczekuję od seksu. Nie mam marzeń, wiem co lubię, ja jestem krótkodystansowcem, szybko i intensywnie, mąż raczej nie. Lubię spontaniczność, mąż też, ale jakoś nam razem to nie wychodzi. Ciągle tylko wysłuchuję tekstów typu: "czemu znowu jestem wysrana?" - w sensie: nie w humorze, albo: "w moim życiu wszystko jest zajebiście, tylko Ciebie bym zmienił".
Wiem, że mąż jest nieszczęśliwy. Byłabym skłonna zaakceptować fakt, że znajdzie sobie kogoś na boku i da upust swoim potrzebom. Może pozwoli i mnie to samo zrobić? Tylko po co wtedy nam to małżeństwo?