Jak w tytule.
Mam 30 lat i moim jedynym towarzyszem jest mój mąż. On jako totalny introwertyk ma równie
"pokaźną " grupę znajomych. Mam jedną koleżankę, która mieszka i tak za granicą, więc widujemy się raz do roku i tylko piszemy.
I przyznaje - mam kompleksy, że nie potrafię utrzymać żadnej relacji koleżeńskiej. Przyznaje, że w dorosłym życiu nie poznaje nikogo. Nigdy nie byłam otoczona wianuszkiem, ale też nie byłam "samotna". Jakieś koleżanki miałam. Potem koleżanki wyjeżdżały, ja jakoś szczególnie nie utrzymywałam kontaktu, albo one nie chciały go utrzymywać.
Jak widzę zdjęcia ludzi, który znają się i przyjaźnią od lat mam "ból czterech liter", bo też bym tak chciała. Czuję, że nie jestem
"fajnym" człowiekiem. Zawsze byłam spokojna, przez co uważana za nudną. Jak wam się wiedzie pod tą kwestią w dorosłym życiu ?