Leśny_owoc napisał/a:No i właśnie tu jest problem - czekacie na gotowe rozwiązania i stricte chcecie iść drogą którą wytyczyli mężczyźni, a o czym to świadczy?
O rany. Może dlatego, że choć można się różnić w zakresie preferencji inżynieria biomedyczna/informatyka, podstawy sprowadzają się do tego samego - nie da się napisać tego samego równania matematycznego na dwa sposoby: kobiecy i męski. Podstawy zawsze pozostają podstawami. Stworzenie nowych "nauk", osobnych dla kobiet i mężczyzn, jest dla mnie poronionym pomysłem, bo świat jest jeden i nie możemy go podzielić na świat kobiet i mężczyzn.
Widzę, że chyba się nie rozumiemy. Nie neguję różnic biologicznych między kobietami a mężczyznami. Ale twierdzenie, że kobiety mają biologiczne predyspozycje do takich a nie innych zawodów jest fałszywe, ponieważ SĄ kobiety-inżynierowie, kobiety-matematycy, kobiety-fizycy teoretyczni. Gdyby za wszystko odpowiedzialne były różnice w mózgu, to takie kobiety nie miałyby racji bytu.
Zmierzam do tego, że prezentowane przez Was argumenty powodują potwornie usprawiedliwianie braków poszczególnych osób. Łatwo jest sobie wmówić, że "jestem kobieta, więc nie muszę umieć matematyki", "jestem kobietą, mam inaczej zbudowany mózg, nie muszę umieć wkręcić żarówki". Mnóstwo razy to obserwowałam. Ile razy w szkole na wuefie dziewczynki mogły w każdej chwili się zwolnić, zasłaniając się okresem, wielokrotnie w sposób oczywisty wykorzystując sytuację , podczas gdy chłopcy takiej wymówki nie mieli. Ile razy rodzice bagatelizowali złe wyniki z przedmiotów ścisłych dziewczynek (bo po co im to właściwie?), podczas gdy chłopcy nie mieli dla siebie usprawiedliwienia. Po czymś takim chyba nie dziwi, że wciąż meżczyzn jest więcej w zawodach wymagających umiejętności tego typu.
Ta tendencja nie ogranicza się tylko do preferencji "zawodowych". Ile razy emocjonalno-manipulacyjne zachowanie kobiet bywa usprawiedliwianie płcią, ile razy wymuszanie swojego zdania poprzez tupanie nóżkami i płacz?
Podobnie szala przechyla się w drugą stronę - mężczyznom często wybacza się mrukliwość, brak chęci do omawiania problemów, czy - mówiąc wprost - zdradzanie partnerek tłumacząc wymogami płci. Prawdziwy facet nie gada przecież o uczuciach! Powiedzcie dziewczyny z ręką na sercu - nigdy się z tym nie spotkałyście? Kiedy w towarzystwie mężczyzna który sypia z połową miasta jest chwalony i poklepywany po plecach, a kobieta w analogicznej sytuacji jest wywłoką, puszczalską itp? Wszystko to wynika z biologii czy z pewnych kulturowych przekonań?
Oczywiście, że nie twierdzę że istnieje patriarchat w kulturze zachodniej. Dzisiaj mamy takie same prawa jak faceci. Ale pewne stereotypy przetrwały. Jasne, że biologicznie to kobieta rodzi dzieci. Ale czy to oznacza, że w sytuacji rozwodu to ona zawsze jest lepszą osobą do opieki nad dziećmi? Bo sory, ale w ilu przypadkach sąd przyznaje - bez zastanowienia - opiekę matce, mimo że ojciec też by chciał się nimi opiekować i wcale nie jest gorszym, a czasami wręcz lepszym opiekunem od niej?
Zwalanie wszystkiego na biologię, podczas gdy najnowsze badania podkreślają TAKŻE rolę kultury (jak artykuł o rosyjskich studentkach inżynierii, do którego nikt z komentujących się nie odniósł, mimo że pokazuje na ile w pewnych krajach zależne są wybory zawodowe kobiet od środowiska) jest pójściem po najmniejszej linii oporu.
Ceńmy ludzi za ich osobiste cechy, nie dopasowujmy łatek bezmyślnie. Autorka post (która zapewne już go nie śledzi) już zaszufladkowała kobiety. Teraz zapewne za każdym razem jak jej jakaś nadepnie na odcisk, wytłumaczy sobie to płcią i będzie miała znakomite usprawiedliwienie, nie starając się poznać motywacji tej osoby - w końcu to baba, na pewno obgada, jest emocjonalnie chwiejna i w ogóle. A potem będzie narzekać, że brak solidarności kobiecej i że faceci są tacy fajni, super się z nimi dogaduje, a te babki to jakieś felerne. I błędne koło się zamyka...