Jestem razem z moim partnerem prawie dwa lata. Oboje jesteśmy po 30.
Seks od początku był taki sobie - co muszę zaznaczyć aż tak bardzo mi nie przeszkadza. Nie jest i nigdy nie było to dla mnie ważne.
Od jakiegoś czasu było go jednak coraz mniej. Jako że nie mam dużego doświadczenia w związkach myślałam że taka kolej rzeczy, że może stres związany z pracą itd.. kolejnym powodem było to że bardzo często miałam nawracające infekcje dróg intymnych. Poprosiłam partnera żeby zawsze przed po prostu się umył i to na jakiś czas pomagało. Potem mieliśmy przerwę w współżyciu chyba z dwa miesiące i przy kłótni on sam powiedział 'czy zdajesz sobie sprawę z tego że nie spaliśmy razem 2 miesiące?' Po czym powiedział mi że to z powodu że on za każdym razem musi umyć się przed i to zabija nastrój.
Po tym czasie odstąpiliśmy od mycia, seks był coraz częściej a teraz znów nie ma - od miesiąca..
Ostatnio w żartach powiedziałam 'oni to przynajmniej ze sobą sypiają, nie tak jak co poniektórzy' na co on odpowiedział 'do tanga trzeba dwojga'.
Ja się na to obruszyłam, bo przecież wielokrotnie sama coś inicjowałam, nie jestem kłodą i wtedy on powiedział że trudno jest mieć stosunki z kimś kto zachowuje się jak 5 latka.. Zabolało mnie to, ale.. poniekąd intuicyjnie podejrzewałam że to może być powód.
W naszej relacji my bardzo dużo żartujemy ze sobą, tak naprawdę cała relacja opiera się na ciągłych żartach, gonieniu się, chowaniu się - z mojej inicjatywy. Baby-talk jest na porządku dziennym i inne bardzo dziecinne zachowania - to wszystko jest z mojej inicjatywy. Mój partner to lubi, jakoś się w to wdrożył, też często coś podobnego inicjuje ale prawda jest taka że to ja jestem tą stroną aktywną..
Nie wiem czemu tak robię, może taka po prostu jestem. Jak wracam do domu w rodzinne strony to z rodzicami też się tak zachowuję - jak 5 latka. Chyba weszło mi to w krew niestety. Czytałam wczoraj że jest coś takiego jak adult-child syndrome.
Potrafię też być poważna. Nie zachowuję się tak przy wszyskich, ale jest to taka moja prawdziwa strona przy rodzicach i przy nim. Na ogół ludzie odbierają mnie jako osobę bardzo poważną, wręcz surową, trochę wyniosłą - kiedy mnie dobrze nie znają i tak też się 'noszę'.
Jakiś czas temu już intuicyjnie naszła mnie taka myśl, że być może w tej naszej relacji za dużo jest tych żartów, tych ciągłych wygłupów i przez to stajemy się bardziej jak przyjaciele, aniżeli jak para gdzie jest pożądanie, tajemniczość, ogień..
Ogólnie jako para mamy dużo do przepracowania na różnych polach, ale nie o tym jest ten wątek.
Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, ale cieszę się że mam jakiś punkt zaczepienia, że przynajmniej mi powiedział o co chodzi bo wiem że jest coraz więcej kobiet i ich partnerzy mówią im że wszystko jest ok, stres w pracy etc.. a tutaj mam przynajmniej jakiś konkret.
Nie wiem co z tym zrobić. Nie będę teraz za nim latać i udawać poważnej, ale muszę przyznać że im dłużej tego seksu nie ma mi też się odechciewa, bo jak już pisałam to nie jest aż tak ważna sfera życia dla mnie. Niemniej jednak w jakimś stopniu czuję się zaniedbywana przez partnera. Nie mogę napisać że czuję się nieatrakcyjnie, ale wydaje mi się że gdybym np. poszła do jakiegoś klubu czy w podobne miejsce to chyba podświadomie szukałabym potwierdzenia swojej atrakcyjności w oczach innych mężczyzn. Nie w celu zdrady, ale chyba jakaś część mnie zaczyna tęsknić za tym żeby ktoś patrzył na mnie jak na kobietę..