To będzie bardzo długi wpis. Siedzi to we mnie już prawie 29 lat i dopiero od niedawna zaczęłam zdawać sobie sprawę, że krzywdzono mnie ( raczej nieświadomie) przez prawie całe moje życie. Zaczęłam szukać informacji o faworyzowaniu dzieci dopiero rok temu, gdy musiałam zamieszkać z rodzicami i moimi braćmi z moim mężem i dziećmi pod jednym dachem ( o tym później) i zaczęłam wszystko bardziej zauważać.
Mam trzech braci. Urodziłam się druga w kolejności. Najstarszy brat ma 31 lat, ja 29, drugi brat ma 23, najmłodszy brat 18.
W domu wychowaniem nas zajęła się mama, tata pracował do godz. 16,a po pracy jedyne co robił to jadł obiad i trzymał pilot w ręce. Nigdy nam niczego nie brakowało prócz taty. Nie mamy z nim prawie żadnej relacji ( ja i moi bracia ). Mama była/ nie była - sama nie wiem, nigdy mnie nie przytulali, nie pamiętam by mówili że kochają, że są dumni itd. Zawsze gdy poszłam do fryzjera słyszałam- po co ? Gdy kupiłam sobie bluzkę (większość rzeczy mialam z drugiej ręki) na co Ci to ? Gdy cudem udało mi się zdobyc 3+ z matmy to - czemu tak słabo? Gdy chciałam chodzić na lekcję rysunku - po co ?Umiesz rysować. Taniec ? Jesteś za niska.
Tak naprawdę NIGDY w życiu nie usłyszałam że są ze mnie dumni. Nigdy nie było pieniędzy na moje pasje.
Za to najstarszy brat chodził do szkoły tanecznej i na prywatne lekcje języka angielskiego, średni brat chodził wiele lat prywatnie na naukę gry na gitarze, a najmłodszy? - ma wszystko.
Ja pięknie rysowałam - potrafiłam kopiować obrazy, rysowałam portrety ale co było ważniejsze. Matematyka. Moja zmora. Tylko to opłacali 30 zł w gimnazjum za korepetycje. Nie chciałam ich. Mi wystarczała dwója. Oni chcieli wbić mi tą matmę do głowy do tego stopnia że jak ojciec walną pięścią w stół to aż krzyże ze ściany spadały ( dosłownie). Nie widzieli potrzeby szlifowania mojego talentu, bo rysowaniem nic nie osiągnę...
Ogólnie nasze wychowanie w domu można podsumować jako chłodne z przeświadczeniem że ryby i dzieci głosu nie mają.
Najśmieszniejsze jest to,że byłam wystarana, wyczekana dziewczynka w rodzinie. Przy ludziach zachwalana, w domu demotywowana tym, że mogłam lepiej. Do tego moi bracia nie musieli w domu robić nic, bo to przecież chłopcy i to ja będę kiedyś żoną - to ja mam umieć zmywać, prać, gotować itd. A chłopcy ? Mama mówiła, że jak będą dorośli to wtedy będą to robić ( No i teraz wychodzi to jej wychowanie, że przychodzą do mnie pytać co wlewa się do mopa - prawdziwa historia).
Ale znosiłam to. Byłam grzeczna, nie sprawiałam problemów.
Wyszłam za mąż, mam dwoje dzieci. Chłopca prawie 3 latka i córeczkę, która ma miesiąc. Mąż bardzo dobrze zarabia (ł). Ja jestem obecnie na macierzyńskim. Mieszkaliśmy na stacji i zbieraliśmy na wkład własny na wymarzony dom. Ale przyszedł covid. Mąż pracuje w branży weselnej i ogólnie eventowej i żyliśmy z naszych oszczędności. Moi rodzice przed covidem zaczęli budowę domu ponad 220 metrów.
Długa historia z tą budową ale pieniądze zaczęły się kończyć, a my spadliśmy moim rodzicom " z nieba" Byliśmy zmuszeni zamieszkac w tym domu aby nie tracić dalej oszczędności na wynajem. Covid zaczął się w kwietniu i cała branża eventowa stała pod znakiem zapytania. Ludzie zaczęli przekladać terminy wesel, a my z przerażeniem patrzyliśmy na naszą przyszłość. Doszliśmy do wniosku, że dalsze placenie za stancje zje nasze oszczedności, musieliśmy zawiesić chwilowo działalność męża. Wyszliśmy z propozycją do rodziców mieszkania u nich w zamian za opłacenie wykończenia pokoi które byłyby by nasze.
Ustaliliśmy, że mieszkamy tu dwa lata, placimy swoje rachunki i dalej oszczędzamy,a rodzice
mieli dodatkowy zastrzyk gotówki na wykończenie domu.
Wilk syty i owca cała.
Nie ma jakiś ogromnych spin i kłótni,mimo że mieszka tu łącznie 8 osób. Mama, tata, brat 1 brat 2, ja, mąż, syn i córeczka ( o ciąży dowiedzieliśmy się w dniu wyprowadzki ze stancji)
( najstarszy brat mieszka za granicą)
Ale są sytaucje które utwierdzają mnie w przekonaniu tej faworyzacji, kochania bardziej synów niż mnie. Czasami aż mnie dławiło i miałam ochotę wymiotować, gdy umysłowiłam sobie jak bardzo rodzice mają mnie gdzieś.
Nigdy z nimi o tym nie rozmawiałam. Przeczytałam na ten temat wiele wątków i wszyscy którzy czuli się przez rodziców zepchnięci na dalszy plan - nigdy nie przynazją się że tak jest, że kochają inne dzieci mniej lub bardziej.
Coraz bardziej myślę o tym by pójść na jakąś terapię by to przepracować. Codziennie widzę, że im mniej moi bracia mają szacunku do rodziców, tym oni bardziej moimi braćmi zajmują się jak małymi dziećmi. Sredni zarabia krocie ale pasuje mu ciepły obiadek, uprasowane rzeczy podniesione pod nos, a potem potrafi przyjśc do kuchni i kłocić się z mamą na temat tego że nie umył tydzień swoich zagrzybiałych naczyń i zakończyć rozmowę tym, że jest wulgaryzm **. A co ona potem robi ? Idzie do niego wieczorem i woła go na kolacje, a potem przynosi mu posortowane skarpetki. A tata ? Potrzebował wyjechać do pracy. Nie mógł bo zastawił mu samochod. Tata się spieszył i usłyszał od synka, że to nie jego wina że się spieszy i że on ma taką pracę i tak sobie życie ułożył że może spać i nie musi się spieszyć. Tata musiał sam znależć kluczki jego samochodu i go przestawić. A najlepsze jest na koniec - to mnie tak najbardziej ubodło, że mimo takich odzywek i zachowań oni na swojej działce pod miastem chcą pozwolić na postawienie domu ( za jego pieniądze) ale bez przepisywania narazie działki ( bo po co? ) - ironia oczywiście. Po co dzielić majątek, skoro można dać synowi działkę nie zważając na inne dzieci.
Mój mąż jak zderzył się z rzeczywistością w jakiej żyłam przez wiele lat jest w szoku. Dosłownie czasem nie wie co powiedzieć.
Najstarszy brat przez wiele lat jak mieszkał w Polsce był "zakałą" rodziny. Rodzice oplacali mu studia i życie w innym mieście, a po latach dowiedzieli się, że rzucił je na drugim roku. Zadłużył się na ponad 50 tys i wyjechał za granicę. Obecnie ma żonę, dzieci i jest to najukochańszy synek świata. A ja? Dostałam stypendium 500 zł i to mi miało starczyć na studia. Poradziłam sobie, bo pracy nigdy się nie bałam. Ale nigdy nie usłyszałam " nie oddawaj mi tych 10 zł, będziesz miała więcej na życie"...
Najmłodszy ? Wpadka gdy rodzice mieli po 35 lat, z lekkim autyzmem. Obecnie robi się z niego kopia średniego brata. Po ostatniej kłótni ( i pierwszej kłótni z nim)
mama stwierdzała, że jak tak mam sie z nim kłócić,to ona mnie spłaci i żebym szukała stancji z mężem i dziećmi.
O co poszło ? Wlazł do mojego pokoju i zaczął mnie wyzywać od nienormalnych matek bo moj 3 latek nie trafil smoczkiem w buzie malej tylko w oko. Tak zaczal krzyczeć, że synek uciekł do kuchni
a,małą uspokajałam ze 20 min. Powiedziałam co o nim sądzę i kazałam się wynosić z mojej części domu.
Co było potem? Płakał. Nie chciałam "skarżyć" mamie. Uważałam, że to nasza sprawa i po co. On jako autystyk zazywczj tak reaguje i musi to wypłakać.
Ale mój średni brat, jak tylko może mi dopiec to zrobi to zawsze ( od zawsze tak było
, zawsze gdy kłóciłam sie jako dziecko,że on może coś posprztac i jednak to mnie kazano wykonac zadanie - on uśmiechał sie z dumą że wygrał ze mną ... i tak pozostało).
Poleciał do mamy, powiedzieć jak nakrzyczałam na najmłodszego. Oczywiście nie podał powodu mojej złości. Przyszedl najmlodszy, nie dal rady nic powiedziec i stalam sie winna - " jesteś teraz najstarsza, jestes dziewczyną. Gdy po jakiś 20 min. dano mi dojść do głosu i powiedziałam, że ubliżał mi w moim pokoju i krzyczał na mnie i mojego syna - nagle cisza. Ale to było zbyt piękne aby było prawdziwe. Całe życie wszystko tłumaczono jego autyzmem i teraz chłopak nie dość że jest podatny na średniego brata, to kompletnie nie umie radzić sobie w życiu i z emocjami. Może to okrutne z mojej strony, jako siostry chorego brata
ale niestety rodzice zepchnęli mnie jeszcze na dalszy plan i zaczęłam się bronić nie zważając na jego chorobę. Miałam/ mam dość, że sytaucja konfliktowa nie jest racjonalnie rozwiązywana podając rzeczowe i racjonalne argumenty, lecz tłumaczona jest jego chorobą, którą teraz sprytnie wykorzystuje. Wbrew pozorom to bardzo inteligentni ludzie a moi rodzice to łykają.
Mój mąż stanął w mojej obronie i mama na koniec stwierdziła, że jak mamy się tak z nimi ( moimi) braćmi kłócić to ona nas spłaci, bo chce mieć spokój.
Najbardziej bolą mnie sytuacje gdzie moja mama zawodzi mnie jako mama. Gdy mąż musiał jechać do pracy ( umowa weselna podpisana rok wczesniej) a mnie trzeba bylo odebrać z córką ze szpitala, powiedziała, że musi sadzić pomidory w folii ( szpital 10 km od domu). dopiero gdy mój tata usłyszał, że mąż musiał by wychodzić z wesela żeby nas odwieźć do domu nagle dostałam telefon, że jednak mnie odbierze.
Płakałam wtedy w szpitalu a chyba ze 3h. Własna matka, mieszkająca nieopodal, której narodziła się wnuczka, a córka po cesarce mówi o sadzeniu pomidorów.
Wtedy coś po prostu we mnie pękło. Nie mogłam się uspokoić przez 3 h... powiedziała to tak spokojnie, i tak naturalnie, o sadzeniu... nie mogłam uwierzyć, że jest to dla niej ważniejsze. Nigdy o nic nie proszę, ale ta sytaucja rozwaliła mnie na łopatki wewnętrznie.
Zaczęłam myśleć o tym by mnie wydziedziczyli. Zaczęłam się dusić w tej relacji. W tym poczuciu, że nie mogę na nich liczyć. Widzę codziennie, że im gorzej się ich traktuje ( moi bracia) tym więcej zainteresowania się od nich dostaje. Widzę, że nigdy nie zostanę przez nich tak zauważona, bo nigdy nie pyskowałam, bo nie sprawiałam problemów i nie mieli mnie nigdy " na głowie".
Nie wiem skąd ta myśl o tym wydziedziczeniu. Może z tego że obawiam, się że na ich
starość na mnie spadnie cała odpowiedzialność, opieka nad nimi. Ale za co ? Nie czuje, że dali mi tyle miłości i zainteresowania ile powinnam. Im straczyło chyba to, że urodziłąm się jako dziewczynka, że mieli przez kilka lat "parkę" ( chłopca i dziewczynkę) - idelana wizja idealnej rodziny.
Nie umiem się do nich przytulić, w pamięci mam wieczne faworyzwoanie braci,
itd. Nie chcę żyć z poczuciem, że zapewne dostanę mniej bo jestem tylko córką, która zawsze sobie radzi, ta myśl przed upokorzeniem przed braćmi że całe życie walczyłam z wiatrakami jest straszna. Jest mi wstyd przed mężem, za nich, za to jaką są rodziną. 8 osób w domu i żadnej relacji rodzinnej. Każdy sobie rzepkę skrobie.
Może to potrzeba pokazania, że tak kończy się faworyzowanie, że stracą niejako córkę i pewność, że ona zawsze pomoże...
Wyprowadzka za rok, finanse się zdecydowanie poprawiły. Pewnie wiele z Was napisze by się wyprowadzić, lecz tu nie o to chodzi... Ja wiem, że to najlepsze rozwiązanie "na teraz", a ja myślę co zrobić z przyszłością, gdy bracia z pewnością wypną się na rodziców.