Zaczęło się jakieś półtora roku temu. Poznaliśmy się na jednym z forum, to nie był portal randkowy. Na początku niechętnie gadałam, ale on pisał bardzo dużo, cały czas napierał. W końcu się otworzyłam, coraz lepiej mi się gadało. Nadal twierdziłam, że to nie mój typ, ale polubiłam go. Potem w poprzednie wakacje spotkaliśmy się dwa razy na weekend. On przyjechał do mnie, inicjatywa wyszła od niego. Pierwszy raz był naprawdę przyjemny, natomiast drugi... Kompletnie wpadłam. Zakochałam się. Mimo, że do niczego nie doszło. Spał grzecznie na kanapie, nie było uścisków, nic. Po prostu byłam kumpelą. Mimo tego było mi bardzo ciężko. Po spotkaniu wyznałam co czuję i porozmawialiśmy o uczuciach. Tylko pisemnie. Ale było gorąco. On chciał uciec od tej rozmowy, dobitnie wyznał, że ja jestem tylko dobrą koleżanką, nigdy nic mi nie sugerował, nie poczuł i nie poczuje.
Od momentu drugiego spotkania (było to w sierpniu 2020) przestaliśmy rozmawiać codziennie. Po naszej rozmowie o uczuciach mieliśmy o wiele dłuższą przerwę. Stwierdziłam, że daje mi czas do ochłonięcia. Po tym wszystkim starałam się grać na luzie. Wróciliśmy do rozmów, udawałam, że już mi przeszło, bo nie chciałam go stracić. Już nigdy nie rozmawialiśmy tak jak kiedyś, czyli codziennie, telefony nawet 3 razy w tygodniu po godzinach. Ale kontakt mamy po dziś dzień. Co jakiś czas dzwoni do mnie by pogadać, regularnie mamy kontakt. Ale z jego strony nic się nie zmieniło. Mimo, że wciąż go wspieram, troszczę się o niego. On to widzi, niejednokrotnie dawał mi znać, że to ceni i dziękuje.
Wciąż jest sam, ale próbuje szukać dziewczyn. Myślałam, że ma barierę w postaci zaangażowania się, bo zaraz tracił zapał, stwierdzał, że jednak chce być sam, ale wydaje mi się, że już z tego wychodzi. Powiedział mi kilka dni temu, że jest gotowy na związek. Spotykał się ostatnio z jedną z dziewczyn i wyznał, że chyba zaczyna zmieniać myślenie. A ja jestem przerażona, bo mi się to nie udało.
Ja wciąż się zadręczam, co jest ze mną nie tak. Dlaczego mnie nie chce. Ze mną zna się tak długo. Zwierzał mi się, opowiedział mi wiele, ja go wspierałam, słuchałam, pocieszałam. I nic. A on szuka nowo poznanych, by zaczynać od początku...
Teraz ja mam barierę przed zaangażowaniem się i wpuszczeniem do siebie faceta. Ostatnio poznałam jednego. Co prawda spotkaliśmy się na razie tylko raz, ale było miło. Wczoraj bardzo długo gadaliśmy. Znaleźliśmy wspólny język, facet ma dobre wartości, jest miły. Wszystko wygląda obiecująco. Wystarczy tylko powoli rozwijać znajomość i zobaczyć co z tego wyniknie. A ja... mam w głowie tamtego. Tęsknię i nie chcę myśleć o innym.
Wszyscy mi mówią, że jestem ładna. Spotykając się z facetami z portali nigdy nie miałam tak, że się nie odezwali. Wszyscy chcieli kontynuować znajomość. To ja uciekałam. Do tamtego w głowie...
Myślę, że bardzo obniżył moje poczucie własnej wartości. Przez odrzucenie uważam się za niewystarczająco ładną, zgrabną, fajną... Biję się z myślami, dlaczego mnie nie chciał.
Postanowiłam ograniczyć kontakt. Nie zablokowałam go, ale przestałam śledzić na instagramie, zrobiłam też tak, by nie pojawiały mi się jego relacje i posty na fejsbuku, mimo, że znajomymi wciąż jesteśmy. On jest bardzo aktywny w internecie. Każdy post, relacja, np zdjęcie robiły mi mętlik w głowie. To było na zasadzie: gdzie on jest, co robi, Z KIM JEST.
W przepływie emocji myślę, że popełniłam straszny błąd. Napisałam mu długą wiadomość. Ze ograniczam kontakt. i dlaczego ograniczam. /// Wiadomo, nie odpisał. Może, że sama oczywiście napisałam, że muszę na jakiś czas przestać się odzywać, to po co ciągnąć temat. Ale napisałam jeszcze raz dobitnie o moich uczuciach. I teraz biję się z myślami, że w ogóle się odsunie. Czy w ogóle wrócimy kiedyś do rozmów...? Też oczywiście to napisałam. Że mam nadzieję, że do nich wrócimy, gdy ogarnę się ze swoimi uczuciami. Ależ ja jestem głupia. A trzeba było tylko ograniczyć kontakt z tymi aktywnościami i NIE INFORMOWAĆ go o tym. Przecież i tak już tyle nie gadamy...
Ale cofnąć czasu się nie da. Chciałabym zapomnieć. Albo inaczej. CHCIEĆ zapomnieć. Bo uważam, że kurczowo trzymam go w pamięci. Boję się, że gdy miną uczucia, będzie już dla mnie obojętny. Że nie będzie mi już tak zależało na kontakcie, że stanę się bardziej zdawkowa... Bo ja angażuję się w coś w 100% albo w ogóle. Miałam go za przyjaciela. Bo wciąż jest mi bliski i ciepło o nim myślę. Chcę dla niego jak najlepiej. I uważam, na swój głupi sposób, że jestem dobrą osobą jeśli wciąż o nim myślę. A że gdy przestanę czuć, nie będę już taką dobrą koleżanką... Rozumiecie mnie...?
Jest to dla mnie tak strasznie frustrujące... Pragnę wrócić do bliskich relacji. Ale nie mogę zmusić kogoś, kto nie chce. I wtedy pojawiają się łzy niemocy. Bo tak bardzo chcę. I nie mogę tego zrobić.
.
Tak bardzo chciałabym popaść w obojętność. Powiedzieć sobie. Ogarnij się, szukaj faceta, który cię będzie chciał, a nie ganiasz za kimś, kto o tobie nie myśli. Po co ci to...