hej Wszystkim wiem, że pewnie dostanę po uszach ale chyba potrzebuję spojrzenia na moją sytuację z innej perspektywy niż moja. Mam 30 lat, dobrą pracę, związek z 5cio letnim stażem. Wspólnie z partnerem mamy syna i kredyt na mieszkanie. To chyba tyle jeśli chodzi o naszą wspólnotę. Na samym początku byłam sceptycznie nastawiona do tego człowieka ale jak to mówią "chodził i wychodził". Wtedy kiedy ja już się zaangażowałam, on się zaczął wycofywać. Mówił,że się nie zakochał, że myśli o byłej. Kiedyś widziałam jak pisał do kolegi, że tylko ze mną "przezimuje" Kilka razy się rozstawaliśmy ale ja walczyłam, przepraszałam. Ależ była głupia, ale cóż - wydawał mi się taki ambitny, opanowany, dojrzały, idealny. Potem zaszłam w ciążę, tragiczny czas, moje rozchwiane emocje, jego chłod emocjonalny, nigdy nie dotknął brzuszka, nie był zainteresowany chodzeniem ze mną do lekarzy. Nawet na porodówkę pojechałam autobusem. Zależało mi na ślubie, więc jakoś wymusiłam na nim zaręczyny. On generalnie jest takim człowiekiem, zimnym, niezainteresowanym. Ale jest dobrym ojcem, jakoś tam dba o dom, nie pije, nie pali, czasem coś tam nawet do mnie zagada. Myślałam, że dam radę tak żyć pomimo mojego narzekająco - stękającego charakteru. Ale ostatnio coś we mnie pękło. Doszłam do wniosku,że chyba nie jestem taka niefajna jak zawsze myślałam. Urodziła mi się w głowie myśl, że chciałabym kogoś kto by mnie polubił, kto chciałby spędzać ze mną czas, kto byłby zainteresowany tym co u mnie. Przeraziłam się, że mam tak spędzić resztę życia. Kocham mojego syna najbardziej na świecie i wiem, że zrobię mu ogromną krzywdę odchodząc od jego ojca. Oczywiście wielokrotnie próbowałam rozmawiać, zawsze jest tak samo: "jak się zmienisz to będzie lepiej". Jakiś czas temu znowu rzuciłam tematem ślubu to usłyszałam, ze jak będzie lepiej to weźmiemy ślub. Teraz już sama tego nie chcę.Kilka dni temu miałam totalny kryzys, powiedziałam mu, że chcę odejść i usłyszałam, że zamiast pracować to chcę uciekać i że czego chce, bo przecież on mnie kocha. Ale we mnie coś pękło, przelało się. Nie potrafię. Wydaje mi się, ze totalnie nie kocham tego człowieka. Widzę, że on coś się stara, próbuje ale ja juz sama nie wiem czego chce. Gdyby nie syn to na pewno bym odeszła, ale dla niego może powinnam próbować. Tylko sama mam wielki mur w sercu i nie wiem czy będę umiała go przeskoczyć. Czasem się sama ganię, że mam kryzys wieku i mi odbija. Że zamiast siedzieć na dupie to żyję marzeniami. NIe wiem co robić szczerze mówiąc i zdaję sobie sprawę, że nikt mi nie powie tego ale może chociaż znajdzie się ktoś kto wyrazi swoją opinię.
Czasem nawet coś do Ciebie zagada.....? Serio? Karmisz się okruchami i tyle. Ja bym odeszła i dała sobie szansę na bycie szczęśliwą
Ja również bym odeszła. Nie jesteś szczęśliwa, on też nie. A chyba każdy na szczęście zasługuje.
Życie w zimnym domu gdzie rodzice się nie kochają i są nieszczęśliwi też może skrzywdzić syna. Ja uważam, że lepiej mieć rodziców szczęśliwych, nawet jak nie są razem. Zastanawiam się jak w tym związku wytrzymujesz. Ja nie dałabym chyba rady.
Nie zastanawiaj się dłużej. On przecież nawet nie próbuje nic zmienić, wymaga tylko od Ciebie i chce Ciebie zmieniać. Jeśli nie akceptuje Cię taką jaka jesteś, a podejrzewam, że potworem nie jesteś, to droga wolna, niech szuka kogoś, kto mu będzie odpowiadał. Twoja decyzja o rozstaniu mu w tym pomoże, a kto wie, czy nie będzie to lepsze rozwiązanie dla Was obojga. Ty nie musisz się dla nikogo zmieniać, nie w tym wieku. Skoro go nie kochasz, to po prostu odejdź i daj sobie szansę na znalezienie kogoś, kto Cię pokocha i z kim będziesz szczęśliwa. Dziecko sobie poradzi, tym się nie przejmuj. Lepiej teraz, niż za kilka lat, zarówno dla synka jak i dla Ciebie. Starsze dzieci gorzej radzą sobie z rozstaniem rodziców i trudniej akceptują nowych partnerów mamy czy taty. Tobie też za kilka lat będzie trudniej znaleźć sobie partnera, tym bardziej takiego, który zaakceptuje to, że masz dziecko. Takie niestety są realia. Powodzenia!
Jak pięknie poprzedniczki pojechały tak jak Autorka chciała.
Kolejny wątek z bajkami o słabej kobietce. Bo ona go nie chciała, ale on wychodził.
A jaka jest prawda? Przecież to był idealny kandydat na ojca dziecka, jego pozytywne cechy, które o tym zdecydowały, zostały przez Autorkę wymienione. Kandydat został wybrany, dziecko poczęte i urodzone. Misja wykonana, po co te bajki i mydlenie oczu?
Jak pięknie poprzedniczki pojechały tak jak Autorka chciała.
Kolejny wątek z bajkami o słabej kobietce. Bo ona go nie chciała, ale on wychodził.
A jaka jest prawda? Przecież to był idealny kandydat na ojca dziecka, jego pozytywne cechy, które o tym zdecydowały, zostały przez Autorkę wymienione. Kandydat został wybrany, dziecko poczęte i urodzone. Misja wykonana, po co te bajki i mydlenie oczu?
Misja czy nie misja.... ja tez chciałam być szczęśliwa a że wyszło jak wyszło... popełniłam błąd i wiem o tym aż za dobrze.
ja tez chciałam być szczęśliwa
Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie. Co to znaczy dla Ciebie być szczęśliwym. U kobiet często szczęście znaczy: mieć męża i dziecko. Ty już wiesz, że to nie musi oznaczać tego stanu.
Kiedyś oglądałem super film Rozmowa z Bogiem. Dziennikarz stwierdził: o czym byśmy nie rozmawiali, to mam wrażenie, że zawsze rozmawiamy o mnie. Na co Bóg rzekł: tak jest zawsze.
U Ciebie tez tak jest. Czy mówimy o ojcu dziecka, czy samym dziecku, to zawsze ta rozmowa będzie dotyczyć Ciebie i Twojej umiejętności bycia szczęśliwą. Żaden książę z bajki za Ciebie tego nie załatwi.
niewiemcorobic2020 napisał/a:ja tez chciałam być szczęśliwa
Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie. Co to znaczy dla Ciebie być szczęśliwym. U kobiet często szczęście znaczy: mieć męża i dziecko. Ty już wiesz, że to nie musi oznaczać tego stanu.
Kiedyś oglądałem super film Rozmowa z Bogiem. Dziennikarz stwierdził: o czym byśmy nie rozmawiali, to mam wrażenie, że zawsze rozmawiamy o mnie. Na co Bóg rzekł: tak jest zawsze.
U Ciebie tez tak jest. Czy mówimy o ojcu dziecka, czy samym dziecku, to zawsze ta rozmowa będzie dotyczyć Ciebie i Twojej umiejętności bycia szczęśliwą. Żaden książę z bajki za Ciebie tego nie załatwi.
Wbrew pozorom chyba sama ze sobą już umiem być szczęśliwa. Przez te 30 lat się tego nauczylam. Ale gdzieś wewnatrz mnie świeci się kontrolka "brak miłości w związku ". Jak pewnie sam wiesz, ze świecącą się kontrolką pojeździsz trochę ale nigdy nie będziesz do konca spokojny. Zawsze jest ten strach,że gdzieś na autostradzie wszystko pierdyknie albo że zobaczysz w salonie nowiutkie auto i zapragniesz je mieć
Więc do szczęścia potrzebujesz spełnienia bajki, że musisz być przez kogoś kochana?
Uwaga, nie potrzebujesz. Albo potrafisz kochać siebie i być szczęśliwą, albo nie. I żaden zakochany facet Ci tego nie zapewni.