Jazzmine napisał/a:Czemu bleh? Nie chcesz brać ślubu kościelnego?
Tatku teraz jeszcze dodatkowo te wszystkie zamknięcia, niepewność, ogólnie ciężki czas.. tez bywam przygnebiona, chwilami odzywa się moja stara koleżanka nerwica, ale wiem, ze to przejściowy okres i pójdzie w cholerę jak zawsze. Zazwyczaj mam tak, ze jak największy stres odpuści, to później przez jakiś czas muszę "odchorować", nie jest to zbyt przyjemne, ale przynajmniej mając świadomość i kilkuletnie doświadczenie w walce z tym dziadostwem, łagodniej znoszę ten stan i szybciej sobie z tym radzę.
Ściskam was wszystkich mocno
Nie chcę. W czasie covidu i w czasie tego, jak Kościół jest teraz traktowany i ogólnie wielu, wielu sytuacji, rozjechałam się totalnie z nauczaniem KK. Na ten moment ja jestem po prostu w 100% świadoma tego, że ślub kościelny i tak nie będzie kościelnie ważny, bo z mojej strony będzie wzięty niejako nie z własnych chęci. Niezbyt chce mi się chodzić na spotkania z poradni i słuchać o tym, jakie są katolickie metody antykoncepcji wiedząc, że nie będę ich stosować, bo jak nie będę chciała mieć więcej dzieci, to pójdę po tabletki, a nie będę mierzyć temperatury i liczyć dni od miesiączki do miesiączki. Tak mi się to wszystko rozjeżdża, że nie widzę siebie przysięgającej na Boga w kościele.
A mój M. nie jest wierzący, natomiast jest tradycjonalistą i uznaje niektóre elementy religii jako elementy naszej tradycji. Dla niego ślub kościelny jest tradycją, chrzczenie dzieci tak samo, wigilia, opłatek, święcenie koszyczka. Wzięli sobie te elementy, które im pasują i je kultywują, natomiast nie ma w tym zupełnie relacji z Bogiem i jakiejkolwiek wiary i świadomości, co świętują przez konkretne rzeczy. Więc przykładowo on do tego podchodzi tak, że spoko no pójdziemy, posiedzimy, podpiszemy co trzeba podpisać, pójdzie się do spowiedzi, coś tam się powie, kartkę się dostanie, ślub się odbębni i yolo.
Ja obecnie mam dreszcze na samą myśl o idei spowiedzi, która dla mnie jest coraz większym praniem mózgu i wpychaniem ludzi w poczucie winy.
Ale jednocześnie mam bardzo, bardzo dużo znajomych z kościelnych obszarów, którzy nie wiedzą, jak to ze mną jest. Spotykaliśmy się w jakichś przykościelnych grupach, znam prywatnie wielu księży i chciałabym, żeby też byli ze mną w czasie ślubu i wesela, bo mi na nich zależy jak na ludziach, a boję się, że odchodząc od ślubu kościelnego zamknę sobie drzwi do nich. Wiem, że to głupie, bo jakby mnie akceptowali jako człowieka, to przyszliby tak czy inaczej, ale wiecie jak jest. Nie rozmawiałam też z nimi nigdy na temat tego, co mi się w głowie burzy, więc nie wiem, jaka byłaby ich reakcja. Nie umiem tak stanowczo zamknąć za nimi wszystkimi drzwi, są zbyt dużą częścią mojego życia.
Poza tym ja i moja nerwica średnio widzimy się w kościele na środku czytając przysięgi do mikrofonu. Kurcze, ja nawet nie wierzę w ideę małżeństwa na całe życie. Dobrze nam razem, ale mam świadomość, że ludzie się zmieniają i że możemy się w pewnym momencie rozminąć. Nawet mając 30 lat uważam, że podejmowanie decyzji na całą resztę życia jest niedojrzałe. Do tego dochodzi to, że jego mama mnie nie lubi i już zaprasza go na Boże Narodzenie do domu SAMEGO (a będziemy wtedy 3 miesiące po ślubie), więc mam tak, że jednego dnia jest super, spędzamy razem czas, idziemy na spacer, super się bawimy, a innego dnia mam myśli, że to wszystko bez sensu. Ale to też jest mocno wzmagane przez pandemię.
Pandemicznie to też jest tak, że planuje się wesele nie wiedząc, czy się odbędzie. Bo nie wiemy, jakie obostrzenia będą we wrześniu i czy odblokują branżę weselną. Wszystkie decyzje podejmujemy w ostatnim możliwym momencie, rezerwujemy terminy u podwykonawców raczej później niż wcześniej, bo nic nie wiadomo. Teoretycznie mieliśmy na wiosnę mieć degustacje jedzenia, a teraz to nawet nie wiadomo, co z tym będzie, bo przecież i hotel i restauracje pozamykane. Dramat jest.
Ja bym już chciała wyjść z domu bez maseczki, iść przed siebie, nie przejmować się, oddychać normalnie, spotykać się z ludźmi, jeździć do pracy do biura i nie przejmować się tym, co się dzieje. A przejmuję się bardzo, chociaż bardzo staram się to ukrywać.
Ale się rozpisałam. Ściskam Was świątecznie Paslawku, trzymaj się! Pamiętaj, że może to banalne, ale głaskanie kota działa terapeutycznie.