Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3 ]

Temat: Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Przychodzę na to forum, bo już sama nie wiem co mam ze sobą zrobić i potrzebuję spojrzenia/rad osób trzecich. Ostrzegam, będzie długo.
Mam 19 lat. Wcześnie zaczęłam „bawić się w miłość”. Mając 14 lat weszłam w pierwszy związek, wiecie, taka szczeniacka miłość. Trwała (bez rozstań, które co chwilę się pojawiały) 2 lata. Następnie, jak miałam 16 lat byłam z chłopakiem, który wyrządził mi okropną krzywdę - oddałam mu się w całości, a on po 2 miesiącach powiedział, że nie potrafi mnie pokochać, chciał przyjaźni. Ja, głupia małolata, stwierdziłam, że możemy się przyjaźnić, może coś do mnie poczuje. Myślałam, że kocham go nad życie. Można się domyślić jak ta „przyjaźń” wyglądała, chłopak wykorzystywał mnie okropnie, bo wiedział co do Niego czuję. Zerwałam tą toksyczną relację po kilku miesiącach i niedługo później poznałam kolejnego chłopaka, który namieszał mi w głowie. Brał narkotyki, miał depresję, kilka prób samobójczych za sobą, ale nie odstraszało mnie to, nie wiem czemu, miał w sobie coś takiego, co okropnie mnie do niego ciągnęło. Po ok. 2 miesiącach znów usłyszałam to samo: nie potrafi mnie pokochać. Nadal utrzymywaliśmy kontakt, on robił mi ogromną nadzieję, myślałam, że mimo tego co mi wyznał zmierzamy ku związkowi. Jednak nie. Zobaczyłam go któregoś dnia z inną dziewczyną, z którą jest do dziś. Tysiąc pytań w mojej głowie: co ona ma czego ja nie mam, dlaczego mnie nie pokochał? Widywałam ich codziennie, bo chodziliśmy razem do szkoły, ból był ogromny, ale krótkotrwały, w miarę szybko doszłam do siebie. Z perspektywy czasu cieszę się, że z obu tych relacji nic nie wyszło.
4 miesiące po zakończeniu relacji z poprzednim, poznałam jego. W momencie mojego życia, gdy chciałam się bawić, imprezować, nie chciałam żadnego związku. Bardzo o mnie zabiegał przez dłuższy czas, ja go odtrącałam. Wiele razy dawałam mu znać, że nic z tego, ale on nie dawał za wygraną. Przyjaźnił się z moją koleżanką, która zawsze powtarzała, że to dobry, poukładany, lojalny i wrażliwy chłopak, który nie skrzywdzi muchy. Zakolegowaliśmy się i po niedługim czasie zauroczyłam się nim, weszliśmy w związek. Wiedział dokładnie jak inni mnie zranili i otwierał oczy ze zdziwienia, że istnieją tacy okropni ludzie. Związek marzenie. Każdy widział jak mu na mnie zależy. Dbał o mnie, był inny od innych, nigdy nie dał mi odczuć, że mu nie zależy. Moja rodzina go uwielbiała. Ja jednak nie do końca byłam przekonana do tego związku, z tylu głowy miałam jeszcze poprzednie zauroczenie, a on mnie niekiedy bardzo denerwował, bo był aż za bardzo spokojny i wręcz za bardzo we mnie wpatrzony, można powiedzieć, że miałam go obkręconego wokół palca. Z czasem jednak zaczęły pojawiać się kłótnie, często nie umieliśmy się dogadać, bo mieliśmy trochę inne spojrzenie na świat i oczekiwaliśmy czego innego od życia, mieliśmy inne plany na przyszłość. Jego rodzina też nie do końca była do mnie przekonana, zwłaszcza jego siostra, raz wybuchła między nami ogromna kłótnia. Pozwalałam sobie na dużo. Na za dużo. Po ojcu odziedziczyłam okropną cechę - jestem bardzo wybuchową osobą i byłam przekonana, że on mnie tak mocno kocha, że nigdy nie zostawi. Często czepiałam się o pierdoły. W pewnym momencie on się zdystansował, porozmawialiśmy ze sobą, wyjaśniliśmy wszystko, co nam nie pasuje, co chcielibyśmy zmienić. Zrozumiałam, że nie może tak dłużej być, ja muszę zacząć panować nad swoją złością albo go stracę, a naprawdę coraz bardziej mi na nim zależało. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, miałam ogromną motywację, żeby się zmienić (nie tylko dla niego - też dla siebie, bo mnie samą zaczynały denerwować te wybuchy złości). Wszystko zmierzało ku dobremu, z jego rodziną nawiązałam bardzo dobry kontakt, nasza relacja miałam wrażenie stawała się coraz lepsza, ja stawałam się coraz lepsza, on też zauważał tą zmianę. Zrozumiałam, że go kocham, pierwszy raz czułam coś takiego, widziałam w nim wszystkie wady i je wszystkie akceptowałam. Dziękowałam losu, że trafiłam na takiego dobrego człowieka i że poprzednie relacje się nie udały.
Od poważnej rozmowy minął miesiąc i nagle bum. Przyjechał do mnie i oznajmia, że musimy się rozstać, bo do siebie nie pasujemy. Słucham? Rozmowa, płacz, szok. Jak to? Po roku związku mówi, że czuje, że do siebie nie pasujemy. W momencie, gdy wszystko zaczęło się idealnie układać, gdy widział we mnie zmianę. Czułam od pewnego czasu lekki dystans z jego strony, ale nie spodziewałam się zerwania. Każdego dnia zapewniał, że kocha, dzień przed zerwaniem nawet ze mną spał. Myślałam, że to żart. Próbowałam z nim rozmawiać, przepraszał w kółko, przyznał się, że czuł coś takiego od 3 tygodni, że zmuszał się do spotkań ze mną, pisania, pocałunków, że musiałam się w końcu o tym dowiedzieć. Myślał, że mu to minie, ale nie mijało. Pytałam czy mnie kocha, odpowiedział, że tak, ale tak będzie lepiej dla nas obu. I że ze mną jest wszystko ok, to w nim zaczęło się coś „psuć”. Przez kolejne ok. 2 tygodnie próbowałam jeszcze z nim rozmawiać. Raz mówił, że kocha, ale to nie ma sensu, za chwilę, że nie wie czy kocha, że chyba jego uczucie mija. Nie potrafił mi nic wyjaśnić. W końcu dałam sobie spokój, mimo, że w środku umierałam. I nadal umieram. Każdy dzień jest dla mnie okropny, budzę się z płaczem od dnia zerwania, a minęły już 4 miesiące. Chodziłam do psychologa, ale zrezygnowałam po miesiącu ze względów finansowych. Poza tym i tak nie czułam się lepiej.
Ale to nie wszystko. Dwa dni po zerwaniu on zaczyna odnawiać kontakt ze swoją przyjaciółką sprzed dwóch lat, o której mówił, że w ogóle nie jest w jego guście, w ogóle mu się nie podoba i to ona kiedyś się w nim podkochiwała. Wychodzi z ludźmi, których przy mnie obgadywał. Na ulicy nie mówi mi ani mojej rodzinie „cześć”. Od osób trzecich dowiaduje się, że rozpowiada jak to mu źle ze mną było, jak się męczył, że teraz mu sto razy lepiej. Ponoć ma całkowicie w dupie to jak ja się czuję, jak mnie skrzywdził i jak teraz się trzymam. Raz postanawiam do niego napisać, bo jest mi już tak źle, po 2 miesiącach od rozstania. Piszę, że jest mi źle, że poza rozstaniem dużo się zwaliło na moją głowę, chora babcia, prawdopodobnie będziemy usypiać mojego ukochanego psa, chciałabym z nim porozmawiać, sam mówił przy zerwaniu, że będę mogła się zawsze zwrócić do niego z problemem. Całkowicie mnie olewa, nie chce ze mną rozmawiać i robi ze mnie najgorszą, bo „zmieszałam go z błotem”. Nie wiem skąd to wziął, faktycznie napisałam mu kilka przykrych słów po zerwaniu, może do niego doszło co mówiłam w złości na jego temat, ale nigdy go nie upokorzyłam, nigdy przed nikim go nie wyzywałam. Mówiłam po prostu, że bardzo mnie skrzywdził i mam nadzieję, że kiedyś tego pożałuje. Przepraszam go za to, próbuję z nim normalnie porozmawiać, ale widzę jak odpisuje, zbywa mnie, aż w końcu przestaje odpisywać. A 10 minut później pisze do mojej przyjaciółki, z którą miał bardzo słaby kontakt przez rok, czy ma jakiś problem, bo widział, że chodzi ostatnio przygnębiona i jak coś to zawsze może jej pomóc.. Kilka dni temu dowiaduję się nawet, że z tą „przyjaciółką” o której mi mówił bzdury jak to mu się nie podoba, intensywnie się spotyka. Nawet jak dowiedziałam się od jego siostry, że ma coś z nogą i życzyłam mu zdrowia nie raczył mi podziękować. Najgorsze jest to, że każdy teraz mnie ma za najgorszą + ludzie się ze mnie śmieją, bo dalej darzę go uczuciem, a on ma mnie głęboko gdzieś. Co w tym do śmiechu? Dodatkowo jego „przyjaciółka” z całych sił chce mi pokazać jak to dobrze im się wiedzie - co chwilę komentuje jakieś posty o miłości na grupach na Facebooku, żebym to zobaczyła. Czuję się okropnie głupio, bo kilkakrotnie po zerwaniu pisałam do niej, czy wszystko u niego ok - po prostu się martwiłam, a ona normalnie ze mną rozmawiała i zapewniała, że między nimi jest tylko przyjaźń.
Czy ze mną jest coś nie tak? Czy to jednak z nim? Czy mnie da się kochać? Jest mi trudno uwierzyć jak człowiek z którym byłam bardzo blisko nie czuje do mnie nawet sentymentu. Obwiniam teraz tylko i wyłącznie siebie. Spędzanie czasu ze znajomymi nic mi nie daje, ciągle czuję ten ciężar w klatce piersiowej, ból mimo upływającego czasu nie mija, tym bardziej jak dowiaduję się coraz to nowszych rzeczy. Jak sobie poradzić? Ile takie cierpienie może trwać? Najgorsze jest to, że ja go nie idealizuję w głowie - on naprawdę był dla mnie chłopakiem idealnym i pod względem wyglądu i charakteru i tego jaki dla mnie był. Próbuję znaleźć w nim jakieś cechy, które mi nie odpowiadały i nie widzę żadnej. Wiem, że straciłam kogoś wspaniałego. Przez te 4 miesiące myślałam, że może poukłada sobie pewne sprawy w głowie, że zatęskni, skoro tak mu na mnie zależało. A tu się dowiaduje, że on ani razu przez chwilę nie zatęsknił. Da się tak? Jak sobie poradzić z kolejną sytuacją w której dowiaduję się, że ktoś nie potrafi mnie pokochać/przestał kochać? To tak boli. Moja samoocena jest na dnie. Nie widzę sensu w życiu, każdy dzień zlewa się w całość, mam wrażenie jakbym z jego odejściem w środku umarła. Ciągle płaczę, z niczego się nie cieszę, mam jakieś głupie przekonanie, że już nigdy nie będzie dobrze. Najchętniej bym zniknęła z tego świata. Nie koloryzuję. Od ponad 4 miesięcy nie poczułam ani chwilowej poprawy.
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból

Myślę, że jest kilka błędnych założeń, które sprawiły, że tak się czujesz.

1. Oddałaś się komuś w całości, w nadziei, że ten ktoś zrobi to samo.

To tak nie działa. Jesteś teraz bardzo młoda i nie masz dużo doświadczenia, do tego proces dojrzewania ciągle trwa i psychika się wciąż kształtuje, emocje przeżywa się w tym wieku dwa razy intensywniej, ale warto sobie poukładać w głowie kilka rzeczy. Nie warto oddawać się nikomu na samym starcie znajomości i angażować nie wiedząc jakie intencje ma druga strona. Najlepiej dla związku i miłości poznać drugą stronę, zobaczyć jakim jest człowiekiem (czyny, nie słowa!) i wtedy decydować się na zaangażowanie uczuciowe. Wbrew obiegowej opinii możemy mieć wpływ na to kogo obdarzamy uczuciem, ale to wymaga świadomej pracy z emocjami. Wszystko przed Tobą.

2. Przyjaźń z facetem, który nie chce z Tobą być, bo może się zakocha.

Nie zakocha się. Im szybciej sobie to uświadomisz, tym lepiej. To, że ktoś nie chce z Tobą być nie znaczy, że czegoś Ci brakuje. Znaczy to, że nie chce z Tobą być - nie masz i nie możesz dać tej osobie tego co ona potrzebuje. Podobnie Ty pewnie nie chciałabyś się umawiać z każdym. Na pewno znajdzie się ktoś kto będzie pasować do Twoich oczekiwań i ktoś komu Ty będziesz pasować, pod warunkiem, że będziesz sobą i będziesz rozsądnie gospodarować swoim zaangażowaniem. Stawiając się w pozycji przyjaciółki oczekującej czegoś więcej narażasz się na ryzyko bycia wykorzystaną, a przecież tego nie chcesz.

3. Ktoś Cię tak mocno kocha, że nigdy Cię nie zostawi.

To chyba najważniejsza lekcja od życia - partner nie jest workiem treningowym ani terapeuta, ani psem, który zostanie z Tobą do końca Twoich dni. Związki czasem się rozpadają, z różnych powodów. Czasem po prostu uczucie się wypala, czasem okazuje się, że ludzie do siebie nie pasują, a czasem źle traktują partnera. O związek i miłość trzeba dbać. Jak o wszystko inne, co chcemy, żeby trwało.

4. Liczysz na to, że Twój były coś zrozumie i do Ciebie wróci.

Ani teraz ani w dorosłym życiu nie ma co oczekiwać, że byłe i stracone relacje kiedyś zmartwychwstaną. Czasem w życiu tak jest, ale trzeba pamiętać, że związki kończą się z określonego powodu i zwykle ten powód nadal jest ważny kiedy ludzie chcą do siebie wrócić. W tym wypadku wygląda na to, że Twój były chłopak pogodził się z Waszym rozstaniem, a Ty nie, bo ciągle masz nadzieję na powrót. Po prostu musisz się pogodzić z końcem. Nie traktuj tego jako końca świata, tylko doświadczenie, z którego możesz wynieść naukę, żeby na przyszłość lepiej zarządzać swoimi uczuciami.

Może straciłaś kogoś wartościowego, ale to nie znaczy, że nie poznasz nikogo takiego w przyszłości. A żeby odnieść sukces w następnej relacji przepracuj sobie te założenia, o których napisałam. Wiem, że boli i jest trudno. Też miałam 19 lat i rozstawałam się z chłopakami i myślałam, że to koniec świata. Dopóki będziesz identyfikować swoją wartość z byciem lub niebyciem w związku dopóty będziesz cierpieć jeśli jakiś związek będzie się kończyć. Nie dawaj się wykorzystywać. Ugruntuj swoją miłość do siebie. Ty jesteś jedyną osobą, która będzie z Tobą do końca. Popracuj nad tym, warto. A taki zdrowy poziom miłości własnej pozwoli Ci mądrze i szczęśliwie budować relacje.

3

Odp: Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból

Nic z Tobą nie jest nie tak. Po prostu kochasz. Z całego serca.

Niektórzy ludzie są bardziej wrażliwi od innych. Ty do nich należysz. Dodatkowo, kilka razy wspomniałaś jak bardzo pragniesz tego żeby być kochaną. Te dwie rzeczy powodują że jesteś okropnie bezbronna. Ta bezbronność jest częściowo nie do uniknięcia. Częścią w której można tę bezbronność zwalczyć to spojrzenie na siebie samego i zobaczenie błędów które się popełniało. Bo błędy które my sami popełniliśmy możemy naprawić.

Pomiędzy miłością a nienawiścią jest bardzo cienka granica. Nienawiść to nie jest przeciwieństwo miłości. Przeciwieństwem miłości jest obojętność.
Opisujesz pewne zachowania swojego byłego partnera. To jest rzeczywiście bardzo bolesne gdy osoba z którą byliśmy bardzo blisko i bez której tak naprawdę nie wyobrażamy już sobie życia okazuje się że może jak najbardziej żyć bez nas. Osoba która odrzuca tęskni mniej niż osoba która zostaje odrzucona. Ale jeśli to była miłość, wynika to z tego że osoba która odrzuca zaczęła przeżywać rozstanie dużo wcześniej i w momencie odrzucania jest na przeżywaniu rozstania końcu, a osoba odrzucana dopiero początku. Co wcale nie znaczy że za jakiś czas role mogą się nie odmienić. 4 miesiące to już rzeczywiście dużo czasu. Ale nie aż tak dużo. Twój były partner jest oczywiście jedyną osobą którą pragniesz. Jakiekolwiek mówienie Ci teraz że są inni nie ma żadnego sensu. Tak samo jak mówienie że on nie zasługuje na twoją miłość. Pragniesz go i tyle. Ale sposób na to żebyście kiedykolwiek jeszcze potencjalnie mogli być razem to po pierwsze danie mu jeszcze więcej separacji, a po drugie odbudowanie siebie połączone ze zmianą.

Co do przyszłości, ból złamanego serca tak zupełnie odchodzi dopiero gdy to serce pokocha kogoś innego. Jeśli tak się nie stanie to on z czasem trochę osłabnie, ale do końca nigdy nie odejdzie.

Jest jedna rzecz na którą postaraj się zwrócić uwagę. Są pewne metody które pozwalają taki ból jaki teraz czujesz częściowo uśmierzyć. Polegają one na różnych formach odcinania się od emocji. Masz teraz 19 lat. Jestem bardzo ciekaw jaką drogę wybierzesz i jak to będzie wyglądało u Ciebie gdy będziesz miała tych lat 29, 39. Czy właśnie nauczysz się odcinać od emocji i obudujesz swoje serce gęsta linią zasieków. Czy też pozostawisz w sobie tę wrażliwość i uda Ci się znaleźć taką drogę w której będziesz umiała zbudować związek oparty na wzajemnej miłości.

Będziesz jeszcze kochana, jestem tego pewien.

Posty [ 3 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy ze mną jest coś nie tak? Rozstanie, ból

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024