Bezradność i pustka... znowu! - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Bezradność i pustka... znowu!

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 15 ]

Temat: Bezradność i pustka... znowu!

Hej, jestem tutaj nowa. To mój pierwszy post.

Muszę się komuś wyżalić, bo ostatnie moje dni to jakiś koszmar. Myśli mi w głowie przelatują, jedna po drugiej, a i tak nie potrafię ich uporządkować.
Czuję się taka pusta w środku, apatyczna, jakby moje życie pozbawione było głębszego sensu. Mam studia, jakieś tam wolontariaty w wolny czasie, siłownię co drugi dzień, hobby (uwielbiam robić zdjęcia), a jednak... to nie to. Ciągle czegoś mi brakuje. Facet, który był dla mnie naprawdę ważny się na mnie wypiął po latach, po prostu mnie olał bez słowa po kłótni. Na początku myślałam, że to tylko taki foch i za parę dni mu przejdzie, no ale nie, on nadal jak grochem o ścianę. Pisałam, kontaktowałam się z nim, próbowałam to jakoś wyjaśnić, naprawić, ale niestety to nic nie dało. Dodam, że tak naprawdę to była nasza pierwsza scysja od początku relacji. Czuję się taka niechciana, osamotniona. Nie mam się komu wyżalić. Nie mam przyjaciół, tylko jak już to znajomych, z rodzicami nigdy nie miałam jakiegoś głębszego emocjonalnie kontaktu, więc wyżalenie się im też odpada. Najgorsze jest to, że mam takie "kryzysy" odkąd pamiętam. Przez ostatnie 2-3 lata było dobrze, bo był on. Czułam, że się dla niego liczę, że jestem ważna, no ale chyba jednak nie do końca skoro zwiał. Kiedyś, kiedy jakaś relacja mi się waliła, też odczuwałam to, co teraz. Jakby ta sama sytuacja powtarzała się w kółko. Jednak z zupełnie innym człowiekiem. Jakieś takie deja by czy coś. Te obrazy z przeszłych kryzysów interpersonalnych wracają. Lęk z tym związany też odczuwam, coś na zasadzie "o Boże, przecież już kiedyś tak się czułam, znowu to samo, nie chcę tego już czuć " i się obwiniam za to odczucie. Próbuję wyciągać wnioski z poprzednich sytuacji, no i zauważyłam, że popełniłam o wiele mniej błędów w tej relacji niż w poprzednich. Ogólnie nie zyskuję na bliższym poznaniu. Na początku jest fajnie, na luzie, a potem nagle ten człowiek staje mi się jakby niezbędny do życia. Ciągle na niego czekam, a jak go nie ma to czuję się jakaś niespokojna. Oczywiście wykonuję wszystkie swoje obowiązki bądź pasje bez problemu, jednakże cały czas o nim myślę. Teraz, kiedy mnie zlał jest gorzej. Myślę tylko i wyłącznie o nim, że może jednak mu przejdzie, że może się odezwie, bo przecież ostatecznie nie powiedział, że "nara, mam Cię dość". Czuję jakbym do pełni szczęścia potrzebowała tej drugiej osoby jak powierza, a przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tylko i wyłącznie ja jestem tą osobą, która powinna dać mi szczęście. Jednak bez niego czuję jakiś taki dziwny lęk, taki na zasadzie "o Boże, co teraz będzie?" Dawał mi jakieś takie złudne poczucie bezpieczeństwa, a teraz nagle po latach to straciłam. Wiem, że takie problemy to wynik dzieciństwa (jak już pisałam, kontakt z moimi rodzicami na poziomie emocjonalnym odkąd pamiętam miałam ograniczony. Miałam wszystko, co chciałam na poziomie materialnym, niby czułam się kochana, a jednak brakowało tego przytulenia, czy tych magicznych dwóch słów "Kocham Cię".
Wybaczcie ten długi wywód, ale musiałam to z siebie wyrzucić, żeby chociaż na chwilę poczuć się lepiej.
Jak myślicie, co jest ze mną grane? Już zwariowałam, czy jeszcze nie do końca? tongue

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Bezradność i pustka... znowu!

Deja vu* rzecz jasna

3

Odp: Bezradność i pustka... znowu!

Nie wiem czy Cię to pocieszy czy nie, ale Twoje uczucia zna jakaś połowa ludzkości. A przynajmniej każdy komu rozleciał się jakiś związek z kimś na kim mu zależało.
Rady mam dwie - po pierwsze raczej oswajaj się z myślą, że z tego związku już nic nie będzie. Łudzenie się, że skoro nie powiedział "nara" to jeszcze wróci, to mydlenie sobie oczu. A jeśli nawet wróci, to cały czas będziesz się zastanawiać kiedy przy którejś kolejnej kłótni sytuacja się powtórzy.
Po drugie daj sobie czas. Emocje zawsze są najsilniejsze zaraz po wystąpieniu bodźca je wywołującego. Dziś świat jest szary i bez sensu, bo wczoraj wszystko nagle się zmieniło. Jutro okaże się, że tak naprawdę wcale dużo się nie zmieniło, słońce nadal wstaje, ludzie nadal mijają Cię na ulicy, wciąż możesz zdobywać nowe znajomości i poznawać ludzi, a świat może wcale nie jest taki szary.

4

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Mr_Str4nger napisał/a:

Nie wiem czy Cię to pocieszy czy nie, ale Twoje uczucia zna jakaś połowa ludzkości. A przynajmniej każdy komu rozleciał się jakiś związek z kimś na kim mu zależało.
Rady mam dwie - po pierwsze raczej oswajaj się z myślą, że z tego związku już nic nie będzie. Łudzenie się, że skoro nie powiedział "nara" to jeszcze wróci, to mydlenie sobie oczu. A jeśli nawet wróci, to cały czas będziesz się zastanawiać kiedy przy którejś kolejnej kłótni sytuacja się powtórzy.
Po drugie daj sobie czas. Emocje zawsze są najsilniejsze zaraz po wystąpieniu bodźca je wywołującego. Dziś świat jest szary i bez sensu, bo wczoraj wszystko nagle się zmieniło. Jutro okaże się, że tak naprawdę wcale dużo się nie zmieniło, słońce nadal wstaje, ludzie nadal mijają Cię na ulicy, wciąż możesz zdobywać nowe znajomości i poznawać ludzi, a świat może wcale nie jest taki szary.


No, a te obrazy z przeszłości? Czuję jakbym na nowo przeżywała to, co kiedyś... Czuję te same emocje i lęk, co czułam przy poprzednim rozstaniu, mimo że to zupełnie inny człowiek. Wracam do tego uczucia w kółko. To też jest normalne?

5

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Zagubiona2020 napisał/a:

No, a te obrazy z przeszłości? Czuję jakbym na nowo przeżywała to, co kiedyś... Czuję te same emocje i lęk, co czułam przy poprzednim rozstaniu, mimo że to zupełnie inny człowiek. Wracam do tego uczucia w kółko. To też jest normalne?

Podobne doświadczenie przeżywasz w podobny sposób. To naturalne, że wracają w takich momentach odczucia takie, jak znasz z poprzednich tego typu sytuacji.

6

Odp: Bezradność i pustka... znowu!

Przeniesione z kolejnego wątku autorki:

Zagubiona2020 napisał/a:

Witajcie.
Tak jak już pisałam wcześniej, facet dał nogę, ale... wszystko było w miarę w porządku, był milutki i kochany. Dopóki nie wygarnęłam mu, że ostatnimi czasy mniej się angażuje, że ma dla mnie mniej czasu niż kiedyś, bo faktycznie czułam, że ostatnie tygodnie są chłodne, więc postanowiłam działać. Jednak ja jak to ja, jestem dość porywcza, no i wyszło to w formie awantury z mojej strony. On w ogóle tego nie skomentował, po prostu zamilkł. Na drugi dzień kontaktowałam się z nim, żeby przeprosić i wyjaśnić, że niepotrzebnie dałam ponieść się emocjom, a ten nadal cisza. Napisał po kilku dniach, że musi mu "przejść". No spoko, tylko to "przechodzenie" mu trwa już ponad 2 tygodnie. No i teraz siedzę i tak się zastanawiam, czy już naprawdę mu nie zależy i ta moja awantura to był tylko dla niego pretekst, żeby zwiać, czy może naprawdę poczuł się urażony i w jakimś sensie odrzucony przeze mnie po tym wybuchu, bo przy według niego on sam był w porządku wobec mnie, tylko ja "wredna baba" się uczepiłam. Nawet jeśli poczuł się urażony, czy to jest powód, żeby ignorować moje przeprosiny i w ogóle nie kontaktować się ze mną przez kilka tygodni? Wcześniej takich akcji nie robił nigdy. No, a ja zrozumiałam, że byłam za ostra, no ale przecież jestem tylko człowiekiem i po prostu puściły mi nerwy. A taka cisza naprawdę rani i denerwuje, bo nie wiem na czym stoję, nie wiem nic. Chyba niezależnie, co bym zrobiła albo powiedziała, zasłużyłam na jakieś wyjaśnie? Ani mu nie ubliżałem, ani nie obraziłam... Tak, jakby mnie całkowicie olał, no ale czy to możliwe, żeby ta jedna sytuacja spowodowała takie całkowite wycofanie się z jego strony? Tak, ja wiem, że te pytania powinny być skierowane dla niego, no ale odezwu z jego strony brak.
Co według was może być tak naprawdę przyczyną tej ciszy?

7

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Zagubiona2020 napisał/a:

Hej, jestem tutaj nowa. To mój pierwszy post.

Muszę się komuś wyżalić, bo ostatnie moje dni to jakiś koszmar. Myśli mi w głowie przelatują, jedna po drugiej, a i tak nie potrafię ich uporządkować.
Czuję się taka pusta w środku, apatyczna, jakby moje życie pozbawione było głębszego sensu. Mam studia, jakieś tam wolontariaty w wolny czasie, siłownię co drugi dzień, hobby (uwielbiam robić zdjęcia), a jednak... to nie to. Ciągle czegoś mi brakuje. Facet, który był dla mnie naprawdę ważny się na mnie wypiął po latach, po prostu mnie olał bez słowa po kłótni. Na początku myślałam, że to tylko taki foch i za parę dni mu przejdzie, no ale nie, on nadal jak grochem o ścianę. Pisałam, kontaktowałam się z nim, próbowałam to jakoś wyjaśnić, naprawić, ale niestety to nic nie dało. Dodam, że tak naprawdę to była nasza pierwsza scysja od początku relacji. Czuję się taka niechciana, osamotniona. Nie mam się komu wyżalić. Nie mam przyjaciół, tylko jak już to znajomych, z rodzicami nigdy nie miałam jakiegoś głębszego emocjonalnie kontaktu, więc wyżalenie się im też odpada. Najgorsze jest to, że mam takie "kryzysy" odkąd pamiętam. Przez ostatnie 2-3 lata było dobrze, bo był on. Czułam, że się dla niego liczę, że jestem ważna, no ale chyba jednak nie do końca skoro zwiał. Kiedyś, kiedy jakaś relacja mi się waliła, też odczuwałam to, co teraz. Jakby ta sama sytuacja powtarzała się w kółko. Jednak z zupełnie innym człowiekiem. Jakieś takie deja by czy coś. Te obrazy z przeszłych kryzysów interpersonalnych wracają. Lęk z tym związany też odczuwam, coś na zasadzie "o Boże, przecież już kiedyś tak się czułam, znowu to samo, nie chcę tego już czuć " i się obwiniam za to odczucie. Próbuję wyciągać wnioski z poprzednich sytuacji, no i zauważyłam, że popełniłam o wiele mniej błędów w tej relacji niż w poprzednich. Ogólnie nie zyskuję na bliższym poznaniu. Na początku jest fajnie, na luzie, a potem nagle ten człowiek staje mi się jakby niezbędny do życia. Ciągle na niego czekam, a jak go nie ma to czuję się jakaś niespokojna. Oczywiście wykonuję wszystkie swoje obowiązki bądź pasje bez problemu, jednakże cały czas o nim myślę. Teraz, kiedy mnie zlał jest gorzej. Myślę tylko i wyłącznie o nim, że może jednak mu przejdzie, że może się odezwie, bo przecież ostatecznie nie powiedział, że "nara, mam Cię dość". Czuję jakbym do pełni szczęścia potrzebowała tej drugiej osoby jak powierza, a przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tylko i wyłącznie ja jestem tą osobą, która powinna dać mi szczęście. Jednak bez niego czuję jakiś taki dziwny lęk, taki na zasadzie "o Boże, co teraz będzie?" Dawał mi jakieś takie złudne poczucie bezpieczeństwa, a teraz nagle po latach to straciłam. Wiem, że takie problemy to wynik dzieciństwa (jak już pisałam, kontakt z moimi rodzicami na poziomie emocjonalnym odkąd pamiętam miałam ograniczony. Miałam wszystko, co chciałam na poziomie materialnym, niby czułam się kochana, a jednak brakowało tego przytulenia, czy tych magicznych dwóch słów "Kocham Cię".
Wybaczcie ten długi wywód, ale musiałam to z siebie wyrzucić, żeby chociaż na chwilę poczuć się lepiej.
Jak myślicie, co jest ze mną grane? Już zwariowałam, czy jeszcze nie do końca? tongue

Myślę że nie zwariowałaś nic a nic. Po prostu kochasz. I to kochasz całym sercem. Psychologowie tak mówią że trzeba najpierw nauczyć kochać siebie samego, że tylko my sami możemy siebie uszczęśliwić. To bzdury. I to groźne. Bo kończy się tym że ludzie stają się tak samowystarczalni że zdychają nigdy nie zaznając miłości. Żeby być szczęśliwym trzeba kochać i być kochanym. Tylko to się naprawdę w życiu liczy.

Jesteś teraz w którymś tam kręgu piekieł. To podłe zniknąć i nawet nic nie wyjaśnić. Pragniesz być kochaną. To twoje największe pragnienie życia. Tak zauważyłem że są ludzie którzy są notorycznie odrzucani, i którzy notorycznie odrzucają. Sam nie wiem kto jest w smutniejszej sytuacji. Spróbuj przeżyć minutę, potem spróbuj przeżyć następną, potem złóż z tego godzinę a z godzin dzień. Nie myśl za dużo o tym że też będziesz cierpiała jutro. Bo jutro może wydarzyć się coś co wszystko zmieni. Tak w życiu jest.

8

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Zagubiona2020 napisał/a:

Na początku jest fajnie, na luzie, a potem nagle ten człowiek staje mi się jakby niezbędny do życia. Ciągle na niego czekam, a jak go nie ma to czuję się jakaś niespokojna. Oczywiście wykonuję wszystkie swoje obowiązki bądź pasje bez problemu, jednakże cały czas o nim myślę. Teraz, kiedy mnie zlał jest gorzej. Myślę tylko i wyłącznie o nim, że może jednak mu przejdzie, że może się odezwie, bo przecież ostatecznie nie powiedział, że "nara, mam Cię dość". Czuję jakbym do pełni szczęścia potrzebowała tej drugiej osoby jak powierza, a przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tylko i wyłącznie ja jestem tą osobą, która powinna dać mi szczęście. Jednak bez niego czuję jakiś taki dziwny lęk, taki na zasadzie "o Boże, co teraz będzie?" Dawał mi jakieś takie złudne poczucie bezpieczeństwa, a teraz nagle po latach to straciłam. Wiem, że takie problemy to wynik dzieciństwa (jak już pisałam, kontakt z moimi rodzicami na poziomie emocjonalnym odkąd pamiętam miałam ograniczony. Miałam wszystko, co chciałam na poziomie materialnym, niby czułam się kochana, a jednak brakowało tego przytulenia, czy tych magicznych dwóch słów "Kocham Cię".

Twoja wypowiedź wygląda jakbyś opisywała zaburzenie typu "współzależność" (ang. codependency).  Ludzie współzależni non-stop potrzebują zewnętrznej walidacji.  Jest to zachowanie wyniesione z dzieciństwa, gdy dziecko otrzymywało aprobatę rodziców wyłącznie gdy robiło coś z czego rodzice byli sami dumni, np. przynoszenie samych piątek ze szkoły.  W życiu dorosłym osoba współzależna nadal poszukuje ciągłej aprobaty.  Aby tą aprobatę uzyskać, taka osoba często "wychodzi ze skóry" dbając o osoby najbliższe i pomagając im.

Związki z osobami współzależnymi są trudne.  Wydawałoby się że taka "pomocna" osoba to skarb, ale niestety ta opieka i pomoc nie są bezinteresowne.  Osoba współzależna oczekuje ciągłych pochwał i podziękowań za swoje "poświęcenie".  Taka osoba źle znosi krytykę, nawet konstruktywną.  Partner/partnerka osoby współzależnej z czasem czuje się przytłoczona takim związkiem.  Coraz częściej słyszy słowa "nie doceniasz mojego...", "nawet nie zauważyłeś że...", "nigdy nie dziękujesz za...", "ciągle coś ci się nie podoba", "nigdy o mnie nie pamiętasz", "nie kochasz mnie" itp.

W zdrowe związki wchodzi się nie potrzebując drugiej osoby do niczego.  Nie można oczekiwać od drugiej osoby że da nam ona szczęście.  Dopóki czujesz że kogoś potrzebujesz, dopóty nie wchodź w żadne związki.  Wylecz się najpierw.

9

Odp: Bezradność i pustka... znowu!

facet olewał cię przed rozstaniem to widocznie nie zależało mu tak bardzo, jak się uniosłaś to olał cię całkiem. moim zdaniem wykorzystał tę kłótnię jako pretekst. pewnie teraz siedzi na tinderze i szuka planu b, a jak nie wypali to za 2 tyg odezwie się do ciebie bo wie, że mu się wręcz na szyję rzucisz. taktyk z niego.

10 Ostatnio edytowany przez madoja (2020-08-22 10:46:43)

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
KaktusTX napisał/a:

W zdrowe związki wchodzi się nie potrzebując drugiej osoby do niczego.  Nie można oczekiwać od drugiej osoby że da nam ona szczęście.  Dopóki czujesz że kogoś potrzebujesz, dopóty nie wchodź w żadne związki.  Wylecz się najpierw.

Psychologiczne, kołczowskie brednie.
Może i ładnie brzmią, tak gładko i poprawnie, ale większość ludzi potrzebuje drugiej osoby. Czuja się samotnie, chcą z kimś wiązać przyszłość, mieć plany. Osoba która świetnie się czuje sama i nikogo nie potrzebuje jest właśnie KOSZMARNYM materiałem na partnera.

A do autorki: pisałam już w drugim temacie że pewnie byłaś zbyt kłótliwa, to odszedł.
To że kochasz go bardziej gdy odszedł, jest normalnym zjawiskiem, wręcz halucynacją - bo on Cie odrzucił. Daj sobie czas, to Ci przejdzie.

11

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
madoja napisał/a:
KaktusTX napisał/a:

W zdrowe związki wchodzi się nie potrzebując drugiej osoby do niczego.  Nie można oczekiwać od drugiej osoby że da nam ona szczęście.  Dopóki czujesz że kogoś potrzebujesz, dopóty nie wchodź w żadne związki.  Wylecz się najpierw.

Psychologiczne, kołczowskie brednie.
Może i ładnie brzmią, tak gładko i poprawnie, ale większość ludzi potrzebuje drugiej osoby. Czuja się samotnie, chcą z kimś wiązać przyszłość, mieć plany. Osoba która świetnie się czuje sama i nikogo nie potrzebuje jest właśnie KOSZMARNYM materiałem na partnera.

A do autorki: pisałam już w drugim temacie że pewnie byłaś zbyt kłótliwa, to odszedł.
To że kochasz go bardziej gdy odszedł, jest normalnym zjawiskiem, wręcz halucynacją - bo on Cie odrzucił. Daj sobie czas, to Ci przejdzie.

Właśnie chodzi o to, że byłam ugodowa przez długi czas. Nie robiłam żadnych akcji, absolutnie. Przymykałam oko na drobne niedociągnięcia, ale w końcu się "ulało". Nie byłam kłótliwa, jak ktoś tu sugeruje.

12

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
KaktusTX napisał/a:
Zagubiona2020 napisał/a:

Na początku jest fajnie, na luzie, a potem nagle ten człowiek staje mi się jakby niezbędny do życia. Ciągle na niego czekam, a jak go nie ma to czuję się jakaś niespokojna. Oczywiście wykonuję wszystkie swoje obowiązki bądź pasje bez problemu, jednakże cały czas o nim myślę. Teraz, kiedy mnie zlał jest gorzej. Myślę tylko i wyłącznie o nim, że może jednak mu przejdzie, że może się odezwie, bo przecież ostatecznie nie powiedział, że "nara, mam Cię dość". Czuję jakbym do pełni szczęścia potrzebowała tej drugiej osoby jak powierza, a przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tylko i wyłącznie ja jestem tą osobą, która powinna dać mi szczęście. Jednak bez niego czuję jakiś taki dziwny lęk, taki na zasadzie "o Boże, co teraz będzie?" Dawał mi jakieś takie złudne poczucie bezpieczeństwa, a teraz nagle po latach to straciłam. Wiem, że takie problemy to wynik dzieciństwa (jak już pisałam, kontakt z moimi rodzicami na poziomie emocjonalnym odkąd pamiętam miałam ograniczony. Miałam wszystko, co chciałam na poziomie materialnym, niby czułam się kochana, a jednak brakowało tego przytulenia, czy tych magicznych dwóch słów "Kocham Cię".

Twoja wypowiedź wygląda jakbyś opisywała zaburzenie typu "współzależność" (ang. codependency).  Ludzie współzależni non-stop potrzebują zewnętrznej walidacji.  Jest to zachowanie wyniesione z dzieciństwa, gdy dziecko otrzymywało aprobatę rodziców wyłącznie gdy robiło coś z czego rodzice byli sami dumni, np. przynoszenie samych piątek ze szkoły.  W życiu dorosłym osoba współzależna nadal poszukuje ciągłej aprobaty.  Aby tą aprobatę uzyskać, taka osoba często "wychodzi ze skóry" dbając o osoby najbliższe i pomagając im.

Związki z osobami współzależnymi są trudne.  Wydawałoby się że taka "pomocna" osoba to skarb, ale niestety ta opieka i pomoc nie są bezinteresowne.  Osoba współzależna oczekuje ciągłych pochwał i podziękowań za swoje "poświęcenie".  Taka osoba źle znosi krytykę, nawet konstruktywną.  Partner/partnerka osoby współzależnej z czasem czuje się przytłoczona takim związkiem.  Coraz częściej słyszy słowa "nie doceniasz mojego...", "nawet nie zauważyłeś że...", "nigdy nie dziękujesz za...", "ciągle coś ci się nie podoba", "nigdy o mnie nie pamiętasz", "nie kochasz mnie" itp.

W zdrowe związki wchodzi się nie potrzebując drugiej osoby do niczego.  Nie można oczekiwać od drugiej osoby że da nam ona szczęście.  Dopóki czujesz że kogoś potrzebujesz, dopóty nie wchodź w żadne związki.  Wylecz się najpierw.

Wszystko fajnie. Zdaję sobie sprawę, że takie "problemy" to pozostałości z dzieciństwa, ale nie było tak, że musiałam zasłużyć na uznanie rodziców. Nie było to na zasadzie warunkowej miłości. Myślę, że problem leży bardziej w sferze emocjonalnej z dzieciństwa. Niby wiedziałam, że jestem kochana, a jednak rodzice niezbyt mi to okazywali. Zwłaszcza mama. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek powiedziała, że mnie kocha. Jasne, dbała o mnie i dba do dziś, stara się jak może, ale nie było nigdy tej czułości. Nigdy nie nawiązałam z nią bliższej relacji, że mogłam przyjść, wygadać się. Przypuszczam, że problem leży tutaj.

13

Odp: Bezradność i pustka... znowu!

Zagubiona2020, nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim – łamiesz w ten sposób regulamin. Jeśli chcesz coś do swojej wypowiedzi dopisać, użyj funkcji "edytuj", która znajduje się po prawej stronie każdego z Twoich postów.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

14 Ostatnio edytowany przez Zagubiona2020 (2020-08-22 15:52:53)

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Olinka napisał/a:

Zagubiona2020, nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim – łamiesz w ten sposób regulamin. Jeśli chcesz coś do swojej wypowiedzi dopisać, użyj funkcji "edytuj", która znajduje się po prawej stronie każdego z Twoich postów.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

O co wam znowu chodzi? Odpowiedziałam jedynie na wpis na temat dzieciństwa.

15

Odp: Bezradność i pustka... znowu!
Zagubiona2020 napisał/a:

O co wam znowu chodzi? Odpowiedziałam jedynie na wpis na temat dzieciństwa.


Wydawało mi się to jasne, skoro jednak nie, to już tłumaczę, że 12 punkt Regulaminu Forum wyraźnie mówi: Niedozwolone jest wstawianie przez Użytkownika swoich postów jeden pod drugim. W przypadku chęci nadpisania pierwotnego postu Użytkownik powinien skorzystać z funkcji edycji. Ty jednak zamiast dokonać edycji, o czym wspomniałam powyżej, otworzyłaś nowe okno i umieściłaś swoje wypowiedzi jedna pod drugą, łamiąc w ten sposób obowiązujące na Netkobietach zasady.
Jeśli coś jeszcze wymaga wyjaśnienia, bardzo proszę o kontakt mailowy (olina_netkobiety@wp.pl), bowiem wątek nie jest miejscem właściwym do prowadzenie dyskusji na temat regulaminu i wynikających z niego zasad.
Z pozdrowieniami, Olinka

Posty [ 15 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Bezradność i pustka... znowu!

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024