Hej,
Nie wiem jak zacząć, bo pisze pierwszy raz publicznie o takim problemie, ale może są tu osoby w podobnej sytuacji?
Zerwał ze mną chłopak, po 2 latach związku. Minęło już w zasadzie półtora roku, a wciąż gdzieś w moim sercu to boli. Była to moja pierwsza miłość, mam 21 lat. Pierwsze zakochanie, wspólne wakacje, imprezy, wyjazdy itp. Jednak światopogląd, plany na życie, moja wyprowadzka na studia trochę nas poróżniły. Po zerwaniu mieliśmy wielokrotnie kontakt i różne spotkania, które do niczego oczywiście nie prowadziły, oprócz mojego płaczu. Gdy jednak ze mną zerwał, nie mogłam się z tym pogodzić, jeździłam pod jego dom, wydzwaniałam, wypisywałam, płakałam codziennie, nie mogłam się zrozumieć, że mój cały świat mnie zostawił. Minęło już trochę czasu, mam wspaniałych przyjaciół w mieście rodzinnym oraz studenckim, rodzinę, ale gdzieś w środku serca jest ten ból. Próbowałam poznać kogoś, ale wciąż czułam, że porównuje do byłego związku tą relację, próbowałam sama siebie przekonać, że to super nowy facet, ale koniec końców urywałam kontakt, bo nie chciałam udawać.
Czasem znajdę wspólne zdjęcie na telefonie, screen z rozmowy czy książkę którą mi podarował i jest mi niesamowicie przykro. On znalazł nową miłość, nawet nie życzę mu źle. Po prostu strasznie mi przykro, że po takim długim czasie, ciężko mi zbudować relację z kimkolwiek innym, ponieważ on wciąż, gdzieś zajmuje moją część serca, mimo że sadzę, iż go nie kocham. Ale wspomnienia, tęsknota za szczęściem podczas bycia kochaną jakoś mnie dobiją.
Zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, bo szczerze kochałam, przeciez tyle kobiet potrafi po 3 miesiącach od rozstania znaleźć nową miłość i nie patrzeć w przeszłość.
Może macie dla mnie jakieś rady? Albo znacie kogoś, kto czuje coś podobnego co ja?