Hej mam problem, pracuje w małej firmie, w której przyjęli mnie po studiach bez większego doświadczenia, sama mówiłam ze nie oczekuje kokosów bo jestem tak głównie dla nauki zawodu itp. O dziwo dostałam ta prace i ....chce zrezygnować. Pracuje tam miesiąc, szef wszystko co mówi mówi tonem jakby miała siedzieć cicho i była idiotka ze pytam, czuje się wiecznie opierdzielana, kiedy napisze ciężkie pismo, dobrze, dostaje opierdziel ze nie tak przecinek, mówi to takim tonem, ze żyć się odechciewa. A miałam tam być dla nauki, szef o tym wiedział, a teraz czuje się zaszczuta, o nic się nie pytam bo zaraz pretensje lub wyśmiewanie mnie. Uznali, ze tydzień to już wystarczające wdrożenie i mogę pracować jak koleżanka co jest tam 2 lata. Nie wiem co robić, każdego dnia czyje się tam jak wrak, pasja do zawodu zredukowała się u mnie do zera, mam 24 lata, a nie chce mi się rano wstawać, jak mam tam jechać. Zespół miał być 4 osobowy, a bywa tam, ze tydzień jestem sama i wtedy jestem 4 osobami w jednej, bo wszystko trzeba robić.
Nie mam jasno określonych zadań, coś mi szef rzuci, w pół słowa i powiem wkurza się jak spytam czy może powtórzyć, czy dobrze rozumiem itp.
Dodam, ze jeszcze ostatnio rozmawiał w swoim gabinecie, przy otwartych drzwiach (6m obok mojego) i mówił, ze te nowe są, ale „eehh i tak pomocy brak” coś w tym stylu... gdzie zapierdzielam 8h i robię wszystko co chce, a jeszcze taka aluzja, ze jestem mało przydatna razem z inna koleżanka
Help! Czy rezygnować po 1? czy wytrzymać 6 (walczyć ze sobą codziennie) żeby mieć ładniej w CV.