Cześć!
Po 8(!) latach znajomości zakochałem się w koleżance z pracy. Oboje jesteśmy samotni, a przynajmniej ja nic nie wiem, aby ona miała kogoś. Nic też nie stoi na przeszkodzie od strony norm społecznych/religijnych, abyśmy byli razem. Tylko ona jest wyższa ode mnie o jakieś 5-10 cm, co mi nigdy nie przeszkadzało (Waga ta sama).
Kilka miesięcy temu zorientowałem się, że jestem w niej zakochany po uszy i chcę z nią być. Wcześniej, przez wiele lat, lubiłem ją, podobał mi się jej sposób bycia, ceniłem za profesjonalizm (pomijając drobne mankamenty), chciałem przebywać w jej obecności w pracy, chociaż nie spotykaliśmy się towarzysko poza pracą i mamy przeciwne poglądy polityczne. To ja byłem przez prawie 8 lat w "syndromie imigranta/tymczasowości", tj. nie spotykałem się towarzysko z kobietami i znajomymi z pracy, bo nie wiedziałem, gdzie będę pracował, co robił, ile zarabiał, gdzie mieszkał itp. Na weekedny odwiedzałem rodziców i bacie w rodzinnym mieście i spotykałem się z kumplami z dzieciństwa i czasów LO. Wobec niej zewnętrznie byłem raczej gruboskóry, obojętnych, chociaż przekomarzaliśmy się raz poraz albo ja ją zaczepiałem, a w niektórych okresach ona mnie częściej zagadywała.
Gdy pół roku temu zorientowałem się w swoim "syndromie imigranta/tymczasowości" i że jestem w niej zakochany po uszy, bo to wartościowa kobieta (intelektualnie) postanowiłem zerwać te błędne wzorce. Powiedziałem JEJ w cztery oczy, że "ciągle myślę" o niej (bo tak było). Ku wielkiemu zaskoczeniu (spodziewałem się kulturalnej i szczerej odmowy: "Nie jesteś w moim typie.") koleżanka roześmiała się, a po kilku minutach zaczęła traktować mnie jak śmiecia, wroga lub osobę, która wyrządziła jej wielką krzywdę. Jakbym przy świadkach siłą ją obmacał albo śmiertelnie obraził i poniżył. Oczywiście, nic podobnego nigdy nie miało miejsca.
Trwało to tak DWA miesiące. Próbowałem wyjaśnić to z nią kilka razy, ale nic mi nie wyszło. W końcu (przypadkowo, w obecności innej osoby znającej temat) zagroziłem jej konfrontacją w obecności przełożonego i dodatkowych osób z biura. Po tej nerwowej rozmowie koleżanka zmieniła zachowanie o prawie 180 stopni i układało się całkiem dobrze (tzn. neutralnie i koleżeńsko) przez kolejne dwa miesiące.
Jednak ostatnio pochwaliłem ją za "seksowną i równocześnie dyskretną spódniczkę mini" (bo była), którą miała na koncercie (oboje byliśmy sami i osobno). Po tej sytuacji koleżanka nagle stała się znowu oschła i olewa mnie (ale nie tak wrogo jak wcześniej). A ja cały czas jestem w niej zakochany.
O co chodzi z tą kobietą? Co mam zrobić?