Ok jak ktoś patrzy na randkowanie i seks kalkulujac co mu da wystarczający zastrzyk dopaminy to faktycznie porno brzmi bombowo. Tyle że nie o to w życiu chyba chodzi a przynajmniej nie tylko. Seks z żywa osobą to nie tylko rozładowanie się ale najczęściej zaspokojenie innych potrzeb np bliskości, obcowania z drugim człowiekiem, poczucia się atrakcyjnym/kochanym/wyjątkowym itd. A uzależnienie od porno wcale nie wymazuje tych potrzeb.
Nie wymazuje. Po prostu je stępia do tego stopnia, że przestają być one odczuwalne. Rozwala to kompletnie system nagrody. Staje się on prymitywny.
Na haju porno człowiek ma w głowie paradox. Brzydzi się sobą, a jednocześnie brnie w to gówno dalej.
I nie masz takich potrzeb, bo sam człowiek po fakcie czuje się jak gówno.
Powiem klasykiem - Osoba, która przez to nie przechodziła (jak i przez jakiekolwiek inne uzależnienie) tego nie zrozumie, bo będzie bombardowany ripostami pokroju "ale ja też oglądam" itd.
Wychodzenie z tego jest długie, żmudne i przede wszystkim samotne. Ale to zwycięstwo jest do ugrania. Chwała niech będzie zwycięstwu.
Tyle że nie o to w życiu chyba chodzi a przynajmniej nie tylko.
Powiedz ćpunowi, że nie o to chodzi, żeby żyć na haju.
Jeżeli ćpun nie widzi w sobie problemu, to taki tekst po prostu wyśmieje.
Przy obecnym rynku matrymonialnym coraz większa liczba facetów będzie sama. Zjawisko chociażby inceli pokazuje, że z pozoru zjawisko jednostkowe staje się coraz bardziej zauważalne.