Raczej nie mówię, ale mam tak bardzo często. To głupie, tak się użalać nad sobą, wiem, ale mam ostatnio takie poczucie bezsensu życia i jałowości wszelkich moich działań, że najchętniej bym nie wstawała z łóżka. Jestem beznadziejna, nie mogę spać, nie mogę pracować, nie mam żadnej pasji, najbardziej chiałabym umrzeć w czasie snu. Ostatnio zmarł 42 dwuletni kolega z siostry pracy na zawał w czasie snu i bardzo mu zazdroszczę.
Współczuje grypy, na dodatek, że pewnie biegasz do pracy i nie możesz (czyt, nie chcesz) jej wyleżeć, mam wrażenie,że nie pozwoliłabyś sobie na taką słabość
196 2013-01-14 22:23:45 Ostatnio edytowany przez missnowegojorku (2013-01-14 22:25:41)
też tak mam i dodatkowo mnie przytłacza że nie moge sobie na to pozwolić (w sensie niewstawania z łózka) bo manna z nieba nie spada, już nie wiem co gorsze ,twoja sytuacja bo nie chodzenie dopracy dodatkowo pogłębia poczucie bezsensu czy moja gdzie chciałabym zostać w łózku i pogrążać się spokojnie w depresji i nie musieć widzieć nikogo a jednak muszę się codziennie wygrzebać i iść... w dodatku też mam trudności z zasypianiem co do mnie zupełnie niepodobne zawsze im głębszy dół tym szybciej zasypiałam
To jest nas już dwie, załóżmy se grupę wsparcia
brzmi dobrze..będziemy się nawzajem dołowac....
szczerze mówić jak mi bardzo źle to wolę się z kimś podołować niż słuchać że mam się wziąć w garść i na pewno będzie dobrze... biorę się, no i co?
No właśnie to branie w garść jakoś nic mi nie pomaga, a tylko bardziej dołuje, bo nijak się w tą garść wziąć nie umiem i to mnie jeszcze bardziej rozwala. A zwłaszcza jak się inni chwalą, w jakim to oni byli dole i jak się z niego o własnych siłach wyczołgali. I jakim teraz dobrze jest...
Dziewczyny, a może zamiast tego "wzięcia się w garść", co jest niezmiernie trudne, bo gdyby było takie łatwe to zrobiłybyście to....może spróbować odpuścić walkę, w sensie, zaakceptować fakt, że dziś czujecie się gorzej, DZIŚ, co nie znaczy, że będzie tak już ZAWSZE. Zaakceptować, zaopiekować się sobą, zatroszczyć, zadbać o drobiazgi, które spowodują choć minimalną zmianę Waszego nastroju..
tylko jak juz miesiac z rzedu nie spie cała noc, a potem calydzien czuje sie jakby mnie walec drogowy rozjechał....to wiele nie da sie zrobic
Piszesz w innym wątku, że chodzisz na terapię. Mówisz na sesjach o tym jak się faktycznie czujesz ? to grupowa czy indywidualna ?
Chodzisz do 2 lekarzy psychiatrów ?? Jaki to ma sens ? Nie lepiej jeden, ale taki, który pomoże Ci stanąć na nogi ? Skoro leki nie działają, może trzeba je zmienić ??
Mówisz, że MUSISZ pilnować siostrzenicy. Musisz czy chcesz ?
204 2013-01-15 15:04:21 Ostatnio edytowany przez missnowegojorku (2013-01-15 15:05:51)
Piszesz w innym wątku, że chodzisz na terapię. Mówisz na sesjach o tym jak się faktycznie czujesz ? to grupowa czy indywidualna ?
Chodzisz do 2 lekarzy psychiatrów ?? Jaki to ma sens ? Nie lepiej jeden, ale taki, który pomoże Ci stanąć na nogi ? Skoro leki nie działają, może trzeba je zmienić ??
Mówisz, że MUSISZ pilnować siostrzenicy. Musisz czy chcesz ?
Chodzę od dwóch lat na terapię indywidualną. Tak mówię na sesjach jak się czuję. Na grupowej trzymiesięcznej byłam na oddziale dziennym dwukrotnie. Jeden lekarz to ten, któremu wierzę, który ma dla mnie czas i uratował mnie od samobójstwa. A drugi to ten do którego muszę chodzic z uwagi ze za jakiś czas będę stawac znowu na komisję lekarską w sprawie renty, ten by mnie nawet z kataru nie potrfił wyleczyc. Mój prawdziwy lekarz przetestował na mnie szelkie leki, noweych i starych generacji, dwa razy mnie postawil na nogi, choroba jest niby zaleczona, ale dwa razy w roku tak się zaostrza i za każdym razem ma nowe objawy. Nie wiem który jest dobry, zanim zaczęłam sie leczyc u obecnego, byłam u 8 i żaden mi nie pomógł. Więc nie wiem ktory jest dobry, zresztą nie mam już motywacji szukac. Wo ogóle cięzko mi się za coś zabrac. Siostrzenicą sama zaproponowałam że będę się opiekowac, miałam wtedy fazę polepszeia, remisję. Zajmowałam się nią od czasu gdy miała 8 miesiecy, codziennie wstawałam o 5 rano, jechałam do na 7 i byłam 7 godzin z małą. Tak bylo ponad półtora roku az się zepsuło. Od dwóch miesieścy nie mogę spa c, atym samym potem 8 godzin zajmowac się dwulatką. Siostra nie wierzy w oją chorobę, a zresztą rozwaliłam jej poukładane szczegółowo życie i przez miesiąc traktowała mnie jak wroga i tredowata. Potem zaczęła zajmowac się patrycją moja otyła, cierpiąca na nogi cukrzycowe mama. Nie mogłam na to patrzec. Dlatego teraz siostra przywozi siostrzenicę do nas, a ok 11 ja jadę z małą autobusem do mieszkaia siostry i tam czekamy.aż wróci z pracy.
a zresztą rozwaliłam jej poukładane szczegółowo życie i przez miesiąc traktowała mnie jak wroga i tredowata.
A co jej zrobiłas?
No niz tego ni z owego została zręką w nocniku i niemiała co zrobić zdzieckiem.
Ach! Jeszcze jedna rzecz której w Uk nie ma -oczekiwanie że inni członkowie rodziny będą wychowywać nasze dzieci!
W końcu to Ty robisz jej przysługę -więc powinna podziękować kiedy jej pomagasz albo poszukać innych rozwiązań jak pomóc jej nie możesz. Albo nie chcesz. Obowiązku nie masz.
Teoretycznie masz rację, niestety jak sama wiesz życie pisze własne scenariusze.
taaa, jak powiesz 'nie' to podniosą larum że siedzisz w domu nic nie robisz i nie możesz siostrze pomóc i oczywiście wszyscy przyznają siostrze rację i Ty będziesz ta zła... no i weź tu bądź asertywny w tym kraju
Czy gdybyś TY potrzebowała pomocy, możesz liczyć na siostrę....?
teraz juz wiem, ze nie...
Wiem, nie jestem na Twoim miejscu, ale będąc w takim stanie w jakim TY jesteś raczej zajęłabym się sobą, swoim zdrowieniem...No,chyba że opieka nad dzieckiem wpływa na Ciebie pozytywnie (bo nie masz czasu myśleć, masz cel, zajęcie, bo generalnie zabawa z dziećmi poprawia nastój itp).
Nie wiem co to konkretnie znaczy zająć się sobą, to dla mnie trochę taki komunał, nie obrażaj się, nie chcę cię atakować czy krytykować. Wyrażam tylko to co czuję, wiem, że nie masz złych intencji.
214 2013-01-22 20:37:17 Ostatnio edytowany przez brzydulla (2013-01-22 20:39:18)
Może po prostu nie zmuszać się do robienia czegoś bo inni tego oczekują...
No ale dodam, to może skończyć się jeszcze wiekszą samotnością... sama łapałam się na tymże robiłam w zyciu wiele rzeczy wbrew sobie że sprostać jakiś tam społecznym oczekiwaniom i zjednać sobie przyjaciół
Dziewczyny czemu juz nic nie piszecie? Co u was. Pozdrawia czytajaca was
Dziewczyny czemu juz nic nie piszecie? Co u was. Pozdrawia czytajaca was
Samotność jest jak nicość z "Niekończącej się opowieści" Michaela Ende: pożera wszystko, co napotyka na swojej drodze.
Może to jest powód braku nowych wpisów.
Dodatkowym pocieszeniem jest "Samotność w sieci". To pocieszenie wisielcze, bo nie dość, że samotność, to jeszcze zniewolenie siecią. Życie jednak czasami działa jak sieć.
nonii napisał/a:Dziewczyny czemu juz nic nie piszecie? Co u was. Pozdrawia czytajaca was
Samotność jest jak nicość z "Niekończącej się opowieści" Michaela Ende: pożera wszystko, co napotyka na swojej drodze.
Może to jest powód braku nowych wpisów.
Dodatkowym pocieszeniem jest "Samotność w sieci". To pocieszenie wisielcze, bo nie dość, że samotność, to jeszcze zniewolenie siecią. Życie jednak czasami działa jak sieć.
Animusie, jesteś samotny?.... twórczość co wymieniłeś w poście......jest mi ona znana...
"Samotność po 40-tce" od dłuższego czasu w uśpieniu. Szkoda. Pozdrawiam. Samotna 46 latka
Dziewczyny! Również jestem sama, czasami jest to faktycznie przykre i nudneee, ale przecież życie pełne jest ciekawych i fajnych obszarów, doświadczeń, można czerpać z niego pozytywne doznania mimo braku partnera.
"Samotność po 40-tce" od dłuższego czasu w uśpieniu. Szkoda. Pozdrawiam. Samotna 46 latka
Żeby to uśpienie znaczyło stan zawieszenia, to by to była dobra informacja dla wielu osób.
Samotność nie jest koniecznością. Jest to stan samopoczucia, więc ma prawo podlegać wszelkim prawom subiektywności, a to znaczy, że samotność może być przedziałem obustronnie otwartym od stacji "Nieznośna dokuczliwość" do stacji "Błogi spokój".
Problemem w tym stanie mogą być pragnienia i tęsknoty, ale nie sama samotność.
A w ogóle to ładne i sprawiedliwe, że samotność też może być sama.
Witajcie dziewczyy .......
Kazdy w jakims stopniu jest samotny
Pozdrawiam
Poszukuję kontaktu z kobietą o nicku Brzydulla, która wypowiadała się w tym wątku. Wiem, że db dogadywała się z osobą o nicku "Missnowegoyorku". Jeżeli macie z nią kontakt, zwróćcie uwagę na moje wpisy.
Wątek odżył, widać. Nie był aktywny pewnie dlatego, że - no ileż można o tej samotności, pisanie nic nie zmienia. Sama nie mam wielkich oczekiwań w tej materii, bo o ile można spotkać jakichś singli około 40, to spotkanie kogoś o zbliżonym myśleniu i podejściu do życia graniczy z cudem, a nie uznaję związków na zasadzie "lepszy rydz niż nic". Powoli godzę się z myślą, że mój ostatni związek faktycznie był ostatni. Czy tak jest łatwiej? Nie. Ale po co żyć złudzeniami.
224 2019-07-29 12:22:07 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-29 12:39:24)
A ja zupełnie nie rozumiem tego zakładania, że się będzie już samą, albo że się będzie z kimś, że się szuka albo nie szuka. A niech sobie życie płynie i niech się dzieje, co chce. Mogę oczywiście trochę dopomóc, ale nie wszystko ode mnie zależy i za najmądrzejsze wyjście uważam akceptację stanu rzeczy, odszukanie plusów w tym, co tu i teraz.
Powtarzam się jak stara sklerotyczka.
Nie powinnam, wobec tego, co wygaduję o potrzebie spokoju, ale zżymam się na to powszechne demonizowanie samotności i przecenianie związków. Przez takie myślenie ludzie sami siebie, tudzież nawzajem się dobijają. Może warto wyjść poza schematy, spróbować żyć po swojemu, a nie jak nam presja społeczna każe? Spróbować, odważyć się i przekonać na własnej skórze, że "jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna"
Nie twierdzę, że źle jest być z kimś, ale na litość boską, jest tyle cudownych spraw w życiu, że związek (udany związek!) jest zaledwie jedną z nich.
Przy odrobinie dobrej woli wyjście z samotności jest całkowicie realne. Tylko przestańmy nabijać sobie głowy, że samotność to brak chłopa / baby. Nie mam takowego już od lat, a samotna nie jestem, nawet ośmielę się stwierdzić, że mój krąg bliższych i dalszych znajomych poszerzył się, od kiedy zostałam tym singlem z odzysku. Czuję wspólnotę i bliskość z wieloma osobami. Czasem jest to bliskość przelotna, choćby w czasie inspirującej rozmowy o życiu w poczekalni u lekarza, ale jest. Jest jak cholera
A na złudzenia szkoda czasu i życia.