Jakiś czas temu trafiłam na krótki film*, którego przesłanie nie tylko bardzo do mnie przemawia, ale też w świetle trwającej właśnie dyskusji, również tutaj, na forum, na temat walczących o wyższe płace nauczycieli, jak również szkolnictwa w szerokim tego słowa ujęciu, w tym ukierunkowania edukacji na określone cele, zdecydowałam się założyć ten wątek.
W filmie dyrektor szkoły ze swoim apelem zwraca się do uczniów i ich rodziców. Najpierw mówi do tych drugich:
Drodzy rodzice niebawem rozpoczną się egzaminy waszych dzieci. Wiem, że bardzo martwicie się o to jak na nich wypadną, ale proszę pamiętajcie, wśród podchodzących do egzaminów uczniów jest artysta, który nie musi rozumieć matematyki. Jest przedsiębiorca, którego nie interesuje historia i literatura. Jest muzyk, którego oceny z chemii nie mają znaczenia. Jest sportowiec, którego kondycja fizyczna jest ważniejsza od ocen z fizyki. Jeśli wasze dziecko dostaje najwyższe oceny, to świetnie, ale jeśli nie, proszę, nie odbierajcie jemu lub jej godności i pewności siebie. Powiedzcie im, że to ok., że o tylko egzamin. Powiedzcie im, że są stworzone do robienia ważniejszych rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyników kochacie je i nie oceniacie. Proszę, zróbcie to, a potem patrzcie jak wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin lub zła ocena nie zniszczą ich marzeń i talentów. I proszę, nie myślcie, że doktorzy i inżynierzy są jedynymi szczęśliwymi ludźmi na świecie.
W części skierowanej bezpośrednio do wychowanków mówi z kolei:
I tu jest moja wiadomość – egzaminy są ważne, ale nie są wszystkim. Oceny są dobre, ale was nie definiują. Nie pozwólcie jednemu egzaminowi lub ocenie definiować całej waszej przyszłości. Jest w was o wiele więcej potencjału. I pamiętajcie, jak powiedział Albert Einstein, każdy jest geniuszem, ale jeśli oceniasz rybę przez pryzmat jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to spędzi ona całe życie wierząc, że jest głupia. Nie mierzcie się cudzą miarą.
Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie, ale kiedy obserwuję to ciśnienie, jakie niektórzy rodzice wywierają, by ich dzieci absolutnie we wszystkim były dobre i same dzieci, które zamiast ukierunkować się na dziedzinę, do której mają predyspozycje i czują, że je naprawdę pociąga, starają się sprostać tym oczekiwaniom, to mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że nie wszyscy podzielają tę opinię. I jeszcze ostatnia kwestia: ewentualnej winy należy doszukiwać się po stronie systemu edukacji czy rodziców?
Wydaje mi się, że Wasze osobiste doświadczenia - te wyniesione z domu, jak i przeniesione na własny grunt, będą w tej dyskusji wisienką na torcie. Ja oczywiście swoimi również się podzielę, ale nie chciałabym robić tego już na wstępie, choćby dlatego, by za bardzo nie nadawać tonu rozmowie, jaka - mam nadzieję - się rozwinie.
* źródło: YouTube, kanał Jay Shetty