Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 65 ]

1

Temat: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Jakiś czas temu trafiłam na krótki film*, którego przesłanie nie tylko bardzo do mnie przemawia, ale też w świetle trwającej właśnie dyskusji, również tutaj, na forum, na temat walczących o wyższe płace nauczycieli, jak również szkolnictwa w szerokim tego słowa ujęciu, w tym ukierunkowania edukacji na określone cele, zdecydowałam się założyć ten wątek. 

W filmie dyrektor szkoły ze swoim apelem zwraca się do uczniów i ich rodziców. Najpierw mówi do tych drugich:

Drodzy rodzice niebawem rozpoczną się egzaminy waszych dzieci. Wiem, że bardzo martwicie się o to jak na nich wypadną, ale proszę pamiętajcie, wśród podchodzących do egzaminów uczniów jest artysta, który nie musi rozumieć matematyki. Jest przedsiębiorca, którego nie interesuje historia i literatura. Jest muzyk, którego oceny z chemii nie mają znaczenia. Jest sportowiec, którego kondycja fizyczna jest ważniejsza od ocen z fizyki. Jeśli wasze dziecko dostaje najwyższe oceny, to świetnie, ale jeśli nie, proszę, nie odbierajcie jemu lub jej godności i pewności siebie. Powiedzcie im, że to ok., że o tylko egzamin. Powiedzcie im, że są stworzone do robienia ważniejszych rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyników kochacie je i nie oceniacie. Proszę, zróbcie to, a potem patrzcie jak wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin lub zła ocena nie zniszczą ich marzeń i talentów. I proszę, nie myślcie, że doktorzy i inżynierzy są jedynymi szczęśliwymi ludźmi na świecie.

W części skierowanej bezpośrednio do wychowanków mówi z kolei:

I tu jest moja wiadomość – egzaminy są ważne, ale nie są wszystkim. Oceny są dobre, ale was nie definiują. Nie pozwólcie jednemu egzaminowi lub ocenie definiować całej waszej przyszłości. Jest w was o wiele więcej potencjału. I pamiętajcie, jak powiedział Albert Einstein, każdy jest geniuszem, ale jeśli oceniasz rybę przez pryzmat jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to spędzi ona całe życie wierząc, że jest głupia. Nie mierzcie się cudzą miarą.

Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie, ale kiedy obserwuję to ciśnienie, jakie niektórzy rodzice wywierają, by ich dzieci absolutnie we wszystkim były dobre i same dzieci, które zamiast ukierunkować się na dziedzinę, do której mają predyspozycje i czują, że je naprawdę pociąga, starają się sprostać tym oczekiwaniom, to mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że nie wszyscy podzielają tę opinię. I jeszcze ostatnia kwestia: ewentualnej winy należy doszukiwać się po stronie systemu edukacji czy rodziców?

Wydaje mi się, że Wasze osobiste doświadczenia - te wyniesione z domu, jak i przeniesione na własny grunt, będą w tej dyskusji wisienką na torcie. Ja oczywiście swoimi również się podzielę, ale nie chciałabym robić tego już na wstępie, choćby dlatego, by za bardzo nie nadawać tonu rozmowie, jaka - mam nadzieję - się rozwinie.





* źródło: YouTube, kanał Jay Shetty

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-09 00:18:55)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

rozumiem że to ten temat wcześniej wspomniany w dyskusji o strajkach:) zgadzam sie:) we współczesnym społeczeństwie (tak samo jak pewnie od kilkuset lat) mamy osoby o różnych specjalizacjach, są umysły humanistyczne, ścisłe, artystyczne, niektórzy osiągają dobre wyniki w sporcie, a trudno byłoby być dobrym ze wszystkiego - każdy ma własne dziedziny

Olinka napisał/a:

Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze?

wyniki uzyskiwane w szkole - obojętnie czy w ocenach, czy na egzaminach, czy w konkursach (nawet ogólnopolskich) później miały niewielkie znaczenie np. na rynku pracy. tak samo wiedza ze szkolnych przedmiotów rzadko pokrywała się z wiedzą potrzebną podczas codziennego życia. dlatego w staraniach się o wysokie oceny ze wszystkich przedmiotów nie widziałem sensu nawet wtedy, zamiast tego koncentrując się na przedmiotach zdawanych na maturze w związku z planowanymi studiami.

3

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Nie istnieją obiektywne kryteria oceny wartości człowieka. Mamy tak dużo cech, że nie ma systemu który by je prawidłowo ocenił.
Jako że temat zaczęłaś od wypowiedzi szkolnych to i do szkoły będę się odnosił.
Szkoła to miejsce dla średniaków. Nie są mile widziane jednostki rozwinięte kierunkowo. Ja całe życie jestem umysłem ścisłym. Na matematyce w podstawówce grałem w kółko i krzyżyk, a do tablicy byłem wywoływany tylko jak już nikt nie wiedział jak ogarnąć dane zadanie. Nigdy nie miałem świadectwa z paskiem bo najdłuższe wypracowanie jakie napisałem miało jedną stronę, jakieś analizy historyczne mnie przerastały i z wf byłem lebiega. Kochałem matematykę i fizykę. Gdyby nie szkoła pewnie bym się rozwijał, ale system w którym w 35 osobowej klasie jest 5 opóźnionych, 5 kujonów 3 wybitnych w jakiejś dziedzinie i 22 ludzi szarych jak papier toaletowy nie sprzyja ani opóźnionym, ani wybitnym. Najlepiej w nim się odnajdują szaraki.
Jak do tego mają się wszelkie sprawdziany, egzaminy itd? Nijak. Egzamin jest w jednym roku trudniejszy, w drugim łatwiejszy. Programy w szkołach się różnią i można trafić na zagadnienia które akurat w tej szkole były pominięte bądź luźniej potraktowane. Do tego stres związany z kodowaniem, dziwnymi formularzami. W efekcie, jak chciałem żeby moje dzieci dobrze wypadły na egzaminie, to po prostu ściągnąłem dziesiątki egzaminów z lat poprzednich i trzepaly te testy do znudzenia. Nie po to żeby się nauczyły, a po to żeby oswoiły się z formą tych sprawdzianów.

Osoby nietypowe wymagają nietypowych form kształcenia. A tego w szkole nie znajdą. Wybitny uczeń może teraz dostać indywidualny tok nauczania. To bardzo fajnie, ale szkolny rozdzielnik mówi że pani x ma mało godzin, to ona prowadzi te zajęcia. Czy pani x jest dobra w danej dziedzinie? A kogo to obchodzi? Wpis do dziennika, notatka służbowa, rozkład materiału, analiza, synteza, zebranie, klepanie po plecach. Systemu w ogóle nie obchodzi znajdujący się w nim młody człowiek. System służy do produkcji szarej ludzkiej masy. Znajoma mi osoba, dorabiająca sobie matematyką do etatu, dostała kogoś takiego jak ją pod opiekę. I jak sama twierdziła, nie chciała tego bo szkoda chłopaka. Ale dyrektor szkoły orzekł że na tej godzinie lekcyjnej to ona ma czas więc ona poprowadzi zajęcia dodatkowe dla chłopca który był lepszym matematykiem niż ten nauczyciel.
System zatrudnia szaraków do produkcji szarej ludzkiej masy. Aby z tym skończyć należałoby podzielić szkoły i uczniów na te elitarne dla elity i te zwykłe dla szaraków. Odsortowac z niego tych którzy się nudzą i stymulować ich na ich poziomie. Skończyć z uczeniem wszystkich jednakowo bo ten system powoduje że nauczyciele są sfrustrowani, uczniowie i rodzice również. Gdyby umożliwić każdemu naukę na jego poziomie łatwiej byloby ucznia zainteresować, zmotywować i zachęcić do zgłębiania wiedzy na jego poziomie. A te wszystkie sprawdziany, egzaminy i szufladki do których się ludzi wrzuca... Moim zdaniem, w obecnej formie, to niczemu dobremu nie służy.

4 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2019-04-09 12:36:09)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Bardzo dobry temat jednak strasznie rozległy. Jak dobrze wiemy nauczyciele powinni zarabiać więcej. Jednak podwyżki nie naprawią tego patologicznego systemu edukacji, który czerpie wzorce z czasów Bismarcka. Mamy XXI w. a dzieciaki nadal piszą kredą po tablicy jakbyśmy byli w jakiejś aftykańskiej wiosce. Model pruski naszej nieszczęsnej edukacji ma za zadanie wypuścić pokiereszowanych i zindoktrynowanych młodych ludzi w świat dorosłych. Szkoła nie przygotowuje młodych do życia. Szkoła doskonale podcina skrzydła dzieciakom. Tylko nie liczni się wybijają a powinno być na odwrót. No cóż władzy nie zależy na świadomych młodych ludziach bo to potężna siła do obalenia systemu.

Pierwszą decyzją jaką należy podjąć to całkowita prywatyzacja systemu edukacji. Niech szkoły jako autonomiczne jednostki decydują jaki mają mieć program nauczania. Niech rodzice i same dzieciaki mają wybór. A tak wszystko na jedno kopyto jak w komunizmie.

Ten system ustalany przez biurokratów powoduje frustracje i cierpienie dzieci ale także samych nauczycieli. Nauczyciele zawaleni bzdurną papierkową robotą a dzieciaki z ciężkimi plecakami idą do "budy" jak do koszar wojskowych. W moich czasach mówiło się, że przerwa jest dla nauczyciela a nie dla ucznia. Często zostawialiśmy na przerwach bo paniusi z j. polskiego zachciało się zrobić ponad 220 lekcji w roku szkolnym. Masakra. Jak energiczne małe dziecko ma wytrzymać przez 45 minut w jednej pozycji w zatłoczonej klasie ? To jest sprzeczne z naturą takiego młodego człowieka. Nie wolno zadawać nie wygodnych pytań. Przygotowywanie dzieci nie pod kątem życia w dorosłości tylko pod kątem zdania egzaminów. Egzaminy według klucza. Jak ktoś podejdzie do tematu inaczej to nie jest pewny czy zaliczy. System działa na zasadzie ZAKUĆ - ZDAĆ -ZAPOMNIEĆ. To samo na studiach.

Program jest przeładowany bzdurną bezużyteczną wiedzą typu budowa pantofelka czy wydobycie węgla w Australii. Kogo to obchodzi ? Jak ktoś będzie chciał się tego dowiedzieć to ma internet, biblioteki, księgarnie, fora tematyczne, wikipedię itp. My żyjemy w erze informacji i jej globalizacji a nie w średniowieczu gdzie jest tylko jedna książka na wieś. Jeśli ktoś chce osiągniąć więcej niż szara masa to musi brać drogie korepetycje a przy opcji masy prac domowych takie dziecko ma cały dzień wyjęty z życia. A gdzie czas na zabawę i relaks ?

Program nauczania zawiera za mało przydatnych i praktycznych informacji. Dzieciaki powinny uczyć się jak nawiązywać trwałe i korzystne relacje czy znajomości. Powinny uczyć sie jak dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej. Powinny uczyć się jak rozpoznawać swoje emocje i jak nad nimi pracować. Wiedza z dietetyki czy psychologii to must have. No ale cóż. To nie przejdzie bo z czego potem będą żyć psychoterapeuci czy dietetycy ?

W szkole jest bardzo mało zajęć praktycznych a za dużo teoretycznych wręcz nie przydatnych ( RELIGIA). Za mało projektów do zrobienia, za mały jest nacisk na rozwijanie swoich potencjałów, talentów i pasji. Za mało jest wzorców pracy zespołowej ku idei. Jest tylko rywalizacja poprzez oceny. Typowe przygotowywanie młodych do zasilenia szeregu korposzczurów. Tutaj oceny a tam wyniki i słupki. Za mało jest wiedzy współczesnej o dezinformacji, fake newsach czy manipulacji. Z dużo rozkminiania co chory na depresje i nerwicę autor miał na myśli pisząc wiersz czy książkę.

Tutaj w pełni się zgodzę z Lagrange. Kolejnym wypaczeniem tego patologicznego systemu jest wrzucanie wszystkich do jednego wora. Geniuszy jak i kretynów do jednej klasy. Pamiętam jak w mojej klasie był jeden debil ( poziom inteligencji IQ poniżej 60) starszy od nas o rok a głupszy niż nie jeden dzieciak z zerówki. I niestety zamiast posłać go do szkoły specjalnej to siedział z nami. Ciągle nauczycielki go ciągnęły za ten język aby chociaż na tą dwóję wyskoczył i cała klasa na tym cierpiała bo on zaniżał poziom i równał w dół. Cała uwaga nauczycielki byla skierowana na takiego delikwenta. Dużo elementu również nie powinno chodzić do normalnej szkoły tylko siedzieć w poprawczaku. Nie wiem jak jest teraz ale tak było za moich czasów 1997-2011.

Tylko oddolny bunt ludzi mógłby coś zmienić. Żadna partia tego nie zrobi bo nie będzie kogo indoktrynować chorymi ideologiami. W tym systemie męczą się zarówno uczniowie jak i nauczyciele. To PATOLOGIA w czystej postaci. Jak długo jeszcze ?

5

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Ja się uczyłam nieźle, ale z przedmiotów, z których byłam podobno utalentowana miałam oceny takie zupełnie przeciętne. W dziedzinach ścisłych łatwo jest pewne rzeczy sprawdzić i zweryfikować, w tych humanistycznych dużo zależy od klucza, przynajmniej keidyś tak było.

6

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Oceny to tylko oceny, nie będą miały przekładu na dalsze życie. Jednak, są w pewien sposób miarą. Nie mówmy, że uczeń z samymi 2 jest geniuszem, tylko nikt nie odkrył jego talentu. Jest leniem/nie ma rodziców, którzy mu pomogą/poziom jest dla niego zbyt wysoki.

Ogólnie bardzo mi przykro, gdy rodzice przelewają swoje ambicje na dzieci. Do tej pory pamiętam płacz koleżanki w podstawówce, która dostała 4. Wiązało się to z szlabanem, a nawet karą fizyczną. Z kolei moi rodzice uczyli się z jej rodzicami... Wybitni nie byli, ledwo przechodzili z klasy do klasy.

7 Ostatnio edytowany przez polis (2019-04-11 22:20:07)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Zgadzam się, że oceny nie są miarą wartości człowieka. Jednego będzie przedmiot interesował, drugiego nie. Jeden będzie miał warunki do nauki w domu, drugi nie, bo rodzice toksyczni/patologiczni/problemy/etc.

Jedno co mnie tylko irytuje to, jak ktoś twierdzi, że jest humanistą, bo nie umie matematyki i w ogóle nic trudniejszego z tej okazji nie potrafi ogarnąć. Tak to nie działa. Prawdziwy humanista po prostu nie interesuje się, aż tak bardzo przedmiotami ścisłymi. Może się ich nauczyć i często je rozumie lepiej niż nie jeden przeciętny zjadacz chleba, po prostu nie zgłębia się w temat.

Jako osoba o zainteresowaniach humanistycznych, studiach humanistycznych, ale i inżynierskich niezmiernie mnie to wkurza, jak ktoś uzasadnia swój brak pojętności często wyimaginowanymi zainteresowaniami humanistycznymi.

Mordimer napisał/a:

Z dużo rozkminiania co chory na depresje i nerwicę autor miał na myśli pisząc wiersz czy książkę.

Powiedziałabym, że właśnie za mało tego było. Głównie to było pisanie pod klucz, przynajmniej jakiś czas temu. Nie chodziło nawet o to, co ktoś autentycznie myśli. Dla mnie więcej sensu by miało, jakby uczniowie już mogli powiedzieć co myślą naprawdę. Krytyka literacka najwyższych lotów to by nie była, ale może część uczniów nauczyłaby się z czasem argumentować i uzasadniać swoje opinie i miałaby coś ciekawszego do powiedzenia niż ‘Nie lubię zupy, bo nie jest ciastem.’ Bo często tak wygląda autentyczna opinia. Ktoś nie lubi powieści obyczajowej/dramatu/przygodowej za to, że jest powieścią obyczajową/dramatem/przygodową. Tak jakby oceniać zupę w kategorii tego, jak dobrym jest ciastem.

8

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

+ Nie każdy ma duże zdolności intelektualnie, nie każdy naukę lubi, może się realizować w zawodach zupełnie nieintelektualnych w przyszłości i to też jest okej.

9

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Jakiś czas temu trafiłam na krótki film*, którego przesłanie nie tylko bardzo do mnie przemawia, ale też w świetle trwającej właśnie dyskusji, również tutaj, na forum, na temat walczących o wyższe płace nauczycieli, jak również szkolnictwa w szerokim tego słowa ujęciu, w tym ukierunkowania edukacji na określone cele, zdecydowałam się założyć ten wątek. 

W filmie dyrektor szkoły ze swoim apelem zwraca się do uczniów i ich rodziców. Najpierw mówi do tych drugich:

Drodzy rodzice niebawem rozpoczną się egzaminy waszych dzieci. Wiem, że bardzo martwicie się o to jak na nich wypadną, ale proszę pamiętajcie, wśród podchodzących do egzaminów uczniów jest artysta, który nie musi rozumieć matematyki. Jest przedsiębiorca, którego nie interesuje historia i literatura. Jest muzyk, którego oceny z chemii nie mają znaczenia. Jest sportowiec, którego kondycja fizyczna jest ważniejsza od ocen z fizyki. Jeśli wasze dziecko dostaje najwyższe oceny, to świetnie, ale jeśli nie, proszę, nie odbierajcie jemu lub jej godności i pewności siebie. Powiedzcie im, że to ok., że o tylko egzamin. Powiedzcie im, że są stworzone do robienia ważniejszych rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyników kochacie je i nie oceniacie. Proszę, zróbcie to, a potem patrzcie jak wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin lub zła ocena nie zniszczą ich marzeń i talentów. I proszę, nie myślcie, że doktorzy i inżynierzy są jedynymi szczęśliwymi ludźmi na świecie.

W części skierowanej bezpośrednio do wychowanków mówi z kolei:

I tu jest moja wiadomość – egzaminy są ważne, ale nie są wszystkim. Oceny są dobre, ale was nie definiują. Nie pozwólcie jednemu egzaminowi lub ocenie definiować całej waszej przyszłości. Jest w was o wiele więcej potencjału. I pamiętajcie, jak powiedział Albert Einstein, każdy jest geniuszem, ale jeśli oceniasz rybę przez pryzmat jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to spędzi ona całe życie wierząc, że jest głupia. Nie mierzcie się cudzą miarą.

Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie, ale kiedy obserwuję to ciśnienie, jakie niektórzy rodzice wywierają, by ich dzieci absolutnie we wszystkim były dobre i same dzieci, które zamiast ukierunkować się na dziedzinę, do której mają predyspozycje i czują, że je naprawdę pociąga, starają się sprostać tym oczekiwaniom, to mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że nie wszyscy podzielają tę opinię. I jeszcze ostatnia kwestia: ewentualnej winy należy doszukiwać się po stronie systemu edukacji czy rodziców?

Wydaje mi się, że Wasze osobiste doświadczenia - te wyniesione z domu, jak i przeniesione na własny grunt, będą w tej dyskusji wisienką na torcie. Ja oczywiście swoimi również się podzielę, ale nie chciałabym robić tego już na wstępie, choćby dlatego, by za bardzo nie nadawać tonu rozmowie, jaka - mam nadzieję - się rozwinie.
* źródło: YouTube, kanał Jay Shetty

Myślę, Olinko, że nawet  medialnie, bo w najbardziej popularnym serialu emitowanym na okrągło"Ranczo", problem ten był podniesiony.
Co prawda tam uproszczone to zostało, ale tamta idea i część propozycji innych od proponowanych przez tych, "którzy wiedzą najlepiej", już dawno powinna być wdrożona.

10

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Olinka

"Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie, ale kiedy obserwuję to ciśnienie, jakie niektórzy rodzice wywierają, by ich dzieci absolutnie we wszystkim były dobre i same dzieci, które zamiast ukierunkować się na dziedzinę, do której mają predyspozycje i czują, że je naprawdę pociąga, starają się sprostać tym oczekiwaniom, to mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że nie wszyscy podzielają tę opinię. I jeszcze ostatnia kwestia: ewentualnej winy należy doszukiwać się po stronie systemu edukacji czy rodziców?"

W takim mieście jak moje, gdzie szkół jest sporo i mają bardzo zróżnicowany poziom, wyniki są jednak ważne, gdyż dostanie się do wymarzonej szkoły zależy od punktów na egzaminach. Są również kierunki studiów, gdzie dostać się jest bardzo trudno, tu także jest ta gonitwa za punktacją.

Moje młodsze jest w prywatnym liceum i tutaj kładzie się nacisk na przedmioty wybrane przez ucznia na maturę, czyli głównie rozszerzenia. Pozostałe są zaliczane bardzo lajtowo (opracowania, prezentacje zamiast klasówek). Dzięki temu dziecko rozwija wiedzę w dziedzinie, która go najbardziej interesuje.
W prestiżowym liceum, do którego chodziło starsze, równie wysokie wymagania były ze wszystkich przedmiotów. Podejrzewam, że Ci słabsi uczniowie nie ruszali się sprzed książek, tak jak córka przyjaciółki, która uczyła się po nocach. To jakiś horror.

Jeszcze trudniej mają uczniowie w liceum, które uczy systemem amerykańskim. Wielu nie daje sobie rady z tą presją.
Rodzicie powinni być czujni i nie napierać, tylko wspierać. System jest kiepski, a nie każdy rodzic ma możliwości wybrać szkołę przyjazną uczniom.

11 Ostatnio edytowany przez Snake (2019-04-12 22:01:27)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Obecny system oparty na testach uważam zwyczajnie za głupi. Stworzony nie dla uczniów, a dla oceniających. Stary system był chyba przyjaźniejszy. Aczkolwiek nie wiem po co uczyłem się wielu durnot, których nigdy nie wykorzystałem w życiu, jak ten poziom wydobycia węgla w Australii czy lewobrzeżne dopływy czegośtam. Chciałem zostać lekarzem, w ostatniej chwili zmieniło mi się na coś zupełnie innego, na szczęście wink Studia to był pewien szok, bo od razu nam powiedziano, że tu nikt nas nie będzie ciągnął za uszy. Chcemy zdobyć wiedzę, to będziemy jej szukać na własną rękę. Nie chcemy, to nikt nas do tego nie będzie zmuszał.
Moim dzieciom tłumaczę tak. Uczysz się żeby mieć wybór. Będziesz chciał zostać mechanikiem samochodowym, to super ale zostań nim, bo tego chcesz, a nie dlatego, bo ci nie wyszło z niczym innym. Młodszy lat 9 zażyczył sobie aby zapisać go na konkretny język obcy, bo ten akurat język pomoże mu w karierze zawodowej lol No i chodzi, uczy się, zadowolony.
Czasem mnie czymś zaskakują, pytam się - a skąd ty to wiesz? Ze szkoły? Tato... (politowanie w oczach) google...

12 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2019-04-12 22:10:50)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

A ja swoim zawsze powtarzałam, że uczą się wyłącznie dla siebie. Nie dla mnie, nie dla ocen. Bardzo skuteczne smile
Młodsze sobie wybrało bardzo popularne studia, po których trudno znaleźć pracę. "Mamo, jak będę w tym the best, to sobie poradzę" big_smile I tak trzymać!

Niektórym rodzicom wciąż się wydaje, że studia są przepustką do dobrej pracy i zarobków. Te czasy dawno minęły. Dziś liczy się specjalizacja,  do tego wzmacnianie u dziecka poczucia wartości. I pomoc w znalezieniu jego silnych stron, jego talentów - to nasza rola jako rodziców. Nie presja na oceny.

Dodam jeszcze, że jesteśmy bardzo "złymi" rodzicami, bo pozwalamy opuszczać lekcje. Mnóstwo lekcji! Tych wszystkich, które dziecka nie interesują i które nie będą mu potrzebne na maturze. Byle zaliczyć przedmiot i frekwencję. Dziecko musi mieć przecież też czas na pasje, na sporty i trzeba sobie jakoś radzić z tym chorym systemem edukacji.

13

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Jakiś czas temu trafiłam na krótki film*, którego przesłanie nie tylko bardzo do mnie przemawia, ale też w świetle trwającej właśnie dyskusji, również tutaj, na forum, na temat walczących o wyższe płace nauczycieli, jak również szkolnictwa w szerokim tego słowa ujęciu, w tym ukierunkowania edukacji na określone cele, zdecydowałam się założyć ten wątek. 

W filmie dyrektor szkoły ze swoim apelem zwraca się do uczniów i ich rodziców. Najpierw mówi do tych drugich:

Drodzy rodzice niebawem rozpoczną się egzaminy waszych dzieci. Wiem, że bardzo martwicie się o to jak na nich wypadną, ale proszę pamiętajcie, wśród podchodzących do egzaminów uczniów jest artysta, który nie musi rozumieć matematyki. Jest przedsiębiorca, którego nie interesuje historia i literatura. Jest muzyk, którego oceny z chemii nie mają znaczenia. Jest sportowiec, którego kondycja fizyczna jest ważniejsza od ocen z fizyki. Jeśli wasze dziecko dostaje najwyższe oceny, to świetnie, ale jeśli nie, proszę, nie odbierajcie jemu lub jej godności i pewności siebie. Powiedzcie im, że to ok., że o tylko egzamin. Powiedzcie im, że są stworzone do robienia ważniejszych rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyników kochacie je i nie oceniacie. Proszę, zróbcie to, a potem patrzcie jak wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin lub zła ocena nie zniszczą ich marzeń i talentów. I proszę, nie myślcie, że doktorzy i inżynierzy są jedynymi szczęśliwymi ludźmi na świecie.

W części skierowanej bezpośrednio do wychowanków mówi z kolei:

I tu jest moja wiadomość – egzaminy są ważne, ale nie są wszystkim. Oceny są dobre, ale was nie definiują. Nie pozwólcie jednemu egzaminowi lub ocenie definiować całej waszej przyszłości. Jest w was o wiele więcej potencjału. I pamiętajcie, jak powiedział Albert Einstein, każdy jest geniuszem, ale jeśli oceniasz rybę przez pryzmat jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to spędzi ona całe życie wierząc, że jest głupia. Nie mierzcie się cudzą miarą.

Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie, ale kiedy obserwuję to ciśnienie, jakie niektórzy rodzice wywierają, by ich dzieci absolutnie we wszystkim były dobre i same dzieci, które zamiast ukierunkować się na dziedzinę, do której mają predyspozycje i czują, że je naprawdę pociąga, starają się sprostać tym oczekiwaniom, to mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że nie wszyscy podzielają tę opinię. I jeszcze ostatnia kwestia: ewentualnej winy należy doszukiwać się po stronie systemu edukacji czy rodziców?

Wydaje mi się, że Wasze osobiste doświadczenia - te wyniesione z domu, jak i przeniesione na własny grunt, będą w tej dyskusji wisienką na torcie. Ja oczywiście swoimi również się podzielę, ale nie chciałabym robić tego już na wstępie, choćby dlatego, by za bardzo nie nadawać tonu rozmowie, jaka - mam nadzieję - się rozwinie.





* źródło: YouTube, kanał Jay Shetty

Moja odpowiedź w tym temacie brzmi nie.
Będąc uczennicą szkoły podstawowej, średniej przywiazywalam wagę do otrzymywanych w szkole dobrych stopni, ponieważ w klasie rywalizowaliśmy o pozycję. Osoby z wyższą średnią były postrzegane za "wartościowe ", mądre,te ze słabszymi wynikami oceniane były jako te "grosze ", glupsze. Tutaj przypomina mi się  powiedzenie które towarzyszyło mi przez większa część życia szkolnego :"Z kim przystajesz takim się stajesz ", dlatego też społeczność uczniowska była podzielona na grupy tzw.kujonow- elitę i ... całą resztę. Elita aspirowala do osiągnięcia  wysokich wyżyn społecznych, większości to się udało. Z tej "reszty " niewielu udalo się dostać na studia. Presja nauczycieli, rodziców w zdobywaniu lepszych ocen była i jest bardzo duża. Uwazam ze szkoła zabija kreatywność, motywację uczniów wlasnie przez ocenianie. Ktoś wymyśla program który zatwierdzaja jacyś eksperci, a uczniowie mają dostosować się. Jedynym uczniom łatwiej przychodzi dopasowanie do warunków szkolnych,  innym natomiast jest trudniej. To jest swego rodzaju tresura.
Bardzo ważnym aspektem powinna być nauka o samodoskonaleniu, sposobach uczenia się, jak również sam proces wychowawczy uczniów - rozwój społeczny, rozwój myślenia twórczego, rozwijanie zainteresowań uczniów, psychoedukacja. Uczniowie którzy nie mają aspiracji w zdobywaniu wiedzy szkolnej powinni kończyć edukację na poziomie 6 klasy a następnie przyuczac sie do zawodu i pracy. Natomiast ci uczniowie którzy mają predyspozycje i chęć do nauki powinni ją kontynuować poprzez udział w nauczaniu np.modulowym, mieć możliwość wyboru przedmiotów by wybrać później specjalizację. Również możliwość wyboru nauczycieli przez uczniów ;posiadanie swojego opiekuna  (mistrza).
Wyzwolenie z oceniania znacznie wpłynęłoby na zdrowie psychiczne i motywację uczniów do nauki. Być może. ..

14

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Moje osobiste zdanie w temacie jest takie, że obecny system edukacji zabija w młodych ludziach indywidualizm. Wbija się ich w uniwersalny szablon, zupełnie przy tym nie patrząc, że ogromnie ważną rolą szkoły powinno być zauważenie, a potem wydobycie drzemiącego w dziecku potencjału. I odwrotne - kiedy pojawiają się problemy, to powinno otrzymać solidne wsparcie. Szkołą nie przygotowuje też do życia. Za mało w programach wiedzy użytecznej, za dużo suchej teorii. Oczywiście, że każdy z nas potrzebuje przyswoić określone minimum wiedzy ogólnej, która pozwala odnaleźć się w otaczającym świecie i poznać działające w nim mechanizmy, przekonać samego siebie co go interesuje, u nas jednak proporcje wyraźnie zostały zaburzone.

Ponadto szkoła wciąż jest miejscem stresogennym, a sposób oceniania postępów w nauce jeszcze bardziej to potęguje, choć przecież specjaliści są zgodni, że stres nie jest najlepszym czynnikiem motywującym do działania, w tym przypadku przyswajania wiedzy, a wręcz przeciwnie - upośledza nasze możliwości.

Mojego syna nigdy nie naciskałam na oceny, wymagałam jedynie, że ma mieć najlepsze, na jakie z danego przedmiotu go stać i ma do nauki podchodzić odpowiedzialnie. Całkiem nieźle pisze, ale ma ścisły umysł, dlatego lepiej wychodzi mu logiczne myślenie, szukanie związków przyczynowo-skutkowych niż pamięciowe wkuwanie z książki czy zeszytu stron tekstu. Nigdy nie dostał kary za jedynkę, nie trułam, że zamiast się uczyć, znowu jeździ na rowerze albo ćwiczy nowe triki na drążku. Miałam z nim taką umowę, że dopóki nie zawiedzie zaufania, to nie będę ingerować i naciskać bardziej niż to konieczne, a on wyraźnie czuł się w ten sposób doceniony, dlatego starał się tego zaufania nie zawieść.
Odkąd pamiętam, zawsze wspierałam go w jego pozaszkolnych pasjach, niekoniecznie do końca bezpiecznych (ten typ już tak ma, że im więcej adrenaliny, tym lepiej) i przyszłościowych (czytaj: takich, które mają szansę przełożyć się na kompetencje zawodowe i/lub przynosić realne zyski), a kiedy koledzy pewne rzeczy przed rodzicami ukrywali, to my mu kibicowaliśmy. Po drodze były różne pomysły, ale to wszystko wyrobiło w nim poczucie własnej wartości, systematyczność, konsekwencję i umiejętność cierpliwego dążenia do celu. Jestem przekonana, że próbując tak wielu rzeczy dziś wybrał to, co naprawdę go pociąga, a przede wszystkim czyni szczęśliwym.

Wartość mojego dziecka mierzę tym, jakim jest człowiekiem, w jaki sposób traktuje innych, przede wszystkim słabszych, jak radzi sobie w życiu, jakie ma cele, w jaki sposób spędza czas, dopiero gdzieś na samym końcu są oceny na świadectwach czy z egzaminów. Życie jest wystarczająco trudne i bez tego, by dokładać własną cegiełkę. Dzieci i młodzież należy wspierać w dążeniu do dobrej przyszłości, a nie oceniać przez pryzmat cenzurek i punktów, tym bardziej, że ocena ocenie nierówna, a ktoś, kto ciężko i solidnie pracuje na mocną trójkę wzbudza u mnie większy szacunek niż cwaniak, który dostanie celujący, bo wszystko zerżnął ze ściągi. 

Snake napisał/a:

Moim dzieciom tłumaczę tak. Uczysz się żeby mieć wybór. Będziesz chciał zostać mechanikiem samochodowym, to super ale zostań nim, bo tego chcesz, a nie dlatego, bo ci nie wyszło z niczym innym.

Jakbym siebie słyszała smile. Syn jest na dalszym etapie edukacji i rozwoju, ale motywując go po technikum do podjęcia studiów przekonywałam, że są mu potrzebne, by zawsze miał wybór, a ich brak nigdy nie zamknął przed nim drogi zawodowej. Przecież nikt nie wie, co przyszłość przyniesie i czy nie zmienią mu się priorytety albo po prostu pomysł na życie - ważne, by miał wybór. Nie naciskałam jednak, usłyszał jedynie, że my dajemy taką możliwość, a czy z niej skorzysta, to już jego decyzja i jego wybór. Skorzystał i widzę wyraźnie, że ma świadomość, że robi to wyłącznie dla siebie.

15 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2019-04-12 23:25:13)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Olinko,
Masz szczęście, że twój syn słucha i przynajmniej próbuje cię zrozumieć. Co byś zrobiła, gdyby wszystkie twoje pomysły, propozycje negował. Niektóre dzieci są buntownikami. Buntują się z definicji.
A poza tym sama wiedza nie wystarczy. Aby być przyjętym do dobrej szkoły liczą się niestety punkty, stopnie ...

16

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Niech te słowa będą początkiem dyskusji o tym, co - naszym zdaniem - naprawdę ważne jest w trakcie całego procesu edukacji, jak również na etapie badania jego wyników. Bo czy istotnie te wysokie noty, walka o średnie, świadectwa z czerwonym paskiem są tym, co w nauczaniu powinno być najważniejsze? Czy miarą wartości młodego człowieka są jego oceny i wszechstronność? Moim zdaniem nie,

Oczywiście, że nie są miarą jego wartości, ale miarą jego edukacji. A jakąś miarę trzeba przyjąć. Są podobno kraje z systemami edukacji, które rezygnują z ocen, ale to dość nowe podejście i chyba nie zostało jeszcze sprawdzone, jak tak bezstresowo uczone dzieci odnajdą się w pełnym rywalizacji życiu dorosłym.

Co do dylematu wszechstronność czy specjalizacja - w karierze zawodowej podkreśla się, że kompetencje powinny mieć idealnie kształt litery T - czyli jakaś wszechstronna wiedza na przyzwoitym poziomie a do tego specjalizacja w wąskiej dziedzinie. Tak samo powinno być chyba w szkole. Ale szkoła jest przede wszystkim od tego by stworzyć ten daszek T na przyzwoitym poziomie, a nóżkę rozwijać jak się uda, bo za nią odpowiedzialny jest przede wszystkim dany osobnik i rodzice, a niekoniecznie szkoła.

Lagrange napisał/a:

Szkoła to miejsce dla średniaków. Nie są mile widziane jednostki rozwinięte kierunkowo. Ja całe życie jestem umysłem ścisłym. Na matematyce w podstawówce grałem w kółko i krzyżyk, a do tablicy byłem wywoływany tylko jak już nikt nie wiedział jak ogarnąć dane zadanie.
...
Osoby nietypowe wymagają nietypowych form kształcenia. A tego w szkole nie znajdą.

Ale co chcesz przez to powiedzieć? Że byłeś wybitny, a szkoła Cię nudziła i blokowała Twój rozwój? A osiągnąłeś coś w kierunkach ścisłych w życiu dorosłym?

Lagrange napisał/a:

System zatrudnia szaraków do produkcji szarej ludzkiej masy. Aby z tym skończyć należałoby podzielić szkoły i uczniów na te elitarne dla elity i te zwykłe dla szaraków. Odsortowac z niego tych którzy się nudzą i stymulować ich na ich poziomie.

Też tak kiedyś myślałem. A potem przeczytałem artykuł jednego pedagoga, który powiedział coś mądrego: że w dorosłym życiu, ci elitarni uczniowie będą prezesami, ministrami i za grosz nie będą rozumieć zwykłych ludzi, o których losie będą decydować, nie będą potrafili rozmawiać z własnymi pracownikami.

Nie wiem o jakim systemie mówisz: czy obecnym, czy takim który znasz z czasów własnej edukacji, czy może wg Ciebie jest to wciąż jeden system. W każdym razie w szkole, którą ja pamiętam nikt utalentowany się nie nudził. A już z pewnością nie w szkole ponad-podstawowej, którą można sobie wybrać samemu. Sam się wśród utalentowanych obracałem i nie spotkałem żadnego "zmarnowanego talentu", a jeśli już, to przez własne lenistwo albo na własne życzenie. Osoba utalentowana sama potrafi znaleźć sobie wyzwania i stymulację dalszego rozwoju, choć ja akurat pamiętam, że nie musieli, bo nauczyciele ich w tym wspierali. Nie wierzę też, by obecność słabszych uczniów hamowała rozwój tych lepszych.

Czytałem niedawno wypowiedź ojca ucznia chorego na autyzm, który też narzekał na promowanie średniaków przez szkołę, a nie wspieranie talentów. Bo jego syn taki utalentowany humanistycznie, ale akurat z matematyką sobie nie radzi, a szkoła mu nie odpuszcza. Myślę sobie: przede wszystkim, co to znaczy, że utalentowany humanistycznie w szkole? Bo zapamiętał ileś tam faktów z historii i napisał egzamin na 95%? Poczekajmy z oceną tego talentu. Za to rolą szkoły jest przede wszystkim stworzenie społeczeństwa, w którym będzie jak najmniej analfabetów i ignorantów - czy to humanistycznych czy ścisłych.

17

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Wiem Lou, na pewno musiałabym weryfikować swoje podejście w zależności od tego, czego wymagałaby ode mnie sytuacja. Nigdy nie twierdziłam, że ono jest jedyne słuszne, po prostu u nas się sprawdziło. Tym niemniej na każdym etapie rozwoju byłam uważna na to, co się dzieje i kiedy widziałam, że coś nie działa jak powinno, to starałam się zmieniać zasady i swoje postępowanie. Moje dziecko było dzieckiem bardzo żywym, a do tego jest jedynakiem, musiałam się naprawdę nieźle nagimnastykować, żeby nie wychować egocentryka, który uważa, że wszystko należy mu się z zasady. Dziś patrząc na jego stosunek do innych (do mnie, do ojca, mojej mamy i innych dorosłych) i jaką relację tworzy ze swoją dziewczyną, widząc, że ma duże grono przyjaciół i ludzie po prostu go lubią, nieśmiało sobie myślę, że chyba mi się to udało.

Lou71.71 napisał/a:

A poza tym sama wiedza nie wystarczy. Aby być przyjętym do dobrej szkoły liczą się niestety punkty, stopnie ...

No niestety - taki mamy system i nie pozostaje nam nic innego, jak się do niego dopasować. Mojemu synowi osiągane wyniki wystarczyły, by bez problemu dostał się do wybranego technikum, a potem na wybraną uczelnię i kierunek studiów. Mnie cieszyło zwłaszcza to drugie, bo czułam po kościach, że dla niego to jest ta albo żadna inna. On ma bardzo sprecyzowane poglądy na wszelkie tego typu kwestie, doskonale wie czego chce, a czego na pewno nie i woli z czegoś zrezygnować lub odłożyć w czasie niż zadowalać się półśrodkami. Po mamusi tak ma big_smile, ale nie wiem czy to dobrze, czy jednak nie bardzo.

18

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Tycho
Ja się nudziłam. Na wielu przedmiotach, dlatego tę nudę wypełniałam 3 olimpiadami (polski, matma, język) i 2 sekcjami sportowymi.
Tylko że to było wieki temu, a w mieście było tylko jedno, przeciętne liceum.  Teraz dzieci mają w szkołach rozszerzenia przedmiotowe, więc również nie zgodzę się ze stwierdzeniem Lagrange, że  "Szkoła to miejsce dla średniaków. Nie są mile widziane jednostki rozwinięte kierunkowo". Jest wprost przeciwnie.


"Oczywiście, że nie są miarą jego wartości, ale miarą jego edukacji. A jakąś miarę trzeba przyjąć"

dokładnie tak!

"Co do dylematu wszechstronność czy specjalizacja - w karierze zawodowej podkreśla się, że kompetencje powinny mieć idealnie kształt litery T - czyli jakaś wszechstronna wiedza na przyzwoitym poziomie a do tego specjalizacja w wąskiej dziedzinie. Tak samo powinno być chyba w szkole. Ale szkoła jest przede wszystkim od tego by stworzyć ten daszek T na przyzwoitym poziomie, a nóżkę rozwijać jak się uda, bo za nią odpowiedzialny jest przede wszystkim dany osobnik i rodzice, a niekoniecznie szkoła."

Zgadzam się z Tobą. Różne rzeczy nauczone w szkole, uznane tu za nieprzydatne, wykorzystałam wielokrotnie, dlatego wręcz należy rozwijać wiedzę ogólną u dzieci, zachęcając do czytania książek.
Niemniej jednak uważam, że  rozwijanie "nóżki" jest w naszym systemie trudne. Wymaga chociażby finansów (kursy, szkolenia, specjalizacje, korepetycje), a nie każdy rodzic ma takie możliwości.

19

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
mallwusia napisał/a:

Ja się nudziłam. Na wielu przedmiotach, dlatego tę nudę wypełniałam 3 olimpiadami (polski, matma, język) i 2 sekcjami sportowymi.

czyli de facto się nie nudziłaś. Miałaś możliwość zajmowania się ambitniejszymi rzeczami niż program szkolny.

20

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Tycho napisał/a:
mallwusia napisał/a:

Ja się nudziłam. Na wielu przedmiotach, dlatego tę nudę wypełniałam 3 olimpiadami (polski, matma, język) i 2 sekcjami sportowymi.

czyli de facto się nie nudziłaś. Miałaś możliwość zajmowania się ambitniejszymi rzeczami niż program szkolny.

Tak nie do końca, bo kółka olimpijskie były poza lekcjami, poświęcałam na to czas po szkole.

21

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
mallwusia napisał/a:

Tak nie do końca, bo kółka olimpijskie były poza lekcjami, poświęcałam na to czas po szkole.

Ale co z tego, że poza lekcjami? Nie mówię o szkole jako o czasie od godz. do godz., tylko o okresie edukacji od 7 do 19 roku życia. Te kółka też były chyba organizowane przez nauczycieli ze szkoły. Same olimpiady też przecież zostały zorganizowane przez system szkolnictwa. Jak się nudziłaś na normalnej matematyce, mogłaś sobie wtedy rozwiązywać zadania z olimpiad.

22

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Tycho napisał/a:
mallwusia napisał/a:

Tak nie do końca, bo kółka olimpijskie były poza lekcjami, poświęcałam na to czas po szkole.

Ale co z tego, że poza lekcjami? Nie mówię o szkole jako o czasie od godz. do godz., tylko o okresie edukacji od 7 do 19 roku życia. Te kółka też były chyba organizowane przez nauczycieli ze szkoły. Same olimpiady też przecież zostały zorganizowane przez system szkolnictwa. Jak się nudziłaś na normalnej matematyce, mogłaś sobie wtedy rozwiązywać zadania z olimpiad.


zgadza się, dlatego napisałam w kolejnym zdaniu:
"Teraz dzieci mają w szkołach rozszerzenia przedmiotowe, więc również nie zgodzę się ze stwierdzeniem Lagrange, że  "Szkoła to miejsce dla średniaków. Nie są mile widziane jednostki rozwinięte kierunkowo". Jest wprost przeciwnie.".

23 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2019-04-13 13:52:56)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
mallwusia napisał/a:

A ja swoim zawsze powtarzałam, że uczą się wyłącznie dla siebie. Nie dla mnie, nie dla ocen. Bardzo skuteczne smile
Młodsze sobie wybrało bardzo popularne studia, po których trudno znaleźć pracę. "Mamo, jak będę w tym the best, to sobie poradzę" big_smile I tak trzymać!

Niektórym rodzicom wciąż się wydaje, że studia są przepustką do dobrej pracy i zarobków. Te czasy dawno minęły. Dziś liczy się specjalizacja,  do tego wzmacnianie u dziecka poczucia wartości. I pomoc w znalezieniu jego silnych stron, jego talentów - to nasza rola jako rodziców. Nie presja na oceny.

Dodam jeszcze, że jesteśmy bardzo "złymi" rodzicami, bo pozwalamy opuszczać lekcje. Mnóstwo lekcji! Tych wszystkich, które dziecka nie interesują i które nie będą mu potrzebne na maturze. Byle zaliczyć przedmiot i frekwencję. Dziecko musi mieć przecież też czas na pasje, na sporty i trzeba sobie jakoś radzić z tym chorym systemem edukacji.

Pełna zgoda. Studia są zbyt ogólne. Liczy się nie tylko specjalizacja ale również umiejętności. Także miękkie. wink
Studia są dobre do poszerzenia horyzontów i do nawiązania kontaktów w branży.

24

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Mordimer napisał/a:
mallwusia napisał/a:

A ja swoim zawsze powtarzałam, że uczą się wyłącznie dla siebie. Nie dla mnie, nie dla ocen. Bardzo skuteczne smile
Młodsze sobie wybrało bardzo popularne studia, po których trudno znaleźć pracę. "Mamo, jak będę w tym the best, to sobie poradzę" big_smile I tak trzymać!

Niektórym rodzicom wciąż się wydaje, że studia są przepustką do dobrej pracy i zarobków. Te czasy dawno minęły. Dziś liczy się specjalizacja,  do tego wzmacnianie u dziecka poczucia wartości. I pomoc w znalezieniu jego silnych stron, jego talentów - to nasza rola jako rodziców. Nie presja na oceny.

Dodam jeszcze, że jesteśmy bardzo "złymi" rodzicami, bo pozwalamy opuszczać lekcje. Mnóstwo lekcji! Tych wszystkich, które dziecka nie interesują i które nie będą mu potrzebne na maturze. Byle zaliczyć przedmiot i frekwencję. Dziecko musi mieć przecież też czas na pasje, na sporty i trzeba sobie jakoś radzić z tym chorym systemem edukacji.

Pełna zgoda. Studia są zbyt ogólne. Liczy się nie tylko specjalizacja ale również umiejętności. Także miękkie. wink
Studia są dobre do poszerzenia horyzontów i do nawiązania kontaktów w branży.

Dokładnie, dlatego starsze dziecko pracowało od pierwszego roku studiów. Nie dla pieniędzy, ale dla obycia w branży, praktyki i kontaktów.

25 Ostatnio edytowany przez jjbp (2019-04-15 06:06:08)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Moje osobiste zdanie w temacie jest takie, że obecny system edukacji zabija w młodych ludziach indywidualizm.

Zgadzam się i to nie tylko w kontekście tego co napisałaś później, że szkoła powinna okrywac, wspierać i rozwijać nasze indywidualne zdolności, ale także w kwestii sposobu nauki. Polska szkoła stawia na pamieciowke i 'nauczyciel/podręcznik ma racje'. O ile w przedmiotach ścisłych jeszcze jestem w stanie czasem to zrozumieć (aczkolwiek i tak godne docenienia byłoby to że młody człowiek myśli, poddaję wątpliwości i nie boi się głośno o tym mówić) to w humanistycznych było to dla mnie jakimś kuriozum. Pamiętam naukę do matury z polskiego - zamiast czytać dzieła wkuwalam opracowania i interpretacje innych ludzi, zamiast wyrabiać sobie własne. I to chyba fajnie podsumowuje nasz system edukacji.
O stokroć wolałabym aby nauczono mnie czy tam kiedyś moje dzieci logicznego myślenia, własnej pracy nad jakąś interpretacja/ zadaniem, sztuki dyskutowania o opiniach, umiejętności wyciągania wniosków od faktu że nadal mam w głowie to co nauczyciel kiedyś powiedział a mojej pracy własnej w tej opinii jest 0.
....
Kolejnym kuriozum jest dla mnie podejście do ocen wielu rodziców. Jako młoda dziewczyna rodziców nie interesowały moje oceny, mówili zawsze - 'to Twoja edukacja a więc i Twój interes'. O ile na wsparcie mogłam zawsze liczyć to w oceny i świadectwa mi się nie mieszali. Nauczyło mnie to nie tylko dystansu do ocen (nikt mi później nie gderal o jakąś jedynkę tak więc i stresu miałam z jej powodu mniej) ale i odpowiedzialności za własne sprawy bo mama nie biegała za mną przypominając o poprawach, jak to się często dzieje obecnie (mam dwie siostrzenice więc co nieco od nich i ich rodziców słyszę).

26

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Jjbp
Miałaś jakąś wyjątkowo kiepską nauczycielkę polskiego. Ani u mnie, ani u moich dzieci tak to nie wyglądało.

27 Ostatnio edytowany przez jjbp (2019-04-15 06:28:16)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
mallwusia napisał/a:

Jjbp
Miałaś jakąś wyjątkowo kiepską nauczycielkę polskiego. Ani u mnie, ani u moich dzieci tak to nie wyglądało.

No nie wiem, pamiętam że u znajomych raczej podobnie wyglądała nauka do tej matury.
Skojarzył mi się słynny przykład z Szymborska co dostała mało punktów za interpretacje własnego dzieła na maturze
Zresztą pal licho ten polski, według mnie z prawie wszystkich przedmiotów tak to wyglądało. Wkład własny ucznia bliski 0 bo w podręczniku napisali to i to więc tak musi być

28

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Bo to jest problem obecnego  systemu ocen na maturze z polskiego.

29

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
jjbp napisał/a:
Olinka napisał/a:

Moje osobiste zdanie w temacie jest takie, że obecny system edukacji zabija w młodych ludziach indywidualizm.

Zgadzam się i to nie tylko w kontekście tego co napisałaś później, że szkoła powinna okrywac, wspierać i rozwijać nasze indywidualne zdolności, ale także w kwestii sposobu nauki. Polska szkoła stawia na pamieciowke i 'nauczyciel/podręcznik ma racje'. O ile w przedmiotach ścisłych jeszcze jestem w stanie czasem to zrozumieć (aczkolwiek i tak godne docenienia byłoby to że młody człowiek myśli, poddaję wątpliwości i nie boi się głośno o tym mówić)

Na pewno by doceniono, a jakby jeszcze potrafił przeprowadzić dowód matematyczny, to już w ogóle miód.

30

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Dzisiaj przez Facebook'a dosłownie przetoczyła się fala zdjęć dokumentujących świadectwa z czerwonym paskiem, dyplomów za szczególne osiągnięcia, nagród, zwykle rzecz jasna z podpisami w typie córeczko/synu/wnuczko/chrześniaku taaaaka/i jestem z Ciebie dumna/y. I tak sobie myślę czy jeśli moje dziecko nie przynosiło do domu świadectw z czerwonym paskiem (ten etap już za nami, więc będę pisać w czasie przeszłym), to nie miałam prawa być z niego dumna? Na przekór tej tendencji byłam i to jeszcze jak bardzo! Za to, że był wspaniałym, inteligentnym i wrażliwym na krzywdę słabszych młodym człowiekiem, że był koleżeński, uprzejmy, a jednocześnie nie dawał sobie w kaszę dmuchać, że był odpowiedzialny, samodzielny, wiedział czego chce od życia, że miał pasje, które konsekwentnie rozwijał. To mało? Ale cóż, świadectwa z czerwonym paskiem nigdy na oczy nie zobaczyłam wink.   

Jest też takie powiedzenie: każdy z nas jest geniuszem, ale jeśli geniusz ryby będziemy oceniać pod kątem jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to ta ryba przez całe życie może przejść w przekonaniu, że jest głupia. Otóż to!

31

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Dzisiaj przez Facebook'a dosłownie przetoczyła się fala zdjęć dokumentujących świadectwa z czerwonym paskiem, dyplomów za szczególne osiągnięcia, nagród, zwykle rzecz jasna z podpisami w typie córeczko/synu/wnuczko/chrześniaku taaaaka/i jestem z Ciebie dumna/y. I tak sobie myślę czy jeśli moje dziecko nie przynosiło do domu świadectw z czerwonym paskiem (ten etap już za nami, więc będę pisać w czasie przeszłym), to nie miałam prawa być z niego dumna? Na przekór tej tendencji byłam i to jeszcze jak bardzo! Za to, że był wspaniałym, inteligentnym i wrażliwym na krzywdę słabszych młodym człowiekiem, że był koleżeński, uprzejmy, a jednocześnie nie dawał sobie w kaszę dmuchać, że był odpowiedzialny, samodzielny, wiedział czego chce od życia, że miał pasje, które konsekwentnie rozwijał. To mało? Ale cóż, świadectwa z czerwonym paskiem nigdy na oczy nie zobaczyłam wink.   

Jest też takie powiedzenie: każdy z nas jest geniuszem, ale jeśli geniusz ryby będziemy oceniać pod kątem jej umiejętności do wspinania się na drzewa, to ta ryba przez całe życie może przejść w przekonaniu, że jest głupia. Otóż to!

Olinko,
Ja w tym roku po raz pierwszy nie zobaczyłam świadectwa z paskiem. Czuję się ... no właśnie ... sama nie wiem ... jakoś dziwnie ...
Dzieci znajomych, koleżanki, koledzy moich dzieci mają, a one? Gorsze są? Nie mogę być z nich dumna? sad

32

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Dlaczego "nie możesz" być z nich dumna? Kto Ci zabrania? I co to znaczy, że gorsze? Że trochę białej i czerwonej farbki nie maźnięto na dokumencie? Który pokazuje, jak dobrze ktoś się wpasował w toksyczny system?

33

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Swiadectwo mojego dziecka, oceny- 4 sztuki dopuszczajacy, 8 sztuk dostateczny; wrzucac na FB?

34

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Ja bym wrzucała. Razem z komentarzem: nie daliśmy się wcisnąć w formę wink i dodać, że moje dziecko w tym roku: (i wypisać różne, szczególne umiejętności i doświadczenia, które miało, które wskazują na dojrzałość, odpowiedzialność, rozwój społeczny, emocjonalny). Czemu tylko poznawczym się chwalić?

35 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2019-06-19 21:19:58)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Swoją drogą tak patrząc na klasy to magiczne świadectwo z paskiem... Może nie będzie to dobra reklama, ale nigdy takowego nie zdobyłem w klasie powyżej podstawówki. Tak w zasadzie to niech większość z nas przypomni sobie klasy szkolne, czy Wy też byliście takimi prymusami?
Ja dopiero chęć do nauki załapałem na studiach inżynierskich, a na magisterskich dopiero rozwinąłem skrzydła, bo wiedza jaką wtedy zdobyłem nie była przymusowo wkładana, ale sam chciałem się uczyć i rozwijać.

Lou71.71 - nie idź tą drogą... To tylko kawałek farby na dyplomie, który przez resztę życia będzie znajdował się w szafie (podobnie, jak mityczna matura). Jeżeli przez Ten rok Twoje dziecko dokonało pozytywnego rozwoju, zawarła nowe przyjaźnie, nauczyło się czegoś nowego to tak, powinnaś być dumna.

36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-19 21:27:21)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Lou, a czy tylko z ocen możesz być dumna?
Mój syn przyniósł, niestety, słabe świadectwo, choć nie miał kłopotów z przejściem do następnej klasy. Po prostu nie wysilił się w tym roku, za co czuję się współodpowiedzialna, bo sama miałam kiepskie samopoczucie i przeżycia i zbytnio poluzowałam rodzicielską kotrolę. Ale ja też prymuską nigdy nie byłam, nie będę hipokryzji uprawiać. A jednak wyrosłam na uczciwego, radzącego sobie i chyba niegłupiego człowieka.
Młody oczywiście usłyszał ode mnie, że stać go na lepsze oceny. Ględziłam mu też czasem w ciągu roku, na co on odpierał, że przecież sama mówiłam, że oceny nie są najważniejsze, a świadectwo z siódmej klasy nie jest brane pod uwagę przy rekrutacji do szkoły średniej. Wytrącił mi broń z ręki. Skubany, ma argumenty!
Nie miał łatwego roku, przeżył śmierć ojca i parę innych "atrakcji". Choć nie przyniósł piątek, jestem z niego dumna. Bo jest dzielny, dowcipny, inteligentny. I obiecuje w ósmej klasie wziąc się do pracy. A ja obiecuję być uważniejszą matką.
Oby się udało smile
Owszem, mile by mnie połechtało wzorowe świadectwo mojego dziecka, ale... dlaczego? Bo mogłabym się pochwalić przed rodziną i znajomymi? Wyszłoby na to, że uczy się nie dla siebie. Czasami sobie myślę, wybaczcie, jeśli kogoś urażę, że skoro ludzie nie za wiele mają powodów do dumy z samych siebie, chcą nadrobić to dziećmi.

37

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

O... poczytałam kilka postów powyżej. Nie jestem sama! smile

38 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-06-19 22:45:49)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

A tak swoją drogą ten balast nieprzydającej się w życiu wiedzy do przyswojenia w szkole doprawdy jest przerażający. Specjalnie dla syna, by mu pomóc, wyjaśnić zagadnienie wkuwałam przez pół dnia zawiłości wiązań atomów i mocno się zastanawiałam, jak udało mi się kiedyś przebrnąć przez system szkolnej edukacji.







----------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim - stanowi to wyraźne naruszenie naszego regulaminu. Jeśli chcesz coś nadpisać, użyj opcji "edytuj".
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

39

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Pracuje w trudnej branży, pracuje z b. zdolnymi sobami. Ci najzdolniejsi zwykle mgr przed nazwiskiem nie maja. Na 2-3-4 roku rzucali studia bo przerastali wykładowców. Ci piątkowi  umieli sie uczyc, mieli dobrą pamiec, byli pracowici, ale ponad przecietność sie nie wybili. Pogratulowałem synowi swiadectwa, córka notabene z ocenami stoi pidobnie, bo szkoła ocenia zdolnosc do mechanicznego zapamietywania tresci i nauki regułek. Dobrze ze kaligrafii jeszcze nie iceniają.

40

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
foggy napisał/a:

Swiadectwo mojego dziecka, oceny- 4 sztuki dopuszczajacy, 8 sztuk dostateczny; wrzucac na FB?

Tak smile
Może inni rodzice poczuliby się lepiej wink
Chociaż tak poważnie uważam, że nie powinniśmy żadnych świadectw ani innych osobistych rzeczy wrzucać na fb, czy inne portale. Ale to tylko moje zdanie.
I powiem szczerze. Chciałabym się czuć dumna z moich dzieci, a nie jestem. A najgorsze, że tylko ja cierpię z powodu ich ocen.

41

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lucyfer666 napisał/a:

Jeżeli przez Ten rok Twoje dziecko dokonało pozytywnego rozwoju, zawarła nowe przyjaźnie, nauczyło się czegoś nowego to tak, powinnaś być dumna.

Niestety, nie - żadnych nowych przyjaźni, a stare nic dobrego nie wróżą.
Pewnie czegoś się nauczyły, jednak nie na tyle, aby być docenionym w szkole.

42

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Piegowata'76 napisał/a:

Owszem, mile by mnie połechtało wzorowe świadectwo mojego dziecka, ale... dlaczego? Bo mogłabym się pochwalić przed rodziną i znajomymi? Wyszłoby na to, że uczy się nie dla siebie. Czasami sobie myślę, wybaczcie, jeśli kogoś urażę, że skoro ludzie nie za wiele mają powodów do dumy z samych siebie, chcą nadrobić to dziećmi.

Ja się nie chwaliłam świadectwami moich dzieci. Fakt, były nagradzane przeze mnie.
Uważam, że świadectwo, a więc oceny świadczą o wiedzy i niestety obawiam się, że taką lekkomyślnością i beztroską zamkną sobie wiele możliwości w przyszłości. Najszybciej będzie to droga zamknięta do dobrego liceum. Następnie, ucząc się w słabym liceum i mając niską motywację (jak do tej pory) trudno im będzie dostać się na dobrą uczelnię, dalej już każdy wie

43

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

..... Chciałabym się czuć dumna z moich dzieci, a nie jestem. A najgorsze, że tylko ja cierpię z powodu ich ocen.

Zyj i daj zyc innym. W szczegolnosci daj zyć własnym dzieciom ich zyciem. Nie miałem swiadectwa z paskiem bo mi sie nie chciało. Gdyby moi rodzice mnie o to glowe suszyli to zapytałbym sie 'mamo, kochałabyś mnie bardziej gdybym miał swiadectwo z pakiem'. Chciałabys takie pytanie usłyszec od swojego dziecka?

44

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
foggy napisał/a:
Lou71.71 napisał/a:

..... Chciałabym się czuć dumna z moich dzieci, a nie jestem. A najgorsze, że tylko ja cierpię z powodu ich ocen.

Zyj i daj zyc innym. W szczegolnosci daj zyć własnym dzieciom ich zyciem. Nie miałem swiadectwa z paskiem bo mi sie nie chciało. Gdyby moi rodzice mnie o to glowe suszyli to zapytałbym sie 'mamo, kochałabyś mnie bardziej gdybym miał swiadectwo z pakiem'. Chciałabys takie pytanie usłyszec od swojego dziecka?

Daję im żyć, cierpię w samotności - nie przy nich.
Tak. Usłyszałam kilka lat temu od córki - "czy gdybym pracowała w biedronce, to kochałabyś mnie tak samo?" Wówczas uznałam to za żart.

45 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2019-06-19 22:25:18)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

Uważam, że świadectwo, a więc oceny świadczą o wiedzy i niestety obawiam się, że taką lekkomyślnością i beztroską zamkną sobie wiele możliwości w przyszłości. Najszybciej będzie to droga zamknięta do dobrego liceum. Następnie, ucząc się w słabym liceum i mając niską motywację (jak do tej pory) trudno im będzie dostać się na dobrą uczelnię, dalej już każdy wie

Odpowiem krótko na taką tezę - Nigdy w życiu nie zatrudniłbym elektryka z magistrem.

Jako osoba, która stale kręci się w środowisku akademickim mogę śmiało powiedzieć, że przesadzasz. Rozumiem, że chcesz dla dziecka, jak najlepiej, ale z takim nastawieniem nie przyczynisz się do pozytywnej zmiany.

"Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"

46

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:
foggy napisał/a:
Lou71.71 napisał/a:

..... Chciałabym się czuć dumna z moich dzieci, a nie jestem. A najgorsze, że tylko ja cierpię z powodu ich ocen.

Zyj i daj zyc innym. W szczegolnosci daj zyć własnym dzieciom ich zyciem. Nie miałem swiadectwa z paskiem bo mi sie nie chciało. Gdyby moi rodzice mnie o to glowe suszyli to zapytałbym sie 'mamo, kochałabyś mnie bardziej gdybym miał swiadectwo z pakiem'. Chciałabys takie pytanie usłyszec od swojego dziecka?

Daję im żyć, cierpię w samotności - nie przy nich.
Tak. Usłyszałam kilka lat temu od córki - "czy gdybym pracowała w biedronce, to kochałabyś mnie tak samo?" Wówczas uznałam to za żart.
Zawsze miałam świadectwa z paskiem (po to,aby mama była ze mnie dumna, jednak i tak nie była)

47

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lucyfer666 napisał/a:

"Co za ponury absurd żeby o ocenach filmów decydować za młodu kiedy jest się kretynem"

Tego nie rozumiem

48

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Zła kopiuj-wklej się zrobiło

Chodziło mi o cytat z filmu Dzień Świra

"Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"

-----

Szczerze ja swoją drogę zawodową odkryłem na 4 roku studiów i obecnie cały swój wolny czas poświęcam na stale robienie warsztatu pod ten kierunek.

49

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Lucyfer,
Jak ty motywujesz swoje dzieci do nauki, do tego aby miały pasje. Co robić, aby nie traciły czasu na głupoty, żeby czymś się zainteresowały ... Moje dzieci nie mają pasji, ale nauce też się nie poświęciły (życie tylko dla przyjemności)

50 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-06-19 22:53:15)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lucyfer666 napisał/a:

Zła kopiuj-wklej się zrobiło

Chodziło mi o cytat z filmu Dzień Świra

"Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"

-----

Szczerze ja swoją drogę zawodową odkryłem na 4 roku studiów i obecnie cały swój wolny czas poświęcam na stale robienie warsztatu pod ten kierunek.

Ale ja nie oczekuję, żeby decydowały teraz o swojej przyszłości, ale żeby nie zamykały sobie dróg






----------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim - stanowi to wyraźne naruszenie naszego regulaminu. Jeśli chcesz coś nadpisać, użyj opcji "edytuj".
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

51 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2019-06-19 22:44:45)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Ja nie mam dzieci.

Natomiast wielu moich znajomych już obecnie ma i też różnie ze szkołą mają, ale dam przykład. Dwóch kolegów ma taki ciekawy układ dzieci, a mianowicie syn i córka. Żeby nie tracili czasu na telewizję/gry komputerowe, ogólną izolację to sami rodzinnie grają w przeróżne gry planszowe. Drugi kolega z resztą kupił teraz grę fabularną My little pony, żeby z małymi córkami zagrać i zachęcać do gier wyobraźni.
Teraz ich dzieci same ściągają znajomych i grają, rozwijają relacje.

Ja sam prawdę powiedziawszy integrowałem się w grupach od 13-14 roku życia przy pomocy gier. Czy to bitewnych (tutaj to klejenie, malowanie modeli, więc i inne zdolności człowiek rozwija), czy karcianych. Ktoś by powiedział teraz, że 27 letni chłop przesuwa plastikowe modele i się tym cieszy... i ki, ale od 15 lat mam naprawdę świetną zabawę, nawiązałem sporo znajomości i sporo Polski zjeździłem jedząc na turnieje. Moi rodzice zupełnie tego nie aprobowali, bo uważali to za pierdoły.

W podobny sposób blokowali mój rozwój w kierunku artystycznym wprowadzając sztuczną wątpliwość (na pewno chcesz to robić?/Czy to jest praktyczne? itd.) i dopiero, jak usamodzielniłem stwierdziłem w wieku 24 lat, że będę dążył do tego, żeby jako grafik koncepcyjny pracować.

Powiem tak - do nauki w gumnazjum zachęciły mnie dwie osoby. Pani od historii, która nie uczyła pamięciówek, tylko stosunków przyczynowo-skutkowów, za co dziękuję jej do dziś oraz pani nauczycielce od języka polskiego, która w semestrze zawsze chciała nas przynajmniej raz zabrać do teatru i potem zachęcić nas do analizowania sztuki (sztukę my wybieraliśmy jako klasa) - naprawdę chwała jej za to, że starała się nam wpoić jedną rzecz - każdy z nas ma myśleć samodzielnie. Do liceum chodziłem prywatnego i tam faktycznie odczułem różnicę w podejściu do ucznia za co dziękuję całemu gronu pedagogicznemu.

Ostatecznie polski system edukacji ma u mnie minus, bo tak jak napisałem wyżej - do nauki w większy sposób mnie nie zachęcił, tylko w dużej mierze przymuszał.
Gdybym teraz miał rozpatrywać czy posłałbym swoje dziecko do szkoły to naprawdę zastanawiałbym się nad nauczaniem domowym lub szkołą prywatną.

Lou71.71 napisał/a:
Lucyfer666 napisał/a:

Zła kopiuj-wklej się zrobiło

Chodziło mi o cytat z filmu Dzień Świra

"Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"

-----

Szczerze ja swoją drogę zawodową odkryłem na 4 roku studiów i obecnie cały swój wolny czas poświęcam na stale robienie warsztatu pod ten kierunek.

Ale ja nie oczekuję, żeby decydowały teraz o swojej przyszłości, ale żeby nie zamykały sobie dróg

Droga Lou71.71 - jeżeli jest coś co ja chciałbym nauczyć swoje dzieci, o ile będzie mi takowe mieć to dwie fundamentalne zasady:
1. Wszystko ma swoje konsekwencje.
2. Jak boli to znaczy, że nauka nie pójdzie w las.

To brutalne, ale dobrze wiesz, że na wiele rzeczy nie będziesz miała wpływu. Obecna młodzież niestety nie idzie w dobrym kierunku i niestety sporo osób płynie z obecnym nurtem olewactwa - jednak to konstrukcja, którą oni sami sobie budują i na to niestety nie będziesz miała większego wpływu.

52

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

Uważam, że świadectwo, a więc oceny świadczą o wiedzy i niestety obawiam się, że taką lekkomyślnością i beztroską zamkną sobie wiele możliwości w przyszłości. Najszybciej będzie to droga zamknięta do dobrego liceum. Następnie, ucząc się w słabym liceum i mając niską motywację (jak do tej pory) trudno im będzie dostać się na dobrą uczelnię, dalej już każdy wie

Jak wcześniej napisałam, mój syn nigdy nie miał świadectwa z czerwonym paskiem, choć średnią zawsze powyżej 4,0. Osobiście stosowałam taką zasadę, że nie musi mieć z góry do dołu celujących i bardzo dobrych, nie musi we wszystkim być doskonały, ale chciałabym, aby dał z siebie tyle ile może i osiągał wyniki na jakie go stać. To inteligentna bestia, ale trochę leniwa, więc nie zawsze sprawdzało się to w praktyce, tym niemniej świetnie zdał egzaminy gimnazjalne, bez problemu dostał się na oblegany kierunek technikum, potem zdał egzaminy techniczne, maturę i dostał się na studia inżynierskie, o których powiedział, że te albo żadne inne, na których obecnie studiuje. Owszem, mógł się starać bardziej, poświęcać więcej czasu na naukę, ale brak paska nigdy mu niczego nie odebrał, miał za to czas na rozwijanie się w innych kierunkach, co wydaje mi się jeszcze ważniejsze.

Być może u Twoich dzieci będzie podobnie. Ty jednak motywuj je, ale rób to mądrze, nie wywierając presji. One nie mają uczyć się dla ocen ani dla Ciebie, dlatego pokaż, że to nie oceny stanowią o ich wartości, a przy tym nie podcianaj skrzydeł swoją zawiedzioną postawą. Wiara we własne dziecko i jego możliwości zwykle jest zdecydowanie lepszą motywacją.

53

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

To inteligentna bestia, ale trochę leniwa

Nie pomnę ile razy to od nauczycieli usłyszałem wink

54

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Lucyfer,
Zgadzam się z tym ostatnim - tym, że na wiele spraw nie mamy wpływu jako rodzice. Jeśli chodzi o gry, to graliśmy, gdy były małe, nadal gramy, tyle że mniej - my rodzice też pracujemy i mamy wymagające i absorbujące dużo czasu prace.
Ja w ich wieku już tak mniej więcej wiedziałam, w jakim kierunku iść i czemu się poświęcić (oczywiście w miarę możliwości i z umiarem).
Obawiam się, że moje dzieci obudzą się "z ręką w nocniku".
Dużo z nimi rozmawiamy, ale jak grochem o ścianę.

55

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Być może u Twoich dzieci będzie podobnie. Ty jednak motywuj je, ale rób to mądrze, nie wywierając presji. One nie mają uczyć się dla ocen ani dla Ciebie, dlatego pokaż, że to nie oceny stanowią o ich wartości, a przy tym nie podcianaj skrzydeł swoją zawiedzioną postawą. Wiara we własne dziecko i jego możliwości zwykle jest zdecydowanie lepszą motywacją.

Właśnie o tę motywację pytam. Czym motywować?
One nie patrzą w przyszłość. Też byłabym zadowolona, gdym widziała rozwój w jakimś kierunku. Jedno dziecko jest artystą, inne, humanistą, inne sportowcem. U moich nie widzę nigdzie większego zainteresowania. Próbujemy rozwijać proponując dodatkowe zajęcia. Jednak szybko rezygnują.

56

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

Lucyfer,
Zgadzam się z tym ostatnim - tym, że na wiele spraw nie mamy wpływu jako rodzice. Jeśli chodzi o gry, to graliśmy, gdy były małe, nadal gramy, tyle że mniej - my rodzice też pracujemy i mamy wymagające i absorbujące dużo czasu prace.
Ja w ich wieku już tak mniej więcej wiedziałam, w jakim kierunku iść i czemu się poświęcić (oczywiście w miarę możliwości i z umiarem).
Obawiam się, że moje dzieci obudzą się "z ręką w nocniku".
Dużo z nimi rozmawiamy, ale jak grochem o ścianę.

Musisz Lou71.71 zrozumieć jedno - Twoje dzieci obecnie są bombardowane masą informacji - o tej sprawie powstanie dziś w nocy osobny wątek.
Powiem Tobie tak - dla moich rodziców to był szok, kiedy rok temu dowiedzieli się, że chodziłem na terapię z uzależnienia od pornografii, które miałem od 14 roku życia.
Wiem, że łatwo to pisać, ale niestety dużo pracujecie, poprawiacie byt swoich dzieci, ale z perspektywy dziecka mającego takich rodziców (a często przy tym kłócących się) powiem Ci, jak to wyglądało w moich oczach.
Nie widziałem rodziców, tylko opiekunów... bo co to za rodzice, z którymi tak naprawdę nie mogę na dłuższą metę porozmawiać ani swoich problemów zdradzić (bo zwykle w natłoku ich obowiązków usłyszałem coś w stylu "przesadzasz")
Rozmowa, rozmowami. Osobiście uważam, że to wspólne interakcje (nawet wspólne prace) bardziej łączą ludzi.
Obecnie mimo wszystko wiele rzeczy łatwo naprawić. Rok przerwy czy dwa to żadna tragedia, czy ujma na honorze.

Natomiast, żeby nie było, że się wymądrzam - Sam nie wiem, co będzie, jak będę znajdował się na Twoim miejscu. Po prostu coś takiego życie weryfikuje.

57

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Lucyfer,
Nie znasz nas. Nie pracujemy dużo, aby dużo zarabiać i kupować gadżety. Pracujemy dużo, bo akurat taka praca. Rozmawiam z dziećmi, ale od niedawna nie chcą mówić o sprawach, o których jeszcze niedawno mówiły. Myślę, że tak jest z większością nastolatków - mają swoje sekrety.
Jeśli chodzi o wspólne spędzanie czasu z rodzicami. Bywa różnie, bo dzieci w tym wieku wolą ten czas z przyjaciółmi. Myślę, że zabranianie im tego, byłoby jeszcze gorsze. Ale z drugiej strony - wpływ środowiska rówieśniczego też może mieć różne skutki.
Najfajniej, gdy dziecko ma jakieś hobby. Nie ma wtedy czasu na głupie pomysły.
Myślę, że nie ma złotego środka, a dzieci są różne.

58

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Jejku Lou71.71 nie chciałem, żebyś przyjęła to jako krytykę waszego trybu pracy, przecież wiadomo, że pewnych rzeczy człowiek nie przeskoczy.

Co do sekretów to lepiej, żeby inni rodzice się tutaj wypowiedzieli.


Ok to powiem może tak. Im bardziej rodzice mnie do jakiegoś "hobby" nakłaniali, tym bardziej byłem zniechęcony. Po prostu w moim przypadku do pewnych aktywności coś musiało mnie... trafić.

59

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lucyfer666 napisał/a:

Jejku Lou71.71 nie chciałem, żebyś przyjęła to jako krytykę waszego trybu pracy, przecież wiadomo, że pewnych rzeczy człowiek nie przeskoczy.

Co do sekretów to lepiej, żeby inni rodzice się tutaj wypowiedzieli.


Ok to powiem może tak. Im bardziej rodzice mnie do jakiegoś "hobby" nakłaniali, tym bardziej byłem zniechęcony. Po prostu w moim przypadku do pewnych aktywności coś musiało mnie... trafić.

My ich nie namawiamy. Proponujemy. Mogą też wybrać własne (ale nie chcą).
Jestem w bliższych relacjach z młodszymi niż z najstarszą córką, a ta uczyła się najlepiej.

60

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

Właśnie o tę motywację pytam. Czym motywować?
One nie patrzą w przyszłość. Też byłabym zadowolona, gdym widziała rozwój w jakimś kierunku. Jedno dziecko jest artystą, inne, humanistą, inne sportowcem. U moich nie widzę nigdzie większego zainteresowania. Próbujemy rozwijać proponując dodatkowe zajęcia. Jednak szybko rezygnują.

Każde dziecko jest inne, na pewno każde wymaga innego podejścia, dlatego nie odważę się stwierdzić, że znam jedyny słuszny czy uniwersalny sposób motywowania, ale napiszę jak ja to rozwiązałam i co w moim domu się sprawdziło.

Przede wszystkim wiedziałam, że trzeba nawiązać dobry kontakt z dzieckiem i robiłam to od samego początku. Starałam się też zbudować swój autorytet oraz poczucie, że jestem mu przyjacielem, a nie grożącym wielkim paluchem rodzicem. Dziecko, choćby nie wiem jak narozrabiało, to nie może bać się przyjść z problemem. Nie może też obawiać się głośno i otwarcie wyrażać swojego zdania. Równocześnie trzeba mu pomóc zbudować wysokie, ale zdrowe, poczucie własnej wartości. Jeśli to wszystko się osiągnie, to Twoje słowa mają moc, tym samym przekładają się na motywację.

Ogólnie zawsze mieliśmy raczej luźny, przyjacielski układ, a to pozwala dziecku mieć poczucie, że jego głos też brany jest pod uwagę, że ma wpływ na to, co jego dotyczy i co się z nim dzieje. Narzucanie czegokolwiek rodzi opór.

Odkąd pamiętam rękami i nogami broniłam się przed truciem, zrzędzeniem, prowadzeniem dyscyplinujących monologów, w zamian wybierałam rozmowę. Młody zawsze wiedział, że może przyjść, wygadać się i co prawda jeśli nawalił, to będzie musiał ponieść stosowne konsekwencje, ale nie zostanie z tym sam. To buduje poczucie bezpieczeństwa, ale i wzajemne zaufanie. To również motywuje - obydwie strony, by tego zaufania nie zawieść.

Przyjęłam taki model wychowania, że dawałam synowi naprawdę dużo swobody, co prawda kontrolowanej, ale jednak. Równocześnie poświęcałam mu dużo swojej uwagi, mówiłam, że kocham, jest dla mnie ważny, wiele rzeczy mu tłumaczyłam, często ze sobą rozmawialiśmy, za to nigdy nie wywierałam presji, że ma być taki jak JA to sobie wymyśliłam. Kiedy dorastał i przyszedł czas dokonywania ważnych wyborów, motywowałam pozwalając mu o sobie decydować.

Pokażę to na przykładach:
* Sam pomyśl, dziś może nie chcesz iść do technikum, rozumiem, że fajnie jest szybko skończyć zawodówkę i mieć kasę, ale możesz kiedyś tego żałować, bo zamkniesz sobie w ten sposób drogę do czegoś o wiele lepszego. Teraz będziesz szybko zarabiać, ale raczej nie przebijesz się poza jakiś pułap, będziesz też zawsze pracował fizycznie, a to nie jest to, co każdemu odpowiada. Kończąc technikum już będziesz miał większe możliwości, nawet jeśli będziesz pracował w tym samym zawodzie.
* Potem przyszedł czas na studia: Wiesz, to jest twoja decyzja, my dajemy ci taką możliwość, zobowiązujemy się przez tych kilka lat wspierać cię finansowo, ale to ty zdecyduj czy chcesz już teraz iść do pracy, czy jednak pomęczysz się tych kilka lat, a potem nigdy nie będziesz się obawiał, że brakiem dyplomu wyższej uczelni zamkniesz sobie drogę do lepszego życia.
I sam dokonał wyboru, poszedł do tego technikum, potem na studia, nigdy nie mógł nawet słowem pisnąć, że to my tego od niego oczekiwaliśmy. Ba, po pierwszym roku studiów nabrał takiej pewności swojej wiedzy (technikum mu w tym pomogło), że wyniki, które osiągnął pozwalały mu starać się o stypendium naukowe.

Wcześniej było dokładnie tak samo - czy to w temacie wyboru gimnazjum, czy zajęć dodatkowych, o hobby i pasjach nie wspominając. Jeśli chodzi o te ostatnie, to 'zaliczyliśmy' chyba wszystko, co wiąże się ze sportem, także, a może przede wszystkim, ekstremalnym, trudnym do zaakceptowania przez wielu rodziców, dzięki czemu 'spróbował' naprawdę wielu dyscyplin i poznał wiele możliwości. Jeśli coś się sprawdziło, to trwał w tym dłużej, jeśli nie, to rezygnował i szukał dalej, aż w końcu się ukierunkował. Gdzieś po drodze wiele razy usłyszałam, że jest wdzięczny, że mu na to pozwalamy, wspieramy, nikt nie truje, że znów coś nowego sobie wymyślił, nie podcina skrzydeł, bo niebezpieczne, bo coś tam jeszcze.

Oczywiście bardzo długo czuwałam, najpierw otwarcie, a potem gdzieś z boku, aby te kluczowe wybory były słuszne, nawet jeśli on nie zdawał sobie sprawy, że to w pewien sposób kontroluję wink. I widzę, że właśnie ten brak presji najbardziej pcha do przodu, bo ma poczucie, że to on sam o sobie decyduje i w ten sposób pracuje na swoją własną przyszłość. To zresztą przekłada się na inne płaszczyzny również.

Mogę też napisać, że wydaje mi się, że to właśnie ta swoboda i fakt, że mamy ze sobą naprawdę fajny kontakt, bo mamy, pozwoliły uniknąć typowego dla wieku nastoletniego buntu, o czym gdzieś po drodze wspomniałaś. Byli koledzy, przyjaciele, a w domu byłam ja - bardziej przyjaciółka niż typowa matka i nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek z tego domu miał potrzebę uciekać. Zawsze też miałam pewność, że jeśli będzie dziać się coś niedobrego, to się o tym dowiem i to nie od osób trzecich. Poza tym byłam uważna i nie wydaje mi się, abym mogła coś takiego przeoczyć. Pytania "coś się stało, bo wydajesz się jakiś przybity?" albo "na pewno wszystko jest w porządku?" pojawiały się zawsze, kiedy miałam choć cień podejrzenia, że może być potrzebny wstęp i zachęta do rozmowy. 

To co jeszcze wydaje mi się istotne, to że przez całe lata starałam się nadążać. Co to znaczy? Jeśli Junior się w coś angażował, to wiedziałam 'z czym to się je', przynajmniej orientacyjnie, dzięki czemu znałam jego świat.

Oczywiście spięcia też się zdarzają, a jakże. W końcu wychowanie to nie tylko cud, miód i maliny. Do dziś zdarza się, że muszę sprowadzić go do pionu, bo na przykład ma gorszy dzień i potrzebuje się wyładować. Największe napięcie staram się jednak przeczekać, a potem powiedzieć jak ja to widzę. Konflikty i krytyka też są ważne - pod warunkiem, że są konstruktywne.

Edit:
Choć całość nieźle pociachałam, to i tak wyszedł z tego długaśny elaborat. Mam nadzieję, że dałaś radę przebrnąć i do czegoś to się jednak przyda.

61

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Olinko,
Nie rozumiem stwierdzenia - jak nabroił, ponosił konsekwencje, ale nie był z tym sam ...
Mamy bardzo dobry kontakt i chyba dlatego, że moje dzieci nie boją się wyrażać własnych opinii i zdania, to mam wrażenie, że wyszło tak źle. Ich opinie rzadko zgadzały się z naszymi odnośnie nauki. Zresztą psychologia mówi, że dziecko zawsze wybierze drogę łatwiejszą (jeśli ma taką do wyboru). Czyli idąc tym tokiem myślenia - po co ma się uczyć, skoro to ciężka praca i w dodatku o niewiadomych efektach

62

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Lou71.71 napisał/a:

Olinko,
Nie rozumiem stwierdzenia - jak nabroił, ponosił konsekwencje, ale nie był z tym sam ...

Już wyjaśniam. Zdarzały się takie sytuacje, kiedy coś się wydarzyło, syn nie bardzo wiedział jak dany problem rozwiązać i z tym do nas przychodził. Wtedy pomagaliśmy mu jak z danej sytuacji wybrnąć, żeby było jak najlepiej, ale to nie oznaczało, że nie poniesie konsekwencji w postaci konieczności naprawienia szkody, przeproszenia osoby, na której rzecz szkoda została wyrządzona i tym podobne. Jednym słowem pomagaliśmy przebrąć przez sytuację, ale nie w taki sposób, żeby wziąć to na siebie. Czyli kiedy na przykład w szkole coś wymagało wyjaśnienia, to radziliśmy co powinien zrobić, ale to on sam, przy naszym wsparciu, osobiście musiał sprawę załatwić. To równocześnie uczy samodzielności i radzenia sobie z różnymi sytuacjami, które w dorosłym życiu zdarzają się przecież na porządku dziennym.

Lou71.71 napisał/a:

Mamy bardzo dobry kontakt i chyba dlatego, że moje dzieci nie boją się wyrażać własnych opinii i zdania, to mam wrażenie, że wyszło tak źle. Ich opinie rzadko zgadzały się z naszymi odnośnie nauki. Zresztą psychologia mówi, że dziecko zawsze wybierze drogę łatwiejszą (jeśli ma taką do wyboru). Czyli idąc tym tokiem myślenia - po co ma się uczyć, skoro to ciężka praca i w dodatku o niewiadomych efektach

Ja również miałam w domu dużą swobodę i nie bałam się wyrażać swojego zdania, ba, często robiłam po swojemu i inaczej niż namawiał mnie do tego tata (to on był moim głównym motywatorem i on mnie chyba najbardziej we wszystkim wspierał), a jednak rzadko wybierałam najłatwiejszą drogę. To już mojemu synowi do tego o wiele bliżej, bo on w wielu kwestiach istotnie idzie po najmniejszej linii oporu. Ja za to miałam spore ambicje i sobie nie odpuszczałam, musiałam być jeśli nie najlepsza, to przynajmniej mieć świadomość, że nie dałabym rady lepiej (wbrew pozorom to nie to samo). Być może to ja wymykałam się wspomnianym schematom, a być może one kończą się na teorii, bo jeśli spojrzę dookoła, nawet na dzieci moich przyjaciół, znajomych czy w rodzinie, to widzę sporo małolatów, które poważnie traktują naukę, podchodzą do swoich decyzji ambicjonalnie i wcale nie wybierają najłatwiejszej drogi, widząc w tym przepustkę do lepszej przyszłości. Oczywiście nie jest to regułą, ale naprawdę dużo jest takich dzieci.

Tak myślę nad tym wszystkim co napisałaś, ale prawdę mówiąc rozkładam ręce, bo chyba nie wiem co mogłabym poradzić. Gdzieś jednak musi tkwić przyczyna problemu i jak się do niej dotrze, to zapewne znajdzie się i sposób na nią.
Może ktoś jeszcze się wypowie i wspólnie do tego dojdziemy?


Edit:
Co dokładnie rozumiesz pod stwierdzeniem "mamy bardzo dobry kontakt"? Jesteś pewna, że dziewczynki widzą to tak samo?

63

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Tak mysle, ze przesada w żadna strone nie jest dobra - zarówno "ciśnięcie" dziecka o super dobre stopnie (srednia, albo czerwony pasek), jak i całkowite rodzicielskie luzactwo w podejściu do tego tematu.
Moim zdaniem dziecko powinno czuc, ze ważne jest (takze dla rodzica), by rozwijalo się czy opanowywalo jakiś zakres wiedzy, czy umiejetnosci, a jednka najprostszym kryterium oceny postepow sa stopnie czy punkty. Wiec te stopnie nie sa tak calkiem do.d.;P (mysle, ze wplywaja tez na samoocenę czy poczucie własnej wartości, nawet jak dziecko o tym nie mowi) tylko dobrze jest trzymać do tego zdrowy dystans i znac tez możliwości dziecka, - nie wymagac np. od słabszej osoby osiągniec ponad możliwości.

Z własnego podworka - moja starsza corka ma b wysoką srednią, co z tego, jak jest wiecznie sfrustrowana, niezadowolona, po prostu zmeczona szkolą czy nadmiarem obowiazkow. Ale jest amibitna, i co zrobisz. Przyszly rok będzie jeszcze trudniejszy, bo egzaminy do LO, i jednocześnie końcowe ze szkoły muzycznej, dopiero wakacje się zaczely, a ona już przezywa.
Mlodsza, odwrotnie, podejście luzackie, o poszczególnych przedmiotach wyraza się w sposób lekceważący, to jej się nie przyda, tamto się nie przyda. Czerwony pasek byłoby dobrze mieć, ale jak nie ma to tez dobrze.  Nauczyciele skarzą sie, ze się nie przykłada, a moglaby mieć wyniki znacznie lepsze.
Tak zle, i tak niedobrze.

64 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2019-06-21 23:43:12)

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Olinka napisał/a:

Edit:
Co dokładnie rozumiesz pod stwierdzeniem "mamy bardzo dobry kontakt"? Jesteś pewna, że dziewczynki widzą to tak samo?

Piszę tak jak ja uważam (podobnie jak ty napisałaś). To się czuje.
Benita,
Twoja córka w wieku mojej. Obawiam się właśnie egzaminu ósmoklasisty, a co za tym idzie dostanie się do szkoły średniej.

65

Odp: Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?
Benita72 napisał/a:

Tak mysle, ze przesada w żadna strone nie jest dobra - zarówno "ciśnięcie" dziecka o super dobre stopnie (srednia, albo czerwony pasek), jak i całkowite rodzicielskie luzactwo w podejściu do tego tematu.

Ależ oczywiście. Zresztą wydaje mi się, że w którąkolwiek stronę nie spojrzymy, to zawsze lepszy będzie tak zwany złoty środek niż skrajności. Tak jak napisałaś - presja nie jest dobra, ale zupełny luz także. Podobnie stosunek do rodziców - dziecko nie powinno, nie może, się ich bać, ale brak jakichkolwiek zasad i wynikający z tego brak szacunku może okazać się jeszcze gorszy. Lepiej jeśli dziecko ma jakieś zainteresowania, pasje niż nie ma ich wcale, z drugiej strony jeśli jest nimi zupełnie pochłonięte i się zatraca, to zwykle odbywa się to kosztem innych ważnych dla danego wieku spraw i wartości. I tak dalej, i tak dalej. Kochać i wychowywać trzeba mądrze, czyli znajdując metodę i oczekiwania możliwe do spełnienia przez to konkretne dziecko, do którego się je 'dopasowuje'. Przecież każde dziecko jest inne, dlatego przykładaniem wszystkich do jednej miarki można zrobić wielką krzywdę.

Benita72 napisał/a:

Z własnego podworka - moja starsza corka ma b wysoką srednią, co z tego, jak jest wiecznie sfrustrowana, niezadowolona, po prostu zmeczona szkolą czy nadmiarem obowiazkow. Ale jest amibitna, i co zrobisz. Przyszly rok będzie jeszcze trudniejszy, bo egzaminy do LO, i jednocześnie końcowe ze szkoły muzycznej, dopiero wakacje się zaczely, a ona już przezywa.
Mlodsza, odwrotnie, podejście luzackie, o poszczególnych przedmiotach wyraza się w sposób lekceważący, to jej się nie przyda, tamto się nie przyda. Czerwony pasek byłoby dobrze mieć, ale jak nie ma to tez dobrze.  Nauczyciele skarzą sie, ze się nie przykłada, a moglaby mieć wyniki znacznie lepsze.
Tak zle, i tak niedobrze.

Znam trochę takich rodzeństw, w których dzieci są w podobnym wieku, mają tych samych rodziców, w domu obowiązują te same zasady, a jednak jedno jest zupełnie inne od drugiego. Mojej przyjaciółki dziewczynki są takie, jak Twoje córki. Jedna spokojna, poukładana, ambitna, obowiązkowa do bólu, a przy tym bardzo wszystkim przejęta i zestresowana szkołą. Druga zupełne przeciwieństwo - luzara, której wszystko jedno, fajnie jakby 'samo' wyszło, ale jak nie wyjdzie, to przecież świat się nie zawali. I nie ma na nią siły. Doszło nawet do tego, że zaczęła rodzicom podbierać pieniądze.

Posty [ 65 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Punkty i oceny miarą wartości młodego człowieka - tak czy nie?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024