Mam 27 lat, od zawsze sam i od zawsze z problemami zdrowotnymi które wprawiają mnie w duże kompleksy (wiele nie do ogarnięcia a inne to dość poważne operacje z wyłączeniem z życia długi okres).
Od 5 lat poza pracą (beznadziejną) nie wychodzę z domu, odciąłem się od wszelkich znajomości a od całkowitego zwariowania zachowuje mnie (na razie) kontakt z obcymi ludźmi internecie. Już lata temu pogodziłem się z tym że będę wiecznym singlem ale w głębi jednak zachowałem cichą nadzieję na jakiś związek. Dzisiaj już wiem że do tego nie dojdzie - zdrowie lepsze nie jest, jestem coraz starszy a z każdym rokiem zwiększają się moje zaległości życiowe (słabe wykształcenie,słaba praca itp). Trzeba nazwać rzecz po imieniu - jestem nikim. Do pewnego momentu potrzeby seksualne, uczuciowe neutralizowałem za pomocą masturbacji - raz czy dwa i odechciewało mi się związków. Niestety ta metoda przestała być skuteczna. Doszło do mnie że zaraz stuknie mi trzydziestka a ja rzeczywiście skończę jako samotnik. Cały czas wmawiałem sobie że nie potrzebuję drugiej połówki i jakoś wytrwam w samotności do końca ale coś we mnie pękło i już wiem że moja zszargana psychika dłużej tak nie pociągnie. Nie jest to tylko kwestia seksualna (choć też bardzo istotna) bo tę jako tako rozładowywałem "na własną rękę" ale także pragnienie kobiety z ktorą będę dzielił życie, która byłaby dla mnie wsparciem a ja dla niej, żebym miał z kim porozmawiać, zjeść posiłek, iść na spacer - takie banały ale dla mnie to jakaś totalna abstrakcja której mi cholernie brakuje.
Nie przedłużając (żeby ktoś zechciał to w ogóle przeczytać). Czy jest jakaś metoda farmakologiczna na obniżenie tych pożądań? Czy obniżenie testosteronu może nieco uciszyć te amory? Jak już wspomniałem jestem nikim z wątpliwym zdrowiem i zrytą psychiką a w takim stanie nawet nie przyszło mi na myśl by choćby zagadać. Jakby było tego mało to klientki w pracy zagadują do mnie, na pierwszy rzut oka zły nie jestem, głupi nie jestem (można ze mną sensownie porozmawiać) twarzą nie straszę ale z uwagi na moją sytuację muszę je płoszyć. Czas leci i z każdym dniem boli mnie to coraz mocniej. Sam w to nie mogę uwierzyć że trafiło akurat na mnie. Za młodu na fajerwerki w późniejszym życiu nie liczyłem ale żeby w wieku 27 lat mieć już dosyć... Pozdrawiam Was serdecznie.