Trudny związke - toksyczny? rozstanie. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 13 ]

Temat: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Nie sądziłam, że i ja tutaj trafie z takim wątkiem. Nawet nie wiem od czego zacząć.

Właśnie spakowałam rzeczy - byłego już - narzeczonego. Półtora letni związek, w tym terapia uzależnień, powrót do normalności i na nowo powrót, chęć pomocy, ale jak widać chyba na nic. Wyszedł bez słowa, pewnie liczy, że się pobawi i wróci, ale nic z tego. Nie tym razem. Pomóżcie mi w tym, aby pozostać przy tym zdaniu, aby być konsekewntną. Wierzyłam, że coś się zmieni, że jemu podat to zależy na mnie, niestety zostało rozczarowanie i żal.

Jeżeli będzie ktoś zainteresowany tematem z chęcią odpowiem na pytania, przepraszam za ten chaos. Wiele emocji, nazbyt wiele, bo żadna łza nie chce wyjść na zewnątrz, może to już obojętność? Ktoś miał podobne przeżycia?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Co to znaczy, że on myśli, iż przejdzie ci i że on jak zwykle wróci? Były rozstania i powroty? A to dopiero półtora roku i już zaliczyłas psychologa? Musisz więc tkwić w jakimś totalnym syfie. Opisz to, spróbuję coś skrobnąć, może pomogę.

3

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Często wchodzimy w związki, które są toksyczne. Ja jestem, albo raczej może już "byłam" w takim związku od 3 lat. Ciągłe rozstania i powroty, ciągłe kłótnie, ciche dni.. Więcej przykrych chwil niż szczęśliwych. Już od dawna nie jestem szczęśliwa, chociaż bardzo kocham tego człowieka i chciałam mu nieba przychylić. Ale to nic nie pomaga, jest zbyt wiele różnic, których już się chyba nie da pogodzić ze sobą... Tak zaczęłam o sobie, a to wątek o Tobie. Ale może coś doradzę, chociaż chyba kiepski będzie ze mnie doradca, bo samej ciężko mi odejść...

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
ulle napisał/a:

Co to znaczy, że on myśli, iż przejdzie ci i że on jak zwykle wróci? Były rozstania i powroty? A to dopiero półtora roku i już zaliczyłas psychologa? Musisz więc tkwić w jakimś totalnym syfie. Opisz to, spróbuję coś skrobnąć, może pomogę.

Na klika miesiecy po Poznaniu trafił na terapie zamknięta, uzależnienie od substancji psychoaktywnych, wtedy i ja wspierałam się wizytami u terapeuty, tak było nie tyle łatwiej co po prostu dało mi większa świadomość problemu, sama u siebie nie widziałam wielkiej potrzeby by zajmować się tam moją osobą. Po terapii przez dłuższy czas próbowaliśmy zorganizować życie na nowo, tak by funkcjonować i żyć dobrze, wszystko układało się dobrze, niestety błędem było zapomnienie o zorganizowaniu terapii dochodzącej. I w taki sposób wszystko wróciło. Był jeden epizod i ściąganie go do domu, potem drugi, naprawianie na nowo kwestii związanej z praca. Nie było natomiast po tym wszystkim żadnych większych motywacji by udać się na terapie. Obecnie zapewne jest w trakcie 3go epizodu i o żadnej zmianie swojego postępowania zapewne nie myśli, zatem tak: powroty były.

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
sahavana napisał/a:

Często wchodzimy w związki, które są toksyczne. Ja jestem, albo raczej może już "byłam" w takim związku od 3 lat. Ciągłe rozstania i powroty, ciągłe kłótnie, ciche dni.. Więcej przykrych chwil niż szczęśliwych. Już od dawna nie jestem szczęśliwa, chociaż bardzo kocham tego człowieka i chciałam mu nieba przychylić. Ale to nic nie pomaga, jest zbyt wiele różnic, których już się chyba nie da pogodzić ze sobą... Tak zaczęłam o sobie, a to wątek o Tobie. Ale może coś doradzę, chociaż chyba kiepski będzie ze mnie doradca, bo samej ciężko mi odejść...

Skąd u Was biorą się te problemu?
U mnie największym jest to uzależnienie i wszelkie powiązania jakie za tym idą. Gdy jest trzeźwy jest kochanym, troskliwym facetem, natomiast gdy wracają stare schematy... naprawdę nie wiem co mnie przy nim trzyma. Bardzo mi trudno zrezygnować z tego mając świadomość, ze jest to choroba i bez mojej pomocy zapewne zostanie sam. Z drugiej zaś strony, jeśli on nic nie zrobi, moje starania nic nie dadzą. Żal mi ze znów przegrywam, ze uzależnienie bierze górę, nie liczą się moje uczucia, nasze wspólne plany. Nie chce takiego życia, a mimo to tak bardzo nie potrafię się pogodzić z tym wszystkim.
Mam w sobie coraz więcej żalu i nienawiści a mimo to nadal się martwię... znów pojawił się chaos, którego tak bardzo nienawidzę.
Jeśli masz ochotę opowiesz coś więcej o Twojej sytuacji.

6 Ostatnio edytowany przez ulle (2018-12-27 22:32:47)

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Chciałaś być życiową partnerka tego faceta, a wyszło tak, ze zostałaś ratowniczka i to bez kwalifikacji, za to z sercem pełnym miłości.
Wielka idealistka z ciebie i zobaczysz, że srodze się na tych swoich pobożnych życzeniach zawiedziesz.
Życie nie jest bowiem kolorowe i w niczym nie przypomina bajki. Jest za to brutalna walka o przetrwanie.
Uważam, że nie powinnaś marnować swojego młodego i późniejszego życia na szarpanie się z ćpunem. Nie jesteś ani jego terapeutką, ani matka, ani siostrą, ani nawet żona uwikłana w dwójkę jego dzieci, żebyś musiała walić bez końca w ten wór bez dna.
Jesteś wolna osoba i możesz wspaniałe ułożyć sobie życie bez wiecznie gnijącego wrzoda na doopie.
Nigdy niczego się z nim nie dorobisz, bo wszystko pójdzie na prochy, pewnie na wódę i na koniec i na dziwy, bo jest to charakterystyczne dla pewnych środowisk. Ciągle będziesz obca, z boku, Magiera baba jedzą, która czepia się Piotrusia pana nałogowcami.
Po co ci coś takiego?
Toż lepiej chociażby nudzić się trochę w domu niż żyć jak wariat według chorych zasad.
On ma w tobie opiekunkę i nigdy nie stanie na nogi, bo wie że ty nie pozwolisz mu zginąć marnie. Prxyssal się więc do ciebie, bo na razie jesteś silniejsza od niego i czerpie z ciebie siły, bo chce przetrwać. Każda istota chce przede wszystkim przetrwać. On też. Tylko że podczas gdy on nabiera sił, bo ciebie pożera, ty swoje zdrowie i siły tracisz. Na koniec staniesz się wrakiem człowieka, nabawisz się nerwicy, depresji i też wylafujesz na prochach.
Chcesz tego?
O takim życiu dla ciebie marzyli twoi rodzice?
A jeśli będą dzieci? Co wtedy im dasz i jak wytłumaczysz, co dzieje się pod ich dachem?
Jesteś uzależniona od chorych emocji, jakie funduje ci ta znajomość i kieruje tobą litość oraz jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za tego nałogowca. Musisz w trybie pilnym przewartościowac sobie różne sprawy, zmienić myślenie o sobie, tak byś na końcu tej transformacji ujrzała tylko i wyłącznie siebie, swoje dobro. Bo on, w razie czego, żadna podpora dla ciebie nie będzie, lecz kulą u nogi ciągnącą cię w dół.
Nie przyjmuj go z powrotem choćby nawet wył i wił się pod twoimi drzwiami, bo na to by pozwolić sobie na dobre litościwe serce trzeba mieć bardzo twarda doope.

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
ulle napisał/a:

Chciałaś być życiową partnerka tego faceta, a wyszło tak, ze zostałaś ratowniczka i to bez kwalifikacji, za to z sercem pełnym miłości.
Wielka idealistka z ciebie i zobaczysz, że srodze się na tych swoich pobożnych życzeniach zawiedziesz.
Życie nie jest bowiem kolorowe i w niczym nie przypomina bajki. Jest za to brutalna walka o przetrwanie.
Uważam, że nie powinnaś marnować swojego młodego i późniejszego życia na szarpanie się z ćpunem. Nie jesteś ani jego terapeutką, ani matka, ani siostrą, ani nawet żona uwikłana w dwójkę jego dzieci, żebyś musiała walić bez końca w ten wór bez dna.
Jesteś wolna osoba i możesz wspaniałe ułożyć sobie życie bez wiecznie gnijącego wrzoda na doopie.
Nigdy niczego się z nim nie dorobisz, bo wszystko pójdzie na prochy, pewnie na wódę i na koniec i na dziwy, bo jest to charakterystyczne dla pewnych środowisk. Ciągle będziesz obca, z boku, Magiera baba jedzą, która czepia się Piotrusia pana nałogowcami.
Po co ci coś takiego?
Toż lepiej chociażby nudzić się trochę w domu niż żyć jak wariat według chorych zasad.
On ma w tobie opiekunkę i nigdy nie stanie na nogi, bo wie że ty nie pozwolisz mu zginąć marnie. Prxyssal się więc do ciebie, bo na razie jesteś silniejsza od niego i czerpie z ciebie siły, bo chce przetrwać. Każda istota chce przede wszystkim przetrwać. On też. Tylko że podczas gdy on nabiera sił, bo ciebie pożera, ty swoje zdrowie i siły tracisz. Na koniec staniesz się wrakiem człowieka, nabawisz się nerwicy, depresji i też wylafujesz na prochach.
Chcesz tego?
O takim życiu dla ciebie marzyli twoi rodzice?
A jeśli będą dzieci? Co wtedy im dasz i jak wytłumaczysz, co dzieje się pod ich dachem?
Jesteś uzależniona od chorych emocji, jakie funduje ci ta znajomość i kieruje tobą litość oraz jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za tego nałogowca. Musisz w trybie pilnym przewartościowac sobie różne sprawy, zmienić myślenie o sobie, tak byś na końcu tej transformacji ujrzała tylko i wyłącznie siebie, swoje dobro. Bo on, w razie czego, żadna podpora dla ciebie nie będzie, lecz kulą u nogi ciągnącą cię w dół.
Nie przyjmuj go z powrotem choćby nawet wył i wił się pod twoimi drzwiami, bo na to by pozwolić sobie na dobre litościwe serce trzeba mieć bardzo twarda doope.

Brutalne są te słowa, które piszesz. Może i jest to zabieg który pomaga, ale dla kogoś kto przeżywa trudne chwile naprawdę są ciężkie.
Owszem, chciałam być partnerka, chyba jak każda kobieta rozpoczynająca nowy związek, nie odrzuciłam go znając prawdę, może to i błąd, nie mnie to oceniać i chyba czas nie ten. Zdecydowaliśmy się na związek, momenty były różne, niektórzy męczą się z innymi problemami, ja stwierdziłam, że razem sobie poradzimy... ot taki zapał, chęć pomocy bliskiej mi osobie. Ciebie nigdy życie nie zmusiło to okazywania pomocy słabszym?
Miałam pełna świadomość tego co i jak, ale tez miałam dużo wiary.
Wolna osoba powiązana emocjonalnie z kimś o kim piszesz, byłabym wolna osoba gdyby tych uczuć nie było. To taka mała, aczkolwiek radykalna różnica.
Cenie Twoja wypowiedz, ale niestety fragment, gdzie wrzucasz wszystkich do jednego wora, określając dalszy ciąg sytuacji wrecz mnie odrzuca. Masz racje, życie nie jest kolorowe, ale tez nie jest zero-jedynkowe. Są również stany pośrednie, zarówno w kwestii uczuć, emocji jak i pewnych zachowań.
Od niego otrzymałam miłość, troskę, wielka opiekę, coś czego najwidoczniej potrzebowałam bardziej niż czegokolwiek innego, a może innymi słowami: te uczucia po prostu rekompensowały pewne trudności jakie również kryły się za ta relacja. I tutaj wracamy do punktu wyjścia: życie nie jest kolorowe, nie mogę liczyć, ze w przyszłości będzie jedynie sielanka, że nie będę mieć większych bądź mniejszych problemów, może właśnie dlatego walczyliśmy razem ze złem, nie odrzucając wszystkiego?
Właśnie... walczyliśmy. Tu kryje się największy problem, bo dopóki robiliśmy to razem była nadzieja, osobno już chyba nawet nie ma o czym mówić.

8

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Jeżeli już się trochę zadomowiłaś na forum i masz czas to proponuje Tobie poczytanie wątku "dziwne rozstanie, sprzeczności"
tylko od końca tzn od ostatnich postów.

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
paslawek napisał/a:

Jeżeli już się trochę zadomowiłaś na forum i masz czas to proponuje Tobie poczytanie wątku "dziwne rozstanie, sprzeczności"
tylko od końca tzn od ostatnich postów.

Dziękuję bardzo za sugestię.

10

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
Zagubiona25Niko napisał/a:
ulle napisał/a:

Chciałaś być życiową partnerka tego faceta, a wyszło tak, ze zostałaś ratowniczka i to bez kwalifikacji, za to z sercem pełnym miłości.
Wielka idealistka z ciebie i zobaczysz, że srodze się na tych swoich pobożnych życzeniach zawiedziesz.
Życie nie jest bowiem kolorowe i w niczym nie przypomina bajki. Jest za to brutalna walka o przetrwanie.
Uważam, że nie powinnaś marnować swojego młodego i późniejszego życia na szarpanie się z ćpunem. Nie jesteś ani jego terapeutką, ani matka, ani siostrą, ani nawet żona uwikłana w dwójkę jego dzieci, żebyś musiała walić bez końca w ten wór bez dna.
Jesteś wolna osoba i możesz wspaniałe ułożyć sobie życie bez wiecznie gnijącego wrzoda na doopie.
Nigdy niczego się z nim nie dorobisz, bo wszystko pójdzie na prochy, pewnie na wódę i na koniec i na dziwy, bo jest to charakterystyczne dla pewnych środowisk. Ciągle będziesz obca, z boku, Magiera baba jedzą, która czepia się Piotrusia pana nałogowcami.
Po co ci coś takiego?
Toż lepiej chociażby nudzić się trochę w domu niż żyć jak wariat według chorych zasad.
On ma w tobie opiekunkę i nigdy nie stanie na nogi, bo wie że ty nie pozwolisz mu zginąć marnie. Prxyssal się więc do ciebie, bo na razie jesteś silniejsza od niego i czerpie z ciebie siły, bo chce przetrwać. Każda istota chce przede wszystkim przetrwać. On też. Tylko że podczas gdy on nabiera sił, bo ciebie pożera, ty swoje zdrowie i siły tracisz. Na koniec staniesz się wrakiem człowieka, nabawisz się nerwicy, depresji i też wylafujesz na prochach.
Chcesz tego?
O takim życiu dla ciebie marzyli twoi rodzice?
A jeśli będą dzieci? Co wtedy im dasz i jak wytłumaczysz, co dzieje się pod ich dachem?
Jesteś uzależniona od chorych emocji, jakie funduje ci ta znajomość i kieruje tobą litość oraz jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za tego nałogowca. Musisz w trybie pilnym przewartościowac sobie różne sprawy, zmienić myślenie o sobie, tak byś na końcu tej transformacji ujrzała tylko i wyłącznie siebie, swoje dobro. Bo on, w razie czego, żadna podpora dla ciebie nie będzie, lecz kulą u nogi ciągnącą cię w dół.
Nie przyjmuj go z powrotem choćby nawet wył i wił się pod twoimi drzwiami, bo na to by pozwolić sobie na dobre litościwe serce trzeba mieć bardzo twarda doope.

Brutalne są te słowa, które piszesz. Może i jest to zabieg który pomaga, ale dla kogoś kto przeżywa trudne chwile naprawdę są ciężkie.
Owszem, chciałam być partnerka, chyba jak każda kobieta rozpoczynająca nowy związek, nie odrzuciłam go znając prawdę, może to i błąd, nie mnie to oceniać i chyba czas nie ten. Zdecydowaliśmy się na związek, momenty były różne, niektórzy męczą się z innymi problemami, ja stwierdziłam, że razem sobie poradzimy... ot taki zapał, chęć pomocy bliskiej mi osobie. Ciebie nigdy życie nie zmusiło to okazywania pomocy słabszym?
Miałam pełna świadomość tego co i jak, ale tez miałam dużo wiary.
Wolna osoba powiązana emocjonalnie z kimś o kim piszesz, byłabym wolna osoba gdyby tych uczuć nie było. To taka mała, aczkolwiek radykalna różnica.
Cenie Twoja wypowiedz, ale niestety fragment, gdzie wrzucasz wszystkich do jednego wora, określając dalszy ciąg sytuacji wrecz mnie odrzuca. Masz racje, życie nie jest kolorowe, ale tez nie jest zero-jedynkowe. Są również stany pośrednie, zarówno w kwestii uczuć, emocji jak i pewnych zachowań.
Od niego otrzymałam miłość, troskę, wielka opiekę, coś czego najwidoczniej potrzebowałam bardziej niż czegokolwiek innego, a może innymi słowami: te uczucia po prostu rekompensowały pewne trudności jakie również kryły się za ta relacja. I tutaj wracamy do punktu wyjścia: życie nie jest kolorowe, nie mogę liczyć, ze w przyszłości będzie jedynie sielanka, że nie będę mieć większych bądź mniejszych problemów, może właśnie dlatego walczyliśmy razem ze złem, nie odrzucając wszystkiego?
Właśnie... walczyliśmy. Tu kryje się największy problem, bo dopóki robiliśmy to razem była nadzieja, osobno już chyba nawet nie ma o czym mówić.

Idź na terapię, Zagubiona, bo mi tu pachnie współuzależnieniem od narkotyków. Ogólnie do bani.

11

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Ja to rozumiem inaczej. Nie wiem czy dobrze. Rady, aby zakończyć związek są niestety ale dobrymi radami. Ludzie tacy jak Ty, czy ja,  niestety mają za dobre serce, za co wiadomo, że przypłacą twardą ... Kiedy pokochamy, chcemy uchylić nieba tej osobie, wspierać, pomagać, okazywać miłość i przez myśl nam nie chce przejść, by zostawić ją z problemami. Mimo tego, jak nas traktuje, mimo tego, że nie widzi tego co otrzymuje od nas. Ale niestety, pragniemy też miłości, wsparcia, normalnego związku, romantycznych chwil, ale one nie nastąpią, to co dajemy mężczyźnie, którego kochamy nigdy do nas nie wróci niestety. Nam brakuje tego zdrowego egoizmu, który mają osoby udzielające rad. I to nasz podstawowy problem, bo zamiast myśleć o sobie, myślimy o mężczyźnie, a na drugim miejscu jesteśmy my. Ciężko zakończyć zatem taką relację i odejść od człowieka, który tak wiele dla nas znaczy. I trudno wcielić w życie te wszystkie rady.

12

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.
Kalita_34 napisał/a:
Zagubiona25Niko napisał/a:
ulle napisał/a:

Chciałaś być życiową partnerka tego faceta, a wyszło tak, ze zostałaś ratowniczka i to bez kwalifikacji, za to z sercem pełnym miłości.
Wielka idealistka z ciebie i zobaczysz, że srodze się na tych swoich pobożnych życzeniach zawiedziesz.
Życie nie jest bowiem kolorowe i w niczym nie przypomina bajki. Jest za to brutalna walka o przetrwanie.
Uważam, że nie powinnaś marnować swojego młodego i późniejszego życia na szarpanie się z ćpunem. Nie jesteś ani jego terapeutką, ani matka, ani siostrą, ani nawet żona uwikłana w dwójkę jego dzieci, żebyś musiała walić bez końca w ten wór bez dna.
Jesteś wolna osoba i możesz wspaniałe ułożyć sobie życie bez wiecznie gnijącego wrzoda na doopie.
Nigdy niczego się z nim nie dorobisz, bo wszystko pójdzie na prochy, pewnie na wódę i na koniec i na dziwy, bo jest to charakterystyczne dla pewnych środowisk. Ciągle będziesz obca, z boku, Magiera baba jedzą, która czepia się Piotrusia pana nałogowcami.
Po co ci coś takiego?
Toż lepiej chociażby nudzić się trochę w domu niż żyć jak wariat według chorych zasad.
On ma w tobie opiekunkę i nigdy nie stanie na nogi, bo wie że ty nie pozwolisz mu zginąć marnie. Prxyssal się więc do ciebie, bo na razie jesteś silniejsza od niego i czerpie z ciebie siły, bo chce przetrwać. Każda istota chce przede wszystkim przetrwać. On też. Tylko że podczas gdy on nabiera sił, bo ciebie pożera, ty swoje zdrowie i siły tracisz. Na koniec staniesz się wrakiem człowieka, nabawisz się nerwicy, depresji i też wylafujesz na prochach.
Chcesz tego?
O takim życiu dla ciebie marzyli twoi rodzice?
A jeśli będą dzieci? Co wtedy im dasz i jak wytłumaczysz, co dzieje się pod ich dachem?
Jesteś uzależniona od chorych emocji, jakie funduje ci ta znajomość i kieruje tobą litość oraz jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za tego nałogowca. Musisz w trybie pilnym przewartościowac sobie różne sprawy, zmienić myślenie o sobie, tak byś na końcu tej transformacji ujrzała tylko i wyłącznie siebie, swoje dobro. Bo on, w razie czego, żadna podpora dla ciebie nie będzie, lecz kulą u nogi ciągnącą cię w dół.
Nie przyjmuj go z powrotem choćby nawet wył i wił się pod twoimi drzwiami, bo na to by pozwolić sobie na dobre litościwe serce trzeba mieć bardzo twarda doope.

Brutalne są te słowa, które piszesz. Może i jest to zabieg który pomaga, ale dla kogoś kto przeżywa trudne chwile naprawdę są ciężkie.
Owszem, chciałam być partnerka, chyba jak każda kobieta rozpoczynająca nowy związek, nie odrzuciłam go znając prawdę, może to i błąd, nie mnie to oceniać i chyba czas nie ten. Zdecydowaliśmy się na związek, momenty były różne, niektórzy męczą się z innymi problemami, ja stwierdziłam, że razem sobie poradzimy... ot taki zapał, chęć pomocy bliskiej mi osobie. Ciebie nigdy życie nie zmusiło to okazywania pomocy słabszym?
Miałam pełna świadomość tego co i jak, ale tez miałam dużo wiary.
Wolna osoba powiązana emocjonalnie z kimś o kim piszesz, byłabym wolna osoba gdyby tych uczuć nie było. To taka mała, aczkolwiek radykalna różnica.
Cenie Twoja wypowiedz, ale niestety fragment, gdzie wrzucasz wszystkich do jednego wora, określając dalszy ciąg sytuacji wrecz mnie odrzuca. Masz racje, życie nie jest kolorowe, ale tez nie jest zero-jedynkowe. Są również stany pośrednie, zarówno w kwestii uczuć, emocji jak i pewnych zachowań.
Od niego otrzymałam miłość, troskę, wielka opiekę, coś czego najwidoczniej potrzebowałam bardziej niż czegokolwiek innego, a może innymi słowami: te uczucia po prostu rekompensowały pewne trudności jakie również kryły się za ta relacja. I tutaj wracamy do punktu wyjścia: życie nie jest kolorowe, nie mogę liczyć, ze w przyszłości będzie jedynie sielanka, że nie będę mieć większych bądź mniejszych problemów, może właśnie dlatego walczyliśmy razem ze złem, nie odrzucając wszystkiego?
Właśnie... walczyliśmy. Tu kryje się największy problem, bo dopóki robiliśmy to razem była nadzieja, osobno już chyba nawet nie ma o czym mówić.

Idź na terapię, Zagubiona, bo mi tu pachnie współuzależnieniem od narkotyków. Ogólnie do bani.

Ja jestem już na terapii

13

Odp: Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Bardzo proszę o nie kopiowanie kilkunastu poprzednich wypowiedzi tylko po to, żeby pod skopiowanymi postami dodać 3 słowa.
Trudno się czyta taki wątek, bo w kilometrach ctrl c, ctrl v - umyka cały sens i treść tematu i robi się ogromny bałagan.
Z góry dziękuję/ IsaBella77

Posty [ 13 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Trudny związke - toksyczny? rozstanie.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024