Witam,
już nie wiem gdzie mogę się wygadać na ten temat a czuje że musze wiedzieć co myślą o tym inni. Zaczne od tego ze mam 26 lat i fajnego meza, a malzenstwem jestesmy rok. Dobrze sie nam uklada, jestesmy szczesliwi (w malzenstwie) mamy obydwoje prace i co najwazniejsze jesteśmy zdrowi.
Niestety problem sie zaczyna w miejscu zamieszkania - mieszkamy u moich rodziców. Moi rodzice to dziwaki - zachowują sie jak stare pierdziele a mają ponad 50 lat. Moja mama od dawna zachowuje sie jak histeryczka pierwsze objawy juz zobaczylam w wieku 9 lat, zniszczyla mi całe pozne dziecinstwo i mlodosc, lata szkoły.. Nie mogłam chodzic na dyskoteki, nie mam przez nią przyjaciół ani nawet znajomych, jesli gdzieś wyszłam to miałam okropne lanie, podduszanie itp. Ale było mineło jakoś meża znalazłam.
Teraz gdy mam 26 lat nie mam inaczej. W domu kłotnie, obrażanie się o byle co, dąsy, kwaśne miny. Bo ona nie pracuje tylko siedzi w domu, a ja mam dobrze bo sobie ide do pracy ( i zarabiam najnizsza krajową haha), że ona musi obiady gotowac jak ja mam 1 zmiany itp.. Jak na nią patrze to od razu robi mi sie niedobrze, po prostu jest tak toksyczna osobą ze marnuje mi cale terazniejsze zycie nadal. Nie wspomnialam o tym ze mam brata ktory jest czesciowo uposledzony ale nic szczegolnego mu sie nie dzieje po prostu chodzi i truje ludziom życie on tak samo mi upuscil tyle krwi ze mysle sobie gdyby go tak nie było moze moja matka bylaby inna osobą??
Jeszcze do tego mam schorowanych dziadkow, ktorzy dają w kość dodatkowo, ale ich akurat bardzo kocham po prostu to juz jest starość.
Razem z mezem mieszkamy tutaj tylko dlatego zeby odkladac jak najwiecej (mieszkamy na wsi) i chcemy sie wyprowadzic do miasta. Chemy kupic mieszkanie (troche zarobic i wziac kredyt). Dlatego znosze to wszystko zeby nie tracic pieniedzy na wynajem.. A powiedzcie czy jest sens tak sie stresowac?? Wydaje mi sie ze w takich warunkach jakie panują to nie jestesmy wstanie zalozyc rodziny zajsc w ciaze, a dziecko w tym domu to tylko krzywda tak powiedziala mi mama. Mowi zebysmy sie wyniesli bo tutaj jest za ciasno na kolejną rodzine ( a przeciez wcale nie jest ).
Nie rozumiem dlaczego tak traktuje wlasne dzieci, mysli ze jak zrobi obiad czy pranie to jest rodzaj wsparcia, a ja tak nie uwazam bo to wszystko mi jest wytykane, zero czulosci z jej strony ani wsparcia bo zawsze mnie równała z ziemią, czemu na siłe chce być sama, najgorsze jest to ze ja jestem nieszczesliwa bo ona jest a ja chce zeby było dobrze chociaz wiem ze ona nigdy nie zmieni nastawienia do zycia.
Nic wiecej nie chce od zycia tylko jak najmniej nieporozumien kłótni wrzasków codziennych.. Jestem juz tak bardzo tym zmeczona, zastanawiam sie czy miec dzieci skoro przesiąkam w tym domu brakiem milosci..
Co robić?