Dziewczyny, potrzebuję porady.
Może wyda Wam się to na początek głupie i dziecinne, ale od razu dodam, że wpływ na to co powiedziałam miało bardzo wiele czynników...
Otó, mój facet organizuje impreze zakończeniową u siebie na działce dla ludzi ze studiów, od kąd słyszałam o tej imprezie było dla mnie oczywiste, że ja jako pani gospodarza imprezy będę w niej uczestniczyć, jednak ostatnio widzę wyraźne sygnały, że jednak się mylę i mimo, że impreze właściwie 2 dni będzie trwać, mnie nie brał pod uwagę.
Zrobiło mi się cholerenie przykro i nie ukrywam, że zawiodłam się... Od kilku dobrych dni chodzę i podpytuję o to czy też będę, ale on nie daje mi jednoznacznej odpowiedzi.
Z resztą często tak ma, że nie potrafi się w różnych kwestiach zdecydowanie określić, co mnie irytuje, bo nie rozumiem jak tak można.
Dodam, że jesteśmy ze sobą ponad 2.5 roku i do tej pory wszelkie spotkania klasowe, grupowe czy z kumplami tolerowałam i nie "pchałam się" na nie, ale tym razem wydaje mi się oczysite, że jeżeli organizuje impreze to ja mam prawo na niej być.
Wczoraj, gdy zapytałam o to kolejny raz, że chcę wiedzieć na czym stoję, wymijająco odpowiedział, że się zobaczy, że jeszcze impreza się nie zaczeła a ja sie dopytuję itd. Zero konkretów, więc ja pod wpływem ogromnych emocji, powiedziałam "jeśli mnie tam nie będzie, z nami będzie koniec"...
Wiem, żenujący tekst, może jak dziecko... Wywołało to mała kłótnię, co nam się nie zdaża, wymianę zdań itd. ale zero odpowiedzi.
Naprawdę jestem gotowa do zrobić, bo zauważyłam dość dawno, że on często wymyśla jakieś dziwne podowy dla których nie zabiera mnie np. do rodziny, której jeszcze nie znam, do koleżanki ze studiów na parapetówkę, która zaprosiła nas oboje... Różne myśli przychodzą do głowy i właśnie przez to powiedziałam to... nie chcę czuć się jak pięte koło u wozu, albo osoba, której się wstydzi - choć wg mnie nie ma powodów do tego.
On najczęściej odp. ze nie studiowałam z nimi i każdy będzie sam, więc dlaczego ja mam tam być?
Do cholery, to on organizuje, u siebie więc dla mnie to oczywiste, ja na jego miejscu nie wyobrażałabym sobie, żeby taka impreza mogła odbyć się bez niego
Chętnie poznam jego znajomych, choć 2 osoby znam, więc tym lepiej.
Jestem kłębkiem nerwów, dla mnie to już chyba sprawa ambicjonalna... obawiam się, że jednak nie planuje mnie zabrać ze sobą, a dla mnie to naprawde oznacza koniec...
Podpytywałam znajomych, koleżanki, co by zrobili, jakie mają zdanie - każdy twierdzi, że w takiej sytuacji druga połowa obowiązkowo by była, nikt nie zachowałby się tak jak on... tym bardzie to dało mi chęć postawić na swoim, choć wiem, że nie o to w związku chodzi ;(
Dziewczyny, powiedzcie, czy ja przesadzam?
Kto ma racje?
Impreza jesrt dziś, a ja już spać nie mogłam On tiwerdzi, że to nic pewnego, że nie wiadomo ile osób dopisze, a tak naprawde się już na to impreze ostro szykuje
Czuję się pokonana i zawiedziona
Poradzcie, jak mam się zachować?
Dopytywać, odpuścić i czekać co zrobi a później już sie nie odezwać?
Czy wparować tam sama? hehe, tak jeszcze nigdy się nie zachowałam