Witajcie. Zajrzałam na to forum ponieważ starałam się znaleźć coś na temat problemu poczucia osamotnienia, wyizolowania.
Jestem stosunkowo młoda osobą.Od wielu lat towarzyszy mi nieustanne wewnętrzne cierpienie.
Staram się z tym walczyć poprzez ignorowanie , pozorne godzenie się z takim a nie innym stanem rzeczy jako nieuniknionym przy tak skomplikowanym jak mój charakterze.
Wmawiam sobie że jestem dziwadłem i pewnie wielu podobnych do mnie natchnionych wizją i wyobraźnią nadwrażliwców żyje na tym świecie ale skoro ich nie spotykam to znaczy że zwyczajnie nie jest mi to pisane.
Tłumacze sobie że silny człowiek jest w stanie zachować obojętność wobec tego co otrzymuje bądź raczej czego nie otrzymuje od innych.Tym bardziej że moje wcześniejsze doświadczenia z ludźmi wydawały się doprowadzać mnie do takich wniosków.
Nie chciałabym już nigdy nikogo prosić , za nikim chodzić i czuć się jak ofiara.Nie chciałam się narzucać.Czuje obrzydzenie do obnażania się przed kimś ponieważ zawsze gdy komukolwiek opowiem o faktach z mojego osobistego życia czuje przytłaczające uczucie dysproporcji..I takie napięcie..Jakbym była ekscybicjonistką...Z wielką początkowa satysfakcją obserwowałam w sobie rozwój ,jak mi się wydawało, cech samotnego wojownika.
Bariera pomiędzy mną a innymi ludźmi tworzyła się już w okresie dzieciństwa. Byłam nieśmiała ale pracowałam nad sobą.Dzięki pasji, grze w drużynie sportowej znalazłam osoby dzięki którym gładko przeszłam przez burze nieudanych relacji w domu rodzinnym.Z perspektywy czasu nadal uważam to za piękne i niezwykle rozwijające doświadczenie.Nabrałam wiary w siebie , w ludzi.A gdy wszystko się rozleciało z nadzieją poszłam swoja drogą pewna że na nowym etapie odnajdę podobną satysfakcje z kontaktów.
Przerastających mnie problemów życiowych było jednak coraz więcej. W krótkim czasie przytrafiło mi się więcej niż mogłam udźwignąć chociażby z racji wieku. W niektóre sprawy sama z naiwności się wpakowałam. Na początku starałam się bardzo odnaleźć osoby z którymi mogłabym dzielić te swoje utrapienia i odpoczywać od nich we wspólnych radościach.Uwieszałam się także na osobach z którymi tworzyłam związki .Jeszcze więcej się nacierpiałam przez to..Gdy doznawałam przemocy sądziłam że w ludziach budzi to interwencje jak gdyby z urzędu tj że ten komu o tym powiem wyrazi chociażby oburzenie.Zawiodłam się kolejny raz i ostatecznie zaakceptowałam fakt że ze mogę liczyć tylko na siebie..Pozornie zaakceptowałam bo rana pozostała.
Nie złożyło się...Im więcej sfer mojego życia zainfekowanych było ciężkim doświadczeniami tym trudniej było mi o wchodzenie w konwencjonalne relacje z ludźmi.Czując się całymi dniami smutna, przytłoczona, pogrążona kłopotami nie miałam siły na rozmowy o pogodzie, filmach , kwiatach a przecież od tego zaczyna się relacje które ewentualnie mogą zmienić się w bliższe koleżeństwo, przyjaźń w których już nie trzeba udawać żeby kogoś nie urazić, nie przekroczyć granic albo nie popsuć humoru.
Od 3 lat jestem w szczęśliwym związku .Łączy nas wzajemna troska i doskonałe dopasowanie w codziennych sprawach. Różnią potrzeby duchowe, emocjonalne.Nawet w tym momencie słyszę narzekanie" o czym można tyle pisać!?"Tak więc związek ten nie uchronił mnie np przed niespodziewanym pojawieniem się objawów alergii która stała się dla mnie sygnałem że jeżeli nie zacznę z kimś rozmawiać, wyrażać uczuć które się we mnie kłębią najpewniej się rozchoruje.
Czasami tygodniami z nikim nie rozmawiam.
Zaczęłam drugi kierunek ale będąc na uczelni konieczność dostosowania się do wesołego gwaru budzi we mnie wstręt i z tego powodu uczęszczam tylko na zajęcia obowiązkowe.Zawsze mam przy sobie coś do czytania.O poprzednim kierunku nie wspomne bo ciężko cokolwiek skończyć nie posiadając nawet pół telefonu do kogoś kto ewentualnie poinformuje o zmianie sali albo planu.
Wszelka praca zawodowa uwzględniała ograniczone kontakty z innymi.A kiedy porwałam się na bycie instruktorką w klubie nie za dobrze mi szło.Wytłumaczyłam sobie że nie potrafie przekazać innym mojej miłości do sportu a bieganie w deszczu i mgle do wreszcie moje prawdziwe sportowe powołanie.
Mam wiele zainteresowań ale jakoś tak mam wrażenie że nawet na forum związanym tematycznie ludzie mnie odrzucą.Wydaje mi się że gadam za dużo, że pisze głupoty.Jestem na siebie wściekła zaciskam pięści i czytam literaturę.
Ponadto tak już całkiem obiektywnie to zawsze byłam dużą indywidualistka o dosyć niekonwencjonalnych może dla niektórych nawet rewolucyjnych poglądach.To nie jest chyba dla każdego do zaakceptowania co dodatkowo mnie blokuje.Wyjaśniam to jak zawsze małą postępowością polaków, hipokryzją i tysiącem innych teorii.
Kiedy mój dawno dorosły ojciec kolejny raz namawia mnie żebym rozwiązywała problemy mojej matki, żebym z nią rozmawiała to coś się we mnie gotuje i mam ochotę zwymiotować.Ja mam 24 lata i nie mam nic a ona 54 i dwa fakultety.I życie nie inne niż takie które sobie wybrała..Ona nie chce rozmowy a ja bym chętnie miała przy sobie takiego orędownika jakim jest dla niej w tej sprawie mój ojciec.
Często przeżywam problemy innych ludzi ale nie widzę powodu dla którego miałabym im pomagać skoro mnie życie pchnęło w stronę takiej emocjonalnej samowystarczalności.
Nie wiem jak sobie poradzić.Co z tym wszystkim teraz zrobić skoro już tak daleko zabrnęłam w tej izolacji.Na razie widzę to tak że musiałabym całymi latami krążyć koło ludzi z pełnym otwarciem, próbować , wychodzić do nich aż może kiedyś znalazłabym jakieś bliskie osoby .Może w ogóle żal i niechęć do kontaktów by zniknęły..
Chociaż ja chyba tez nie moge przyjaźnić się z każdym kto mnie akceptuje.Mam chyba prawo do posiadania jakiś preferencji w tym względzie..Zawsze sobie mówie że pewnie ja lubie nie tych którzy sa w stanie mnie polubić.
Boje się ponownego odrzucenia, zranienia..Czucia się jak idiotka.
Może któraś z osób odwiedzających to forum przezywa samotność z której nie umie się wyrwać i podzieli się doświadczeniami..Być może macie jakieś rady, sugestie..
W każdym razie potrzebowałam się wygadać.
Pozdrawiam.
Przepraszam za taki długi tekst.Jak znam swoje szczęście to nie trafiłam z tym tematem w odpowiedni dział i tysiąc innych pomyłek..No i i tak będę miała kaca że to napisałam..