"To skomplikowane" z Meryl Streep i Alekiem Baldwinem dla większości widzów będzie filmem potwierdzającym przysłowie "Stara miłość nie rdzewieje".
Dla mnie jest to opowieść o egoistycznym facecie zajętym i przejętym tylko sobą. Żona pracowała, urodziła troje dzieci, zajmowała się domem i rodziną a on sobie żył jak ten truteń od romansu do romansu. W końcu zostawił rodzinę, aby mieć jeszcze więcej wolności. Aż ożenił się z dużo młodszą kobietą mającą dziecko. I był szczęśliwy do momentu gdy ona przestała się nim zachwycać, a zaczęła oczekiwać zajścia w ciążę. Natomiast on, ciągle niedojrzały, chciał tylko beztrosko żyć i żeby go podziwiano bez żadnych zobowiązań.
Od rozwodu z pierwszą żoną minęło dziesięć lat, jemu zaczęło się zdawać, że ona o niczym innym nie marzy jak o jego powrocie. Wyobraził sobie, że będzie jak dawniej mu gotować (druga żona nie chce) ulubione dania, dzieci wyprowadziły się z domu czyli cisza i spokój zapewnione, żona zarabia więc on przestanie intensywnie pracować, seks bez skutków ubocznych - sama radość.
Co dalej .... zobaczcie sami. Dodam tylko, ze zakończenie bardzo mi się spodobało.
Nie przestraszcie się twarzy Steve Martina, wstrzyknięto mu zbyt dużo botoksu i wygląda jakby miał maskę.
Film reklamują go jako komedie romantyczną - nie wierzcie w to!