Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 94 z 94 ]

66

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

A ja zaryzykuje twierdzenie, ze tom za 10 lat bedzie wciaz sam...
Bo nie ma zamiaru zmienic nic z tego w swoim podejsciu, co kobiety odstrasza...
I nawet jak jakas przez przypadek sie zaczepi, to na krotko, to taki facet" do trzymania na dystans"

I dalej bedzie pisal, ze mu urody brak...ehhhh trzeba przywyknac....

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

A ja bym tak trochę pokrętnie odwrócił to pytanie ... czy jest tu ktoś kto 'cierpi w samotności' ale znalazł zaspokojenie seksualne? Pomijając prostytutki oraz seks w 'typowym' związku romantycznym.

68

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Miałam taki okres w życiu (15-16 )lat,że też uważałam,że brak mi urody.Myslalam,że to maja głównie dziewczęta albo kobiety ale jedynie te bardzo młode, a z wiekiem to przechodzi.Ale widać nie.To siedzi w głowie.

69

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
oldorando napisał/a:

I nawet jak jakas przez przypadek sie zaczepi, to na krotko, to taki facet" do trzymania na dystans".

Co masz na mysli ?

70

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Tom94 musisz zmienić trochę patrzenie na kobiety. Serio, może Ci się to wydawać straszne, ale będzie Ci o wiele lżej w przyszłości.

A co do samotności, to wydaje mi się, że to zostało wytworzone głównie przez presję społeczną. Oczywiście człowiek potrzebuje drugiej osoby, ale to największe ciśnienie pochodzi z tej presji.

71

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Tom94 musisz zmienić trochę patrzenie na kobiety. Serio, może Ci się to wydawać straszne, ale będzie Ci o wiele lżej w przyszłości.

A co do samotności, to wydaje mi się, że to zostało wytworzone głównie przez presję społeczną. Oczywiście człowiek potrzebuje drugiej osoby, ale to największe ciśnienie pochodzi z tej presji.

Nie wiem jak uważa Tom94. Ale według mnie ciężko jest zmienić patrzenie na kobiety. Wiesz, ja nie ufam już kobietom. Jak już przejechałem się na 2. A i ciągle trafiam na nieodpowiednie, to jak ja mam zmienić o nich zdanie? Zanim jeszcze wszedłem jakże cudowny okres zwany dojrzewaniem, zawsze miałem dobre zdanie o dziewczynach. Aż tu nagle bumm!. Kiedy już na poważnie zacząłem się już interesować związkiem, co było dość nie dawno, trafiłem na jedną wykorzystała mnie itp. (nie pytajcie dlaczego, już zakończyłem z nią historię i nie chce do tego wracać) Potem była druga, też myślałem, że jest fajna, miła a okazała się manipulantką. A potem to już trafiałem na same "złe". I wyrobiło mi się w głowie, że nie ma fajnych dziewczyn. Najgorszy był szok. Bo kobiety "zrobiły się" nie takie fajne, i wcale nie takie miłe jak mi się wydawało.

A co głównego pytania zadanego przez autora.
Możliwe, że odczucie samotności, potęguje brak seksu, wywoływany podświadomie, aby sobie kogoś znaleźć i przedłużyć gatunek. Ale to tak wg mnie wynika z natury.

ps. Mam takiego kolegę. Nawet w porządku gościu. Z tym, że on zachowuje się jak zwierze, jeżeli chodzi o seks. Gdzie on to nie był, a raczej z kim tego nie robił. I strasznie dziwi się, że nie mam takiej ochoty na seks, jak on.

Bo weźmy np. mnie. Ja jeszcze nie współżyłem, a co ważniejsze, nie odczuwam jakiegoś ciągu, inaczej mówiąc mam niski popęd seksualny. Co mnie bardzo cieszy. No wiadomo, czasem odczuwam jakąś potrzebę, to idę sobie w osobne miejsce i po sprawie.

Wiecie, mi się wydaje, że jeżeli ktoś już współżył, to tej osobie bardzo będzie brakowało tej przyjemności. I będzie szukał osobnika płci przeciwnej, aby sobie ulżyć. I np, niektórzy co już mieli chociaż pierwszy raz, mają za sobą, ale nie mogą znaleźć partnerki, więc cierpią bo bardzo chcą.
I tutaj pytanie: Czy sednem cierpienia w samotności, jest bark zaspokojenia seksualnego?
Według mnie nie. Bo na sedno cierpienia w samotności, składa się wiele rzeczy, w tym seks
A tak nawiasem mówiąc sednem cierpienia w samotności, jest po prostu brak tej drugiej osoby. Bo chyba, nie wiążemy się w pary, tylko i wyłącznie dla seksu.

72 Ostatnio edytowany przez Tom94 (2015-08-04 21:21:53)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Po prostu Adam napisał/a:

Tom94,

Tak, masz rację, mało wiem o życiu. Wyjaśniłem po prostu co i jak działa oraz dlaczego działa. Jednak Wy im bardziej przecie w te dyskusję, tym bardziej bronicie swojego podejścia, które nie przynosi Wam nic dobrego. Przypomina to muchę, która próbuje wylecieć przez zamknięte okno, obija się bidulka wciąż mając nadzieję, że robiąc to co ciągle robi, osiągnie inny rezultat i uda jej się wylecieć z pokoju. Mucha nie jest w stanie poszukać innego sposobu na wydostanie się.
Ta dyskusja przypomina mi spór teisty z ateistą. Jest jałowa z założenia..

Tylko sęk w tym że owe podejście jakie na chwilę obecną posiadam jest efektem mojej prywatnej klęski z relacjami z płcią piękną.
Może obecna postawa mi szkodzi a może nie, nie wiadomo.
Obecnie po prostu odczuwam zniechęcenie na myśl że znów mogę spróbować nawiązać bliższą relację, może to minie choć wątpię.


Po prostu Adam napisał/a:

Tom94, czytałem założony przez Ciebie wątek. Osoba, która zna swoją wartość nie zakłada takich tematów. Posiadanie celów, pasji, powinno implikować pewność siebie i dumę. Tych dwóch ostatnich brak w Twoim przypadku. Jest za to cała litania wyimaginowanych przeszkód i zwalania winy na okoliczności, które są winne Twojej samotności.

Jeśli chodzi o ten temat to zakładałem go 1,5 roku temu.
Tamten ja a obecny to zupełnie dwie inne osoby, udało mi się nie przejmować  presją społeczną, wyluzowałem i pozbyłem się desperacji, wiec nie sugerowałbym się teraz tamtym wątkiem.

Po prostu Adam napisał/a:

Serio, jeśli zależy Ci na tym by 'wygrać' bądź 'mieć rację' to możesz mieć. Tylko co z tego, że masz rację, jak nie masz kobiet?
Niektórzy ludzie znajdą problem na KAŻDE rozwiązanie.

Ależ nie zależy mi na tym aby za wszelką cenę mieć rację, nie o to w tym chodzi.
Życie nie jest takie proste , tu nie wszystko zależy ode mnie, na to aby mieć w życiu kobiety a zwłaszcza tą jedną zależy od wielu czynników, same moje chęci to za mało.

Po prostu Adam napisał/a:

Moje pytanie do Ciebie - po co bronisz czegoś, co po prostu nie działa?

Ja nie oczekuje że obecne podejście będzie działać i w tym sęk.
Na ten moment odpuściłem sobie poszukiwania drugiej połówki.

rossanka napisał/a:

Och dobrze już ,zobaczymy za 10 lat big_smile jak będę miała czas.:D
Jesteś rocznik94? Bo zabrzmialo jakby jakiś wiekowystarzec to napisał ,co to już życie ma za sobą.
Nie wiem czy się coś u Ciebie zmieni.Może to a może nie.Tylko jak założyłeś sobie ,że masz być sam i że nigdy nic się nie zmieni to tak się naprawdę stanie .Chcesz to masz.
Swoją droga jesteś bardzo pewny .Ją nie wiem co będzie jutro a Ty już Wiesz,że za 10lat nadal będziesz sam.Ciekawe założenie.

A może ja mam wróżbiarskie zdolności? wink
Tylko pod względem związkowym mogę niejako przewidzieć przyszłość ale też biorę poprawkę na to że mogę się mylić, choć w tym przypadku jestem pewien że małe są na to szanse.

oldorando napisał/a:

I dalej bedzie pisal, ze mu urody brak...ehhhh trzeba przywyknac..

Ale nigdzie nie pisałem że źródłem braku powodzenia jest rzekomy brak urody.
Wygląd wizualny akurat w moim przypadku jest raczej ok.

Burzowy napisał/a:

Tom94 musisz zmienić trochę patrzenie na kobiety. Serio, może Ci się to wydawać straszne, ale będzie Ci o wiele lżej w przyszłości..

Ja kobiety szanuję wbrew temu co sądzą co poniektórzy, tak więc nie musisz się martwić o moje "patrzenie", urazy bynajmniej jakiejś dużej nie mam.

73

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Tom94,

"Tylko pod względem związkowym mogę niejako przewidzieć przyszłość ale też biorę poprawkę na to że mogę się mylić, choć w tym przypadku jestem pewien że małe są na to szanse."

Wziąłeś swoje doświadczenia z kobietami, następnie rozciągasz je na wszystkie przypadki jakie mogą się zdarzyć w przyszłości. Słowem generalizujesz swoje 'porażki' i uważasz, że tak będzie już zawsze.
Pomyśl ile na świecie jest kobiet. Wiele z nich jest nudna i nieciekawa. Jednak mnie zawsze napędza fakt, że wiele z nich jest naprawdę fascynujących, tylko trzeba je znaleźć i poznać. Tego szukam i to daje mi motor do działania. Co gdybym po poznaniu X kobiet, które nie były ciekawe uznał, że WSZYSTKIE kobiety są nudne, zepsute, rozpieszczone i mają za duże wymagania w stosunku do tego co są w stanie zaoferować? Dokonałbym okrutnie szkodliwej dla siebie samego generalizacji (uogólnienia) kilku przypadków na całość. Twoje kilka/kilkanaście 'porażek' z kobietami nie stanowi prawdy o Twojej przyszłości i na tej podstawie niczego de facto nie możesz przewidzieć.

Kolejną sprawą jest to, że podział mężczyzn na : drani (którym przypisujecie wszystkie najgorsze cechy) oraz porządnych (którym przypisujecie swoje dobre cechy) jest błędny i to w całości. Porządny to pojęcie względne i dla każdego oznacza co innego. Można być porządnym mężczyzną, posiadać cechy 'idealnego męża' oraz mieć dumę, pewność siebie, własne zdanie, ambicje (czyli cechy, które gwarantują powodzenie). To rodzaj sprzężenia zwrotnego, samowzmacniającego się systemu.
Jestem dumny z kobiet, które porzuciły 'misterium kobiet' i otwarcie przyznają i opowiadają (a czasem i się naśmiewają) o tym, że prawdziwy mężczyzna to nie piesek, który się prosi, dopasowuje do gustów dziewczyny "co Ty lubisz to ja też", nie wie czego chce, jest niestabilny emocjonalnie, przygnębia swoją postawą. Prawdziwy mężczyzna ma własne zdanie, jest stanowczy, zdecydowany, nie składa swojego życia w ofierze dla swojej wybranki, nie robi z niej świętego ołtarza, który trzeba czcić, nie próbuje się przypodobać na siłę, nie stara się przesadnie. Jestem pewien, że wyrażenie "podjąć męską decyzję" stworzyły kobiety.

Nadmieniłeś gdzieś, że trafiałeś na złe kobiety. Powinieneś być im wdzięczny, że pokazały jakie są naprawdę i to tak wcześnie. Chciałbyś marnować z nimi więcej swojego cennego czasu? Nikt by nie chciał. Masz pole do poszukiwań, niczym nieograniczone.
To co Ty sam określasz jako swoją porażkę, dla kogoś jest cenną nauczką i drogowskazem, czego unikać i gdzie podążać dalej.

74 Ostatnio edytowany przez Fay D. Flourite (2015-08-05 17:06:19)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

EasyRider, w tej sytuacji to można pozazdrościć niskiego poziomu lipido.
Mam stanowczo duży, jeszcze dojdzie do momentu, że będę posuwał piasek na plaży(wybaczcie jeśli kogoś to uraziło) o.O

75

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

@Po prostu Adam
Fajnie, że dla Ciebie życie jest takie zero jedynkowe. Mówisz jakby pewność siebie była jak towar w hipermarkecie, do tego dyskontowym. Tania i szeroko dostępna. Ot mam zamiar być pewny siebie to pstryk i jestem. Nie to tak nie działa, a Ty swoją teorią dyskryminujesz, mam wrażenie, że wyśmiewasz ludzi, którym to nie wychodzi, którym się gorzej wiedzie pod tym względem, niż Tobie. To co piszesz jest oczywiście prawdą, natomiast pewność siebie to nie jest "coś" co leży na ulicy. To się często wypracowuje latami, a i nie zawsze efekt końcowy jest zadowalający. Są ludzie, którzy niskie poczucie wartości wynieśli z domu, spora część wyniosła ze szkoły. Paradoksalnie pokusiłbym się o stwierdzenie, że ludzi niepewnych wyprodukowali właśnie pewniacy, spychając ich na margines. Szczególnie w latach młodości. Ja np jestem przykładem człowieka, którego od wczesnych klas podstawówki gnojono głównie przez niski wzrost. To byli właśnie tacy pewniacy, idący przez życie jak przecinaki, ludzie, którzy dziś w dużej części są w jakiś sposób "ludźmi sukcesu", bo ich pewność siebie pozwoliła osiągnąć względnie zadowalającą jakość życia.

Także mam wrażenie, że ludzie z niską samooceną są paradoksalnie wytworem ludzi z wysoką samooceną i teraz sporym paradoksem jest, że ktoś pewny siebie uczy mnie jak być pewnym siebie, skoro na jakimś etapie życie to właśnie osobie jego pokroju zawdzięczam to jaki jestem.

Do dziś "leczę" tego efekty, a pewnie nigdy nie będę takim pewniakiem jakim chciałbym być. To nie jest takie proste.

76

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Twoje interpretacje moich słów są podobne do czarnoskórych przewrażliwionych na punkcie rasizmu. W każdym słowie 'białego' doszukują się aluzji sugestii rasistowskich. To co ja robię to nie wyśmiewanie, tylko, oprócz pokazywania co, jak i dlaczego działa, prowokowanie by się zastanowić. Ci, co chcą, naprawdę chcą, to skorzystają.

"Ot mam zamiar być pewny siebie to pstryk i jestem. Nie to tak nie działa"

Powiedz skąd wiesz, że tak to nie działa? Nie pytam, czy to działa czy nie, tylko skąd TY wiesz, że 'nie tak to nie działa'?

"To się często wypracowuje latami, a i nie zawsze efekt końcowy jest zadowalający."

Skąd wiesz, że to się wypracowuje latami? Mi to zajęło drastycznie mniej. Przez większość życia nie byłem przecinakiem i człowiekiem sukcesu. Ponawiam, skąd wiesz, że to się wypracowuje latami oraz skąd wiesz, że efekt końcowy nie jest zadowalający skoro nie dotarłeś do końca, cytuję "Do dziś "leczę" tego efekty, a pewnie nigdy nie będę takim pewniakiem jakim chciałbym być. To nie jest takie proste." ?

"Także mam wrażenie, że ludzie z niską samooceną są paradoksalnie wytworem ludzi z wysoką samooceną i teraz sporym paradoksem jest, że ktoś pewny siebie uczy mnie jak być pewnym siebie, skoro na jakimś etapie życie to właśnie osobie jego pokroju zawdzięczam to jaki jestem."

W jaki sposób, KONKRETNIE I SZCZEGÓŁOWO, osoby z wysoką samooceną tworzą ludzi z niską samooceną? Konkretnie i szczegółowo odpowiedz.

W ogóle to skandal by ludzie "biedni" pobierali nauki od ludzi "bogatych". Przecież biedny najlepiej wie, jak człowiek staje się bogaty, prawda?

77 Ostatnio edytowany przez Endar Spire (2015-08-06 10:23:10)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Nie moja reakcja nie jest taka jak opisałeś.

Skąd wiem? Bo sobie właśnie pstryknąłem palcem i nic się nie stało - głupie pytanie, głupia odpowiedź.
To po prostu tak nie działa, bo jakby działało to wystarczyłoby popatrzeć na parę motywujących obrazków, cytatów, włączyć odpowiednią muzykę i mamy receptę na hordę pewnych siebie ludzi. Ale jak pokazuje życie to tak nie działa. Prościej Ci tego wytłumaczyć nie potrafię.

Następne... skąd, wiem, że to się latami wypracowuje. Wiem, bo znowu ja jestem tego przykładem. W wieku dziecięcym przez wzgląd na niski wzrost moje poczucie wartości zostało pierw zdeptane przez kumpli, a następnie w dalszych etapach edukacji przez dziewczyny, które traktowały mnie odkąd pamięcią sięgam jak niewidzialnego gościa, którym nie warto sobie zawracać głowy. Do dziś pamiętam pomimo upływu lat sytuację jak w gimnazjum krążył po sali zeszyt z zadaniem domowym pewnej koleżanki, gdy doszedł do mnie ta z rykiem, żeby mi go zabrać bo "ja przecież debil jestem". Ani tej "koleżanki" specjalnie nie znałem, a w ciągu 3 lat gimnazjum zamieniłem z nią może 3-4 słowa. Pamiętam, że tamta sytuacja bardzo mocno i trwale odbiła się na moich późniejszych relacjach z kobietami. Dziś ta dziewczyna jest zadowoloną z życia, spełnioną instruktorką pływania, ma stałego partnera, a ja wciąż mam problem w relacji z kobietą. Jej za głupi, niewinny tekst nikt nigdy nie rozliczył i nie rozliczy. Wy pewniacy często sobie po prostu sprawy nie zdajecie jak potraficie swoją pewnością siebie zepchnąć innych na margines.

Więc Ci mówię, konkretnie i szczegółowo. A Twoja odpowiedź na mój post jest potwierdzeniem tego właśnie, że na ludzi mniej pewnych od Ciebie patrzysz ze swoistą pogardą. Nie lubisz nas - ciepłych klusek.

Nie każdemu się w życiu tak zarąbiście układa. Czasem trzeba w te samoocenę włożyć tony wysiłku. A to bywa problematyczne. Bo patrzę właśnie na ludzi takich jak Ty, którym to przychodzi z łatwością i nabieram frustracji. Czemu on to robi jakby mu to nie sprawiało żadnego problemu, a ja się z tym pier...olę jak Gustlik z jajkiem.

Skoro dla Ciebie to wszystko jest takie zero jedynkowe to może odwróćmy pałeczkę i zapodaj tu złotą receptę jak stać się pewniakiem na pstrykniecie palcem. Podejrzewam, że ja i tabuny wielu obecnych na tym forum facetów będą Ci dozgonnie wdzięczni, a nie jeden oddałby dorobek życia za tą cenną receptę.

78 Ostatnio edytowany przez Po prostu Adam (2015-08-06 10:43:05)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Wszystko co piszesz opierasz na kilku sugestiach, które przyjąłeś od społeczeństwa w procesie socjalizacji, bez żadnej weryfikacji, i posłusznie się tym sugestiom poddajesz :
1. Zmiana charakteru jest potwornie trudna (wręcz niemożliwa).
2. Zmiana wymaga potwornego wysiłku i ogromnej ilości czasu (i często efekt końcowy jest niezadowalający).
3. Charakter jest czymś uwarunkowanym przez czynniki zewnętrzne i/lub geny.
4. Przeszłość "Jest". Przeszłości nie ma. Jest tylko indywidualny, INDYWIDUALNY stosunek (interpretacji) każdego człowieka do własnej przeszłości. Szklanka jest w połowie pełna czy pusta? Zależy od WYBRANEGO (zero-jedynka) sposobu postrzegania.
5. Człowiek jest formą stałą (wręcz niezmienną). Zaprzecza to ewolucji, która jest naturalnym procesem w każdym istnieniu. Zmiany są wpisane w życie.
6. Życie to coś, nad czym nie masz kontroli i albo Ci się powodzi, albo nie.

Mógłbym wymieniać jeszcze długo.
Czy uzyskałem odpowiedzi, konkretne, szczegółowe opisujące wybrane przeze mnie procesy? Nie uzyskałem nic oprócz Twojego zdania, mocno subiektywnego i przesiąkniętego skrajnym pesymizmem.

Twój przypadek nie jest żadnym potwierdzeniem dla propagowanych przez Ciebie teorii. Tak jak JEDNA jaskółka nie czyni wiosny.

"Wy pewniacy często sobie po prostu sprawy nie zdajecie jak potraficie swoją pewnością siebie zepchnąć innych na margines. [...] Bo patrzę właśnie na ludzi takich jak Ty, którym to przychodzi z łatwością i nabieram frustracji."

1. Ponawiam pytanie, w jaki sposób, my, pewniacy, tworzymy ludzi z niską samooceną?
2. Po co nabierasz frustracji? Po co zazdrość? Kto Ci KAŻE się frustrować i zazdrościć? Czemu nie przyjrzysz się jak działają ludzie pewni siebie i nie spróbujesz robić tego co oni? Sam obniżasz swoją samoocenę zazdroszcząc innym ludziom. Gdzie tu sens i kto tu naprawdę zaniża samoocenę?

Przestań wylewać swoje żale i po prostu opisz szczegółowo i konkretnie jak te procesy działają, wyłączając swój przypadek, który nie jest żadnym dowodem, ani argumentem ani żadnym potwierdzeniem. Jest tylko i wyłącznie Twoją interpretacją.
Podejmiesz się obrony swojego stanowiska w sposób konstruktywny i rzeczowy, czy wciąż zamierzasz zasłaniać się swoją przeszłoscią i kiepskim stosunkiem własnym do niej?

79

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Wydaje mi się, że nawet gdybym potrafił Ci to uargumentować tak jak sobie tego życzysz to i tak mnie wyśmiejesz i zanegujesz.
Uznaj to za swój sukces, niewiele mnie to interesuje.
Ale nie mam ochoty kontynuować. Wręcz żałuję, że się odezwałem.

80 Ostatnio edytowany przez rossanka (2015-08-06 11:06:08)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Endar Spire napisał/a:

Nie moja reakcja nie jest taka jak opisałeś.

Skąd wiem? Bo sobie właśnie pstryknąłem palcem i nic się nie stało - głupie pytanie, głupia odpowiedź.
To po prostu tak nie działa, bo jakby działało to wystarczyłoby popatrzeć na parę motywujących obrazków, cytatów, włączyć odpowiednią muzykę i mamy receptę na hordę pewnych siebie ludzi. Ale jak pokazuje życie to tak nie działa. Prościej Ci tego wytłumaczyć nie potrafię.

Następne... skąd, wiem, że to się latami wypracowuje. Wiem, bo znowu ja jestem tego przykładem. W wieku dziecięcym przez wzgląd na niski wzrost moje poczucie wartości zostało pierw zdeptane przez kumpli, a następnie w dalszych etapach edukacji przez dziewczyny, które traktowały mnie odkąd pamięcią sięgam jak niewidzialnego gościa, którym nie warto sobie zawracać głowy. Do dziś pamiętam pomimo upływu lat sytuację jak w gimnazjum krążył po sali zeszyt z zadaniem domowym pewnej koleżanki, gdy doszedł do mnie ta z rykiem, żeby mi go zabrać bo "ja przecież debil jestem". Ani tej "koleżanki" specjalnie nie znałem, a w ciągu 3 lat gimnazjum zamieniłem z nią może 3-4 słowa. Pamiętam, że tamta sytuacja bardzo mocno i trwale odbiła się na moich późniejszych relacjach z kobietami. Dziś ta dziewczyna jest zadowoloną z życia, spełnioną instruktorką pływania, ma stałego partnera, a ja wciąż mam problem w relacji z kobietą. Jej za głupi, niewinny tekst nikt nigdy nie rozliczył i nie rozliczy. Wy pewniacy często sobie po prostu sprawy nie zdajecie jak potraficie swoją pewnością siebie zepchnąć innych na margines.

Więc Ci mówię, konkretnie i szczegółowo. A Twoja odpowiedź na mój post jest potwierdzeniem tego właśnie, że na ludzi mniej pewnych od Ciebie patrzysz ze swoistą pogardą. Nie lubisz nas - ciepłych klusek.

Nie każdemu się w życiu tak zarąbiście układa. Czasem trzeba w te samoocenę włożyć tony wysiłku. A to bywa problematyczne. Bo patrzę właśnie na ludzi takich jak Ty, którym to przychodzi z łatwością i nabieram frustracji. Czemu on to robi jakby mu to nie sprawiało żadnego problemu, a ja się z tym pier...olę jak Gustlik z jajkiem.

Skoro dla Ciebie to wszystko jest takie zero jedynkowe to może odwróćmy pałeczkę i zapodaj tu złotą receptę jak stać się pewniakiem na pstrykniecie palcem. Podejrzewam, że ja i tabuny wielu obecnych na tym forum facetów będą Ci dozgonnie wdzięczni, a nie jeden oddałby dorobek życia za tą cenną receptę.

G
Ale zamierzasz coś z tym zrobić? Było  Ci ciężko, ale teraz chyba chcesz poprawy życia, podejścia do świata, poprawy samopoczucia i nabrania większej pewności siebie?

81

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Robię to od zawsze i na dzień dzisiejszy uważam, że wychodzi mi to powoli, ale sukcesywnie idzie do przodu. I to bez takich zero jedynkowych porad, które można streścić do "pewność siebie leży na ulicy, wystarczy się schylić i podnieść".
Są to raczej lata pracy nad sobą i lata nabierania pewnego dystansu do świata.

82

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Endar Spire napisał/a:

Robię to od zawsze i na dzień dzisiejszy uważam, że wychodzi mi to powoli, ale sukcesywnie idzie do przodu. I to bez takich zero jedynkowych porad, które można streścić do "pewność siebie leży na ulicy, wystarczy się schylić i podnieść".
Są to raczej lata pracy nad sobą i lata nabierania pewnego dystansu do świata.

Jednemu przyjdzie szybciej a innemu powoli. Słowem tak czy siak trzeba włożyć w to własna pracę. Wtedy szansę na sukces znacznie rosną. A naprawdę dużo rzeczy można poprawić.

83

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Endar Spire napisał/a:

Wydaje mi się, że nawet gdybym potrafił Ci to uargumentować tak jak sobie tego życzysz to i tak mnie wyśmiejesz i zanegujesz.
Uznaj to za swój sukces, niewiele mnie to interesuje.
Ale nie mam ochoty kontynuować. Wręcz żałuję, że się odezwałem.

Czytasz w myślach, zakładasz, że mi się nie spodoba i że Cię wyśmieje i zaneguję. Wiesz, czemu zadałem te pytania? Bo obdzierając omawiane kwestie z pesymizmu i skrajnej subiektywności zostaje czyta forma, pozbawiona treści i dla mnie było pewne, że nie udzielisz na nie odpowiedzi.
Nie odniosłem żadnego sukcesu. Sukcesem w tym przypadku byłoby skierowanie Twojego nieoptymalnego i krzywdzącego Cię myślenia, na lepsze, skuteczniejsze tory.
W efekcie zaczynasz być złośliwy. Wymyśliłeś sobie metaforę podnoszenia pewności siebie z ulicy czy nabywania w dyskoncie. Sam dorobiłeś sobie te absurdy by utwierdzić się w swoich przekonaniach. Możesz przez lata ścinać drzewo widelcem, człowiek, który używa piły mechanicznej jest dla Ciebie kimś kto się naśmiewa, szydzi i neguje. Rób jak chcesz. Po to jest forum by inni mogli wejść i zapoznać się z treścią. Może ktoś, kto naprawdę chcę coś zmienić, z tego skorzysta. Ty nie chcesz, więc nie skorzystasz.

Zmiana jest prosta, ale nie jest łatwa.

84 Ostatnio edytowany przez Endar Spire (2015-08-06 11:50:27)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

To nie jest tak, że ja neguję to co mówi Po prostu Adam. Wkurza mnie sposób w jaki to mówi. Jestem osobą, która też już od jakiegoś czasu jest na dobrej drodze do tego, by poprawić ten stan rzeczy. Ale rady tego pokroju zamiast ułatwiać, utrudniają. Dlaczego? Bo brzmią protekcjonalnie. Wyzwalają uczucie niższości. Że komuś komu to przyszło łatwo poucza teraz wszystkich sądząc przez własny pryzmat, że to takie proste.
W teorii Adama brakuje swoistej wyrozumiałości, że ludzie są różni, ludzie mają różne przejścia, doświadczenia, traumy za sobą, które bezpośrednio warunkują poziom trudności podczas pracy nad samooceną. Jemu to przyszło łatwo i teraz sądzi, że wszystkim ma przyjść tak samo łatwo, a jak komuś nie przychodzi łatwo, znaczy jest beznadziejny. Ja jako osoba z kruchą jeszcze samooceną tak to odebrała, a chyba jego post miał na celu pomóc prawda? I podejrzewam, że wiele nieśmiałych osób odebrało jego post podobnie. Protekcjonalnie i szydząco. Po takim wpisie, człowiek nieśmiały ma jeszcze większe wrażenie, że znajduje się na marginesie.

Nie mój drogi - zmiana nie jest prosta. Jednym wystarczy sama chęć, a inni potrzebują mniej lub bardziej silnego impulsu. Bardzo płytko wg mnie pojmujesz istotę tego problemu. Dlatego metafora z dyskontem jest na miejscu. Bo tak to przedstawiasz, jakby zmiana nastawienia do życia była tylko kwestią chęci.

85

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Endar Spire napisał/a:

To nie jest tak, że ja neguję to co mówi Po prostu Adam. Wkurza mnie sposób w jaki to mówi. Jestem osobą, która też już od jakiegoś czasu jest na dobrej drodze do tego, by poprawić ten stan rzeczy. Ale rady tego pokroju zamiast ułatwiać, utrudniają. Dlaczego? Bo brzmią protekcjonalnie. Wyzwalają uczucie niższości. Że komuś komu to przyszło łatwo poucza teraz wszystkich sądząc przez własny pryzmat, że to takie proste.
W teorii Adama brakuje swoistej wyrozumiałości, że ludzie są różni, ludzie mają różne przejścia, doświadczenia, traumy za sobą, które bezpośrednio warunkują poziom trudności podczas pracy nad samooceną. Jemu to przyszło łatwo i teraz sądzi, że wszystkim ma przyjść tak samo łatwo, a jak komuś nie przychodzi łatwo, znaczy jest beznadziejny. Ja jako osoba z kruchą jeszcze samooceną tak to odebrała, a chyba jego post miał na celu pomóc prawda? I podejrzewam, że wiele nieśmiałych osób odebrało jego post podobnie. Protekcjonalnie i szydząco. Po takim wpisie, człowiek nieśmiały ma jeszcze większe wrażenie, że znajduje się na marginesie.

Nie mój drogi - zmiana nie jest prosta. Jednym wystarczy sama chęć, a inni potrzebują mniej lub bardziej silnego impulsu. Bardzo płytko wg mnie pojmujesz istotę tego problemu. Dlatego metafora z dyskontem jest na miejscu. Bo tak to przedstawiasz, jakby zmiana nastawienia do życia była tylko kwestią chęci.

Zmiana jest prosta, ALE nie jest ŁATWA. Przeczytaj raz jeszcze. Oprócz tego, jak sugerujesz, wystarczą chęci - nie wystarczą. Dobrymi chęciami piekło jest ubrukowane, jak mawia stare przysłowie.
Twoim problemem jest to, że kompletnie nie rozumiesz czym jest samoocena. Za dowód swojej niskiej samooceny podajesz swoje doświadczenia szkolne. Opinie INNYCH o Tobie. To nie jest samoocena. To jej zupełne przeciwieństwo. Wysoka SAMOocena wynika z tego co MY sami myślimy o sobie, a nie z tego co INNI myślą czy MÓWIĄ na nasz temat. W Twoich rękach jest co TY SAM myślisz o SOBIE. Skoro opierasz ocenę siebie o opinie innych to bardzo przykre, bo wystarczy jedna negatywna ocena by to, co tak uporczywie budujesz latami, legło w gruzach. Możesz z zegarkiem w reku przez 5 minut skupić się i rozważyć to co piszę, zamiast zajmować się stawianiem oporu? To nie jest złośliwe pytanie. Po prostu. Może to, co myślisz na ten temat jest błędne? Mówisz o nabraniu dystansu, a czy sam masz go do siebie, skoro nie chcesz nawet przemyśleć cudzego punktu widzenia?

Ja pojmuje zmianę najoptymalniej jak się da. Po co rozwlekać wszystko, bombardować się wątpliwościami, niepewnością, po co robić sobie bałagan w myślach? Ty pojmujesz ją zbyt szczegółowo i zbyt zagmatwanie. Tylko po co?

86

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Ja przeczytałem kiedyś bardzo mądre powiedzenie. Ludzie zbyt pewni siebie, napełnieni są pychą.

Pycha – pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we własną wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie. Gdy jest wyniosły, towarzyszy mu zazwyczaj agresja. W wielu przypadkach pycha oraz wyniosłość są spowodowane wysokimi osiągnięciami we własnym życiu lub niepowodzeniami w czyimś życiu.

To jest akurat cytat z wikipedi.

87

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?
Tom94 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Tom94 napisał/a:

Ja mam 21lat i całe życie jestem sam i już pogodziłem się z tym że resztę życia również będę musiał spędzić

????21lat i takie podsumowanie.? Chyba żartujesz. Jeszcze się nabedxiesz w zwiazku.

Pomimo dość młodego wieku to i tak wiem że będę sam, a na tą samotność składa się kilka czynników których nie poprawię wiec już pogodziłem się z tą sytuacja.

Nie wnikam jakie to czynniki ale patrz pozytywnie , głowa do góry. Widziałeś tego człowieka bez nóg i rąk???? Nie poddawał się i nikt nie powinien się tak łatwo poddawać. Ty masz 21 lat i całe życie przed Tobą. Nikt nie jest doskonały , każdy ma wady.

88

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

To, że samoocena ma bezpośredni związek z tym jak nas postrzegają inni i odwrotnie. Koniec końców jesteśmy istotami stadnymi i to nie Twoja samoocena warunkuje Twój sukces, tylko to jak odbierają Cię inni ludzie. Ty możesz być zapatrzony w siebie, może uważać się za zarąbistego gościa, ale jeśli inni odbierają Twoją osobę zupełnie przeciwnie to możesz sobie w cztery litery te pewność siebie wsadzić, bo będziesz jedynie pośmiewiskiem, gościem z rozbuchanym ego.

To jak postrzegamy my siebie zależy od tego jak nas inni postrzegają. I jeśli mamy w społeczeństwie opinię negatywną, szydzącą, poniżającą - to tak się będziemy czuć bez względu na to jak mocno wmówimy sobie, że jest inaczej.

Dlatego to co ja z kolei próbuję Ci wytłumaczyć to fakt, że nie każdy jest winien swojej niskiej samoocenie. Najczęściej ta jest wynikiem doświadczeń z przeszłości. Są ludzie, którzy byli poniżani przez całe życie przez własnych rodziców. Wychowywani w przeświadczeniu, że są zerami bez przyszłości. Idź teraz takiemu człowiekowi powiedz, że zmiana jest prosta. Samoocena kształtuje się właśnie na etapie wczesnej młodości, kiedy to rodzice i rówieśnicy mają na nas wpływ. Twoja teoria byłaby idealna, gdybyśmy samoocenę budowali jako dorośli, świadomi ludzie. Wtedy nie dalibyśmy sobie wielu rzeczy wmówić. Ale jak się jest dzieckiem i nastolatkiem to różne rzeczy chłoniemy jak gąbka i jeśli nas ktoś w tym okresie zgnoi, zepchnie na margines to potem naprawdę ciężko to odkręcić - zamiast forsować swoją wizję spróbuj też zrozumieć to co ja piszę. Bo mam wrażenie, że mówisz mi o tym, bym skupił się na tym co Ty mówisz, ale Ty mnie zrozumieć też jakoś chyba nie chcesz.

89 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2015-08-06 15:17:57)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Bo tego co piszesz nie sposób zrozumieć. Pokręcona,  wręcz chora teoria, którą sam sobie bardzo szkodzisz.
Samoocena jest zależna wyłącznie od nas samych. To, co sami o sobie myślimy, jest najważniejsze.Nikt nas lepiej nie zna.  Owszem, można poddać się ocenie jakiejś zaufanej, obiektywnej i empatycznej osobie, która wskaże nam błędy w postępowaniu, co przydałoby się zmienić, poprawić.
I takie jest w tym wątku zdanie Adama. Nie pogardza, szydzi czy poucza, tylko neutralnie, rozsądnie  i konkretnie wskazuje Ci drogę do powodzenia i sukcesu. Chce dobrze, nie ma interesu w wyśmiewaniu Cię. I bardzo mądrze pisze, moim zdaniem. Nie chciałbyś być taki? Poukładany, zadowolony z siebie, pogodzony z wadami, dumny z zalet, po prostu normalny i szczęśliwy...To nie jest pycha, tylko pewność siebie, nic negatywnego. Naprawdę tak istotna była dla Ciebie wypowiedź koleżanki w szkole? Nastolatki, która nie miała pojęcia,  jaki jesteś i dawno o tym zapomniała, a Ty wciąż to przeżywasz. Dzieci są okrutne. Wyzwiska to i tak ta lżejsza forma dokuczenia. Rodzice też nie są idealni, popełniają błędy. Jako dorosły człowiek olej to, co było i SAMODZIELNIE dokonaj analizy swojego charakteru. To,co by się przydało i można zmienić, przepracuj, to,czego  się zmienić nie da, zaakceptuj. Daj sobie prawo bycia po ludzku niedoskonałym, wadliwym, ale i jedynym w swoim rodzaju.
Kiedy lubi się siebie, to wszystko wokół też jest w porządku, ludzie nie wydają się tacy źli, kobiety fajne, masz odwagę by zagadać, za to nie karzą, a zyskać można wiele...Same plusy smile

90

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Endar.....sprobuje tak po kobiecemu..;-)

W szkole byles gnojony, ok, zdarza sie...
Jak bys teraz spotkal osobe z tamtej szkoly, to przypomnialaby ci/lub nie, ze byles ponizany...( nie istotne)

Teraz jestes dorosly, jestes inny.
Stajesz przed lustrem, i myslisz sobie:

A- " pokurcz, niedorozwoj, z taka geba powinienem za szfa siedziec, wstydze sie siebie....itd"
B- " w sumie, to fajny koles ze mnie. Moze niski, ale z biglem, no i jestem, zabawny, bystry, samodzielny, poukladany........"

Potem wychodzisz do NOWYCH ludzi.
Oni nie maja zadnej opinii wyjsciowej o tobie- dopiero cie poznaja.
I to " jak im zaprezentujesz siebie", ma podstawowe znaczenie na poczatku poznawania.
Po prostu sprzedajesz im poglady na swoj temat. Swoim przekonaniem o sobie, przekonujesz ich( w koncu ty wiesz najlepiej jaki jestes)

Jesli myslisz jak A - to wstydzisz sie tego, ze jestes, jaki jestes, ze czemus nie podolasz....
I to widac. To budzi watpliwosci- ze masz cos do ukrycia na swoj temat, albo ze cos udajesz....nooo, ze z toba cos nie tak.
I zaczynaja ci sie krytycznie przygladac, szukajac tych ukrywanych przez ciebie mankamentow. To podejscie( inwigilujace, nieufne, oskarzycielskie) poteguje twoja negatywna samoocene.
Ktos powie: ale ty niski jestes!, albo, ty, nie cwaniakuj, albo cos tam....i w koncu trafi ci w slabe, i wroci ci wszystko co bylo.
I tak sie bedziesz krecil w kolko...

Jesli przyjmiesz postawe B, ludzie to kupia. Serio...po prostu to kupia, chocby sie klocilo z oczywistymi faktami.
( np. Swoja postawa mozesz w duzym stopniu zamaskowac niski wzrost- i ja- pokurcz ci to gwarantuje!!)
Ludzie powiedza:, moze niski, ale fajny, w sumie, to spoko koles, on jest taki .....itd.

Po prostu " zamiota pod dywan" twoje oczywiste braki, a wyniosa zalety., co pomoze ci myslec o sobie na sposob B, co znow spowoduje zmiane postrzegania.

Zobacz - piszesz, ze duzo podrozujesz, masz wciaz stycznosc z nowymi ludzmi, masz nieograniczona ilosc prob.

Ale zaczac musisz, od przekonania siebie, ze ty sam siebie lubisz takim, jaki jestes.
Ze lubisz tego kolesia, z ktorym spedzasz 24 g na dobe. Ze on jest spoko w twojej ocenie, a jakies tam drobne wady da sie usunac, albo pracowac nad usunieciem- co juz samo w sobie jest pozytywne.

Mysle, ze cos takiego probowali ci tu ludzie przekazac...

91

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

A ja tam Endarka nawet rozumiem. Sama nie mam problemu z przebojowością/nawiązywaniem nowych kontaktów/pewnością siebie czy jak to tam zwał, ale z systematycznością straszne. Co roku mówię, że obejdzie się bez zagrożeń/września i co roku zabieram się do nauki jak tyłek zaczyna mi się palić i wrzesień/zagrożenia mam. I jak tylko mówię, że chciałabym być systematyczna i sumienna to też słyszę rady w stylu "to ucz się codziennie po 2h"/"rób codziennie choć cokolwiek". Zawsze mnie to irytuje. Przecież wiem na czym polega systematyczność. Problem jest w tym, że nie mogę się do niej zagonić. Wiem, że to takie proste. Tyle że mi za cholerę nie wychodzi lol. Ech, co zrobić. Walczę dalej, praca dobrze na mnie działa, więc nadzieja jeszcze jest wink

92 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2015-08-07 01:22:20)

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Nie wiem, fakt, długo nie byłam sama, jestem w związku, więc raczej nie wiem dobrze co to za uczucie, ale wiadomo, że bliskość fizyczna, seks też są ważne. Tak jak pisaliście świetną relację na poziomie emocjonalnym można mieć z przyjacielem, spełniać się w życiu, ale jak wiele osób pisze brakuje tej osoby, która będzie spać obok, która będzie nas pożądać i w drugą stronę tak samo, gdzie możemy przytulić się, całować z czułością. Macie rację tego mechaniczny seks nie zastąpi, sama takiego seksu bym nie umiała uprawiać, no ale łatwo domyślić się, że to zupełnie co innego niż po prostu czułość,  bliskość fizyczna z ukochaną osobą. No i tak, wielu ludzi spełnia się w życiu, ale wracają do domu i po prostu czegoś im brakuje, kogoś komu mogą wtedy od razu się zwierzyć jak tylko przyjdą do domu, kto się o nich troszczy, czeka już w domu (nie zawsze, ale choć czasem), no i to jak potem leżą sami w łóżku raczej potęguje to.

Każdy praktycznie chce być kochany, przyjaciel/przyjaciółka są ważni, ale chce się mieć też partnera. Tak samo jak ma się faceta, ale wiadomo, że i tutaj koledzy czy przyjaciele też są ważni. Życie to jest jak dla mnie taki zbiór elementów, gdzie najlepiej jest wielu ludziom jak jest harmonia, sama staram się, by tak było w moim życiu. No oczywiście można być szczęśliwym bez partnera, ale też nic dziwnego, że chce się poznać kogoś, z kim się będzie szczęśliwym, kogo będzie się kochało i on nas. Z tym, że czasem myślę, że wiele ludzi błędnie myśli o sobie, nie wierzy w siebie, a tutaj chodzi o to, by znaleźć w sobie dobre strony, bo one są, tylko często się ich nie zauważa. Seks jest i potrzebą fizyczną, ale i emocjonalną. Zbliża ludzi, chociaż wiadomo każda dojrzała osoba też zrozumie, że nie zawsze jest ochota na seks. Jak ktoś jest dojrzały i kocha, to zrozumie też, jak ukochana osoba będzie chora i nie będzie w ten czas seksu.

To jest naturalna sprawa i jak się kocha to się to rozumie. Moim zdaniem wręcz jak się kocha, to to tak bardzo wtedy nie doskwiera, bo są różne sytuacje życiowe i wtedy seks może spaść na dalszy plan, bo jednak są rzeczy ważne i ważniejsze. Na pewno nie jest tragedią jak wtedy nie ma seksu, a choroba, bo przecież to jest normalna sprawa i ludzie i tak są blisko, jak się wspierają, są wobec siebie czuli. Najważniejsza jest po prostu moim zdaniem emocjonalna bliskość, ludzie siebie pragną i jak jest możliwość uprawiają seks, jak nie ma, to nie, ale wtedy zostaje zawsze to co ich łączy - miłość, bo wiadomo sam dobry seks nigdy nie wystarczy, bo wtedy to może być najwyżej na krótko, a w dobrym związku musi być o wiele więcej.

93

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Skarg, nie laz po ciemnych zaulkach, ani nie szalej na drodze. Pomysl, stanie sie Tobie cos zlego(ktos Cie pobije, zostaniesz kaleka), albo skrzywdzisz kogos na drodze, kogos  zabijesz i do bolu zwiazanego z rozstaniem, dojdzie bol zwiazany z wyrzutami sumienia, badz jakas inna tragedia. Po co sobie jeszcze dodawac.
Lepiej isc na silownie i porzadnie sie wypocic. Sprawdzone i bezpieczniejsze wink

Odp: Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Gratuluję Ci Adam dojścia do takiego poziomu przekonań, które umacniają człowieka. Moim zdaniem wnosiłeś dużo dobrego w ten wątek smile

Posty [ 66 do 94 z 94 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Czy sednem cierpienia w samotnosci jest brak zaspokojenia seksualnego?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024