Witajcie,
opis będzie trochę długi, więc niecierpliwych zachęcam do pominięcia czytania mojej zawiłej historii.
Chcę się po prostu wygadać, wysłuchać mądrych porad...może ktoś ma podobne przeżycia?
Jestem w emocjonalnym dołku i dłużej nie dam rady tego ciągnąć. Pogubiłam się. Rozwiodłam się z mężem po 13 latach małżeństwa. Mamy dwie cudowne córeczki. Moje małżeństwo było generalnie udane. Byliśmy fajną rodziną. Były mąż jest facetem wesołym, pogodnym i wpierającym. Wiele nas łączyło - rodzina, pasja, podróże, dzieci, wspólne wieczory przy drinkach....potrafiliśmy ze sobą dużo rozmawiać, była świetna komunikacja, otwartość. Wspierał mnie w trudnych chwilach. Niestety dopadły nas różne problemy, byliśmy dobrymi rodzicami i małżonkami, ale gdzieś straciliśmy siebie jako kobietę i mężczyznę. Ja się starałam, mąż się pukał w głowę, że mi odbija, że przecież mam wszystko itp. Do tego oboje mieliśmy temperamenty, więc kłótnie, awantury przy dzieciach, włoskie małżeństwo...potem oddalanie się od siebie...bardzo brakowało mi tego uczucia zakochania, namiętności, pierwiastka damsko-męskiego, wrażeń. Zrozumiałam, że męża kocham ale jako mojego opiekuna, przyjaciela, kogoś kto mnie "wychował".
Poznałam kogoś, zakochałam się, odeszłam od męża, bo chciałam być uczciwa.
Nadal jestem z nowym partnerem. Zakochana. Czuję do niego to, czego już nie czułam od dawna do b. męża. Pragnę, by mnie przytulał, głaskał...pragnę jego bliskości, rozmów z nim. Mój facet ma dobre serce i jest spokojnym, rozsądnym i miłym człowiekiem. Bardzo inteligentnym, co mnie fascynuje i zbliża do niego.
Pożądam go, pragnę... choć ideałem nie jest. Ma sporo cech, które są dla mnie czymś nowym. Zaczęły się porównania i okazało się, że ... brakuje mi niektórych cech mojego byłego męża. Przez cały czas po rozwodzie nie tęskniłam za mężem. Nie za tym, żeby mnie przytulił, całował, był ze mną... ale tęskniłam za naszą rodziną, za moim dawnym życiem. Za tą pogodą ducha mojego b. męża. Tęskniłam za naszym czteroosobowym "teamem". Do tego cały czas mam ogromne wyrzuty sumienia, że rozwaliłam dzieciom rodzinę, że zabrałam dzieci mężowi. Że zraniłam męża, bo to był dla niego olbrzymi cios, choć jakoś się pozbierał i wybaczył mi.
Ja nie umiem sobie tego wybaczyć i przez to nie umiem się cieszyć tym, co mam. Tęsknię za tym, co dawał mi b. mąż, a czego nie daje mi obecny partner. Bo po prostu ma inny temperament. Mąż był moim wsparciem i przyjacielem, w obecnym związku jest namiętność, "on i ona", jest intymność, porozumienie intelektualne. Ale to nie jest to samo, co wtedy. Poza tym jestem trochę rozczarowana obecnym związkiem, bo mój partner nie wszedł jeszcze tak na serio w nasz związek. Jestem jego "dziewczyną", a ja chcę rodziny i stabilizacji.
Jestem rozdarta. Dostałam wyraźny sygnał, że mąż jest otwarty na to, aby jeszcze raz spróbować. Gdybym to zrobiła, zeszłyby ze mnie wyrzuty sumienia, znowu poukładałabym ten cały życiowo-emocjonalny bajzel i poczuła spokój. Czułabym spokój, że dzieci są szczęśliwe, bo mają oboje rodziców, których kochają. Wiem, że wyciągnęlibyśmy wnioski i budowali na nowo, bez urazy, wybaczając sobie nawzajem. Miałabym solidne wsparcie, przyjaźń... ale już nigdy z mężem nie poczuję tej "chemii" i ta myśl mnie dobija. Że miałabym się tego do końca życia pozbawić. Ciężko byłoby mi zapomnieć o obecnym partnerze, w którym jestem zakochana.
Czy bycie z mężem, który jest opiekunem i kumplem ma sens?
Dokładnie to samo usłyszałem od mojej żony. Traktuję Cię jak przyjaciela. Rozumiem, że pewne rzeczy po czasie pod wpływem problemów mogą się wypalić, ale tak będzie po paru latach praktycznie wszędzie i trzeba się zastanowić, czy dla chwilowych "motylków" warto rozwalać rodzinę. Jak kiedyś czułaś coś do męża, to przy odrobinie starań z 2 stron, to na pewno wróci. W ten sposób można zmieniać partnerów co 2 lata, bo po tym okresie mija pierwsza fascynacja i należy się zastanowić, czy o to w życiu chodzi.
hm, pewnie za 13 lat będziesz wiedziała czy z kochankiem łączy Cie miłość czy tylko zwędzenie w kroczu które z czasem zanika.
Wtedy podejmiesz decyzję - zdradzam kochanka czy zostaję z nim.
Teraz, nie krzywdź ponownie męża.
Wrócisz a potem i tak znowu zaczniesz go zdradzać.
Daj mu szansę na ułożenie sobie życia z kobietą która go nie oszuka.
Dzięki za cenne opinie, tylko proszę, bez takich ordynarnych tekstów jak "swędzenie w kroczu". Liczę, że są tu okrzesane osoby; to są trudne wybory życiowe, a nie jakiś prymitywne zagrywki. Jeśli ktoś chce sobie poużywać, to nie pod moim postem.
5 2015-06-16 10:16:11 Ostatnio edytowany przez assassin (2015-06-16 10:18:48)
Miej chociaż taką tyci tyci odrobinę honoru i daj ex-owi święty spokój.
A wiara w wieczną "chemię"... bez komentarza.
A gdyby jednak, to skutki Twoich występów jednak powrócą, w kłótniach, przy jakiejś dłuższej nieobecności itd itp
JlX myślę podobnie... pytanie tylko czy to jedynie brak "motylków" czy wypalenie miłości. Przez wiele lat nie czułam już motylków do męża, ale nadal był dla mnie ważny. Potem przestał.
Ważne są dla mnie córki. Są takie małe, potrzebują taty. Wprawdzie widzi je prawie codziennie, ale to nie to samo...
Miej chociaż taką tyci tyci odrobinę honoru i daj ex-owi święty spokój.
A co, jeśli on tego nie chce? On pragnie, żebym wróciła. Przyznał się do wielu błędów i do współudziału w upadku naszej rodziny, ale nie chcę tu pisać o szczegółach.
assassin napisał/a:Miej chociaż taką tyci tyci odrobinę honoru i daj ex-owi święty spokój.
A co, jeśli on tego nie chce? On pragnie, żebym wróciła. Przyznał się do wielu błędów i do współudziału w upadku naszej rodziny, ale nie chcę tu pisać o szczegółach.
Ehhh...
To przecież Ty napisałaś coś takiego::::
...ale już nigdy z mężem nie poczuję tej "chemii" i ta myśl mnie dobija. Że miałabym się tego do końca życia pozbawić. Ciężko byłoby mi zapomnieć o obecnym partnerze, w którym jestem zakochana.
Bądź z nim uczciwa i puść faceta wolno, bo i tak nic z tego nie będzie. Znajdzie się ktoś, dla kogo będzie ważny także jako facet, nie odbieraj mu tej szansy.
9 2015-06-16 10:34:41 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2015-06-16 10:36:03)
trzeba się zastanowić co w zyciu ważne jest czy ,,chemia,, czy cos innego
jak dla mnie podjelas już decyzje i zostaw bylego meza w spokoju
bo co jak za 5 lat znowu ,,się wypalisz,,
dzieci tez już pewnie zaakceptowaly sytuacje
odchodząc od męża podjelas decyzje, zwiazalas się z innym,
a wątpliwości sa pewnoe dlatego, że jak sama mówisz ,jesteś tylko dziewczyną,, dla nowego mężczyzny a nie jak dla bylego całym swiatem skoro chce ci nawet zdrade wybaczyc
Dzięki za cenne opinie, tylko proszę, bez takich ordynarnych tekstów jak "swędzenie w kroczu". Liczę, że są tu okrzesane osoby; to są trudne wybory życiowe, a nie jakiś prymitywne zagrywki. Jeśli ktoś chce sobie poużywać, to nie pod moim postem.
hm może okreslenie dosyć bezpośrednie, ale jasno, bez obijania w bawełnę określające motywy Twojego dzialania.
To co Cie w tej chwili łączy z kochankiem to seks, namiętność, pożądanie. Czyli "swędzenie w kroczu".
Całą resztę trzeba sobie wypracować, wspólnie przez następne lata, żeby można to było nazwać miłością.
Miłość to na pooczątku pożądanie, które szybko rośnie ale potem szybko maleje, następnie chęć bycia razem ktora rosnie ale już wolniej, a na samym końcu rodzi się więź emocjonalna - wspólne wspomnienia, przeżycia, uznanie, wdzięczność - coś co łączy ludzi emocjonalnie. Sztuka, żeby najpierw wspólnie wypracować sobie chęć bycia razem, potem więź emocjonalną a następnie utrzymać to wszystko na jakimś przyzwoitym poziomie, byle z dala od poziomu "zero"
Poczytaj o definicjach miłości.
Słowem na miłość trzeba sobie zapracować i dbać o nią.
Z kochankiem łączy Cię pożądanie i chęć związku - ale tylko z Twojej strony, kochanek już tego nie za bardzo chce...
Z mężem więź emocjonalna - z Twoje strony, a ze strony męża dodatkowo chęć tworzenia związku, może pożądanie.
Do tanga trzeba dwojga, a sami jesteśmy kowalami swojego losu.
Idź i nie krzywdź więcej !
11 2015-06-16 10:36:38 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 10:43:17)
Bo tu droga autorko chodzi o zasady, o granice ktorych sie po prostu nie przekracza. Wiele osob jednak ASYMILUJE skutkie tego nieswiadomie. Chodzi o to ze zdrady (chocby jednorazowej) dopuszcza sie wiekszosc kobiet i mezczyzn, z tym ze rowniez wiekszosc poprzestaje na "jednorazowej zdradzie" czesto przez to ze jest tym doswiadczeniem rozczarowana. Potem opatrznie PRZEKUWA to na posiadanie zasad i chociaz nie jest to dokladnie to o co chodzi, skutek jest ten sam, pozostaje w zwiazku, ktory zaczyna doceniac bardziej.
W twoim przypadku jest inaczej. Twoj wybor to gdyby odrzucic maleznstwo, to bycie z jednym partnerem dla uczucia, namietnosci vs. bycie z drugim z rozsadku. Moze to niepopularne tutaj, ale pisalem o tym kiedyś. Ponad 10 lat temu bylem w podobnej sytuacji. Wtedy jednak zrobilem jedna rzecz, uzmyslowilem sobie ze kazde nowe odczucie oznaczalo to samo w przypadku partnerki wczesniej. Oznaczalo to ze wlasciwie nic nowego sie nie zdarzylo i ze wszystko skonczylo by sie tak samo. Wyciagnalem z tego wnioski. Ty nie, poniewaz poszlas za emocjami, konczac dotychczasowy zwiazek, kiedy prozaicznie tyle was laczylo ze wystarczylo odnowic wiezi przez roznego rodzaju wspolne dzialania, robienie rzeczy razem. Poza tym, potrzeba okazywania uczuc w kierunku do siebie, oznacza rowniez zrozumienie ze mozna to samo otrzymac w kierunku odwrotnym (okazuja je i orzymujac poprzez reakcje zwrotna) bo nie kazdy facet jest tego nauczony, swiadomy, czy potrafi. W obecnym zwiazku to rowniez zmieni sie na to samo a za X lat bedzie Cie laczyc mniej niz w podobnej sytuacji z obecnym partnerem.
Niestety ale wg. mnie, Twoja chec powrotu jest wynikiem Twojego egoizmu (czego potwierdzeniem sa Twoje wczesniejsze dzialania) bo juz dzis zaczynasz potrafic przewidywac co Cie za X np. 10 lat czeka z obecnym partnerem. Nie bierzesz konsekwnecji za swoje postepowanie, za to ze jeden rozdzial ze swojego zycia juz zamknelas. Oczywiscie powrot jest mozliwy ale...przy jednoczesnym odrzuceniu, w 100% tego co jest obecnie, znalezienia uczucia w bylym mezu od siebie a nie tylko od niego, zrozumieniu milosci na poziomie stalosci, wiezi, zobowiazania a zycia na poziomie zasad a nie emocji. Mam wrazenie ze Twoje rozwazania sa na zasadzie wygodnego czy bezpiecznego upadku po nieudanym do konca obecnym wyborze. Jest to jednak dosc nieuczciwe wobec bylego meza, ktoremu blokujesz mozliwosci ulozenia sobie zycia, nawet w samotnosci, z dziecmi.
Slusznie zwrocilas uwage ze jedna z najwazniejszych istot problemu, skutku zdrady jest wybaczenie samemu sobie, w pierwszej kolejnosci. Poza tym z Twojego opisu nie wynikaja jakies mocne powody tej zdrady a jedynie skutek wczesniejszej nieumiejetnosci utrzymania relacji i wiezi z mezem, wyolbrzymiania kwestii zewnetrznego okazywania uczuc (co przeciez z czasem mija, wypala sie) wobec kwestii stalosci, spokoju, doglebnej wiezi wynikajacej z wieloletniej relacji. Moze to jest tez kwestia prawidlowej definicji milosci.
Jednak zeby wracac i potem byc nijaka dla meza to jaki jest tego sens dla meza? Tu trzeba najpierw zmienic swoje piorytety i myslenie na bardziej podstawowym poziomie, zeby dac cos drugiej osobie (a nie tylko brac, nie tylko oczekiwac). Przede wszystkim zrobic to w sobie.
12 2015-06-16 10:39:05 Ostatnio edytowany przez Excop (2015-06-16 10:42:06)
JlX myślę podobnie... pytanie tylko czy to jedynie brak "motylków" czy wypalenie miłości. Przez wiele lat nie czułam już motylków do męża, ale nadal był dla mnie ważny. Potem przestał.
Ważne są dla mnie córki. Są takie małe, potrzebują taty. Wprawdzie widzi je prawie codziennie, ale to nie to samo...
Masz podobny problem, który jest udziałem Madowy z tym, że ona wróciła do męża, by podjąć, nieudaną zresztą, próbę uratowania małżeństwa.
Powroty spowodowane poczuciem winy nie mają, niestety szans powodzenia, bo nie zniknie przecież przyczyna rozstania - brak pożądania do porzuconego partnera.
A utrata poczucia bezpieczeństwa, którą odczuwasz, to niestety koszt, z którym mało która kobieta liczy się, gdy przedkłada zakochanie nad nudną stabilizację.
assassin napisał/a:Miej chociaż taką tyci tyci odrobinę honoru i daj ex-owi święty spokój.
A co, jeśli on tego nie chce? On pragnie, żebym wróciła. Przyznał się do wielu błędów i do współudziału w upadku naszej rodziny, ale nie chcę tu pisać o szczegółach.
może nawet przypisuje sobie winę za to ze Ty podjęłaś decyzję o zdradzie ?
Zdrada to jest rozbicie w proch związku, po zdradzie może powstać tylko nowy związek oparty na zupełnie innych założeniach,
Ty podjęłaś decyzje o zdradzie i to Ty ponosisz wyłączna winę za upadek waszej rodziny.
Mąż, jest współwinnym kryzysu ale nie rozbicia rodziny.
14 2015-06-16 10:51:53 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 10:52:46)
beata1606 napisał/a:assassin napisał/a:Miej chociaż taką tyci tyci odrobinę honoru i daj ex-owi święty spokój.
A co, jeśli on tego nie chce? On pragnie, żebym wróciła. Przyznał się do wielu błędów i do współudziału w upadku naszej rodziny, ale nie chcę tu pisać o szczegółach.
może nawet przypisuje sobie winę za to ze Ty podjęłaś decyzję o zdradzie ?
Zdrada to jest rozbicie w proch związku, po zdradzie może powstać tylko nowy związek oparty na zupełnie innych założeniach,
Ty podjęłaś decyzje o zdradzie i to Ty ponosisz wyłączna winę za upadek waszej rodziny.
Mąż, jest współwinnym kryzysu ale nie rozbicia rodziny.
"Mąż, jest współwinnym kryzysu ale nie rozbicia rodziny" - poprzez zgode na "bylejakość", tolerowanie zachowania żony, brak opopólnej pracy nad związkiem.
Pytanie podstawowe jest takie. Skoro w celu pogłębiania, utrzymania więzi czy "jakości związku na odpowiednim poziomie" potrzebna była codzienna i to wcale nie lekka praca, a tego
nie było, to jakie bodźce, jakie czynniki, spowodują, że po powrocie, ta nielekka, wręcz ciężka praca (bo poziom zaniku więzi jest obecnie większy, jest konkurencja
w postaci nowego "uczucia") nagle nastąpi, bedzie konstruktywna, konsewkentna, codzienna? Jeśli na to pytanie będziemy umieli sobie odpowiedzieć, to będziemy
umieli przewidzieć, czy będzie konieczna praca nad związkiem, a więc bardziej długofalowe konsekwnecje powrotu, czyli ostatecznie, czy ma on sens. Oczywiście nikt
nie mówi, że tutaj nie można oczekiwać pomocy instytucjonalnej w postaci poradni, psychologa. Natomiast jesli ma to byc na zasadzie wygodnego spadku, oszukiwania
meza - to po prostu brak słów.
Natomiast jesli ma to byc na zasadzie wygodnego spadku, oszukiwania
meza - to po prostu brak słów.
Nie twierdzę, że tak by miało być. Oczywiście, że zakładając powrót do męża liczę się z tym, że na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę. Jesteśmy przecież po rozwodzie. To budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem.
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam. I nie powoduje mną chęć "wygody", jak to niektórzy mogą odbierać, tylko: wyrzuty sumienia, to że pochopnie nastąpiło odejście z mojej strony, tęsknota za wspólną przeszłością, za pewnymi cechami męża, których mi brakuje... na początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia i jasne było dla nie że to za mało. Z czasem jednak, jak analizowałam swoje uczucia okazało się, że to coś więcej.
16 2015-06-16 11:24:47 Ostatnio edytowany przez Colt47 (2015-06-16 11:33:33)
Na to wygląda, że z jednymi sie zakłada rodzinę a z drugimi jest chemia. Dla Ciebie co sie liczy. Seks czy wartość? Bo seks można mieć z każdym, a wartość z nielicznym.
Byc moze masz za malo doswiadczenia w związkach, zebys nie wiedziała że tak naprawde nie liczy sie pożądanie, a przyjazn. Bo to zawsze nadejdzie gdy sie ma ten stabilny związek.
Chyba ze ktos woli miec niestabilne i isc z doskoku poromansować.
To sie ładnie zwie.
Ale ok. Rozumiem, że jestem w Waszych oczach egoistką. Może i tak. Ale jednak wyrzuty sumienia, świadomość że skrzywdziłam męża i dzieci bardzo mocno mnie niepokoją blokując mnie na to, co nowe. Nie jestem szczęśliwa. Bo zrozumiałam, że nie można zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu. Jakże dobitnie odczuwam sens tego, co wydawało mi się takie banalnie i ogólnikowe.
Na to wygląda, że z jednymi sie zakłada rodzinę a z drugimi jest chemia. Dla Ciebie co sie liczy. Seks czy wartość? Bo seks można mieć z każdym, a wartość z nielicznym.
Nie. Z mężem była chemia. Byłam z w niego bardzo zapatrzona. Przez lata nie spojrzałam na innego faceta. Tylko kłótnie, oschłość i to, że przestał mnie głaskać po głowie sprawiły, że odjechałam emocjonalnie.
19 2015-06-16 11:29:31 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 11:34:28)
maniek_z_maniek napisał/a:Natomiast jesli ma to byc na zasadzie wygodnego spadku, oszukiwania
meza - to po prostu brak słów.Nie twierdzę, że tak by miało być. Oczywiście, że zakładając powrót do męża liczę się z tym, że na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę. Jesteśmy przecież po rozwodzie. To budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem.
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam. I nie powoduje mną chęć "wygody", jak to niektórzy mogą odbierać, tylko: wyrzuty sumienia, to że pochopnie nastąpiło odejście z mojej strony, tęsknota za wspólną przeszłością, za pewnymi cechami męża, których mi brakuje... na początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia i jasne było dla nie że to za mało. Z czasem jednak, jak analizowałam swoje uczucia okazało się, że to coś więcej.
Jeżeli rzeczywiście mówisz że "na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę" to idziesz w dobrym kierunku. Jeśli jednak wcześniej tej "mozolnej pracy" nie było to sama siebie oszukujesz bo samo sie nie zrobi. Pisanie, że jest to "budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem" jest na takim poziomie ogólności, że tchnie wyłącznie myśleniem życzeniowym. Zupełnie nie o to chodzi, dlatego pisałem o konieczności podstawowych zmian w myśleniu. Ale Ty niczego nie rozumiesz.
Ale ok. Rozumiem, że jestem w Waszych oczach egoistką. Może i tak. Ale jednak wyrzuty sumienia, świadomość że skrzywdziłam męża i dzieci bardzo mocno mnie niepokoją blokując mnie na to, co nowe. Nie jestem szczęśliwa. Bo zrozumiałam, że nie można zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu. Jakże dobitnie odczuwam sens tego, co wydawało mi się takie banalnie i ogólnikowe.
Dlaczego więc chcesz skrzydzić znowu swojego byłego skoro, prawdopodobnie nie jesteś w stanie mu nic zaoferować poza ogólnie pojetymi wspomnieniami i swoją "podstawową" obecnością? Tu potrzeba wysiłku, celu, determinacji, znajomości metod, środków, działania, stałości, wytrwałości czego chyba? nie masz. Więc o co ten cały kaman? Że jest mi źle? Czyli co? Samopoczucie jest u Ciebie wyznacznikiem jakości, treści relacji a nie jakieś inne, trwałe podstawy, jak być powinno?
Po prostu ręce opadają. Niby w sumie piszesz spokojnie, łagodnie ale w tym ta druga warstwa, zupełnie mi się nie podoba.
Colt47 napisał/a:Na to wygląda, że z jednymi sie zakłada rodzinę a z drugimi jest chemia. Dla Ciebie co sie liczy. Seks czy wartość? Bo seks można mieć z każdym, a wartość z nielicznym.
Nie. Z mężem była chemia. Byłam z w niego bardzo zapatrzona. Przez lata nie spojrzałam na innego faceta. Tylko kłótnie, oschłość i to, że przestał mnie głaskać po głowie sprawiły, że odjechałam emocjonalnie.
Zastanawiam sie czemu zwalasz wine na niego? A spojrzalas na siebie lub na to co w zyciu nieuniknione, czyli brak staran dla kogos kto wiecej chce niz wymaga, albo brak umiejetnosci doceniania tego co daje?
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam.
kiedyś pewnie byłaś przekonana, ze nigdy nie zdradzisz.
Teraz już wiesz, że nie jest to dla Ciebie granica nie do pokonania.
Nigdy nie mów nigdy.
Lepiej zachowaj świadomość, że mogłabyś to zrobić po raz drugi.
Co najwyżej, możesz starać się żeby tak nie było,
a jak będzie.....?
zależy od tego jak przepracujesz siebie.
Żadne szczytne deklaracje,
świadomość ułomności i praca.
Ci co mówią "ja nigdy" najszybciej się tak robią.
22 2015-06-16 11:39:22 Ostatnio edytowany przez chceuciekacstad (2015-06-16 11:42:46)
maniek_z_maniek napisał/a:Natomiast jesli ma to byc na zasadzie wygodnego spadku, oszukiwania
meza - to po prostu brak słów.Nie twierdzę, że tak by miało być. Oczywiście, że zakładając powrót do męża liczę się z tym, że na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę. Jesteśmy przecież po rozwodzie. To budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem.
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam. I nie powoduje mną chęć "wygody", jak to niektórzy mogą odbierać, tylko: wyrzuty sumienia, to że pochopnie nastąpiło odejście z mojej strony, tęsknota za wspólną przeszłością, za pewnymi cechami męża, których mi brakuje... na początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia i jasne było dla nie że to za mało. Z czasem jednak, jak analizowałam swoje uczucia okazało się, że to coś więcej.
Beata... idź do psychologa .. idź na terapię i zrozum siebie .
Poszukaj prawdziwych powodów chęci powrotu do męża ...bez miłości choćby najmniejszej nic z tego nie wyjdzie.
Jeśli już zdecydujecie się na bycie razem ..to koniecznie terapia ... .
Swoją drogą, uderzyło mnie jedno - jak facet czy kobieta pisze że się zakochał i chce odejść..to wszyscy chórem : a co z dziećmi?? co z rodziną ??? nie bądź egoistą ... uczucie nie jest najważniejsze " tzw., swędzenie czegoś tam" .
Gdy chce wrócić lub utrzymywać związek (dla dzieci, dla rodziny ) ... to wszyscy : że uczucia są najważniejsze (czyt, swędzenie.. ) i że dzieciom krzywda większa jak wychowuje się je bez tej wielkiej chemii... i że partner ma prawo do szczęścia i prawdziwych uczuć " czyt. swędzenia " .... ale to taka myśl moja nieuczesana.
i bądź tu mądry...:D
23 2015-06-16 11:39:30 Ostatnio edytowany przez Excop (2015-06-16 11:44:39)
Oczywiście, że zakładając powrót do męża liczę się z tym, że na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę. Jesteśmy przecież po rozwodzie. To budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem.
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam. I nie powoduje mną chęć "wygody", jak to niektórzy mogą odbierać, tylko: wyrzuty sumienia, to że pochopnie nastąpiło odejście z mojej strony, tęsknota za wspólną przeszłością, za pewnymi cechami męża, których mi brakuje... na początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia i jasne było dla nie że to za mało. Z czasem jednak, jak analizowałam swoje uczucia okazało się, że to coś więcej.
Tyle, że nie podajesz, czym jest "to coś więcej".
Czy zawiera się w nim obraz byłego męża, jako wartego Twojego grzechu?
Z tego, co napisałaś w otwarciu wątku, pożądanie jego osoby zniknęło długo przed poznaniem obecnego partnera.
W jaki sposób zamierzasz je przywrócić w stanie obecnego zakochania?
Nie sądzę, że były mąż tak naprawdę zdaje sobie sprawę, że już od dawna go nie kochasz. Myślę, że łudzi się, że kierowało Tobą wyłącznie chwilowe zauroczenie, które kazało Ci opuścić go. Obecne Twoje rozterki, które zapewne zauważył, mogą go w tym utwierdzać.
Swoją drogą, uderzyło mnie jedno - jak facet czy kobieta pisze że się zakochał i chce odejść..to wszyscy chórem : a co z dziećmi?? co z rodziną ??? nie bądź egoistą ... uczucie nie jest najważniejsze " tzw., swędzenie czegoś tam" .
Gdy z tego powodu chce wrócić lub utrzymywać związek (dla dzieci, dla rodziny ) ... to wszyscy : że uczucia są najważniejsze (czyt, swędzenie.. ) i że dzieciom krzywda większa jak wychowuje się je bez tej wielkiej chemii... i że parter ma prawo do szczęścia i prawdziwych uczuć " czyt. swędzenia " .... ale to taka myśl moja nieuczesana.i bądź tu mądry...:D
Dla kazdego jest wazne cos innego. Wiele osob robi dzieci bo tak trzeba, a nei dlatego ze chce im cos przekazac. Jesli chce im pomoc to moze wybrac dzieci, ale niech nie zasłania sie ze wybiera męża bo mąż był tylko srodkiem do tego by miec dzieci, a do niego uczuc niewiele.
z tego co napisałaś wywnioskowałem, ze Ty mimo doświadczenia mylisz obecnie miłość z motylkami. Tak z motylkami do obecnego. Tak naprawdę kochasz męża bo on
jest facetem wesołym, pogodnym i wpierającym. Wiele nas łączyło - rodzina, pasja, podróże, dzieci, wspólne wieczory przy Jak w każdym małżeństwie pojawiły się watpliwości/kryzysdrinkach....potrafiliśmy ze sobą dużo rozmawiać, była świetna komunikacja, otwartość. Wspierał mnie w trudnych chwilach.
Po latach gdy motyle odchodzą zostaje to coś co miałaś ale zaswędziało ...
Niestety dopadły nas różne problemy, byliśmy dobrymi rodzicami i małżonkami, ale gdzieś straciliśmy siebie jako kobietę i mężczyznę.
i wtedy pojawił się on (obecny patner), który wzbudził to czego nie miałaś od męża, gość dał Ci chwilę zapomnienia, szaleństwa młodzieńczego. Ten obecny Ciebie nie kocha, kocha Ciebie mąż ale Ty jesteś zauroczona i nie jesteś w stanie zrozumieć problemu. Zrobiłaś głupią rzecz i się rozwiodłaś.
Pewnego pięknego poranka gdy motyle zdechną obudzisz się obok obecnego kochanka i stwierdzisz, ze go nie kochasz, de facto jest ten sam syf co z mężem ale tylko twarzyczka inna, że w obecnym układzie nie masz NIC, bo do tego czasu mąż się otrząsnie i znajdzie sobie inną, lepszą od Ciebie, która b.edzie doceniać jego wkład w związek.
Będzie miał nową zonę. Wyobraź sobie skowyt, który zaliczysz skoro teraz masz aż tyle watpliwości. Skowyt gdy pojmniesz ogrom własnej głupoty i nieszczęścia, które Twój egoizm i Twoje postępowanie poczyniły. Pojmiesz, ze nie ma odwrotu bo b. mąż, już Ciebie nie chce, odkochał się, pojmiesz jak bardzo sper...aś życie dzieciom, mężowi oraz sobie.
Poznałam kogoś, zakochałam się, odeszłam od męża, bo chciałam być uczciwa.
będąc mężatką znalazłaś nowego i zdradziłaś męża, w tym układzie mąż nie miał szans wobec "świeżego mięska". A obecny partner nie wejdzie z Tobą w układ. On wie, że zdradzałaś męża więc wcześniej czy później zdradzisz jego. Nie jest idiotą, żaden rozsądny gość z Tobą nie stworzy związku.
Bez względu na to jak pięknie byś swojej historii nie opisała jesteś taka sama jak inne zony, które zdradzają.
Męża byłego zostaw w spokoju on nie zrobił nic co uprawnia Ciebie do niszczenia człowieka, on teraz cierpi przez Ciebie, jeszcze nie rozumie kto był jego zoną. Twoje dzieci też cierpią ale ze względu na Twój charakter lepiej gdy będzie tak jak teraz. Puściłaś się raz i tak już zostanie. Nie próbuj nigdy wracać bo nie zasługujesz na b. męża, nie zasługujesz na "dom " ani ciepło rodzinne.
Ale ok. Rozumiem, że jestem w Waszych oczach egoistką. Może i tak. Ale jednak wyrzuty sumienia, świadomość że skrzywdziłam męża i dzieci bardzo mocno mnie niepokoją blokując mnie na to, co nowe. Nie jestem szczęśliwa. Bo zrozumiałam, że nie można zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu. Jakże dobitnie odczuwam sens tego, co wydawało mi się takie banalnie i ogólnikowe.
Beatko, jesteś egoistką jak każdy z nas.
Masz dylemat i nie wiesz co zrobić, bo "ciągnie: Cię z powrotem do męża, ale pomyśl czy warto..
Po pierwsze : nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki :-)
Po drugie: dzieci zaakceptowały obecną sytuację, wyciszyły się po traumie rozwodowej
Po trzecie: faceci się nie zmieniają i to co przeszkadzało Ci w nim jako mężu nie znikło..
Moja rada - daj sobie czas..
cytat z forum :
autor : End_aluzja,
"jak znajdzie kandydatkę chętną i napaloną, to przestanie mu odpowiadać, że śpisz po prawej stronie łożka, albo masz nogi w rozmiarze 38 a nie 37...
zdrada nie bierze się z deficytów, deficyty sa i beda, jakiekolwiek
zdrada 'definiuje" deficyty
bo przecież biedny zdradzający miś, biedny zdradzasjąca miśka zdradzali.. bo musieli.. nie mieli wyboru -bo partner sraki i owaki...
uwierz mi - nie ma zdradzającego, który nie znalazł sobie (po fakcie) powodów, dlaczego akurat on, akuratmusiał akurat zdardzić cxiebie i akurat z nią"
święte słowa.....
beata1606 napisał/a:maniek_z_maniek napisał/a:Natomiast jesli ma to byc na zasadzie wygodnego spadku, oszukiwania
meza - to po prostu brak słów.Nie twierdzę, że tak by miało być. Oczywiście, że zakładając powrót do męża liczę się z tym, że na nowo trzeba by było zacząć mozolną pracę. Jesteśmy przecież po rozwodzie. To budowanie na nowo, na fali wspólnej przeszłości czyli już z jakimś bagażem.
Nie mogłabym drugi raz zrobić tego samego, zbyt wiele przeszłam. I nie powoduje mną chęć "wygody", jak to niektórzy mogą odbierać, tylko: wyrzuty sumienia, to że pochopnie nastąpiło odejście z mojej strony, tęsknota za wspólną przeszłością, za pewnymi cechami męża, których mi brakuje... na początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia i jasne było dla nie że to za mało. Z czasem jednak, jak analizowałam swoje uczucia okazało się, że to coś więcej.Beata... idź do psychologa .. idź na terapię i zrozum siebie .
Poszukaj prawdziwych powodów chęci powrotu do męża ...bez miłości choćby najmniejszej nic z tego nie wyjdzie.
Jeśli już zdecydujecie się na bycie razem ..to koniecznie terapia ... .
Swoją drogą, uderzyło mnie jedno - jak facet czy kobieta pisze że się zakochał i chce odejść..to wszyscy chórem : a co z dziećmi?? co z rodziną ??? nie bądź egoistą ... uczucie nie jest najważniejsze " tzw., swędzenie czegoś tam" .
Gdy chce wrócić lub utrzymywać związek (dla dzieci, dla rodziny ) ... to wszyscy : że uczucia są najważniejsze (czyt, swędzenie.. ) i że dzieciom krzywda większa jak wychowuje się je bez tej wielkiej chemii... i że partner ma prawo do szczęścia i prawdziwych uczuć " czyt. swędzenia " .... ale to taka myśl moja nieuczesana.i bądź tu mądry...:D
Widzisz, bo wszystko zależy. Tak jak pisze takata bo pewne sytuacje sa ustabilizowane. A to wyjasnia wg. mnie wszystko. Co do dzieci to przejmuja one wzorce zachowan rodzicow, sposob rozwiazywania problemow. Nie chce tu nic sugerowac ale chyba mozna sobie wyorazic (nie wiem czy latwo) mozliwe konsekwnecje roznych wzorcow, ale przede wszystkim skutki wzorca bylejakosci. Bo oprocz tego CO SIE ROBI (czego dotyczylo Twoje pytanie retoryczne), istotne jest W JAKI SPOSOB SIE TO ROBI.
29 2015-06-16 12:14:33 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-06-16 12:15:21)
cytat z forum :
autor : End_aluzja,
"jak znajdzie kandydatkę chętną i napaloną, to przestanie mu odpowiadać, że śpisz po prawej stronie łożka, albo masz nogi w rozmiarze 38 a nie 37...
zdrada nie bierze się z deficytów, deficyty sa i beda, jakiekolwiek
zdrada 'definiuje" deficyty
bo przecież biedny zdradzający miś, biedny zdradzasjąca miśka zdradzali.. bo musieli.. nie mieli wyboru -bo partner sraki i owaki...
uwierz mi - nie ma zdradzającego, który nie znalazł sobie (po fakcie) powodów, dlaczego akurat on, akuratmusiał akurat zdardzić cxiebie i akurat z nią"
święte słowa.....
DOKŁADNIE !
Zmodyfikuję swojego posta sprzed wielu miesięcy dla potrzeb tego wątku
Zdradziłaś męża, wina jego była ogromna bo:
1. za dużo pracował, nie było go w domu gdy zona potrzebowała
2. jest ciągle w domu, nie stara się polepszyć bytu rodzinie
1. jest nadopiekuńczy, już ją mdli od tych czułości
2. nie był czuły, nie mówił że ją kocha 1 mln razy dziennie, nie nosi jej na rekach.
1. nigdzie nie wychodzili się zabawić
2. On tylko by imprezował
1. Nic tylko zajmuje się dziećmi, a o nią nie dba
2. Wogóle nie zajmuje się dziećmi
...
...
itd. itp.
* wybierz niepotrzebne (dopisz dowolne).
Śmieszą mnie tłumaczenia, autorki, zawsze coś się znajdzie gdy się chce uzasadnić zdradę. To tylko kwestia podumania.
Ona nie była szczęśliwa. A CO ONA ZROBIŁA by to zmienić ? Pewnie dusiła w sobie, miał się domyśleć.
Gdyby ją nosił na rękach zarzucić by mogła, ze od noszenia ma odciski na plecach itp.
NA ZDRADĘ NIE MA USPRAWIEDLIWIENIA. Postępuje schematycznie, jak to porównują, tak jak małpa. Dlaczego skoro było jej źle nie rozwiodła się i dopiero potem nie znalazła JEGO. Proste: nie puści jednej gałęzi dopóki nie trzyma innej.
Jeśli jednak wcześniej tej "mozolnej pracy" nie było to sama siebie oszukujesz bo samo sie nie zrobi.
A kto powiedział, że nie było? Z mojej strony było. Nie chce mi się tu po prostu pisać o szczegółach. Powiem tylko, że długo walczyłam o nasz związek próbując wskrzesić w sobie uczucia i czasem się to udawało. Przez tyle lat były fale kryzysu i światła, były etapy kiedy naprawdę już było między nami nieźle. Jednak do tanga trzeba dwojga. I jeśli mąż przestał się starać, bo uważał, że "już mnie ma" (sam się do tego przyznał), no to sorry.
I wcale nie zwalam winy na niego. Też dołożyłam swoją cegiełkę. Jednak oboje wiemy co było problemem i nad czym trzeba by było pracować. I on jest gotowy podjąć się tej pracy, terapię też proponował już jak powiedziałam o rozwodzie. Nie zgodziłam się, nie dałam nam szansy..
I piszesz, że nic nie rozumiem. Nie sądzisz, że to trochę krzywdzące? Po prostu nie da się tu wszystkiego przelać. Nie chcę Was zalewać epopeją. W bardzo dużym skrócie opisałam moją sytuację, a wiadomo że barw moich odczuć i elementów składowych tej sytuacji jest całe mnóstwo.
JlX myślę podobnie... pytanie tylko czy to jedynie brak "motylków" czy wypalenie miłości. Przez wiele lat nie czułam już motylków do męża, ale nadal był dla mnie ważny. Potem przestał.
Ważne są dla mnie córki. Są takie małe, potrzebują taty. Wprawdzie widzi je prawie codziennie, ale to nie to samo...
Jeśli się zdecydujesz na powrót, to na pewno terapia, inaczej się rozjedzie. Uważam, że zaczynasz myśleć w odpowiednim kierunku. Ja zawsze staram się w takich sytuacjach kierować mądrością Bożą, która rozwala w pył wszystkie teksty o nie wchodzeniu 2 razy do rzeki, które są bredniami. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. To są trudne zasady, ale dają szczęście długoterminowe, nie chwilowe. Jednak przygotuj się na ciężką pracę. Jednak wszystko, co jest wartościowe wymaga wysiłku.
32 2015-06-16 12:19:08 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-06-16 12:20:04)
...A kto powiedział, że nie było? Z mojej strony było. Nie chce mi się tu po prostu pisać o szczegółach. Powiem tylko, że długo walczyłam o nasz związek próbując wskrzesić w sobie uczucia i czasem się to udawało. Przez tyle lat były fale kryzysu i światła, były etapy kiedy naprawdę już było między nami nieźle. ..
Gdybyś chciała to byś mu to przekazała, nie przekazałaś bo Ci nie zależało. Ile razy wykrzyczałaś mu w twarz, ze albo się zmieni albo rozwód (WYKRZYCZAŁAS ?), ile razy wykrzyczałaś byście poszli do terapeuty bo nie jesteś szczęśliwa ?
Ja tez od bz na koniec usłyszałem, ze się starała ratować rodzinę.
To było o tyle ciekawe ja nawet nie wiedziałem, ze jest coś nie tak.
Wiedziały koleżanki, bo im opowiadała. Ja musiałem się domyślać lub odczytywać sygnały i półsłówka.
..Jednak do tanga trzeba dwojga. I jeśli mąż przestał się starać, bo uważał, że "już mnie ma" (sam się do tego przyznał), no to sorry....
Wszystko w temacie
Beata... idź do psychologa .. idź na terapię i zrozum siebie .
Chodziłam na terapię jeszcze będąc w małżeństwie. Podobno nie kocham męża.
Obawiam się, ze ja już nie wiem co to jest miłość. Czy przywiązanie do jego cech, których mi brakuje, czy tęsknota za wspólnym życiem z nim jest już/jeszcze miłością? Czy to, że mi go bardzo żal i nie umiem żyć z wyrzutami sumienia, to też jest miłość?
Swoją drogą, uderzyło mnie jedno - jak facet czy kobieta pisze że się zakochał i chce odejść..to wszyscy chórem : a co z dziećmi?? co z rodziną ??? nie bądź egoistą ... uczucie nie jest najważniejsze " tzw., swędzenie czegoś tam" .
Gdy chce wrócić lub utrzymywać związek (dla dzieci, dla rodziny ) ... to wszyscy : że uczucia są najważniejsze (czyt, swędzenie.. ) i że dzieciom krzywda większa jak wychowuje się je bez tej wielkiej chemii... i że partner ma prawo do szczęścia i prawdziwych uczuć " czyt. swędzenia " .... ale to taka myśl moja nieuczesana.
Dokładnie Jak się chce budować związek, nawet jeśli są ruiny, to jest źle, bo egoistka, bo zostaw w spokoju męża. Czyli z tego wynika, że nie ma czegoś takiego, jak powtórne małżeństwo, a przecież wiele par daje sobie szansę. Tak, wiem, zaraz usłyszę że można, ale trzeba rozumieć tego istotę, a ja przecież niczego nie rozumiem
34 2015-06-16 12:22:21 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 12:26:52)
maniek_z_maniek napisał/a:Jeśli jednak wcześniej tej "mozolnej pracy" nie było to sama siebie oszukujesz bo samo sie nie zrobi.
A kto powiedział, że nie było? Z mojej strony było. Nie chce mi się tu po prostu pisać o szczegółach. Powiem tylko, że długo walczyłam o nasz związek próbując wskrzesić w sobie uczucia i czasem się to udawało. Przez tyle lat były fale kryzysu i światła, były etapy kiedy naprawdę już było między nami nieźle. Jednak do tanga trzeba dwojga. I jeśli mąż przestał się starać, bo uważał, że "już mnie ma" (sam się do tego przyznał), no to sorry.
I wcale nie zwalam winy na niego. Też dołożyłam swoją cegiełkę. Jednak oboje wiemy co było problemem i nad czym trzeba by było pracować. I on jest gotowy podjąć się tej pracy, terapię też proponował już jak powiedziałam o rozwodzie. Nie zgodziłam się, nie dałam nam szansy..I piszesz, że nic nie rozumiem. Nie sądzisz, że to trochę krzywdzące? Po prostu nie da się tu wszystkiego przelać. Nie chcę Was zalewać epopeją. W bardzo dużym skrócie opisałam moją sytuację, a wiadomo że barw moich odczuć i elementów składowych tej sytuacji jest całe mnóstwo.
Skoro wiecie o co chodzi to w czym problem zeby zaczac sie starac? Pewnie nie jest to proste, bo problemy są jeszcze dwa. Po pierwsze dzieci, ktore znowu bedą wkręcone w wasze sytuacje. A po drugie Twoj kochanek z ktorym bedziesz ciagle miała więż uczuciowo-emocjonalną. Zastananawiałaś się jak i czy możliwe jest poradzenie sobie z tym, najlepiej przy okazji nie raniąc innych osób?
Moim zdaniem jesli wogole chcesz o czyms myslec to powinnas zaczac od 100% odejscia od kochanka i rozpoczeciu zycia na wlasny rachunek (w samotnosci). Jesli to Ci sie uda i nie bedziesz utrzymywac tamtej relacji, ulozysz sobie to w głowie, to wtedy dopiero mozesz pokusic sie o spotkanie i rozmowe z mezem. Jesli jednak nadal bedzie ten trzeci, w zyciu i w głowie, beda porownania, to nic sie nie uda a maz bedzie sprowadzony do roli "plasterka".
...czy tęsknota za wspólnym życiem z nim jest już/jeszcze miłością? Czy to, że mi go bardzo żal i nie umiem żyć z wyrzutami sumienia, to też jest miłość?
Nie, nie jest. Bardzo Ci zal meza ale czy myslisz ze uzdrowisz wasze zycie relacja oparta na klamstwie? Powyzej napisalem Ci co wg. mnie nalezy zrobic, zeby uzdrowic myslenie w sobie, zakonczyc jedna relacje, zeby rozpoczac (naprawiac) druga, zrozumiec siebie. To bedzie taki test, tez czy stac Cie na jakies wyrzeczenia w imie czegos. No ale jesli to bedzie na zasadzie ciagniecia dwoch srok za ogon, czy czegos za cos, to nie dziwie sie ze masz rozkmin.
Śmieszą mnie tłumaczenia, autorki, zawsze coś się znajdzie gdy się chce uzasadnić zdradę. To tylko kwestia podumania.
Ona nie była szczęśliwa. A CO ONA ZROBIŁA by to zmienić ? Pewnie dusiła w sobie, miał się domyśleć.
Jeśli przeczytasz uważnie mojego pierwszego posta, to zrozumiesz że nie było moim celem usprawiedliwienie mojej zdrady. Dopiero ciągnięta za język napisałam, co mi nie odpowiadało i co mną powodowało. Ale czy to oznacza, że tłumaczę zdradę? NIE. Próbuję Wam przedstawić motywy, bo zostałam o to zapytana i niejako jest to konieczne aby ocenić mój stosunek do męża.
Nie tłumaczę siebie i nie zamierzam. Wiem, że zawiniłam. Nie to jest tematem mojego wątku.
A czy robiłam coś, żeby zmienić? Tak. I nie dusiłam niczego w sobie. Było wiele moich sygnałów, rozmów, płaczu. Nie chcę o tym pisać.
ile razy wykrzyczałaś byście poszli do terapeuty bo nie jesteś szczęśliwa ?
Wiele razy!
On widział, ale kpił z tego, bo sądził, że na pewno nie odejdę.
Myślę, że oceniasz mnie przez pryzmat swojej historii. Nie należę do ludzi tłumiących w sobie uczucia. I zawsze walczę.
zawaliłam, bo pozwoliłam sobie (świadomie) skierować uczucia w inną stronę. Zrobiłam to celowo, bo wiedziałam, że chcę odejść, ze już dłużej nie wytrzymam tej ignorancji i zgnilizny, jaka się pojawiła.
No ale jesli to bedzie na zasadzie ciagniecia dwoch srok za ogon, czy czegos za cos, to nie dziwie sie ze masz rozkmin.
Nie zakładam opcji ciągnięcia dwóch srok za ogon. Powrót oznaczałby całkowite zerwanie relacji z obecnym partnerem. I to mnie przeraża, bo jest w głowie, sercu, nie będę kłamać, że nie...
Masakra.
38 2015-06-16 12:47:47 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 13:01:40)
maniek_z_maniek napisał/a:No ale jesli to bedzie na zasadzie ciagniecia dwoch srok za ogon, czy czegos za cos, to nie dziwie sie ze masz rozkmin.
Nie zakładam opcji ciągnięcia dwóch srok za ogon. Powrót oznaczałby całkowite zerwanie relacji z obecnym partnerem. I to mnie przeraża, bo jest w głowie, sercu, nie będę kłamać, że nie...
Masakra.
Dlatego zdrowo to zakończenie jednej relacji nawet przy ryzyku ze poprzednia sie nie uda. Wg. mnie nie da sie inaczej. Przy okazji trzeba sie przygotowac na rozne przytyki przez jakis czas bo proces wybaczania po zdradzie nie jest automatyczny. Pora tez jednoznacznie sobie odpowiedziec na pytanie czemu chcesz ew. wracac? Bo jesli np. uwazasz ze popelnilas blad, to blad oznacza blad i sie go neguje a nie "piedestałuje". A jesli to nie był błąd to po co wracać? Bo nie jest tak jak to sobie wymarzyłaś?
Zbyt dużo tu wątpliwości, braku odniesienia do przeszłosci, analizy, rzeczy ktore się może by wyklarowały jakbyś pobyła ze sobą sama. Nie chce tu niczego sugerowac ale ja bym zrobil tak. Jesli bym zdecydowal sie zostac z obecnym to koniec rozkmin. Jest jak jest i ew. sa to konsekwnecje mojego postepowania i ew. potem zostane sama. Bylego juz nie wciagam w swoje zycie. Jesli nie wiem, to sie rozstaje z obydwoma, daje czas na przemyslenie, i jesli wracam do nowego to np. na warunkach malzenstwa. Jesli chce wrocic do bylego, to tak samo, daje sobie czas na pobycie sama ze soba, ulozenie piorytetow ale koncze poprzednia relacje. Bo ...
watek Piotra jest tu przykladem ze nie da sie "naprawiac" swojego malzenstwa i jednoczesnie ciagnac relacji z innymi osobami wczesniej i w tym samym czasie.
39 2015-06-16 12:48:15 Ostatnio edytowany przez Colt47 (2015-06-16 12:49:21)
Nie wiesz co to milosc? Czemu slysze to od praktycznie kazdej kobiety Moze wy nie umiecie kochać i czas sie przyznać ze cos innego sie liczy?
Wiele bys napisala, ale po co sie wglebiac w szczegoly. Wiele robilas, ale nie napiszesz co to takiego. Walczyłaś. Ogniem i mieczem zapewne. Walka nie polega na gadaniu i roszczeniach: ty coś zrób, albo pytaniu co mam zrobić, jestem taka zagubiona
Nic nie zrobilas, moze zwalałaś wine na męża co nie jest naprawianiem problemow, tylko skierowalas sie gdzies hen hen daleko. Czas to przyznac.
Beato,
Temat twojego wątku powinien brzmieć: między rodziną a obecnym partnerem.
Po przeczytaniu twoich wypowiedzi trudno oprzeć mi się wrażeniu, że bardziej niż za mężem tęsknisz za - jak to sama nazwałaś - waszym teamem. Brakuje tobie rodzinnej atmosfery, którą kojarzysz z byłym mężem.
Ale to jest konsekwencja twoich wyborów. Trudno aby twój nowy partner wszedł zbyt szybko w rolę męża i przede wszystkim oddanego i kochającego ojca twoich córek. Jest na to spora szansa, ale to wymaga czasu. Poczekaj.
Byłego męża nie kochasz. Nie krzywdź go już więcej, dając złudne nadzieje.
Powrót oznaczałby całkowite zerwanie relacji z obecnym partnerem. I to mnie przeraża, bo jest w głowie, sercu, nie będę kłamać, że nie...
Masakra.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc stworzenie trzeciego mężczyzny, który byłby połączeniem obecnego partnera (chemia) i byłego męża (przyjaźń, stabilizacja, rodzina). chciałabyś mieć wszystko i osiągać to bez wysiłku ze swojej strony. Bardzo szybko poddajesz sie i skreślasz relacje w momencie gdy pojawia sie kryzys. Popatrz - z męża zrezygnowałaś, bo wygasła chemia (a przecież można nad tym pracować); z partnerem obecnym chemia ma sie dobrze (czyli masz czego chciałaś, tak?) a chcesz zrezygnować bo nie ma stabilizacji i bezpieczeństwa, które były przy mężu. Czyli czego ty naprawdę chcesz? Wszystkiego! I masz prawo to mieć, tylko że to wymaga również pracy z twojej strony. Kolejna zmiana partnera nic nie da, bo znowu coś się skończy, wypali i ty znowu zapragniesz zakochania i chemii. Znowu uciekniesz. Raz już to zrobiłaś i chcesz zrobić ponownie. Zastanów sie nad schematami i motywami swojego działania, bo coś tu mocno nie gra
Pomyślałaś o tym żeby dla odmiany pobyć chwilę sama ze sobą? Zamiast skakać z relacji w relację, może daj sobie czas na przemyślenie swoich decyzji i na zastanowienie się czego naprawdę chcesz i po co ci to nieustanne zakochanie jest potrzebne, co sie za tym kryje...
Pora tez jednoznacznie sobie odpowiedziec na pytanie czemu chcesz ew. wracac? .
Myślę o tym, ponieważ:
- czuję że postąpiłam pochopnie. On chciał walczyć, ale było za późno, bo popłynęłam w pogoni za własnym szczęściem, w euforii nowych wrażeń, których mi brakowało. Puściły hamulce.
- tęsknię za naszym dawnym życiem (wspólne sprawy, codzienność, nawet takie głupoty jak zakupy, znajomi, cieszenie się wychowywaniem córeczek)
- brakuje mi pewnych jego cech męża, które teraz doceniam
- brakuje mi jego wsparcia i przyjaźni
- czuję wdzięczność za to, że o mnie walczył i jest gotowy mi przebaczyć i widzę, jakim jest człowiekiem, i ile dla niego znaczę
(ryczę pisząc to)
- czuję wyrzuty sumienia i jeśli on pragnie odzyskać swoją rodzinę to wiem, że mogłabym mu chociaż trochę zrekompensować jego ból, wracając do niego
- chciałabym aby miał na co dzień córki, a one tatę którego bardzo kochają (żaden przyszywany nawet najlepszy facet nie zastąpi dzieciom ojca)
Mam takie intuicyjne poczucie, że mogłam się pomylić i będę żałować. Włącza mi się rozsądek, a raczej przewartościowanie tego, co jest w życiu tak naprawdę ważne.
Po przeczytaniu twoich wypowiedzi trudno oprzeć mi się wrażeniu, że bardziej niż za mężem tęsknisz za - jak to sama nazwałaś - waszym teamem. Brakuje tobie rodzinnej atmosfery, którą kojarzysz z byłym mężem.
Mam takie obawy. Ale napisałam Wam o tym szczerze, że właśnie tęsknię za rodziną, za naszym wspólnym życiem. Ale za jego niektórymi cechami też, tym bardziej, że mam porównanie (no wiem, że nie powinnam, ale nie mówcie mi, że da się tego nie robić. Nie da się, to samo przychodzi).
Za poczuciem bezpieczeństwa, które mi dawał, bo znamy się tak dobrze. I za tym, że byłabym spokojna o los dzieci, bo ciężar ich wychowania spoczywa wtedy na obojgu...teraz czuję, jakbym była z tym sama. A dzieci osierocone.
Nie tęsknię za bliskością z nim. Raz miałam moment, że chciałam aby mnie przytulił. Tylko raz. Nawet mogę powiedzieć, że jest to coś co mnie przeraża. Własnie tego "obszaru" się boję, że miałabym się do niego zbliżyć, kochając obecnego partnera.
Bosz, nie daję już rady....jestem popieprzona.
Pomyślałaś o tym żeby dla odmiany pobyć chwilę sama ze sobą? Zamiast skakać z relacji w relację, może daj sobie czas na przemyślenie swoich decyzji i na zastanowienie się czego naprawdę chcesz i po co ci to nieustanne zakochanie jest potrzebne, co sie za tym kryje...
Boję się być sama, a raczej nie umiem. Cierpię wtedy, nie nadaję się kompletnie na wyzwoloną singielkę. Potrzebuję drugiej osoby jak powietrza. To wynik deficytów z dzieciństwa i przeżyć ciężkich, ale nie chcę o tym pisać.
Myślę też o dzieciach. Gdybym była sama, pieprznęłabym to wszystko, może nawet skończyła ze sobą... ale są one. I nie dopuszczam opcji, że nie mają faceta jako wzoru. Jeśli już spieprzyłam im życie zabierając ojca i rozwalając rodzinę, to przynajmniej chcę im dać ojczyma.
maniek_z_maniek napisał/a:Pora tez jednoznacznie sobie odpowiedziec na pytanie czemu chcesz ew. wracac? .
Myślę o tym, ponieważ:
- czuję że postąpiłam pochopnie. On chciał walczyć, ale było za późno, bo popłynęłam w pogoni za własnym szczęściem, w euforii nowych wrażeń, których mi brakowało. Puściły hamulce.
- tęsknię za naszym dawnym życiem (wspólne sprawy, codzienność, nawet takie głupoty jak zakupy, znajomi, cieszenie się wychowywaniem córeczek)
- brakuje mi pewnych jego cech męża, które teraz doceniam
- brakuje mi jego wsparcia i przyjaźni
- czuję wdzięczność za to, że o mnie walczył i jest gotowy mi przebaczyć i widzę, jakim jest człowiekiem, i ile dla niego znaczę
(ryczę pisząc to)
- czuję wyrzuty sumienia i jeśli on pragnie odzyskać swoją rodzinę to wiem, że mogłabym mu chociaż trochę zrekompensować jego ból, wracając do niego
- chciałabym aby miał na co dzień córki, a one tatę którego bardzo kochają (żaden przyszywany nawet najlepszy facet nie zastąpi dzieciom ojca)Mam takie intuicyjne poczucie, że mogłam się pomylić i będę żałować. Włącza mi się rozsądek, a raczej przewartościowanie tego, co jest w życiu tak naprawdę ważne.
Przeczytalem powyzsze, dziekuje, doceniam ale bedziesz mi musiala wybaczyc moja szczerosc. Poza 1 punktem (czesc analizy siebie) i 5 (analizy meza) nie ma w tym nic co sama bys mogla dac do tego malzenstwa i zwiazku. Sa tylko punkty pod siebie, wobec tego czego Ci brakuje w obecnym zwiazku. Wyrzytow sumienia (punkt 6) powrotem rowniez nie wyleczysz. Ostatni punkt nie ma tez nic wspolnego ze zwiazkiem bo wspierac dzieci mozna na codzien, a to ze jak z tego wynika mu je zabralas (mimo swojej winy) to nawet nie chce mi sie tego komentowac. Chcialo by sie przeczytac, chce wrocic bo zaluje, doceniam, ale kocham go, chce dac wiele jemu, dzieciom, widze siebie w roli dobrej matki, zony, bede umiala go wspierac, byc przy nim jak bedzie mial wyrzuty do mnie, itd, itd. Mam gotowa wizje tego co bedziemy robic, jak rozmawiac, wiem jak bede raagowac w znajomych mi sytuacjach, itp. Tu nie ma nic takiego tylko sa Twoje oczekiwana wobec Ciebie. Mysle wiec ze rozmawiajac tutaj o konstruktywnym powrocie mowimy o czyms zupelnie innym. Dlatego koncze swoja obecnosc w tym temacie a Tobie zycze prawdziwej refleksji.
Nie wiesz co to milosc? Czemu slysze to od praktycznie kazdej kobiety Moze wy nie umiecie kochać i czas sie przyznać ze cos innego sie liczy?.
Nie wiem już sama, co się liczy. Zawsze pragnęłam kochać faceta na zabój, czuć pożądanie, iskrę (nie żadne pieprzone motyle, nie jestem nastolatką i wiem, że chodzenie dwa metry nad ziemią mija), ale jakiś taki wspólny "feel", bo chyba jest potrzebny w związku, prawda? Inaczej mogłabym równie dobrze układać sobie życie ze swoim dziadkiem (też miłość, przyjaźń, szacunek). Przecież "chemia" w małżeństwie jest ważna, nie rozumiem jak można pomijać ten aspekt? Właśnie trzeba o to dbać. I ja zawsze dbałam. Dbałam bardzo, żeby się nie wypaliło. Ale na to muszą pracować dwie osoby, a nie że jedna ma wywalone (sorry, czuję teraz złość). Chciałam tak kochać, mieć męża, rodzinę, chciałam zaangażowania i sama potrafiłam wiele z siebie dać. Wiem, co to ciężka harówka na wspólne szczęście.
Ale kuźwa jak już coś się wypaliło, to ciężko będąc młodą w tym trwać. Z drugiej strony nadal rodzina i wspólna przeszłość jest dla mnie ważna. Te wartości wyższe, o których tu piszecie.
Colt, piszesz że nie zrobiłam nic. To nie prawda. A dowodem na to jest to, że mój mąż przyznał się że wie, że zawalił. I widział moje starania.
Ale nie chcę o tym pisać, bo zaraz będzie, że wybielam siebie i usprawiedliwiam.
nie ma w tym nic co sama bys mogla dac do tego malzenstwa i zwiazku.
Bo chyba nie o to jestem pytana??
Pytanie brzmiało, co skłania mnie do tego że myślę o powrocie. Czyli chodzi o powody. O spontaniczne powody, więc spróbowałam przeanalizować, co czuję. A to o czym piszesz (co mogłabym dać z siebie, co zmienić itp.) to już jest dalszy etap. Wiadomo, że potem nastąpiłabym praca nad związkiem i analiza naszej historii.
Oczywiście szanuję Twoje prawo do wymiksowania się z mojego wątku. Dzięki za Twoje opinie.
Ale chyba maniek_z_maniek rozumiem Twój tok myślenia. Pewnie uważasz, że gdybym była zmotywowana bardzo do walki o związek, to na pytanie "czemu chcesz wrócić" samo by mi to wylatywało spod klawiatury.
Może masz rację. Może faktycznie jestem egoistką. Ale czy fakt gotowości na zrezygnowanie z obecnego związku nie wskazuje na to, że jednak jestem gotowa coś dać? Przecież to by mnie kosztowało bardzo wiele...bo tu są na chwilę obecną uczucia.
49 2015-06-16 13:27:28 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2015-06-16 13:29:40)
. Powiem tylko, że długo walczyłam o nasz związek próbując wskrzesić w sobie uczucia i czasem się to udawało.
To nie walcz.
Tam gdzie sie walczy są ofiary, przegrani.
W związku nie miejsca na wygranych i przegranych,
obie strony muszą być wygranymi.
terapię też proponował już jak powiedziałam o rozwodzie. Nie zgodziłam się, nie dałam nam szansy..
To dlaczego teraz chcesz dać szansę ?
co się zmieniło, w nim, w Tobie ?
Dlaczego on chce dać Tobie szansę, pomimo bólu jaki mu sprawiłaś ?
Dokładnie Jak się chce budować związek, nawet jeśli są ruiny, to jest źle, bo egoistka, bo zostaw w spokoju męża. Czyli z tego wynika, że nie ma czegoś takiego, jak powtórne małżeństwo, a przecież wiele par daje sobie szansę. Tak, wiem, zaraz usłyszę że można, ale trzeba rozumieć tego istotę, a ja przecież niczego nie rozumiem
No to w czym problem skoro chcesz budowac związek z mężem ?
on chce też.
Trzeba tylko spalić mosty z kochankiem, powiedzieć mu ze nie dorasta do piet mężowi, który jest miłością Twojego życia,
spakować manatki i za 5 minut być u męża a potem na 1200% zaangażować się w nowy związek z mężem.
Tak, żeby nie mieć czasu na wspominanie kochanka.
maniek_z_maniek napisał/a:No ale jesli to bedzie na zasadzie ciagniecia dwoch srok za ogon, czy czegos za cos, to nie dziwie sie ze masz rozkmin.
Nie zakładam opcji ciągnięcia dwóch srok za ogon. Powrót oznaczałby całkowite zerwanie relacji z obecnym partnerem. I to mnie przeraża, bo jest w głowie, sercu, nie będę kłamać, że nie...
Masakra.
nie można mieć ciastka i zjeść ciasto.
Trzeba połknąć tą żabę, która sobie stworzyłaś angażując się emocjonalnie w związek z kochankiem.
Jezeli masz wrócić do męża z przekonaniem ze go wiecej nie zdradzisz, ale miec "masakrę" w głowie bo jest i w niej i w Twoim sercu kochanek, to po jakimś czasie znowu do niego odejdziesz, na jego pierwsze skinienie palcem, albo po pierwszej scysji z mężem.A wytłumaczenie takiej zmiany decyzji dasz sobie łatwo, masz w tym doświadczenie - chciałaś, nawet dałaś "szansę" ale nie wyszło... .Oczywiscie bez ciągniecia"dwoch srok za ogon", a jeżeli ...to tylko na chwilę
Jeżeli masz wątpliwości, co do pozbycia sie kochanka z głowy, to nie mam go szansą powrotu. Daj mu szansę na swoje zycie bez czekania na "chcą-bojącą-niewiedzącą".
Zamiast kochankowi powiedz mężowi ( pewnie po raz drugi) ze nie dorasta do pięt kochankowi który jest jedyną miłością Twojego życia.
Albo wywalasz definitywnie ze swojego życia męża, tak żeby przestał się łudzić ze do niego kiedykolwiek wrócisz, albo wywalasz kochanka.
Roztrząsanie za i przeciw, pozycjonowanie siebie to droga do nikąd.
Jedna nieodwołalna decyzja i calkowite poswiecenie sie w nowej relacji.
Przypuszczam, że to nie wspomnienia o mężu Ciebie nakloniły do tych rozważań, ale fakt, ze kochanek Cie zawiódł, nie chce z Tobą tworzyc rodziny, dzieci, małżeństwa ale traktuje Ciebie jak swoją "dziewczynę" bez poważniejszych deklaracji co do przyszłości.
BTW.
Powiedziałaś kochankowi, ze zdradzasz go emocjonalnie z mężem ?
Myślisz o nim, wspominasz go, porównujesz ( i to negatywnie) kochanka do niego - to zdrada emocjonalna.
Jak myślisz, co powie kiedy się o tym dowie ?
zacznie starać się o głębszą relację z Tobą, czy powie że taki to już Twój charakter i "puści wolno" ?
Nie zmienisz ani męża ani kochanka.
Możesz zmienić tylko siebie.
50 2015-06-16 13:30:12 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-06-16 13:31:46)
Boję się być sama, a raczej nie umiem. Cierpię wtedy, nie nadaję się kompletnie na wyzwoloną singielkę. Potrzebuję drugiej osoby jak powietrza. To wynik deficytów z dzieciństwa i przeżyć ciężkich, ale nie chcę o tym pisać.
Pięknie! To jest dla ciebie punkt zaczepienia. Tu mamy sedno! Nie chcesz o tym pisać, bo to jest coś co wypierasz, czego chciałabyś sie pozbyć, ale własnie te deficyty z dzieciństwa napędzają cię teraz i rządzą tobą. Człowiek działa jak mechanizm. Możesz wiecznie uciekać i zmieniać partnerów w poszukiwaniu ideału, ale spokój osiągniesz tylko gdy znajdziesz odwagę na to aby zmierzyć się z trudna przeszłością, z traumatycznym dzieciństwem. Im bardziej coś wypieramy, to tym silniej to do nas wraca.
Jeśli ktoś nie jest szczęśliwy sam ze sobą , to nie będzie szczęśliwy w żadnym związku.
Zamiast zajmować sie kolejnym związkowym transferem proponuje podjąć próbę pracy nad sobą. wydaje mi się, że jak nigdy wcześniej potrzebujesz okresu samotności, wyciszenia, przemyślenia..zbudowania nowej siebie, pełnej siły i poczucia własnej wartości.
dzieci maja wzór faceta, bo mają ojca. Przecież nie przestał nim być po rozwodzie
Czemu nie dopuścisz do siebie świadomości, że to, co zrobiłaś, było zwyczajnie złe i zwyczajnie świńskie?
Owszem... piszesz, że odeszłaś, że żałujesz, że masz wyrzuty sumienia, ale nadal nie widać w Tobie prawdziwej skruchy. Sumienie nie boli Cię dlatego, że pozbawiłaś swoje dzieci ojca na co dzień i że temu człowiekowi zrobiłaś krzywdę.
Mylisz sumienie z własnym niezadowoleniem.
Kiedy zaczęłaś mieć rozterki spowodowane swoim odejściem? Ano wtedy, kiedy obecna relacja zaczęła nie spełniać do końca Twoich oczekiwań. Myślałaś pewnie, że będzie inaczej, cudownie. Że zaczynasz nowe życie, a tu zonk. Zero stabilizacji -a Ty przecież, jak każdy, chciałabyś czuć pewny grunt pod nogami. Tym bardziej, że już do tego byłaś przyzwyczajona.
Dlatego uważam, że dopuszczenie do siebie myśli, że tak, zawiniłam jak cholera, że wszystko to, co się dzieje teraz w moim życiu jest tylko i wyłącznie konsekwencją MOICH wyborów, jest tak ważne. A w zasadzie to punkt wyjściowy do budowania dalszego życia.
Piszesz, że mąż bierze część winy na siebie. Wierzę. Jak najbardziej wierzę, bo jako osoba zdradzona z doświadczenia wiem, że kiedy bardzo chce się związek uratować, to powie i zrobi się wszystko, czego ta druga strona oczekuje... a nawet więcej. A ta druga strona - w tym przypadku Ty - korzysta z tego, znajdując usprawiedliwienie dla swoich czynów. I nadal, jak czytam, tego usprawiedliwienia w mężu szukasz. Odpuść i uświadom sobie, że dla tego, co zrobiłaś, nie ma żadnego wytłumaczenia.
Dopiero kiedy tak się stanie i dogłębnie zrozumiesz swoją sytuację i przy okazji siebie, możesz iść dalej w życie i podejmować świadome decyzje.
Co za tym idzie - jeśli myślisz o powrocie do męża, zakończ obecną relację. Albo chociaż na dłuższy czas zaprzestań kontaktu. Wycisz się i daj sobie czas na zrozumienie, czego naprawdę oczekujesz od życia.
dzieci maja wzór faceta, bo mają ojca. Przecież nie przestał nim być po rozwodzie
Z tym nie umiem sobie poradzić. Zawsze chciałam dać im idealny dom. Idealny znaczy mama i tata razem. Przez lata to córki były głównym powodem, dla którego nie wyobrażałam sobie rozwalenia rodziny. Codziennie płaczę patrząc na nie. Że niszczę im życie. To chyba jeden z ważniejszych powodów, dla którego myślę o powrocie do ich ojca. Gdyby on mnie nie chciał...może by mniej bolało. Ale on bardzo chce i jest mi ciężko, ze znowu wszystko zależy ode mnie.
Czemu nie dopuścisz do siebie świadomości, że to, co zrobiłaś, było zwyczajnie złe i zwyczajnie świńskie?
Co za tym idzie - jeśli myślisz o powrocie do męża, zakończ obecną relację. Albo chociaż na dłuższy czas zaprzestań kontaktu. Wycisz się i daj sobie czas na zrozumienie, czego naprawdę oczekujesz od życia.
Kto powiedział, że nie dopuszczam? Tak, było świńskie.
Pomysł z wyciszeniem jest chyba faktycznie najlepszym rozwiązaniem na tą chwilę.
Czytajac Twoja historie, to tak jakbym czytala o sobie. Rozumiem Cie, nawet nie wiesz jak bardzo. Innym z boku jest bardzo latwo oceniać, ale tak na prawde nie rozumieja, co taka osoba przezywa. Bardzo Ci wspolczuje, ale na Twoim przykladzie widze, że musze walczyc o moje malzenstwo. Ja Ci niestety nie pomoge , ale moze Ty pomoglabys mi swoimi doswiadczeniami. Jakbys chciala pogadac prywatnie odezwij się. Bylabym Ci bardzo wdzieczna bo Nasze historie są bardzo podobne, a nie chce popelnic takiego bledu jak Ty.
I powiem szczerze - waham się i boję tego ewentualnego powrotu właśnie dlatego, że gdybym miała ponownie go skrzywdzić, to chyba by mnie to zabiło. Wiem, że wracając należałoby mu się oddać. Całą sobą. Nie wiem czy potrafię, dlatego jestem ostrożna. Nie zniosłabym ich ponownego cierpienia.
Idiotka 27 jasne, możemy pogadać na priv.
Zawsze chciałam dać im idealny dom.
Błąd. nie ma idealnych domów, ani idealnych matek. Bądź najlepszą matką jaką ty sama możesz być. Co sie stało to sie nie odstanie, ty daj dzieciom wszystko to co możesz w takich warunkach jakie masz.
Bycie z kimś ze względu na dzieci jest fatalnym pomysłem. to jest krzywdzące tak samo jak rozwód, a może nawet bardziej. Piszesz o wzorcach, to wiedz, że twoje corki na tobie właśnie będą się wzorować tworząc swoje własne związki w przyszłości. Co chcesz im pokazać? Kobietę uzależnioną od mężczyzny, wiecznie szukającą chemii i uciekającą przy każdym kryzysie, czy kobietę stabilną i pewna siebie nawet w okresach samotności? To jest twój wybór. Możesz tak i tak. Sama decydujesz.
58 2015-06-16 13:56:14 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-16 13:56:47)
Ale chyba maniek_z_maniek rozumiem Twój tok myślenia. Pewnie uważasz, że gdybym była zmotywowana bardzo do walki o związek, to na pytanie "czemu chcesz wrócić" samo by mi to wylatywało spod klawiatury.
Może masz rację. Może faktycznie jestem egoistką. Ale czy fakt gotowości na zrezygnowanie z obecnego związku nie wskazuje na to, że jednak jestem gotowa coś dać? Przecież to by mnie kosztowało bardzo wiele...bo tu są na chwilę obecną uczucia.
Nie do konca. To tylko punkt wyjscia. Bo zrobienie z siebie cierpietnicy nic nie da. Cos za cos. Ja zrezygnowalam z czegos dla mnie cennego, to teraz Ty sie staraj. Teraz z tego bedzie (samo) sie robilo jak trza. Ale to nie tak dziala. Zeby gralo potrzebne jest wzajemne budowanie miedzy soba relacji. Poprzez spedzanie ze soba czasu, bliskosc emocjonalna, mentalna, fizyczna. Wspolne cele, troski, owszem czasami obowiazki ale i radosci. Rozmowy, kontakt. I nie myslenie o innym. Czyli wszystko co buduje wiez miedzy ludzmi. Prozaicznie i nawet przez klotnie w mysl zasady, kto sie lubi ten sie czubi. Moim zdaniem po prostu nadal tkwisz w miejscu. Tak jak kiedys wydawalo Ci sie ze tkwilas i postanowilas cos zmienic (slusznie czy nie, nie bede tego ocenial) tak samo obecnie sytuacja sie powtarza. Szczerze? Tylko co ma z tym wspolnego Twoj były mąż? To że ma do Ciebie uczucia i liczy na Twój powrót ma oznaczać, że jest to fundament do zbudowania nowego (bo stary juz nie istnieje) zdrowego zwiazku na nowych zasadach miedzy dwojgiem ludzi takimi jakimi sa teraz? Jesli to ma byc wasza wspolna zgodna decyzja to czemu nie sprobowac? Tylko ze to nie ma zadnego sensu jesli emocjonalnie i uczuciowo tkwisz w innej relacji. Dlatego Ciebie nie rozumiem? Podjelas okreslona decyzje. Dazylas do niej i to zrealizowalas. Nie jest tak jak oczekiwalas i chcesz tego co bylo. Nie chcesz tez w rzeczywistosci zakonczyc obecnej relacji. No ale jestescie doroslymi ludzmi, odpowiedzialnymi za swoje zycie. Z tym ze nie moze to byc oparte na oszustwie. Jesli meza bylego nie kochasz to daj mu spokój. Mozecie być przyjaciołmi, sprawowac nalezyta opieke nad dziecmi ale te twoje rozkminy tylko blokuja mu dalsze mozliwosci wyboru. Niszcza tez pewnie obecna relacje, ktora wydaje sie byc nieszczera.
Idiotka 27 jasne, możemy pogadać na priv.
Masz blokade prywatnych wiadomosci.
Mozesz napisac na l178824@op.pl pierwsza to male L
Nie tęsknię za bliskością z nim. Raz miałam moment, że chciałam aby mnie przytulił. Tylko raz. Nawet mogę powiedzieć, że jest to coś co mnie przeraża. Własnie tego "obszaru" się boję, że miałabym się do niego zbliżyć, kochając obecnego partnera.
To nie prawdziwej bliskości z mężem się obawiasz, ale intymności, fizycznej bliskości. A to jeden z filarów związku i trudno sobie wyobrazić głęboką relację, gdy w tym "obszarze" masz zahamowania. To świadczy o tym, że byłego męża nie kochasz. Masz do niego sentyment, cenisz go jako przyjaciela i partnera, ale nie kochasz go. Nikt nie chce być w związku z kimś, kto tylko udaje, że go kocha
Prawdziwej bliskości między wami nie było i to dlatego rozpadło się wasze małżeństwo.
Odpowiedz sobie na kilka pytań W odniesieniu do byłego męża i obecnego partnera:
- jakie wartości możecie wnieść w swoje życie nawzajem?
- czy jesteście siebie ciekawi i chcecie siebie nawzajem codziennie "odkrywać"?
- czy oboje pragniecie symbiotycznej bliskości?
chceuciekacstad napisał/a:Beata... idź do psychologa .. idź na terapię i zrozum siebie .
Chodziłam na terapię jeszcze będąc w małżeństwie. Podobno nie kocham męża.
Obawiam się, ze ja już nie wiem co to jest miłość. Czy przywiązanie do jego cech, których mi brakuje, czy tęsknota za wspólnym życiem z nim jest już/jeszcze miłością? Czy to, że mi go bardzo żal i nie umiem żyć z wyrzutami sumienia, to też jest miłość?
chceuciekacstad napisał/a:Swoją drogą, uderzyło mnie jedno - jak facet czy kobieta pisze że się zakochał i chce odejść..to wszyscy chórem : a co z dziećmi?? co z rodziną ??? nie bądź egoistą ... uczucie nie jest najważniejsze " tzw., swędzenie czegoś tam" .
Gdy chce wrócić lub utrzymywać związek (dla dzieci, dla rodziny ) ... to wszyscy : że uczucia są najważniejsze (czyt, swędzenie.. ) i że dzieciom krzywda większa jak wychowuje się je bez tej wielkiej chemii... i że partner ma prawo do szczęścia i prawdziwych uczuć " czyt. swędzenia " .... ale to taka myśl moja nieuczesana.Dokładnie Jak się chce budować związek, nawet jeśli są ruiny, to jest źle, bo egoistka, bo zostaw w spokoju męża. Czyli z tego wynika, że nie ma czegoś takiego, jak powtórne małżeństwo, a przecież wiele par daje sobie szansę. Tak, wiem, zaraz usłyszę że można, ale trzeba rozumieć tego istotę, a ja przecież niczego nie rozumiem
a czyj to "wyrok" ?
dla każdego z nas czym innym jest miłość .
Ale powiem tak, jeżeli nie tęsknisz fizycznie za bliskością z mężem - nie chodzi o sam sex, to nie dasz rady .
Kiedyś rozstałam się z facetem którego kocham, z rozsądku , bo tak trzeba było .
Próbowałam zapomnieć , każdy dotyk innego faceta był dla mnie koszmarem...miałam wrażenie że czuję fizycznie ...nie umiem tego opisać... ale że to nie jest to i mój mózg tego nie akceptuje.
I właśnie nad tym ubolewam. Bo z jednej strony chciałabym z nim być, ale nie umiem mu dać tego, czego oczekuje. On twierdzi że to da się odbudować. W sumie, zanim popłynęłam w stronę innego, to nie miałam zahamowani, żeby być blisko z mężem. Tylko ze to zawsze było z mojej strony takie...fizyczne. Nie wiem jak to określić. Nie kręcące tylko po prostu takie zaspokajanie potrzeb biologicznych i wywoływanie w sobie na siłę ekscytacji, której nie było. Może to wystarczy?
Jedni z Was piszą, że chemia mija i liczy się przyjaźń, trwałość itp. Inni, że bez chemii nie dam rady. I ja właśnie nie wiem, jak jest naprawdę. Ile lat bym jeszcze tak "pociągnęła" w małżeństwie dla dobra dzieci, męża, rodziny? Własnego spokoju? Może z czasem zbliżyłabym się... może można to jakoś "naprawić"?
Wciąż tu czytam, że dla dobra b. męża powinnam odpuścić, odejść, dać mu spokój. Ale czy on nie ma tu prawa głosu? Skoro najszczęśliwszy by był, gdyby odzyskał żonę i dzieci, to jak mam tego nie brać pod uwagę?
Czy oszukuję go? Nie. On wie, że "to" się we mnie wypaliło. Zna mój stan uczuć do tamtej osoby. Mimo to chce mnie z powrotem. Oczywiście po zakończeniu tamtej relacji.
Bosz, to jest w ogóle jakieś chore że ja to tak rozważam na zimno.
64 2015-06-16 14:43:12 Ostatnio edytowany przez beata1606 (2015-06-16 14:45:26)
Sprawa jest chyba prosta. Miłość moja się wypaliła już dawno. Lata temu. Byłam w tym małżeństwie ze względu na różne inne wartości i to mi dawało jakieś tam poczucie szczęścia. Pogodziłam się, że coś tracę i że z czegoś muszę na zawsze zrezygnować. I przez pewien czas mi to wystarczało bo miałam zaspokojone inne b. ważne dla mnie potrzeby (przyjaźń, rodzina, wspólnota, stabilizacja, ciekawe i pełne życie). Niestety, kiedy nastąpił kryzys okazało się, że jestem zbyt słaba, żeby to przetrwać. Chyba właśnie dlatego że nie było tego uczucia, które jest największą siłą...
A to, że czy mój obecny wypada na tle byłego blado czy nie, to inna bajka. Mój były mąż jest po prostu fajnym człowiekiem. I ciężko mu dorównać. Ale skoro to mi nie wystarczyło, to czy wystarczyłoby mi teraz, gdyby wróciła? Może tak, bo wiele przeszłam i zrozumiałam, co jest ważne. Może teraz potrafiłabym więcej z siebie dać i jeszcze bardziej stłumić w sobie egoistyczne potrzeby...a może nie... i tego właśnie nie wiem.
Może gdyby on się bardzie starał, to dałabym radę trwać przy tych wartościach, kosztem części siebie. Ale przestał się starać i zaczęłam mieć to w dupie.
Może dać nam jeszcze jedną szansę? Jemu na to, żeby bardziej o mnie dbał jako o kobietę, a mnie na to abym trwała przy nim i zyła wg zasad, a nie emocji jak to ktoś ładnie ujął?