Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc! - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 64 ]

Temat: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Witam Was wszystkie!

Od jakiegoś czasu (nawet dłuższego) czytam ten wątek...nadeszła jednak ta chwila bym założyła swój własny temat. A myślałam, że mam już wszystko za sobą i nie potrzebuję już pomocy..

Moja historia jest długa, o wiele za długa..odchodziłam już od NIEGO może 10? może 20 lub więcej razy?
Nie wiem co się ze mną dzieje, co jest nie tak, że zawsze znajduję drogę powrotną pod jego drzwi, a zawsze kończy się tak samo - pluję sobie w brodę, nienawidzę samej siebie za to co sobie robię w ten sposób.

Jestem młodą kobietą, która ostatnie 3 lata spędziła przy boku kogoś, kto znęcał się nad nią psychicznie, mieszał z błotem, oczerniał przed rodziną i znajomymi.

Poznałam go w momencie gdy waliło się moje małżeństwo (bardzo krótki staż) - byłam przed rozwodem (już nie mieszkałam z mężem), rozbita, sama nie wiedziałam dokładnie co się wokół mnie dzieje. Przeżywałam również fakt, że znów zamieszkałam z rodzicami (w moim domu nie układa się najlepiej ), ledwo kończyłam studia i byłam bez pracy.
On był znacznie ode mnie starszy, pewny siebie, towarzyski, otwarty - miał te wszystkie cechy, których mnie brakowało. Imponował mi tym, że był zdecydowany, spontaniczny i bardzo mnie adorował - robił coś czego jeszcze nigdy nikt nie robił.
Połączył nas też fakt "wspólnych przeżyć" - kilka lat wcześniej odszedł od żony (dopiero później przekonałam się, że choć z nią nie mieszka, to nie spieszy mu się by wziąć rozwód).
Myślałam, że skoro jest tak jak ja - poturbowany przez życie, to będzie mieć w sobie jakąś...wrażliwość? współczucie? cokolwiek?

Sielanka trwała prawie pół roku - spędzałam z nim każdą wolną chwilę.
Uciekałam do niego przed swoimi problemami - przez poważnymi problemami z rodzicami, uzależnieniem taty, przed nieudanym swoim małżeństwem i innymi rzeczami.
Liczył się tylko on i to, że o problemach niby "zapominam"..

Wiem, że źle postępowałam. Wiem, że byłam nie w porządku wobec najbliższych mi osób i wobec samej siebie.

O tym, że coś jest nie tak dowiedziałam się bardzo szybko, ale lekceważyłam "objawy".
Bardzo źle mówił o swojej żonie i dochodziło nawet do tego, że ze szczegółami opisywał mi swoje życie intymne z nią - przy czym podkreślał, że odszedł od niej ponieważ nie chciała współżyć z nim tak często jak on tego oczekiwał.
Bardzo źle wyrażał się o kobietach typu: feministki, niezależne kobiety, kobiety - politycy (czyli w sumie ta silna grupa kobiet).

Zaczął dopytywać się kto do mnie dzwoni i po co.
Gdy zaczęłam poznawać go ze swoimi znajomymi (w tym z moimi rodzicami) - WSZYSCY mówili mi, że jest to "dziwny człowiek" i że powinnam trzymać się od niego z dala.

Jest wręcz nieprawdopodobne ile takich "czerwonych lampek" miałam i jak bardzo je lekceważylam!

W końcu zaczął mnie zupełnie ograniczać - czytał sms, sprawdzał połączenia, podsłuchiwał rozmowy, przeszukiwał torebkę.
Mówił, że nie można mi ufać, skoro zadawałam się z nim w momencie gdy nie miałam jeszcze rozwodu.

Między nami dochodziło do dantejskich scen - uciekałam przed nim do obcych ludzi na ulicy, byłam wyzywana, pluta po czym za kilka dni pisał do mnie lub dzwonił jakby nigdy nic między nami nie zaszło. Ot - zwykła kłótnia.

Bardzo duży jest w tym też mój udział. Walczyłam wtedy z depresją, byłam zupełnie "nie do życia", sama nie wiedziałam czego chcę. Gdy dochodziło między nami do kłótni, ja również go wyzywałam i robiłam dużo gorsze rzeczy za co teraz nie mogę ze wstydu na siebie patrzeć.

Wstydzę się tak bardzo za siebie! Za swoją uległość, za to, że odchodziłam od niego tyle razy i zawsze wracałam.

On potrafił zwyzywać przy ludziach moich rodziców (byli przeciwni temu związkowi i zawsze próbowali mnie ratować), wypisywać okropne rzeczy o mnie do moich znajomych i przyjaciół, wysyłać moje półnagie zdjęcia z nim do kolegów, których podejrzewał, że przyprawiają mu rogi ze mną.
I wiele, wiele innych.

Nie rozumiem siebie jak ja - dziewczyna młoda, ładna, po studiach, zaczytująca się w poezji i książkach, podróżniczka - potrafiła zadawać się z kimś kto potrafił rozmawiać jedynie o mechanice samochodowej i prawie o niczym innym?

Jak mogłam pozwolić sobie na takie zeszmacenie samej siebie? Na to by facet czytał moje wiadomości na facebooku, śledził mnie, wyzywał moich przyjaciół, ograniczał moje kontakty z rodziną?

Najśmieszniejsze i najbardziej tragiczne w tym wszystkim jest to, że nie mieszkaliśmy ze sobą - to JA chodziłam do niego i zostawałam po wiele, wiele dni.

Przez niego zawaliłam pracę, jestem po studiach, ale bezrobotna. Wyprana z emocji, z radości życia, ze wszystkiego.

Przez niego to ja stałam się potworem.

Proszę  - NIECH KTOKOLWIEK MI POMOŻE I COKOLWIEK DORADZI!

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez assassin (2014-05-27 11:45:02)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Miałaś/masz starcie z psychofagiem... Poszukaj sobie w sieci artykułów na ten temat. W sieci jest też blog "moje dwie głowy" tam również znajdziesz wiele informacji.

3

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Assasin - szukałam. Dotarłam na wspaniałe blogi "Moje dwie głowy" czy postów Walkirii.
Przeczytałam sobie wszystko na temat psychofagów - większość się zgadza.

Tyle, że zaobserwowałam coś bardzo niepokojącego u siebie.
Nigdy nie byłam agresywna (może wybuchowa tak, ale nigdy nie uciekalam się do przemocy fizycznej czy tego rodzaju zachowań) a przy nim właśnie taka powoli się stawałam!
Tak jakby krzyk, wrzask i innego tego typu rzeczy były ostatnią moją obroną czy też zupełną bezsilnością.


Boję się go. Opuściłam go dopiero kilka dni temu, a mój telefon jest już pełny od jego wiadomości pełnych epitetów na mój temat, pogróżek tego co powie o mnie moim znajomym etc.

Boję się go, nienawidzę i nie potrafię zrozumieć.

Czy on naprawdę jest chory? Czy to może ja jestem już chora?

4 Ostatnio edytowany przez assassin (2014-05-27 11:58:25)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Assasin - szukałam. Dotarłam na wspaniałe blogi "Moje dwie głowy" czy postów Walkirii.
Przeczytałam sobie wszystko na temat psychofagów - większość się zgadza.

Tyle, że zaobserwowałam coś bardzo niepokojącego u siebie.
Nigdy nie byłam agresywna (może wybuchowa tak, ale nigdy nie uciekalam się do przemocy fizycznej czy tego rodzaju zachowań) a przy nim właśnie taka powoli się stawałam!
Tak jakby krzyk, wrzask i innego tego typu rzeczy były ostatnią moją obroną czy też zupełną bezsilnością.


Boję się go. Opuściłam go dopiero kilka dni temu, a mój telefon jest już pełny od jego wiadomości pełnych epitetów na mój temat, pogróżek tego co powie o mnie moim znajomym etc.

Boję się go, nienawidzę i nie potrafię zrozumieć.

Czy on naprawdę jest chory? Czy to może ja jestem już chora?

Tak, on jest chory... zresztą jak sama nazwa wskazuje, ma zaburzenia psychiczne. Za wszelką cenę odetnij się od niego. Ty natomiast powinnaś zasięgnąć porady psychologa.

5

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Ty się, kochana, nie wstydź. TY BĄDŹ DUMNA, bo odeszłaś. I nie katuj się tymi wyrzutami sumienia i poczuciem winy, bo po co? Popełniłaś błąd? A co, nie wolno? Byłaś rozbita, po rozstaniu z mężem, w depresji, przerażona tym, że znów wracasz do domu rodzinnego, złakniona miłości, ale nie tylko miłości - bohatera, który zabierze Cię od wszystkiego, co złe, uratuje, ochroni, pomoże. No i nie wyszło, bywa. Książę okazał się żabą, wywal go z powrotem do stawu i żyj dalej smile Zajmij się sobą, swoim zdrowiem, swoją niezależnością, stań na nogi i bądź dla siebie dobra - tylko wtedy będziesz mogła stworzyć zdrowy, fajny związek.

Odetnij się od niego, pozmieniaj numery i adresy korespondencyjne. A bliscy przecież od razu widzieli, że to psychol, to czemu się boisz, że coś do nich powypisuje strasznego o Tobie? Wzruszą ramionami, skasują smsa i tyle.

6

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

To co napisali ci moi poprzednicy to życzliwe i bardzo mądre rady. Zmień nr telefonu. Zapamiętaj, że ani on sam ani tym bardziej ty nie zmienisz jego, ten typ tak ma i już.

Teraz tylko zaciśnij zęby i bądź konsekwentna w przeciwnym razie możesz dojść do samozniszczenia a taka wesz jak on nie jest tego wart, na pewno.
Konsekwencja.

7

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dziękuję:)

Kurcze, aż się popłakałam:)

Byłabym z siebie dumna, gdybym odeszła za pierwszym albo nawet za którymś tam razem, ale z racji tego, że robiłam to NIEZLICZONĄ ilość razy, to tylko mi wstyd i staram się unikać siebie samej w lustrze:)
Nie jestem w stanie pojąć tego jak mogłam tolerować wszystkie jego prostackie zachowania, "myśli życiowe", zachowanie wobec byłej żony i dorastającej córki (sama wyganiałam go na spotkania z własnym dzieckiem) i jeszcze BYĆ z nim gdy powyzywał mnie i moich najbliższych od najgorszch.

Nawet teraz boję się samej siebie...a konkretnie tego, że znów do niego pobiegnę, by mieć kilka dni "odpoczynku" od domu, złudnego spokoju czy choć namiastki "życia we dwoje".
Dlatego też założyłam ten wątek, by również w ten sposób utwierdzić się w postanowieniu o zupełnym odcięciu się od niego.

Chyba rzeczywiście chciałam by ktoś się mną "zaopiekował" czy też prawdę mówić wręcz "przygarnął" i potrzebowałam kogoś silniejszego od siebie.
Dopiero teraz, gdy o tym piszę, pewne sprawy układają mi się w głowie i pamięci...mam nadzieję, że mi to wybaczycie - wiem że piszę trochę chaotycznie.

Moja rodzina wie z jakim typem człowieka mamy "przyjemność" - zawsze powtarzano mi, że to właśnie "psychofag" i że nie powinnam nawet starać się zrozumieć jego zachowania. Cokolwiek by o mnie do nich napisał i cokolwiek zrobił, zawsze mogę liczyć na wsparcie rodziny (przynajmniej mamy i siostry).

Obawiam się tylko tego, że jego wysiłki w oczernianiu mnie będą się również skupiać na dotarciu do moich znajomych - a wiem, że włamał mi się do facebooka i przeczytał wszystkie moje z nimi rozmowy i pobrał sobie listę kontaktów.

Jednocześnie paraliżuje mnie sama myśl, że mogę go spotkać zupełnie przypadkowo na ulicy, gdy będę sama lub z kimś - wiem, że wtedy zrobi mi piekło..
Już raz tak było, gdy umówiłam się z moim przyjacielem (tylko i wyłącznie przyjacielem), a on mając jedynie poszlaki, wyśledził nas w jednej z kawiarnii w mieście i wyciągnął mnie z niej prawie siłą.

8

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Witaj , współczuję Ci i przyłączam się do słów assassin-a.
Odetnij się od tego człowieka i miej siłę żeby nie załamać się tym co on  Tobie teraz próbuje zrobić. Długo czasu nie zajmie mu na znalezienie innej ofiary bo ten typ tak ma niestety. Cokolwiek by zrobił nie wciagaj się w jego chore gierki. Nie masz z nim nic wspólnego i ciesz się tym, bo niektóre mają gorzej ...

9

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Wiem, że inne dziewczyny mają gorzej...ja byłam dopiero na początku drogi do tego by on zupełnie mnie otłumanił.

Jeżeli miałam jeszcze jakiekolwiek obiekcje na temat jego domniemanej choroby, czy bycia "psychofagiem" to właśnie straciłam wszelkie złudzenia i wątpliowości.
Po tym jak jeszcze dzisiaj wyzywał mnie w okropnych słowach przez sms'y, wysłał mi niedawno wiadomość pt." masz pozdrowienia od mojego kota" oraz....uwaga, uwaga...filmik jak go karmi i do niego mówi...

Kto przy zdrowych zmysłach zrobiłby coś takiego...
Boże, w co ja się wpłątałam??

10

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Byłabym z siebie dumna, gdybym odeszła za pierwszym albo nawet za którymś tam razem, ale z racji tego, że robiłam to NIEZLICZONĄ ilość razy, to tylko mi wstyd i staram się unikać siebie samej w lustrze:)

Tak jak napisałam - a co, nie wolno błądzić? Takie jest życie. Błędy są po to, by się z nich uczyć. A w lustrze na pewno fajna laska jest, tylko trochę poobijana i słabiutka, ale to minie smile

Tulipani napisał/a:

Nawet teraz boję się samej siebie...a konkretnie tego, że znów do niego pobiegnę, by mieć kilka dni "odpoczynku" od domu, złudnego spokoju czy choć namiastki "życia we dwoje".

Ty to masz pomysły na spędzanie wolnego czasu wink Jak zechcesz spokoju i odpoczynku, to wskakuj w autobus/tramwaj/pociąg i pojedź do kogoś NAPRAWDĘ bliskiego. A tego wymarzonego życia we dwoje to Ty nigdy nie doczekasz, jak będziesz się blokować jakimś przygłupem hmm DOBREGO CZŁOWIEKA szukaj, takiego, który będzie Cię głaskał po policzku, a ewentualne łezki scałowywał. Nie wkurza Cię to? Nie czujesz wzbierającej wściekłości, że marnujesz sobie bezpowrotnie cudowne lata młodości na takie GÓWNO?

Tulipani napisał/a:

Obawiam się tylko tego, że jego wysiłki w oczernianiu mnie będą się również skupiać na dotarciu do moich znajomych - a wiem, że włamał mi się do facebooka i przeczytał wszystkie moje z nimi rozmowy i pobrał sobie listę kontaktów.

No i? Pomyśl, co robisz, jak dostajesz na fejsie wiadomość od jakiegoś byle kogo, że Twoja koleżanka to taka i owaka? Wzruszasz ramionami, piszesz do tej koleżanki: "Uważaj, jakiś palant brednie o Tobie wypisuje", zamykasz kompa i wracasz do swoich zajęć, prawda? To nie gimnazjum, nikt nie będzie żył jakimiś z palca wyssanymi ploteczkami smile

Tulipani napisał/a:

Jednocześnie paraliżuje mnie sama myśl, że mogę go spotkać zupełnie przypadkowo na ulicy, gdy będę sama lub z kimś - wiem, że wtedy zrobi mi piekło..
Już raz tak było, gdy umówiłam się z moim przyjacielem (tylko i wyłącznie przyjacielem), a on mając jedynie poszlaki, wyśledził nas w jednej z kawiarnii w mieście i wyciągnął mnie z niej prawie siłą.

Ale zrozum, że ON MA NAD TOBĄ WŁADZĘ TAK DŁUGO, JAK DŁUGO SIĘ GO BOISZ! Olej go, obśmiej, spójrz na niego z kpiną, taki mały, śmieszny, żałosny człowieczek cały czerwony na gębie stoi i coś tam pokrzykuje, opluwając się obficie big_smile I nie bój się, nie żyjesz na bezludnej wyspie, nie bój się prosić o pomoc, krzyczeć, żądać! Kup gaz, w lokalach wzywaj ochronę, ustaw sobie numer policji w szybkim wybieraniu i korzystaj!

I jeszcze raz - pozmieniaj numery i adresy kontaktowe, a jego wykasuj. Nie tylko po to, żeby nie czytać dziesięć razy dziennie, jaką to szmatą niby jesteś, ale i po to, by Ciebie przypadkiem nie kusiło.

A on niech sobie dalej gada z kotem smile

11 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-05-28 03:32:01)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

BabaOsiadła: Dziękuję za Twoje rady - masz oczywiście rację we wszystkich punktach, które wymieniłaś i pewnie będę je sobie przez dłuższy czas czytać raz po raz, "ku pokrzepieniu serc".

Dzisiaj rozmawiałam przez chwilę o tym co się stało z moją mamą, która zawsze mimo własnych problemów, była dla mnie wsparciem w tym wszystkim. Przez 3 lata to ona w głównej mierze, walczyła o mnie - przygarniała, gdy wracałam jeszcze bardziej pokiereszowana, tłumaczyła i bezsilnie się złościła gdy patrzyła na to, jakie staje się moje życie z tym człowiekiem.
Na mojej mamie skupiała się również cała jego nienawiść - prawdopodobnie dlatego, że jako pierwsza osoba zauważyła, że coś z moim byłym jest nie tak i nigdy go nie zaakceptowała.

Pamiętam jak na początku znajomości, on sam bardzo nalegał na to by poznać moją mamę (wiedział, że jest ona dla mnie kimś szczególnym) - chwalił się, że na wszystkich potrafi zrobić bardzo dobre wrażenie, czy wręcz "zbajerować" matki swoich eks dziewczyn.

Moja mama natomiast jest osobą bardzo otwartą, trochę również znającą się na "ludzkiej psyche", dzięki jej wieloletniej pracy z ludźmi - głownie osobami młodymi - uczniami/studentami/doktorantami.
Przy wymuszonym prawie przez niego, pierwszym spotkaniu "na kawie", mojej mamie dosłownie zrzedła mina, gdy usłyszała m.in. jego opinię o Ukrainkach - które "przyjeżdżają do Polski, świecą cyckami i polują tylko jak najszybciej na męża" i tym podobnych sprawach. Nie była w stanie uwierzyć, że potrafię zadawać się z kimś takim..

Z czasem, gdy " Żab" (chyba powinnam zacząć go tak nazywać) widział, że jednak dla mojej mamy nie jest on "objawieniem i księciem, który uratuje jej księżniczkę", zaczął kierować swoją agresję w jej stronę (a to wymyślanie sobie o niej różnych historii, śmianie się z tego, że moi rodzice nie mają pieniędzy na remont naszego starego mieszkania, nazywanie ich "pijakami", choć wiedział jak ciężki i bolesny jest dla mnie temat alkoholizmu w mojej rodzinie, itp.)

Chyba bardziej niż siebie, poraniłam właśnie swoją rodzinę - bo pozwoliłam by taki byle chłystek lżył moich najbliższych, a ja "pozłościłam się, strzeliłam focha" (jego słowa) po czym radośnie znów do niego dyrdałam w te pędy.

Zastanawia mnie to, dlaczego tak często i nagminnie wręcz, kobiety nie widzą kogo tak naprawdę mają przed sobą - dlaczego od niemal wszystkich znajomych otrzymują sygnały, że "z tym facetem coś jest nie tak", a mimo to wydaje im się, że to NIEMOŻLIWE by inni się mylili, przecież: "nie ocenia się książki po okładce", "on zyskuje przy drugim wejrzeniu", "jesteście po prostu zazdrośni o moje szczęście":))

Starałam się być zawsze otwartą, pomocną i radosną dziewczyną (choć w środku naturę mam wręcz "galaretowatą" ze strachu i bardzo niepewną siebie) - miałam wielu znajomych. On szczególnie zazdrosny był o moich kolegów, czy też właśnie przyjaciela o którym pisałam. Nie mógł również znieść myśli, że mogę się komuś podobać i od razu widział wtedy że "kombinuję", "nie jestem z nim szczera", "jestem nielojalna". A ja po prostu rozmawiałam z ludźmi - różnymi, normalnie i zwyczajnie.

Mojego przyjaciela zwyzywał, zaczął prowadzić nawet wywiad środowiskowy na jego temat (ma niestety duże znajomości), wydzwaniać do niego i w niezwykle prostacki i wulgarny sposób go obrażać.
Na szczęście przyjaciel, właśnie wzruszył ramionami, stwierdził, że ma do czynienia z czubkiem i zmienił numer telefonu.

Już nie mówię co działo się z innymi - z jedym moim kolegą, prawie pobił się przy tegoż dziewczynie, gdy próbował wywlec mnie z kina, do którego poszłam bez jego wiedzy i udziału:)

Od reszty moich znajomych trzymałam go z daleka, co miał mi za złe (że ich nie zna:)), bo było mi najzwyczajniej WSTYD.
Co miałam o nim powiedzieć? : "Hej poznaj proszę mojego Żaba. Ma 40 - parę lat, żonę z którą przez 8 lat nie potrafił się rozwieść, czasami mnie wyzwie, ale tak - kochamy się i planujemy spędzić życie razem"?

BabaOsiadla - i wiesz...naprawdę ogarnia mnie śmiech gdy pomyślę sobie, z jakim niesamowitym przeciwieństwem samej siebie się związałam! To wręcz nie do pomyślenia! Zawsze pociągali mnie mężczyźni w typie intelektualisty, marzyciela, delikatnego wrażliwca czy wręcz "tułacza" (tak..wiem...), a mój "Żab" nie miał NIC kompletnie NIC z tych cech.

Czy wiesz, że przez te lata nie miałam ŻADNYCH wspólnych tematów rozmowy z nim? Że opowiadał mi tylko i jedynie o samochodach i swojej pracy. Że nie czytał ponieważ: "nie potrzebuję czytać - mam umysł analityczny".

Siadłam sobie kiedyś i na kartce papieru wypisałam to co dla mnie było/jest ważne a co dla niego.
I wyszło że nie mamy NICZEGO wspólnego - żadnej wspólnej pasji, pomysłu na życie, podobnych przemyśleń, upodobań. ZERO.

Ja: skończyłam dwa fakultety, biorę się za studia podyplomowe, uwielbiam się uczyć, pracowałam w kilku miejscach na świecie, szwędałam się kilka razy z samym plecakiem i mapą po Azji, jestem przyjaźnie nastawiona (a przynajmniej staram się być) do ludzi, jestem wegetarianką i pomagam zwierzętom w schronisku, nie potrzebuję wiele rzeczy do tego by być zadowoloną, czytam, piszę opowiadania, potrafię być bardzo lojalna i oddana, chcę kochać (swoich wad na razie jak widać nie wymieniam:))

On: nie czyta, bo "ma analityczny umysł", nie wyjeżdża dalej jak do "Koziej Wólki", bo woli "swojskie klimaty", głosi hasła o tym, że wszędzie "chcą nas oszukać i sprzedać", feministki według niego to " baby bez faceta", do swojego własnego dziecka jeździ jak mu się przypomni - czyli raz na 3, 4 miesiące, opuścił żonę bo "była świętoszką i mu nie dawała", sprawia wrażenie jakby myślal tylko i wyłącznie o sprawach łóżkowych i chełpi się swoją "potencją" i "męskością". Wymaga totalnej "lojalności", oddania się, wręcz braku prywatności. Kiedyś przyznał się, że związał się ze mną również dlatego, że "byłam młoda i myślał, że łatwo mnie będzie sobie wychować".
Uważa się, za chodzącą alfę i omegę - poczynając od budowy promów kosmicznych a kończąc na uprawie tymianku i cebuli w doniczce - zawsze podkreśla jak "ludzie są zdumieni jego wiedzą i przenikliwym umysłem".

Przez 3 lata związku, przy każdej mojej próbie wypytania go jak dalej zaopatruje się na nasz dysfnkcyjny związek, zawsze odpowiadał: "nie wiem". Sam nie inicjował takich rozmów.
NIGDY nie zapytał się: "jak się czujesz? /co u Ciebie? /co tam u Twojej rodziny/siostry/w domu?" - przejawiał ZUPEŁNY brak zainteresowania moim życiem, przemyśleniami, marzeniami, planami.
Bywały całe ciągi dni (akurat przez chwilę nie pracował) gdy ZUPEŁNIE nie wychodził z domu - potrafił leżeć na kanapie, oglądać telewizję przez 18 godzin dziennie lub gapić się w monitor komputera. Gdy prosiłam go o to by gdzieś wyjść, przejść się, coś zrobić - albo odpowiadał, że mu się nie chce albo ladował mnie do samochodu by zrobić godzinną rundkę po mieście - jeżdżenie bez celu.
Każdego swojego znajomego lub chociażby ekspedientkę w piekarni potrafił chamsko i bezczelnie obgadać. Na każdego miał jakiegoś "haka" - a to o dziewczynach, że "widać jak desperacko szuka sobie faceta do łóżka" a to o kolegach, że "są głupi i nie dorównują mu wiedzą".
Przejawiał wręcz niepokojące zainteresowanie wszelkimi plotkami, pogłoskami i tego typu nic niewartymi rzeczami - po raz pierwszy zobaczyłam mężczyznę czytającego z wypiekami na twarzy "Pudelka" i opowiadającego mi później "kto z kim spał i za ile się sprzedał".
Potrafił perfidnie wykorzystać to co mówiłam mu o sobie lub o swoich znajomych. Dlatego też zupełnie przestałam mu o czymkolwiek mówić - czy wyobrażacie sobie związek w którym kompletnie się nie rozmawia? A jeżeli już podejmuje się rozmowę, to tylko o silnikach samochodów, nowych modelach na rynku oraz tego co się zje na obiad?

Co mnie przy nim tyle trzymało? Bo wiem na pewno, że go NIE kochałam i że on mnie NIE kochał ( z resztą mówił).
Powiedział mi, że jest ze mną ze względu na "sentyment i na to, że nie lubi mieć w nocy zimnego łóżka". Kiedyś łóżko zamieniło się na samochód: "bo nie lubi sam w nim jeździć".

Byłam bardzo długo po rozwodzie w depresji - fizycznie i psychicznie nie byłam w stanie iść do pracy (czego cholernie żałuję), przeżywałam okropnie powrót do rodziców i ich włane problemy, swoją utratę mieszkania, w którym przez bardzo krótki okres czasu z mężem mieszkałam - miałam wrażenie, że znalazłam się w potrzasku, zaraz się uduszę albo coś sobie zrobię i właśnie dlatego UCIEKŁAM do niego. I robiłam to przez ostatnie lata, nie wierząc, że na nogi powinnam stanąć dzięki SAMEJ siebie a nie dzięki mężczyźnie.

I tak - jestem wściekła, gotuję się na samą myśl o tym, że mogłam poświęcić mu tyle mojego, cennego czasu, że tracę na niego moje najlepsze lata, gdy powinnam się śmiać, bawić z koleżankami i inwestować w samą siebie.

Pozbyłam się już numeru telefonu, kupiłam nowy starter:)

12

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
BabaOsiadła napisał/a:

Ty się, kochana, nie wstydź. TY BĄDŹ DUMNA, bo odeszłaś. I nie katuj się tymi wyrzutami sumienia i poczuciem winy, bo po co? Popełniłaś błąd? A co, nie wolno? Byłaś rozbita, po rozstaniu z mężem, w depresji, przerażona tym, że znów wracasz do domu rodzinnego, złakniona miłości, ale nie tylko miłości - bohatera, który zabierze Cię od wszystkiego, co złe, uratuje, ochroni, pomoże. No i nie wyszło, bywa. Książę okazał się żabą, wywal go z powrotem do stawu i żyj dalej smile Zajmij się sobą, swoim zdrowiem, swoją niezależnością, stań na nogi i bądź dla siebie dobra - tylko wtedy będziesz mogła stworzyć zdrowy, fajny związek.

Odetnij się od niego, pozmieniaj numery i adresy korespondencyjne. A bliscy przecież od razu widzieli, że to psychol, to czemu się boisz, że coś do nich powypisuje strasznego o Tobie? Wzruszą ramionami, skasują smsa i tyle.

No Babo jesteś mądrą kobietą a nie jakąś tam osiadłą http://emotikona.pl/emotikony/pic/2smiech2.gif.
Dobrze radzisz i jestem za.

13

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

BabaOsiadła: Dziękuję za Twoje rady - masz oczywiście rację we wszystkich punktach, które wymieniłaś i pewnie będę je sobie przez dłuższy czas czytać raz po raz, "ku pokrzepieniu serc".

Dzisiaj rozmawiałam przez chwilę o tym co się stało z moją mamą, która zawsze mimo własnych problemów, była dla mnie wsparciem w tym wszystkim. Przez 3 lata to ona w głównej mierze, walczyła o mnie - przygarniała, gdy wracałam jeszcze bardziej pokiereszowana, tłumaczyła i bezsilnie się złościła gdy patrzyła na to, jakie staje się moje życie z tym człowiekiem.
Na mojej mamie skupiała się również cała jego nienawiść - prawdopodobnie dlatego, że jako pierwsza osoba zauważyła, że coś z moim byłym jest nie tak i nigdy go nie zaakceptowała.

Pamiętam jak na początku znajomości, on sam bardzo nalegał na to by poznać moją mamę (wiedział, że jest ona dla mnie kimś szczególnym) - chwalił się, że na wszystkich potrafi zrobić bardzo dobre wrażenie, czy wręcz "zbajerować" matki swoich eks dziewczyn.

Moja mama natomiast jest osobą bardzo otwartą, trochę również znającą się na "ludzkiej psyche", dzięki jej wieloletniej pracy z ludźmi - głownie osobami młodymi - uczniami/studentami/doktorantami.
Przy wymuszonym prawie przez niego, pierwszym spotkaniu "na kawie", mojej mamie dosłownie zrzedła mina, gdy usłyszała m.in. jego opinię o Ukrainkach - które "przyjeżdżają do Polski, świecą cyckami i polują tylko jak najszybciej na męża" i tym podobnych sprawach. Nie była w stanie uwierzyć, że potrafię zadawać się z kimś takim..

Z czasem, gdy " Żab" (chyba powinnam zacząć go tak nazywać) widział, że jednak dla mojej mamy nie jest on "objawieniem i księciem, który uratuje jej księżniczkę", zaczął kierować swoją agresję w jej stronę (a to wymyślanie sobie o niej różnych historii, śmianie się z tego, że moi rodzice nie mają pieniędzy na remont naszego starego mieszkania, nazywanie ich "pijakami", choć wiedział jak ciężki i bolesny jest dla mnie temat alkoholizmu w mojej rodzinie, itp.)

Chyba bardziej niż siebie, poraniłam właśnie swoją rodzinę - bo pozwoliłam by taki byle chłystek lżył moich najbliższych, a ja "pozłościłam się, strzeliłam focha" (jego słowa) po czym radośnie znów do niego dyrdałam w te pędy.

Zastanawia mnie to, dlaczego tak często i nagminnie wręcz, kobiety nie widzą kogo tak naprawdę mają przed sobą - dlaczego od niemal wszystkich znajomych otrzymują sygnały, że "z tym facetem coś jest nie tak", a mimo to wydaje im się, że to NIEMOŻLIWE by inni się mylili, przecież: "nie ocenia się książki po okładce", "on zyskuje przy drugim wejrzeniu", "jesteście po prostu zazdrośni o moje szczęście":))

Starałam się być zawsze otwartą, pomocną i radosną dziewczyną (choć w środku naturę mam wręcz "galaretowatą" ze strachu i bardzo niepewną siebie) - miałam wielu znajomych. On szczególnie zazdrosny był o moich kolegów, czy też właśnie przyjaciela o którym pisałam. Nie mógł również znieść myśli, że mogę się komuś podobać i od razu widział wtedy że "kombinuję", "nie jestem z nim szczera", "jestem nielojalna". A ja po prostu rozmawiałam z ludźmi - różnymi, normalnie i zwyczajnie.

Mojego przyjaciela zwyzywał, zaczął prowadzić nawet wywiad środowiskowy na jego temat (ma niestety duże znajomości), wydzwaniać do niego i w niezwykle prostacki i wulgarny sposób go obrażać.
Na szczęście przyjaciel, właśnie wzruszył ramionami, stwierdził, że ma do czynienia z czubkiem i zmienił numer telefonu.

Już nie mówię co działo się z innymi - z jedym moim kolegą, prawie pobił się przy tegoż dziewczynie, gdy próbował wywlec mnie z kina, do którego poszłam bez jego wiedzy i udziału:)

Od reszty moich znajomych trzymałam go z daleka, co miał mi za złe (że ich nie zna:)), bo było mi najzwyczajniej WSTYD.
Co miałam o nim powiedzieć? : "Hej poznaj proszę mojego Żaba. Ma 40 - parę lat, żonę z którą przez 8 lat nie potrafił się rozwieść, czasami mnie wyzwie, ale tak - kochamy się i planujemy spędzić życie razem"?

BabaOsiadla - i wiesz...naprawdę ogarnia mnie śmiech gdy pomyślę sobie, z jakim niesamowitym przeciwieństwem samej siebie się związałam! To wręcz nie do pomyślenia! Zawsze pociągali mnie mężczyźni w typie intelektualisty, marzyciela, delikatnego wrażliwca czy wręcz "tułacza" (tak..wiem...), a mój "Żab" nie miał NIC kompletnie NIC z tych cech.

Czy wiesz, że przez te lata nie miałam ŻADNYCH wspólnych tematów rozmowy z nim? Że opowiadał mi tylko i jedynie o samochodach i swojej pracy. Że nie czytał ponieważ: "nie potrzebuję czytać - mam umysł analityczny".

Siadłam sobie kiedyś i na kartce papieru wypisałam to co dla mnie było/jest ważne a co dla niego.
I wyszło że nie mamy NICZEGO wspólnego - żadnej wspólnej pasji, pomysłu na życie, podobnych przemyśleń, upodobań. ZERO.

Ja: skończyłam dwa fakultety, biorę się za studia podyplomowe, uwielbiam się uczyć, pracowałam w kilku miejscach na świecie, szwędałam się kilka razy z samym plecakiem i mapą po Azji, jestem przyjaźnie nastawiona (a przynajmniej staram się być) do ludzi, jestem wegetarianką i pomagam zwierzętom w schronisku, nie potrzebuję wiele rzeczy do tego by być zadowoloną, czytam, piszę opowiadania, potrafię być bardzo lojalna i oddana, chcę kochać (swoich wad na razie jak widać nie wymieniam:))

On: nie czyta, bo "ma analityczny umysł", nie wyjeżdża dalej jak do "Koziej Wólki", bo woli "swojskie klimaty", głosi hasła o tym, że wszędzie "chcą nas oszukać i sprzedać", feministki według niego to " baby bez faceta", do swojego własnego dziecka jeździ jak mu się przypomni - czyli raz na 3, 4 miesiące, opuścił żonę bo "była świętoszką i mu nie dawała", sprawia wrażenie jakby myślal tylko i wyłącznie o sprawach łóżkowych i chełpi się swoją "potencją" i "męskością". Wymaga totalnej "lojalności", oddania się, wręcz braku prywatności. Kiedyś przyznał się, że związał się ze mną również dlatego, że "byłam młoda i myślał, że łatwo mnie będzie sobie wychować".
Uważa się, za chodzącą alfę i omegę - poczynając od budowy promów kosmicznych a kończąc na uprawie tymianku i cebuli w doniczce - zawsze podkreśla jak "ludzie są zdumieni jego wiedzą i przenikliwym umysłem".

Przez 3 lata związku, przy każdej mojej próbie wypytania go jak dalej zaopatruje się na nasz dysfnkcyjny związek, zawsze odpowiadał: "nie wiem". Sam nie inicjował takich rozmów.
NIGDY nie zapytał się: "jak się czujesz? /co u Ciebie? /co tam u Twojej rodziny/siostry/w domu?" - przejawiał ZUPEŁNY brak zainteresowania moim życiem, przemyśleniami, marzeniami, planami.
Bywały całe ciągi dni (akurat przez chwilę nie pracował) gdy ZUPEŁNIE nie wychodził z domu - potrafił leżeć na kanapie, oglądać telewizję przez 18 godzin dziennie lub gapić się w monitor komputera. Gdy prosiłam go o to by gdzieś wyjść, przejść się, coś zrobić - albo odpowiadał, że mu się nie chce albo ladował mnie do samochodu by zrobić godzinną rundkę po mieście - jeżdżenie bez celu.
Każdego swojego znajomego lub chociażby ekspedientkę w piekarni potrafił chamsko i bezczelnie obgadać. Na każdego miał jakiegoś "haka" - a to o dziewczynach, że "widać jak desperacko szuka sobie faceta do łóżka" a to o kolegach, że "są głupi i nie dorównują mu wiedzą".
Przejawiał wręcz niepokojące zainteresowanie wszelkimi plotkami, pogłoskami i tego typu nic niewartymi rzeczami - po raz pierwszy zobaczyłam mężczyznę czytającego z wypiekami na twarzy "Pudelka" i opowiadającego mi później "kto z kim spał i za ile się sprzedał".
Potrafił perfidnie wykorzystać to co mówiłam mu o sobie lub o swoich znajomych. Dlatego też zupełnie przestałam mu o czymkolwiek mówić - czy wyobrażacie sobie związek w którym kompletnie się nie rozmawia? A jeżeli już podejmuje się rozmowę, to tylko o silnikach samochodów, nowych modelach na rynku oraz tego co się zje na obiad?

Co mnie przy nim tyle trzymało? Bo wiem na pewno, że go NIE kochałam i że on mnie NIE kochał ( z resztą mówił).
Powiedział mi, że jest ze mną ze względu na "sentyment i na to, że nie lubi mieć w nocy zimnego łóżka". Kiedyś łóżko zamieniło się na samochód: "bo nie lubi sam w nim jeździć".

Byłam bardzo długo po rozwodzie w depresji - fizycznie i psychicznie nie byłam w stanie iść do pracy (czego cholernie żałuję), przeżywałam okropnie powrót do rodziców i ich włane problemy, swoją utratę mieszkania, w którym przez bardzo krótki okres czasu z mężem mieszkałam - miałam wrażenie, że znalazłam się w potrzasku, zaraz się uduszę albo coś sobie zrobię i właśnie dlatego UCIEKŁAM do niego. I robiłam to przez ostatnie lata, nie wierząc, że na nogi powinnam stanąć dzięki SAMEJ siebie a nie dzięki mężczyźnie.

I tak - jestem wściekła, gotuję się na samą myśl o tym, że mogłam poświęcić mu tyle mojego, cennego czasu, że tracę na niego moje najlepsze lata, gdy powinnam się śmiać, bawić z koleżankami i inwestować w samą siebie.

Pozbyłam się już numeru telefonu, kupiłam nowy starter:)

Jestem w szoku http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif
Jak można tak się upodlić, uzależnić http://emotikona.pl/emotikony/pic/0swoon.gif
Naprawdę nie rozumiem http://emotikona.pl/emotikony/pic/0sad.gif

14

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Lexpar napisał/a:

No Babo jesteś mądrą kobietą

No ba cool wink


Tulipani napisał/a:

I tak - jestem wściekła, gotuję się na samą myśl o tym, że mogłam poświęcić mu tyle mojego, cennego czasu, że tracę na niego moje najlepsze lata, gdy powinnam się śmiać, bawić z koleżankami i inwestować w samą siebie.

Otóż to smile To teraz zaplanuj sobie coś przyjemnego, może jakaś mała włóczęga z plecakiem? smile

15

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Zanim zrobię coś miłego dla siebie samej, lub wyruszę na kolejną włóczęgę z plecakiem, najpierw wyprostuję sprawy związane ze swoją pracą - bo to jest w tej chwili najważniejsze.

Nadal jednak nie umiem zrozumieć, skąd u licha w tym człowieku bierze się taka agresja słowna, wulgarność i  chuśtawka emocjonalna.

Kilka dni temu, chciał bym się do niego przytulała, a kilka godzin później, zaczyna wyzywać mnie od najgorszych?

Tak dobrze znam już jego rozgrywki. ZAWSZE jest tak samo.

Wracam do domu, zrywam z nim kontakt i nagle dostaję smsy lub wiadomości na facebooku o tym jaka to nie jestem i z kim się ukradkiem, za jego plecami zadaję. Oczywiście wszystko okraszone odpowiednio prostackim językiem. Są to wiadomości nie tylko na mój temat, ale równiez moich znajomych - oczywiście w szczególności kolegów.

Czy przeprasza mnie później w kolejnych wiadomościach lub prosi o to bym wróciła? NIGDY mu się nie zdarzyło.
Gdy pierwszy szał wyzwisk minie, raz na kilka dni dostaję zazwyczaj wiadomość "przypominającą" o jego istnieniu, w stylu : "pozdrowienia z tej i tej miejscowości", "jem pizzę", "byłem u mechanika" etc.

Zmieniłam numer telefonu. Zablokowałam go na fb - nie chcę jednak usuwać tego kona, ponieważ mam tam sporo znajomych i z niektórymi ludźmi jest mi tak najłatwiej utrzymywać kontakt.

Czy takie zmiany jakie mają w miejsce w jego wydaniu są typowe dla psychofagów???

16

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Tulipani - ale PO CO Ty to chcesz zrozumieć? PO CO jeszcze się tym zajmujesz? Szukasz swojej winy, czy chcesz pojąć, że on jest chory, i na chorobę "zwalić" pewne jego zachowania, by było Ci mniej przykro? Co Ci to da, że zrozumiesz, skąd mu się bierze to i tamto?

Czy jak w zoo małpa rzuca w Ciebie skórką od banana, to stoisz godzinami przed klatką i rozkminiasz, dlaczego? Czy jak dziecko sąsiadki zbije Ci szybę piłką, to wyrzucasz sobie, że to pewnie przez Ciebie? Czy jak maszynka do mielenia mięsa się zepsuje, to wybuchasz płaczem, że Twoje życie skończone?

ON BYŁ TYLKO JEDNYM Z WARIANTÓW TEGO, CO MOŻESZ PRZYJĄĆ DO SWOJEGO ŻYCIA. MOŻESZ, NIE MUSISZ.

Chcesz rozpocząć nowe życie? Odetnij się wreszcie. Chyba... że nie chcesz.

17 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-05-30 10:51:13)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Oczywiście, że chcę się od niego odciąć! Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.

Dzisiaj mija kolejny dzień bez jego obecności w moim życiu - kolejny dzień mojego dochodzenia do siebie i zdrowienia.
Może to dla kogoś wydawać się śmieszne, bo przecież minęło dopiero kilka dni (a nie tygodni czy miesięcy), ale dla mnie sam fakt tego, że NIE CHCĘ mieć z nim nic wspólnego jest sukcesem.
Bo tak - nawet taka huśtawka emocjonalna i życie jak w rolercasterze jest uzależniające.

I tak - masz rację mówiąc, że nie powinnam zastanawiać się skąd się biorą takie a nie inne zachowania u niego.
I między nami, to używasz dokładnie takich samych argumentów jak moja mama - zupełnie jakbym ją słyszała:)

Moje pytanie wynikało może z tego, że zawsze wokół siebie miałam ludzi zdrowych psychicznie, którzy zachowywali się w sposób mniej lub bardziej racjonalny. Przecież jeżeli mamy o kimś taką, a nie inną opinię (tak jak on np. na mój temat), to nie wysyłamy do niego od czasu do czasu wiadomości przypominająch jakim to **** jest, prawda? Wystarczy NIE utrzymywać z tą osobą kontaktów i jest po sprawie.

Po prostu przez chwilę starałam się zrozumieć czym zalazłam mu tak za skórę i spojrzeć na niego trochę bardziej okiem...badacza?
Ale się nie da, nie da się tego wytłumaczyć racjonalnie - to po prostu osobowość psychofaga.

Bardzo dziękuję Ci za Twoją życzliwość i rady!

18

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

I między nami, to używasz dokładnie takich samych argumentów jak moja mama - zupełnie jakbym ją słyszała:)

Matki tak mają wink

Tulipani napisał/a:

Bardzo dziękuję Ci za Twoją życzliwość i rady!

Nie ma sprawy, pisz, kiedy tylko będziesz potrzebowała smile

19

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Choć zmieniłam numer telefonu i przynajmniej  pod tym względem mam spokój, to facet zaczął właśnie próbować dotrzeć do mnie za pomoca internetu, używając poratli społecznościowych, na których jestem zalogowana. Blokowanie go nie jest skuteczne, bo tworzy sobie nowe profile z których do mnie pisze. Także otwierając nową wiadomość, nie jestem pewna od kogo ona jest - od normalnego człowieka, czy pełna wyzwisk od niego.

Co mam z tym zrobić? Przeczekać? Zgłosić na policję? Nie chcę kasować wszystkich kont, bo mam tam potrzebne kontakty i często ich używam.

czy w takim razie "zbierać" wszystkie wiadomości od niego i iść z nimi na policę? Po jakim czasie mogłabym to zrobić?

20

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Przeczytałam i ...piorun mnie trzasnął!
Całe szczęście,że oprzytomniałaś.
Nie daj się psycholowi-każdy "wariuje" tyle,na ile się mu pozwoli!
Moim zdaniem powinnaś /nie zwlekając/iść na policję-dowody nękania masz.
I jakiś mądry terapeuta też by się przydał.
Trzymam kciuki-dasz radę!
I jeszcze ważne do zapamietania:przeszłość już nie ma władzy nad Tobą!
Pozdrawiam.

21

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dasz radę Tulipani-czas zrobi swoje mnie się udało a myslalam,ze zawroce-dzis piaty miesiac od ucieczki i zaczynam żyć.Pisz.3mam kciuki.

22

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dziękuję za to, że trzymacie za mnie kciuki!

Sam fakt, że dostaję takie podtrzymujące na duchu wiadomości, jest dla mnie niezwykle ważny i naprawdę "zagrzewa mnie do walki"!:)

Jeżeli atak werbalny z jego strony nie ustanie, pójdę na policję.
Muszę tylko "kolekcjonować" jego wiadomości. Nie mam tylko ochoty ich czytać. Niedawno dostałam kolejną i rzuciałam tylko na pierwsze słowa okiem - nie znajduję przyjemności w tym, że ktoś wysila wyobraźnię na wypisywanie epitetów na mój temat.

Podstawą do zgłoszenia sprawy na policję jest jednak to bym NIE MIAŁA z nim kontaktu przez dłuższy czas. Przecież nie zaniosę na posterunek tylko kilku wiadomości, a na pytanie "kiedy Pani odeszła od niego?", nie powiem: "Kilka dni temu. Ale za to 20 raz". Potraktują mnie jak niepoważną osobę!

RenataFbm: Czy u Ciebie też dochodziło do takich wyzwisk po rozstaniu?
Napisz mi proszę jak sobie poradziłaś? Jak udało Ci się przetrwać te miesiące?

23 Ostatnio edytowany przez assassin (2014-06-01 21:48:26)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Choć zmieniłam numer telefonu i przynajmniej  pod tym względem mam spokój, to facet zaczął właśnie próbować dotrzeć do mnie za pomoca internetu, używając poratli społecznościowych, na których jestem zalogowana. Blokowanie go nie jest skuteczne, bo tworzy sobie nowe profile z których do mnie pisze. Także otwierając nową wiadomość, nie jestem pewna od kogo ona jest - od normalnego człowieka, czy pełna wyzwisk od niego.

Co mam z tym zrobić? Przeczekać? Zgłosić na policję? Nie chcę kasować wszystkich kont, bo mam tam potrzebne kontakty i często ich używam.

czy w takim razie "zbierać" wszystkie wiadomości od niego i iść z nimi na policę? Po jakim czasie mogłabym to zrobić?

A nie prościej byłoby skorzystać z blacklisty na tych portalach tzn. akceptować wiadomości tylko od znajomych?? (sprawdź czy są tam takie ustawienia)

24

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Assasin: Niestety, niektóre strony nie mają takiej opcji. Na razie będę po prostu lekceważyć takie wiadomości i przenosić je do folderu stworzonego na potrzeby wizyty na posterunku policji. Nie muszę ich czytać - ważne, że będę wiedzieć, że są od niego.

25

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Assasin: Niestety, niektóre strony nie mają takiej opcji. Na razie będę po prostu lekceważyć takie wiadomości i przenosić je do folderu stworzonego na potrzeby wizyty na posterunku policji. Nie muszę ich czytać - ważne, że będę wiedzieć, że są od niego.

Trudno.
Swoją drogą ciekawe ile czasu taki świr może "bawić się" w ten sposób...

26 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-01 22:19:04)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Nie wiem. Wolałabym tego nie sprawdzać.
Jednak z tego co wiem, nie pracuje teraz, mieszka sam i ma sporo wolnego czasu do "zastanowienia się" jak uprzykrzyć mi życie.

Mówił mi ostatnio, że "ludzie się od niego odsuneli" i próbował wmówić, że i w moim przypadku jest tak samo (hmm..no przecież zawsze chciał bym nie miała skąd wziąć pomocy), więc aktualnie ma mało kontaktów towarzyskich i dużą ilość wolnego czasu, co prowadzi do zastraszania mnie za pomocą internetu.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie byłoby wskazane gdybym dotarła do jego żony, która jak zawsze podkreślał: "nie jest jego żoną", ale rozwodu z nią przez 8 lat nie wziął (i nie mieszkał).
Jestem ciekawa, czy ona też miała takie "jazdy" z nim jak ja, po rozstaniu.

Po przeanalizowaniu tego pomysłu, doszłam jednak do wniosku, że już bardziej nie będę nurzać się w tym bagnie i zostawiam ten temat.

27

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

8 lat bez rozwodu... Nie zdradził Ci oczywiście czemu tkwi w zawieszeniu? Znam podobną sytuację tzn. delikwent pracuje niby w delegacji, z żoną widuje się od wielkiego dzwonu, może tu jest podobna sytuacja a Was obie cały czas robił w konia...

28 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-01 23:33:00)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Miotał się w tłumaczeniu i do tej pory właściwie nie wiem dlaczego nie wziął rozwodu.

Na samym początku znajomości, mówił, że weźmie rozwód i zwiąże się ze mną. Nie widziałam powodów by mu nie wierzyć.
W końcu ze swoją żoną nie jest już 8 lat i nie mieszkają razem (ona mieszka w innej części kraju razem z dzieckiem) oraz prawie w ogóle nie utrzymują kontaktu.
Opowiadał mi, że powodem rozstania było głównie jej niechęć do seksu, nieumiejętność gotowania, "brud w obejściu", mieszkanie z jej mamą (też jej nienawidził) oraz brak chęci z jej strony by się wyprowadzić (miała duży dom) i zamieszkać z nim w kawalerce w większym mieście.
A ja w to wszystko ładnie uwierzyłam i przełknęłam. Aż sama dziwię się jak bardzo byłam ogłupiona!!

Naprawdę nie zliczę ile razy prosiłam go by pojechał do niej, odwiedzić swoje własne dziecko. Wypytywałam się o nie, o jego zdrowie, szkołę, zainteresowania, kolegów - wszystko.
A on jeździł do niego raz na 3- 4 miesiące mając jeszcze w planach "uświadomienie" mu, że rozpad małżeństwa nastąpił przez matkę (z wyliczeniem tego co do tego według niego doprowadziło).

Dla mnie ta sytuacja nie była normalna. Prosiłam go o wzięcie rozwodu. Niby był u prawnika, ale tylko by skonsultować się z nim, jak może swojej żonie zaszkodzić i odebrać jej ziemię, którą przepisała na nią jej matka (mieli wspólnotę majątkową).
Później niby ona powiedziała, ze złoży papiery rozwodowe, ale tego nie zrobiła.
Temat nie był już poruszany, tak samo jak nasza "przyszłość".

Wreszcie wydusiłam z niego, że "rozwód mu jest do niczego niepotrzebny" i "że nie ma głowy by o tym myśleć".

29 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-02 02:10:41)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Mam dziś noc pełną przemyśleń. Dopadają mnie też te złe wspomnienia.
Może to i nawet dobrze, bo przynajmniej dzięki nim, zamiast smutna i rozżalona, chodzę WŚCIEKŁA.
Na psychofaga, za to co mi robił i na samą siebie też - za to, że dałam sobie takie rzeczy robić!

Bardzo często w poprzednich latach, zapominałam o swojej złości i wstręcie  - wybaczałam, albo bardzo starałam się zapomnieć. Później wracałam do niego, a po pewnym czasie cały cykl się powtarzał.

Chciałabym opisać w punktach, co najgorszego mnie od niego spotkało i jaki sytuacje miały miejsce.
Nie po to jednak by startować w konkursie na największego psychofaga roku, albo by ktoś głaskał mnie po główce, mówiąc "moje Ty biedactwo".
Po to jednak by mieć cały czas w zasięgu ręki listę jego zachowań i wyskoków.

Może również ktoś, kto dotrze do tego wątku, zobaczy pewne wspólne punkty odniesienia i korelacje i zastanowi się nad własnym związkiem.

1. Na moja usilną prośbę wyjechaliśmy poza miasto na majówkę. Na której w czasie siedzenia na kocu, gdy nic nie zapowiadało najmniejszej kłótni, zaczął wyzywać mojego przyjaciela, mówiąc o nim okropne, ordynarne rzeczy.
Gdy powiedziałam mu, że nie ma prawa tak o nim mówić i zabraniać mi przyjaźni z nim, zaczął mnie szarpać i prawie wlec po ziemi.
Zamknął również w samochodzie moją torebkę, w której miałam dokumenty i pieniądze - tak abym sama nie mogła wrócić do domu.
Wyrwałam się i uciekłam w stronę najbliższych ludzi, krzycząc "pomocy". Dopadłam jakiegoś starszego pana i poprosiłam go o pomoc. Płacząc, powiedzialam mu, że facet mnie szarpie. Psychofag zaczął wrzeszczeć, że jestem wariatką, mam problemy psychiczne, kłamię i oszukuję go.
"Mój wybawca" powiedział tylko, że "nikt nie zatrzyma nikogo na siłę" i spokojnie sobie odjechał na rowerze.

Wtedy mój były, zaczął prowadzić "rozmowy o moim nawróceniu" - czyli co muszę zmienić w sobie, o tym jaka jestem zła i jak bardzo histeryzuję, że on mi nic nie chciał zrobić i że ja "sama upadłam na ziemię".
Pomyślałam sobie - "dobra, muszę jakoś wrócić do miasta" i byłam cicho. Przyjęłam taktykę "przeżycia".
Więc zapakował mnie do samochodu i pojechał w stronę domu.

A co zrobił godzinę później, jeszcze w drodze???

Zatrzymał samochód, poszedł na łąkę, nazrywał mi kwiatów a następnie POPROSIŁ O MOJĄ RĘKĘ!  Wraz z kwiatami dostałam pierścionek zrobiony z tego okrągłego kapsla służącego do otwierania butelki soku Tymbark.



2. W czasie jednej z monstrualnych rozmiarów kłótni, wybiegłam z jego domu jak stałam. On po chwili dołączył do mnie. Nie miałam nawet pieniędzy na bilet autobusowy, więc całą drogę od niego do swojego domu musiałam iść na piechotę.
A on przez CAŁĄ GODZINĘ szedł obok mnie, wyzywał mnie głośno, krzycząc :" k***" i opluł mnie parę razy.
Nie odzywałam się, starałam się iść spokojnie, tylko strasznie płakałam.
Gdy byłam już niedaleko domu, nagle on ROZPŁAKAŁ SIĘ i zaczął mnie błagać bym wróciła z nim do jego domu.
Mówił: "jest tak zimno, pewnie zmarzniesz", "w domu zrobię Ci gorącą kąpiel", "zaraz zamówię taksówkę żebyś nie musiała już iść".
Wróciłam do SWOJEGO domu


3. Kolejna kłótnia. Wybiegając od niego z domu, wrzeszczy na mnie: "Ty pasożycie! darmozjadzie" i gdy stoję odwrócona w drzwiach z całej siły kopie mnie nogą w wiadomo co.
Po 30 minutach, widzę jak obok mnie zatrzymuje się jego auto, on z niego wychodzi i w ramach przeprosin, odwraca się do mnie tyłem i każde KOPNĄĆ tym razem siebie.


4. Podczas któregoś z wyjazdów, pisze do mnie kolega i pyta się, czy nie chciałabym obejrzeć jakiegoś niszowego filmu, bo jestem znana jako miłośniczka specyficznego gatunku kin a(które psychofag nazwywa "dziwnym" lub "głupim").
Widzi to ON. Zaczyna wrzeszczeć. Zamiast do domu, wywozi mnie gdzieś w szczere pole, jest ciemno i jesteśmy na zupełnym bezludziu. Wrzeszczy, wyzywa mnie, pyta się czy to mój "kochanek" etc. Następnie zapala silnik i jedziemy w kierunku torów kolejowych. Akurat szlaban jest zamknięty, bo przejeżdża pociąg.
On pyta się czy "zależy mi na nim", ja odpowiadam: "na niczym mi już nie zależy", więc on na to: "w takim razie nas zabiję.
Mija szlaban i pędzący pociąg mknie zaledwie KILKADZIESIĄT centymetrów od naszego samochodu. On dodaje gazu i patrzy na mnie jak zareaguję.
Ja patrzę w okno - jest mi już wszystko jedno.


5. Po kolejnym rozstaniu, gdy decyduję się wreszcie go rzucić, zbiera wszystkie moje ubrania, które u niego zostawiłam (piżamę, majtki i skarpetki) i rozrzuca je na dachu przystanku autobusowego, dokładnie pod oknami mojego domu.
Ciuchy leżą na nim, dopóki nie zdmuchnie ich wiatr.
Znacznie później psychofag "chwali się" jak to obciążył ubrania linkami i kamieniami oraz jak pozyskał zaufanie jakiegoś sprzedawcy, który pożyczył mu stołeg, by wejść na niego i dosięgnąć wiaty (sprzedawca nie widział co robi).


6. Kłócimy się o coś zupełnie nieistotnego w samochodzie. Mówię, że mam dosyć i wysiadam (o dziwo tym razem pozwolił mi). Idę przed siebie, chcę wrócić do domu. Nagle kątem oka, widzę, że on biegnie w moim kierunku. Gdy podbiega, unosi rękę jak do uderzenia i popycha mnie na ziemię. Uderzam głową o chodnik, ale udaje mi się podnieść i wybiegam na jezdnię, wprost pod koła przejeżdżającego samochodu, który się zatrzymuje. Siedzą w nim dwaj mlodzi chłopcy, którzy mówią, że wszystko widzieli, każą mi wsiąść do środka i pytają się czy nie chcę zglosić tego na policję. Cały czas płaczę, a oni są najwyraźniej w szoku.
Podwożą mnie pod dom. Wysiadam, oni znikają za rogiem i podjedża psychofag. Wysiada i mówi, żebym z nim wróciła, bo przecież "sama upadłam" i że przesadzam.
Chyba wtedy po raz pierwszy powiedział też: "przepraszam"


7. Po kolejnej kłótni, psychofag dowiaduje się o mojej zamówionej wizycie u kosmetyczki, na którą idę dla bezpieczeństwa z mamą.
Dopada nas już po wyjściu z zakładu - rzuca w moją stronę podartymi zdjęciami, a w kierunku mojej mamy wywrzaskuje wyzwiska. Moja mama rusza groźnie w jego stronę, on ucieka.
Wcześniej, kosmetyczka u której była, mówi w pewnym momencie tajemniczo: "Muszę coś pani powiedzieć".
Ja nadstawiam ucha. "Był tutaj wcześniej pani chłopak i chciał kupić dla pani dodatkową usługę - PEDICURE".Ja zaśmiewam się prawie do łez i trochę nakreślam jej sytuacje.
Ona nagle mówi: "Właśnie nie chciałam tego pani mówić, ale ten mężczyzna miał bardzo dziwne spojrzenie. Zrobił na mnie bardzo nieprzyjemne wrażenie"

Kosmetyczka, która widziała go zaledwie JEDEN RAZ mówi, że z facetem było coś nie tak.
A on chce dla mnie wykupić dodatkowy zabieg kosmetyczny, po czym 20 minut później lży moją mamę i mnie po wyjściu z zakładu kosmetycznego....


8. Przez przypadek okazuje się, że w swoim telefonie ma ZDJĘCIE numerów telefonu (kontaktów) z mojego telefonu. Tak - zrobił im zdjęcie i przechowywał je.
Podczas mojego pobytu w jego mieszkaniu ciągle proszę go usilnie by pozwolił mi skorzystać z internetu - łaskawie mi go udziela i po zaledwie 10 minutach pyta się CIĄGLE: "skończyłaś już?", "skończyłaś już"?
W komputerze oczywiście mam POBLOKOWANE portale społecznościowe - w tym facebooka, abym nie kontaktowała się ze znajomymi, bo "to strata czasu".
Na swoim profilu w komputerze, oczywiście facebook mu działa, bo sam prowadzi w nim bardzo aktywne życie - wszystko komentuje, wrzuca filmiki, zdjęcia, dokumentuje każdą chwilę ze swojego dnia.

Później okazuje się, że najprawdopodobniej zainstalował sobie program szpiegujący, rejestrujący każde moje zapisane słowo, czy hasło. Gdy z nim zrywam, dostaję od niego wiadomości, że wie z kim i o czym rozmawiałam (oczywiście chodzi o kolegów).


9. Gdy zostaję moderatorką pewnej strony internetowej i zaczynam się na niej udzielać,poznając fajne dziewczyny, on wciąż kręci nosem, mówiąc, że :"rozdrabniam się", "tracę czas" etc. Aż dziwne, że tej strony nie zablokował. Może dlatego, że siedzą na niej same kobiety?


10. Wysyłała obraźliwe, wulgarne i prostackie sms'y do moich znajomych, rodziny i przyjaciół.


11. Rozsiewał i raczył mnie nieprawdziwymi historiami o mojej rodzinie. Jeden z przykładów:
Dostałam kiedyś od niego sms'a z informacją o tym, że moja mama jest nienormalna i że paliła papierosy w ciąży, co poskutkowało moją astmą i chorobą psychiczną.
Nie mam pojęcia o co mu chodziło.
Mówił również o tym, że "dotarł do mojej dalekiej rodziny, która opowiedziała mu, że moja mama puszczała się za młodu i dlatego jej narzeczony ją zostawił".
Już nie wspominam o pomówieniach na temat długów, jakiś pożyczek i pijaństwa.


12. Gdy zaprosiłam go kiedyś do domu na kawę, wyśmiał się z naszego mieszkania - że stare, nieodmalowane, że łóżko mam nie takie jak trzeba i że jest mu "mnie bardzo żal".





Jeżeli coś sobie przypomnę, na pewno dopiszę.

A teraz pytanie - zgadnijcie ile facet ma lat?

40 - parę.
Ja jestem o kilkanaście lat od niego młodsza.

30 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-06-02 02:05:31)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

A tak w głębi duszy tak wg Ciebie. Co było w nim atrakcyjnego, że postanowiłaś sie z nim związać? Oprócz tego, że zabiegał o Ciebie, ale tak realniej co Ci ten związek dawał dobrego.

31 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-02 02:29:55)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Thepass:

Na poczatku oczywiście, tak jak mówisz, zabiegał bardzo o mnie.

Był niesamowicie spontaniczny i bardzo mi się to podobało.
Zapraszał na herbatę o 2 w nocy, robiliśmy zakupy nad ranem, tylko dlatego bo naszła mnie ochota na nocne gotowanie, potrafił pojechać ze mną 100 km samochodem w środku nocy, tylko by pokazać mi miejsce w którym lubi jeździć na nartach.
Wiódł trochę "dziki" styl życia (choć wtedy jeszcze pracował).
Nigdy do tej pory nie spotkałam kogoś kto tak by się zachowywał, był "żywym srebrem" (później przyznał się, że ma ADHD).


Później ta jego spontaniczność zupełnie zamarła, ale i tak były pewne rzeczy, które nadal mi się podobały.

Bardzo lubiłam spędzać czas w jego mieszkaniu - gotować, sprzątać, chodzić na zakupy, zastanawiać się, co by tu takiego dobrego ugotować, żeby "pochwalił mnie i jeszcze żeby zjadł jak najwięcej witaminek".

Mnie zawsze brakowało "prawdziwego domu". Będąc mężatką (wyszłam za mąż w wieku 23 lat) tylko przez rok mieszkałam z mężem, później stopniowo moje małżeństwo się rozpadało, aż zupełnie się rozpadło.

W moim rodzinnym domu, sytuacja też zawsze była conajmniej dziwna.

Chciałam mieć dom, opiekować się nim, mieć "własne miejsce i kąt", w którym mogę coś ładnie ułożyć, posprzątać, odetchnąć. Mężczyznę, który będzie o mnie dbać, chwalić i opiekować się mną.

Byłam złakniona miłości, pochwał, czułości i takich dziecinnych pieszczot - głaskania po włosach, po policzku.


Nie ukrywam, że dużą rolę odegrało też moje życie intyme z nim - nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. On naprawdę się starał pod tym względem. Z resztą chwaliłam go bardzo, bo myślałam, że jest to po prostu miłe i po to by go dowartościować.
Niestety za późno zdałam sobie sprawę, że jego niezwykły wprost temperament też w jakiś sposób wiąże się z jego zaburzeniami.
Często chwalił się potencją, porównywał do innych mężczyzn, mówił, że "nikt mnie tak nie zaspokoi jak on" etc.
Pod koniec chciał uprawiać seks prawie non stop, jak sam mówił: "nie poznał jeszcze swoich limitów" w liczbie stosunków.
gdy odmawiałam mu i skarżyłam się na to, że już nie mogę, że mnie boli czy źle się czuję, wyraźnie widziałam, że jest obrażony lub naburmuszony.

32 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-06-02 02:35:19)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

A zdiagnozowałaś u siebie już jakąś chorobę? Jak np kobieta kochająca za bardzo? Bo w gruncie rzeczy zaburzeni ludzie przyciągają zaburzonych...
Nie żeby to miała być obraza, ale że jednak może coś nie gra w Twoim systemie emocjonalnym.
Nie będe mówił, że to jest psychofag - bo ten jest chyba swiadomy swoich działań. A ten po prostu chory człowiek, który ma też jakoś spaczony obraz relacji, miłości. I jakos tez az taki zbyt pewny siebie, choc na pewno mogło to imponować Ci. Jak ktos jest taki pewny siebie to często może po prostu kamuflować inny problem w sobie.

33 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-02 02:35:19)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Raczej nie jestem kobietą kochającą za bardzo.
Za to na pewno DDA.

Na pewno też po rozwodzie, a także już przed nim chorowałam na depresję - chodziłam do psychologa oraz brałam antydepresanty.

Spotkałam go w momencie gdy byłam w najgorszym stadium "rozkładu psychicznego", czyli najłatwiejszą do zdobycia i omotania.

34

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Cos o tym wiem. Bardzo łatwo osobę w depresji rozkochać, bo rozne bodzce odczuwa mocniej niz zdrowa osoba. Pragnie tych pozytywnych uczuc.
Jedno co dobre, ze juz jestes tego wszystkiego swiadoma i chyba (?) nie idealizujesz.

35

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Nie, absolutnie już go nie idealizuję.
Coraz więcej rzeczy mi się przypomina i coraz więcej sobie uświadamiam.
No i jestem wściekła:)



Jedyne czego chcę teraz, to to by zostawił mnie w spokoju.
A już z całego serca życzę mu, aby dostał świetną pracę, która będzie go pochłaniac 24 h, ale jak najdalej od mojego miejsca zamieszkania - najlepiej na drugim końcu jak nie świata, to przynajmniej Polski:)

36

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

To takim optymistycznym akcentem pozostaje Ci życzyć, aby jak najszybciej zniknął z Twojego życia. I pamiętaj, że są organy czy ludzie, którzy mogą Ci pomóc, więc jeżeli będziesz sie czuła zagrożona to działaj bez zbędnego rozmyślania...

37

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dziękuję Ci Thepass:)
Miejmy jednak nadzieję, że nie będę jednak musiała uciekać się do tych środków...

38

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Ta lista zajść w połączeniu z całą historią tego związku mogłaby posłużyć za kanwę dramatu psychologicznego. Coś w sam raz dla von Triera. 1 a góra 2 wyczyny tego jegomościa powinny były obudzić Cię z letargu, ale jak widać jego magnetyzm był bardzo silny. Grunt, że mimo wszystko udało Ci się jednak od niego oderwać. Teraz główny cel przed Tobą to odzyskanie równowagi w życiu.

39 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-02 15:39:48)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Assassin:) hahaha!

Wczoraj właśnie oglądałam "Antychrysta" von Triera i podczas seansu, w pewnym momencie pomyślałam sobie:
"Co on tam wie o antychryście - wystarczy spojrzeć na mojego psychofaga":))

40 Ostatnio edytowany przez assassin (2014-06-02 15:47:50)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Assassin:) hahaha!

Wczoraj właśnie oglądałam "Antychrysta" von Triera i podczas seansu, w pewnym momencie pomyślałam sobie:
"Co on tam wie o antychryście - wystarczy spojrzeć na mojego psychofaga":))

Wyobraź sobie, że właśnie na podstawie tego filmu tak mi się skojarzyło z Twoimi przeżyciami... smile

To mógłby być naprawdę kawał dobrego kina, ciężkiego ale zarazem ambitnego.

41 Ostatnio edytowany przez zuzanna50 (2014-06-05 18:03:33)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Witajcie,tak się cieszę ,że znalazłam was.Byłam z psygofagiem 7 długich lat to co tu czytam wszystko dotyczy mnie .Zanim się połapałam z kim mam do czynienia trwało to 2 lata.Odchodził i wracał,albo ja prosiłam ,żeby wrócił.Koszmar mówię dzisiaj sobie ,że byłam w piekle.Trudno jest wrócić do normalnego ,życia po tak ciężkich przejsciach.Mówicie do terapeuty,mam uraz ,był ze mną i z terapeutką,jeszcze mnie chciał do niej zaciągnąć.Tym ludziom powinno się naklejać na czole wizytówkę.

42 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-05 22:24:52)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Zuzanna50: Bardzo Ci współczuję, ale jednocześnie ufam i licze na to, że otrząśniesz się po tym co Cię spotkało!
Masz rację - ciężko jest po czymś takim wrócić do normalności, ale nie jest to wszak niemożliwe!
Nie musisz chodzić zaraz na siłę do psychoterapeutki, jeżeli masz do tego uraz. Własną terapię i drogę zdrowienia zacznij od małych kroczków - znasz stronę "Moje dwie głowy" czy "Uciekamy do przodu"? To właśnie dzięki nim, dostałam pierwszego "kopa" i motywację by odejść.
Nie czytaj raz - wracaj do tych artykułów po wielokroć, wydrukuj, przyklej na lodówce, włóż do torebki i wyciągaj gdy tylko najdzie Cię ochota "powrotu" lub smętne myśli.

Jeżeli kiedyś stwierdzisz, że psychoterapia byłaby dodatkowo wskazana, poszukaj kogoś kto zajmuje się takimi problemami i ma doświadczenie w temacie relacji z psychofagami.

Czasami zastanawiam się, jak kiedyś będę opowiadać o tym co mi się przytrafiło. I wiem, że jest to niełatwe, bo większość ludzi, po pierwszych wzmiankach, albo machnie niecierpliwie ręką i zbyje mnie słowami : "co za głupota z Twojej strony" lub będzie się na mnie patrzeć jak na zjawisko.

Mam dzisiaj wielki kryzys - ale nie taki by do niego dzwonić, czy tęsknić ( za kim i za czym właściwie?).
Po prostu czuję się samotna, przytłumiona i przytłoczona samą sobą.
Boję się, że nigdy nikogo już nie znajdę.

43

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Przeraża mnie to, że nawet jeżeli kiedyś kogoś poznam na kim będzie mi zależeć, będę musiała w jakiś sposób opowiedzieć mu o "swojej historii" - rozwodzie i ostatnich wydarzeniach.
Na samą myśl o tym robi mi się słabo i wciąż się zastanawiam JAK można w ogóle o tym wszystkim komuś mówić?
Jak ktoś będzie w stanie mnie zrozumieć i nie oceniać?
Wiem, że na pewno takie sprawy bardzo zniechęcają i zrażają, ale ja tak bardzo chcialabym jeszcze ułożyć sobie z kimś życie...

Boję się, samo hasło "rozwód" (choć nie miałam ślubu kościelnego, oboje byliśmy niewierzący), spowoduje, że wszyscy będą ode mnie uciekać..

44

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Po co miałabyś opowiadać o tym komuś ze szczegółami? Tym jeszcze możesz dowartościować kolejnego potencjalnego kandydata, mówiąc, że rozwiodłaś się bo tamten był felerny, a ten obecny jest niesamowity smile

45

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Nie będę na pewno opowiadać całej historii "ze szczegółami", na pewno nie o tym co robił psychofag.
Ale wiem, że pewne sprawy związane z nim pewnie będę musiała w jakiś sposób wyjaśnić lub chociaż ogólnie zarysować sytuację.


Natomiast nie mam zamiaru o nikim mówić, że był "felerny", "podły" etc. - bo nie mam w zwyczaju obgadywać w ten sposób kogokolwiek, tym bardziej, że mój były mąż był/jest bardzo dobrym człowiekiem.

Chodzi mi natomiast o sam fakt tego, że jestem po rozwodzie, będąc młodą kobietą i nie wiem jeszcze jak to wszystko sobie ułożyć..
Boję się, że wszyscy uciekną ode mnie z krzykiem..

46

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Pierwsza część posta to Twoja sprawa. Druga? Tylko szukanie problemów, bo wszystko zależy jak sama do tego i siebie podchodzisz.
Teraz wyobraź sobie, że rozstajecie się, gdy masz 46 lat, dwójkę dzieci, jesteś psychicznie zniszczona i nie widzisz sensu w życiu. Czujesz, że w tym wieku i z takim bagażem doświadczen to juz nikt Cie nie zechce i każdy ucieknie. Czy to nie podobne? Podobne. Powód się zawsze znajdzie.

47 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-10 17:39:03)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Mijają ponad dwa tygodnie od czasu gdy miałam z nim kontakt po raz ostatni.
Nie pisze, nie dzwoni, nie dobija się do drzwi. Mam nadzieję, że nie zbiera sił na następną rundę.
Czuję, że w końcu mogę normalnie oddychać.
Śmieszne uczucie, prawie zapomniałam jak to jest.

Czasami nie mogę wprost uwierzyć, że mnie to wszystko spotkalo..tak jakby ktoś opowiadał mi jakąś straszną historię o kimś zupełnie mi obcym.
Nie mogę uwierzyć, że dałam się tak poniżać, że sama poniżałam siebie będąc z tym człowiekiem.
Jestem ciekawa czy kiedyś przejdę z tym do normalności.

48 Ostatnio edytowany przez assassin (2014-06-10 21:09:19)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!
Tulipani napisał/a:

Mijają ponad dwa tygodnie od czasu gdy miałam z nim kontakt po raz ostatni.
Nie pisze, nie dzwoni, nie dobija się do drzwi. Mam nadzieję, że nie zbiera sił na następną rundę.
Czuję, że w końcu mogę normalnie oddychać.
Śmieszne uczucie, prawie zapomniałam jak to jest.

Czasami nie mogę wprost uwierzyć, że mnie to wszystko spotkalo..tak jakby ktoś opowiadał mi jakąś straszną historię o kimś zupełnie mi obcym.
Nie mogę uwierzyć, że dałam się tak poniżać, że sama poniżałam siebie będąc z tym człowiekiem.
Jestem ciekawa czy kiedy przejdę z tym do normalności.

Moim zdaniem nie tylko przejdziesz, ale musisz przejść dla swojego dobra.
Powodzenia


EDIT Przeczytaj post nr 16 z tego tematu -> http://www.netkobiety.pl/t70915.html

49 Ostatnio edytowany przez Anielica44 (2014-06-12 18:50:38)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Przechodzę podobne traktowanie ze strony męża.  Światowy czlowiek , pewny siebie nie liczący się z uczuciami drugiej osoby. Wiele razy odchodzilam i wracalam ja boomerang ponieważ obiecywał zmiany. . Jak większość forumowiczów czas dla nas by się podnieść uświadomić sobie że takie związki i tacy mężczyźni nie zasługują na dodatkowe szanse a przynajmniej nie od szanujących się kobiet. Najwyższy czas zawalczyć o siebie i swoje życie.



jak czytam Twoje posty to czuje jakbysmy miały jednego faceta. Identyczne zachowania identyczne teksty

50

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Anielica: Przykro mi, że spotyka Cię coś takiego - jak sama jednak piszesz, czas zawalczyć o siebie i o swoją przyszłość.
Nie wierzę, że tacy ludzie się zmieniają - jak mogą, skoro trawi ich choroba?
Tak czy inaczej, MUSISZ mieć na uwadze przede wszystkim siebie.
Czy wyobrażasz sobie być do końca z TAKIM człowiekiem, znosić upokorzenia, wybuchy, awantury i inne rzeczy? Czy nie chciałabyś żyć spokojnie?
Odchodziłaś podobnie jak ja wiele razy - czy nie chciałabyś wreszcie zrobić tego raz a dobrze, dotrzymać sobie samej postanowienia i mieć z tego cholerną satysfakcję? To daje mnóstwo siły i wiary w siebie!

Ja wracałam do niego, choć niczego nie obiecywał, nie płakał i nie przepraszał - po prostu szłam za pierwszym cieplejszym wspomnieniem o nim.

Zacisnęłam zęby, nie mam z nim żadnego kontaktu - nie obchodzi mnie co, gdzie i z kim robi.
Jestem na razie sama, ale otoczona rodziną i znajomymi - nikt na mnie nie wrzeszczy, nie zagląda przez ramię do komputera, nie sprawdza wiadomości w telefonie, nie wyzywa i nie lekceważy.
Byłam na spacerze - SAMA
Byłam w kawiarni - SAMA
Byłam na koncercie - SAMA

i SAMEJ jest tak lekko i dobrze:)

51

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dokładnie tego brakuje. Nazwalabym to po prostu ..życiem!  Brak stresu, brak kontroli koniec z egzystencja. Ciesze sie że obie walczymy o to samo i wiesz co? Tym razem damy radę smile

52

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Sama świadomość tego, że ktoś również walczy o samą siebie, dodaje siły i sprawia, że cel - wolność - nie wydaje się już tak abstrakcyjny i odległy.
Trzymam za Ciebie, Anielico, kciuki!
I jeżeli możesz i będziesz chcieć, pisz proszę, co u Ciebie słychać - jak sobie ze wszystkim radzisz.

Kobiety naprawdę są niesamowicie silne - damy sobie radę!!

53

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Dzisiaj mija tydzien od odejścia od męża.  I każdy dzien daje większą motywację i siłę.  Nie mamy kontaktu i nie pozwolę na to by w jakikolwiek sposób byl.      Czytalam fora o psychofagach i w totalnej 100 procentowosci to moj " jeszcze" maz.  Ciesze sie że wspolnymi siłami nie poddajemy sie. 

Napisz jak u Ciebie.

54

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Tak czytam to wszystko, co napisałaś i myślę, że nie jest z Tobą źle, bo w końcu znalazłaś w sobie masę siły i odwagi, jakich wymagał ten krok. smile Trzymam kciuki za to, byś nigdy nie uwikłała się w podobną relację i nauczyła się być szczęśliwą sama ze sobą, dopóki zdecydujesz się na kolejny związek. Mamy bardzo wiele wspólnych cech (m.in. ten typ wrażliwca-poety-włóczykija), więc czytając Twoje przeżycia uświadomiłam sobie, że po prostu miałaś pecha. Ja też miałam pecha, wybierając swego czasu niewłaściwe osoby. Czarujące, szarmanckie, wygadane - a jakże!. Życzę Ci, żebyś nie popełniła więcej tego samego błędu i była szczęśliwa.

P.S. Masz bardzo mądrą Mamę, korzystaj z Jej wsparcia smile

55

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Anielica, jestem taka z nas dumna:)
Tydzień - 7 pełnych dni bez niego i wszystkiego co się z jego osobą wiąże.
Z każdym kolejnym dniem, czytając tak jak mówisz - fora psychologiczne (polecam równiez blogi) dostrzeżesz jeszcze więcej cech charaktystycznych dla tego typu osobowości i będziesz wręcz zdumiona, że do tej pory "widziałaś je niewidząc".
To po prostu jeden z kolejnych etapów zdrowienia czy też trzeźwienia po psychofagu, przez który trzeba przebrnąć, mimo, że czasami aż niedowierza się własnemu zaślepieniu..

Tak było i jest w dalszym ciągu ze mną.
Np. myjąc zęby, nagle przypominam sobie o jakimś jego paskudnym zachowaniu, zimnym, obłąkańczym wręcz spojrzeniu, błahym z pozoru "tekście" ( a jednak jak znaczącym) i zastanawiam się: "cholera, jak to możliwe, że tego nie widziałam, że tak to lekceważyłam, mając prawdę niejako podaną pod nos na talerzu"?

Czy macie wspólne dzieci? Gdzie teraz mieszkasz?
Czy Twój przyszły - były (mam nadzieję:)) mąż, próbuje się z Tobą skontaktować?
Jak się czujesz?


Aenima: Dziękuję Ci bardzo za wsparcie i za to, że napisałaś. Właśnie a propo's tego co napisałaś o wspólnym "typie" mężczyzny - włóczykiju alias poecie - chciałabym rozwinąć ten temat w moich następnych przemyśleniach na temat tego, dlaczego właściwie uwikłałam się w taką toksyczną relację z psychofagiem (ostatnio zajmują mnie rozmyślania przyczynowo - skutkowe:))

56 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2014-06-15 00:34:21)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Mam ostatnio dużo czasu na przemyślenia.
Wychodzę wtedy z domu, idę do ulubionego parku, siadam na ławce z notatnikiem i spisuję wszystko co przyjdzie mi do głowy na temat sytuacji z ostatnich lat - w ten sposób próbuję dojść do tego, CO jest we mnie takiego, co pozwoliło psychofagowi po pierwsze wybrać akurat mnie, a po drugie doprowadzić do stanu totalnego poniżenia i pogardy dla samej siebie.

Nie będę oryginalna, mówiąc, że podwalin mojego braku poczucia własnej wartości, rozchwiania emocjonalnego, nadwrażliwości, nadmiernej empatii, zdolności do wybaczania i poświęceń, powinnam szukać we własnym domu rodzinnym oraz sposobie w jaki zostałam wychowana.

Pochodzę z tzw. "rodziny inteligenckiej", żyjącej na swój sposób, który dla mnie był i jest w dalszym ciągu nieco "hippisowski" i bardzo liberalny (jeżeli można w ogóle tak to określić).
Od maleńkości mnie i mojej siostrze była wpajana miłość do literatury, historii ( zwłaszcza naszego miasta), zasady dobrego wychowania (zachowanie przy stole, maniery, zwracanie się do osób starszych etc.), znajomość historii poszczególnych zabytków, zasady poprawnego wysławiania się ( a nawet akcentu i doboru słownictwa).
I ubiegam ewentualne pytania - nie, nikt nas nie "tresował", po prostu dla nas zasady wpojone nam przez mamę były zupełnie naturalne i normalne ( z resztą do dzisiejszego dnia jestem jej za to bardzo wdzięczna).

Tutaj niestety kończy się utopia i zaczynają się realne problemy mojej rodziny.
Moi rodzice na pozór są bardzo podobni - przynajmniej w kwestii upodobań, poglądu na świat czy chociażby trywialnych zainteresowań.
Niestety, w innych, ważniejszych kwestiach, są kompletnie od siebie inni i mówiąc najprościej - powinni byli się rozwieść całe lata temu, być może zaraz po moim urodzeniu.

Moja mama jest z pozoru silną kobietą. Niestety jej siła, bierze się przede wszystkim z tego, że mój tata jest słaby.
Nigdy nie umiał zadbać o swoją rodzinę, więc przez całe życie robiła to mama - stając się prawie całkowicie odpowiedzialna za wszystkie sprawy finansowe i wiązanie końca z końcem.

Mój tata jest człowiekiem bardzo skrytym, wycofanym, osobą, która może nie odzywać się całe dnie, jeżeli ktoś pierwszy nie wyciągnie do niego ręki.
Nigdy nie troszczył się o nas - mamę, siostrę i mnie - zarówno pod względem materialnym (nigdy niczego od niego np. nie dostałyśmy), jak i pod względem emocjonalnym - nie rozmawia z nami (lub rzadko), nie przytula etc.
Mimo tego, wiem, że mój ojciec jest gdzieś tam w środku osobą bardzo wrażliwą i wiem, że na pewno cierpi, choć nie umie sam "wyjść do nas" zasklepiając się w sobie jak i fizycznie, we własnym pokoju.

Moi rodzice nie są razem od wielu lat, choć mieszkają ze sobą.
Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się od tego, że moja mama z nadmiaru problemów, obowiązków jak również swego własnego bardzo traumatycznego dzieciństwa, zaczęła stopniowo popadać w alkoholizm.
Tata zaś uzależnił się w tym czasie od religii.

Pamiętam, że ojciec bardzo dotkliwie bił mamę, gdy siostra i ja byłyśmy bardzo małe.
Pamiętam WSZYSTKO, łącznie z tym, że to ja opatrywałam później mamę, obiecywałam jej, że "nie powiem babci", pocieszałam.

Pamiętam jak ojciec potrafił wyciągnąć z jakiś zakamarków, butelki zostawione przez mamę i ustawić je w szeregu, przez całą długość kuchni, czekając na jej reakcję.

Bardzo szybko nauczyłam się z siostrą chować i ukrywać "dowody zbrodni" - znałyśmy potencjalne schowki mamy i regularnie je przeszukiwałyśmy, by gdy tylko coś znajdziemy, wyrzucić do kosza lub wynieść z domu.

Gdy miałam 6- 7 lat zostałam wysłana do babci, która mieszkała w tym samym mieście, ale bliżej mojej szkoły podstawowej. Oficjalna wersja brzmi w ten sposób, że mieszkając u babci, miałam mieć bliżej do szkoły. Mniej oficjalna natomiast jest taka, że w ten sposób miałam być izolowana od problemów rodziców by mogli sami rozwiązać swoje problemy.

Bardzo kochałam swoich dziadków i uwielbiałam z nimi przebywać - miałam swój pokój, każdy się o mnie troszczył, a gdy wracałam do domu na weekend, wszystko było posprzątane "na moją cześć" i znów stawałam się ukochanym dzieckiem.

I tak sobie rosłam, aż byłam na tyle duża, że mogłam stawić czoła sytuacji w domu i wróciłam tam na stałe mając kilkanaście lat.
Wtedy mój tata zaniechał przemocy fizycznej wobec mamy i dni stały się na pozór normalne.
Tzn. moja mama harowała, a tata tylko na parę godzin wychodził do pracy ( ulubione pytanie mojej siostry to: "czy tata jest w domu? Nie ma? Ale fajnie!").

Moja mama przez wszystkie następne lata, nadal od czasu do czasu sięgała po alkohol. Nie codziennie, ale w momentach największego stresu, problemów finansowych lub kłopotów ze mną lub siostrą. Nie była bardzo pijana, była po prostu nieco "pod wpływem", obie z siostrą stałyśmy się niezłymi alkomatami, by wiedzieć w jakim obecnie znajduje się stanie.

Nigdy nie było to picie "na umór". Raczej w sekrecie, po cichu, "elegancko". Nigdy w naszej rodzinie na stole nie pojawił się alkohol. Do dzisiejszego dnia, gdy obie z siostrą jesteśmy już dorosłe, nawet chcąc kupić sobie jedno piwo (nawet na spółkę), chowany butelkę po nim do szafy i wyrzucamy ją następnego dnia. Robimy to a automatu, nawet śmiejąc się przy tym czasami..
Tak wiem - to chore.

W moim domu nie ma niczego "wspólnego", żadnych wspólnych zajęć, tradycji.
Wszystko jest jakieś takie płynne, każdy robi to na co ma ochotę.
Nie mówi się o problemach, rachunki lub listy z banku chowa się do ciemnych kątów, gdzie nikt nie patrzy.
Nie sprząta razem, nie chodzi na zakupy, nie siedzi wspólnie przy stole.
Jesteśmy "my" - mama, siostra i ja oraz "ojciec".
Wszystkim to chyba odpowiada, choć nie do końca.

Ale jakoś to wszystko się kręci, jakoś "płynie" - no właśnie "jakoś".

Mama starała się wychować nas na silne, świadome swojej wartości kobiety. Bardzo nas kocha, a my dałybyśmy się za nią pokroić i poćwiartować. Ona ma tylko nas, a my widzimy w niej siebie same.
Mamy z nią niesamowicie mocną więź emocjonalną, choć oczywiście bywają dni gdy się kłócimy, wrzeszczymy lub nawet przez siebie płaczemy.
Ta więź przypomina właśnie roller coaster, z którego nie można wysiąść i który przyprawia cię czasami o okropny ucisk w żołądku lub euforię spowodowaną pędem powietrza.

I teraz właśnie, chciałabym się raz jeszcze wrócić do tego jak to się u licha stało, że w moim życiu znalazł się psychofag i zabawił w nim tak długo?

1. Po pierwsze brakowało mi "domu". Ale również jako miejsca fizycznego, o które mogłabym dbać, być za nie odpowiedzialna.
Gdy po raz pierwszy go poznałam, straciłam z powodów finansowych mieszkanie w którym mieszkałam do tej pory z mężem ( w którym mieszkaliśmy cały rok).
Mieszkanie, które zostało odremontowane sumptem mojej mamy, urządzone w najmniejszym szczególe przeze mnie.
Miejsce w którym "mogłam oddychać" i które było moim jedynym, do końca spełnionym marzeniem.
Mój mąż dostał bardzo korzystną propozycję wykupienia tego mieszkania od moich rodziców (należało do nich), ale stwierdził, że "nie opłaca się inwestować w nieruchomości" i że w takim razie woli wrócić do swojego domu rodzinnego.

Mąż wrócił do swoich rodziców, a ja do swoich (ja jeszcze studiowałam, mój mąż dopiero zaczął pracę).
Byłam tym wszystkim załamana - postawą mojego męża, rozpadającym się związkiem, problemami finansowymi rodziców oraz stratą dachu nad głową. Zaczeliśmy w tym okresie rozmawiać o rozwodzie.
Popadłam w depresję.

Natomiast gdy poznałam psychofaga, on prawie z miejsca powiedział, że będzie o mnie dbać, że powinnam wprowadzić się do niego, założyć z nim rodzinę i mieć wreszcie prawdziwy DOM - fizycznie i emocjonalnie.
Wpadłam po uszy.
Jeszcze nie wiedziałam, że z czasem ten dom, będzie oznaczać kontrolę i nieustającą inwigilacje - co, jak i z kim.

2. Mimo, że zawsze powtarzałam sobie, że nie chcę wiązać się z mężczyzną podobnym do mojego ojca, to jakimś cudem zawsze wybierałam niedojrzałych emocjonalnie partnerów, wycofanych, niezdecydowanych, nie umiejących okazywać uczucia, ale za to BARDZO inteligentnych, oczytanych, żyjących we własnym świecie.
Prawie każdy z nich mógłby przytoczyć słowa Stachury:
"Z nim będziesz szczęśliwsza
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim
Ja cóż - włóczęga, niespokojny duch
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko (...)"

A ja myślałam: "Proszę, jaki romantyczny, niespokojny duch! Na pewno zdołam go nieco bardziej udomowić przy całej tej poetyckiej naturze."
Jakoś nie dostrzegałam, że większość z nich w gruncie rzeczy podobna jest do mojego taty - bardzo odlegli emocjonalnie.

Psychofag był jednak inny, co chyba najbardziej mnie w tym wszystkim zdziwiło.
Kompletnie nie mój "typ", mężczyzna na którego normalnie nie zwróciłabym uwagi.

A jednak okazało się, że w tym okresie najbardziej brakowało mi również kogoś, kto by się mną "zaopiekował", "poświęcił czas i uwagę" i dowartościował - a on robił to wspaniale. Brakowało mi po prostu ojca.
Teraz się z tego śmieję, ale naprawdę na samym początku, miałam wrażenie, że mogę się poczuć przy nim znów mała, a on się mną zaopiekuje, czego nikt inny do tej pory nie robił.

3.Dlaczego nie odeszłam od niego gdy zaczęło się dziać naprawdę źle, gdy byłam opluwana, poniżana i wyzywana?

Proste - ja nie umiem nie wybaczać. Nie umiem się długo złościć, choć zła jestem cały czas na siebie samą.
Jestem przyzwyczajona do awantur z dzieciństwa, do krzyków i podniesionych głosów (choć u mnie nikt nikogo nie wyzywał ani nie przeklinał).
Wiem, że dużo umiem i wiem, ale cały czas w środku jestem niepewna siebie i swojej wartości.
Podświadomie jakoś czułam, że "zasługuję" na to co mnie spotyka z jego strony, że po prostu dostaję to co mi się należy.

57

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Od niedawna przechodzę coś bardzo podobnego co Ty. Mam nadzieję, że wytrwałaś i już do niego nie wróciłaś.

58 Ostatnio edytowany przez Tulipani (2018-03-01 20:24:25)

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Odkopuję swój wątek sprzed kilku lat - lubię takie powroty osób, które założyły tutaj na forum swoje wątki - zawsze jestem ciekawa jak potoczyły się ich losy i czy rozwiązały swoje problemy.
Od zakończenia historii z tym "osobnikiem" minęły już 3 lata ( a może trochę ponad?) i nie istnieje on już w moim życiu. Nie utrzymujemy żadnych kontaktów i bardzo się z tego cieszę.
Wszelkie jego próby nawiązania ze mną kontaktu po odejściu, lekceważyłam i nie zwracałam na nie uwagi. Facet przestał dla mnie istnieć na wszystkich płaszczyznach.
Oczywiście najpierw mnie wyzywał, pisał z kilku innych kont, dzwonił z nieznanych numerów - wszystkie pogróżki zapisywałam z myślą o udaniu się na policję, gdyby zaszła taka potrzeba. Wreszcie odpuścił.

Ten "związek" uważam za lekcję życia, niestety bardzo ciężką i gorzką. Wyciągnęłam jednak z niej dużo nauki - już NIGDY nie pozwoliłabym nikomu w ten sposób się traktować. Stałam się bardziej asertywna, świadoma siebie, umiem już wyznaczać granice i wiem czego oczekuję od partnera i związku.
Patrząc w tył, nie mogę jednak pojąć jaką musiałam być kretynką, że dawałam się takiemu byle czemu czemu tak traktować! Nie poznaję siebie sprzed paru lat. Mając okazję przeniesienia się w czasie, chyba potrzepałabym samą siebie, krzycząc: "OCKNIJ SIĘ DZIEWCZYNO, UCIEKAJ"! a jemu zasadziłabym kopa w cztery litery! smile

Z innych wiadomości - mam teraz bardzo dobrą pracę, spotykam się ze znajomymi, rozwijam się i robię to na co mam ochotę ( oczywiście w granicach rozsądku:P). 
Ponad rok temu poznałam chłopaka, z którym obecnie jestem i z którym zamieszkałam. Szanuje mnie i moją rodzinę, we wszystkim pomaga, naprawdę stara się jak tylko może - jest zupełnym przeciwieństwem tamtego gada.  Jestem po prostu spokojna, czuję, że wypłynęłam na szerokie wody i poradzę sobie ze wszystkim, nawet gdy będę sama bo jestem silną, samowystarczalną kobietą.  Wierzę w siebie.

Chciałabym ostatnie zdania skierować do kobiet, które tkwią w toksycznych, pełnych przemocy związkach i boją się odejść (a takich tematów jest na forum bardzo dużo) - PRZESTAŃCIE SIĘ BAĆ! Zróbcie tylko pierwszy krok - odejdźcie od partnerów, którzy Was nie szanują i nie kochają i trwajcie niezłomnie w swoim postanowieniu odejścia. Każdy dzień bez nich będzie łatwiejszy, aż w końcu po pewnym czasie, Wy też złapiecie się za głowę i nie uwierzycie, że mogłyście w takim bagnie tkwić!

Wszystkim, którzy chcą się uwolnić polecam bloga "Moje Dwie Głowy" (jest również książka) - mnie otworzył on oczy.

Dziękuję również wszystkim, którzy wypowiadali się na moim wątku i doradzali mi - bardzo tego wtedy potrzebowałam;)

59

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Życzę Ci wszystkiego co piękne smile

60

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Bardzo miło czyta się takie happy-endy smile.
Myśle że dałaś nadzieję wielu osobom.

61

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Witajcie. Jestem tu pierwszy raz i bardzo się cieszę że wątek został niedawno odkopany. Potrzebuję wsparcia i pomocy. Jestem silnie uzależniona od mojego destrukcyjnego związku z psychofagiem. Obecnie mieszkam u mamy (zdecydowalam się odejść a w sumie uciekać). Podobnie jak Wy nie potrafię skutecznie odejść. Próbowałam ze 40 razy. Za każdym razem wracam po więcej i sama nie mogę się nadziwić własnej głupocie. Czuję się jakby moje życie zerwalo sie z łańcucha jakiejkolwiek kontroli. Szczerze to boję się sama siebie a ściślej moje emocje to huśtawka i zmieniają się bardzo szybko przez co nie jestem pewna samej siebie. Szukam wsparcia gdzie się da i opowiadam wreszcie (bo wiele lat ukrywalam) bliskim o swojej sytuacji. Czytam fora oraz blogi poświęcone temu zjawisku. Czytam książki obecnie "moje dwie głowy" ktora skupia się na temacie. Wiem ze mam do czynienia z osobom psychicznie chora a mimo to podswiadomie mam nadzieję. Cholera - pokrecona ze mnie babka. Czytając historię założycielki wątku czytam O sobie. Te dziwne zachowania mojego psycho i te akcje które robi powoduja ze wstydze sie sama przed sobą ze z nim byłam. Jest to dla mnie taka abstrakcja ze jestem całkiem zdezorientowana. Podobnie jak autorka jestem DDA. W zwiazku tym jestem od 11 lat i mamy malusienkie dziecko 4 miesieczne. Przez te lata (teraz to widzę) nie miałam zupełnie kontroli nad swoim życiem. Początki oczywiście kolorowe. Stopniowo i bardzo powoli granice się przesuwaly. Z roku na rok sytuacje stawaly sie coraz poważniejsze lecz do tej pory nie doświadczyłam aż takiego ataku ze strony męża. I stoję w punkcie do ktorego zupelnie nie wiem jak doszłam. Jak ślepa głucha niema i glupia baba. Wiem że muszę odejść bo już nie mam wyboru i zrobic to dla dziecka i dla siebie. A tak naprawdę to chyba już moja wytrzymałość (a uwierzcie bylam wyjatkowo wytrzymala) sie skończyła. Jestem tak zmaltretowana psychicznie zmęczona fizycznie i upokorzona w każdy mozliwy sposób i nie mam wyjścia. Boję się bo już mam w tym doświadczenie że to z mojej strony skończy się tak samo. Regeneruje siły by wrócić i zbierać kolejne patologiczne sytuacje do kolekcji i tak juz bardzo pokaznej. Potrzebuję  od Was rady oraz kopa w tyłek.

62

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Moja obecna sytuacja jest całkiem dobra pod wzgledem materialnym. Mama mnie przygarnela dając mi wsparcie i dach nad głową. Mam swoje pieniądze bo jestem na urlopie macierzyńskim i to całkiem sporo (stanowisko kierownicze) Jest perspektywa powrotu do pracy. Siłę daje mi też moj synek. Wszystko jest do opanowania teoretycznie. Bo ta moja druga glowa żyje swoim życiem i boje się. Tak bardzo się boję ze dam sie nabrać znowu na te czułe słowa i perspektywy cudownej przyszlosci. Nie raz byłam zdecydowana odejść raz nawet na rok chociaż teraz widzę że to byla tylko teoria bo praktycznie to on ciągle mnie nachodzil i nie spuscil ze smyczy emocjonalnej bym nie miała za dużo swobody i odwagi. Złożyłam wtedy nawet papiery rozwodowe i bach miesisc przed rozwodem mi się odmieniło czego szalenie zalowalam i żałuję każdego dnia. Do tej pory nie wiem co mnie podkusilo. Szybko zaszlam w ciążę i urodziłam slicznego synka. Mąż po porodzie zrobil taki systematyczny i okrutny atak na mnie że któregoś dnia po kolejnej awanturze ( posadzal mnie o zdrade) zabrałam dziecko oraz 2 pampersy i ucieklam do mamy o 5 rano.

63

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

I dobrze zrobiłaś. Ja z takim typem byłam 7 lat. Dobrze, że mimo narzeczeństwa nie naciskałam na ślub i w ciążę nie zaszłam, bo gdybym miała z nim dziecko, to chyba bym się pochlastała. Nie zrozum mnie źle, wiem, że bardzo kochasz synka, ale z nim się wszystko komplikuje, jeśli ten Twój toksyk chce utrzymywać z nim kontakt. Siłą rzeczy i Ty musisz ze swoim partnerem, przynajmniej szczątkowy, przez długie lata.
Co Ci poradzić? Tak jak napisała Maja Friedrich - ograniczyć kontakt do minimum, jaki jest potrzebny w Twojej sytuacji. Owszem, jesteś od niego i tych huśtawek uzależniona i tego nie da się naprawić w jeden dzień, tydzień, miesiąc, może nawet rok, ale żeby nie popaść w kolejną spiralę tęsknoty i dawania szans, natychmiast odganiaj "miłe chwile" spędzone z nim, a na ich miejsce przywołuj te złe, przez które jesteś teraz u mamy, a nie u niego. Bo Ty nie jesteś histeryczką, która miała normalny związek, ale coś jej się spodobało, strzeliła focha i postanowiła dać karę swojemu głupiemu mężowi. Ty jesteś ofiarą przemocy i jeśli chcesz powoli wrócić do normalności, to pracuj nad sobą, kontroluj się, czujność przekieruj z niego na siebie i swoje zachowania. Spróbuj też, przy okazji wybuchu emocji, wyciszyć się i na spokojnie spojrzeć na to wszystko z perspektywy trzeciej osoby. Gdyby Twoja siostra/przyjaciółka była w takiej samej sytuacji, a Ty byś była racjonalnie myślącą kobietą, to co byś jej doradziła? Jak byś o sobie myślała patrząc na siebie jakby zza kulis? To pomaga. Zresztą z czasem rzeczywiście jest lepiej. Grunt, żebyś zobaczyła na zimno, że to wszystko nie ma sensu. Te jego czułe gadki mają za zadanie tylko Cię zmiękczyć, żeby za chwilę było tak samo. Jego bierna lub czynna agresja ma Cię nastraszyć i pogrążyć. A Ty nie jesteś głupia, tylko zaślepiona.
Będzie zajebiście, uwierz. I walcz o swoje szczęście. I o szczęście swojego synka.

64

Odp: Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Gdybym patrzyła na siebie zza kulis to bym sobie powiedziała : kobieto to nie telenowela ani horror ani dramat ani moda na sukces... To życie, prawdziwe i Twoje. Jedno. Nie odzyskasz straconach lat, ale możesz zmienić przyszłość. Przestań być aktorką tego scenariusza. Wymierzylabym tez sobie siarczysty policzek i poprawiła ognistym i pełnym wscieklosci kopniakiem w dupsko.

Taki człowiek jednak zabiera trzeźwość myślenia oraz upośledza zmysły i intuicję. Wie jak mnie podejść i na czym mi zależy. Wie że go kocham ,zna słabe punkty. Muszę sie dobrze przygotować do tej wojny. Zebrać amunicje. Wyszkolic w technikach walki i opracować strategię. Cieszę się że mogę zrobić to z daleka bo mieszkając z nim zawsze tak osaczal mnie swoją nagłą miłością i dobrocią ( ktora trwała kilka dni a czasem godzin) ze zaczynałam wierzyć ze wina jest moja i ze to ja go prowokuje.

No typowy psychofag. Do tego wszystkiego miał zespół urojeniowy dotyczący zdrady. Potrafił godzinami mnie przekonywać że go zdradzam. Tak bo on wiedział lepiej. Był niestety kiepskim detektywem bo dowody które mi przedstawiał to tylko jego wyobraźnia. Zdjecia posciagane z internetu które twierdził że są moje. Do tego stopnia, ze znalazł zdjecie na portalu randkowym innej kobiety( zupelnie niepodobnej) i wmawial mi ze to ja tylko przerobilam je w aplikacji ktora zmienia twarz... Prawda że chore? Takich przykładów mogłabym wymienić jeszcze dużo... Oczywiście wyzywal mnie przy tym okrutnie i darl się jak opetany. Gdy minęła mu faza wyzwisk i psychicznego znęcania chciał wrócić do porządku dziennego najlepiej jeszcze się bzyknac. Stwierdzał ze go prowokuje bo nie chce wyjaśnić. A co ja miałam wyjaśniać!?

Posty [ 64 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak wyjść cało z tego obłedu - związku? Proszę o pomoc!

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024