18 June 2013
Od kiedy pamiętam zawsze czułam się jakaś inna. Mała wrażliwa dziewczynka, która była słaba lub uważała się za słabą. Wychowana w systemie nagród i kar. Nie nauczona słuchania wenętrznego ja.
Dzieczynka dorosła. Jest przed 30 i jest nieszczęśliwa. Jest atrakcyjna, potrafi zjednać sobie ludzi, skończyła studia, a jednak nie cieszy się. W zeszłym roku organizm nie miał siły już żyć dla innych. Przyszła nerwica lękowa i rozpoczęła się terapia paroksetyną. Teraz czas na ciężką pracę w odnalezieniu prawdziwiej mnie. Być może nawet na stworzenie siebie samej od nowa.
Zagłębiłam się wczoraj w lekutę Pani Pawlikowskiej "W dzungli podświadomości". Jest tam wiele ciekawych tez, ale jak zawsze brak dokładych wytycznych jak żyć. Autorka opowiada o potrzebie czucia się bezpieczną i podświadomym szukaniu "wybawiciela" tzn. mężczyzny, który przyjedzie na białym koniu i wybawi swą ukochaną. Opowiada ona o błędnym rozumowaniu tego oczekiwania. Jeśli problem leży w twojej głowie, to żaden książe Ci nie pomoże. Każdy kolejny będzie z czasem zmieniał się w toksycznego truciciela. Tu zapala się lampka, miałam kilka związków i pod koniec każdego czułam się nieszczęśliwa. Cały czas nie ma pozytywnego zakończenia "i żyli długo i szczęśliwie". Mam żal do systemu kulturowo religijnego, który wychowywał nas w błędnych, mało życiowych prawdach. Trzeba przecież stworzyć kochającą rodzinę, mieć szczęśliwe dzieci, być wzorem cnót i wtedy (pewnie dostanę nagrodę). Za blędy są kary. Tylko , że wymierza mi je teraz moja podświadomość.