Mam 32 lata i niestety moje małżeństwo zakończyło się cztery miesiące temu. Na początku wrzesnia mój mąż się wyprowadził, teraz czekam tylko na rozwód. Zakładam że za jakiś czas poznam kogoś nowego i stąd ten wątek. Kiedy miałam lat 18 i poznałam moją pierwszą wielką miłość, to na sex czekaliśmy 1,5 roku. Wydawało mnie się, że ten czas jest "normą" i tak należy robić, ze jak pójdę z facetem wcześniej do łózka to nie będzie mnie szanował, myślał o mnie poważnie i takie tam.
Tak wyglądał sex nastolatków 15 lat temu. A jak wyglądają kolejne początki życia seksualnego po 30stce? Po serialach w stylu "Sex w wielkim mieście", "Gotowe na wszystko" itp. wydaje się, że nie ma nic złego w tym aby wskoczyć facetowi do łóżka nie tylko po pierwszej randce, ale też uśmiechu z jego strony na jakimś przyjęciu bez podania nawet swojego imienia.
Filmy filmami, ale jak to jest na prawdę? Jak rozpocząć wartościowy związek, nie wydać się "łatwą", ale i nie "oziębłą"? Wiadomo że każdy przypaek jest inny, ale czy jest coś, cokolwiek, co wyznacza kiedy nadchodzi ten czas? czy jak już się decyduje na bliskość to jest to od razu sex, czy też jakieś inne pieszczoty. A może petting itp. to właśnie dla nastoletnich dziewic, a dorośli ludzie jak już się na sex decydują to jest to pełen stosunek bez hamulców? Wydaje mi się, że groteskowa i wkurzająca musi być sytuacja, kiedy dwoje dorosłych ludzi siedzi porzed kominkiem, pije wino, zaczyna się całować, facet napalony na maxa wkłada ręce pod bluzkę, rozpina stanik a tu nagle kobieta mówi, "ja nie mogę, to za wcześnie, nie powinnam, nie teraz". Jak za wcześnie i nie powinna, to chyba trzeba było się nie obcałowywać? Czy sprzeczne sygnały nie działają denerwująco?
Reasumując, jak i co robić na randkach, żeby było dobrze.