Witam 8 miesięcy zginął mój mąż ja zostałam sama z synem bardzo za nim tęsknie każdego dnia myślę o nim i czekam kiedy mnie się przyśni a śni się często moje dziecko jest chyba mądrzejsze ode mnie dużo z nim rozmawiałam wie że tata jest w niebie naszym aniołem i nie musi już rano wstawać do pracy . myślałam że z każdym miesiącem będzie lepiej ale jest gorzej nie chce mi się nic sprzątać,gotować malować kiedyś byłam optymistką teraz wszystko widzę na czarno nie spotykam się z nikim moje wyjście z domu to tylko do szkoły sklep i z powrotem chce znowu być tą dawną dziewczyną ale nie mam pojęcia jak z tego stanu wyjść bo najbardziej cierpi mój syn
2 2008-11-20 21:02:56 Ostatnio edytowany przez Bianca (2009-11-16 10:43:17)
Bardzo trudno przeżyć takie rozstanie z najbliższą osobą, a teraz jeszcze gorzej bo jest "sezon na depresję"- tzn łatwiej wpaść w jej sidła. Proponuję Tobie abyś mimo wszystko zmusiła się do wyjścia z domu, do spotkań ze znajomymi - wiem to bardzo trudne ale trzeba wyjść do ludzi. Samemu nie da się przejść żałoby- trzeba drugiego człowieka, który posłucha, zrozumie i utuli... Znajdź sobie jakieś zajęcia dodatkowe, wychodź na spacery, czy do kina z dzieckiem. Nie warto siedzieć w domu i rozpamiętywać wszystkiego na nowo. Pamięć o Twoim mężu pozostanie głęboko w Twoim i Twojego dziecka sercu. Dobrze też robi (choć nie od razu) wspominanie tych dobrych chwil, które spędziliście razem, opowiadanie o mężu swojemu synkowi. Jeżeli będziesz w domu to niestety będzie coraz gorzej- więc wyjdź z niego jak najprędzej-
Gruba- już to napisałam gdzieś- nigdy nie jest odpowiednia pora na odejście bliskich.Ja co prawda nie byłam w tak młodym wieku jak Ty,gdy zmarł mój mąż ale tak bardzo Go potrzebowałam,bo dzieci się uczyły,bo moja mama była sparaliżowana,bo tyle łatwiej było przeżywać w dwójkę trudy i radości dnia codziennego.I nie będę Ci truła w stylu...... młoda jesteś,ułożysz sobie życie- bo mnie jak coś takiego słyszałam- mało szlag nie trafiał.Ale o jednym pamiętaj- jesli nawet nie widzisz w tej chwili sensu życia dla siebie- to jest sens dla Twojej maleńkiej kruszynki- która ma tylko Ciebie i bezgranicznie Ci ufa.Tęsknotę- a właściwie fizyczny jej ból - odczuwa się właśnie nie bezpośrednio po śmierci- a po jakimś czasie...może właśnie teraz Ciebie to dopadło.Bozia zabierajac nam bliskich ma jakieś swoje plany- i my naprawdę- choćby nie wiem jak bardzo byłybysmy pełne buntu.... nie mamy na to żadnego wpływu.Być może powtarzam się - bo pisałam to w innym wątku .....ale mówi Ci to osoba będąca od ponad 7 lat sama- czas złagodzi i żal i rozgoryczenia.Pozostanie pamięć.Jednak trzeba żyć dalej .Najczęściej zadawanym przeze mnie pytaniem wtedy było....... dlaczego? dlaczego? Pozostało ono bez odpowiedzi.Mnie mąż śni się rzadko- ale w noc poprzedzającą ślub syna- śnił się i mnie i dzieciom.Każdemu inaczej.O jednym jestem przekonana.Nawet tam..... z góry .... ochrania niewidzialnym parasolem Ciebie i synka.Nie pozwoli by stała Wam się jakaś krzywda.Życzę Ci wiele wytrwałości i jak najmniejszego cierpienia.
Jak burza z kont tyle bierze się siły dwa tygodnie temu straciłam męża musiałam i chciałam z nim być w tej strasznej sytuacji musiałam go rozpoznać nie wiem z kont na to wzięłam siły ale zrobiłam to nie wierzyłam w to byłam przy nim na ile mi pozwalali dotykałam jego ubrań gdy tak strasznie cierpiał albo może nie cierpiał może miał szybką śmierć na to muszę poczekać aż oddadzą mi wszystkie papiery jak się sprawa z kończy. Byłam musiałam załatwić tyle spraw z pogrzebem z policją formalności jak to oni mówią, miałam siłę siedziałam do późna cały czas nic nie czując pożegnanie jego było straszne bo wiedziałam że to koniec już go nie zobaczę więcej obojętnie jak wyglądał miałam nadzieje że przyjdzie i da mi znak co ja mam dalej robić w snach ale niema go a miał przyjść i powiedzieć jak do tego doszło że go niema przymnie i msza to było straszne tłum ludzi część dla niego część dla mnie i gapie pokażą czy nie, ten widok mam tylko dla siebie i zabiorę go ze sobą jedyne pytanie jakie zadaje to czy duchy istnieją i czy przyjdzie się pożegnać ale czas mija a jego niema nic niema Mieliśmy takie plany i co i już nic niema dalej jestem twarda dla wszystkich a we mnie wszystko krzyczy co się tam stało że jego niema czy przyjdzie do mnie czy pomnie czy mnie pokieruje i wpuszczanie trumny pytam się siostry czy to już koniec ona że tak a ja tak po prostu koniec i nic więcej tak po prostu a co zemną co dalej chyba właśnie od tygodni wyje i jest mi lepiej choć przez chwile nie nie mogę płakać muszę być twarda tylko poco ?
Mam 25 lat dwoje maluszków i mam mówić że jestem wdową jaką wdową jestem mężatką on jest w pracy wróci za tydzień za dwa choćby żeby się zemną popstrykać zostałam sama z dziećmi i kredytami dam rady nie wiem muszę dopóki będę czekać to dam rady jak już uświadomię sobie to .....................................................................
minęły 3 miesiące i nic dalej nie wiem jak żyć chciałam wyjechać za granice ale dzisiaj to już sama nie wiem ...................mój mąż był przyszedł ale nie do mnie tylko do sąsiadki(jej mąż zginą razem z moim w wypadku) powiedział jej żeby mnie przekonała abym tam nie jechała bo zrobię źle tam nie jest dobrze (w tamtym miejscu) na pytanie czemu nie powiem mi tego on że ja Go nie slysze ..........tylko nasz syn ale on jest za malutki i nie powie mi tego ...........nie mam pojęcia w co wierzyć czy to jest możliwe ..................
chociaż to po śmierci jego to syn mnie uspokajał rozmawiał nigdy nie za pomne jak mój niespełna 3 latek w nocy siadł i powiedział mamusiu tata jest w kosmosie i pływa i to pokazał (udawał że pływa ) rozmawiał zemną do rana mój maluszek szukając słów i rozmawiając jak dorosły ..........nie da się tego opisać pomógł mi maluszek wtedy ..................uspokoił ...........
ale czy to możliwe..................?
Mysle ze czas myslec realnie o tym co jest i bedzie!Mysle ze majac duzo wrazliwosci w sobie mozesz pomagac bardziej zagubionym,ale mozesz liczyc tez na pomoc maja piekna dusze pozdrawiam...
We wrześniu miał zostać moim mężem, niebawem rodzi sie moje i Jego [*] dziecko. Właśnie tego bałam się najbardziej, mówiłam Jemu, że jakby umarł , ze mną stanie się ,to samo tego samego dni... ale nie mogę przecież zabić dziecka, tego malucha, na którego tak czekaliśmy... może On kiedyś będzie szczęśliwy, jednak czy dziecko ,które nigdy nie pozna swojego ojca,który tak się cieszył, czekał, pragnął, może być szczęśliwe.. teraz jak przypomną mi się nasze kłótnie, jak potrafiłam Jego zranić, nienawidzę siebie za to... Wciąż nie mogę uwierzyć, że Jego już nie ma.. zawsze jak się nie widzieliśmy tęskniłam za Nim, teraz wydaje mi się,że jest tam, gdzie nie ma mnie.. ,ale że niebawem zrobi mi niespodziankę i znów przyjedzie z zakupami i powie mam coś dla Ciebie i da mi te czekoladki jeszcze raz... kiedyś słyszałam,że każdy nosi taki krzyż,jaki jest w stanie udzwignąć, boję się ,że pewnego dnia jednak pod ty krzyżem skonam ,że nie dam rady.. te wszystkie wspomnienia, Jego słowa ,to wszystko tak się kręci,już niczego nie jestem pewna.. czekam na wieczór, bo wtedy przychodzi ulga( być może wieczorem jestem już tak zmęczona myśleniem , analizowaniem każdej daty,którą pamiętam) zasypiam, bo chcę żeby mi się przyśnił, jednak gdy wstaję w nocy i uświadamiam sobie,że Jego nie ma , czuję.... to jest okropne uczucie, tak jakby spadało się w przepaść, która nie ma dna... cierpienie ,którego koniec nie istnieje..
boshe..... jak to czytam... tak mi przykro.... łzy mi same lecą.. co za tragedia.... brak mi słów, współczuje tobie i wszystkim tym dziewczynom co tu napisały.... tak bardzo bardzo wam współczuje...
I zaraz minie rok od śmierci mojego męża i jego przyjaciela czy czas leczy rany.....pamiętam wszystko mogę odtworzyć wszystko co się działo minuta po minucie .Już na zawsze mam wryte w pamięć Jak w kamieniu dłutem wyryte ....Co się zmieniło??...Jestem twardsza ,silniejsza,zimniejsza,czy zapominam nie codziennie wszystko wraca choćby na sekundę są chwile kiedy łzy mi lecą nieproszone nie wiadomo z kont są dni kiedy nic mnie nie obchodzi ale wiem jedno codziennie rano po przebudzeniu zakładam maskę szczęśliwej osoby bo tu gdzie jestem nikt nie wie co się zemną dzieje............
Kobiety;dacie rade !musicie zyc dla Waszych dzieci,to One sa wazne,odwagi,modlitwa duzo pomaga.modlcie sie do Ukochanych Wam osob,rozmawiajcie jakbybyli z Wami,to pomaga,jest lzej na sercu.MODLITWA I ROZMOWA czynia cuda,no i pozytywne myslenie,STOP- placz, blokuje nasze relacje z najblizszymi,ktorzy odeszli........ONI czekaja na NAS:-))tam w raju......tam jest cudownie!Drogie kobiety,zajzyjcie sobie opis na google Gloria Polo,czego ona doswiadczyla .....Nasi bliscy odchodza, tylko na chwile...pozdrawiam
Witam,
Do niedawna nie wiedziałam jak to jest stracić bliską osobę, bo miałam ich wszystkich przy sobie.
8 miesięcy temu wyszłam za mąż i to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, myślałam że nic złego mnie nie może spotkać w końcu miałam kochającego męża i rodzinę wokół. Aż do moich urodzin wtedy to widziałam męża po raz ostatni. Pamiętam to z każdym dniem coraz dokładniej już mieliśmy się położyć spać godz.22 a tu telefon, dzwoniła koleżanka z prośbą do mojego męża żeby pojechał z jej mężem po jego brata, który miał wypadek za Warszawą i ma nogę w gipsie, trzeba było go tylko przewieź do Łodzi do domu. I wyjechali, mąż mnie zapewniał że zanim się obudzę on już będzie, pamiętam że pocałował mnie w czoło, powiedział że mnie Kocha i pojechali. Rano dzwonek do drzwi, ja z nadzieją w sercu otwieram bo myślałam że to on a tu dwoje policjantów, wypytywali kiedy mąż wyjechał z kim pojechał i później przekazali mi wiadomość która zrujnowała całe moje życie. Powiedzieli że był wypadek i wszyscy trzej nie żyją, zginęli na miejscu nie mieli szans z tirem. Z nie wyjaśnionych przyczyn ich samochód zjechał na przeciwległy pas ruchu. Nie potrafię dalej żyć bez niego i codziennie się Boga pytam dlaczego, dlaczego zabrał osobę która była moim wsparciem, moją iskierką oświetlającą moją duszę, moim małym prywatnym cudem. Ja już nawet tego co robię nie mogę nazwać życiem, to raczej marna egzystencja i próba odpychania od siebie tej wiadomości. Ja codziennie chodzę na cmentarz i nie wiem co ja tam robię przecież to nie możliwe że Bóg w jednej chwili dał mi takie szczęście a w następnej je odbiera, to nie może być prawda że mój ukochany nie żyje. Codziennie siedząc w domu mam nadzieje, że on zaraz wejdzie i powie że jest cały i zdrowy, że mnie przytuli i powie jak bardzo mnie Kocha, ciągle mam w sercu tą nadzieję. Jak powiedziała moja Pani psycholog ja żyje w innym świecie do którego takie wiadomości nie mają wstępu, i myślę że bez chemii nie dałoby się tego wytrzymać.
Niektóre kobiety dopiero po stracie męża spostrzegają jaki cud mieli na wyciągnięcie ręki i go stracili, ja wiedziałam co mam i też Go straciłam.
Wszyscy mówią, że jestem młoda i całe życie przede mną, a ja powtarzam że moje życie się skończyło wraz z jego ostatnim tchnieniem.
Dużo bólu, bo ktoś wyszarpał wam część Was, ból ...
bół musi przez przepłynąć jak rzeka, wyczerpuje, stres niszczy sen, zabiera chęć życia ... Polecam psychologa, lekarza , homeopatie z koenzymem, magnes, dziurawiec, cokolwiek zawalczcie abyscie nie były słabe fizycznie, ból psychiczny spala ciało...
potem będzie smutek, a potem nagle zobaczycie coś pięknego co zachwyci zbolałe serce, może to będzie wiosna...
Cierpienie uszlachetnia, jak stal hartuje się w ogniu, tak nasze serca wystawiane są na próbę aby mogły głębiej odbierać świat, aby życie potem było bogatsze...
Witam,
Do niedawna nie wiedziałam jak to jest stracić bliską osobę, bo miałam ich wszystkich przy sobie.
8 miesięcy temu wyszłam za mąż i to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, myślałam że nic złego mnie nie może spotkać w końcu miałam kochającego męża i rodzinę wokół. Aż do moich urodzin wtedy to widziałam męża po raz ostatni. Pamiętam to z każdym dniem coraz dokładniej już mieliśmy się położyć spać godz.22 a tu telefon, dzwoniła koleżanka z prośbą do mojego męża żeby pojechał z jej mężem po jego brata, który miał wypadek za Warszawą i ma nogę w gipsie, trzeba było go tylko przewieź do Łodzi do domu. ...
Łączę się z Tobą w bólu...choć się nie znamy...nawet nie wiesz jak bardzo mi przykro, że i Ciebie to dotknęło...
Wciąż i wciąż zadaję sobie pytanie-dlaczego....dlaczego oni!!!!
Jechali po mojego męża.
Byli już tak blisko domu...
Nie wierzyłam i nadal nie wierzę. Byłam tam tuż po wypadku, działałam jak w transie. Wszystko zrobiłam co należało zrobić, ale nie wierzę. Czekam na niego...nic się nie zmieniło. Jego rzeczy są tak jak były. Nie wierzę w to wszystko. To jakaś koszmarna pomyłka. Czekam na niego, bo on wróci. Dzieci też na niego czekają.
Nie pokazał mi wszystkich tych rzeczy, które chciał. Zawsze czymś zaskakiwał. Mówił, że ma w zanadżu coś jeszcze. Był taki ciekawy świata, ludzi... Chciał jeszcze zobaczyć tyle miejsc...
Jestem wściekła, za chwilę przychodzi opamiętanie, bo przecież On nie chciał umierać. Nie chciał nas zostawić. Oni trzej nie chcieli tego!
A teraz- Jemu już wszystko jedno-a mnie to boli. Jeden wielki ból we mnie.
Pół mnie umarło....
Jest coraz gorzej...to nie prawda, że czas leczy rany, ten, kto tego nie doświadczył-nie zrozumie nigdy. Nie jest w stanie wyobrazić sobie tego bólu, który rozrywa od środka.....
Po co to wszystko...........................??????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
Witam
Ja straciłam mojego męża dwa tygodnie temu. Poszedł do kuchni i sie przewrócił byłam wtedy w sypialni myślałam ze coś znów rozbił gdy go zobaczyłam myślałam ze żartuje robił mi takie numery wcześniej miał takie dziwne poczucie humoru jednak kiedy go obróciłam wpadłam w panikę numer 112 był zajęty na 999 pan instruował mnie jak go reanimować robiłam tak przez 8 minut ciągle myślę czy robiłam to dobrze a może to moja wina wtedy dojechało pogotowie mówili niech się pani nie martwi odratujemy go 40 minut później stwierdzili zgon miał 29 lat tego dnia planowaliśmy wyjazd na wakacje i próbę zajścia w ciąże śmialiśmy sie że najwyszy czas mamy juz wszystko tylko dziecka brak a on tak bardzo jego chciał. Mieliśmy firmę teraz jestem na relanium i inovane bo nie potrafie bez niego spać nie czuli urzędnicy każą mi robic remanenty i inne formalności. Wykonuje wszystko mechanicznie bo mu obiecałam ze nie wyjadę ze będę prowadzić firmę po chorobie naszego kolegi kazał mi to przyżec ale coraz czesciej pytam sie po co dla kogo . on był jest miłością mojego życia nie potrafię bez niego podjąć żadnej decyzji gdybym tylko wiedziała ze isnieje coś poza tym swiatem to bym się nie zawahała tylko bym była z nim. co jest najstraszniejsze do mnie to nie dociera ja ciągle myślę ze wyjechał zaraz wróci przytuli mnie powie kocham cie maluszku, ja tego nie rozumie chłopak był zdrowy silny wysoki 196 ja mam169 w jego ramionach czułam sie bezpiecznie ze nic przy nim mi nie grozi nic nas nie rozdzieli a jednak nic mu nie dolegało i tak nagle koniec.co noc czekam żeby mi sie przyśni a wtedy na pewno do niego dołączę gdy byliśmy go zobaczyć ostatni raz przed kremacja jego tata musiał mnie z niego ściągać siłą ja nie potrafię bez niego żyć leki które mi podają powodują ze wstaje z łózka ale co noc modle się by się nie obudzić.
15 2010-06-06 23:34:50 Ostatnio edytowany przez gosiah (2010-06-23 23:31:33)
21.05.2010 o 20:45 skończyło sie moje życie moja bajka a zaczeła sie egzystencja im dłużej go nie ma tym mam mniej sił ja tego nie wytrzymam
serce mi się kroi, gdy to czytam.
Mój narzeczony miał raka złośliwego, teraz jest w porządku, ale czasami się boję, że coś się stanie, że któregoś dnia przyjdzie i powie mi, że ma przerzuty... Może nie powinnam tak myśleć, ale się boję.
Nie bój się to nic nie zmieni co ma być to będzie, tylko żyjcie dniem dzisiejszym nie odkładajcie spraw na później nie planujcie tylko działajcie spontanicznie bo jutro może nie nadejść
Dużo bólu, bo ktoś wyszarpał wam część Was, ból ...
bół musi przez przepłynąć jak rzeka, wyczerpuje, stres niszczy sen, zabiera chęć życia ... Polecam psychologa, lekarza , homeopatie z koenzymem, magnes, dziurawiec, cokolwiek zawalczcie abyscie nie były słabe fizycznie, ból psychiczny spala ciało...potem będzie smutek, a potem nagle zobaczycie coś pięknego co zachwyci zbolałe serce, może to będzie wiosna...
Cierpienie uszlachetnia, jak stal hartuje się w ogniu, tak nasze serca wystawiane są na próbę aby mogły głębiej odbierać świat, aby życie potem było bogatsze...
Kobieto ty chyba nie wiesz co mówisz cierpienie uszlachetnia by lepiej poznawać świat chyba nigdy nie poznałaś co to kochać co ta druga osoba dla ciebie znaczy a jej brak to koniec. To oni pokazywali nam świat z innej perspektywy wówczas potrafiliśmy lepiej zrozumieć wiele rzeczy które z pierwszej obserwacji by nas nie zachwyciły lecz oni potrafili to zmienić wówczas świat był wart poznania .Czy ty w ogóle czytasz to co my przechodzimy. My nie chcemy poznawać świata bez swych mężów narzeczonych bo to oni byli są i będą naszym światem. Wiec nastepnym razem zanim coś napiszesz to sie zastanów czy to ma sens. My mamy być silne nasze ciała moją funkcjonować to odpowiedz mi jak mam to zrobić pić dziurawiec żarty sobie stroisz.
Wlasnie znalazlam to forum Jak wiekszosc z Was walcze ze swoim zyciem po smierci swojego meza. Moj Maz nie zyje8 miesiecy,. Przez pierwsze pol roku jakos sobie radzilam. Od paru tygodni jest ze mna bardzo kiepsko. Odsunelam sie od znajomych, w zasadzie ze wszystkimi sie kloce, nie umiem znalezc swojego miejsca w szeregu. Mam male dziecko, Ona chyba wszystko przechodzi duzo lepiej niz ja. Nie radze sobie z emocjami, wspomieniami i widkiem martwego meza w naszym lozku. Szukam pracy, ktorej tez nie moge znalezc. Jest ciezko....
Witaj
Z tego co mówią lekarze ja jestem, w ciąż w fazie szoku. Ty moim zdanie zaczynasz mieć depresje a o na nie jet dobra dla ciebie a szczególnie twojego dziecka dlatego moja rada jest idź do psychiatry nie psychologa on ci nie pomoże a tylko zdenerwuje powinien przepisać ci antydepresanty które pomogą wyjść z domu i uspokoją emocje. Niestety nie mogę ci potwierdzić czy one naprawdę działają. Ja zażywam relanium i ono mi pomoga antydepresanty to niby następna faza. Chodź szczerze ja mogła bym żyć na relanium już do końca życia bo wyłączą moje uczucia całkowicie ,niestety także uzależnia wiec niedługo zmienią mi je .Depresji nie zwalczysz sama zwróć się o pomoc bo tylko to nam zostało powodzenia
La Que Sabe napisał/a:Dużo bólu, bo ktoś wyszarpał wam część Was, ból ...
bół musi przez przepłynąć jak rzeka, wyczerpuje, stres niszczy sen, zabiera chęć życia ... Polecam psychologa, lekarza , homeopatie z koenzymem, magnes, dziurawiec, cokolwiek zawalczcie abyscie nie były słabe fizycznie, ból psychiczny spala ciało...potem będzie smutek, a potem nagle zobaczycie coś pięknego co zachwyci zbolałe serce, może to będzie wiosna...
Cierpienie uszlachetnia, jak stal hartuje się w ogniu, tak nasze serca wystawiane są na próbę aby mogły głębiej odbierać świat, aby życie potem było bogatsze...
Kobieto ty chyba nie wiesz co mówisz cierpienie uszlachetnia by lepiej poznawać świat chyba nigdy nie poznałaś co to kochać co ta druga osoba dla ciebie znaczy a jej brak to koniec. To oni pokazywali nam świat z innej perspektywy wówczas potrafiliśmy lepiej zrozumieć wiele rzeczy które z pierwszej obserwacji by nas nie zachwyciły lecz oni potrafili to zmienić wówczas świat był wart poznania .Czy ty w ogóle czytasz to co my przechodzimy. My nie chcemy poznawać świata bez swych mężów narzeczonych bo to oni byli są i będą naszym światem. Wiec nastepnym razem zanim coś napiszesz to sie zastanów czy to ma sens. My mamy być silne nasze ciała moją funkcjonować to odpowiedz mi jak mam to zrobić pić dziurawiec żarty sobie stroisz.
Kobieto Ty nie wiesz chyba co mowisz. Potwierdzam to w calym tego znaczeniu.! Masz racje stu procentowa , jestem z Toba - przezywam to samo . Zycie stracilo sens - bez ukochanej osoby ! To jest wegetacjan , nie zycie ! Zadne uroki tego swiata , niesa w stanie zastapic ukochanej osoby. Rzeczy materialne - to marnosc nad marnosciami . Jestem gotowa , zeby byc z moim Mezem w epoce KAMIENIA LUPANEGO ! Dziekuje za Twoj komentarz !
Pierwszy raz jestem na Forum.szukam pomocy mój Mąż nie zyje 3 miesiace a ze mną jest coraz gorzej Czuję sie bardzo samotna każdy ma swoje sprawy a ja? Mam dorosłe dzieci rodzine znajomych ale oni chyba uwazają ze sobie radzę załatwiam te sprawy które musze chodze do pracy... ale gdy wracam do domu pustka.........nie wiem co ze soba zrobić dużo czytam na temat radzenia sobie w takiej sytuacji zachowuję sie jak kazda co przezyła śmierć męża ale jak żyć?
Jest mi tak bardzo przykro, strata bliskiej osoby to "piekło na ziemi" . Pisałaś, że masz dzieci, może z nimi porozmawiaj- że jest ci ciężko i potrzebujesz ich wsparcia. A jeśli z jakiś względów nie jest to dobry pomysł- to może psycholog...masz też nas, pisz jeśli to pomaga. Wirtualnie przytulam.
dzięki za odpowiedz z dziecmi mielismy problemy ale to osobna historia tak jak kazdy one maja swoje zycie i kazdy zachowuje sie jakby nie rozumiał co ja naprawde czuje ja myslę że dopóki ktos czegoś nie przezyje nie jest w stanie zrozumiec drugiej osoby ja tez nie wiedziałam co to znaczy stracić tak kochana najblizszą osobę nie wiedziałam co to znaczy
Mój mąż zginął w wypadku w pracy.Jak się okazało nie ze swojej winy ,ale z winy pracodawcy .Gdy odjeżdżał do pracy, a pracował z dala od domu i przyjeżdżał raz na dwa tygodnie nie wiedziałam że widzę go ostatni raz. Różnie między nami bywało, ale teraz dopiero zobaczyłam jak mi go bardzo brakuje.1,5 roku minęło jak go straciłam ale coraz bardziej mi go brak.Czuję się taka samotna, myślę że moje życie się już skończyło choć mam 47 lat i dorosłe dzieci.Nie ma żadnej porady na to jak sobie poradzić ze śmiercią ukochanej osoby, bo każdy musi to przeżyć na swój sposób.Żadne pocieszenia innych osób nie pomogą w takiej tragedii, a dzieci wiadomo,mają swoje sprawy , swoje koleżanki a zresztą ja z nimi nie mogłabym tak porozmawiać. Owszem pocieszają mnie , rozmawiają ze mną ale to nigdy nie zastąpi moich rozmów z mężem, żartów w ogóle wszystkiego.Straszne być wdową.
Mój mąż zmarł nagle wyszedł do pracy i już się nie zobaczyliśmy nie zdawałam sobie sprawy że będzie tak ciężko nie mogę znależć sobie miejsca nie pasuję do poukładanego życia rodziny znajomych zresztą oni chyba zapomnieli że ja zyję wydaje mi się że boja się ze mną rozmawiać że jednak mnie nie rozumieja dlatego szukam wsparcia wśród osób które przeżyły stratę bliskiej osoby
łzy mi płyną
wiem jak się czujesz samotna, niezrozumiana i nieszczęśliwa
tu pomoże tylko czas i wiara, że będzie lepiej
ja straciłam córeczkę
i też nie umiałam pogodzić się ze światem
ale ktoś mądry kiedyś mi powiedział, że żałoba musi trwać 12 miesięcy, cztery pory roku
przejdzie cały cykl i dopiero wtedy człowiek jest w stanie popatrzeć inaczej na świat
jestem myślami z Tobą
trzymaj się mocno!
Dziękuję za odrobinę otuchy
To był najgorszy wekend od śmierci męża Załamałam sie, coraz bardziej go brak kiedy wszyscy wrócili do normalnego zycia Nic mi sie nie chce myślałam nawet żeby wziąć zwolnienie w pracy Tam też nie potrafię pracować tak jak kiedyś i boję sie że nie będzie współczucia
Zastanawiam się czy ja jestem dziwna i niedostępna czy wszyscy wokół są inni?
A może wyczuwając nieszczerość nie potrafię sie zwierzyć ,otworzyć?
Zawsze uważałam że jeśli kogoś jakiś problem nie dotknie nie jest w stanie zrozumieć drugiej osoby.
Też płakałam jak czytałam zwierzenia innych Wszyscy przezywamy to samo a jest tak ciężko
Poruszyła mnie wiadomość o śmierci dziecka. Już kiedyś myslałam że to jest chyba najgorsze przeżycie.
Czy wierzycie że nasi bliscy zmarli czuwają nad nami daja jakieś znaki?
Pozdrawiam
łzy mi płyną
wiem jak się czujesz samotna, niezrozumiana i nieszczęśliwa
tu pomoże tylko czas i wiara, że będzie lepiejja straciłam córeczkę
i też nie umiałam pogodzić się ze światem
ale ktoś mądry kiedyś mi powiedział, że żałoba musi trwać 12 miesięcy, cztery pory roku
przejdzie cały cykl i dopiero wtedy człowiek jest w stanie popatrzeć inaczej na światjestem myślami z Tobą
trzymaj się mocno!
To jest prawda. U mnie powoli dobiega rok bez meza.... minely juz cztery pory roku i inaczej patrze na sprawy, na zycie... choc bylo momentami ciezko, i wciaz jeszcze zal i smutek sie tli... to juz wszystko jest inne... zycie zaczyna nabierac kolorow, ale jeszcze nie jeskrawych....
Straciłam tate gdy miałam 10 lat ... to nie to samo , ale wiem po mojej mamie ... nie radziła sobie z tym wszystkim , była nerwowa... nie rozmawiała ze mna , chodziła do pracy byłam przewaznie sama w domu .... wiec moge tylko poradzić CI abys nie popełniała tego błedu co ona, otwieraj sie na innych ludzi , nie zamykaj sie w sobie , rozmawiaj i kochaj swojego synka , bo przeciez teraz Ty musisz dac mu podwójna miłosc... taka prawada...niewazne sa nowe zabawki dla dziecka , wazna jest Twoja miłosc... ono musi widziec na Twojej twarzy usmiech , ja nie widziałam , wiecznie tylko były problemy, teraz jak mam jakis problem tak strasznie rece mi sie telepia... mam 19 lat a co bedzie kiedys...wiec pamietaj masz dla kogo teraz zyc! masz dziecko, popatrz na nie i szukaj podobizny swojego kochanego meza w swoim dziecku... od razu bedzie lepiej .... to nie jest prawda ze czas leczy z rany .... my sami musimy sie z tym pogodzic ... jedni potrzebuja miesiac inni tak jak ja 9 lat... powodzenia
Do MILEN09- Rozumiem Cie doskonale jestem w tym dole juz osmy miesiac . Pustka totalna pustka . Niemoc - wskazowki zegara sie zatrzymaly . Nikkt i nic nie jest w stanie zastapic ukochanej osoby . Ty chociaz pracujesz , ja jestem na emeryturze . Pozdrawiam Cie
łączę się z wami w bólu łzy staja mi w oczach kiedy to czytam.To nie prawda ze czas leczy rany,on tylko przyzwyczaja do bólu. . .uczy jak żyć bez ukochanej osoby.Wasi bliscy poszli na tamten świat poszli do Boga i tam na was czekają.Niektóre z was pewnie myślą Boga niema bo który BÓG pozwala na odejście tak dobrego człowieka.Na to pytanie nie znamy odpowiedzi możemy tylko wierzyć że tam po 2 stronie tez jest życie lepszy świat bez bólu i łez każdy z nas tam kiedyś pójdzie życie na ziemi się zaczyna i z czasem się kończy lecz my nie umiemy się z tym pogodzić i nigdy nie będziemy umieć.A pustka która w was pozostała nie da się niczym wypełnić.Teraz osoby które tak kochaliście są w waszych sercach a stamtąd już nikt wam ich nie zabierze.
u mnie dobiega rok bez mojego meza, ale czuje Go wiecznie przy sobie, jak sie usmiecha jak jest. Czuje go tak przejzyscie jak nigdy dotad, trwa to jakies ostatnie 2-3 tygodnie. Czuje go w pokoju, kuchni... wszedzie....Boze jak to pomaga. Moja corka sie smieje, tanczy, spiewa, wspomina Tate i zawsze sie smieje jaki byl zabawny... czasem poplacze sobie w samotnosc... tak bardzo sie ciesze, ze wreszcie Go czuje obok siebie..... Niedlugo bedzie rok bez Niego... Ale Jego milosc czuje caly czas....
Wcześniej niektóre osoby co przezyły tą tragedię ostrzegały mnie że im dalej tym będzie gorzej. Nie docierało to chyba jednak do mnie.Wierzę w Boga ale w tej chwili mam straszny chaos w głowie. Zadaję pytanie dlaczego on odszedł, dlaczego znowu ja cierpię? Czy własnie mogę sie z nim jak najszybciej spotkać?
Życie nas nie oszczędzało mieliśmy trochę problemów, myślałam że co najgorsze już przezyłam.
Ale śmierć ukochanej osoby z którą spędzaliśmy każdą chwilę dobrą i ta złą to chyba najgorsze co mogło nas spotkać.
Chodzę jeszcze do pracy ale nie wiem jak długo dam radę.Przychodzę do pustego domu i siedzę bezczynnie i myślę.
Zmuszam się żeby wykonać proste czynności, gdybym nie pracowała podejrzewam że nic bym nie robiła nawet jedzenia.
Najbardziej przykra dla mnie jest ta samotnośc,wszyscy "bliscy" po udzieleniu pierwszej pomocy poprostu zniknęli w swoim zabieganym życiu. Nie życze im, żeby musieli się zatrzymać tak jak my.
Do MILEN09: jak dlugo Twoj maz nie zyje?.
Powiem Ci tak im dalej w las tym wiecej drzew, ale spojrz na wiele rzeczy inaczej, masz wspomienia, wspaniale ze swoim mezem, Bog dal Wam wspanialy czas... i to sie liczy!!!
A co do znajomych... wiesz co.. ja zrobilam taki porzadek wsrod nich, ze zostaly mi wspaniale dwie kolezanki ktore maja swoje rodziny i wiecej nikogo nie szukam. Mnie znajomi tylko dobijali psyczicznie, z tekstami typu: teraz musisz dbac o siebie, teraz musisz to, teraz musisz tamto... a ja wiedzialam, ze nic nie musze... daj sobie na spocznij!... to pomaga naprawde. Masz ochote na lody to je zjedz, masz ochote ryczec to rycz.... rob to na co masz ochote, porozpieszczaj sie troche... zobaczysz naprawde da sie zyc ze smiercia ukochanej osoby, choc pustki zastapic sie nie da. Ja wynalazlam w sobie takie cos, ze gadam do swojego meza tak jak by siedzial kolo mnie, tak jak by byl... i od niedawna naprawde czuje ze jest... ze patrzy na mnie, usmiecha sie... ze mi pomaga... ROZMAWIAJ Z NIM.. mow jak bardzo Go kochasz, jak tesknisz... mow, sluchaj siebie, pisz pamietnik, zapisuj wspolne wspomienia.... mi to bardzo pomagalo. Powodzenia.
Ja straciłam niedawno młodszego brata. Sama już nie wiem co mam robić... A najgorzej jest z mama. zaczynam sie zastanawiać czy nie iść z nią do psychiatry lub psychologa bo ja już nie mam siły, mama nie ma siły a ja nie mam do niej siły.. :(
Kilka dni temu minęło pół roku od śmierci mojego męża....
Jakoś sobie radzę...pracuję, zajmuję się dziećmi i domem.
I miesiąc był dla mnie szokiem-żyłam jak w jakimś śnie, robiłam wszystko z automatu, nie wierzyłam w to wszystko. Okoliczności sprawiły, że to na mnie spoczywało zorganizowanie pochówków, adrenalina musiała mnie chyba trzymać. Tak sobie to dziś tłumaczę. Z dnia pogrzebu nie pamietam wielu rzeczy... . Nie wiem co wtedy się działo. Każdy mi powtarzał "Czas leczy rany".
II miesiąc-zaczynałam sobie uświadamiać stratę, dzieci (szczególnie starsza córka) zaczęły wspominać tatę-cóka za Nim bardzo tęskni i płacze. Prosi, aby pochować wszystkie zdjęcia na których jest, bo patrząc na nie jest jej przykro. Przy dzieciach muszę udawać twardą i nie uronić ani łzy, choć bardzo ciężko mi na sercu. Korzystam z pomocy psychologa, ale czuje, że mi nie pomaga. Pomagają natomiast nasi przyjaciele. Czuję, że są obok mnie. Jednocześnie uciekam przed spojrzeniami sąsiadów i ludzi, którzy na mnie tak dziwnie patrzą. Mam wrażenie, że za moimi plecami mówią "o, to ta młoda wdowa. została sama z dwójką dzieci". Nie, nie czuję się młodo, czuję się staro. Mimo to, na pytanie o stan cywilny przez gardło nie może mi przejść słowo WDOWA. Mam dopiero 34 lata. Kłamali-czas nie leczy ran.
III miesiąc-w końcu do mnie dotarło, że to jednak prawda....powoli zaczęłam rozdawać Jego rzeczy przyjaciołom, część powyrzucałam, ale w dalszym ciągu większość Jego garderoby jest w szafie, bielizna w szufladzie, ubrania na półkach. Złożyłam nasze łóżko-nie mogłam na nim spać (zbyt wiele wspomnień). Zmieniłam ustawienie mebli w mieszkaniu. Trochę pomogło. Dochodzę do wniosku, że Bóg nie istnieje. Nie mam żadnych znaków, nic co pomogłoby mi uwierzyć, że jest coś ponad, poza tym co tu i teraz. Mąż czasem mi się śni, ale bardzo rzadko. Nie rozmawia we śnie ze mną, choć pytam dlaczego mnie zostawił...? On odwraca się i bez słowa odchodzi.
Z kazdym dniem ta rana się pogłębia, bardziej boli. Jednak kłamali.
IV miesiąc-staram się nie myśleć, nie przypominać sobie "tego" dnia, ani innych szczegółów z naszego życia "przed". Praca i przebywanie między ludźmi pomaga mi w tym bardzo. Dużo się dzieje. Boli trochę mniej.
V miesiąc-raz w górę, raz w dół. Czuję sie jak na huśtawce.
VI miesiąc-wyjeżdżam z dziećmi na wakacje, daję sobie trochę luzu. Są dni, kiedy niewiadomo skąd pojawiają się łzy i te natrętne myśli, że jednak nie dam rady. Że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Ubolewam nad losem moich dzieci, które zostały nieodwołalnie skazane na bycie półsierotami. Mam świadomość, że nie jestem w stanie zastąpić im ojca. Sama wychowana w pełnej rodzinie, w której ojciec był i jest autorytetem nie jestem w stanie się z tym pogodzić. Proszę Go o siłę, aby wychować Je na dobrych ludzi.
VII miesiąc...zobaczymy jak będzie. Boję się tej jesieni i zimy. Boję się tych zimnych, samotnych, ciemnych wieczorów i nocy.
Muszę być silna dla dzieci.
Na jednym z grobów przeczytałam epitafium "Zrozumie, kto stracił". Tylko, i aż tyle-nic więcej tłumaczyć nie trzeba.
Trzymajmy się dziewczyny! Mimo wszystko!
Ja straciłam niedawno młodszego brata. Sama już nie wiem co mam robić... A najgorzej jest z mama. zaczynam sie zastanawiać czy nie iść z nią do psychiatry lub psychologa bo ja już nie mam siły, mama nie ma siły a ja nie mam do niej siły.. :(
Strata dziecka jest największą tragedią jaka może spotkać rodzica. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego bólu i nawet nie chcę.
Twoja Mama musi skorzystać z pomocy psychologa, a jeśli to nie to psychiatry. Przekonaj ją do wizyty. Straciła syna, ale ma przecież Ciebie. Nie może Cię zostawić samej sobie... A przede wszystkim bądź z nią. Przytul, nie musisz nic mówić, po prostu okazuj jej swoją obecność.
DrugaJa,
dziekuje za dobre slowo! :) tylko ze widzisz ja nie chce narzekac ale mnie tez jest ciezko znalezc sily. czuje sie tak POTWORNIE samolubna ale to jest taki ciezar podwojny a nawet potrojny: po pierwsze teraz mama ma tylko mnie, po drugie jest bardzo zrozpaczona strata, po trzecie ja tez jestem przygnebiona strata bo ja tez stracilam ja wiem ze mama ma GORZEJ ale ja tez mam zle :( i jescze mamie zostalo tylko jedno dziecko a ze moj ojciec pil albo i z innych powodow ja latwo lapie doly i czasem nie moglam sie pozbierac jak sie nic nie dzialo a co dopiero teraz :(!!
naprawde nie chce narzekc i chce ja wspierac ale to jest tak jak w samolocie: najpier zaloz dziecku maske tlenowa w razie katastrofy a potem sobie! wiec ja tak mysle ze ja pojde do psychologa najpierw i potem mame zaciagne bo ona to jest apatayczna ze ie wie co sie do niej mowi. ale mama jest emerytka i nie musi z domu wychodzic, ja musz e do pracy i wiem jak to okropnie brzmi ale to mnie ratuje bo mama teraz ze mna mieszka i tak bardzo jak ja chce ja wspierac to bym nie wydolila caly dzien byc przy niej bo ten nasz bol to by sie nie zrobil podwojny jak bysmy razem siedzialy tylko raczej do kwadratu :(:(
sorry ze ja tu tak wam jecze na tym forum ale kurcze juz mam dosc.
Tak się żle czułam że nawet tu nie potrafiłam zajrzeć trzy dni."Cieszę się" że chociaż tu ktoś mnie wysłucha.Wiem że nie jestem sama.Mój mąż zmarł 13 maja więc minęły już prawie cztery miesiące.
Próbuję żyć, walczę ze sobą żeby chodzić do pracy chociaż nie jestem w stanie wypełniać swoich obowiązków tak jak kiedyś.Pamiętnik zaczęłam pisać zaraz po pogrzebie.
Mówi sie że nie powinno się płakać bo jest im ciężko, ale zawsze kiedy jest mi bardzo żle przyśni mi sieęa wtedy mam wrażenie że jest ze mną.Ja nie potrafię jeszcze zrobić "porządku" z jego rzeczami.Nawet jego buty stoją tak jak je zostawił. Myślę o remoncie tak jak planowaliśmy o zrobieniu czegokolwiek ale chyba jeszcze nie potrafie.
Umieściłam na pomniku epitafium" Odszedłeś cicho i bez pożegnania jak ten co nie chce swym odejściem smucić jak ten co wierzy w chwili rozstania że niebawem..wróci".
Wdzięczna jestem że ktoś jest ze mną. Pozdrawiam Was wszystkie.
42 2010-09-10 21:06:40 Ostatnio edytowany przez Andia74 (2010-09-10 21:14:04)
Tak się żle czułam że nawet tu nie potrafiłam zajrzeć trzy dni."Cieszę się" że chociaż tu ktoś mnie wysłucha.Wiem że nie jestem sama.Mój mąż zmarł 13 maja więc minęły już prawie cztery miesiące.
Próbuję żyć, walczę ze sobą żeby chodzić do pracy chociaż nie jestem w stanie wypełniać swoich obowiązków tak jak kiedyś.Pamiętnik zaczęłam pisać zaraz po pogrzebie.
Mówi sie że nie powinno się płakać bo jest im ciężko, ale zawsze kiedy jest mi bardzo żle przyśni mi sieęa wtedy mam wrażenie że jest ze mną.Ja nie potrafię jeszcze zrobić "porządku" z jego rzeczami.Nawet jego buty stoją tak jak je zostawił. Myślę o remoncie tak jak planowaliśmy o zrobieniu czegokolwiek ale chyba jeszcze nie potrafie.
Umieściłam na pomniku epitafium" Odszedłeś cicho i bez pożegnania jak ten co nie chce swym odejściem smucić jak ten co wierzy w chwili rozstania że niebawem..wróci".
Wdzięczna jestem że ktoś jest ze mną. Pozdrawiam Was wszystkie.
dla mnie najgorsze bylo 6-9 miesiecy po Jego smierci... ale potem juz tylko bylo psychicznie lepiej ze mna. Ja szybko zrobilam porzadek z rzeczami meza, ale ja do tych naleze, dzisiaj sie z tego ciesze, bo gdyby to zostalo na pozniej to bym wciaz chodzila przytlumiona. Przestawilam meble, pozmienialam wiele rzeczy. Zmienilam swoj kolor wlosow, fryzure, odchudzilam sie o 10kg, tak aby sie podobac samej sobie, aby nie patrzec w lustro i widziec ciagle te sama smutna, zaplakana siebie. Staram sie cieszyc zyciem, bo przeciez tak szybko mozna je stracic. Zobaczysz, jeszcze jestes na poczatku drogi, ale to sie zmieni. Naprawde. Nie jest dobrze, i juz nigdy nie bedzie, ale zmniejsza sie bol, ucicha rozpacz, wszystko sie zmieni i bedzie bardziej poukladane w sercu. Ale pustka... ona zostaje... chyba na zawsze.... .
Życie w ogóle jest okrutne a jeszcze nas tak doświadczyło. Mam dla kogo żyć jest przede wszystkim wnusia jeden roczek ale zawsze wtedy myślę że on nie doczekał nawet jej roczku. I tu chyba przeznaczenie udało mi sie zrobić jedno jedyno zdjęcie pamiątka dla niej na całe życie tak chciał żeby wziąc ją za rączkę i kupić jej co będzie chciała widać było że jest za dziadkiem
Jest córka która mieszka daleko i bardzo mi jej brakuje i syn ale to jest mężczyzna który nie zawsze mówi to co czuje a chyba też brakuje mu ojca mógł zawsze na niego liczyć czasami zapominam co czują po jego stracie dzieci
Życie w ogóle jest okrutne a jeszcze nas tak doświadczyło. Mam dla kogo żyć jest przede wszystkim wnusia jeden roczek ale zawsze wtedy myślę że on nie doczekał nawet jej roczku. I tu chyba przeznaczenie udało mi sie zrobić jedno jedyno zdjęcie pamiątka dla niej na całe życie tak chciał żeby wziąc ją za rączkę i kupić jej co będzie chciała widać było że jest za dziadkiem
Jest córka która mieszka daleko i bardzo mi jej brakuje i syn ale to jest mężczyzna który nie zawsze mówi to co czuje a chyba też brakuje mu ojca mógł zawsze na niego liczyć czasami zapominam co czują po jego stracie dzieci
Ja zostalam z malenkim jeszcze dzieckiem, corka ma 6 lat, wiec ja tez mam dla kogo zyc. Codziennie rozmawiamy o tacie jaki byl wesoly, jak gotowal, jak bawilismy sie razem. Mysle, ze Ona tak do konca Go pamietac nie bedzie, moze jak za mgla, ale pamiec w jej serduszku postaram sie pielegnowac. Powodzenia zycze! Naprawde i szczerze!!
Andia74
Wiem że jest ci ciężej masz małe dziecko którym musisz się zająć mimo że jest ci żle
ja znowu przepłakałam cały wieczór moja teściowa która straciła również wcześniej męża a teraz syna dzisiaj widząc że coś jest ze mną nie tak zapytała czy mam jakiś problem powiedziałam że sobie nie radzę psychicznie ale nie potrafiła ze mną porozmawiać chociaż przeżyła to samo ja chyba zwariuję boję się chyba będę musiała skorzystać z fachowej pomocy a tak nie chciałabym brać leków
46 2010-09-12 01:07:07 Ostatnio edytowany przez Wika (2010-09-12 15:08:33)
Bardzo Wam współczuje Nie ma na świecie słów, które mogą wyrazić jak wielki jest ludzki żal w obliczu odejścia bliskich nam osób...
Andia74
Wiem że jest ci ciężej masz małe dziecko którym musisz się zająć mimo że jest ci żle
ja znowu przepłakałam cały wieczór moja teściowa która straciła również wcześniej męża a teraz syna dzisiaj widząc że coś jest ze mną nie tak zapytała czy mam jakiś problem powiedziałam że sobie nie radzę psychicznie ale nie potrafiła ze mną porozmawiać chociaż przeżyła to samo ja chyba zwariuję boję się chyba będę musiała skorzystać z fachowej pomocy a tak nie chciałabym brać leków
Kochana, mi juz nie jest ciezko... ja sie bardzo ciesze, ze Bog dal mi na drodze wspanialego czlowieka z ktorym przezylam 12 najcudowniejszych, najwazniejszych lat z mojego zycia. Dal mi dziecko z tego zwiazku.... o coz bym mogla prosic wiecej....
Ja w zyciu swoje przezylam, styracilam dom w huraganie stracilismy wszystko co mielismy, moj maz 7 lat temu przezyl tragiczny wypadek samochodowy po ktorym byl 3 tygodnie nieprzytomny a ja bylam wowczas w 7 miesiacu ciazy, moje dziecko w dniu porodu umieralo mi na rekach, cudem ocalalo.... teraz smierc meza. Ale wciaz sie ciesze zyciem, bo moj maz napelnil mnie miloscia ktora starczy na wiele, wiele lat... a jak juz sie ten zapas wykonczy to moje serce bedzie wciaz napelnione miloscia do Niego i naszego dziecka.
Ja sie ciesze, ze Go mialam, ja sie ciesze, ze w dniu smierci byl MOIM Mezem, Ojcem mojego dziecka.... ze to wlasnie On przewrocil moj swiat do gory nogami 12 lat temu, ze dla Niego 12 lat temu wyemigrowalam (jak dla mnie) do najwspanialszego miejsca na ziemii, to On mnie nauczyl smiac sie z problemow i zyc dzisiejszym dniem bo terazniejszosc jest rownoznaczne z prezentem (present=gift) jaki Bog nam daruje, prezentem pod postacia zycia... a teraz jest moj czas, aby zyc tym czym On napelnil, z tym co mnie nauczyl, z moim-naszym... zobacz jak cudownie!!!!
Oczywiscie, ze brakuje mi Jego obecnosci, ale jak dla mnie to On tu jest, czasem tak bardzo, ze czuje Jego zapach.....
Może jeszcze trochę .... i mnie będzie lżej.Wczoraj tak sobie pomyślałam, że nie mogę na nikogo liczyć.nie mogę oczekiwać, że "ich" życie się zmieni. To ja muszę znależć swoje miejsce w życiu.
Nie potrafię narazie cieszyć się życiem ale wydaje mi się że momentami sama nie wiem czego chcę.
Ale "zrozumie- kto stracił".
Mój mąż też mi dał dużo szczęścia przeżyliśmy razem 27 lat.Zaraz po pogrzebie śniło mi się, że to ja umarłam a on bardzo płakał. Też mi się wydaje, że w trudnych chwilach jest ze mną.Życie nas zaskoczyło nigdy nie rozmawialiśmy nawet o tym co by było gdyby? A jeżeli tak to nigdy nie myślałam że to on odejdzie.Poukładałam sobie w głowie że to ja miałam być "pierwsza".Przeżyłam cały zły miesiąc może w tym następnym choć na kilka dni pojawi sie trochę lepszych dni?
Witam, dzisiaj mija 12 tygodni jak zmarł mój mąż, jest mi bardzo żle.
witam wszystkie panie,
Najgorszy dzień w moim życiu to 24.07.2010r. zmarł mój narzeczony 21.08.2010r. miał być nasz ślub, bylismy razem 8 lat, mieszkaliśy razem 5 lat, kazdy dzien bez niego jest dla mnie koszmarem. Nic mi po nim nie zostało, nie mieliśmy dzieci. Czuje się obca, patrze się w lustro i nie wiem kim jestem, nie pasuje do swoich znajomych, rodziny do tego świata, czuje się jakby świat pędził, wszyscy pędzą tylko ja stoje sama i stoje... i nie wiem co się dzieje, ten świat jest okropny, wszyscy w pogoni za kasą nie mają dla siebie czasu, nawet nie wiedzą kiedy to może być ten ostatni dzień, nie życze nikomu takie nieszczęścia jakie nas spotkało, modle się każdego dnia abym mogła do niego dołączyć....., ale znając jakie życie jest okrutne pewnie będę musiala zyc 90 lat, może bedzie wczesniej koniec świata....
Wiecie nie przypuszczałam, że przeżycia po śmierci bliskiej osoby są tak straszne. Naprawdę istna huśtawka nastrojów. Z perspektywy czasu, a minęły 4 miesiące od śmierci męża, myślę że te pierwsze 3 miesiące były łatwiejsze? po prostu inne.
Teraz moje samopoczucie zmieniło sie na lepsze na trzy dni. I znowu w dół?
A tak chciałam napisać Wam, że ze mną jest lepiej.
Wiecie nie przypuszczałam, że przeżycia po śmierci bliskiej osoby są tak straszne. Naprawdę istna huśtawka nastrojów. Z perspektywy czasu, a minęły 4 miesiące od śmierci męża, myślę że te pierwsze 3 miesiące były łatwiejsze? po prostu inne.
Teraz moje samopoczucie zmieniło sie na lepsze na trzy dni. I znowu w dół?
A tak chciałam napisać Wam, że ze mną jest lepiej.
jak juz wspomnialam dla mnie najgorsze bylo od 6 do 9 miesiaca.... Nawet nie chce wspominac, tak jakby dotarlo do mnie co naprawde sie stalo... ale potem juz bylo lepiej. Mi bardzo pomog powrot do kosciola.... po wielu wielu latavch poczulam sie wlasnie jakos ze kosciol jest mi bardzo potrzebny, napotkalam tam bardzo fajnych ksiezy (tych naprawde z powoloaniem).
Też uważam,że jest gorzej.Mam też huśtawkę nastrojów. Są dni, że jakoś sobie radzę, ale są dni, że jestem okropna.Do wszystkich mam pretensje, jestem zła na czły świat, sama nie wiem po co. żyję jak w próżni, nie widzę żadnej przyszłości dla siebie, mimo że mam 3 dorosłych synów, bardzo kochanych.Wiem, że oni mnie też potrzebują, ale oni kiedyś założą swoje rodziny i ja już będę na dalszym planie.Nie umiem z nikim rozmawiać na te tematy, nie mam zaufania do nikogo...
Smutna Marysiu
Wszystkim nam nie jest łatwo.To jest ból naprawdę nie do opisania. Ja też doszłam do wniosku, że sama nie wiem czego chcę, jak nikt nie dzwoni mam żal, jak gdzieś jestem chcę uciekać bo wydaje mi się że nikt mnie nie rozumie.
Dlatego też szukałam pomocy i zrozumienia tu na forum.
Naprawdę pomaga, bo nawet w pracy otworzyłam sie i potrafie powiedzieć więcej o tym co czuję.
Dziękuję MILENO9. mam wrażenie, że nasz stan psychiczny jest bardzo podobny, może masz rację i znajdziemy tutaj na tym forum jakąś ulgę, Bardzo boję się nadchodzącej zimy. tych ponurych dni. o świętach Bożego Narodzenia to już nie wspomnę. Nie wiem czy dam radę, z pewnością tak ale jakim kosztem, wszystko jest już inne, nie chce mi się nic. Codziennie jadę na cmentarz, chciałabym z tym skończyć, ale nie mogę, muszę tam być, chociaż na chwilkę. żyję dniem dzisiejszym a przyszłości nie ma, nie wiem po co żyję. Ciągle zadaję sobie pytanie dlaczego. Mój mąż zmarł na raka trzustki, to jest wyrok, wiedziałam o tym od początku, ale razem do końca mieliśmy nadzieję, walczyliśmy 1,5 roku, cały czas chemia, tylko paliatywna ale chemia.Ostatni tydzień to było piekło dla nas, a teraz ból dla mnie, nie mogę z tym się pogodzić i dlaczego,,,,
Dziękuję MILENO9. mam wrażenie, że nasz stan psychiczny jest bardzo podobny, może masz rację i znajdziemy tutaj na tym forum jakąś ulgę, Bardzo boję się nadchodzącej zimy. tych ponurych dni. o świętach Bożego Narodzenia to już nie wspomnę. Nie wiem czy dam radę, z pewnością tak ale jakim kosztem, wszystko jest już inne, nie chce mi się nic. Codziennie jadę na cmentarz, chciałabym z tym skończyć, ale nie mogę, muszę tam być, chociaż na chwilkę. żyję dniem dzisiejszym a przyszłości nie ma, nie wiem po co żyję. Ciągle zadaję sobie pytanie dlaczego. Mój mąż zmarł na raka trzustki, to jest wyrok, wiedziałam o tym od początku, ale razem do końca mieliśmy nadzieję, walczyliśmy 1,5 roku, cały czas chemia, tylko paliatywna ale chemia.Ostatni tydzień to było piekło dla nas, a teraz ból dla mnie, nie mogę z tym się pogodzić i dlaczego,,,,
A dlaczego nie cieszysz sie, ze Twoj maz juz sie nie meczy, nia czuje bolu, jest w miejscu gdzie nie ma chemii, cierpienia, lekarzy, szpitali, ponizenia przez chorobe..... ze w koncu los przyniosl mu ulge po poltora roku meczarni?? Moj tata zmarl na raka, zal jest duzy, ale z drugiej strony jaki koszmar jest patrzac jak ukochana osoba cierpii, wije sie z bolu, jest ponizona przez w slwoim czlowieczenstwie przez chorobe do najgorszego (sama napisalas, ze przeszlas przez pieklo)??? Pomodl sie za Niego, zrob cos dla Niego aby bylo latwiej, lzej przejsc przez rozpacz, zalobe, uwierz mi ONI tego potrzebuja, bardziej niz rozpaczy...
Oczywiscie to taki moj punkt widzenia. Wszystko ma dwie strony. Zal, pustka... wszystko jest.... tylko czy wolalabys aby trwalo to wszystko nadal, aby trwala choroba?? Oczywiscie, lepiej by bylo aby choroba nie przyszla nigdy, ale tak sie stalo i nie zmienisz tego.... i nie pytaj dlaczego!!! Takie jest zycie! Widocznie to byl czas dla twojego meza aby zejsc z tego swiata i wspomoc Ci tam z nieba.
Ja tez stracilam meza, zmarl nagle, przyszedl z pracy, polozyl sie spac, nigdy sie nie obudzil.
Tak kochane. ostatni tydzień to był koszmar.Sama modliłam się, żeby Bóg mu ulżył i go zabrał, prosiłam jego matkę, którą bardzo kochał i już zmarła, żeby mu pomogła przejść na drugą stronę.Dzisiaj ciągle sie modlę za niego i za wszystkich, którzy już tam są, może kiedyś mi też pomogą przejść na drugą stronę. Tylko raz jak było 6 tygodni od śmierci w nocy sie obudziłam i czułam, że on jest obok mnie, po prostu go czułam, powiedział mi naszą tajemnice, dał buzi i ja zamknęłam oczy i to powtórzyło się dwa razy.Jestem pewna, że to nie był sen. Więcej od tego czasu nic się nie wydarzyło, ani się nie przyśnił, chociaż codziennie proszę oto. Bardzo za nim tęsknię.
Tak kochane. ostatni tydzień to był koszmar.Sama modliłam się, żeby Bóg mu ulżył i go zabrał, prosiłam jego matkę, którą bardzo kochał i już zmarła, żeby mu pomogła przejść na drugą stronę.Dzisiaj ciągle sie modlę za niego i za wszystkich, którzy już tam są, może kiedyś mi też pomogą przejść na drugą stronę. Tylko raz jak było 6 tygodni od śmierci w nocy sie obudziłam i czułam, że on jest obok mnie, po prostu go czułam, powiedział mi naszą tajemnice, dał buzi i ja zamknęłam oczy i to powtórzyło się dwa razy.Jestem pewna, że to nie był sen. Więcej od tego czasu nic się nie wydarzyło, ani się nie przyśnił, chociaż codziennie proszę oto. Bardzo za nim tęsknię.
Marysiu piszesz, że żyjesz dniem dzisiejszym, że nie myślisz o przyszłości. Tak chyba powinno być.Mam wrazenie , że my wszystkie zatrzymałyśmy się w tym zabieganym zyciu.
Żyjemy dniem dzisiejszym i powinnyśmy sie cieszyć z małych rzeczy.Nie liczą sie rzeczy materialne, bo przecież nie one są najwazniejsze.Ja też bardzo tęsknię, ale cieszę się że mam komu się wygadać, odezwała się koleżanka.
Jest mi trochę lżej i kiedy już teraz widzę go na zdjęciu zaczynam uśmiechać sie do niego.Nie myślę narazie o Świecie Zmarłych o Bożym Narodzeniu.To jeszcze tyle dni a jeden tylko dzień potrafił tak radykalnie zmienić nasze życie.
Jestem w strasznym dołku, wczoraj były 3 miesiące od śmierci i nasza rocznica ślubu.którą spędziłam sama, Byłam 2 razy na cmentarzu, miałam mszę za męża. Jestem bardzo samotna, tak mi żle, nie wiem co będzie dalej, czy ten ból chociaż trochę ulży, czy już pozostanie na zawsze? Bardzo się staram żyć normalnie ale chyba mi nie wychodzi. Tylko płaczę i mam pretensje do wszystkich i o wszystko.Myślę, że chyba dostaję do głowy.
Marysiu!
Takie nasze stany emocjonalne są chyba "normalne"Ja też potrafiłam jechać dwa razy na cmentarz.Poprzedni miesiąc miałam też okropny tez myślałam, że zwariuję.Jednego dnia myslę, że jest lepiej a nastepne są nie do zniesienia. Czuję się również samotna kazdy ma przecież swoje zycie. Ja już się chyba z tym pogodziłam nie rozpoczam tak z tego powodu choć nie jest mi łatwo.Staram sie przezyć kazdy kolejny dzien nie myśląc za bardzo o przyszłości.
Pozdrawiam
Jestem w strasznym dołku, wczoraj były 3 miesiące od śmierci i nasza rocznica ślubu.którą spędziłam sama, Byłam 2 razy na cmentarzu, miałam mszę za męża. Jestem bardzo samotna, tak mi żle, nie wiem co będzie dalej, czy ten ból chociaż trochę ulży, czy już pozostanie na zawsze? Bardzo się staram żyć normalnie ale chyba mi nie wychodzi. Tylko płaczę i mam pretensje do wszystkich i o wszystko.Myślę, że chyba dostaję do głowy.
Bol i rozpacz ulzy napewno, w sercu pozostanie pustka na dluuugo... ja mam wrazenie, ze na zawsze. Naprawde ze smiercia bliskiej osoby mozna zyc, trzeba sie nauczyc wielu rzeczy od nowa, ale mozna. Ja doszlam do wniosku, ze rozpacz niczego nie zmieni. Tylko ja i moje dziecko, moje zdrowie na tym stracimy. A tak naprawde nic to nie zmieni. Nauczylam sie cieszyc malymi sprawami, malymi drobnostkami... wszystkim co mnie otacza, kazdy dzien to nowe wyzwanie do zycia, kazdy dzien to prezent od Boga... chycby za to, ze sie obudzilam.... Dziewczyny, glowy do gory... Nasi mezowie patrza na nas i sa z nami... Oni chca juz teraz odpoczynku, nie patrzenia na nasze lzy... pokazmy im usmiech i wdziecznosc za wspolne zycie.....
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy. Zdaję sobie sprawę, że już nic się nie zmieni. ale smutek pozostanie już na zawsze, Taki nasz los. chociaż są osoby, które szybciej sobie z tym radzą, ale to jest chyba też i kwestia charakteru. Dobrze, że chociaż
tutaj można się wyżalić, wszędzie jest tyle tragedii, bólu, dlatego musimy starać się wzajemnie sobie pomagać i wspierać chociaż duchowo.Pozdrawiam wszystkie Panie.
Nie mogę uwierzyć że nikt nie pisał od miesiąca.Ciekawa jestem jak sie czujecie przed Świętem Zmarłych? Ja już od kilku dni mam problem ze sobą.Wszystko wraca tak jak wczesniej a wydawało mi się że sprawy dnia codziennego przygaszą problem.Czuję się dziwnie nie mogę uwierzyć że muszę iść do męża na grób chociaż przecież chodziłam. Nie mogę uwierzyć że go ze mną nie będzie w tym roku.
65 2010-11-04 07:46:50 Ostatnio edytowany przez Smutna Marysia (2010-11-04 08:03:32)
Te dwa dni wolnego były dla mnie dobre. z uwagi że nie musiałam iść do pracy byłam po 4 razy na cmentarzu, Gdy tam jestem czuję się tak jakbym była koło Męża. ale Dzień Zaduszny i wczoraj to powrót bólu i rozpaczy.Bardzo za nim tęsknię i nie potrafię się z tym pogodzić, że go już nigdy nie będzie. że nie przytuli mnie. nie pocieszy i da mi tego spokoju. który tylko on mi potrafił dać, gdy się czymś martwiłam. Teraz zaczynam się bać przyszłości i coraz bardziej tęsknię i nadal nie mogę się pogodzić z tym co mnie spotkało i ciągle się pytam dlaczego ja. czym sobie zasłużyłam na to? Tak bardzo boli, nie ma dnia żebym nie myślała o moim Mężu, żebym się nie popłakała.