?Co jest z mną nie tak?? To jest od dobrych kilku lat najczęściej zadawane przeze mnie pytanie. Najgorsze jest to, że w dalszym ciągu nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi. Mam prawie 26 lat i od zawsze jest samotna. Na pozór radosna, uśmiechnięta, dusza towarzystwa, wewnątrz bardzo smutna i samotna osoba. W dzień radosna, w nocy smutna. Coraz częściej z nadejściem nocy zbiera mi się na płacz, łzy leją mi się strumieniami. Niestety zauważyłam, że jest ze mną coraz gorzej, już jak się budzę to chce mi się płakać. Zawsze sobie powtarzałam nie szukaj na siłę, znajdź sobie jakieś hobby. Studiowałam dziennie dwa kierunki, czasami jeszcze sobie dorabiałam, wieczorami jakieś imprezy, wszystko by wypełnić wolny czas, jednak to nie pomagało. Kryzys przeważnie przychodził gdy przed tablicą z wynikami jakiegoś egzaminu (studia jakoś nie sprawiały mi problemu, czasami szłam na zaliczenie nie przygotowana i zaliczałam) nie miałam do kogo przedzwonić by podzielić się swoim szczęściem, powiedzieć co mnie cieszy a co boli. Wtedy nawet najtrudniejszy egzamin przestawał cieszyć.
Jak na razie w kontaktach z facetami pojawia się ten sam schemat. Poznaję jakiegoś fajnego chłopaka, pojawia się zarówno z mojej jak i z jego strony to fajne zauroczenie, fascynacja, motele w brzuch itp. A potem dowiaduje się, że chłopak poznał inną dziewczynę i są razem. Tak naprawdę wszystko kończy się nim się zacznie. Potem dowiaduję się, że ten chłopak się żeni albo spodziewa się dziecka. Najgorsze, że tak jest zawsze, jak kogoś poznaje to ten ktoś po jakimś czasie poznaje kogoś innego. Często mi się zdarza słyszeć u nowo poznanych chłopaków teksy w stylu: jak to, ty nie masz chłopaka? Jak to możliwe, że taka sympatyczna, inteligentna i wesoła dziewczyna jest sama? I jeszcze z takim talentem kulinarnym to tylko na żonę brać. A potem czar pryska, chłopak jak widać poznaje inną sympatyczniejszą, inteligentniejszą i weselszą dziewczynę. Dlatego tak często zadaje sobie to pytanie, co jest ze mną nie tak? Czym ja się różnie on innych dziewczyn? Czemu mi jest nie dane być szczęśliwym? Chce kochać i być kochanym. Czy chce za dużo?
Teraz zbliżają się święta a potem sylwester, najsmutniejszy dla mnie okres. Po raz kolejny będę musiała słuchać od rodziny pytanie w stylu, to kiedy wyjdziesz za mąż? Tylko się pospiesz bo chciałabym zatańczyć na Twoim weselu. W sumie to tak jest zawsze na każdych spotkaniach rodzinnych, zawsze mnie one dołują. Czy oni nie rozumieją, że wybór męża nie zależy tylko ode mnie? Mąż to nie towar w supermarkecie, że wchodzę, wybieram, płace i mam. Jednak najbardziej dołujące są święta Bożego Narodzenia, po dołujących świętach mamy Sylwestra. Jak co roku dostaje zaproszenia na imprezy gdzie są same pary. Super. Tylko, że ja na takich imprezach czuje się jak piąte koło u wozu. Północ, wszystkie pary się całują a ja stoję sama z szampanem. Już na samą myśl płakać mi się chce. Kolejny rok za nami a ja dalej sama. Najchętniej nigdzie bym nie wychodziła i przespała tą noc.
Trochę się rozpisałam ale to dlatego, że nigdy jeszcze nikomu nie powiedziałam o czym tak naprawdę mylę, co siedzi głęboko we mnie. Niedawno zaczęłam przeglądać różne strony o depresji, gdyż zastanawiałam się czy przypadkiem to co teraz czuję, nie jest początkiem depresji i wtedy natknęłam się na to forum. Pomyślałam, że jest to dobry początek, żeby coś w sobie zmienić, żeby w końcu powiedzieć komuś co tak naprawdę czuję. Może ktoś przechodzi lub przechodził przez to co ja i podzieli się jakąś ciepłą radą.
Pozdrawiam wszystkich.
2 2010-12-14 21:37:11 Ostatnio edytowany przez Robson (2010-12-14 21:38:15)
Jeśli się robi w takiej firmie, która pracuje 24h na dobę przez każdy dzień w roku to można tego Sylwestra przepracować. Ja tak zrobię już 4. rok z rzędu. A co do tych imprez gdzie są same pary a Ty sama to nic dziwnego, że czujesz się jak piąte koło u wozu. Ja też tak miałem. A teraz to mnie nawet przestali zapraszać <bezradny> Zresztą się nie dziwię bo to tak głupio wygląda. Same pary i ktoś sam z butelką w ręku.
Pozdrawiam.
Hej.Przeczytałam całego Twojego posta i zobaczyłam w nim opowieść o samej sobie.Ja mam co prawda 22 lata i wszyscy mi powtarzają że mam jeszcze dużo czasu..choć ja uważam że tak nie jest.Używam takich samych słów i stwierdzeń co Ty.Jedyne co pozstało mi i Tobie to postarać się uwierzyć.Ja wiem doskonale,że to jest mega trudne.Też staram się sobie wmówić,że wszystko ze mną jest w porządku ale mi nie wychodzi.Będe trzymała kciuki za nas obie.Pozdrawiam Cię gorąco:)
W sumie Robson też mogę spędzić Sylwestra w swojej firmie, tylko nie pracować a bawić. Szef wymyślił w tym roku aby zrobić Sylwestra w biurze, tylko co to za zabawa dla mnie? Fakt, ze wszyscy są młodzi ale jednocześnie są już po ślubie lub planują w przyszłym roku.
Aguś nie pozostaje nam nic innego jak naiwnie wierzyć, że los się jeszcze odmieni tylko to czekanie czasem jest smutne.
Pozdrawiam
Należałoby raczej zapytać co z facetami jest nie tak, a nie z tobą
Może po prostu jesteś zbyt mądra. To nie żart, nieprzeciętna inteligencja, erudycja czy wykształcenie potrafi odstraszyć nawet z pozoru fajnych facetów. Żaden, a przynajmniej większość nie lubi, kiedy kobieta jest mądrzejsza od niego (lub zdaje się być, bo czy mądrość można zmierzyć?).
Prawda jest też taka, że trudno jest poznać kogoś, jeśli pracuje się/studiuje/przebywa w mocno sfeminizowanym gronie.
Oj nie powiedziałabym, że moje grono jest mocno sfeminizowane, chyba nie w tym tkwi problem. Zawsze odkąd pamiętam lepiej dogadałam się z facetami. Moi najbliżsi znajomi to znajomi z liceum, jedna dziewczyna i trzech chłopaków, dopiero gdy Ci koledzy zaczęli mieć dziewczyny to moje grono znajomych poszerzyło się o kilka dziewczyn. W pracy dopiero od niedawna zrobił się mały babiniec tak to sami faceci - niestety żonaci. Ech, czy ja aż tak odstraszam tych facetów?
Czy to jest naprawdę możliwe, żeby odrobinę inteligentniejsza kobieta aż tak odstraszała facetów?
Możliwe, bo oni lubią czuć, że to oni są "lepsi, silniejsi" i "roztaczają opiekę" nad kobietą. Kiedy kobieta jest w czymkolwiek lepsza od faceta (nie mówię tutaj oczywiście o gotowaniu, sprzątaniu i takich głupotach) uciekają. Nie chcą czuć się "gorsi". Tak samo jest kiedy widzą, że kobieta świetnie radzi sobie bez nich. Po prostu, są tchórzami i boją się. To głupie myślenie i jednak uważam, że nie wszyscy mężczyźni tak myślą. Ale niestety w moim przypadku jest to typ, który spotykam najczęściej. Nie wiem jak to jest u ciebie, może twoje doświadczenia będą umiały podważyć moją teorię (oby!).
Niestety Kochana nie jestem w stanie podważyć Twojej teorii
W życiu raczej jestem dość samodzielną osobą i staram się jak najmniej kogoś o coś prosić. A jak już po raz setny słyszę "zaraz to zrobię" to mnie krew zalewa i robię to sama. Dlatego raczej do kobiet, które trzeba otaczać opieką się nie zaliczam.
Zaczynam przychylać się do tej teorii również. Mało tego rozciągnę ją nie tylko na mężczyzn, ale i na kobiety.
Całe życie byłam sama, zawsze miałam dwie, trzy zaledwie koleżanki.
Po pierwsze - ostatnio przeszkadza mi ilość i przeszkadza mi jakość.
Kiedy przyznam się przed sobą - ilość bliskich znajomych wcale się nie zmieniła, to tych dalszych zabrakło. Stawia mnie to w lekko samotnym świetle. Czasy się zmieniają. Mamy po 30 lat - nie znajdują dla mnie tyle czasu i nie mogą spędzać go ze mną tak, jak kiedyś.
Ale są. Zaczęłam zatem tęsknić za szerszym gronem "luźniejszych znajomości" - i tutaj zaczynają się schody - zaczęłam zauważać w końcu pewne rzeczy.
Jestem wykluczana przez kobietki (np. w pracy).
Pracuje nam się świetnie - za to moja szczerość i zawsze gotowa odpowiedź skazały mnie na wykluczenie na polu prywatnym.
Zatem nie tylko mężczyźni lubią uległość w kontaktach.
Z chłopami dogaduję się nieźle, ale lepiej odkąd świadomie przemilczam niektóre riposty, kiedy nie odbijam piłeczki...
Tylko, że... to nie jestem ja... ;|.
Tak, przede mną również samotne święta (dobrze, że mam rodzinkę ) i Sylwester.
Mam zaproszenia, z któregoś skorzystam na pewno. Nie spędzę 5 z kolei Sylwestra w domu, sama - lub z Mamą.
Jakkolwiek ją kocham - to mnie pogrąża psychicznie.
Zatem Pixy zaleca chlańsko - nawet gdyby miało się skończyć na patrzeniu na nie ;P.
Nowi ludzie - tego nam trzeba.
Albo ludzie w ogóle ;P.
I ja mam podobny problem, często łapie się na tym że staram się, nawet nieświadomie, zachowywać tak jak inni tego ode mnie oczekują, a to wszystko z tej bezsilności, ta samotność mnie dobija...Na uczelni kontakt ze znajomymi jest-owszem, ale żeby później nawet z kimś na zakupy wyskoczyć to przeważnie nikt nie ma czasu...że już nie wspomnę o kontaktach zez starymi znajomymi, choćby z liceum-widujemy sie raz na rok przy dobrych wiatrach, i to jeśli ja wyjde z inicjatywą...
Nie wiem jak Wy dziewczyny, ale ja zawsze sobie powtarzałam że to sie zmieni jak np pójdę na studia, do pracy...poznam nowych ludzi, będzie fajnie.Okazuje sie jednak że to złudne nadzieje:(
U mnie na studiach się zmieniło dużo. Fakt, że też zaczęłam więcej wychodzić, ale to jednak ludzie, których poznałam na uczelni są dla mnie najlepszymi kompanami do rozmów i zabawy. Może dlatego, że studiuję kierunek, którzy wybierają ludzie naprawdę nim zainteresowani (więc jest wiele tematów do niekończących się dyskusji). Ze znajomymi z liceum jest niemalże tak jak pisze Silence, choć dzięki temu, że mieszkałam w internacie są kontakty (ostatnio skutecznie odświeżone). Nie narzekam na samotność jeśli chodzi o znajomych i przyjaciół - może nie mam ich wielu, ale za to oddanych i na poziomie.
Jeśli chodzi jednak o kogoś bliższego, tutaj cudu już chyba nie ma co oczekiwać. Mam wrażenie, że mężczyźni szukają kogoś, kto im zrobi wszystko w domu, da trochę seksu, będzie dobrze wyglądać, zachowywać się kulturalnie i czasem pogada o czymś luźnym. Dla mnie takie życie to nie życie. Choć fakt, że nawet połowy tych rzeczy nie jestem w stanie dać.
Ma ktoś jeszcze takie samo podejscie jak ja?
Laniu (czy może Łaniu?) czy u ciebie też tak było, czy jednak to zawsze mężczyźni wycofywali się ze znajomości, mimo że odpowiadał ci związek z nimi?
Coraz bardziej podoba mi się to forum, do tej pory myślałam że tylko ja tak mam.
Ciekawe czy wy też spotykacie się z podobną sytuacją. Moi znajomi z pracy wychodzą z założenia, że jeśli ja czegoś nie wiem to już nikt tego nie wie. Czasami jak tylko wchodzę do biura to jest "100 pytań do". Jeśli czegoś potrzebują to wiedzą do kogo się zgłosić, ale kiedy organizują jakąś imprezę (przeważnie dziewczyny) to już zapominają mnie zaprosić. Najgorsze jest to, że w ogóle nie kryją się z planowaniem imprezy, przy mnie rozmawiają gdzie pójdą, co będą robić. Kilka razy sama wyszłam z inicjatywą i zorganizowałam imprezę, podobno wszyscy się dobrze bawili ale odbicia piłeczki z ich strony się nie doczekałam.
W sumie tak samo było na studiach, po notatki wiadomo do kogo ale żeby gdzieś wyjść już nie.
Mam swoje małe grono przyjaciół z liceum, staramy się jak najczęściej ze sobą spotykać ale każdy ma swoje życie. Niestety coraz częściej zauważam, że jeśli ja nie wyjdę z inicjatywą spotkania to nikt inny nie wyjdzie. Smutne ale prawdziwe.
Lania
Będąc w Twoim wieku Szczurunia, nie powiem świetnie się bawiłam ale to ze znajomymi z liceum, każdy studiował gdzie indziej ale to nam nie przeszkadzało, żeby swoje urodziny, sylwestra spędzać razem. Niestety teraz każdy pracuje, planują założenie rodziny i często się mijamy i jak napisałam wcześniej jeśli ja nie wyjdę z inicjatywą to czasami nikt nie wyjdzie .
Faceci przeważnie wycofywali się bo spotykali inne, co z tego, że mi odpowiadał związek z nimi, oni byli wpatrzeni swoje nowe miłości .
dziewczyny jesteście jeszcze młode, jeszcze spotkacie tych odpowiednich...
Chociaż ja po rozstaniu z moim mężem zblokowałam się trochę. Ale jak rozmawiam z facetami(którym wiemże się podobam) słysze że jestem za dużą perfekcjonistką, że tworzędużą bariere, że nie pozwalam się zbliżyć do siebie, że jak patrzą na mnie z boku to stwarzam wrażenie niedostępnej i zimnej i podobno nie potrafię przyjmować komplementów... może w was też są jakieś takie cechy o których nie wiecie... bo ja absolutnie, nie zgadzam się z tymi które usłyszałam na swój temat
Przeczytałem twojego całego posta. Szczególnie było mi smutno odnośnie wspomnień odnośnie egzaminów. Przeżywałem to samo. Moja żona niestety nie ma wykształcenia i nie rozumie ile nas to kosztowało. Ponadto nie jest w stanie zrozumieć że dalsza nauka jest w stanie zwiększyć nasze możliwości finansowe. Dla niej jest to strata pieniędzy. Nie rozumie dzisiejszych uwarunkowań. W tym związku czuję się ograniczony.Ale nie to jest najważniejsze. Chcę by ktoś mnie wreszcie zrozumiał. I by ktoś popierał mnie w ty m co robię.
Z tego co widzę to masz zaburzenia emocjonalne i objawy depresji, nie jestem pewna ale mam podobnie jak Ty.
Radziła bym Ci, przejść się do psychologa. Nie wiem czy to pocieszy. Ale pomyśl sobie, masz wykształcenie dobre, z tego co piszesz ze masz tych adoratoeow jesteś ładną dziewczyną, masz pracę, rodzinę.. nie jedna osoba by wszystko oddala by mieć to co Ty. Pamietaj że rodzinę masz do końca życia, masz ich miłość, wykształcenia nie stracisz , praca jak praca... Powinnaś się cieszyć z tego co masz. Na milość trzeba poczekać, na każdego ona czeka, bez wzgledu na wiek. Wkońcu trafisz na ''tego'' . A teraz ciesz się życiem. doceń to co masz.. Wiem że jest ciężko, bo jednak miłość jest potrzebna, nie wiesz kiedy ją spotkasz na swojej drodzę, ale jednego powinnas byc pewwna.. napewno przyjdzie. Dodam też nie nie pisze to dziewczyna która nic w zyiu nie przeszla. Tylko osoba ktora bardzo duzo przezyla. Także wez moje slowa do serca.
Laniu Kochana !
Po przeczytaniu twojego posta siedziałam jak żaba przyklejona do monitora i w duchu myslałąm KURDE BLASZKA TO TAK JAK JA..... co dopiero dodałam swojego posta o podobnej sytuacji.... i dzieki tej stronie stwierdzam że lepiej tutaj jak najwiecej pisać dzielić się swoimi wewnętrznymi przeżyciami niż wydawać kase na psychologów < bo to przyjaciele za kase zawsze powiedzą to co cchesz usłyszeć> a tutaj tyle ile ludzi tyle charakterów wiec opinie będą najbardziej obiektywne
Trzymaj się kochana solidarność komórek jajowych jeszcze będziemy szczęśliwe
Z jednej strony fajnie się dowiedzieć, że nie tylko ja mam takie problemy ale z drugiej strony czy to powód do radości? Wiem co to samotność i nie życzę jej nikomu. Nie chcę chodzić do psychologów, oczywiście nic do nich nie ma. Na tym etapie mojej samotności pomogła mi możliwość wygadania się a raczej napisania tego co czuję. Nigdy jeszcze tak naprawdę nie powiedziałam nikomu co siedzi we mnie. Na razie jest dobrze, mam nadzieje, że to nie jest cisza przed burzą. Zdaje sobie Megiiii654 sprawę, że nie jedna osoba chciała by mieć to co ja ale jak to kiedyś powiedziała moja koleżanka "jak widać w życiu nie można mieć wszystkiego". Dlatego, też postanowiłam cieszyć się małymi drobiazgami. W sobotę kupiłam sobie duży karton foremek do pierników (100 szt.) całą sobotę zajęło mi pieczenie a w niedzielę lukrowanie. Oczywiście fajnie byłoby lukrować z kimś - może kiedyś będzie mi to dane, na razie cieszę się ze swoich wypieków.
Damy radę dziewczyny JESZCZE BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWE!!
Chemikrw trzymam kciuki, drobnymi kroczkami może uda Ci się przekonać żonę. Wykształcenie poparte doświadczeniem jest obecnie bardzo ważne na rynku pracy.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
podoba mi sięTwoje nastawienie. Tak trzymaj:) kiedyś to się zmieni na pewno i już nie będziesz sama
A, tak zapytam, skąd wy jesteście?
Nie pomyślałyście aby zabić tą samotną samotność wspólnie - po prostu założyć własne grono złożone z osób tu obecnych na tym forum, przy tym poście i przenieść je do realnego świata?
Bo ja też mam ten problem - mieszkam w Krakowie, a to miasto dla mnie jest tak przytłaczające i nudne z prostego powodu : nawet na spacer nie mam z kim iść, a sama nienawidzę wychodzić...
Tylko ja mam 19 lat, co z jednej strony mnie pociesza bo sobie wmawiam 'jeszcze masz czas, będzie dobrze; a z drugiej dołuje, bo jak to ? na studiach być i nie mieć znajomych? A no tak to niestety mnie los pokrzywdził. Bo co z tego, że wszystko mam, osiągnęłam do tej pory to co chciałam, skoro nie ma do kogo wracać i dla kogo uczyć się tego cholernego gotowania? Ehh ;]
21 2010-12-21 21:53:43 Ostatnio edytowany przez anior24 (2010-12-21 21:56:23)
A co ze mną jest nie tak?? Ostatnio codziennie zadaje sobie to pytanie. Mogłabym podpisać się pod Twoim postem bez żadnego wahania..Też prawie od zawsze samotna.. Cieszę się, że znalazłam to forum najgorsze są wieczory i noce gdy zostaje sama i podobnie jak u Ciebie coraz częściej wtedy zbiera mi się na płacz. W dzień jestem radosna,uśmiechnięta, zwłaszcza gdy przebywam w towarzystwie, zawsze potrafię wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu .. jakoś nie umiałam nigdy zamęczać kogoś swoimi problemami.. uchodzę podobno za osobę radosną, mającą dystans do życia.. po części tak jest ale chyba jestem zbyt dumna żeby się przyznać, że "czegoś" mi brak.. Ale mimo to ciągle wierze, że jakoś to wszystko się ułoży i tego Wam wszystkim życzę w Nowym Roku
A co ze mną jest nie tak?? Ostatnio codziennie zadaje sobie to pytanie. Mogłabym podpisać się pod Twoim postem bez żadnego wahania..Też prawie od zawsze samotna.. Cieszę się, że znalazłam to forum najgorsze są wieczory i noce gdy zostaje sama i podobnie jak u Ciebie coraz częściej wtedy zbiera mi się na płacz. W dzień jestem radosna,uśmiechnięta, zwłaszcza gdy przebywam w towarzystwie, zawsze potrafię wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu .. jakoś nie umiałam nigdy zamęczać kogoś swoimi problemami.. uchodzę podobno za osobę radosną, mającą dystans do życia.. po części tak jest ale chyba jestem zbyt dumna żeby się przyznać, że "czegoś" mi brak.. Ale mimo to ciągle wierze, że jakoś to wszystko się ułoży i tego Wam wszystkim życzę w Nowym Roku
jest jedno stwierdzenie które się powtarza w odpowiedziach "TO TAK JAK JA"
kiedyś lubiłam noce < bo wtedy mozna było skupić myśli i sie naprawde zrelaksować > niesttey od pewnego czasu ta pora stała się dla mnei jakąs traumą wewnętrznym bólem z którym staram sobie radzić ...wkońcu nikt mnie nei widzi ani nei słyszy mojego płaczu
alee Nowy Rok bedzie much bettr dla nas dziewczynki Damy rade kochane
Niedługo święta, życzę Wam aby mimo wszystko były radosne, oby rodzina nie męczyła nas przy stole wigilijnym pytaniami o nasze drugie połówki. Żeby każdy dzień był zwyczajnie dobry, A każda noc cicha i spokojna.
24 2010-12-24 15:23:31 Ostatnio edytowany przez logango (2010-12-24 23:17:33)
Odp ma lania 2010-12-14 21:20:56
Wow, myślałem że tylko ja tak mam.. Co roku to samo, kiedy już spotykam sie z kims i mysle ze
niedlugio święta, sylwester, ze bede miał ten czas z kim spędzić to okazuje sie ze wszystko sie
sypie Tych świąt które wsłaśnie mamy, a jest 24y, nie czuje, ani troche, podobnie jak poprzednich
Rok temu rozstałem sie z dziewczyną, w okolicach października, w tym roku to samo ale w okolicy
listopada. W tym roku jest tak że spotykałem sie z pewną dziwewczyną która mieszkała 80km od mojego
miasta, jednak nie bylo problemu ze spotkaniem sie. Wszystko ukłądało sie idealnie dopoki nie
napisał do niej były, że chce wrocic, ze załuje ze ją zdradził itd. Od tamtej pory wszystko sie
posypało, probowałem to jakoś ratować ale nie dało rady.Nauczylo mnie to tylko tego żeby uciekać (a
nie ratowac ze wszystkich sił) od dziewczyny która na kazde kiwniecie palcem bylego, poleci do
niego. Po tym zacząłem sie spotyklać ze swoją byłą, ale... to wyglada tak że spotykamy sie jedynie w
celach rekreacyjnych (wydaje mi sie ze w ten sposob choc w malutkiej czesci nie czuje sie samotny, mam do kogo napisac itd) pogadać, poprzytulac, pocałować.. na poczatku bylo dziwnie, a teraz mi
wszystko jedno... Ona sama to popiera, i mowi zebym nie liczył na nic więcej i żeby się nie 'wkręcał' za bardzo. NIe mam z nią wiele wspolnych tematow, teraz wlasnie zauwazylem ze nie mamy wiele
wspolnego i zachodze w glowe jak to sie stalo ze i tak wczesniej sie spotykalismy. Gdyby tego bylo
malo to kolejna z która sie spotykalem równiez niewiele miala ze mna wspolnego. Doszedłem wczoraj do
wniosku że nigdy nie miałem naprawde dizewczyny, z którą mielibyśmy wspolne zainteresowania itd.
zawsze fizycznośc, zaczalem sie zastanawiac czy wogole moge sie podobac dziewczynie za to jaki
jestem a nie jak wyglądam.. Fajnie jest usłyszeć ze jest sie przystojnym, zajeb***m facetem i wogóle
ale szczerze.. nie brakuje mi tego, brakuje mi jedynie osoby która mnie pokocha za to jaki jestem,
wesoły, imprezowicz, lubiący sport gry komputerowe. Ostatnio nie miałem nastroju, kupiłem pare piw
do domu, zeby posiedziec przy komputerze i muzyki posluchac.Bylem w tak złym nastroju, tak podłamany
ze rozkleiłem sie jak dziecko, pierwszy raz przyznałem sie przed samym sobą ze to wszystko, ten typ
wesołego podrywacza imprezowicza, co sobie tak teraz lawiruje wszędzie gdzie popadnie to tylko
powłoka, że to nie Ja! No i właśnie nigdy nie spotkałem kogoś takiego z kim miałbym wspolne
zainteresowania, z którym mogłbym spędzić czas robiąc wspolnie to co lubimy tzn, (i nigdy właśnie tu
jest problem) aż do teraz. Generalnie studiuje zaocznie jestem na drugim roku studiow i wlaśnie na
studiach ostatnio poznałem pewną bardzo sypmatyczną dziewczynę. Wcześniej sie z nią mijałem,
widywałem, to było na zasadzie 'cześć cześć" (a jest w mojej grupie) ale zawsze chodzila taka
zmulona, naburmuszona. Pomyslalem ze to taka typowa pancia ktora tylko imprezy, faceci i co to nie
Ona. Jak sie okazalo pozory mylą, wyjasnila mi to mowiac ze miala wtedy ciezki okres, malo sie
uśmiechała (a uśmiech ma przepiekny). No i jak juz mowilem pozory mylą, jest zabawna, bardzo dobrze
mi sie z nią rozmawia, na dobrych falach nadaje ze tak powiem nie wspomne ze lubi sport, oraz
potrafi pograc w gry! <szok> nie wspomne ze to najładniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek poznałem.
Jednak pozostawała tylko w sferze marzeń, nie wierzylem ze moge coś do niej zarwać, az ostatnio na
zajeciach dałą mi swoje numer telefonu, mowiac ze gdybym chciał sie z nia jakoś skontaktować to to
jest do niej kontakt (a miala mojego maila). Zacząłęm sie zastanawiac, ze moze szuka kolegi czy
cos, nie moglem uwierzyc ze sie jej spodobałem. Później podczas pisania (a tez fajnie mi sie z nią
pisze) wyszło coś takiego ze zabrzmiałem tak jakbym chciał byc wiecej niż kolegą, i chyba to sie jej
nie spodobało zbytnio. A jest tak że wciaż kocha byłego chłopaka twierdzi ze musi z tym skonczyc
ale ciezko jej. Powiedzialem jej ze nie podrywałbym jej bo wiem ze teraz jest jej cięzko.
I faktycznie, tak myśle że fajnie byloby mieć taką koleżanke, i byc moze kiedys, kiedy(jeśli) zapomni o byłym to
moze sie jej spodobam.. Zastanawiam sie czy dobrze rozumuje, czy tak moge zrobić ??? bo na pewno nie
chce zeby ktos przeze mnie cierpiał.. Mimo że sam cierpie
Jedno wiem, to co robie, spotykanie sie z byłą, to taka forma wypełniania pustki której i tak nie da
sie wypełnić w ten sposób, tylko prawdziwe uczucie tu pomoże.
(Nie wiem czy mogłem tu napisać ale jelsi nie to mam nadzieje ze nie macie mi tego za złe
Logango, nic z tobą nie jest źle po prostu brakuje Ci ciepła i miłości. wiem że to zabrzmi głupio ale na pewno gdzieś jest ta Twoja połówka. Bardzo chcesz kochać to jasne ale czy warto wiązać się z kimś kto Cie olewa i nie szanuje a przede wszystkim oszukuje!? Byłam w związku z facetem który mówił że kocha, mieliśmy wspólne plany a tu nagle bum powiedział, że nic do mnie nie czuje nigdy nie czuł , więc po co to wszystko było, po co te plany ? Święta mam spieprz.... najgorsze, że bardzo zranił mnie. Nie życzę mu źle ale nie jestem taka, miałam z nim mumio wszystko dobre chwile ale nie mogę uwierzyć że przez ten cały czas oszukiwał mnie!
26 2010-12-25 12:10:25 Ostatnio edytowany przez logango (2010-12-25 14:50:48)
I właśnie chyba ta pustka uczuciowa załamuje mnie najbardziej Ale pisalem o tej dziewczynie ze studiow, pytalem czy dobrze mysle zeby tak zrobic ? Bo tak jak moj przyjaciel powiedział mi że ja bardzo dobrze "rozkminiam" (pol.rozumiem, wiem co robic) kobiety tak w tej sytuacji jestem ciemny i nie wiem co zrobic ;/
27 2010-12-27 20:45:53 Ostatnio edytowany przez lania (2010-12-27 20:47:14)
O jej i co Ci tu poradzić?
Może na początku po prostu bądź, niech wie, że może na Ciebie liczyć. Przede wszystkim musisz poczekać aż przestanie kochać tamtego chłopaka, w przeciwnym razie historia może się powtórzyć. Na otarcie łez zwiąże się z Tobą, a gdy jej było sobie o niej przypomni, bez wahania zostawi Cię i pobiegnie do byłego.
Mam jednak nadzieje, że tym razem będzie inaczej.
Trzymam kciuki i życzę powodzenia
28 2010-12-27 20:57:52 Ostatnio edytowany przez logango (2010-12-27 21:06:50)
No właśniem miałem już tak i nie chce żeby to się powtorzylo... Co najlepsze, siedze tak na necie, zagaduje do niektorych dziewczyn albo one do mnie.. wystarczy że zapytam czy bardzo się nudzą w takie zimowe wieczory (chciałem sprawdzić ile z nich sie nie nudzi, ile z nich robi coś co je interesuje co sprawia że sie nie nudzą. Bo widze po sobie że Ja sam sie nie nudze, ze mam zainteresowania nawet na taką pore roku) nie trafilem na taką która powiedziałaby że sie nie nudzi ze jeździ gdzies poza miasto, jakiś sport zimowy, czy cos ciekawego w domu porobić. Nic, nuuuudzą się, ewentualnie gdzies ze znajomymi wyjscie do pubu czy na impreze, standardowo. A jak przyjdzie już wymyślać ogólnie ze sportu chocioazby to naturalnie rower, środek transportu heh, nic poza tym. Ogólnie dla mnie to nieciekawe zainteresowania. I zastanawia mnie coraz bardziej...ile jest takich dziewczyn które swoimi zainteresowaniami sprawiłyby (tak jak ta dziewczyna ze studiów) że nie szłoby się z nimi nudzić.
Ale myślę lania ze tak zrobię, niech zobaczy że jestem, ze może na mnie liczyć w każdy możliwy sposób. I zobaczymy jak to wszystko sie potoczy. Ja zadaje sobie pytanie... czy olać tę sytuacje (najprostsza droga, bez problemowa) czy też jednak spróbować? (co jest niepewną ścieżką, trudniejszą). Ale czuje że Ona jest tego warta ( tylko gorzej jeśli nic do mnie nie poczuje, jeśli bede tylko takim... przyjacielem-gejem ;/ a tego nie życzę żadnemu, nawet najgorszemu wrogowi, któremu podoba sie dziewczyna xD )
Jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz. Oczywiście najprościej jest olać całą tą sytuację ale po co potem żałować, że się czegoś nie zrobiło i gdybać "co by było gdyby?". Jeśli się nie uda, to jak mówią co nas nie zabije to nas wzmocni. Ale pomyśl tylko jak się uda Będziesz najszczęśliwszym facetem i tego właśnie Ci życzę
A co do tych sposobów na nudę to niestety taka para roku. Ludziom już na samą myśl o wyjściu z domu wszystkiego się odechciewa ;/ Wiem co piszę bo od paru dni próbuję zebrać ekipę na narty i najczęściej słyszę "nie bo za zimno". Jest zima więc musi być zimo:) Gdyby to nie była aż taka wyprawa to już bym dawno samo pojechała. Ech, już się nie mogę doczekać wiosny, przynajmniej żeby pojechać na konie nie muszę się nikogo prosić.
Masz racje, trzeba próbować
31 2010-12-28 10:51:47 Ostatnio edytowany przez karpod (2010-12-28 10:52:36)
Logango, Twój tok rozumowania wydaje mi się dziwny. Skreślasz dziewczynę już na wstępie bo się nudzi? Zarówno ja się nudzę często jak i moje koleżanki, a żadna z nas nie jest nudna albo mniej ciekawa. Szukasz Bóg wie kogo, ja osobiście nie chciałabym mieć faceta,któremu odpowiada tylko i wyłącznie oglądanie filmów w domu, chciałabym aktywniej spędzać czas,sprubować nowych rzeczy( ale nie mam okazji co nie jest do końca moją winą), ale nie oczekuję nie wiadomo jakiego pasjonata aktywnego trybu życia. Moze czasem warto dać szansę też i tym,co sie nudzą?to,że się nudzą,nie znaczy że nie mają zainteresowań.Ale nie,ty szukasz ideału. Osobiście mam alergię na facetów,którzy wymagają od kobiet zainteresowań,dlatego sie wypowiedziałam ;] pozdro
32 2010-12-28 15:17:28 Ostatnio edytowany przez logango (2010-12-28 17:36:17)
Wiesz nie chce mi sie odpisywac ale to tak nie wypada... wiec coś Ci wyjaśnie. IDEAŁÓW NIE MA, każdy ma wady i zalety (może jeszcze o tym nie wiesz) A jeśli chodzi o mnie to nie szukam ideału, ale gdybyś choć troche uważniej przeczytała to co wcześniej pisałem to zauwazyłabyś w tym gąszczu literek że spotykałem się już z dziewczynami z którymi nie miałem wspolnych zainteresowan i nie kończyło się to zbyt kolorowo. A jeszcze nie spotkałem aż do teraz dziewczyny z któą mielibyśmy wspolne hobby. I tu nie chodzi tylko o aktywny tryb życia, może nawet być siedzenie całą sobotę przed grami komputerowymi, albo wypad na sesje zdjęciową dla mnie to bez różnicy, grunt żeby było wspólne zainteresowanie. I nie wiem czemu masz alergie na "facetów,którzy wymagają od kobiet zainteresowań", każdy ma jakieś zainteresowania, ale nie każdemu się one podfobają, i ja również rozumiem że kobiecie moje zainteresowania moga sie nie podobać, to normalne. Ale wiesz... czytałem ostatnio na jakimś forum (nie wiem jakim, tak mi sie kliknelo) o facecie który jest już pare ładnych lat po ślubie, przy tym ma dziecko. I pisał że praktycznie nie rozmawia z żoną, ona zaczęła bardziej woleć rozmawiać z koleżankami niż z nim. Z nim ogranicza sie do rozmów (a raczej poleceń) co ma zrobić w domu, i na tym koniec. 0 wspolnych zainteresowań, nic facet pisze że on chce wyjśc na spacer, basen, a ona woli do kawiarni. On chce obejżeć gwiezdne wojny a ona M ja Miłośc, on chce pograć na komputerze a ona wyjść do znajomych na kolacje. No po prostu nic, nic co interesowałoby jedno i drugie. I gościu skapnął sie dopiero kilka lat po ślubie, (kiedy ma już dziecko! a przy nie daj Bóg rozmowach, dzieci cierpią najbardziej) że chyba źle wybrał. I jeśli chodzi o mnie to nie chciałbym dopuścić do takiej sytuacji. Wystarczy Mi myśl ze miałbym się ożenić z jedną ze swoich byłych ;/ pozdro.
Dziś Międzynarodowy Dzień Pocałunku, życze wam żebyście mieli obok siebie osobę którą możecie obdarować pocałunkiem
Daruj sobie te ironiczne zagrywki, bo naprawdę mnie to nie rusza
Do rzeczy.
Uważam, ze zainteresowania niekoniecznie muszą być wspólne. Każda osoba jest inna, każdy ma inny gust, inne upodobania i zainteresowania. Cały myk polega na tym, by właśnie umieć się do siebie dostosować i chcieć poznać tę drugą osobę, zaprzyjaźnić się z tym co było nam do tej pory obce właśnie w imię tego, by spędzać razem więcej czasu. Po prostu poznać to, czym interesuje się nasza druga połówka i postarać się w to wkręcić. Oczywiście nic na siłę, ale nie wymagajmy od innych tego, by koniecznie byli naszym lustrzanym odbiciem pod pewnymi względami, bo należy pamiętać o tym, że każdy z nas ma prawo do indywidualnego rozwoju, poglądów. Więc jeśli naprawdę zależy Ci na tym, by mieć "wspólne" zainteresowanie z partnerką- to może po prostu daj jej szanse i ją poznaj, a nie z góry skreślaj? A jeśli nudzi się wieczorami to zaproponuj wspólne wyjście. Nie każdy zawsze poświęca swoje wieczory na rozwijanie pasji.. np mierząc w terenie po ciemku jako geodeta- jak moja przyjaciółka xD Wieczorem ciężko
Albo jeśli faktycznie brak w Niej zainteresowań- to może4 warto spróbować Ją w coś wkręcić, a nie bezczynnie siedzieć i oczekiwać aż nagle dozna olśnienia.. wydaje mi się, że chciałbyś mieć wszystko podane jak na tacy
Chyba etap dobrego nastroju minął
Mam już dość oszukiwania samej siebie i żyć głupimi marzeniami, że kiedyś wszystko się odmieni.
Nie mam dla Was żadnej dobrej rady odnośnie tych zainteresowań.
Po prostu mi smutno
Witaj Kochana!
Nie będę się wyróżniać i po raz kolejny usłyszysz "Twoja historia, to moja historia".. Rozumiem Cię doskonale, bo sama jestem w takiej sytuacji jak Ty. Wiecznie słyszę od chłopaków, że to niemożliwe, że taka dziewczyna jak Ty nie ma chłopala, że każdy by chciał mieć taka dziewczynę jak ja.. Studiuje 2 kierunki, pracuje, mam swoje cele, jestem dziewczyna z wartosciami i mozna powiedziec wszystkim.. Ponad rok temu poznałam chłopaka, naprawde na poziomie itp, itd. Zaangazowalam sie w ten zwiazek cala soba, on nagle stwierdzil ze nic do mnie nie czuje i mnie zostawil. Od tego czasu stanęłam w miejscu. Poznawalam chlopakow, to na imprezie, to na portalach randkowych, nawet nie pytaj jakie rozczarowanie przychodzilo. Dzis jestem w punkcie, w ktorym moge powiedzieć ze straciłam nadzieję, że poznam kogos takiego jak miałam. Na studiach nie ma możliwości bo to typowo babskie kierunki. Przeznaczenie? Już w nie nie wierzę, bo spotkalam taką osobę i został mi zabrany, w dodatku dziś szczęśliwy z inna. Nawet na sylwka nie miałam planow, kazdy ze swoja druga polowką, w końcu spędzam go w pracy.
Kochana, chciałam Ci tylko powiedzieć, że pomimo tego ze mam teraz ciezki czas, jednak nie tracmy tej nadziei!
Jestesmy zbyt wartosciowymi dziewczynami, dla ktorych nie jest przeznaczona samotnosc. Wierzę w to.
Choć dziś tak jak Ty, mam kolejny, samotny i smutny wieczór...
Ściskam Cię cieplutko!
36 2010-12-28 23:32:43 Ostatnio edytowany przez SamotnyMyśliciel (2010-12-28 23:33:52)
Moja historia też jest podobna ale poświęciłem trochę uwagi temu problemowi i trochę tekstu z tego wynikło
?Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa.?- Erich Maria Remarque
Problem, który w pewnym stopniu dotyczy(dotyczył) każdego człowieka. Poznałem osobiście ten termin dość niedawno. Czym jest samotność, dlaczego nas dotyka, Czy można od niej oszaleć? To pytania, które sam sobie niedawno stawiałem. Ponieważ byłem przerażony sytuacją, w której mnie doświadczyła a zrobiła to szybko i niespodziewanie. Można sobie w tym momencie człowieka wyrzuconego z bezpiecznej łódki w bezkres oceanu. Człowiek w tym momencie zaczyna się szamotać panicznie szuka ratunku. I są wtedy 3 wyjścia. Albo dany człowiek nauczy się pływać(oswoi się z tym bezkresem), Utonie podczas heroicznej walki o swoje życie albo ktoś go wyciągnie z tej otchłani.
Ja niestety nie otrzymałem od nikogo pomocnej dłoni. Pamiętam jak dziś dzień, w którym zdałem sobie sprawę, że jestem sam. Sam jeden na tym ogromnym świecie. To był moment, gdy zostałem wyrzucony przez rzeczywistość to tego bezkresnego oceanu, jakim jest samotność. Od razu zacząłem z tym walczyć, wypisywać do znajomych, biegać na imprezy jak opętany. Mimo tych wszystkich wysiłków zauważyłem, że zaczynam tonąć. Musiałem się zdecydować czy dalej szukać na siły pomocy w znajomych czy ?nauczyć się pływać?.
Wybrałem to drugie. Postanowiłem zastanowić się nad tym wszystkim zrozumieć, czym jest samotność rozważyć jej rolę w życiu człowieka,poznać ja, a nawet spróbować ją polubić. Pewnie zaraz niektórzy czytelnicy powiedzą ?Człowieku zastanów się, co piszesz, Przecież my wiemy, co to jest samotność z takim tekstami to sobie idź gdzieś indziej?. I w tym momencie niestety nie mogę wam przyjąć racji jedynie człowiek, który się nad tym zastanowi pędzie naprawdę potrafił zrozumieć, czym ona jest. Jeśli ktoś liczy zaraz na piękny ?opis z wikipedi?
Muszę go zmartwić, bo tak jak wcześniej pisałem będą tu zawarte moje i wyłącznie moje przemyślenia. Więc według mojej skromnej osoby świat był by o wiele lepszy, jeśli każdy człowiek zastanowiłby się nad istotą samotności, nie każe nikomu robić jakiś sesji czy czytać jakiś psychologicznych książek, chcę tutaj poprosić jedynie o chwilę zadumy nad tym problemem, który dotyka wielu ludzi. A wiele z nich już ?utonęła?. Takie niby błahe rozmyślanie może mieć na nas wielce zbawienny wpływ, ponieważ jedno mogę wam zapewnić samotność uczy pokory do własnej osoby. Każdy człowiek potrzebuję właśnie takiej chwili zadumy, lecz musicie też uważać żeby nie stać się innymi ludźmi. Zbyt długie rozmyślanie na temat samotności (a także wiele innych tematów z tej samej puli) może was zmienić nie do poznania. O tym przekonałem się na własnej skórze gdzie w ciągu pół roku moje wszystkie przekonania kształtowanie przez tyle lat legły w gruzach. I to wszystko przez zaledwie pół roku. Problem samotności nie występował kiedyś. Mam na myśli czasy gdzie zwykły szary człowiek nie miał czasu rozmyślać na takie tematy, bo większość osób myślała z niego on był tylko malutkim trybikiem w machinie. Cały postęp techniczny na przestrzeni tych wszystkich lat pogłębia w nas uczucie samotności jeszcze bardziej. Ludzie coraz częściej wolą z kimś pogadać na jakimś internetowym komunikatorze niż z kimś się spotkać na żywo. Ciekawy jestem jak to wszystko będzie wyglądało za 50 lat. Zapewnie niektórzy są ciekawi, co się dzieje z ludźmi, którzy toną w tych odmętach samotnosći. Tutaj mogę tak samo jak wy jedynie się domyślać jak może pracować umysł takiego człowieka. Zapewnie taka osoba starci ufność to ludzi, zamknię się w sobie. Nie będzie już osobą, którą kiedyś znaliśmy.
W skrajnych wypadkach pewnie targnie się na własne życie uważając, że nikogo napewno nic nie obchodzi. Została jeszcze kwestia osoby, która ?nauczyła się pływać? pogodziła się ze swoim stanem. Właśnie ja uważam się za taką osobę, osobę, która w ostatniej chwili zamiast się szamotać zaczęła utrzymywać się na wodzie. Taka osoba jest na granicy, cholernie cienkiej granicy. Granicy pomiędzy całkowitą samotnością a utrzymywaniem kontaktów z ludźmi. Osoba ta nie ma żalu do znajomych i przyjaciół, że nie podali jej pomocnej dłoni. Często jest wręcz przeciwnie są zadowoleni z tego położenia, w którym się znaleźli. Zaczynają lubić ta samotność, po którą mogą sięgnąć w każdej chwili bez obawy, że zostaną pochłonięci przez tą odchłań. Są na granicy racjonalnego myślenia a załamania z powodu swojego obecnego stanu. Ale to wszystko daje im coś, czego inny człowiek nie może zdobyć w żaden inny sposób. Daje im to poznanie, czym jest prawdziwa samotność bez popadanie w jej szaleńcze sidła. To jest bardzo ciekawe doświadczenie. Możemy wtedy zauważyć, że ludzie, którzy uważają, że jest parę rodzajów samotności dalej pływają na swojej bezpiecznej barce i nie mają pojęcia, o czym mówią.
Myślę, że powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia na ten temat oczywiście pytań jest o wiele więcej. Ja zadałem tylko te najbardziej powszechne. W następnym rozdziale postanowię zadać ich trochę więcej.W maksymalnym skrócie polubcie samotnosć i nauczcie się "pływać"
a ja pytam co jest ze mną nie tak, skoro mam dość samotności i chcę ją zmienić w stan 'ja + on = my' ale jak przejdą niewinne początki znajomości i już mogłoby się coś wydarzyć, to się boję i zaczynam uciekać... ?
A czego dokładnie się boisz? I przed czym uciekasz?
heh... po 1 nie wiem w ogole co robic... czy prowokowac spotkania, czy nie, pytac co o mnie mysli czy nie ... ciagle sie boje ze wyjde na nachalna a ktory facet takie laski lubi? a po 2 jak juz widze ze facet moglby mnie pocalowac np albo chwycic za reke to sie odsuwam, kamienieje... jakby paralizuje mnie mysl o tym co mogloby byc miedzy nami ... a tak bardzo bym chciala zeby cos bylo! i juz sama nie wiem czy powinnam dzialac, robic wszystko na 'hop siup - zyj chwila!' czy raczej czekac, dac temu czas, zobaczyc co wyjdzie... matko tyle mysli - czasem chcialabym moc zrobić off w mózgu ...