Witam.
Weszłam tu bo nie mam nawet komu się zwierzyć.
Nie mogę z nikim o tym porozmawiać. Bo wstydzę się tego co mnie spotkało.
....
A więc może przejdę do początku.
Jestem młodą kobietą, przed 30-stką.
3 lata temu wyjechałam z Polski. Wiadomo przyjeżdżałam na święta i odwiedzałam rodzinę regularnie.
Ogólnie wyjechałam w tych 3 latach 4 razy. Ten 4 raz.... odmienił moje życie po dzień dzisiejszy.
Zanim do tego przejdę, chcę napisać że byłam wesołą osobą, szczęśliwą przede wszystkim i uśmiechniętą.
Miałam pasję, trenowałam, lubiłam wychodzić do znajomych i poznawać nowe osoby.
Tymczasem wyjechałam 4 raz i ostatni. Tamtego roku latem przyjechałam do Polski na stałe.
W roku 2015 wyjechałam za granicę. Wszystko wyglądało dobrze po pierwszym tygodniu.
Trafiłam w miejsce które nazwałabym "piekłem" bo takim właśnie było.
Poznałam chłopaka, był czarujący z mroczną przeszłością.
Zakochałam się w nim bez pamięci.
Odkryłam w Nim tę mroczną stronę " po czasie"
Zakochaliśmy się bez pamięci.
Ja... dobra duszyczka bez nałogów, uśmiechnięta i z pomysłami na szczęście i życie.
On... zły chuligan z ulicznej mrocznej strony znający złe strony życia.
Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem to było najgorsze co mogłam dla własnego nieszczęścia.
Odkryłam że miał żonę i dzieci, nadużywał alkoholu i był dilerem.
Pękło mi serce.
Oddalałam się, odkryłam kolejną stronę... Był toksyczny.
Pozbawiał mnie rodziny, przyjaciół tylko on i ON nic więcej.
Każdy wieczór na fast foodach i piwie.
Zastanawiałam się gdzie jest ten facet którego poznałam wcześniej?
Idealnie przybierał maskę na kochającego faceta gdy chciałam odjeść.
Manipulował mną i uczuciami.
Nawet mnie pobił bo zabraniałam używek.
Przeszliśmy dwa lata ciężkiej męki.. biedę przez jego nałogi.
Płakałam i nie spałam, wykańczałam się powoli.
Zrozumiałam po dwóch latach że nie da się zmienić kogoś kto nie chce być inny i lepszy.
W pracy spotkałam koleżankę po 40-stce. Pogadałyśmy jak matka z córką.
Odeszłam.
Uciekłam.
Byłam wolna.
Ale życie z Nim odcisnęło piętno na moim życiu i moim "ego"
Każdy wieczór był z piwem i to zostało.
Mam ciągotki do piwa.
Uzależniłam się. Płaczę nieraz w nocy jak mogłam się stać kimś takim
Kiedyś byłam okazem zdrowia trenując.
Zniszczył mnie doszczętnie.
Przez własne nieudane życie.
Smutne ale prawdziwe.
Po powrocie do Polski po miesiącu spotkałam JEGO.
Ideał... sportowiec bez nałogów, patrzący w przyszłość i rodzinę.
Obawiam się że za późno dla mnie.
Jestem pozbawiona jakichkolwiek uczuć.
I nałóg piw o który kłócimy się codziennie.
Gdybym spotkała go zanim spotkała mnie ta droga przez piekło byłoby cudownie.
A ja nie mam siły na spory.
On mi tylko powie nie pij i koniec a nie wie jak ciężko mi pogodzić się z tym wszystkim.
Nie zasłużyłam na to. Mam wielkie serce dla potrzebujących rodziny i partnera a miłość potrafi przysłonić oczy.
Po wypiciu wieczorem rano nie mam sił pracować w pracy a muszę dawać radę.
Mimo to On widzi we mnie żonę i matkę jego dziecka ale popijając nie ma na to szans.
Chcę z tym walczyć ale to jest silniejsze.
Nigdy nie miałam z tym problemów i jak dalej żyć by nie zrujnować sobie znów życia....