Czesc Wam. Z gory przepraszam za brak polskich liter. Do rzeczy.
W polowie stycznia rozstalem sie z dziewczyna po 3-miesiecznym zwiazku (krotko, wiem ), ale dzialo sie tyle, ze nie macie pojecia. Mamy po 25 lat, czyli juz mlody nie jestem. Bylo cudownie, pelne zaangazowanie z jej strony, byla mna wniebowzieta. Bylem dla niej idealem i kogos takiego jeszcze nie poznala. W lozku mega (wszystko jej slowa). Ale pewnego dnia stwierdzila, ze potrzebuje tydzien wolnosci na poukladanie sobie jak ma to dalej wygladac. Ze ze mna nie bedzie szczesliwa itd. O co chodzi? O to, ze weekendy spedzala ze mna i zatesknila za kolezaneczkami i imprezami. Zarzucila mi, ze nie jestem towarzyski, ze ciagle chce byc sam na sam z nia i przez to nie pasujemy do siebie. Czy to nie oznacza, ze jeszcze niedojrzala do pewnych spraw mimo ze ma 3-letni zwiazek za soba? Zakonczyla go w marcu, poznalismy sie w pazdzierniku. Moze bylem tylko plastrem? No i owszem, poklocilismy sie, w emocjach glupie slowa i jej "nie bedziemy juz razem". Pokasowalem wszystko, nawet ja z fb, ale co z tego. Wiem, ze raczej nie ma nikogo, ale zeby od momentu rozstania sie nie odezwac ani slowem? Chyba pokazuje jak bardzo ma to gdzies albo jest tak mocna psychicznie i nie peknie.
Moje pytanie brzmi. Czy odnowic kontakt za miesiac, dwa, zadzwonic i zapytac co u niej jezeli nadal jest sama? Nie moge przestac o niej myslec. To sie nigdy nie skonczy... ciagle mnie to meczy, a pracujemy w jednej firmie, choc sie nie widzimy. Dla mnie juz nic bez niej nie ma sensu. Naprawde.