Terapia małżeńska, par... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SEKS, SEKSUALNOŚĆ, PSYCHOLOGIA » Terapia małżeńska, par...

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 331 ]

66

Odp: Terapia małżeńska, par...
nimfa_błotna napisał/a:
wilczysko napisał/a:

Akurat z uzewnętrznianiem na terapii nie mam problemu. To nie jest moja pierwsza terapia smile Zdążyłem się przyzwyczaić. Problem bywa z ubieraniem myśli, emocji w słowa.

Wilczysko, i jak terapia idzie? Jakiś postęp jest, efekty czujesz?
Podziel się jakimiś szczegółami smile
Ciekawa jestem, bo się kiedyś sama nad czymś takim zastanawiałam. Ale nie zdążyłam (bo się na szczęście moje małżeństwo zakończyło).

No cóż, idzie bardzo ciężko. Pozytywem jest pewnie to, że pewne rzeczy zostały wreszcie otwarcie powiedziane. Na terapii oboje staramy się pracować. Nie zamykamy się. Tego się bardzo obawiałem u żony, bo ja mam spore doświadczenie z terapiami, więc nie mam problemu z mówieniem. Niestety kiedy wracamy do domu to wracamy do swoich okopów. Trudno póki co określić czy z tej mąki jeszcze chleb będzie.

Dzięki, że pytasz smile

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:
nimfa_błotna napisał/a:
wilczysko napisał/a:

Akurat z uzewnętrznianiem na terapii nie mam problemu. To nie jest moja pierwsza terapia smile Zdążyłem się przyzwyczaić. Problem bywa z ubieraniem myśli, emocji w słowa.

Wilczysko, i jak terapia idzie? Jakiś postęp jest, efekty czujesz?
Podziel się jakimiś szczegółami smile
Ciekawa jestem, bo się kiedyś sama nad czymś takim zastanawiałam. Ale nie zdążyłam (bo się na szczęście moje małżeństwo zakończyło).

No cóż, idzie bardzo ciężko. Pozytywem jest pewnie to, że pewne rzeczy zostały wreszcie otwarcie powiedziane. Na terapii oboje staramy się pracować. Nie zamykamy się. Tego się bardzo obawiałem u żony, bo ja mam spore doświadczenie z terapiami, więc nie mam problemu z mówieniem. Niestety kiedy wracamy do domu to wracamy do swoich okopów. Trudno póki co określić czy z tej mąki jeszcze chleb będzie.

Dzięki, że pytasz smile

To nie za dobre wieści, że skutek żaden. Niby coś się na tej Waszej terapii dzieje, ale brak efektów?
A jakaś bliskość jest między Wami chociaż, coś się ruszyło czy nadal ta sama mizeria? Kiedy powinny być jakieś efekty? Terapeuta coś wspominał na ten temat?
Kiedy taką terapię uznaje się za bezskuteczną?
Przykre, jak wkładasz w coś swoją energię, czas, a i wszystko i tak jak krew w piach hmm

68

Odp: Terapia małżeńska, par...
nimfa_błotna napisał/a:
wilczysko napisał/a:
nimfa_błotna napisał/a:

Wilczysko, i jak terapia idzie? Jakiś postęp jest, efekty czujesz?
Podziel się jakimiś szczegółami smile
Ciekawa jestem, bo się kiedyś sama nad czymś takim zastanawiałam. Ale nie zdążyłam (bo się na szczęście moje małżeństwo zakończyło).

No cóż, idzie bardzo ciężko. Pozytywem jest pewnie to, że pewne rzeczy zostały wreszcie otwarcie powiedziane. Na terapii oboje staramy się pracować. Nie zamykamy się. Tego się bardzo obawiałem u żony, bo ja mam spore doświadczenie z terapiami, więc nie mam problemu z mówieniem. Niestety kiedy wracamy do domu to wracamy do swoich okopów. Trudno póki co określić czy z tej mąki jeszcze chleb będzie.

Dzięki, że pytasz smile

To nie za dobre wieści, że skutek żaden. Niby coś się na tej Waszej terapii dzieje, ale brak efektów?
A jakaś bliskość jest między Wami chociaż, coś się ruszyło czy nadal ta sama mizeria? Kiedy powinny być jakieś efekty? Terapeuta coś wspominał na ten temat?
Kiedy taką terapię uznaje się za bezskuteczną?
Przykre, jak wkładasz w coś swoją energię, czas, a i wszystko i tak jak krew w piach hmm

Mizieria taka jak była. Ale tak mówiąc szczerze to w tym momencie problem jest bardziej z mojej strony. Dużo rozmawialiśmy na ten temat na sesjach i żona zadeklarowała gotowość do "działania". Chciała, żebym jej powiedział jakie mam fantazje. Tylko, że problem w tym, że ja nie mam fantazji. No i tak tkwimy w zawieszeniu. Mea culpa.

Nie wiem kiedy taką terapię uznaje się za bezskuteczną. Ale na najbliższej sesji terapeutka ma coś powiedzieć w temacie czasu terapii i jakie widzi opcje.

Odp: Terapia małżeńska, par...

Nie masz fantazji? Tzn nie myślisz w ogóle o seksie i nie chcesz go? Ludzie sobie zakodowali, że fantazje, to musi być coś szalonego i niecodziennego, najlepiej jak najbardziej wyuzdanego, z odgrywaniem ról i cuda na kiju do tego. A powiedz jej po prostu,jak chciałbyś się kochać, jak lubisz, na co masz ochotę. A może spróbujcie się tylko rozebrać i przytulić nago, przypomnieć dotyk i ciepło drugiego człowieka. Nie musi zaraz być Kamasutra i fajerwerki.

70

Odp: Terapia małżeńska, par...
statystyczna_polka napisał/a:

Nie masz fantazji? Tzn nie myślisz w ogóle o seksie i nie chcesz go? Ludzie sobie zakodowali, że fantazje, to musi być coś szalonego i niecodziennego, najlepiej jak najbardziej wyuzdanego, z odgrywaniem ról i cuda na kiju do tego. A powiedz jej po prostu,jak chciałbyś się kochać, jak lubisz, na co masz ochotę. A może spróbujcie się tylko rozebrać i przytulić nago, przypomnieć dotyk i ciepło drugiego człowieka. Nie musi zaraz być Kamasutra i fajerwerki.

Masz rację, że fantazję utożsamia się z czymś szalonym i niecodziennym, wyuzdanym. Myślę o seksie. Ale mam blokadę. Z tyłu głowy mam to, że żona pragnie takiego seksu jakiego ja nie potrafię jej dać. Wewnętrzny krytyk nie daje spokoju.

Ale pomysł z rozebraniem i przytuleniem jest dobry. Przynajmniej jak dla mnie.

71 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-01-23 13:23:40)

Odp: Terapia małżeńska, par...

Fantazje, marzenia są potrzebne. Ale nie od razu Kraków zbudowano.. a świat się jutro nie kończy, więc może metoda małych kroków z których się można cieszyć jest dobra? smile

72

Odp: Terapia małżeńska, par...
Ela210 napisał/a:

Fantazje, marzenia są potrzebne. Ale nie od razu Kraków zbudowano.. a świat się jutro nie kończy, więc może metoda małych kroków jest dobra smile

Też tak myślę smile Inaczej to tutaj nie zadziała.

73

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:
statystyczna_polka napisał/a:

Nie masz fantazji? Tzn nie myślisz w ogóle o seksie i nie chcesz go? Ludzie sobie zakodowali, że fantazje, to musi być coś szalonego i niecodziennego, najlepiej jak najbardziej wyuzdanego, z odgrywaniem ról i cuda na kiju do tego. A powiedz jej po prostu,jak chciałbyś się kochać, jak lubisz, na co masz ochotę. A może spróbujcie się tylko rozebrać i przytulić nago, przypomnieć dotyk i ciepło drugiego człowieka. Nie musi zaraz być Kamasutra i fajerwerki.

Masz rację, że fantazję utożsamia się z czymś szalonym i niecodziennym, wyuzdanym. Myślę o seksie. Ale mam blokadę. Z tyłu głowy mam to, że żona pragnie takiego seksu jakiego ja nie potrafię jej dać. Wewnętrzny krytyk nie daje spokoju.

Ale pomysł z rozebraniem i przytuleniem jest dobry. Przynajmniej jak dla mnie.

Wilczysko , ja tak mniej więcej kojarzę problem, z jakim się tu zjawiłeś. Jeśli coś przekręcam, wybacz. smile


Sam napisałeś o wewnętrznym krytyku - jego głos potrafi skutecznie uprzykrzyć życie. Samemu trzeba sobie w głowie pewne rzeczy poukładać. Terapeuta pewnie coś wskaże, ale lata zaniedbań w tym obszarze swoje żniwo zebrały. Problem zdefiniowałeś w zasadzie sam - jest to niska samoocena. Pozostaje Ci tylko praca nad jej podniesieniem. smile Żmudna i trudna.

Mam nadzieję, że prowadzi Was kompetentny terapeuta, który wie, co robi. @ Statystyczna_polka dobrze,  według mnie,  doradza, aby zacząć od podstaw, skoro gdzieś się po drodze pogubiliście - stopniowe ponowne oswajanie się z nagością, dotykiem, delikatność, zapytanie czy to co robię jest przyjemne i taka sama informacja ZWROTNA dla drugiej osoby. To nie jest łatwe, wiem. smile Stopniowo można poszerzać zakres działań. To moim zdaniem jest ważne, żeby ta druga osoba wiedziała co robi dobrze, a co źle, bo ile osób płci obojga, tyle upodobań, różne są też doświadczenia. A chodzi i o bliskość emocjonalną oczywiście, ale i o przyjemność. Wiadomo.

Mam nadzieję, że terapia pomoże i trzymam nadal kciuki. Jednak musisz mieć świadomość, że istnieje coś takiego jak niedopasowanie seksualne, które jest szalenie frustrujące dla obu stron. Ludzi łączy wiele różnych spraw, a sfera seksualna jest JEDNĄ z nich. Odpowiecie sobie na pytanie czy na tyle ważną, że jeśli ona szwankuje, to łączy Was mocno wiele innych rzeczy, że jesteście jednak w stanie być razem pomimo tego braku. Różnie to u ludzi bywa. Jak tu czytam na forum - jedni bez seksu usychają, inni do niego aż takiej wagi nie przywiązują - przy czym w tej drugiej grupie przeważają kobiety.

Powiedz mi, Wilczysko , czy Wy w ogóle dużo ze sobą rozmawiacie, lubicie swoją obecność na co dzień, łączą Was jakieś wspólne pasje, zainteresowania, tematy?

Czasem da się pokonać kryzys czasem nie. Ile par, tyle zakończeń. Mnie się nie udało, ale choć jeszcze kilka miesięcy temu wydawał mi się to koniec świata, dziś mogę powiedzieć, że czasem szkoda czasu, nerwów i energii na ratowanie czegoś za wszelką cenę. Lepiej skupić się na sobie i zainwestować w nowe życie. Uwierz mi, że warto. smile

74

Odp: Terapia małżeńska, par...
I_see_beyond napisał/a:
wilczysko napisał/a:
statystyczna_polka napisał/a:

Nie masz fantazji? Tzn nie myślisz w ogóle o seksie i nie chcesz go? Ludzie sobie zakodowali, że fantazje, to musi być coś szalonego i niecodziennego, najlepiej jak najbardziej wyuzdanego, z odgrywaniem ról i cuda na kiju do tego. A powiedz jej po prostu,jak chciałbyś się kochać, jak lubisz, na co masz ochotę. A może spróbujcie się tylko rozebrać i przytulić nago, przypomnieć dotyk i ciepło drugiego człowieka. Nie musi zaraz być Kamasutra i fajerwerki.

Masz rację, że fantazję utożsamia się z czymś szalonym i niecodziennym, wyuzdanym. Myślę o seksie. Ale mam blokadę. Z tyłu głowy mam to, że żona pragnie takiego seksu jakiego ja nie potrafię jej dać. Wewnętrzny krytyk nie daje spokoju.

Ale pomysł z rozebraniem i przytuleniem jest dobry. Przynajmniej jak dla mnie.

Wilczysko , ja tak mniej więcej kojarzę problem, z jakim się tu zjawiłeś. Jeśli coś przekręcam, wybacz. smile


Sam napisałeś o wewnętrznym krytyku - jego głos potrafi skutecznie uprzykrzyć życie. Samemu trzeba sobie w głowie pewne rzeczy poukładać. Terapeuta pewnie coś wskaże, ale lata zaniedbań w tym obszarze swoje żniwo zebrały. Problem zdefiniowałeś w zasadzie sam - jest to niska samoocena. Pozostaje Ci tylko praca nad jej podniesieniem. smile Żmudna i trudna.

Mam nadzieję, że prowadzi Was kompetentny terapeuta, który wie, co robi. @ Statystyczna_polka dobrze,  według mnie,  doradza, aby zacząć od podstaw, skoro gdzieś się po drodze pogubiliście - stopniowe ponowne oswajanie się z nagością, dotykiem, delikatność, zapytanie czy to co robię jest przyjemne i taka sama informacja ZWROTNA dla drugiej osoby. To nie jest łatwe, wiem. smile Stopniowo można poszerzać zakres działań. To moim zdaniem jest ważne, żeby ta druga osoba wiedziała co robi dobrze, a co źle, bo ile osób płci obojga, tyle upodobań, różne są też doświadczenia. A chodzi i o bliskość emocjonalną oczywiście, ale i o przyjemność. Wiadomo.

Mam nadzieję, że terapia pomoże i trzymam nadal kciuki. Jednak musisz mieć świadomość, że istnieje coś takiego jak niedopasowanie seksualne, które jest szalenie frustrujące dla obu stron. Ludzi łączy wiele różnych spraw, a sfera seksualna jest JEDNĄ z nich. Odpowiecie sobie na pytanie czy na tyle ważną, że jeśli ona szwankuje, to łączy Was mocno wiele innych rzeczy, że jesteście jednak w stanie być razem pomimo tego braku. Różnie to u ludzi bywa. Jak tu czytam na forum - jedni bez seksu usychają, inni do niego aż takiej wagi nie przywiązują - przy czym w tej drugiej grupie przeważają kobiety.

Powiedz mi, Wilczysko , czy Wy w ogóle dużo ze sobą rozmawiacie, lubicie swoją obecność na co dzień, łączą Was jakieś wspólne pasje, zainteresowania, tematy?

Czasem da się pokonać kryzys czasem nie. Ile par, tyle zakończeń. Mnie się nie udało, ale choć jeszcze kilka miesięcy temu wydawał mi się to koniec świata, dziś mogę powiedzieć, że czasem szkoda czasu, nerwów i energii na ratowanie czegoś za wszelką cenę. Lepiej skupić się na sobie i zainwestować w nowe życie. Uwierz mi, że warto. smile

To jest fakt, że my jesteśmy niedopasowani seksualnie. Wiedziałem o tym już od jakiegoś czasu, a na terapii się to potwierdziło. Dla żony seks to tak naprawdę zwykła czynność, która ma przynieść satysfakcję. Ona seks nie koniecznie musi łączyć z uczuciem. Tak przynajmniej zrozumiałem to co powiedziała. W seksie lubi być zdominowana, intensywnie, mocno i nie długo. Ja natomiast jestem powolny, jak to ona mówi - romantyczny, nie dominujący itd. Ponieważ jej seks ze mną najwyraźniej nie grał, więc kompletnie wyłączyła tą sferę u siebie. Powiedziała, że dla niej nie stanowi to problemu.

Co do Twojego pytania to od dłuższego czasu my faktycznie prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. I chyba przestaliśmy lubić spędzać ze sobą czas. Nie mamy jakiś konkretnych pasji, zainteresowań, które by nas łączyły. U mnie jest ten problem, że bardzo mocno na obraz żony wpływa u mnie to jak układają się jej relacje z synem. A układają się bardzo źle. Pod względem emocjonalnym relacja jej z synem to wg mnie katastrofa. Ona jest wobec niego zbyt krytyczna, ciągne najeżona itp. Mnie ona przypomina bardzo moją matkę i mówiąc szczerze obawiam się jak to wpłynie kiedyś na syna. On ma inne geny niż ja i jest to inny typ charakterologiczny, ale widać, że on sobie sam też już z tą relacją nie radzi. Mnie osobiście trochę poraża takie podejście u kobiet, bo ja rozumiem, że męża można sobie zmienić. Nie ten, to inny. Ale dziecko ? I to jeszcze jedynak ?

75 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2018-01-23 16:38:41)

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wróżką nie jestem, żeby przewidzieć jak się skończy terapia w świetle powyższych informacji. Teraz już rozumiem na czym polega problem. Skoro żona wyraża chęć pracy nad sferą seksualną, to już coś. Nie będę jednak wchodzić w kompetencje seksuologa, aby nie szkodzić nieodpowiedzialnym pisaniem. Dwa różne temperamenty to z pewnością problem. Czy do rozwiązania? Czas pokaże.

Powiedzieć, że relacja chłopca z matką nie będzie miała wpływu na niego w przyszłości, byłoby zwykłym nadużyciem. sad Wiem, są matki zimne, niedostępne emocjonalnie, krytyczne wobec dzieci, nieumiejące z nimi rozmawiać,  głuche na potrzeby dziecka, tak samo jak bywają i tacy ojcowie. To wszystko wpływa na samoocenę dziecka i, w zależności od tego, kiedy ktoś zacznie zdawać sobie sprawę z wpływu, jaki miało na niego dzieciństwo i wczesna młodość, jakość późniejszego życia. W tym akceptacji siebie.

Jednak nie tylko rodzice mają wpływ na to, co zrobimy ze swoim życiem. I to jest ta dobra wiadomość . smile

Kontakt z adoptowanym synem masz dobry, prawda? smile

76

Odp: Terapia małżeńska, par...
I_see_beyond napisał/a:

Wróżką nie jestem, żeby przewidzieć jak się skończy terapia w świetle powyższych informacji. Teraz już rozumiem na czym polega problem. Skoro żona wyraża chęć pracy nad sferą seksualną, to już coś. Nie będę jednak wchodzić w kompetencje seksuologa, aby nie szkodzić nieodpowiedzialnym pisaniem. Dwa różne temperamenty to z pewnością problem. Czy do rozwiązania? Czas pokaże.

Powiedzieć, że relacja chłopca z matką nie będzie miała wpływu na niego w przyszłości, byłoby zwykłym nadużyciem. sad Wiem, są matki zimne, niedostępne emocjonalnie, krytyczne wobec dzieci, nieumiejące z nimi rozmawiać,  głuche na potrzeby dziecka, tak samo jak bywają i tacy ojcowie. To wszystko wpływa na samoocenę dziecka i, w zależności od tego, kiedy ktoś zacznie zdawać sobie sprawę z wpływu, jaki miało na niego dzieciństwo i wczesna młodość, jakość późniejszego życia. W tym akceptacji siebie.

Jednak nie tylko rodzice mają wpływ na to, co zrobimy ze swoim życiem. I to jest ta dobra wiadomość . smile

Kontakt z adoptowanym synem masz dobry, prawda? smile

Myślę, że tu nie ma co narzekać smile Pod tym względem jakoś wszystko się ułożyło od samego początku. Żona oczywiście twierdzi, że ja to bym mu na wszystko pozwolił, ale to nie jest tak. Wiele rzeczy mnie u niego wnerwia, ale myślę, że pewne rzeczy należy odpuścić, a jedne nie. On nie będzie taki jak by się chciało.

77 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-01-23 20:47:52)

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

. On nie będzie taki jak by się chciało.

Mam pewną koleżankę, która oprócz tego, że coś tam studiowała z psychologii, w ogóle jest mądrym człowiekiem. Powiedziała mi kiedyś: "Pozwól synowi być sobą". Staram się o tym pamiętać.
Co do okazywania uczuć dziecku, to być może Twoja żona postępuje nieświadomie. Pamiętam, jak w bardzo wczesnym dzieciństwie syna przyłapałam się na tym, że warczę na niego, bo byłam właśnie rozżalona i wściekła na męża. Odkąd sobie to uprzytomniłam, zwracam uwagę, by tak nie postępować.
Dla mnie mój syn jest absolutnym cudem i prezentem od losu, bo obawiałam się, że nie będzie mi dane przeżywać upragnionego macierzyństwa. Gdyby nie rozsądek i to, że sam już czasem protestuje przeciw czułościom, udusiłabym go z miłości i zagłaskała na śmierć wink

78

Odp: Terapia małżeńska, par...
I_see_beyond napisał/a:

Wróżką nie jestem, żeby przewidzieć jak się skończy terapia w świetle powyższych informacji. Teraz już rozumiem na czym polega problem. Skoro żona wyraża chęć pracy nad sferą seksualną, to już coś. Nie będę jednak wchodzić w kompetencje seksuologa, aby nie szkodzić nieodpowiedzialnym pisaniem. Dwa różne temperamenty to z pewnością problem. Czy do rozwiązania? Czas pokaże.

Wilku, no właśnie, coś się rozwiązało? Czas pokazał? Jakiś postęp?

79

Odp: Terapia małżeńska, par...
nimfa_błotna napisał/a:

Wilku, no właśnie, coś się rozwiązało? Czas pokazał? Jakiś postęp?

Nie ma postępu. Terapia się skończyła. Terapeutka uznała, że dalsze wspólne spotkania nie mają sensu. Zaleciła terapię indywidualną.
Gdybym miał powiedzieć jak to widzę, to powiedziałbym, że czarno.

80

Odp: Terapia małżeńska, par...

Jestem za tongue
...indywidualną terapią.

Każdy ma jakieś swoje problemy, które świetnie nadawałby się na indywidualną psychoterapię. Jak na to nałożysz problemy partnera/-ki, uwzględnisz interesy dziecka, psa, banku, ... to robi się jakaś ekstremalna mieszanka. Może rzeczywiście należałoby najpierw uporządkować śmietnik we własnej głowie, w sercu, a potem wiedząc co jest ważne, a co nie zabrać się za  naprawianie relacji.

Druga sprawa - nie każdy związek da się naprawić sad no ale to prawie napisałeś.
A teraz rozwiń myśl, co się dzieje między wami, ona chce ratować związek? czemu polegliście na wspólnej terapii? Problemy były nie do przejścia, czy brak zaangażowania?

81

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:
nimfa_błotna napisał/a:

Wilku, no właśnie, coś się rozwiązało? Czas pokazał? Jakiś postęp?

Nie ma postępu. Terapia się skończyła. Terapeutka uznała, że dalsze wspólne spotkania nie mają sensu. Zaleciła terapię indywidualną.
Gdybym miał powiedzieć jak to widzę, to powiedziałbym, że czarno.

U mnie odwrotnie - najpierw była indywidualna. Aż w końcu terapeutka powiedziała, że więcej nic nie może i jej rola się kończy, bo ona nie prowadzi terapii par, gdzie miała terapię indywidualną jednej strony (bezstronność). A że druga strona nie chciała terapii małżeńskiej, więc skończyło się.

82 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2018-03-30 06:53:00)

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Jestem za tongue
...indywidualną terapią.

Każdy ma jakieś swoje problemy, które świetnie nadawałby się na indywidualną psychoterapię. Jak na to nałożysz problemy partnera/-ki, uwzględnisz interesy dziecka, psa, banku, ... to robi się jakaś ekstremalna mieszanka. Może rzeczywiście należałoby najpierw uporządkować śmietnik we własnej głowie, w sercu, a potem wiedząc co jest ważne, a co nie zabrać się za  naprawianie relacji.

Druga sprawa - nie każdy związek da się naprawić sad no ale to prawie napisałeś.
A teraz rozwiń myśl, co się dzieje między wami, ona chce ratować związek? czemu polegliście na wspólnej terapii? Problemy były nie do przejścia, czy brak zaangażowania?

Byłem na indywidualnej terapii. Ostatnia trwała ponad dwa lata i zakończyłem ją z chwilą rozpoczęcia tej z żoną.

Co się dzieje między nami ? Do głowy przychodzi mi odpowiedź, że po prostu nic się nie dzieje. Kompletnie. Żyjemy coraz bardziej jak oddzielne byty. I wydaje mi się, że coraz częściej się po prostu nie lubimy. Czy ona chce ratować związek ? Z tego co twierdzi to tak. Polegliśmy na wspólnej terapii, bo jesteśmy zablokowani na swoich pozycjach. Na terapii rozmawialiśmy, ale po powrocie do domu znów zapadała cisza. Zacinaliśmy się w sobie. Może i jest to brak zaangażowania.

Coraz częściej myślę po co w tym tkwić. Ja nie mam poczucia, że mam żonę. Żona pewnie nie ma poczucia, że ma męża. Jedyna wartość dodatnia w tym związku to syn.

Może jest i tak, że ja po prostu permanentnie nie potrafię być szczęśliwy, że jestem "obrośnięty" już tak grubą skorupą, że rozbije się o nią każdy związek.

83 Ostatnio edytowany przez Averyl (2018-03-30 08:52:28)

Odp: Terapia małżeńska, par...

to trochę tak działa - idziesz na terapię, wreszcie jest komu się wyżalić, naprzeciwko siedzi osoba, która stwarza  wrażenie jakby cię rozumiała... ale finalnie, poza wygadaniem się, rozwiązywanie problemów leży po twojej stronie, wracasz do domu, a tam żona/mąż dalej nie rozumie, dalej jest bardziej skrzywdzona, dalej to jej nikt nie rozumie... i pat. Mówiąc o terapii indywidualnej myślałam, że oboje, nie tylko ty, co ona myśli o tym?

Czas jakiś temu zadałam mojemu facetowi pytanie, czy metodą małych kroków - czy jest coś takiego, co można byłoby wydzielić z całości i znaleźć rozwiązanie problemu... okazało się, że nie, małe sprawy nie rozwiązują dużych, a to te duże są ważne, innymi słowy z tej dużej skały nie da się ukruszyć nawet małej bryłki sad Generalnie jak rozmawiam z nim, to okazuje się, że on mnie nie rozumie, dokładnie wszystkiego nie rozumie! jakby nagle zaczynała mówić w innym nieznanym języku.
Mi to się wydaje, że ludzie w związkach są tak mocno skupieni na sobie, na swoich problemach, swoich krzywdach, swoich wyobrażeniach relacji, że nie są w stanie dostrzec czegokolwiek co ich łączy. Nawet jak idą na terapię małżeńską to często chcą, by to ta druga strona dopasowała się sad

84

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

to trochę tak działa - idziesz na terapię, wreszcie jest komu się wyżalić, na przeciwko siedzi osoba, która stwarza  wrażenie jakby cię rozumiała... ale finalnie, poza wygadaniem się, rozwiązywanie problemów leży po twojej stronie, wracasz do domu, a tam żona/mąż dalej nie rozumie, dalej jest bardziej skrzywdzona, dalej to jej nikt nie rozumie... i pat. Mówiąc o terapii indywidualnej myślałam, że oboje, nie tylko ty, co ona myśli o tym?

Czas jakiś temu zadałam mojemu facetowi pytanie, czy metodą małych kroków - czy jest coś takiego, co można byłoby wydzielić z całości i znaleźć rozwiązanie problemu... okazało się, że nie, małe sprawy nie rozwiązują dużych, a to te duże są ważne, innymi słowy z tej dużej skały nie da się ukruszyć nawet małej bryłki sad Generalnie jak rozmawiam z nim, to okazuje się, że on mnie nie rozumie, dokładnie wszystkiego nie rozumie! jakby nagle zaczynała mówić w innym nieznanym języku.
Mi to się wydaje, że ludzie w związkach są tak mocno skupieni na sobie, na swoich problemach, swoich krzywdach, swoich wyobrażeniach relacji, że nie są w stanie dostrzec czegokolwiek co ich łączy. Nawet jak idą na terapię małżeńską to często chcą, by to ta druga strona dopasowała się sad

Masz bardzo dużo racji. Mnie chyba ta terapia jeszcze bardziej uświadomiła, że jest tej całej sytuacji dużo mojej winy. Że jestem cholernie trudnym przypadkiem.

Nie wiem co żona myśli na temat swojej indywidualnej terapii. Czy w ogóle coś myśli. Wolę jej o to nie pytać, żeby nie było, że w jakiś sposób próbuję ją do tego popychać. To musi wyniknąć z jej własnej potrzeby. Jeśli jej nie czuje to nie ma to żadnego sensu.

85

Odp: Terapia małżeńska, par...

Każdy jest bardziej bądź mniej "trudnym" przypadkiem smile Chodzi o to, czy te "trudne" osobowości są do siebie komplementarne.

Nie znam recepty na naprawę związku, ale bardzo mnie rozczarowuje, jak ludzie niszczą nawet jakieś drobne przyjemne sytuacje, które mogłyby teoretycznie stać się jakąś bazą do odbudowy związku. Paradoksalnie - czasem terapia małżeńska jest czymś takim, przez 1,5 h siedzicie w tym samym pokoju i rozmawiacie ze sobą, a potem wracacie do domu i znowu brakuje rozmowy, porozumienia, jakieś komunikacji - wymiany myśli, podzielenia się swoimi odczuciami, wysłuchania.

86

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Każdy jest bardziej bądź mniej "trudnym" przypadkiem smile Chodzi o to, czy te "trudne" osobowości są do siebie komplementarne.

Nie znam recepty na naprawę związku, ale bardzo mnie rozczarowuje, jak ludzie niszczą nawet jakieś drobne przyjemne sytuacje, które mogłyby teoretycznie stać się jakąś bazą do odbudowy związku. Paradoksalnie - czasem terapia małżeńska jest czymś takim, przez 1,5 h siedzicie w tym samym pokoju i rozmawiacie ze sobą, a potem wracacie do domu i znowu brakuje rozmowy, porozumienia, jakieś komunikacji - wymiany myśli, podzielenia się swoimi odczuciami, wysłuchania.

U nas właśnie tak było.

Mam niestety wrażenie, że nasze "trudne" osobowości nie są do siebie komplementarne. I tego się nie da przeskoczyć.

87

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

Nie wiem co żona myśli na temat swojej indywidualnej terapii. Czy w ogóle coś myśli. Wolę jej o to nie pytać, żeby nie było, że w jakiś sposób próbuję ją do tego popychać. To musi wyniknąć z jej własnej potrzeby. Jeśli jej nie czuje to nie ma to żadnego sensu.

Przyszło mi jeszcze do głowy, że może jednak powinieneś z nią porozmawiać, nie naciskać, ale porozmawiać - co się dzieje, co wkrótce nastąpi, w jakim kierunku chcecie podążać. Nie znam twojej sytuacji, ale jeżeli ona czuję, że np. jest przez ciebie zaniedbywana, to taka postawa, że nie robisz względem niej pierwszego kroku, może być odbierana przez nią jako niechęć do zmian.
Poza tym, terapia trochę polega na tym, by wyjść ze swoje comfort zone, by jednak coś zmienić, spróbować inaczej. Poza deklaracją, potrzebne są działania, jeżeli ona sama z siebie nie czuje potrzeby popracowania nad sobą na terapii, jeśli z twoje strony nie dostaje sygnału, że liczysz na jej ruch, to niby skąd ma wyjść impuls do działania?

Oczywiście - sam wiesz najlepiej, co się dzieje między wami, być może to nie ma sensu.
Jeśli jednak nie ma sensu, to po co tkwicie w tym? po co oszukujecie się w temacie naprawiania związku, może lepiej zacząć pokojowe negocjacje, jak podzielić wspólne życie na pół? Taki marazm psychicznie wykańcza, poza tym taka bezradność może prowadzić do depresji.

88

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilczysko, bo mnie to trochę nurtuje - pisałeś, że kiedy podczas kolejnych sesji siedzieliście we trójkę, to byliście otwarci, zwłaszcza żona, wiele rzeczy zostało powiedzianych, wiele się o sobie samych wzajemnie dowiedzieliście, dlaczego więc potem tego już nie kontynuowaliście? Wydaje mi się, że to był doskonały punkt wyjścia do zmian. Człowiek czasem pewnych rzeczy nie robi z braku świadomości, że coś jest nie tak w ogóle lub z braku konkretów, ale jeśli twierdzi, że mu zależy, dostaje wskazówki, a mimo to nie wykazuje żadnego zaangażowania, to po co w ogóle było podejmować taką terapię?
Nie odnosisz wrażenia, że podjęliście ją tylko po to, aby sobie w przyszłości czegoś nie zarzucać, ale tak naprawdę oboje straciliście już motywację?

89

Odp: Terapia małżeńska, par...

Ja akurat ten schemat rozumiem: masz możliwość "pojechać po całości", wyrzucić z siebie całą złość na swojego partnera, najgorsze jego winy, a jednocześnie w cywilizowany sposób, twój partner nie wejdzie ci w słowo, musi wysłuchać, nie będzie krzyczeć, nie będzie podkręcania emocji, bo jednak jesteście w gabinecie, słucha tego wszystkiego trzecia osoba, która owszem wie, że np. okruszki na blacie w kuchni mogą być notorycznym powodem do kłótni, ale globalnie to bzdura, problemem jest, że oni nie potrafią znaleźć rozwiązania, żadne nie jest skłonne do ustępstw: jedno będzie się starać nie zostawiać okruszków, a drugie - nie reagować zbyt gwałtownie. W domu nie ma tej trzeciej osoby, widzisz okruszki i nie zdajesz sobie sprawy, że 5x było ok, a ty widzisz ten szósty przypadek, gdy z jakiegoś powodu są na blacie.
W jednej książce przeczytałam określenie "przeżuwacze" - odnośnie ludzi, którzy rozpamiętują swoje "krzywdy", dla których nawet pojedyncza sytuacja, jest utożsamiana ze stanem permanentnym, które generalnie nakręcają się jakimiś złymi myślami, wyolbrzymiają wpływ zdarzenia z przeszłości na teraźniejszość. Znacznie mniejszym wysiłkiem jest sprzątnąć te okruszki, niż nakręcać się myślami w stylu, że znowu mnie partner lekceważy, jestem taka urobiona/-ny, a możne nawet robi to celowo... w sytuacji, gdy oboje mieli się starać rozwiązywać problemy.

90

Odp: Terapia małżeńska, par...

Myślisz więc, Averyl, że głównym celem terapii może być wywalenie z siebie całej złości i 'otrzymanie' możliwości powiedzenia tego, co siedzi nam na sercu, nawet bez założenia, że będziemy to naprawiać, bo nam się chce, zależy nam, bo wiemy, że ma to jeszcze sens?
Nie podważam, pytam po prostu, bo nigdy nie uczestniczyłam w terapii dla par, a nawet w żadnej terapii, choć nie ukrywam, że czasem miałabym ochotę ze względu na ten obiektywizm niezaangażowanej emocjonalnie osoby trzeciej, w tym przypadku terapeuty.

91

Odp: Terapia małżeńska, par...
Olinka napisał/a:

Myślisz więc, Averyl, że głównym celem terapii może być wywalenie z siebie całej złości i 'otrzymanie' możliwości powiedzenia tego, co siedzi nam na sercu, nawet bez założenia, że będziemy to naprawiać, bo nam się chce, zależy nam, bo wiemy, że ma to jeszcze sens?

Nie, taka terapia nie miałaby sensu, kiedyś słyszałam takie zdania, że dobra terapia boli, że docierasz do takich prawd o sobie, że jednak podejmujesz próbę zmiany.
To co napisałam raczej było jakimś subiektywnym odbiorem słów Wilczyska - wg. niego terapia nie przyniosła efektu:

Wilczysko napisał/a:

Co się dzieje między nami ? Do głowy przychodzi mi odpowiedź, że po prostu nic się nie dzieje. Kompletnie. Żyjemy coraz bardziej jak oddzielne byty. I wydaje mi się, że coraz częściej się po prostu nie lubimy. Czy ona chce ratować związek ? Z tego co twierdzi to tak. Polegliśmy na wspólnej terapii, bo jesteśmy zablokowani na swoich pozycjach. Na terapii rozmawialiśmy, ale po powrocie do domu znów zapadała cisza. Zacinaliśmy się w sobie. Może i jest to brak zaangażowania.

Wg mnie nie należy poprzestawać na deklaracjach, tylko działać.  Co mu po tym, że jego żona twierdzi, że chce ratować związek, skoro wracają do domu i żadne nie podejmuje działań (nawet nieudanych!) by rzeczywiście coś zmieniło się w relacji?

92

Odp: Terapia małżeńska, par...
Olinka napisał/a:

Wilczysko, bo mnie to trochę nurtuje - pisałeś, że kiedy podczas kolejnych sesji siedzieliście we trójkę, to byliście otwarci, zwłaszcza żona, wiele rzeczy zostało powiedzianych, wiele się o sobie samych wzajemnie dowiedzieliście, dlaczego więc potem tego już nie kontynuowaliście? Wydaje mi się, że to był doskonały punkt wyjścia do zmian. Człowiek czasem pewnych rzeczy nie robi z braku świadomości, że coś jest nie tak w ogóle lub z braku konkretów, ale jeśli twierdzi, że mu zależy, dostaje wskazówki, a mimo to nie wykazuje żadnego zaangażowania, to po co w ogóle było podejmować taką terapię?
Nie odnosisz wrażenia, że podjęliście ją tylko po to, aby sobie w przyszłości czegoś nie zarzucać, ale tak naprawdę oboje straciliście już motywację?

Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czemu po terapii nie kontynuowaliśmy już tematów. Czasami może to był jakiś rodzaj urazy po tym co się usłyszało na terapii. My mieliśmy terapię zawsze w piątek i zauważyłem, że często przez to był zjebany cały łikend. Praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Poza tym myślę, że generalnie największym problemem jest to, że mamy całkowicie rozbieżne oczekiwania wobec siebie. Żonę irytuje to, że ja się z nią nie dzielę tym co się dzieje u mnie w ciągu dnia np. w pracy itd. Ale ja się nie dzielę, bo po pierwsze u mnie często nic się nie dzieje, a po drugie nauczyłem się już, że raczej nie mogę liczyć z jej strony na jakąś empatię. Nawet jeśli moje lęki, schizy są w jakiś sposób iracjonalne wg niej (może w ogóle) to dla mnie one są realne. Ale po paru próbach doszedłem do wniosku, że nie ma sensu dzielić się tym z nią, więc tego nie robię. Ona jest całkiem inna i przeważnie zawsze miała dużo do powiedzenia, choć ostatnimi czasy przyjęła taktykę, że ona też nic nie będzie mówić, no i w domu zapanowała totalna cisza (między nami). Ja wiem, że to jest po części moja wina, ale ja nigdy nie byłem gadułą. Taki już po prostu jestem.
Ja z kolei chciałbym od żony czuć jakieś ciepło, czułość, może przychylność, ale tego nie czuję. Od dawna. Żona jest nerwowa. Chciałaby, żeby wszystko było takie jak ona chce. Nie jest jakaś emocjonalna, czuła. Nie lubi się nawet całować. Z powodu mojego chrapania od ponad roku śpimy oddzielnie. I nigdy nie zauważyłem, żeby to stanowiło dla niej jakiś problem. Poszedłem na operację, która myślałem, że pomoże w tym problemie, ale nie pomogła. Ona moją decyzję o tej operacji wcale nie wspierała (twierdzi, że ze strachu).
Gdybym miał na prawdę ocenić co jest obecnie plusem w tym w zwiazku to jest to tylko syn. Nie czuję, że mam żonę. Mieszkałem długo sam i nie potrzebuję, żeby mnie ktoś opierał, prasował itd. Daję sobie z tym radę sam.

93

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wydaje mi się, że nieco (ale tylko nieco tongue) bardziej inicjatywa powinna być po twoje stronie - o ile ci zależy na małżeństwie

wilczysko napisał/a:

Żonę irytuje to, że ja się z nią nie dzielę tym co się dzieje u mnie w ciągu dnia np. w pracy itd. Ale ja się nie dzielę, bo po pierwsze u mnie często nic się nie dzieje, a po drugie nauczyłem się już, że raczej nie mogę liczyć z jej strony na jakąś empatię.

Zastanawiałeś się, po co jej wiedza co się dzieje w twoje pracy? Słusznie zauważyłeś, że ją to kompletnie nie obchodzi, ona, jak i znaczna część "masy pracującej" ma podobne problemy i o ile nie są to wieści, że wylatujesz z roboty, to zapewne ją to nie zainteresuje.
Potraktuj to jako pretekst do rozmowy, do jakiejkolwiek niekonfliktowej komunikacji. Równie dobrze możesz odwrócić sytuację, zadzwonić w ciągu dnia, czy wysłać jej sms z pytaniem jak się czuje, czy bez problemu dojechała do pracy, czy... cokolwiek, co sprawi, że ona poczuję, że istnieje w twoim życiu, że zdarza ci się czasem o niej myśleć. Jeśli jest gadułą, to sama zacznie nawijać. Są to tak nieistotne sprawy, że ty również nie musisz wykazywać się specjalną empatią, gdy będzie ci opowiadać, że np. jakaś wredna koleżanka, coś tam powiedziała/zrobiła przeciwko niej. Czasem możliwość wygadania załatwia sprawę, a przy okazji możecie zyskać miłą atmosferę.
Chcesz z nią porozmawiać o poważnych problemach? Powiedz jej to wcześniej, zaproponują, że zabierzesz ją na obiad i tam na spokojnie porozmawiacie. Dajcie sobie trochę czasu, by zastanowić się, co chcecie, a czego nie chcecie powiedzieć, jakie rozwiązanie byłoby ok, a co jest bardzo ważne dla każdego z was. Dobrze jest wyjść z domu, bo na zewnątrz nie będziecie się nakręcać emocjami, trochę jak w gabinecie - nie będzie gdzie uciec, odwrócić uwagę tv, kompem, czymkolwiek. Na początek nie brnij w bardzo trudne tematy (które mocno dotykają emocji, albo z różnych powodów nie mają akceptowalnego rozwiązania), spróbuj od czegoś małego, czegoś, co wydaje się, że ma rozwiązanie.

Jeśli nie poprawicie atmosfery w domu, jeśli zupełnie nie będziecie ze sobą rozmawiać, to również ty nie dostaniesz tego, co chcesz.

wilczysko napisał/a:

Ja z kolei chciałbym od żony czuć jakieś ciepło, czułość, może przychylność, ale tego nie czuję. Od dawna. Żona jest nerwowa. Chciałaby, żeby wszystko było takie jak ona chce. Nie jest jakaś emocjonalna, czuła. Nie lubi się nawet całować. Z powodu mojego chrapania od ponad roku śpimy oddzielnie. I nigdy nie zauważyłem, żeby to stanowiło dla niej jakiś problem.

Dla faceta najwygodniej byłoby, gdyby kobieta spała obok, na wyciągnięcie ręki... no i gdy mu się zachce, to robi swoje. U kobiety seks zaczyna się w głowie. Jeśli mijacie się, jeśli traktujesz ją jak powietrze, to ona nie przyjdzie do ciebie, nie zacznie się łasić, ocierać, nie wskoczy na ciebie big_smile wprost przeciwnie... ale to już wiesz.


Oczywiście twojej żonie też przydałaby się refleksja i trochę pracy nad waszą relacją, skoro deklaruje się, że jej zależy... ale jej tu nie ma, nie może przedstawić swojego stanowiska. Mogę się odnieść tylko do tego, co ty piszesz (co oczywiście nie oznacza, że zaangażowanie ma być po twojej stronie), a i tak moje uwagi mogą być zupełnie nietrafione sad.

94

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Wydaje mi się, że nieco (ale tylko nieco tongue) bardziej inicjatywa powinna być po twoje stronie - o ile ci zależy na małżeństwie

wilczysko napisał/a:

Żonę irytuje to, że ja się z nią nie dzielę tym co się dzieje u mnie w ciągu dnia np. w pracy itd. Ale ja się nie dzielę, bo po pierwsze u mnie często nic się nie dzieje, a po drugie nauczyłem się już, że raczej nie mogę liczyć z jej strony na jakąś empatię.

Zastanawiałeś się, po co jej wiedza co się dzieje w twoje pracy? Słusznie zauważyłeś, że ją to kompletnie nie obchodzi, ona, jak i znaczna część "masy pracującej" ma podobne problemy i o ile nie są to wieści, że wylatujesz z roboty, to zapewne ją to nie zainteresuje.
Potraktuj to jako pretekst do rozmowy, do jakiejkolwiek niekonfliktowej komunikacji. Równie dobrze możesz odwrócić sytuację, zadzwonić w ciągu dnia, czy wysłać jej sms z pytaniem jak się czuje, czy bez problemu dojechała do pracy, czy... cokolwiek, co sprawi, że ona poczuję, że istnieje w twoim życiu, że zdarza ci się czasem o niej myśleć. Jeśli jest gadułą, to sama zacznie nawijać. Są to tak nieistotne sprawy, że ty również nie musisz wykazywać się specjalną empatią, gdy będzie ci opowiadać, że np. jakaś wredna koleżanka, coś tam powiedziała/zrobiła przeciwko niej. Czasem możliwość wygadania załatwia sprawę, a przy okazji możecie zyskać miłą atmosferę.
Chcesz z nią porozmawiać o poważnych problemach? Powiedz jej to wcześniej, zaproponują, że zabierzesz ją na obiad i tam na spokojnie porozmawiacie. Dajcie sobie trochę czasu, by zastanowić się, co chcecie, a czego nie chcecie powiedzieć, jakie rozwiązanie byłoby ok, a co jest bardzo ważne dla każdego z was. Dobrze jest wyjść z domu, bo na zewnątrz nie będziecie się nakręcać emocjami, trochę jak w gabinecie - nie będzie gdzie uciec, odwrócić uwagę tv, kompem, czymkolwiek. Na początek nie brnij w bardzo trudne tematy (które mocno dotykają emocji, albo z różnych powodów nie mają akceptowalnego rozwiązania), spróbuj od czegoś małego, czegoś, co wydaje się, że ma rozwiązanie.

Jeśli nie poprawicie atmosfery w domu, jeśli zupełnie nie będziecie ze sobą rozmawiać, to również ty nie dostaniesz tego, co chcesz.

wilczysko napisał/a:

Ja z kolei chciałbym od żony czuć jakieś ciepło, czułość, może przychylność, ale tego nie czuję. Od dawna. Żona jest nerwowa. Chciałaby, żeby wszystko było takie jak ona chce. Nie jest jakaś emocjonalna, czuła. Nie lubi się nawet całować. Z powodu mojego chrapania od ponad roku śpimy oddzielnie. I nigdy nie zauważyłem, żeby to stanowiło dla niej jakiś problem.

Dla faceta najwygodniej byłoby, gdyby kobieta spała obok, na wyciągnięcie ręki... no i gdy mu się zachce, to robi swoje. U kobiety seks zaczyna się w głowie. Jeśli mijacie się, jeśli traktujesz ją jak powietrze, to ona nie przyjdzie do ciebie, nie zacznie się łasić, ocierać, nie wskoczy na ciebie big_smile wprost przeciwnie... ale to już wiesz.


Oczywiście twojej żonie też przydałaby się refleksja i trochę pracy nad waszą relacją, skoro deklaruje się, że jej zależy... ale jej tu nie ma, nie może przedstawić swojego stanowiska. Mogę się odnieść tylko do tego, co ty piszesz (co oczywiście nie oznacza, że zaangażowanie ma być po twojej stronie), a i tak moje uwagi mogą być zupełnie nietrafione sad.

Dzizasss tu nie chodzi nawet o ten cholerny seks. Tylko o dotyk w ogóle. Zresztą... U kobiety seks zaczyna się w głowie. A u faceta gdzie ? Też nie w głowie ? To ja chyba jakiś dziwny jestem. Wiesz co jest dla mnie najbardziej odpychającą rzeczą u żony ? Jej nerwowość, agresywność, chęć kontrolowania. Np. wstaje wczoraj rano i od pierwszego momentu są w domu wrzaski, bo młody nie robi czegoś tak jak ona by chciała. Od razu jest awantura. I tak naprawdę o bzdety. Od iluś lat tak jest. Syn od lat zachowuje się tak samo, a ona od lat nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że pewnych rzeczy się nigdy nie zmieni. Bo to jest taki typ.
A mnie to totalnie wku$wia, bo przypomina mi to swoją matkę i gównianą relację z nią. Kiedy była wiecznie niezadowolona.

95

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilczysko , na moje niefachowe oko to Ty od dawna jesteś nieszczęśliwy w pustym związku. Terapia zawiodła. Jednym pomaga, innym nie, czasem ludzie rozwiązują za jej pomocą problemy, innym razem jest ona ostatnim gwoździem do trumny tegoż związku, bo uświadamiają sobie w czym tak naprawdę tkwią.

Ewidentnie tym, co trzyma Ciebie przy żonie to syn. Może strach przed nieznanym. Może jeszcze nadzieja, że coś się zmieni.


Co by oznaczał dla Ciebie... rozwód?

96 Ostatnio edytowany przez Averyl (2018-04-01 15:04:32)

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

U kobiety seks zaczyna się w głowie. A u faceta gdzie ? Też nie w głowie ?

chodziło mi o troszeczkę coś innego - kobiety często "przeżuwają" wszelkie wydarzenia, a facet patrzy się na długie nogi... i ma ochotę, mylę się?

Nie namawiam cię do ratowania małżeństwa za wszelką cenę, ALE oszukujecie się oboje! Ona chce ratować związek - ale nic nie robi, ty też wolałbyś, by było fajnie, trochę zdajesz sobie sprawę ze swoich win, dostrzegasz jej winy... i pat! nic się nie dzieje.

Spróbuj sam sobie odpowiedzieć na pytanie - czego ty chcesz? co dla ciebie będzie dobre? jak będzie wyglądać twoje życie za 5, 10 lat? jak chcesz pokierować swoim życie?

A co do syna - na pewno rozwód bardzo dotknie dziecko, ale to co jest teraz między wami, też go dotyka! Wasza cisza, wasze awantury nawet jeśli syn nie jest ich świadkiem bezpośrednio, to je czuje i przeżywa po swojemu.

By the way - jak byliście na terapii, rozmawialiście o jej nerwowości?

97

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:
wilczysko napisał/a:

U kobiety seks zaczyna się w głowie. A u faceta gdzie ? Też nie w głowie ?

chodziło mi o troszeczkę coś innego - kobiety często "przeżuwają" wszelkie wydarzenia, a facet patrzy się na długie nogi... i ma ochotę, mylę się?

Nie namawiam cię do ratowania małżeństwa za wszelką cenę, ALE oszukujecie się oboje! Ona chce ratować związek - ale nic nie robi, ty też wolałbyś, by było fajnie, trochę zdajesz sobie sprawę ze swoich win, dostrzegasz jej winy... i pat! nic się nie dzieje.

Spróbuj sam sobie odpowiedzieć na pytanie - czego ty chcesz? co dla ciebie będzie dobre? jak będzie wyglądać twoje życie za 5, 10 lat? jak chcesz pokierować swoim życie?

A co do syna - na pewno rozwód bardzo dotknie dziecko, ale to co jest teraz między wami, też go dotyka! Wasza cisza, wasze awantury nawet jeśli syn nie jest ich świadkiem bezpośrednio, to je czuje i przeżywa po swojemu.

By the way - jak byliście na terapii, rozmawialiście o jej nerwowości?

Może i ja też jestem jakiś dziwny i inny, bo też "przeżuwam" większość wydarzeń. Nawet jeśli widzę te, jak to określasz, "długie nogi" i nawet jeśli miałbym na coś ochotę, to dla mnie jest to i tak jednak za mało. To mnie nigdy nie mobilizowało do jakiegoś działania. Pewnie wynikało to w dużej mierze z nieśmiałości, kompleksów itd. Te "długie nogi" zawsze pozostawały w jakiejś sferze marzeń, podziwu itd. ale tylko tyle. Nie wątpię, że mnóstwo facetów ma inaczej.

Nie umiem sobie jednoznacznie odpowiedzieć na pytania, które postawiłaś. To dla mnie "czarna dziura". Nawet nie próbuję sobie siebie wyobrażać za 5, 10 lat, bo to nie byłoby wesołe wyobrażenie.

Rozmawialiśmy na terapii o jej nerwowości. Żona twierdzi, że po prostu tak ma po ojcu. I nie wątpię, że ma rację. Jej ojciec był furiatem i rodzinnym despotą. Jego dzieci przejęły trochę tych cech.

98

Odp: Terapia małżeńska, par...
I_see_beyond napisał/a:

Wilczysko , na moje niefachowe oko to Ty od dawna jesteś nieszczęśliwy w pustym związku. Terapia zawiodła. Jednym pomaga, innym nie, czasem ludzie rozwiązują za jej pomocą problemy, innym razem jest ona ostatnim gwoździem do trumny tegoż związku, bo uświadamiają sobie w czym tak naprawdę tkwią.

Ewidentnie tym, co trzyma Ciebie przy żonie to syn. Może strach przed nieznanym. Może jeszcze nadzieja, że coś się zmieni.


Co by oznaczał dla Ciebie... rozwód?

Co by dla mnie oznaczał rozwód ? Na pewno porażkę. Jakieś potwiedzenie tego co o sobie myślę. Zwłaszcza ostatnio. Że chyba faktycznie nie nadaję się do związków i nie mam kobiecie nic do zaoferowania. Co poza tym ? Nie wiem.

Na pewno strach przed nieznanym jest czymś co mnie powstrzymuje przed ostatecznym krokiem. Może jest to też jakieś poczucie winy, że z mojego powodu życie żony i syna może się zmienić na gorsze.

To prawda. Od dłuższego czasu odczuwam pustkę tego związku. Nie czuję się w nim szczęśliwy. I nawet nie potrafię tego ukryć. Ale nie wiem czy ja w ogóle potrafię być szczęśliwy. Chyba nie.

99

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilczysko, a próbowałeś rozmawiać z żoną na temat tego, jak ona widzi Waszą przyszłość?
przecież po niej na pewno to nie spływa tylko też wie, że nie jest super.

100

Odp: Terapia małżeńska, par...
Lady Loka napisał/a:

Wilczysko, a próbowałeś rozmawiać z żoną na temat tego, jak ona widzi Waszą przyszłość?
przecież po niej na pewno to nie spływa tylko też wie, że nie jest super.

Nie próbowałem. Kiepsko nam wychodzą rozmowy na takie poważne tematy.

101

Odp: Terapia małżeńska, par...

To twraz wychodzą te wszystkie braki rozmów.
Prawda jest taka, że w końcu musicie się nauczyć ze sobą rozmawiać.
Mam wrażenie, że oboje wzięliście ślub trochę z braku innych opcji i wygody. A tak naprawdę różnicie się w podstawowych rzeczach.

102

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Nie, taka terapia nie miałaby sensu, kiedyś słyszałam takie zdania, że dobra terapia boli, że docierasz do takich prawd o sobie, że jednak podejmujesz próbę zmiany.

Być może kluczowym jest tutaj słowo "dobra", a niestety nie każda, nawet przeprowadzona przez profesjonalistę, daje kopa do zmian.

Ale może samo wywalenie złości też jest po coś, bo raz, że w końcu odważymy się głośno wyartykułować to, co dotąd było głęboko schowane, co z kolei daje poczucie oczyszczenia z negatywnych emocji, a dwa - być może druga strona uświadomiona w czym tkwi problem jednak w końcu podejmie działanie. To nie musi stać się od razu i niekoniecznie podczas terapii, ale jednak jeśli człowiek usłyszy coś, co nim potrząśnie, to ostatecznie może go to skłonić także do przemyślenia tematu i jakiejś konkretnej zmiany. Może, nie musi. W każdym razie jeśli nigdy nie zostanie mu to uświadomione, to nie stanie się to prawie na pewno.

Averyl napisał/a:

Co mu po tym, że jego żona twierdzi, że chce ratować związek, skoro wracają do domu i żadne nie podejmuje działań (nawet nieudanych!) by rzeczywiście coś zmieniło się w relacji?

Też tak sądzę. Nawet jeśli coś nie wychodzi, to już samo podejmowanie prób pokazuje w sposób dosyć klarowny, że chce się coś zmienić i szuka tej właściwej drogi. Najgorsza wydaje mi się absolutna bierność wskazująca na obojętność.

Wilku, Averyl ma rację, nie mamy możliwości poznania stanowiska Twojej żony, ale że mamy tutaj Ciebie, to ewentualne sugestie siłą rzeczy będę dotyczyły wyłącznie Twojej osoby.
Ja na przykład twierdzę, że wszystko ma swoją przyczynę, dlatego żony nerwowość, agresja i chęć kontrolowania także. Czy pytałeś kiedyś z czego na co dzień wynika jej impulsywne zachowanie i co mógłbyś zrobić, aby stała się spokojniejsza? Ona może być już mocno sfrustrowana, ale że nie potrafi mówić o tym wprost, to szuka tematów zastępczych, co stanowi sposób na odreagowanie, a przez Ciebie odbierane jest, zresztą słusznie, jako czepianie się. Być może od ojca zaczerpnęła wzorce, dlatego reaguje w taki, a nie inny, sposób, ale przecież jest jakieś tego podłoże. 

Czy na terapii otrzymaliście jakiekolwiek wskazówki, w jaki sposób powinniście się ze sobą komunikować, aby wynikało z tego coś konstruktywnego? Odnoszę niestety wrażenie, że Wy bez pomocy osoby trzeciej nie tylko tego nie robicie, ale nawet kompletnie nie potraficie ze sobą rozmawiać.

103

Odp: Terapia małżeńska, par...
Lady Loka napisał/a:

To twraz wychodzą te wszystkie braki rozmów.
Prawda jest taka, że w końcu musicie się nauczyć ze sobą rozmawiać.
Mam wrażenie, że oboje wzięliście ślub trochę z braku innych opcji i wygody. A tak naprawdę różnicie się w podstawowych rzeczach.

Możliwe, że tak faktycznie było.

104

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilku... a próbowałeś ostatnio być egoistą? Zamiast walić głową w mur pozwolić sobie na odrobinę egoizmu i zająć się sobą? Przede wszystkim sobą.
Byc dobrym dla samego siebie i się trochę porozpieszczać? Uwierzyć, że Ci wolno? Że nie musisz się karać za wasze niepowodzenia?

Bądź tak dobry dla siebie jak chciałbyś być dobry dla żony smile

105

Odp: Terapia małżeńska, par...
Olinka napisał/a:
Averyl napisał/a:

Nie, taka terapia nie miałaby sensu, kiedyś słyszałam takie zdania, że dobra terapia boli, że docierasz do takich prawd o sobie, że jednak podejmujesz próbę zmiany.

Być może kluczowym jest tutaj słowo "dobra", a niestety nie każda, nawet przeprowadzona przez profesjonalistę, daje kopa do zmian.

Ale może samo wywalenie złości też jest po coś, bo raz, że w końcu odważymy się głośno wyartykułować to, co dotąd było głęboko schowane, co z kolei daje poczucie oczyszczenia z negatywnych emocji, a dwa - być może druga strona uświadomiona w czym tkwi problem jednak w końcu podejmie działanie. To nie musi stać się od razu i niekoniecznie podczas terapii, ale jednak jeśli człowiek usłyszy coś, co nim potrząśnie, to ostatecznie może go to skłonić także do przemyślenia tematu i jakiejś konkretnej zmiany. Może, nie musi. W każdym razie jeśli nigdy nie zostanie mu to uświadomione, to nie stanie się to prawie na pewno.

Averyl napisał/a:

Co mu po tym, że jego żona twierdzi, że chce ratować związek, skoro wracają do domu i żadne nie podejmuje działań (nawet nieudanych!) by rzeczywiście coś zmieniło się w relacji?

Też tak sądzę. Nawet jeśli coś nie wychodzi, to już samo podejmowanie prób pokazuje w sposób dosyć klarowny, że chce się coś zmienić i szuka tej właściwej drogi. Najgorsza wydaje mi się absolutna bierność wskazująca na obojętność.

Wilczysko, Averyl ma rację, nie mamy możliwości poznania stanowiska Twojej żony, ale że mamy tutaj Ciebie, to ewentualne sugestie siłą rzeczy będę dotyczyły wyłącznie Twojej osoby.
Ja na przykład twierdzę, że wszystko ma swoją przyczynę, dlatego żony nerwowość, agresja i chęć kontrolowania także. Czy pytałeś kiedyś z czego na co dzień wynika jej impulsywne zachowanie i co mógłbyś zrobić, aby stała się spokojniejsza? Ona może być już mocno sfrustrowana, ale że nie potrafi mówić o tym wprost, to szuka tematów zastępczych, co stanowi sposób na odreagowanie, a przez Ciebie odbierane jest, zresztą słusznie, jako czepianie się. Być może od ojca zaczerpnęła wzorce, dlatego reaguje w taki, a nie inny, sposób, ale przecież jest jakieś tego podłoże. 

Czy na terapii otrzymaliście jakiekolwiek wskazówki, w jaki sposób powinniście się ze sobą komunikować, aby wynikało z tego coś konstruktywnego? Odnoszę niestety wrażenie, że Wy bez pomocy osoby trzeciej nie tylko tego nie robicie, ale nawet kompletnie nie potraficie ze sobą rozmawiać.

Nie było jakiś wskazówek. Zresztą z mojej wieloletniej praktyki z terapiami wnioskuję, że terapeuci raczej rzadko dają konkretne wskazówki.

Nerwowość żony wynika pewnie z różnych względów. Oprócz tego, że pewien typ zachowania wyniosła z domu, że przyjmuje postawę podobną do ojca w opozycji do postawy matki, która była wtedy bierna, spolegliwa i wystraszona. Podejrzewam, że jej nerwowość wynika też często z poczucia rozczarowania. Rozczarowania synem, że nie jest taki jak by chciała. Że ja nie jestem taki jak by chciała. Może też czasem odczuwa rozczarowanie sama sobą.

106

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:


Nerwowość żony wynika pewnie z różnych względów. Oprócz tego, że pewien typ zachowania wyniosła z domu, że przyjmuje postawę podobną do ojca w opozycji do postawy matki, która była wtedy bierna, spolegliwa i wystraszona. Podejrzewam, że jej nerwowość wynika też często z poczucia rozczarowania. Rozczarowania synem, że nie jest taki jak by chciała. Że ja nie jestem taki jak by chciała. Może też czasem odczuwa rozczarowanie sama sobą.

Nerwowość rzeczywiście może wynikać z różnych powodów - zaczynając od zaburzeń hormonalnych, choroby (można leczyć, by złagodzić objawy), czy poczucia bezradności, rozczarowania (praca nad sobą sad )... ale nie sądzę, by dziedziczyło się ją w takim kontekście, jak piszesz.  Oczywiście ktoś, kto wychował się w domu pełnym kłótni, może nie znać innych zachowań, ale to jest jego wybór, że powiela te złe zachowania, nawet brak wyboru (udawanie, że jestem jaki jestem, to inni są winni, że mnie denerwują) - jest pewnego rodzaju wyborem!
Wydaje mi się, że ta jej nerwowość, dominowanie to pewna forma przemocy, ona krzyczy, bo wokół niej są osoby słabsze (małe dziecko, ty - wybierający bierności, milczenie). Widzi, że może (nie ma wyraźnej dezaprobaty) tak się zachowywać, to pozwala sobie na więcej i więcej. Sama konstrukcja zwalania winy za własne emocje na innych, jest mocno niepokojąca. To nie zdarzenia są emocjami, tylko ich interpretacja wywołuje emocje (ta interpretacja może być pozytywna lub negatywna - a zdarzenie to samo). Dodatkowo przy postawie biernej jest to bardzo toksyczne. Nawet jeżeli nie masz wpływu (co tak naprawdę rzadko się zdarza) na jakąś sytuację, to masz wpływ na sposób interpretowania zdarzenia.
Mój facet też przypominał sobie tysiące problemów rano przed wyjściem do pracy, on wyrzucał z siebie, co mu leży na sercu, a ja zostawałam z problemami, które trzeba było rozwiązać ekspresowo. Też, przybiegał do mnie wkurzony i opier*** mnie za to, że dzieciak ma nie odrobione lekcję, czy coś tam zrobił.
W moim przypadku zadziałał spokój i stanowczość - od razu komunikowałam mu, że nie chcę słyszeć o żadnych problemach teraz. Gdybym wiedziała, że mam jeszcze martwić się o inne sprawy, to wstałabym 2h wcześniej, a tak mam czas tylko by umyć się, ubrać, zjeść śniadanie i wyjść z psem i nie chcę mieć zmarnowanego dnia! Problemy ze szkołą? Kilka razy zapytałam się, dlaczego zwraca się do mnie, czy ja mam odrobić za dzieciaka lekcję, czy on jest sierotą bez ojca?
Jeśli zastanowisz się na spokojnie, to zdasz sobie sprawę - jak krzywdząca jest postawa twojej żony względem dziecka, (ale również ciebie, siebie). To jest osobny człowiek, a nie marionetka, ma prawo być niedoskonały, nieudolny, uczyć się na własnych błędach.

107

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Nerwowość rzeczywiście może wynikać z różnych powodów - zaczynając od zaburzeń hormonalnych, choroby (można leczyć, by złagodzić objawy), czy poczucia bezradności, rozczarowania (praca nad sobą sad )... ale nie sądzę, by dziedziczyło się ją w takim kontekście, jak piszesz.  Oczywiście ktoś, kto wychował się w domu pełnym kłótni, może nie znać innych zachowań, ale to jest jego wybór, że powiela te złe zachowania, nawet brak wyboru (udawanie, że jestem jaki jestem, to inni są winni, że mnie denerwują) - jest pewnego rodzaju wyborem!
Wydaje mi się, że ta jej nerwowość, dominowanie to pewna forma przemocy, ona krzyczy, bo wokół niej są osoby słabsze (małe dziecko, ty - wybierający bierności, milczenie). Widzi, że może (nie ma wyraźnej dezaprobaty) tak się zachowywać, to pozwala sobie na więcej i więcej. Sama konstrukcja zwalania winy za własne emocje na innych, jest mocno niepokojąca. To nie zdarzenia są emocjami, tylko ich interpretacja wywołuje emocje (ta interpretacja może być pozytywna lub negatywna - a zdarzenie to samo). Dodatkowo przy postawie biernej jest to bardzo toksyczne. Nawet jeżeli nie masz wpływu (co tak naprawdę rzadko się zdarza) na jakąś sytuację, to masz wpływ na sposób interpretowania zdarzenia.
Mój facet też przypominał sobie tysiące problemów rano przed wyjściem do pracy, on wyrzucał z siebie, co mu leży na sercu, a ja zostawałam z problemami, które trzeba było rozwiązać ekspresowo. Też, przybiegał do mnie wkurzony i opier*** mnie za to, że dzieciak ma nie odrobione lekcję, czy coś tam zrobił.
W moim przypadku zadziałał spokój i stanowczość - od razu komunikowałam mu, że nie chcę słyszeć o żadnych problemach teraz. Gdybym wiedziała, że mam jeszcze martwić się o inne sprawy, to wstałabym 2h wcześniej, a tak mam czas tylko by umyć się, ubrać, zjeść śniadanie i wyjść z psem i nie chcę mieć zmarnowanego dnia! Problemy ze szkołą? Kilka razy zapytałam się, dlaczego zwraca się do mnie, czy ja mam odrobić za dzieciaka lekcję, czy on jest sierotą bez ojca?
Jeśli zastanowisz się na spokojnie, to zdasz sobie sprawę - jak krzywdząca jest postawa twojej żony względem dziecka, (ale również ciebie, siebie). To jest osobny człowiek, a nie marionetka, ma prawo być niedoskonały, nieudolny, uczyć się na własnych błędach.

Możliwe, że jest tak jak piszesz. Ona lubi rządzić, lubi jak coś jest tak jak ona chce. Często uważa, że robi coś najlepiej. Kiedy wydaje jakieś polecenie synowi to chce, żeby on to robił już natychmiast. A najczęściej tak nie jest. Syn ma już prawie 17 lat i coraz częściej wdaje się z nią w pyskówki, też reaguje nerwami. Ja mu się specjalnie nie dziwię. Staję nieraz w jego obronie, ale najczęściej się w ogóle już odcinam od ich awantur. Przez co żona nie tak dawno mi zarzuciła, że mnie na niczym nie zależy. Żona ma wydumane wymagania odnośnie ocen syna i z tego powodu też są awantury. On jest faktycznie leniwy. Nie lubi się uczyć i szczerze mówiąc nie bardzo umie się uczyć. Mnie na jego ocenach tak nie zależy, bo sam pamiętam, że w liceum byłem przeciętnym uczniem. Bardziej mi zależy na jego rozwoju emocjonalnym. Na szczęście nie jest obciążony moimi genami, ale geny biologicznego ojca też zachwycające nie były.

108 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-04-03 09:11:56)

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilku, od kilku dni waham się, czy napisać cokolwiek w twoim wątku. Jest mi tak zwyczajnie po ludzku przykro, że osoba, którą polubiłam za jej wrażliwość, ciepło, dystans do siebie, poczucie humoru i umiejętność wglądu cierpi w swoim własnym związku. Krzepiące jest to, że szukasz rozwiązań.
Pisałeś, że terapia, którą podjęliście wspólnie z żoną nie spełniła waszych oczekiwań, bo niczego nie zmieniła między wami. Nie byłabym tego taka pewna, bo jak sam piszesz spojrzałaś nieco inaczej na swój „wkład” w sytuację między wami, jesteś bardziej świadomy pewnych mechanizmów przyczynowo-skutkowych. O to chyba TEŻ chodzi w terapii. Ogromna szkoda, że mechanizm stosowany w terapii, czyli to, co zadziało się między tobą a twoją żoną na terapii nie udało się wam przenieść na domowy grunt. Mam na myśli umiejętności mówienia o tym, co każde z was uwiera i nie pozwala cieszyć się obecnością drugiej osoby podczas, gdy drugie słucha, czyli budowanie atmosfery zaufania i otwartości, zachęcającej do wymiany myśli i emocji oraz reagowania na siebie i swoje potrzeby w troskliwy i życzliwy sposób. A może to tak jest, że konieczny jest pewien okres bezwładności, potrzebny na poukładanie sobie w głowie tego, co na terapii się zadziało i zrozumienie, że w sumie to, co mówi(ł) partner nie jest „zarzutem” wobec mnie ale „wołaniem” o zobaczenie jego. Trzeba się przespać z tym, ile z tych rzeczy, które on(a) potrzebuje jestem w stanie dać i jakim kosztem. Nie wiem jak ty, Wilku, ja czasami trybię z opóźnieniem, jakbym miała spóźniony zapłon, ale nie sądzę, że jestem jakimś skrajnym przypadkiem wink

Chciałabym się ciebie dopytać o pewną kwestię związaną z dotykiem. Takim zwykłym dotykiem, nie pieszczotami, nie wymianą czułości (chociaż po części każdy dotyk, który mam na myśli jest wymiana czułości). Jak wiesz od pewnego czasu jestem sama i złapałam się na tym, jak bardzo brakuje mi właśnie takich drobnych gestów typu: złapanie za dłoń podczas spaceru albo objęcie ramieniem, niby przypadkowe obtarcie się, gdy np. mijamy się w kuchni, odciągnięcia kosmyków włosów z twarzy. Albo podczas nawet świątecznych nasiadówek przy stole to głaskanie po dłoni, ramieniu albo udzie, bawienie się kosmykami moich włosów. Takie niby drobiazgi, bo przecież nie mówię o buziakach, pocałunkach czy przytulkach, albo ukierunkowanych na łóżkowy finał pieszczotach, ale niesamowicie mi ich brak. Zaczęłam się więc przyglądać innym parom i odnoszę wrażenie, że im bliższy związek tym więcej jest tego rodzaju gestów. A jak to jest u ciebie? Dajesz? Otrzymujesz?

109

Odp: Terapia małżeńska, par...
summerka88 napisał/a:

Chciałabym się ciebie dopytać o pewną kwestię związaną z dotykiem. Takim zwykłym dotykiem, nie pieszczotami, nie wymianą czułości (chociaż po części każdy dotyk, który mam na myśli jest wymiana czułości). Jak wiesz od pewnego czasu jestem sama i złapałam się na tym, jak bardzo brakuje mi właśnie takich drobnych gestów typu: złapanie za dłoń podczas spaceru albo objęcie ramieniem, niby przypadkowe obtarcie się, gdy np. mijamy się w kuchni, odciągnięcia kosmyków włosów z twarzy. Albo podczas nawet świątecznych nasiadówek przy stole to głaskanie po dłoni, ramieniu albo udzie, bawienie się kosmykami moich włosów. Takie niby drobiazgi, bo przecież nie mówię o buziakach, pocałunkach czy przytulkach, albo ukierunkowanych na łóżkowy finał pieszczotach, ale niesamowicie mi ich brak. Zaczęłam się więc przyglądać innym parom i odnoszę wrażenie, że im bliższy związek tym więcej jest tego rodzaju gestów. A jak to jest u ciebie? Dajesz? Otrzymujesz?

Jest kiepsko. Nie daję i nie otrzymuję. Z dotykiem zawsze miałem problem. W domu rodzinnym nie kultywowało się dotykania, przytulania itd. Potem jakoś też nikt mnie nie chciał dotykać. A ja z kolei miałem ogromną nieśmiałość i strach np. przed próbą wzięcia dziewczyny za rękę. Jedyną taką możliwością dla mnie był taniec. To wtedy można było poczuć ciało dziewczyny. Żona też jest osobą, którą nie ciągnie do dotyku. Też wywodzi się z rodziny o "zimnym chowie".
Dla mnie jakąś zawsze okazją do dotyku było wspólne zasypianie. Wtedy próbowałem żonę obejmować, dotykać itd. Ale żona od dłuższego czasu kompletnie nie reagowała na to. To było jak dotykanie manekina. A czasem nawet zdarzało się, że odganiała to jak jakąś "uporczywą muchę". Sama z siebie bardzo rzadko się do mnie przytulała, dotykała. Za to np. kiedy gdzieś wychodziliśmy to łapała mnie za rękę. I powiem szczerze, że to mnie zaczęło denerwować, bo miałem wrażenie, że za tym stoi jakaś forma demonstracji, a nie realna potrzeba bliskości. Ale może źle to oceniam.
Odkąd śpimy oddzielnie, a jest tak już ponad rok to tej bliskości nie ma w ogóle. Parokrotnie próbowałem się przyjść do żony i ją dotykać, ale znów miałem to wrażenie, że nie ma żadnej interakcji. Żona sama z siebie nigdy do mnie nie przychodziła. Zresztą ona to otwarcie mówi, że nie lubi się całować, przytulać też raczej nie bardzo.

110

Odp: Terapia małżeńska, par...

Skoro nie da się naprawić relacji, skoro nie chcesz/nie możesz się rozwieść, to jedyne co możesz zrobić, to zadbać o siebie.

Napisałeś, że już byłeś na kilku psychoterapiach. Kiedy pracowałeś nad sobą, to coś ci te spotkania przyniosły, coś zmieniłeś w swoim sposobie funkcjonowania, myślenia?

111 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-04-03 10:02:36)

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilku a może zdecyduj się na radykalny krok i posadź siebie i żonę przy stole i powiedz najbardziej wprost i stanowczo co jest według Ciebie źle i co Ci leży na sercu. Tak z odwagą. Chodzi o to żeby nią wstrząsnąć, dopóki wszystko rozgrywa się w niedopowiedzeniach i braku dialogu to można na wiele rzeczy przymknąć oko i udawać że ich nie ma ale może dobrze by Wam zrobiło skonfrontowanie się z tym wszystkim wprost. Wydajesz się wrażliwym i spokojnym człowiekiem ale przełam się. Po prostu powiedz to wszystko i zobacz co Ci odpowie. W sumie co masz do stracenia?

112

Odp: Terapia małżeńska, par...
jjbp napisał/a:

Wilku a może zdecyduj się na radykalny krok i posadź siebie i żonę przy stole i powiedz najbardziej wprost i stanowczo co jest według Ciebie źle i co Ci leży na sercu. Tak z odwagą. Chodzi o to żeby nią wstrząsnąć, dopóki wszystko rozgrywa się w niedopowiedzeniach i braku dialogu to można na wiele rzeczy przymknąć oko i udawać że ich nie ma ale może dobrze by Wam zrobiło skonfrontowanie się z tym wszystkim wprost. Wydajesz się wrażliwym i spokojnym człowiekiem ale przełam się. Po prostu powiedz to wszystko i zobacz co Ci odpowie. W sumie co masz do stracenia?

To już było. Próbowałem parę razy nią wstrząsnąć, ale to nic nie dało. Pomijając to co zostało powiedziane na terapii to kiedyś jak już widziałem, że sprawy się pogarszają, a rozmowa nam kompletnie nie wychodzi, to parokrotnie spisywałem swoje przemyślenia i wysyłałem jej w formie maila. Nigdy nie odpisywała. Nigdy to też nie dawało jakiegoś impulsu do rozmowy.

113

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

Skoro nie da się naprawić relacji, skoro nie chcesz/nie możesz się rozwieść, to jedyne co możesz zrobić, to zadbać o siebie.

Napisałeś, że już byłeś na kilku psychoterapiach. Kiedy pracowałeś nad sobą, to coś ci te spotkania przyniosły, coś zmieniłeś w swoim sposobie funkcjonowania, myślenia?

Cholernie ciężko mi to ocenić. Żona twierdzi, że nie widziała, żeby ostatnia moje terapia trwająca ponad 2 lata coś zmieniła. Tamtą terapię już zakończyłem, ale myślę o tym, żeby się spotkać indywidualnie z terapeutką, która prowadziła naszą terapię.

114

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

To już było. Próbowałem parę razy nią wstrząsnąć, ale to nic nie dało.

Przy jej dominującym charakterze i twoim wycofanym... to chyba ona mogłaby tobą wstrząsnąć tongue

wilczysko napisał/a:

Cholernie ciężko mi to ocenić. Żona twierdzi, że nie widziała, żeby ostatnia moje terapia trwająca ponad 2 lata coś zmieniła. Tamtą terapię już zakończyłem, ale myślę o tym, żeby się spotkać indywidualnie z terapeutką, która prowadziła naszą terapię.

a co TY myślisz o efektach swojej terapii?

Może trafiasz na kiepskich psychoterapeutów, starałeś czytać jakieś książki psychologiczne, szukać czegoś dla siebie, pracować nad tym, co tobie przeszkadza w sobie, w funkcjonowaniu, w radzeniu z życiowymi sytuacjami?

115

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

Jest kiepsko. Nie daję i nie otrzymuję. Z dotykiem zawsze miałem problem. W domu rodzinnym nie kultywowało się dotykania, przytulania itd. Potem jakoś też nikt mnie nie chciał dotykać. A ja z kolei miałem ogromną nieśmiałość i strach np. przed próbą wzięcia dziewczyny za rękę. Jedyną taką możliwością dla mnie był taniec. To wtedy można było poczuć ciało dziewczyny. Żona też jest osobą, którą nie ciągnie do dotyku. Też wywodzi się z rodziny o "zimnym chowie".

Też się wychowywałam w zimnym domu, gdzie dbanie o dziecko ograniczało się do zaspokojenia potrzeb bytowych typu jedzenie, miejsce do spania, zeszyty do szkoły. I też mam z tego powodu deficyty, nigdy nie będę milusią przytulanką, ale jednak uzależniłam się od dotyku drugiego człowieka. Dotyku, przez który przekazuje się i odbiera ciepłe uczucia, bo tak ten dotyk interpretuję.
Piszesz, źe nie dajesz i nie otrzymujesz. A nie chciałbyś spróbować i zacząć go na początek dawać, może z czasem zostanie to odwzajemnione? Nie masz czasami ochoty dotknąć dłoni albo ramienia żony np. gdy z nią rozmawiasz? Chodzi też o to, że podczas dotyku wytwarzają się odpowiedzialne za poczucie więzi hormony jak oksytocyna i wazopresyna. Antropolodzy twierdzą nawet, że nawet jeśli nie mamy ochoty na dotyk czy seks, to już po mniej więcej pięciu minutach bycia blisko siebie pobudzone zostają do działania wspomniane hormony więzi i dobrego samopoczucia. Może więc warto spróbować? smile


wilczysko napisał/a:

Dla mnie jakąś zawsze okazją do dotyku było wspólne zasypianie. Wtedy próbowałem żonę obejmować, dotykać itd. Ale żona od dłuższego czasu kompletnie nie reagowała na to. To było jak dotykanie manekina. A czasem nawet zdarzało się, że odganiała to jak jakąś "uporczywą muchę". Sama z siebie bardzo rzadko się do mnie przytulała, dotykała. Za to np. kiedy gdzieś wychodziliśmy to łapała mnie za rękę. I powiem szczerze, że to mnie zaczęło denerwować, bo miałem wrażenie, że za tym stoi jakaś forma demonstracji, a nie realna potrzeba bliskości. Ale może źle to oceniam.
Odkąd śpimy oddzielnie, a jest tak już ponad rok to tej bliskości nie ma w ogóle. Parokrotnie próbowałem się przyjść do żony i ją dotykać, ale znów miałem to wrażenie, że nie ma żadnej interakcji. Żona sama z siebie nigdy do mnie nie przychodziła. Zresztą ona to otwarcie mówi, że nie lubi się całować, przytulać też raczej nie bardzo.

To, że żona nie reagowała na twój dotyk nie oznacza, że go nie potrzebowała lub nie lubiła. Jak pisałam ja też nie jestem przylepą i np. nie dla mnie jest spanie na tzw. łyżeczkę, ale wciąż szukam stopami albo dłonią męża w łóżku. Nie musi przylegać do mnie, ale lubię go mieć na odległość dłoni - to mnie uspakaja, daje poczucie bezpieczeństwa.

A jeśli chodzi o odbieranie złapania za dłoń jako demonstracji, to co w tym złego? Myślę, że nie chodzi o samo łapanie przez twoja żonę za twoja dłoń, ale nie wiem jeszcze o co się za tym kryje. Masz pomysł?

116

Odp: Terapia małżeńska, par...

Wilczysko,odnośnie Twojego syna.
Wychowałem się w takiej rodzinie.
Powiem Ci jedno.Im bardziej będziesz zostawiał go bez wsparcia ,mam na myśli to że jeśli widzisz że atak żony jest bezpodstawny - natychmiast ja zastopuj.Na jego oczach niezależnie od awantury na linii Ty ona.

W tej chwili zostawiasz go samemu sobie.
Źle to zabrzmi ale nie dajesz męskiego wzorca,budujesz w nim przekonanie że kobieta może Wszystko.A.fsxet nie ma prawa reagowac.
Przykro mi jeśli Cię tym uraze, ale tak to wygląda oczami dziecka.U mnie poszło to łagodniejszym torem,bo mam taki a nie inny charakter.Ale długo wzorem ojca,zagryzalem zęby i lagodzilem sytuacje.
Pomyśl o tym ok?

117

Odp: Terapia małżeńska, par...

Summerka88 - coś w tym jest co piszesz. Np. są dni przytulania, w pierwszej chwili brzmi to absurdalnie - jak to przytulać się do obcego człowieka, a potem okazuje się, że można i jest fajna energia. Nie byłam nigdy na terapii zbiorowej, ale kiedyś byłam na kursie psychologii pozytywnej, gdzie było kilka ćwiczeń... więc to działa smile

118

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Chciałabym się ciebie dopytać o pewną kwestię związaną z dotykiem. Takim zwykłym dotykiem, nie pieszczotami, nie wymianą czułości (chociaż po części każdy dotyk, który mam na myśli jest wymiana czułości). Jak wiesz od pewnego czasu jestem sama i złapałam się na tym, jak bardzo brakuje mi właśnie takich drobnych gestów typu: złapanie za dłoń podczas spaceru albo objęcie ramieniem, niby przypadkowe obtarcie się, gdy np. mijamy się w kuchni, odciągnięcia kosmyków włosów z twarzy. Albo podczas nawet świątecznych nasiadówek przy stole to głaskanie po dłoni, ramieniu albo udzie, bawienie się kosmykami moich włosów. Takie niby drobiazgi, bo przecież nie mówię o buziakach, pocałunkach czy przytulkach, albo ukierunkowanych na łóżkowy finał pieszczotach, ale niesamowicie mi ich brak. Zaczęłam się więc przyglądać innym parom i odnoszę wrażenie, że im bliższy związek tym więcej jest tego rodzaju gestów. A jak to jest u ciebie? Dajesz? Otrzymujesz?

Jest kiepsko. Nie daję i nie otrzymuję. Z dotykiem zawsze miałem problem. W domu rodzinnym nie kultywowało się dotykania, przytulania itd. Potem jakoś też nikt mnie nie chciał dotykać. A ja z kolei miałem ogromną nieśmiałość i strach np. przed próbą wzięcia dziewczyny za rękę. Jedyną taką możliwością dla mnie był taniec. To wtedy można było poczuć ciało dziewczyny. Żona też jest osobą, którą nie ciągnie do dotyku. Też wywodzi się z rodziny o "zimnym chowie".
Dla mnie jakąś zawsze okazją do dotyku było wspólne zasypianie. Wtedy próbowałem żonę obejmować, dotykać itd. Ale żona od dłuższego czasu kompletnie nie reagowała na to. To było jak dotykanie manekina. A czasem nawet zdarzało się, że odganiała to jak jakąś "uporczywą muchę". Sama z siebie bardzo rzadko się do mnie przytulała, dotykała. Za to np. kiedy gdzieś wychodziliśmy to łapała mnie za rękę. I powiem szczerze, że to mnie zaczęło denerwować, bo miałem wrażenie, że za tym stoi jakaś forma demonstracji, a nie realna potrzeba bliskości. Ale może źle to oceniam.
Odkąd śpimy oddzielnie, a jest tak już ponad rok to tej bliskości nie ma w ogóle. Parokrotnie próbowałem się przyjść do żony i ją dotykać, ale znów miałem to wrażenie, że nie ma żadnej interakcji. Żona sama z siebie nigdy do mnie nie przychodziła. Zresztą ona to otwarcie mówi, że nie lubi się całować, przytulać też raczej nie bardzo.

Jak to czytam to widzę,że ja chyba mam też problem z dotykaniem.Mam wrażenie,ze dotyk mojego męża jest jakiś taki...natarczywy i odsuwam się.U mnie to jest od jakiegoś czasu.Może to ma związek generalnie z moim zdrowiem? Od pewnego czasu dotyk mnie boli,męczą mnie bardzo dźwięki,wydaje mi się,że każdy dźwięk jest za głośny,nie cierpię gdy mąż śpiewa pod prysznicem,czy gdy pogwizduje w ogrodzie,nie mogę znieść gdy córka mówi głośno bo się wygłupia.Może to trzeba leczyć?

119

Odp: Terapia małżeńska, par...
summerka88 napisał/a:

Też się wychowywałam w zimnym domu, gdzie dbanie o dziecko ograniczało się do zaspokojenia potrzeb bytowych typu jedzenie, miejsce do spania, zeszyty do szkoły. I też mam z tego powodu deficyty, nigdy nie będę milusią przytulanką, ale jednak uzależniłam się od dotyku drugiego człowieka. Dotyku, przez który przekazuje się i odbiera ciepłe uczucia, bo tak ten dotyk interpretuję.
Piszesz, źe nie dajesz i nie otrzymujesz. A nie chciałbyś spróbować i zacząć go na początek dawać, może z czasem zostanie to odwzajemnione? Nie masz czasami ochoty dotknąć dłoni albo ramienia żony np. gdy z nią rozmawiasz? Chodzi też o to, że podczas dotyku wytwarzają się odpowiedzialne za poczucie więzi hormony jak oksytocyna i wazopresyna. Antropolodzy twierdzą nawet, że nawet jeśli nie mamy ochoty na dotyk czy seks, to już po mniej więcej pięciu minutach bycia blisko siebie pobudzone zostają do działania wspomniane hormony więzi i dobrego samopoczucia. Może więc warto spróbować? smile


To, że żona nie reagowała na twój dotyk nie oznacza, że go nie potrzebowała lub nie lubiła. Jak pisałam ja też nie jestem przylepą i np. nie dla mnie jest spanie na tzw. łyżeczkę, ale wciąż szukam stopami albo dłonią męża w łóżku. Nie musi przylegać do mnie, ale lubię go mieć na odległość dłoni - to mnie uspakaja, daje poczucie bezpieczeństwa.

A jeśli chodzi o odbieranie złapania za dłoń jako demonstracji, to co w tym złego? Myślę, że nie chodzi o samo łapanie przez twoja żonę za twoja dłoń, ale nie wiem jeszcze o co się za tym kryje. Masz pomysł?

Pewnie jestem na typ punkcie przewrażliwiony, ale po paru razach, kiedy poczułem się jakby "odtrącony", albo zignorowany tym brakiem interakcji to się najnormalniej zblokowałem. I jest mi z tym coraz trudniej. Ale próbuję jeszcze czasami. Ostatnio np. jak byliśmy razem w kinie na "Pitbullu" to trzymałem długo żonę za rękę. No tylko, że też jakoś nie odczuwałem tej interakcji. Może ja wymagam czegoś abstrakcyjnego, niemożliwego, głupiego. Ale naprawdę można na mały gest reagować jakimś innym małym gestem. Takim, żeby tej drugiej stronie dać znać. To może być nawet mały pocałunek w policzek. To jest naprawdę cholernie smutne, ale gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, to nie wchodziłbym w ten związek. Ale na początku było inaczej.

120 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2018-04-03 11:46:33)

Odp: Terapia małżeńska, par...
Pirx napisał/a:

Wilczysko,odnośnie Twojego syna.
Wychowałem się w takiej rodzinie.
Powiem Ci jedno.Im bardziej będziesz zostawiał go bez wsparcia ,mam na myśli to że jeśli widzisz że atak żony jest bezpodstawny - natychmiast ja zastopuj.Na jego oczach niezależnie od awantury na linii Ty ona.

W tej chwili zostawiasz go samemu sobie.
Źle to zabrzmi ale nie dajesz męskiego wzorca,budujesz w nim przekonanie że kobieta może Wszystko.A.fsxet nie ma prawa reagowac.
Przykro mi jeśli Cię tym uraze, ale tak to wygląda oczami dziecka.U mnie poszło to łagodniejszym torem,bo mam taki a nie inny charakter.Ale długo wzorem ojca,zagryzalem zęby i lagodzilem sytuacje.
Pomyśl o tym ok?

Rozumiem to co piszesz. Tylko, że kiedy staję w obronie syna, to spotykam się zarzutem, że podważam autorytet żony, że nie powinienem przy nim jej krytykować. Ja to rozumiem, tylko że realnie to jest ciężko w momencie jak jest kryzysowa sytuacja odczekać ileś czasu, żeby się nadarzyła sposobność, aby wyrazić swoje zdanie bez obecności syna. Po jakimś czasie to już po prostu emocje opadają i nie mam ochoty wracać do sprawy.
Szlag mnie trafia kiedy widzę w mojej żonie swoją matkę. Ja nie twierdzę, że syn nie jest też bez winy, bo on naprawdę, jak to się dzisiaj mówi, ma ewidentnie "wyjebane" na pewne kwestie. I nic nie jest w stanie go zmienić. I to są często takie prozaiczne głupie sprawy, które naprawdę nie są fizyką kwantową i można je sobie przyswoić, no ale ten typ nie jest w stanie tego zrobić. Nie wiem czy to jest taka konstrukcja psychiczna, czy czasami jest to też jakiś wyraz buntu. Może jedno i drugie. W każdym razie ja uważam, że mądrością jest też rozdzielanie spraw o które warto kruszyć kopię i te które już należy odpuścić. Żona niestety ma z tym problem. Mimo, że za rok syn będzie miał 18-tkę to żona go wciąż pyta, czy się spakował do szkoły. Mnie ręce opadają jak to słyszę. Gdybym chciał być upierdliwy i konfliktowy to naprawdę często darłbym z nią koty, bo uważam, że jest nadopiekuńcza, że za bardzo chce go kontrolować i absolutnie nie uczy go samodzielnego myślenia i pilnowania swoich spraw. Myśli za niego. A żeby było śmieszne to żona ma wykształcenie pedagogiczne big_smile Dobrze, że nie pracuje w zawodzie.
Jest też jeszcze jedna kwestia dotycząca mojego reagowania. Zauważyłem, że syn kiedy wdaje się w kłótnie z żoną to nieraz używa moich argumentów i słów. A robi to nie zawsze kiedy ma rację. I z tym też nie czuję się dobrze. Tak więc z tym dawaniem męskiego wzorca to nie jest zupełnie tak. W moim domu ojciec był stroną jednoznacznie dominującą nad matką. Był domowym Darth Vaderem przez którego matka płakała i zawsze musiało być tak jak on chce. Myślisz, że to mi zbudowało dobry męski wzorzec ? Akurat całkiem odwrotnie.

121 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-04-03 11:50:49)

Odp: Terapia małżeńska, par...
wilczysko napisał/a:

Pewnie jestem na typ punkcie przewrażliwiony, ale po paru razach, kiedy poczułem się jakby "odtrącony", albo zignorowany tym brakiem interakcji to się najnormalniej zblokowałem. I jest mi z tym coraz trudniej. Ale próbuję jeszcze czasami. Ostatnio np. jak byliśmy razem w kinie na "Pitbullu" to trzymałem długo żonę za rękę. No tylko, że też jakoś nie odczuwałem tej interakcji. Może ja wymagam czegoś abstrakcyjnego, niemożliwego, głupiego. Ale naprawdę można na mały gest reagować jakimś innym małym gestem. Takim, żeby tej drugiej stronie dać znać. To może być nawet mały pocałunek w policzek. To jest naprawdę cholernie smutne, ale gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, to nie wchodziłbym w ten związek. Ale na początku było inaczej.

Wilku, mi się wydaje, a po lekturze wielu smutnych wątków na tym forum, zbliżam się do przekonania, że cholernie trudną rzeczą, moźe najtrudniejszą w związku jest utrzymanie „atmosfery” z początku relacji tak żeby związek wciąż był dla obojga świeży i atrakcyjny. Chyba celem terapii par jest też odnalezienie tego, co nas do siebie przyciągnęło oraz zbadanie co poszło nie tak, żeby wyciągnąć wnioski i więcej nie powtarzać tych doświadczeń, które ludzi od siebie oddalają, za to wzmacniać to wszystko, co nas w sobie zafascynowało. Przecież jeśli między tobą a twoja żona było kiedyś gorąco, przyjemnie, bezpiecznie, czy co tam was obojga przekonało do tego, że to jest mężczyzna/kobieta dla mnie, to trzeba się zastanowić, co to było i spróbować przywrócić ten stan, w którym byliście drużyną działającą wspólnie na rzecz wzajemnej atrakcyjności. No i trzeba się zastanowić co się takiego stało, że przestało wam się chcieć robić wszystko, żeby między wami było tak jak na początku, albo inaczej, żeby to, co was do siebie przyciągnęło rozwijało się, przeobrażało się, kwitło, rodziło owoce. To trzeba rozmawiać, mówić i słuchać. Nie wystarczy godzina w tygodniu na fotelu u terapeuty.

122 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2018-04-03 12:04:16)

Odp: Terapia małżeńska, par...
Averyl napisał/a:

a co TY myślisz o efektach swojej terapii?

Może trafiasz na kiepskich psychoterapeutów, starałeś czytać jakieś książki psychologiczne, szukać czegoś dla siebie, pracować nad tym, co tobie przeszkadza w sobie, w funkcjonowaniu, w radzeniu z życiowymi sytuacjami?

Jeśli chodzi o tą ostatnią terapię indywidualną to pewnie faktycznie to nie było warte tych pieniędzy. Może po prostu chciałem mieć możliwość wygadania się, ale realnie gówno z tego wynikło. Chociaż z drugiej strony to może to, że w końcu przycisnąłem, żebyśmy poszli na wspólną terapię jest też jakimś efektem tej indywidualnej, bo ta kwestia była wielokrotnie omawiana na sesjach. Dojrzewałem do tej decyzji.

Może faktycznie nie trafiałem na takiego terapeutę na jakiego powinienem. A może ja jestem sam cholernie opornym przypadkiem, który po prostu lubi nielubić siebie i czuć się nieszczęśliwy.

123 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2018-04-03 12:11:55)

Odp: Terapia małżeńska, par...
summerka88 napisał/a:

Wilku, mi się wydaje, a po lekturze wielu smutnych wątków na tym forum, zbliżam się do przekonania, że cholernie trudną rzeczą, moźe najtrudniejszą w związku jest utrzymanie „atmosfery” z początku relacji tak żeby związek wciąż był dla obojga świeży i atrakcyjny. Chyba celem terapii par jest też odnalezienie tego, co nas do siebie przyciągnęło oraz zbadanie co poszło nie tak, żeby wyciągnąć wnioski i więcej nie powtarzać tych doświadczeń, które ludzi od siebie oddalają, za to wzmacniać to wszystko, co nas w sobie zafascynowało. Przecież jeśli między tobą a twoja żona było kiedyś gorąco, przyjemnie, bezpiecznie, czy co tam was obojga przekonało do tego, że to jest mężczyzna/kobieta dla mnie, to trzeba się zastanowić, co to było i spróbować przywrócić ten stan, w którym byliście drużyną działającą wspólnie na rzecz wzajemnej atrakcyjności. No i trzeba się zastanowić co się takiego stało, że przestało wam się chcieć robić wszystko, żeby między wami było tak jak na początku, albo inaczej, żeby to, co was do siebie przyciągnęło rozwijało się, przeobrażało się, kwitło, rodziło owoce. To trzeba rozmawiać, mówić i słuchać. Nie wystarczy godzina w tygodniu na fotelu u terapeuty.

Ja sobie zdaję sprawę z tego, że związek zawsze ewoluuje i nie ma powrotu do emocji, które towarzyszą jego początkom. Chociaż u nas było tak, że na początku też fajerwerków jakiś nie było. Zwłaszcza z mojej strony. Trochę zazdroszczę ludziom, którzy przeszli przez taką fazę bezrefleksyjnego, głupiego zakochania. To taki haj, którego nigdy nie doświadczyłem. Mnie perspektywa związku po prostu przerażała. Tym bardziej, że wchodziłem w związek, który wydawał mi się czymś kompletnie karkołomnym dla mnie. To był związek na odległość z kobietą z dzieckiem, która miała popieprzoną sytuację życiową, nie miała pracy, skończonych studiów, za to miała długi po związku z ojcem dziecka. Myślałem, że porywam się z motyką na słońce, bo ja z kolei nie miałem żadnych doświadczeń w związkach, żadnych doświadczeń w kontaktach z dziećmi. Z jednej strony coś mi mówiło, żeby wiać jak najprędzej, a z drugiej coś mnie ciągnęło. Miałem deprechę i nerwicę. W głowie totalny mętlik. Czułem się jak jakiś świr. Jak na początku ostatniej terapii terapeutka zapytała o początek naszego związku to nie wiedziałem jak o tym mówić. Było mi naprawdę głupio.

Najgorsze jest to, że teraz czasem pojawia się taka myśl, że może jednak źle oceniłem tę sytuację.

124

Odp: Terapia małżeńska, par...
gojka102 napisał/a:

Jak to czytam to widzę,że ja chyba mam też problem z dotykaniem.Mam wrażenie,ze dotyk mojego męża jest jakiś taki...natarczywy i odsuwam się.U mnie to jest od jakiegoś czasu.Może to ma związek generalnie z moim zdrowiem? Od pewnego czasu dotyk mnie boli,męczą mnie bardzo dźwięki,wydaje mi się,że każdy dźwięk jest za głośny,nie cierpię gdy mąż śpiewa pod prysznicem,czy gdy pogwizduje w ogrodzie,nie mogę znieść gdy córka mówi głośno bo się wygłupia.Może to trzeba leczyć?

U Ciebie to jest jakaś głębsza sprawa. Przychodzi mi do głowy, że może tu chodzi o jakieś zmiany hormonalne, ale to takie zgadywanie. Może jakiś psychiatra, albo nawet ginekolog coś mógłby podpowiedzieć np. jakie badania powinnaś zrobić.

125

Odp: Terapia małżeńska, par...

Zaciekawiło mnie to, co piszecie o dotyku, bo ja mam z tym od zawsze pewien problem.

Nie chce jednak ściągać watku wilka na inny tor - ma ktos ochotę pokontynuowac ten temat w osobnym topiku?

126

Odp: Terapia małżeńska, par...
Iceni napisał/a:

Zaciekawiło mnie to, co piszecie o dotyku, bo ja mam z tym od zawsze pewien problem.

Nie chce jednak ściągać watku wilka na inny tor - ma ktos ochotę pokontynuowac ten temat w osobnym topiku?

Możesz of topować. Luzik. Nie jestem tu alfą i omegą smile

127

Odp: Terapia małżeńska, par...

dawaj Iceni smile

ogólnie ja też jestem trochę z zimnego chowu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przytulił mnie ktoś z rodziny, tego, że ktoś tu mnie kocha też nie słyszałam. Może mówili jak miałam 5 lat, ale tego to zupełnie nie pamiętam. Od kiedy zaczęłam chodzić skończyły się zdjęcia z mamą i dzieckiem na rękach.

Za to u mnie wyewoluowało to w nieustanną potrzebę dotykania drugiej osoby smile teraz jak jestem w szczęśliwym związku i jesteśmy gdzieś razem, to cały czas mnie nosi i cały czas potrzebuję kontaktu skóra do skóry. Najchętniej bym się przytulała całe dnie, ale mój partner trochę narzeka, że za dużo tulenia, za mało rozmowy, więc próbuję w sobie sama znaleźć jakiś kompromis. Jak razem zamieszkamy to wreszcie będę w stanie przesypiać całe noce, bo już się nam zdarzyło u siebie nawzajem nocować i teraz jak sama zasypiam to strasznie źle mi się śpi. A z drugiej strony walczę sama ze sobą, bo wiem, że druga osoba w moim życiu nie jest po to, żeby mnie cały czas przytulać i ehh, trudne to strasznie.

Wilczek, a opowiedziałbyś coś więcej o początkach Waszego związku?
Chyba, że jest tutaj jakiś jeszcze Twój temat wink

128 Ostatnio edytowany przez adiafora (2018-04-03 12:25:45)

Odp: Terapia małżeńska, par...

sorry, ale zadne terapie nie sprawią, ze będziesz TYM facetem dla swojej zony. Chyba juz kilka osób gdzieś wczesniej pisało, ze jesteś dla niej opcja zapasową. Nie kocha Cie i nigdy nie kochała. Nie pociagasz jej jako facet.  Jesteście razem bo ona jako samotna kobieta z dzieckiem potrzebowała spokojnego, odpowiedzialnego faceta. Dlatego na poczatku, przed slubem bylo lepiej. A teraz... Przeciez nie powie Ci tego prosto w oczy bo takich rzeczy się nie mowi.  Stad terapie nic nie zmienią. One sa tylko na pokaz i dla Twojego swietego spokoju, zebys nie mogl jej zarzucic, ze nie zalezy jej i ze sie nie stara. No to Ci mowi, ze przeciez jej zalezy bo gdyby nie, to by nie zgodzila sie na terapie.
Sam się oszukujesz wierząc, ze cokolwiek się zmieni. Boisz się odejść. Wiele osób tkwi w także ch układach bo nie maja odwagi zaczynać od nowa albo nie wierzą, ze będzie im lepiej. W sumie to sam szukasz wymowek dla siebie. Nie chcesz odejsc choc jestes nieszczesliwy w tym ukladzie, ale, jak piszesz, moze nie potrafisz być szczesliwy, z kimkolwiek i gdziekolwiek. W domysle - po co wiec cokolwiek zmieniac skoro bedzie tak samo...

129

Odp: Terapia małżeńska, par...
adiaphora napisał/a:

sorry, ale zadne terapie nie sprawią, ze będziesz TYM facetem dla swojej zony. Chyba juz kilka osób gdzieś wczesniej pisało, ze jesteś dla niej opcja zapasową. Nie kocha Cie i nigdy nie kochała. Nie pociagasz jej jako facet.  Jesteście razem bo ona jako samotna kobieta z dzieckiem potrzebowała spokojnego, odpowiedzialnego faceta. Dlatego na poczatku, przed slubem bylo lepiej. A teraz... Przeciez nie powie Ci tego prosto w oczy bo takich rzeczy się nie mowi.  Stad terapie nic nie zmienią. One sa tylko na pokaz i dla Twojego swietego spokoju, zebys nie mogl jej zarzucic, ze nie zalezy jej i ze sie nie stara. No to Ci mowi, ze przeciez jej zalezy bo gdyby nie, to by nie zgodzila sie na terapie.
Sam się oszukujesz wierząc, ze cokolwiek się zmieni. Boisz się odejść. Wiele osób tkwi w także ch układach bo nie maja odwagi zaczynać od nowa albo nie wierzą, ze będzie im lepiej.

Pewnie masz trochę racji, ale myślę, że jednak aż tak wyrachowana nie była. Ale może jestem naiwny.

130

Odp: Terapia małżeńska, par...
Lady Loka napisał/a:

Wilczek, a opowiedziałbyś coś więcej o początkach Waszego związku?
Chyba, że jest tutaj jakiś jeszcze Twój temat wink

A co byś chciała wiedzieć ? Szczerze mówiąc nie bardzo lubię o tym opowiadać. To nie jest romantyczna historia.

Posty [ 66 do 130 z 331 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SEKS, SEKSUALNOŚĆ, PSYCHOLOGIA » Terapia małżeńska, par...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024