Jestem 43-letnią samotną mamą małego dziecka, mieszkam od 3 lat w średniej wielkości mieście i czuję się bardzo źle. Przez ten czas nie zdołałam tutaj nikogo poznać w sensie choćby zakolegowania się, jakichś regularnych spotkań, o przyjaźni czy miłości nie wspomnę... Jestem zdana na siebie, dziecko jeszcze nie uczęszcza do przedszkola, siedzimy całe dnie razem w domu, wszędzie muszę brać je z sobą - i lubię to, ale jednak... tęsknię za towarzystwem dorosłych. Dziecko nie jest w stanie (i nie powinno) wypełnić mi całego życia. Całe moje poprzednie życie, przyjaciele i znajomi pozostali w jednym z największych miast, to zamknięty rozdział - nie mam już niestety możliwości powrotu.
Czy jest ktoś w podobnej sytuacji? jak sobie radzicie? a co z brakiem seksu, bliskości? od ponad 3 lat nikt mnie nie dotknął...
2 2017-10-04 14:12:59 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2017-10-04 14:16:54)
Witaj, tyle było podobnych wątków w tym dziale. Poczytaj sobie. Z pewnością znajdziesz jakąś sensowną radę.
Ja miałam podobny problem, mała mieścina, zero znajomych. Wprawdzie był mąż, ale mając depresję nie czułam w nim wsparcia, byłam sama na siebie skazana, zero pomocy od rodziny. Do rzeczy...
Chodzisz na spacery z dzieckiem? Na plac zabaw, do parku? To najlepsza okazja by kogoś poznać. Gdy z małą chodziłam codziennie o stałych godzinach, to widywałam te same twarze. Czasem siadałyśmy obok siebie na ławce. Z czasem któraś się uśmiechnęła, któraś skomentowała jakieś zdarzenia z udziałem dziecka.... i tak się zaczęła kleić rozmowa. Podobnie na spacerach w parku spotykałam stałe osoby z pieskami, dziećmi na rowerach i hulajnogach.
Szukaj okazji by zagadać.
Może jest u Ciebie jakiś Dom Kultury? U nas odbywają się rożne zajęcia, czasem cyklicznie, organizowane są jakieś wyjazdy itp. Moze są zajęcia dla takich maluszków np. taneczne, plastyczne. To kolejna okazja by zapoznać inne matki, bo dzieci się zaprzyjaźniają ze sobą, chcą się odwiedzać, umawiają się na spacery, a matki w tym czasie ze sobą rozmawiają.
To tyle w kwestii dziecka, na pozostałe pytania na razie nie umiem Ci odpowiedzieć, gdyż mnie nie dotyczyły.
Dzięki za odzew. Sęk w tym, że próbowałam, nadal próbuję robić to o czym mówisz - spacery, place zabaw, uśmiech, zagajenie, gadka szmatka... i nic. Być może problem leży w tym, że większość mam jest jednak sporo młodsza, i nie mają ochoty na znajomość ze mną, nie wiem. Wyszłam nawet "do ludzi" z pewnego rodzaju ofertą zajęć dla małych dzieci - na te gratisowe była masa chetnych, ale na płatne już nie. Chętnie wykorzystano to co oferowałam, bo było to interesujące - ale nie spowodowało to zawarcia nowych znajomości, na co liczyłam.
Już nie mam pomysłów.
W jakim województwie mieszkasz ?
Na Kujawach.
Znam to doskonałe. Przeprowadziłem się prawie 5 lat temu, także tracąc poprzednią sieć społeczną. Moje życie stało się regularne, ale nie jest mniej samotne.
7 2017-10-04 18:51:58 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-10-04 18:54:05)
Czy jest ktoś w podobnej sytuacji? jak sobie radzicie? a co z brakiem seksu, bliskości? od ponad 3 lat nikt mnie nie dotknął...
Bliskość nie od razu przyjdzie, ale jest do osiągnięcia. Można ją mieć i z koleżankami. A co do seksu... Hmm...
Aż się boję pisać, bo niektórzy z krzeseł pospadają. Uważam, że nie trzeba partnera, żeby mieć orgazmy.
szeptem napisał/a:Czy jest ktoś w podobnej sytuacji? jak sobie radzicie? a co z brakiem seksu, bliskości? od ponad 3 lat nikt mnie nie dotknął...
Bliskość nie od razu przyjdzie, ale jest do osiągnięcia. Można ją mieć i z koleżankami. A co do seksu... Hmm...
Aż się boję pisać, bo niektórzy z krzeseł pospadają. Uważam, że nie trzeba partnera, żeby mieć orgazmy.
Gdyby tylko o orgazm chodziło...
Gdyby tylko o orgazm chodziło...
Ano właśnie...
10 2017-10-04 20:26:15 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-10-04 20:30:52)
No, domyślam się, że nie tylko o to chodzi. Mnie też nie tylko, dlatego nie jestem zainteresowana przelotnymi przygodami.
Jednak bliskość można uzyskać na różne sposoby, też niekoniecznie z mężczyzną i niekoniecznie w związku. Pewnie, że to nie to samo, ale wcale nie musi być złe. A to, co napisałam o orgazmach, odniosłam do potrzeb czysto fizycznych. Wolałabym sama niż z byle kim.
A tak poważnie, to nie widzę skuteczniejszej recepty na samotność niż zaprzyjaźnienie się z samym sobą. Z ludźmi różnie bywa, są lub ich nie ma, pojawiają się i znikają.
Ja znowu stanęłam przed wyzwaniem poradzenia sobie z uszczupleniem grona znajomych. Moja ulubiona sąsiadka wyjechała. Wprawdzie jesteśmy w kontakcie, dzwonimy do siebie codziennie lub prawie codziennie, ale brakuje spotkań twarzą w twarz. Na szczęście jest PTTK, a tam naprawdę fajni ludzie. Pod koniec października kroi się wycieczka w Bieszczady. Może wreszcie uda mi się skorzystać z okazji, bo jak wiadomo z forsą na razie krucho.
Racja, ludzie są a za chwilkę ich nie ma, i nie mam z tym większego problemu. Lubię samotność i przebywanie w swoim własnym towarzystwie, naprawdę - ale na dłuższą metę się nie da tylko w taki sposób, bo ześwirować można...
Co do "bliskości" to też nie potrafię z byle kim, jestem dość skrytym introwertykiem i niełatwo w ogóle się otwieram. Jednakże ciężko jest kiedy nie ma ani koleżanki, ani przyjaciólki, ani faceta...
Do Rampampam -
Znam to doskonałe. Przeprowadziłem się prawie 5 lat temu, także tracąc poprzednią sieć społeczną. Moje życie stało się regularne, ale nie jest mniej samotne.
- toś mnie pocieszyła!
Czyli co - po prostu trzeba się do takiego samotnego stanu przyzwyczaić, i tyle?
Cześć. Mam bardzo podobną sytuację. Z tym, że dziecko już chodzi do przedszkola. Nie mam teraz czasu się zbytnio rozpisywać, ale możesz poczytać inne moje posty, to z grubsza poznasz moją historię. Jestem sama z dzieckiem. Przy czym udało mi się wrócić do pracy i tam mam znajomych. Ale podkreślam - to są tylko znajomi, nie przyjaciele. Nie mam czasu, ani możliwości, żeby poznać kogoś, tym bardziej, że mieszkam w bardzo małej miejscowości na prowincji, gdzie samotna kobieta z małym dzieckiem towarzysko nieistnieje. Owszem, pogadam czasem z ludźmi przed blokiem, na ławce ma skwerku, na placu zabaw i na tym się kończy. Przyzwyczaiłam się do samotności, bo nie miałam innego wyjścia. Takie są realia w Polsce i nie mam już siły z nimi walczyć. Być może w dużych miastach jest inaczej. Prowincja się nie zmienia. Pozdrawiam Cię. I jeszcze jedno - właśnie ze względu na dziecko i na permanentny brak czasu , nie zamierzam bawić się w jakieś niepewne znajomości internetowe z mężczyznami i nie będę fundować dziecku przelotnych "wujków". I tak już cierpi nie mając kontaktu z "tatusiem", który nie odczuwa żadnej więzi uczuciowej z dzieckiem. Pozdrawiam Cię....
Do Rampampam -
rampampam napisał/a:Znam to doskonałe. Przeprowadziłem się prawie 5 lat temu, także tracąc poprzednią sieć społeczną. Moje życie stało się regularne, ale nie jest mniej samotne.
- toś mnie pocieszyła!
Czyli co - po prostu trzeba się do takiego samotnego stanu przyzwyczaić, i tyle?
Hm, takie są dotąd moje doświadczenia. Co do braku mężczyzny - w zasadzie temat jest dla mnie coraz bardziej przebrzmiały, jestem coraz bliżej całkowitej akceptacji. Natomiast brak przyjaciół (choć znajomych mam sporo) doskwiera mi okropnie.
15 2017-10-05 09:14:50 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-10-05 09:22:46)
Nie wiem, z czego to wynika, ale nie odczuwam braku wymiany myśli z innymi i dziwi mnie, że mając znajomych, nie można wejść z kimś w bliższy kontakt. Wokół mnie nie tłoczą się tabuny, ale zawsze miałam i mam z kim pogadać od serca. Wiele zależy od nas samych, od naszej otwartości i inicjatywy. Po prostu nie mieści mi się w głowie, że można mieszkać kilka lat w jednym miejscu i do nikogo się nie zbliżyć.
Oczywiście momenty osamotnienia miewam i ja, ale obserwuję je u siebie coraz rzadziej.
Zastanawiam się, ile w jednym mieście jest osób bez przyjaciół, samotnych, opuszczonych. Szkoda, że nie wiedzą o sobie nawzajem.
17 2017-10-05 09:21:21 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-10-05 09:24:44)
A propos "wujków" naszych dzieci - czy każdy mężczyzna, który odwiedzi mój dom musi być zaraz Bóg wie kim? Nie ukrywam przed synem kolegów, którzy mnie odwiedzają, nie robię wielkiego halo. Jeśli któryś zostanie wujkiem, mam nadzieję, że stanie się to stopniowo i naturalnie. I nie na pięć minut.
Nie wiem, z czego to wynika, ale nie odczuwam braku wymiany myśli z innymi i dziwi mnie, że mając znajomych, nie można wejść z kimś w bliższy kontakt. Wokół mnie nie tłoczą się tabuny, ale zawsze miałam i mam z kim pogadać od serca. Wiele zależy od nas samych, od naszej otwartości i inicjatywy. Po prostu nie mieści mi się w głowie, że można mieszkać kilka lat w jednym miejscu i do nikogo się nie zbliżyć.
Oczywiście momenty osamotnienia miewam i ja, ale obserwuję je u siebie coraz rzadziej.
Należy sobie zadać pytanie, co dla kogo oznacza "zbliżyć się" i jak kto tę bliskość rozumie...
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mam wrażenie, gdy czytam posty np. Ram albo Agi (z całym szacunkiem!), tudzież innych osób o braku przyjaciół, że chciałybyście tych przyjaciół mieć już "gotowych", od razu. Tak się niestety, nie da, zawsze zaczyna się od relacji powierzchownej, którą stopniowo się pogłębia przez powtarzalność spotkań, wspólne doświadczenia oraz otwieranie się. To ostatnie - myślę - niech przebiega stopniowo i naturalnie, ale niech ma miejsce, bo bez tego ani rusz. Bez tego poza pitu-pitu o pogodzie nigdy sie nie wyjdzie.
Spotkania to już kwestia inicjatywy. Oczywiście nie jednostronnej, ale warto czasem zacząć, ośmielić drugą stronę. Ja się takiej inicjatywy uczyłam od sąsiadki, bo ona to potrafi.
Oczywiście liczy się i łut szczęścia, ale jeśli się nie próbuje, to się na pewno nie uda.
20 2017-10-05 10:10:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-10-05 10:11:54)
Należy sobie zadać pytanie, co dla kogo oznacza "zbliżyć się" i jak kto tę bliskość rozumie...
Dla mnie odkrywać w sobie nawzajem wspólne wartości i wrażliwość. Interesować się wzajemnie. A dla Ciebie?
rampampam napisał/a:Należy sobie zadać pytanie, co dla kogo oznacza "zbliżyć się" i jak kto tę bliskość rozumie...
Dla mnie odkrywać w sobie nawzajem wspólne wartości i wrażliwość. Interesować się wzajemnie. A dla Ciebie?
Tak, to wszystko na pewno. W moim odczuciu jeszcze bardzo ważna jest systematyczność i regularność. Te kontakty nie mogą być przypadkowe. Dopiero wtedy ta bliskość się buduje - kiedy trwa.
Tak, to wszystko na pewno. W moim odczuciu jeszcze bardzo ważna jest systematyczność i regularność. Te kontakty nie mogą być przypadkowe. Dopiero wtedy ta bliskość się buduje - kiedy trwa.
Ram, to już świadomy akt woli. Czasem nawet warto się trochę (z umiarem oczywiście) ponarzucać
rampampam napisał/a:Tak, to wszystko na pewno. W moim odczuciu jeszcze bardzo ważna jest systematyczność i regularność. Te kontakty nie mogą być przypadkowe. Dopiero wtedy ta bliskość się buduje - kiedy trwa.
Ram, to już świadomy akt woli. Czasem nawet warto się trochę (z umiarem oczywiście) ponarzucać
Mnie by się przydała osoba w podobnej do mojej sytuacji, ale blisko mieszkająca.
Mnie by się przydała osoba w podobnej do mojej sytuacji, ale blisko mieszkająca.
Fakt, to by dużo ułatwiło. Ja miałam to szczęście z moją sąsiadką.
25 2017-10-05 12:31:14 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-05 12:42:02)
Dziewczyny, wszystkie dobrze prawicie. Ale właśnie chodzi o to, że w koleżeństwie czy bardziej zaawansowanych związkach międzyludzkich liczy się porzekadło "bo w tym cały jest ambaras...". Co z tego że próbuję skoro spotykam się ze ścianą. Przykre to. Różne wytłumaczenia przychodzą mi na myśl - prócz mojego wieku, być może inne kobiety widzą towarzyską przeszkodę w tym, że jestem samotną mamą, całkiem atrakcyjną... może boją się że poodbijam mężów (tylko który poleci na taką "staruszkę"?).
Nie wiem już, naprawdę.
Rampampam, skąd jesteś? nasze historie w dużej mierze są podobne.
26 2017-10-05 12:37:06 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-05 12:39:15)
Co do prób zapoznania mężczyzny (przez neta, bo nie mam innych opcji w sumie) to już dałam sobie spokój, skasowałam na dobre konto. Przez 2 lata bytności na wielkim portalu nie zdołałam poznać mailowo nikogo na tyle sensownego (wg moich kryteriów: wolny, mało pijący - lub wcale, kochający muzykę poważną), żeby doszło do spotkania na żywo. Załamka normalnie.
Dziewczyny, wszystkie dobrze prawicie. Ale właśnie chodzi o to, że w koleżeństwie czy bardziej zaawansowanych związkach międzyludzkich liczy się porzekadło "bo w tym cały jest ambaras...". Co z tego że próbuję skoro spotykam się ze ścianą. Przykre to. Różne wytłumaczenia przychodzą mi na myśl - prócz mojego wieku, być może inne kobiety widzą towarzyską przeszkodę w tym, że jestem samotną mamą, całkiem atrakcyjną... może boją się że poodbijam mężów (tylko który poleci na taką "staruszkę"?), nie wiem już, naprawdę.
Rampampam, skąd jesteś? nasze historie w dużej mierze są podobne.
Mazowieckie
Mazowieckie
UUuuu.. szkoda.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale mam wrażenie, gdy czytam posty np. Ram albo Agi (z całym szacunkiem!), tudzież innych osób o braku przyjaciół, że chciałybyście tych przyjaciół mieć już "gotowych", od razu. Tak się niestety, nie da, zawsze zaczyna się od relacji powierzchownej, którą stopniowo się pogłębia przez powtarzalność spotkań, wspólne doświadczenia oraz otwieranie się. To ostatnie - myślę - niech przebiega stopniowo i naturalnie, ale niech ma miejsce, bo bez tego ani rusz. Bez tego poza pitu-pitu o pogodzie nigdy sie nie wyjdzie.
Spotkania to już kwestia inicjatywy. Oczywiście nie jednostronnej, ale warto czasem zacząć, ośmielić drugą stronę. Ja się takiej inicjatywy uczyłam od sąsiadki, bo ona to potrafi.
Oczywiście liczy się i łut szczęścia, ale jeśli się nie próbuje, to się na pewno nie uda.
No to poprawiam Pozwolę sobie wypowiedzieć się jako "inna osoba" . Z braku czasu pisałam o wnioskach, a nie o procesie zdobywania przyjaciół. Chyba raczej nikt nie oczekuje gotowych "przyjaciół" , oczywistym jest, że proces przekuwania znajomych czy koleżanek w przyjaciół trwa czasami bardzo długo i od czegoś trzeba zacząć. Przy czym u mnie większość znajomości stanęła właśnie na etapie znajomości czy ewentualnie koleżeństwa i, mimo moich wysiłków w tym celu, tak już pozostało. Przykład - mam koleżankę, sporo młodszą, która ma dziecko w wieku mojego dziecka. Znamy się długo, razem jeździłyśmy z wózkami na spacery, były spotkania na placu zabaw, teraz dzieci chodzą do jednej grupy w przedszkolu, a my nadal jesteśmy tylko koleżankami - przyjaźń się z tego nie narodziła. Inny przykład - to strata przyjaciółki po jej wyjściu za mąż. Dzieci mamy w podobnym wieku, więc byłaby znakomita okazja, żeby nadal się spotykać. A tu nic. Wiele razy zapraszałam ją z dziećmi do siebie, niestety przyjaciółka ciągle zasłania się brakiem czasu, ale mogę się domyślać, że jej mąż mnie nie zaakceptował. Przykłady mogę mnożyć. Ale co to da?
Eeeech, poczułam się bezradna
Oczywiście, że nie z każdym nam po drodze, ale jakoś zawsze mi się udawało prędzej czy później trafić na kogoś, z kim się dogadywałam i rozumiałam.
31 2017-10-05 14:52:43 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-05 14:53:42)
No właśnie. Też to znam z autopsji. Jakieś znajomości, z ktorych kompletnie nic nie wynika, pomimo moich prób. Kilka osób zapraszałam na kawę - odpowiedziały, że tak oczywiście, że się odezwą... i nic. Nie raz zagadywałam ponownie - ale ileż można.
Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, trzeba zaakceptować. Tylko smutno tak zupełnie samej...
No właśnie. Też to znam z autopsji. Jakieś znajomości, z ktorych kompletnie nic nie wynika, pomimo moich prób. Kilka osób zapraszałam na kawę - odpowiedziały, że tak oczywiście, że się odezwą... i nic. Nie raz zagadywałam ponownie - ale ileż można.
Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, trzeba zaakceptować. Tylko smutno tak zupełnie samej...
No właśnie. Dokładnie tak, jak napisała powyżej Kathy...
Przede wszystkim bardzo staram się przyjaźnić ze sobą, bo choć mam teraz niezły czas, to jak wspomniałam, z ludźmi bywa różnie.
Udaje mi się to, ale nie będę oszukiwać, że przyszło mi to łatwo. Przeszłam i ja negatywne samotnicze emocje.
Przede wszystkim bardzo staram się przyjaźnić ze sobą, bo choć mam teraz niezły czas, to jak wspomniałam, z ludźmi bywa różnie.
Udaje mi się to, ale nie będę oszukiwać, że przyszło mi to łatwo. Przeszłam i ja negatywne samotnicze emocje.
Fakt, odkąd zaprzyjaźniłam się sama ze sobą to mam lepsze relacje z innymi ludźmi. No i nie boję się zagadać lub wstąpić do sąsiadki. Ale z przyjaźniami i tak krucho.
35 2017-10-05 18:31:23 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-05 18:34:14)
Ja już od lat jestem z sobą zaprzyjaźniona, ale co z tego? to nadal samotność. Chyba nie ma innego wyjścia z tej sytuacji, jak takie życie szczerze polubić. Tylko jak to zrobić, skoro serce wyje?
36 2017-10-05 20:12:33 Ostatnio edytowany przez Aga30 (2017-10-05 20:13:16)
No cóż, ja ze sobą zaprzyjaźniona nie jestem, a tym bardziej ze swoją samotnością. Już się nie miotam, ale też nie dążę do zmiany - osiągnęłam niepokojący stan rezygnacji i zobojętnienia. Od czasu do czasu coś mnie jeszcze zaboli. Aktualnie boli trochę bardziej, bo teraz szczególnie potrzebuję wsparcia (nowa praca).
Chyba najbliżej mi tu do stanowiska Kathy, bo uważam, że rzeczywiście coś jest na rzeczy z tymi polskimi realiami w przypadku samotnych matek... I choć mieszkam w dużym mieście, to też czuję, że odbijam się od ściany
Niestety Ago, Kathy i inne dziewczyny - muszę się z Wami zgodzić. Bycie samotną mamą w naszym kraju to ogólnie koszmar, pod każdym względem, nawet towarzyskim. Przykre to.
Niestety Ago, Kathy i inne dziewczyny - muszę się z Wami zgodzić. Bycie samotną mamą w naszym kraju to ogólnie koszmar, pod każdym względem, nawet towarzyskim. Przykre to.
To prawda
Dziewczyny, ja mam porównanie, bo mieszkałam i pracowałam jakiś czaś za granicą, mam też rodzinę za granicą. Tam się ludzie jakoś więcej socjalizują. W Polsce czuję czasami nawet pewien ostracyzm towarzyski z powodu bycia singielką i samotną matką. Oczywiście nie jest to jakaś reguła,,ale zdarzają się różne sytuacje.
Natomiast pracuję w miejscu, gdzie mam spory kontakt z ludźmi, więc zawsze parę słów z kimś zamienię. Pod tym względem nie jest źle. Chyba gorzej jest w weekendy, albo kiedy jestem uziemiona w domu np.z chorym dzieckiem. Więc rozumiem szeptem, że chciałaby pogadać od serca z kimś dorosłym
40 2017-10-05 22:38:55 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-05 22:39:29)
A ja pracuję w domu (zawód twórczy), więc kontakt z ludźmi mam niewielki. No ale to akurat lubię, tj swoją pracę.
Przykro mi to czytać.
Ja tego nie czuję, a też jestem sama.
Co znaczy dla Ciebie, Szeptem, być z sobą zaprzyjaźnioną? Bo dla mnie czuć się dobrze we własnym towarzystwie, czerpać przyjemność z chwil spędzanych ze sobą. Nie będę słodzić, że zawsze jestem radosna i szczęśliwa, ale całokształt oceniam nieźle.
Osiecka kiedyś napisała, że z wiekiem przestała potrzebować ludzi. Że zwierza się swoim wierszom, Bogu i to jej wystarcza. Zadziwiła mnie wtedy, bo byłam bardzo młodą dziewczyną, ale dziś mi imponuje.
Mimo wszystko przecież nie była zamkniętą na świat osobą.
... Taka niezależność, wiecie? Są ludzie, to super, ale bez nich też dam radę i nie będzie to udręka.
Dzisiaj idę na spotkanie w PTTK. Sama, a może syna wezmę. Będzie darmowe zwiedzanie pewnego obiektu. Znam tam trochę ludzi i choć to nie są przyjaciele, to są fajni. A jak ktoś się okażę superfajny, to się na kawę umówię
Autorko, szukaj kontaktu przez net, rozmowy i sposoby komunikacji każdy zna.Wykorzystaj, to Ja np bardzo lubię poznawać nowych ludzi Ich osobowość, charakter, ich inwidulane cechy są dla mnie aspiracją do podejścia w życiu, jeszcze bardziej otwarcie i zwiększym szacunkiem do inwidualności i chodź mam przyjaciół w realu.To i również w wirtualnych dla, których jestem czymś więcej niż, tylko dziewczyną z internetu.Zawiązałam trwałe i mocne więzy na tym polu....A może zapisałabyś się na jakieś hobbistyczne zajęcia? Tam są ludzie i szanse na odsunięcie od siebie samotności
Nie ujmując niczego znajomościom wyłącznie internetowym, jak np. pisanie na forum - są miłe i rownie potrzebne, ale mnie nie chodzi o to, żeby JESZCZE więcej czasu spędzać samotnie przy komputerze...
.A może zapisałabyś się na jakieś hobbistyczne zajęcia? Tam są ludzie i szanse na odsunięcie od siebie samotności
Wszystko pięknie, tylko trzeba pamiętać o dziecku pod opieką. To powoduje, że wychodzenie z domu - choć oczywiście jest możliwe - to jednak już nie takie proste...
46 2017-10-06 16:46:49 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 16:56:22)
Hobby, powiadacie... tyle że nie wiem, co miałoby to być - wszelka plastyka i rękodzieło odpadają, bo wszystko potrafię sama zrobić
Kiedyś spróbowałam wspinaczki skałkowej właśnie z tą myślą, zrobiłam nawet kurs - ale to nie dla mnie, za słaba jestem fizycznie, a przede wszystkim niemiłosiernie pokancerowałam sobie swe narzędzia pracy, czyli dłonie.
Któraś z Was to robi, ma takie hobby realizowane gdzieś w grupach?
Inna sprawa to wspomniana opieka nad dzieckiem - ciężko z tym niestety.
47 2017-10-06 16:50:45 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 17:02:23)
...hmmm to znaczy, wiem o jakim hobby marzę od lat - mianowicie o kursie tanga argentyńskiego a następnie regularnych tańcach. Jednak jest jeden "problem" - na kursach jest zwykle tylko 5% panów a reszta, czyli większość niesparowanych kobiet, smętnie czeka na ławeczkach na swoją kolej, jakieś 5 min w realnym tańcu z partnerem. Interesuję się tematem od dawna i wiem, że jest słabo. Po kursie zaś... nie ma z kim tańczyć na milongach. W moim mieście jest tylko 1 klub tanga i niewielkie grono raczej stałych uczestników. Słowem - cała idea leży.
Chyba czas przełamać się i pokochać disco polo, tam wolnych partnerów pod dostatkiem.
Ja chodzę na spotkania i rajdy z PTTK. Nie tak często jakbym chciała, bo finanse nie pozwalają mi na zbytnie szaleństwa, ale zawsze to coś. Ludzie z mojego miasta założyli grupę spotykającą się na spacery z kijami do nordic-walking i chciałabym się wreszcie do nich przyłączyć. Jest też grupa rowerowa.
Też mam dziecko, nie zostawię go na długo, ale przecież na godzinę - dwie, w przypadku sporego już dziecka Ram, można się wyrwać. Latem zdarzyło mi się nawet imprezę na rynku miasta zaliczyć i wrócić po północy. Wcześnie oczywiście przygotowałam syna na samodzielny wieczór i byłam cały czas pod telefonem.
Na poznanie partnera przestałam się zupełnie nastawiać i nie ubolewam nad tym. Będzie, co ma być. Jest jeszcze mnóstwo innych powodów do radości w życiu niż chłop u boku. Kasztany pod nogami, tęcza nad głową (dziś widziałam), liście, w których brodzę wracając z pracy. Dziś panowie ze służb porządkowych ułożyli sterty przy brzegu chodnika, więc szurałam w nich jak sześciolatek Teraz kawa w kubku, który rozgrzewa mi dłonie. To moje stare, wypróbowane sposoby na życie. Mnie wystarczają.
50 2017-10-06 17:35:50 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 17:37:37)
PTTK brzmi ciekawie, muszę sprawdzić to u nas.
Co do szukania partnera poprzez tango (bo jak domyślam się tak został odczytany mój pomysł) - to nie, nie byłabym aż taką optymistką, ale byłoby po prostu miło potańczyć czasem z mężczyzną i pobyć wśród, zakładam, fajnych ludzi o podobnym guście. Z tego, co wiem idea zmiany partnerek w tangu jest żywa... ale tylko w teorii bo w realu pary trzymają się mocno razem, a jeśli wymiana następuje to raczej na zasadzie wymiany również w parach. Samotne panie... rzadko kiedy tańczą.
Ale pomarzyć (o tangu) miła rzecz.
Ja już także pogodziłam się z tym, że jestem i raczej pozostanę sama, bez faceta.
Ja już także pogodziłam się z tym, że jestem i raczej pozostanę sama, bez faceta.
Ze mną jest podobnie - jestem bliska takiej akceptacji. Ale to jest proces, jeszcze pewnie jakiś czas potrwa, zanim poczuję, że jestem od tego całkowicie wolna...
Pamiętam, że swego czasu sama siebie zdziwiłam, kiedy zauważyłam, że zaczynam się z tym godzić... Pierwszym krokiem było odstawienie pigułek
ps. Szeptem, ja bym chciała salsę
52 2017-10-06 20:22:17 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 20:32:15)
Ze mną jest podobnie - jestem bliska takiej akceptacji. Ale to jest proces, jeszcze pewnie jakiś czas potrwa, zanim poczuję, że jestem od tego całkowicie wolna...
Pamiętam, że swego czasu sama siebie zdziwiłam, kiedy zauważyłam, że zaczynam się z tym godzić... Pierwszym krokiem było odstawienie pigułek
ps. Szeptem, ja bym chciała salsę
Akceptacja... można tak to nazwać, ja raczej widzę to jako "spadnięcie z nosa różowych okularów", czyli po prostu przestałam się w pewnym momencie - chyba stopniowo - samooszukiwać i pozytywnie nakręcać. Bo ileż można, zupełnie bez podstaw, wierzyć, że jeszcze się uda kogoś wartościowego poznać? Gdybym była desperatką to mam opcję - jest jeden osobnik, mocno zainteresowany, jednak niestety kompletnie mnie nie rusza. Nie, dziękuję, wolę samotność.
Poza tym nie widzę optymistycznych przykładów "happy endów" kobiet będących w podobnej sytuacji. Na dobitkę...
A salsa - czy z nią jest tak, jak z tangiem? same baby? próbowałaś Ram cokolwiek zrobic z tym marzeniem?
Akceptacja... można tak to nazwać, ja raczej widzę to jako "spadnięcie z nosa różowych okularów", czyli po prostu przestałam się w pewnym momencie - chyba stopniowo - samooszukiwać i pozytywnie nakręcać. Bo ileż można, zupełnie bez podstaw, wierzyć, że jeszcze się uda kogoś wartościowego poznać?
Cześć. po co się więc nakręcać. Wygodniej i łatwiej przyjąć do wiadomości, ze jest jak jest i będziesz mimo to szczęśliwa, bo tak postanowiłaś.
A może nigdy już nikogo nie poznasz, zawsze będziesz sama, czyli wychodzi na to, że kolejne dziesięciolecia będziesz nieszczęśliwa. To bez sensu.
Oczywiście nie znam Cię, a może za pół roku kogoś poznasz- kto wie- ale jak tak będziesz dalej myślała, to będziesz cały czas nieszczęśliwa.
Po co ci to. Wybierz sobie lepszą opcję.
Poza tym nie widzę optymistycznych przykładów "happy endów" kobiet będących w podobnej sytuacji.
E dlaczego, akurat ja znam takie przypadki.
są gorsze rzeczy w życiu, np ciężkie choroby - i to jest dopiero problem.
A salsa - czy z nią jest tak, jak z tangiem? same baby? próbowałaś Ram cokolwiek zrobic z tym marzeniem?
Myślę, że tak. Że jest analogicznie, jak z tangiem. Niestety...
Wprawdzie jestem facetem, ale jak czytam ten temat, to nie powiem, lezka mi sie zakrecila w oku.
Od pewnego czasu jestem sam. Zonaty na dobre i na zle, ale mimo wszystko samotny. Zycie sie tak poukladalo, ze wyjechalem za robota do Niemiec. Materialnie jest spoko. Jestem kontaktowy, wiec mam troche kolegow, jedna kolezanke, ale jak to sie mowi, samotny w tlumie ludzi. Kiedys mialem, jak mi sie wydawalo, przyjaciol. Ale kiedys sie zastanowilem czemu tak jest, ze to ja zawsze inicjuje spotkania. No i zrobilem prosty test. Nie zainicjowalem kolejnego spotkania. I tak juz z dziesiec lat. Poczatkowo bylo mi z tym zle, potem wytlumaczylem sobie, ze jak miec falszywych przyjaciol, to lepiej zadnych.
Teraz co jakis czas jezdze do zony, ale tak wlasciwie to jestem juz sam. Koledzy z pracy sporo mlodsi, wiec nie ma za bardzo o czym z nimi gadac. Ot pare slow o pierdolach, ale raz ze bariera wieku, dwa ze to inna kultura, trzy to jednak niemiecki nie jest dla mnie jezykiem w ktorym mozna rozmawiac o uczuciach. U nich nawet motyl nazywa sie jak karabin maszynowy, Schmetterling. brrr.
A tak na co dzien... Dzieci dorosle, maja swoje sprawy, zona daleko, ma swoje sprawy i coraz bardziej swoje zycie. Dom, praca, dom, praca. Samotny spacer, wieczor przed telewizorem, troche internetu.
W pewnym wieku strasznie trudno o nawiazanie blizszej wiezi z drugim czlowiekiem. Jak to kiedys powiedzial mi wlasciciel firmy w ktorej pracowalem. "Wprawdzie wszystkie mowia ze mnie kochaja, ale mam bolesna swiadomosc ze to tylko kwestia stanu mojego konta".
Ja nie szukam seksu, ale z kazda forma bliskosci jest podobnie. Ludzie w "pewnym wieku" maja naogol ustalone grono znajomych i nie szukaja bliskosci z nowymi ludzmi. A z gowniarzami nie bardzo jest o czym mowic. No i dupa zbita.
Ja nie szukam seksu, ale z kazda forma bliskosci jest podobnie. Ludzie w "pewnym wieku" maja naogol ustalone grono znajomych i nie szukaja bliskosci z nowymi ludzmi. a.
Zależy jacy ludzie. Nie wszyscy sa zamknięci na nowe znajomości, ale może ciężko trafić na takie osoby.
Z tymi przyjaźniami tez dziwnie, znasz kogoś 10 lat i więcej a po latach, nie wiem, albo to już nie to, albo inne poglądy na życie, nie możesz już dogadać się z tą osobą i wasze drogi się rozchodzą. A takie przyjaźnie na siłę, podtrzymywane za wszelką cenę albo tylko jednostronnie - to sie do niczego już nie nadają.
57 2017-10-06 21:23:14 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 21:24:09)
Wprawdzie jestem facetem, ale jak czytam ten temat, to nie powiem, lezka mi sie zakrecila w oku.
Od pewnego czasu jestem sam...
Trollu, nie żebym namawiała Cię do rozwodu, ale ciekawi mnie po prostu po co tkwisz dalej w swoim małżeństwie? względy religijne, czy jednak nadal się kochacie? bo na związek, dobry związek to już to chyba nie wygląda. Sam przyznałeś. Czy bycie w związku, choćby tylko na papierze, za wszelką cenę, ma faktycznie taką wartość w dzisiejszym świecie?
Ja tak nie potrafię i na pewno bym nie potrafiła w analogicznej sytuacji.
W kwestii inicjowania kontaktów - mam i ja trochę takich doświadczeń jak troll...
Znam to...
59 2017-10-06 21:51:40 Ostatnio edytowany przez troll (2017-10-06 21:57:01)
troll napisał/a:Wprawdzie jestem facetem, ale jak czytam ten temat, to nie powiem, lezka mi sie zakrecila w oku.
Od pewnego czasu jestem sam...Trollu, nie żebym namawiała Cię do rozwodu, ale ciekawi mnie po prostu po co tkwisz dalej w swoim małżeństwie? względy religijne, czy jednak nadal się kochacie? bo na związek, dobry związek to już to chyba nie wygląda. Sam przyznałeś. Czy bycie w związku, choćby tylko na papierze, za wszelką cenę, ma faktycznie taką wartość w dzisiejszym świecie?
Ja tak nie potrafię i na pewno bym nie potrafiła w analogicznej sytuacji.
Kocham zone. Widze ze ona sie zmienia, pewnie ja tez, ale to nie zmienia faktu ze ona jest miloscia mojego zycia. Jak jestesmy razem to caly swiat przestaje istniec. Nawet klotnia z nia jest dla mnie lepsza niz bylby seks z miss world.
Edit
A rozwodow nie uznaje. Jestem wierzacy. Moglbym, moze, odejsc ale rozwod nie wchodzi w gre.
A swoja droga to pomysl ze szkola tanca mi sie spodobal. Zawsze mialem kompleksy na punkcie braku tej umiejetnosci. Moze na starosc je wylecze. Juz sprawdzilem ze w mojej okolicy to tylko 40€ miesiecznie :-).
Kocham zone. Widze ze ona sie zmienia, pewnie ja tez, ale to nie zmienia faktu ze ona jest miloscia mojego zycia. Jak jestesmy razem to caly swiat przestaje istniec. Nawet klotnia z nia jest dla mnie lepsza niz bylby seks z miss world.
Edit
A rozwodow nie uznaje. Jestem wierzacy. Moglbym, moze, odejsc ale rozwod nie wchodzi w gre.
Jestem pod wrażeniem, serio. Rzadko słyszy się takie wypowiedzi w podobnej sytuacji. Może jeszcze uda sie Wam się nawzajem odnaleźć, czego Ci życzę. Zwłaszcza po tym, jak porwiesz żonę w tany po kursie.
W kwestii inicjowania kontaktów - mam i ja trochę takich doświadczeń jak troll...
Znam to...
Chyba każdy z nas tutaj ma podobnie... ech.
Wiem ze to forum jest troche takim krzywym zwierciadlem. Normalni ludzie zyjacy w normalnych zwiazkach nie maja czasu ani ochoty na szwendanie sie po jakichs forach internetowych bo maja prawdziwe zycie. Ale mimo wszystko jak czyta sie te wszystkie historie ludzi poniewieranych przez zycie, przez innych ludzi, to czlowieka smutek ogarnia.
Przy tym jak ktos jest w sytuacji, ze poza praca nie ma do kogo geby otworzyc, a m. in. ja tak mam, to tym bardziej zycie czlowieka przerasta. Czasem dopada czlowieka taka chandra, ze chce sie wyc do ksiezyca.
Z drugiej strony sa momenty ze czlowiek sie ogarnie, odpali jakis fajny film, poczyta, powloczy sie i jakos tak razniej sie robi na duszy.
Inna rzecz ze ja i tak mam lepiej niz wy dziewczyny, bo wystarczy jak sie sam ogarne. Wy macie jeszcze maluchy ktorymi trzeba sie zajac, wiec nie ma miejsca na slabosci. Ale to dlatego kobiety sa silniejsze psychicznie. Inaczej byscie z nami nie wytrzymaly
rampampam napisał/a:W kwestii inicjowania kontaktów - mam i ja trochę takich doświadczeń jak troll...
Znam to...Chyba każdy z nas tutaj ma podobnie... ech.
Tak, to możliwe. A szkoda. Z perspektywy życiowych doświadczeń uważam, że przyjaźń jest ważniejsza niż miłość. I tego braku ciągle nie potrafię zaakceptować.
65 2017-10-06 22:36:42 Ostatnio edytowany przez szeptem (2017-10-06 22:38:29)
Na dobranoc - dla wszystkich : https://www.youtube.com/watch?v=7yqN848i9xY
Coś pięknego. "Enjoy the silence" - tytuł mówi sam za siebie dla takich jak my, prawda? ja się staram od dawna.
Od razu jak rozległy się dźwięki, lepiej mi się zrobiło.