Akurat w tym temacie mam sporo przemyśleń.
Często drażnił mnie stereotyp, że piękna kobieta nie ma za grosz inteligencji i nie stara się w życiu. Sama jestem atrakcyjną, piękną kobietą. Co do tego nie mam wątpliwości i co zresztą otoczenie co jakiś czas mi udowadnia poza tym mam duże ambicje i jestem pracowita, nie raz bardziej pracowita od innych dziewczyn z mojego studenckiego kręgu. Często pomagałam koleżankom w studiach, w zrozumieniu jakiś zadań i ogólnie w jakiś projektach i organizacji pracy czego od nich nigdy nie mogłam oczekiwać, bo większość ludzi i tak woli leżeć do góry brzuchem. To prawda, że wszystko jeszcze zależy od własnych wewnętrznych motywacji i bodźców. Nie każda piękność będzie pracowała na swój koszt, to wszystko leży w charakterze i nabytych zachowaniach. Ja zawsze myślałam niezależnie i wolałam pracować przede wszystkim dla siebie po to, żeby nie musieć polegać na innych.
Większe skupienie na wyglądzie zawsze ma miejsce w okolicach 14-15 roku życia kiedy kobieta dojrzewa. Wtedy dopiero zaczęłam lepiej się sobie przyglądać w lustrze i zaczęłam dostrzegać swoją urodę. Niestety wtedy sporo rzeczy wpłynęło na to, że zaczęłam mieć kompleksy i przez długi okres, powiedzmy 9-10 lat nie potrafiłam się z nich wygrzebać mimo tego, że cały czas zdawałam sobie sprawę ze swojego wyglądu. Brakowało mi wtedy zwyczajnej odwagi i pewności siebie.
W ostatnich latach życia wszystko się pozmieniało i stałam się zupełnie inną osobą. Nie tylko posiadającą pozytywne cechy, ale także zdającą sobie sprawę z tego co ma. Zawsze jednak staram się zachowywać umiar między uwydatnianiem dwóch rzeczy - piękna i inteligencji ze względu na to, że chcę cały czas odwadniać samej sobie, że mam nie tylko piękną twarz, ale też piękny umysł.
hmmmm, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie to podzieliłabym to na kilka części:
(a) jestem oceniana dość powierzchownie (niestety traktowana czasem niepoważnie) przez mężczyzn typu obserwatorzy z ulicy czy podglądacze internetowi; za przeproszeniem wzięli by tylko od razu co widzą, cóż, nic dziwnego - w końcu to faceci (więc nie mam tu nic więcej do powiedzenia)
(b) często miewam wrażenie, że chłopaki/faceci bali się mnie nawet nie ze względu na wygląd, ale na zdecydowane poglądy i inteligencję; znacznie przyjemniej jest takich chłopcom przebywać wśród trochę bardziej liberalnych i mniej wymagających kobiet
(c) pewnie sporo osób to widzi, ale dopiero dojrzali mężczyźni po 40 lub koło 50 są śmielsi wobec pięknych kobiet i tak też jest w moim przypadku, więc trudno mi było odnaleźć chłopaka w podobnym przedziale wiekowym i wiedzącego czego chce
(d) jako atrakcyjna kobieta wiem, że mogę chcieć i mieć więcej; tzn.: skoro jestem ładna to stanowi pewną wartość wymienną dla osoby, z którą jestem; jeśli jestem w stanie zagwarantować swojemu partnerowi dobrą prezencję na różnych spotkaniach i przyjemny, dobrej jakości seks, skoro patrzy na na ładną buzię przez ten cały czas to oczekuję czegoś w zamian - dużo i więcej niż inne mniej atrakcyjne kobiety; i na pewno mniej obawiam się o utratę kogoś bliskiego, bo wiem, że zawsze znajdzie się ktoś kto niedługo może się mną zainteresować. Może to trochę pragmatyczne z mojej strony, ale lata w cieniu i kilka nieprzyjemnych doświadczeń ze strony chłopaków dały mi takie myślenie
Spotykałam chłopaków, nie było ich wielu, tacy, których zabijała nieśmiałość do mnie i tacy, którzy krzywdzili, tacy, którzy widzieli we mnie pewną zdobycz i tacy, których odrzuciłam, a potem się obrażali. Nie było tak, że to ja kogoś traktowałam jako zabawkę jak to ludzie myślą, że piękne kobiety robią; wydawało mi się to zbyt prostackie.
Nigdy nie uważałam, że bycie piękną daje mi specjalne prawa jako człowiekowi i przez długi czas nie potrafiłam tego w żaden sposób wykorzystać. Z wiekiem jednak widzę, że warto czasem uznać to za takiego asa w rękawie, który się przydaje i za którym czasem warto się schować, by mieć czasem trochę lepiej, ale nikogo nie krzywdzić.