rafa111 napisał/a:wazse rozmowy mnie denerwuja i sugestie,
No widzisz, a mnie na przykład denerwują twoje wypowiedzi. Bo wszystkie inne są sensowne i zwracają uwagę na kluczowe kwestie, których Ty nie dostrzegasz lub nie chcesz dostrzegać. Myślisz, że wygrałeś z nałogiem i za to należą Ci się brawa i kolejna szansa. Wręcz przebija przez Ciebie egoizm i postawa roszczeniowa . Znów chcesz wszystko zwalić na rodzinę – jeśli Ci się nie uda ona będzie winna bo nie uwierzyła w twoją zmianę. Ja czytając to co piszesz, mając do czynienia z osobą uzależnioną od alkoholu, też bym Ci nie uwierzyła. Życie z alkoholikiem dla osoby współuzależnionej to ciągłe stąpanie na tykającej bombie. Tak naprawdę nigdy do końca nie można jej w tej kwestii zaufać, zawsze jest obawa. I uwierz mi, że np w moim domu, bywały miesiące gdzie dana osoba nie wzięła alkoholu do ust, za każdym razem zarzekała się, że nigdy więcej, widząc jak bliscy cierpią, ale... zdarzały się jakieś problemy, stresujące sytuacje i to wracało. I to co się odbudowywało miesiącami, szlag trafiał... były awantury, ciche dni, nawet tygodnie... i kolejne dawanie szansy... w końcu przez ten czas dana osoba się starała, itd., itd. W zasadzie to trwa do dziś, dana osoba wykazuje zawsze chęć leczenia, są terapie, leki, te czasy abstynencji bywają dłuższe... Dni kiedy sięga po alkohol zdarzają kilka (2-3) razy w roku. Ale już wszyscy są tak przewrażliwieni, że nawet jeden kieliszek czy piwo... powoduje nerwową atmosferę, zawód tą osobą. Jednak nigdy nie są to (o dziwo) imprezy rodzinne, gdzie bywa alkohol. Wtedy o dziwo nie ma żadnego problemu. Ale to tak jak z dzieckiem, wystarczy spuścić z oczu... zostawić samego z ‘problemami’, wyzwaniami życia codziennego i... alkohol powraca... Patrząc na Ciebie, to co piszesz i własne doświadczenia z osobą uzależnioną od alkoholu, odnoszę wrażenie, że takie osoby nawet jak nie piją, nie radzą sobie w normalnym życiu bez wsparcia, tym samym przerzucając odpowiedzialność za wasną chorobę na innych, bliskich. To jest bardzo stresujące i nie fair. Ja absolutnie rozumiem Twoją żonę i choć tego nie dostrzegasz, ona tak naprawdę Ci tym „chłodem” pomaga, pomaga w tym byś wziął odpowiedzialność za własne życie, postępowanie. Nauczył żyć sam, radzić sobie w codziennym życiu, podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Inaczej, jak wydarzy się znów jakiś problem... zamiast z nim sobie poradzić „na trzeźwo”, sięgniesz do butelki. Zrobiłeś już pierwszy krok, powiedziałeś „a”, więc jesteś na dobrej drodze. Zresztą każdy tu Ci to mówi, ale to dopiero początek. Nie obarczaj odpowiedzialnością za to czy wyjdziesz z tego czy nie swojej żony, rodziny. To zależy wyłącznie od Ciebie. Jesteś dorosłym człowiekiem, a nie dzieckiem. Wiadomo, że Ty byś chciał już teraz, ale wtedy żona zrobiłaby krzywdę nie tylko sobie i dzieciom, ale też Tobie. Jeżeli nauczysz się radzić sobie z własnym życiem, codziennością sam, przestaniesz być obciążeniem dla innych, a może nawet zaczniesz być wsparciem. Przestań mieć roszczeniową postawę wobec rodziny. Oni tak naprawdę robią Ci przysługę, czego nie dostrzegasz. Jeśli sam sobie poradzisz, to jeszcze masz szansę wyjść na ludzi... jeśli nie.. to tylko i wyłącznie sam siebie możesz winić. Pomyśl, jeżeli sam z tego wyjdziesz, zaczniesz normalnie funkcjonować „trzeźwo myśleć”, to czy z żoną, czy nie dasz sobie radę. Nie ma tupania nóżką, nie ma wzbudzania poczucia winny w innych, bo sobie nie radzisz... Tylko pracą nad sobą możesz odzyskać ich szacunek i zaufanie. Póki tego nie zrozumiesz i nie zaczniesz stawać sam na nogi, nie ma szans na to. To co teraz robisz, to tylko malutki kroczek ku temu... I jeszcze raz powtórzę, żona przyjmując Cię w tym momencie i biorąc współodpowiedzialność za Twoje wyzdrowienie, zrobiłaby krzywdę wszystkim, sobie, dzieciom i Tobie. Ty musisz SAM stanąć na nogi, nie tylko odstawić butelkę, ale zacząć sam funkcjonować, brać odpowiedzialność za własne decyzje. Wiadomo, że Cię to irytuje, bo chętnie wróciłbyś do żony itd. Ale nie tędy droga. Jeżeli naprawdę chcesz z tego wyjść.... bo może nie... i to jest tylko „gra” by wrócić do tego co było... ci znanego... bo chyba każdy widzi, poza Tobą, że życie w trzeźwości Cię po prostu wciąż przerasta.
Edit: akurat osobą uzależnioną jest jedno z moich rodziców, nie mąż, więc.. wypowiadam się z perspektywy dziecka. Czy w ogóle poza użalaniem nad sobą, przeszło Ci przez myśl, jaką krzywdę robiłeś/robisz dzieciom? Nigdy to nie pozostaje bez wpływu na ich życie. Często dzieci alkoholików, też mają później z nim problemy. Albo wręcz odwrotnie. Ja np wręcz histerycznie reaguję na alkohol. Z drugiej strony mam problemy natury emocjonalnej – skłonności do uzależnień w tej kwestii, wpędzania w poczucie winy.. czy też życia „w kłamstwie”, w końcu kto chętnie mówi nawiązując nowe znajomości, że wychował się w rodzinie z problemem alkoholowym czy agresją? Ja jestem dorosłą osobą i długo miałam z tym problem. Też musiałam sobie z tym radzić...wciąż to robię. Ty zdaje się w ogóle przez ten pryzmat nie myślisz o dzieciach, bo sam jak dziecko zachowujesz. Uwierz, po nich to nie spływa. Teraz mają spokój. Ty myślisz, że to by było dobre dla wszystkich, jakbyś teraz wrócił do rodziny... NIE! Dla Ciebie może , bo byś nie był z tym sam. Nie dla nich. I w sumie też nie dla Ciebie.. ale tego wciąż nie rozumiesz.
Edit2: I nie mogę „czytać” jak bagatelizujesz te 20l chlania i wymagasz teraz coś od żony a wręcz chcesz przerzucić na nią odpowiedzialniść za niby ‘rozpad’ waszej rodziny. Kiedy ewidentnie sam wciąż ze sobą nie radzisz. Alkoholik to kolejne dziecko w rodzinie.. które zatruwa wszystkim życie. A przecież to Ty jako dorosły facet, mąż i ojciec powinieneś być wzorem i wsparciem dla nich.
Możesz jeszcze być autorytetem dla dzieci, jeśli się podniesiesz... Bo to co teraz reprezentujesz i do czego rozpaczliwie dążysz to nic innego jak powrót pod dach i spódniczkę żony. Bo zwyczajnie sam nie dajesz sobie rady... zwalając winę na to, że żona odeszła.. Otrzeźwiej i dorośnij!
O ile wypowiedzi osób mających wiedzę z boku, czy żyjących z mężem/żoną alkoholikami nie zrobiła na Tobie wrażenia, to może moja, z perspektywy dziecka, coś da... Jeśli nie, to marne szanse widzę, że szczerze chcesz coś zmienić.. jedynie co to poużalać nad sobą i przerzucić winę na innych...