Cześć,
jak dotąd raczej nie szukałam porad na forach, ale teraz znalazłam się w takiej sytuacji, że sama nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mam nadzieję, że ktoś z Was pomoże mi zrozumieć, co się stało.
Jakieś dwa miesiące temu zaczęłam spotykać się z facetem (ma 28 lat; ja 25). Na początku byłam zdystansowana, jestem osobą, która nie ufa zbyt szybko, przynajmniej tak myślałam. Wszystko układało się dobrze, widziałam, że jest zainteresowany, stawaliśmy się sobie coraz bardziej bliscy, zabiegał o mnie, chciał się spotykać, dbał o mnie, troszczył się, mówił, że tęskni, pytał o plany na przyszłość... . Ostatnio nawet stwierdził, że nie jestem mu obojętna i że czuje, że między nami jest jakieś uczucie. To wszystko sprawiło, że kompletnie straciłam kontrolę i po prostu wpadłam jak śliwka w kompot. W momencie, gdy zaczęłam się mocniej angażować i poczułam, że naprawdę może coś z tego być, on przez telefon powiedział mi, że jednak nie może mi dać tego, czego oczekuję, że jestem wspaniałą kobietą i że to nie jest moja wina, ale on nie czuje tego "czegoś" i być może będzie tej decyzji żałował. Byłam w takim szoku, że nawet nie zdążyłam mu powiedzieć, co o tym naprawdę myślę.
Później miałam nadzieję (i w sumie mam nadal), że jednak zmieni zdanie, że się do mnie odezwie i ze mną porozmawia. W pewnym momencie byłam tak na niego zła, że nawet napisałam mu sms, że niepotrzebnie przez tyle czasu mnie zwodził i że jest zakłamanym dup*iem. Nawet na to nie zareagował, nie odpisał, ani nie zadzwonił. Wiem, w ten sposób się poniżyłam, ale niech przynajmniej wie, że jestem na niego wściekła.
Teraz czuję się oszukana, naiwna i głupia. Pobawił się mną i rzucił w kąt jak zabawkę (na szczęście, miałam na tyle oleju w głowie, że nie poszłam z nim do łóżka). Nie umiem sobie z tym poradzić, chciałabym wiedzieć, co naprawdę było nie tak. I co najgorsze nadal mam nadzieję...
Jak myślicie, czy jest w ogóle sens, żeby się łudzić? Jak sobie z tym wszystkim poradzić?