Mój problem może się wydać banalny, ale mnie bardzo nurtuje.
Pytanie kieruje do osób w związkach szczególnie tych ze stażem większym niż pół roku.
Jesteście zaproszeni na imprezę do przyjaciółki waszego partnera/partnerki (w moim przypadku to parapetówka), tydzień przed imprezą dosyć mocno się z partnerem kłócicie, jemu/jej złość raczej nie przechodzi.
Czy dla Was logiczne byłoby w takim razie to, że mimo wszystko idziecie tam razem czy że partner/ka idzie sam/a?
Jak to bywa u Was? Dlaczego tak uważacie, a nie odwrotnie?
1 2017-05-23 13:26:14 Ostatnio edytowany przez Jacenty89 (2017-05-23 13:27:17)
Mój problem może się wydać banalny, ale mnie bardzo nurtuje.
Pytanie kieruje do osób w związkach szczególnie tych ze stażem większym niż pół roku.
Jesteście zaproszeni na imprezę do przyjaciółki waszego partnera/partnerki (w moim przypadku to parapetówka), tydzień przed imprezą dosyć mocno się z partnerem kłócicie, jemu/jej złość raczej nie przechodzi.
Czy dla Was logiczne byłoby w takim razie to, że mimo wszystko idziecie tam razem czy że partner/ka idzie sam/a?
Dlaczego karać inną osobę za to, że nie potraficie się (Ty z partnerką) dogadać ze sobą?
A co takiego uznajesz za karanie?
Jeśli ktoś Ciebie zaprasza do siebie, to pewnie liczy na Twą obecność. Jeśli potwierdzasz swą obecność, to jest już pewny, że będziesz uczestniczył w imprezie przez tę osobę zorganizowaną. Jeśli nie przyjdziesz, bo pokłóciłeś się z partnerką i nie umiecie/chcecie rozwiązać sporu i pogodzić się, to ofiarą tego konfliktu jest osoba zapraszająca.
Ja założyłem z góry, że mimo wszystko idziemy tam razem, nawet, przez ten tydzień, ze 3 razy delikatnie w lepszych chwilach zahaczałem o temat, ale przed chwilą okazało się, że ona założyła zupełnie coś innego. Uznała, że najchętniej w obecnej sytuacji wogóle by nie poszła, ale żeby nie robić przykrości to pójdzie tam sama, ponieważ beze mnie będzie się czuła troszkę lepiej i żeby uniknąć setki pytań itd. Nie wiem jak to potraktować. Nie mówiąc już o tym, że dzisiaj zarezerwowałem cały dzień na sprawy związane z tą imprezą.
By nie robić przykrości zapraszającej osobie, poszłabym na tę parapetówkę. Chyba że jest to zupełnie obca Ci osoba i masz ją i jej uczucia głęboko w nosie.
7 2017-05-23 13:59:38 Ostatnio edytowany przez Jacenty89 (2017-05-23 14:00:51)
By nie robić przykrości zapraszającej osobie, poszłabym na tę parapetówkę. Chyba że jest to zupełnie obca Ci osoba i masz ją i jej uczucia głęboko w nosie.
Tyle, że to jej przyjaciółka, spędziłem z nią i jej mężem jedynie jedno niedzielne popołudnie. Nie mówiąc już o tym, że nie znam godziny rozpoczęcia i adresu (przyjaciółka jedynie zapytała moją dziewczynę i czy przyjdę, a ta potwierdziła) oraz nie chciałbym robić tego na złość mojej dziewczynie. Czy zachowanie mojej dziewczyny to nielojalność lub/i brak szacunku wobec mnie i mojego czasu?
Powtórka z rozrywki z czasu sylwestra
Jacenty oj będzie bolało, oj będzie...
Powtórka z rozrywki z czasu sylwestra
Jacenty oj będzie bolało, oj będzie...
Na razie pół roku nie bolało, więc może nie będzie najgorzej ;-)
Skoro widziałeś ich przez jedno popołudnie, to zmienia to postać rzeczy.
Zachowanie dziewczyny nielojalnością i/lub brakiem szacunku wobec Ciebie? Strzelasz z armaty do wróbla.
Skoro to sa jej znajomi i widziales ich raz, to nad czym ty sie zastanawiasz?
To znajomi twojej dziewczyny i jezeli bedziesz jej narzucal swoja obecnosc to tylko zaognisz sytuacje.
Klio napisał/a:Powtórka z rozrywki z czasu sylwestra
Jacenty oj będzie bolało, oj będzie...Na razie pół roku nie bolało, więc może nie będzie najgorzej ;-)
Ofkors.
Z wątku pamiętam, że pod byle pretekstem potrafiła zrezygnować z waszego związku wielokrotnie. Ty jej tłumaczyłeś, że Ty kochasz i ona kocha i tak ciągnęliście to... Dziewczyna generalnie nie ma problemu z braniem Cię pod włos i rozstawianiem po kątach jak chce. Ty jej tłumaczysz Ale swoje powiedziałam już w poprzednim wątku. Powtarzać się nie będę. Podtrzymuje zdanie co do tego jak to się skończy prędzej czy później...
Skoro widziałeś ich przez jedno popołudnie, to zmienia to postać rzeczy.
Zachowanie dziewczyny nielojalnością i/lub brakiem szacunku wobec Ciebie? Strzelasz z armaty do wróbla.
A fakt, że ona nie wpadła na pomysł żeby mnie poinformować o tym?
Skoro to sa jej znajomi i widziales ich raz, to nad czym ty sie zastanawiasz?
To znajomi twojej dziewczyny i jezeli bedziesz jej narzucal swoja obecnosc to tylko zaognisz sytuacje.
Nie chodzi o moją tam obecność, tylko o to że tydzień temu potwierdziła że będę, a dzisiaj dziwi się że nie wyczytałem w jej myślach że ona nie chce żebym tam był.
Jacenty89 napisał/a:Klio napisał/a:Powtórka z rozrywki z czasu sylwestra
Jacenty oj będzie bolało, oj będzie...Na razie pół roku nie bolało, więc może nie będzie najgorzej ;-)
Ofkors.
Z wątku pamiętam, że pod byle pretekstem potrafiła zrezygnować z waszego związku wielokrotnie. Ty jej tłumaczyłeś, że Ty kochasz i ona kocha i tak ciągnęliście to... Dziewczyna generalnie nie ma problemu z braniem Cię pod włos i rozstawianiem po kątach jak chce. Ty jej tłumaczysz Ale swoje powiedziałam już w poprzednim wątku. Powtarzać się nie będę. Podtrzymuje zdanie co do tego jak to się skończy prędzej czy później...
Tak, na przełomie roku były dwie takie akcje. Jedna z doktoratem, a potem druga z moim kłamstwem, od tego czasu było bardzo dobrze.
Jacuś, a o co poszło w kłótni? Od tego bym uzależnił swoją chęć czy niechęć iścia
A tak w ogóle, Sylwester bez Ciebie, parapetówka bez Ciebie... Co by "wasze wesele" bez Ciebie się tylko nie obeszło
17 2017-05-23 14:17:22 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-23 14:17:55)
Tak, na przełomie roku były dwie takie akcje. Jedna z doktoratem, a potem druga z moim kłamstwem, od tego czasu było bardzo dobrze.
O czym dobitnie świadczy ten wątek.
Widzę, że pod byle pretekstem robi z siebie ofiarę i wykorzystuje to do ugięcia Twojego karczku podczas gdy jej jest prosty jak struna. I jak zakończyło się to oskarżenie o oszustwo wszech czasów? Naprawdę nie wraca to jak bumerang w różnych postaciach w czasie gdy jest wam tk bardzo dobrze?
Jacuś, a o co poszło w kłótni? Od tego bym uzależnił swoją chęć czy niechęć iścia
A tak w ogóle, Sylwester bez Ciebie, parapetówka bez Ciebie... Co by "wasze wesele" bez Ciebie się tylko nie obeszło
Generalnie twierdzi, że się nazbierało Harviuś, ale takim impulsem było to, że powiedziałem że nie wierzę w to, że będzie w stanie sprzeciwić się matce w kwestii tego że od jesieni zamieszka z młodszą siostrą, która przyjedzie na studia.
Jacenty89 napisał/a:Tak, na przełomie roku były dwie takie akcje. Jedna z doktoratem, a potem druga z moim kłamstwem, od tego czasu było bardzo dobrze.
O czym dobitnie świadczy ten wątek.
Widzę, że pod byle pretekstem robi z siebie ofiarę i wykorzystuje to do ugięcia Twojego karczku podczas gdy jej jest prosty jak struna. I jak zakończyło się to oskarżenie o oszustwo wszech czasów? Naprawdę nie wraca to jak bumerang w różnych postaciach w czasie gdy jest wam tk bardzo dobrze?
Chyba w tamtym wątku było. Oskarżenie zakończyło się rozstaniem na jakieś 2 tygodnie. Możesz się śmiać, ale przez te 5 miesiecy ani razu nie było o tym mowy.
Ale to ona nie chce mieszkać z siostrą która przyjedzie czy to Tobie przeszkadza, że ona z nią zamieszka?
Co się nazbierało? Opowiadaj jak na spowiedzi grzeszki duże i małe
Mowa nie musiała być. Wystarczy, że byłbyś na cenzurowanym, a jak widać „generalnie Ci się nazbierało”. Skoro jest tak bardzo dobrze, to cieszyć się Jacenty...
Ale to ona nie chce mieszkać z siostrą która przyjedzie czy to Tobie przeszkadza, że ona z nią zamieszka?
Co się nazbierało? Opowiadaj jak na spowiedzi grzeszki duże i małe
I jedno i drugie, dopóki siostra nie zdecydowała się na studia w stolicy to mieliśmy zamieszkać w mieszkaniu, które ona kupi (ona to zaproponowala), a to które ja kupię wynająć. Teraz siostra zamieszka w jej, więc zaproponowałem żeby zamieszkała ze mną w moim, dosyć opornie się zgodziła.
Co do nazbierania to np twierdzi że moje spoznienia jej przeszkadzaja (to Warszawa więc czasem ciężko przewidzieć czy autobus będzie jechał 20 czy 40 minut), ale od stycznia mi tego nir mowila.
Mowa nie musiała być. Wystarczy, że byłbyś na cenzurowanym, a jak widać „generalnie Ci się nazbierało”. Skoro jest tak bardzo dobrze, to cieszyć się Jacenty...
Było bardzo dobrze do zeszłej środy, prawie idealnie.
Teraz siostra zamieszka w jej, więc zaproponowałem żeby zamieszkała ze mną w moim, dosyć opornie się zgodziła.
A, że tak naprawdę nie chce tego robić, tak jak na początku roku jakoś nie ujmowała ją tak bardzo wizja przyszłości z Tobą, to zaczynają się jazdy pozornie niezwiązane z tym czego nie chce.
Czy ja dobrze rozumiem:
Twoja kupuje mieszkanie i wynajmie je siostrze za opłaty i utrzymanie porządku sama płacąc za nie kredyt
Ty kupujesz mieszkanie i proponujesz, że zamieszkacie razem bo w jej będzie lokatorka siostra, która - no nie oszukujmy się - będzie wam przeszkadzać.
A nie może Twoja na tą chwilę odłożyć zakup mieszkania? Albo wynajmijcie coś na pół roku i pomieszkajcie chwilę razem?
Na pewno dobrze przemyśleliście to? Po co kupujecie swoje mieszkania wiążąc się kredytem na pierdylion lat? No chyba, że macie worek piniędzy to luzik
Jakoś tak mało ekonomicznie mi to wychodzi i za dużo w tym rozrzutności i walki by mieć "swoje" a nie "wspólne"...
Mój problem może się wydać banalny (...)
Twój problem nie jest banalny, skoro bohaterka tego wątku i poprzedniego jest tą samą osobą.
Jacenty89 napisał/a:Teraz siostra zamieszka w jej, więc zaproponowałem żeby zamieszkała ze mną w moim, dosyć opornie się zgodziła.
A, że tak naprawdę nie chce tego robić, tak jak na początku roku jakoś nie ujmowała ją tak bardzo wizja przyszłości z Tobą, to zaczynają się jazdy pozornie niezwiązane z tym czego nie chce.
Nie do końca się zgadzam, bo to był najpierw jej pomysł (ja wogole jeszcze o tym nie myślałem), tyle że wtedy mieszkanie do zamieszkania miało byc jej.
Klio napisał/a:Jacenty89 napisał/a:Teraz siostra zamieszka w jej, więc zaproponowałem żeby zamieszkała ze mną w moim, dosyć opornie się zgodziła.
A, że tak naprawdę nie chce tego robić, tak jak na początku roku jakoś nie ujmowała ją tak bardzo wizja przyszłości z Tobą, to zaczynają się jazdy pozornie niezwiązane z tym czego nie chce.
Nie do końca się zgadzam, bo to był najpierw jej pomysł (ja wogole jeszcze o tym nie myślałem), tyle że wtedy mieszkanie do zamieszkania miało byc jej.
A to zmienia całkowicie postać rzeczy, bo kto inny będzie gospodarzem, a kto inny będzie gościem. Gospodarza i gościa nie byłoby w związku, który nie ma terminu ważności.
Jeżeli to jest jej koleżanka a wy jesteście w konflikcie to moim zdaniem ona sama powinna tam iść. Czy gdybyście nie byli para ta koleżanka zaprosiłaby Ciebie na tą imprezę? Jeżeli nie, to moim zdaniem było to kurtuazyjne zaproszenie Ciebie z Twoją partnerką jako pary ot taka z Ciebie osoba towarzysząca. Twoja partnerka powiedziała ci ze chce iść tam sama, ma do tego prawo.
Jacenty89 napisał/a:Klio napisał/a:A, że tak naprawdę nie chce tego robić, tak jak na początku roku jakoś nie ujmowała ją tak bardzo wizja przyszłości z Tobą, to zaczynają się jazdy pozornie niezwiązane z tym czego nie chce.
Nie do końca się zgadzam, bo to był najpierw jej pomysł (ja wogole jeszcze o tym nie myślałem), tyle że wtedy mieszkanie do zamieszkania miało byc jej.
A to zmienia całkowicie postać rzeczy, bo kto inny będzie gospodarzem, a kto inny będzie gościem. Gospodarza i gościa nie byłoby w związku, który nie ma terminu ważności.
Czy w związku który ma termin ważności byłaby wogóle rozmowa o wspólnym zamiesskaniu?
Jeżeli to jest jej koleżanka a wy jesteście w konflikcie to moim zdaniem ona sama powinna tam iść. Czy gdybyście nie byli para ta koleżanka zaprosiłaby Ciebie na tą imprezę? Jeżeli nie, to moim zdaniem było to kurtuazyjne zaproszenie Ciebie z Twoją partnerką jako pary ot taka z Ciebie osoba towarzysząca. Twoja partnerka powiedziała ci ze chce iść tam sama, ma do tego prawo.
To było kurtuazyjne zaproszenie mnie jako osoby towarzyszącej ale nie o to chodzi. Chodzi o to czy moja partnerka nie powinna mnie poinformować mnie ze chce iść tam sama.
32 2017-05-23 18:00:44 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-05-23 18:04:28)
Moim zdaniem zachowanie Twojej lubej Jacenty jet bardzo nie ok. Skoro Cie zaprosila bys jej towarzyszyl to troche niepowazne by to odwolywac bo ona ma focha. No chyba ze Ty po tej klotni zachowujesz sie jak ostatni cham i wstyd sie z Toba pokazac. Jesli nie to dla mnie dorosla dojrzala osoba tak nie postepuje. Jeszcze pol biedy gdyby klotnia byla tuz przed impreza i ciezko wystudzic emocje i udawac dwa golabeczki ale jak dobrze rozumiem zaistniala tydzien temu a ona do tej pory bidula jest urazona i Ci daje bana na wyjscie z nia za kare? Jak dlugo to bedzie trwac? Ma jakas impreze rodzinna niedlugo? Wesele? Bo kto wie czy ta kara nie przeciagnie sie tez na te okazje. Cos mi sie zdaje ze bylaby do tego zdolna bo lubi Cie tresowac. Dla mnie w tej relacji ona zdecydowanie jest "sprite " a Ty "pragnienie" i wykorzystuje to elegancko. A Ty hmm inaczej Cie widzialam, jako asertywnego, trzezwo myslacego faceta, ale jak widac we wlasnej sprawie nie stac Cie na chlodny oglad tylko na sile zaczarowujesz rzeczywistosc. Szkoda
Edit: a jak czytam wyrzuty o spoznione powroty to widze kolege pantofla z pracy. Codzien zdaje zonie relacje o ktorej byl w pracy jakim autobusem ile min jechal i wylicza jej kiedy bedzie w domu. Jak ma obsuwe to jest awanta. Chlop sie modli by zadna awaria sie nie zdarzyla bo wtedy biedny oj biedy. I nirw dlatego ze ona czeka z goracym obiadkiem. Poprostu ona jest pania a on...sluga.
Klio napisał/a:Jacenty89 napisał/a:Nie do końca się zgadzam, bo to był najpierw jej pomysł (ja wogole jeszcze o tym nie myślałem), tyle że wtedy mieszkanie do zamieszkania miało byc jej.
A to zmienia całkowicie postać rzeczy, bo kto inny będzie gospodarzem, a kto inny będzie gościem. Gospodarza i gościa nie byłoby w związku, który nie ma terminu ważności.
Czy w związku który ma termin ważności byłaby wogóle rozmowa o wspólnym zamiesskaniu?
Jasne, że byłaby mowa. Np. jak ludzie w związku usilnie starają się przekonać siebie samych, siebie na wzajem lub otoczenie (z powodów różnorakich), że związek nie ma terminu ważności. Mój kumpel np. zamieszkał ze swoją wtedy-lubą - wszyscy mu mówili "stary, z tej mąki chleba nie będzie", ale on stwierdził, że przecież jak zamieszkają to znaczy, że związek już będzie na poważnie no i luba spoważnieje. Okazało się jednak, że mieszkanie nie ma magicznych mocy, luba była jaka była i w końcu kumpel spakował walizki. To jest, drogi Jacenty, klasyczne mylenie przyczyn ze skutkami.
Też się zgadzam, że jeśli Twoja pani godziła się na wspólne mieszkanie "u niej", a ma problem ze wspólnym mieszkaniem "u ciebie", to przyczyna jest oczywista - ona nie bardzo widzi wasze mieszkanie, ciągnie ją wciąż w jej własną stronę, a przed pójściem wspólną drogą ma opory. Jakbyście mieszkali u niej, to siłą rzeczy byłaby u siebie - u ciebie z jakiegoś powodu tak by się nie czuła, nie czułaby się tam u was. Moim zdaniem problem okołosylwestrowy jest nadal aktualny, a że ostatnimi czasy się nie objawiał, to tylko i wyłącznie była cisza przed burzą i chwilowo sprzyjające okoliczności. Teraz znów wraca temat tego, że ona w tym związku jest jedną nogą i wciąż się wzbrania przed przyjęciem perspektywy "my", dla niej wciąż jest "ja" i "ty".
Moim zdaniem zachowanie Twojej lubej Jacenty jet bardzo nie ok. Skoro Cie zaprosila bys jej towarzyszyl to troche niepowazne by to odwolywac bo ona ma focha. No chyba ze Ty po tej klotni zachowujesz sie jak ostatni cham i wstyd sie z Toba pokazac. Jesli nie to dla mnie dorosla dojrzala osoba tak nie postepuje. Jeszcze pol biedy gdyby klotnia byla tuz przed impreza i ciezko wystudzic emocje i udawac dwa golabeczki ale jak dobrze rozumiem zaistniala tydzien temu a ona do tej pory bidula jest urazona i Ci daje bana na wyjscie z nia za kare? Jak dlugo to bedzie trwac? Ma jakas impreze rodzinna niedlugo? Wesele? Bo kto wie czy ta kara nie przeciagnie sie tez na te okazje. Cos mi sie zdaje ze bylaby do tego zdolna bo lubi Cie tresowac. Dla mnie w tej relacji ona zdecydowanie jest "sprite " a Ty "pragnienie" i wykorzystuje to elegancko. A Ty hmm inaczej Cie widzialam, jako asertywnego, trzezwo myslacego faceta, ale jak widac we wlasnej sprawie nie stac Cie na chlodny oglad tylko na sile zaczarowujesz rzeczywistosc. Szkoda
Akurat wesele ma, ale dopiero we wrześniu. W dużej mierze Twój ogląd na sprawę szczególnie dzisiejszą mamy bardzo podobny.
Jacenty89 napisał/a:Klio napisał/a:A to zmienia całkowicie postać rzeczy, bo kto inny będzie gospodarzem, a kto inny będzie gościem. Gospodarza i gościa nie byłoby w związku, który nie ma terminu ważności.
Czy w związku który ma termin ważności byłaby wogóle rozmowa o wspólnym zamiesskaniu?
Jasne, że byłaby mowa. Np. jak ludzie w związku usilnie starają się przekonać siebie samych, siebie na wzajem lub otoczenie (z powodów różnorakich), że związek nie ma terminu ważności. Mój kumpel np. zamieszkał ze swoją wtedy-lubą - wszyscy mu mówili "stary, z tej mąki chleba nie będzie", ale on stwierdził, że przecież jak zamieszkają to znaczy, że związek już będzie na poważnie no i luba spoważnieje. Okazało się jednak, że mieszkanie nie ma magicznych mocy, luba była jaka była i w końcu kumpel spakował walizki. To jest, drogi Jacenty, klasyczne mylenie przyczyn ze skutkami.
Też się zgadzam, że jeśli Twoja pani godziła się na wspólne mieszkanie "u niej", a ma problem ze wspólnym mieszkaniem "u ciebie", to przyczyna jest oczywista - ona nie bardzo widzi wasze mieszkanie, ciągnie ją wciąż w jej własną stronę, a przed pójściem wspólną drogą ma opory. Jakbyście mieszkali u niej, to siłą rzeczy byłaby u siebie - u ciebie z jakiegoś powodu tak by się nie czuła, nie czułaby się tam u was. Moim zdaniem problem okołosylwestrowy jest nadal aktualny, a że ostatnimi czasy się nie objawiał, to tylko i wyłącznie była cisza przed burzą i chwilowo sprzyjające okoliczności. Teraz znów wraca temat tego, że ona w tym związku jest jedną nogą i wciąż się wzbrania przed przyjęciem perspektywy "my", dla niej wciąż jest "ja" i "ty".
Ruda, ale to miałoby sens gdybym to ja wyszedł z inicjatywą wspólnego mieszkania.
Nie, to ma sens i jeśli ona z inicjatywą wyszła. Ja nie mówię, że ona ma Cię w rzyci, na wasz związek ma wywalone, a w ogóle to jest psychopatką, która musi fejkować uczucia. Ja mówię, że ona nie jest na tyle pewna (siebie, Ciebie, związku, prognozy pogody), że na wspólne przedsięwzięcia jest o tyle gotowa, o ile ma nad nimi maksymalną kontrolę. I wychodzi z założenia, że nad waszym wspólnym mieszkaniem będzie miała kontrolę tylko, jeśli tak naprawdę to będzie jej mieszkanie. Temat jest mi o tyle bliski, że sama właśnie szykuję się do przeprowadzki z facetem i nie wyobrażam sobie nawet opcji licytowania się, u kogo razem zamieszkamy, bo wiadomo, że u nas , nie ważne, czy w praktyce w mieszkaniu po mojej cioci czy w czymś wspólnie wynajętym.
Problem Twojej lubej to może być kwestia waszej relacji, ale biorac pod uwagę nawracający czkawką motyw, który już tu na forum zagadaliśmy do zdarcia klawiatur, i intensywność jej reakcji, mam wrażenie, że to raczej kwestia jej charakteru i jakichś przekonań.
Nie, to ma sens i jeśli ona z inicjatywą wyszła. Ja nie mówię, że ona ma Cię w rzyci, na wasz związek ma wywalone, a w ogóle to jest psychopatką, która musi fejkować uczucia. Ja mówię, że ona nie jest na tyle pewna (siebie, Ciebie, związku, prognozy pogody), że na wspólne przedsięwzięcia jest o tyle gotowa, o ile ma nad nimi maksymalną kontrolę. I wychodzi z założenia, że nad waszym wspólnym mieszkaniem będzie miała kontrolę tylko, jeśli tak naprawdę to będzie jej mieszkanie. Temat jest mi o tyle bliski, że sama właśnie szykuję się do przeprowadzki z facetem i nie wyobrażam sobie nawet opcji licytowania się, u kogo razem zamieszkamy, bo wiadomo, że u nas , nie ważne, czy w praktyce w mieszkaniu po mojej cioci czy w czymś wspólnie wynajętym.
Problem Twojej lubej to może być kwestia waszej relacji, ale biorac pod uwagę nawracający czkawką motyw, który już tu na forum zagadaliśmy do zdarcia klawiatur, i intensywność jej reakcji, mam wrażenie, że to raczej kwestia jej charakteru i jakichś przekonań.
Czy to z kwestii mieszkania może mieć w podobny sposób też przełożenie na inne kwestie?
Czy to z kwestii mieszkania może mieć w podobny sposób też przełożenie na inne kwestie?
Przypomnij sobie poprzedni wątek, w nim co i rusz toczyliście batalie o uznanie swego punktu widzenia za właściwy i obowiązujący. Nic się nie zmieniło.
Jacenty89 napisał/a:Czy to z kwestii mieszkania może mieć w podobny sposób też przełożenie na inne kwestie?
Przypomnij sobie poprzedni wątek, w nim co i rusz toczyliście batalie o uznanie swego punktu widzenia za właściwy i obowiązujący. Nic się nie zmieniło.
Próbuje podejść do tego tak, żeby zrozumieć dlaczego ostatnimi czasy było jednak dobrze.
Zwykle przed burzą jest cisza.
Zwykle przed burzą jest cisza.
Tyle że zwykle wiemy z czego powstaje burza i umiemy jej zapobiec lub przynajmniej przewidzieć.
Ta burza powstała z tego, co poprzednio: każde z was usiłuje udowodnić, że ma rację. A w udanym związku nie o jakiekolwiek i czyjekolwiek racje chodzi. By zapobiec podobnym burzom oboje musielibyście (każde z osobna) popracować nad zwiększeniem swego poczucia wartości, a na to - jak wynika i z poprzedniego, i z tego wątku - nie zanosi się.
Ta burza powstała z tego, co poprzednio: każde z was usiłuje udowodnić, że ma rację. A w udanym związku nie o jakiekolwiek i czyjekolwiek racje chodzi. By zapobiec podobnym burzom oboje musielibyście (każde z osobna) popracować nad zwiększeniem swego poczucia wartości, a na to - jak wynika i z poprzedniego, i z tego wątku - nie zanosi się.
Tyle, że to nie tłumaczy skąd taka długa przerwa między burzami.
44 2017-05-23 21:38:53 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-23 21:39:06)
Bo:
- byliście zmęczeni
- byliście w dobrej formie
- (mniej lub bardziej świadomie) unikaliście spraw spornych
- kontrolowaliście emocje
- udawaliście przed sobą, że wszystko jest ok.
Możliwych odpowiedzi jest mnóstwo, która z nich prawdziwa (być może taka, której nie wymieniłam) wiecie obydwoje.
Bo:
- byliście zmęczeni
- byliście w dobrej formie
- (mniej lub bardziej świadomie) unikaliście spraw spornych
- kontrolowaliście emocje
- udawaliście przed sobą, że wszystko jest ok.
Możliwych odpowiedzi jest mnóstwo, która z nich prawdziwa (być może taka, której nie wymieniłam) wiecie obydwoje.
Pierwsze dwie odpadają, bo przez te 4 miesiące bywało i tak i tak. Nie da się tak długo unikać spraw spornych, podobnie udawać że wszystko ok czy kontrolować emocji. Niestety ja nie wiem jaka i obawiam się, że ona też nie ma tej świadomości i w tym cała zagwozdka.
To będziecie żyć tak od burzy do burzy. Nie pierwsi, nie ostatni czekający na to, by ktoś rozwiązanie podał na tacy.
To będziecie żyć tak od burzy do burzy. Nie pierwsi, nie ostatni czekający na to, by ktoś rozwiązanie podał na tacy.
Nie czekamy na rozwiązanie na tacy przyniesione, po prostu na tą chwilę nie jesteśmy w stanie określić o co chodzi.
Rozumiem, że z opisywanej poprzednio historii wyciągnęliście wnioski (każde na swój temat) i znacie prawdziwe źródło konfliktu.
Jacenty, ciężko Ci przyjąć rzeczywistość i cały czas jej zaprzeczasz. Spróbuj się troszkę zdystansować i zobaczyć wszystko od innej strony.
Moim zdaniem to, że nie chce Ciebie tam zabrać to jest karanie i sposób na to, żebyś drugi raz nie zrobił tego samego. Chce Ci pokazać, że ma nad Tobą przewagę.
Może jestem nietypowa, ale gdybym pokłóciła się ze swym partnerem tak poważnie, że przez tydzień nie doszliśmy do porozumienia, to ostatnią rzeczą, na którą miałabym ochotę byłaby impreza, w dodatku z nim u swego boku.
Może jestem nietypowa, ale gdybym pokłóciła się ze swym partnerem tak poważnie, że przez tydzień nie doszliśmy do porozumienia, to ostatnią rzeczą, na którą miałabym ochotę byłaby impreza, w dodatku z nim u swego boku.
popieram
plus jeszcze psucie imprezy skwaszonymi minami i wymuszonymi uśmiechami
to już wolałabym nie iść
Też zależy o co się pokłócili, bo skoro o nic poważnego i Jacenty próbował się z nią pogodzić, to ona ewidentnie przeciąga swoją złość po to, żeby go nie zabrać.
Może jestem nietypowa, ale gdybym pokłóciła się ze swym partnerem tak poważnie, że przez tydzień nie doszliśmy do porozumienia, to ostatnią rzeczą, na którą miałabym ochotę byłaby impreza, w dodatku z nim u swego boku.
Czyli w tej kwestii przyznajecie Jej rację?
Też zależy o co się pokłócili, bo skoro o nic poważnego i Jacenty próbował się z nią pogodzić, to ona ewidentnie przeciąga swoją złość po to, żeby go nie zabrać.
Dla niej to jednak ewidentnie ważne, chociaż dopiero teraz dowiedziałem się co jest prawdziwym powodem.
Cedzisz informacje i oczekujesz od użytkowników forum opowiedzenia się po którejś ze stron. Nie ze mną takie numery.
[...] gdybym pokłóciła się ze swym partnerem tak poważnie, że przez tydzień nie doszliśmy do porozumienia [...]
A zdarzyło Ci się kiedyś tak pogryźć z partnerem, że przez tydzień była wojenna atmosfera? Z ciekawości pytam, bo jakoś mi nawet nie przychodzi nic do głowy o co bym miał się tak kłócić przez tydzień.
57 2017-05-24 09:57:39 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-05-24 09:58:25)
A dla mnie jesli poklocilabym sie z partnerem tak by sie nie odzywac tydziem czasu to predzej zastanawialabym sie nie nad impreza tylko nad byciem z ta osoba wogole. Uznalabym ze albo ja albo on jestesmy jeszcze na etapie piaskownicy skoro zamiast szukac zgody i wyjasnienia wychodzimy z zalozenia ze foch sam zalatwi za nas sprawe przez tydzien albo dluzej. A tu cos mi sie wydaje ze Jacenty probowal mediacji i rozmowy tylko zostal odeslany w kat bo wlasnis nie tyle o focha chodzilo co o kare. Powiedziales cos co mi bylo nie w smak wiec teraz za kare ze mna nie pojdziesz do mojej kolezanki nawet gdyby to wyjscie mialo byc za msc. Tresura nic wiecej.
Wielokropek napisał/a:[...] gdybym pokłóciła się ze swym partnerem tak poważnie, że przez tydzień nie doszliśmy do porozumienia [...]
A zdarzyło Ci się kiedyś tak pogryźć z partnerem, że przez tydzień była wojenna atmosfera? Z ciekawości pytam, bo jakoś mi nawet nie przychodzi nic do głowy o co bym miał się tak kłócić przez tydzień.
Otoz to. Tez nie widze takiego powodu ani siebie i partnera w sytuacji gdy tydzien czasu nie probujemy sie pogodzic.
Cedzisz informacje i oczekujesz od użytkowników forum opowiedzenia się po którejś ze stron. Nie ze mną takie numery.
Nieprawda, dopiero w smsach nad ranem o tym się dowiedziałem i to zmienia sytuację diametralnie. Twierdzi, że czuje się gorzej traktowana niż niektórzy znajomi, podobno wymagam od niej więcej i na mniej przymykam oko.
60 2017-05-24 10:05:59 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-24 10:07:51)
A zdarzyło Ci się kiedyś tak pogryźć z partnerem, że przez tydzień była wojenna atmosfera? Z ciekawości pytam, bo jakoś mi nawet nie przychodzi nic do głowy o co bym miał się tak kłócić przez tydzień.
Zdarzyło.
Nie to, że to był tydzień milczenia czy kłótni, ale nie miałam wówczas ochoty na jakiekolwiek imprezy, tym bardziej z nim u boku.
Jacenty, jakie nieprawda? Zobacz rzeczywistość (dla ułatwienia: nie myślałam o powodach ostatniej scysji).
Harvey napisał/a:A zdarzyło Ci się kiedyś tak pogryźć z partnerem, że przez tydzień była wojenna atmosfera? Z ciekawości pytam, bo jakoś mi nawet nie przychodzi nic do głowy o co bym miał się tak kłócić przez tydzień.
Zdarzyło.
Nie to, że to był tydzień milczenia czy kłótni, ale nie miałam wówczas ochoty na jakiekolwiek imprezy, tym bardziej z nim u boku.Jacenty, jakie nieprawda? Zobacz rzeczywistość (dla ułatwienia: nie myślałam o powodach ostatniej scysji).
Ani nie cedzę informacji, ani nie chce zeby ktokolwiek opowiadał się po którejkolwiek ze stron. Liczę raczej na pomoc w rozwiązaniu.
Wielokropek napisał/a:Harvey napisał/a:A zdarzyło Ci się kiedyś tak pogryźć z partnerem, że przez tydzień była wojenna atmosfera? Z ciekawości pytam, bo jakoś mi nawet nie przychodzi nic do głowy o co bym miał się tak kłócić przez tydzień.
Zdarzyło.
Nie to, że to był tydzień milczenia czy kłótni, ale nie miałam wówczas ochoty na jakiekolwiek imprezy, tym bardziej z nim u boku.Jacenty, jakie nieprawda? Zobacz rzeczywistość (dla ułatwienia: nie myślałam o powodach ostatniej scysji).
Ani nie cedzę informacji, ani nie chce zeby ktokolwiek opowiadał się po którejkolwiek ze stron. Liczę raczej na pomoc w rozwiązaniu.
Hehe to jeszcze gorzej Jacenty. Teraz panna przeciaga argumenty w czasie. Dzis Ci sie wydaje ze juz(hurra) znasz prawdziwy powod focha a za 3 dni okaze sie ze jeszczs cos jest np tydzien temu nie zauwazyles ze ma nowa fryzure albo spojrzales w lewo a nie w prawo. Ze tez Ty sie dajesz w takie cos wkrecac. Ja juz dawno powiedzialabym naraz jak dorosniesz i bedziesz chviala rozmawiac dojrzale i konkretnie to sie odezwij o ile jeszczs bede wtedy zainteresowany jakakolwiek rozmowa z Toba.
A Ty chodzisz struty, sondujesz sytuacje, pytasz czy to Twoja wina. I tak sie nie dowiesz. W tresurze bowiem nie o to chodzi by wyjasnic ale by caly czas trzymac tresowaego w napieciu czy aby juz jest grzeczny i spelnia oczekiwania
A dla mnie jesli poklocilabym sie z partnerem tak by sie nie odzywac tydziem czasu to predzej zastanawialabym sie nie nad impreza tylko nad byciem z ta osoba wogole. Uznalabym ze albo ja albo on jestesmy jeszcze na etapie piaskownicy skoro zamiast szukac zgody i wyjasnienia wychodzimy z zalozenia ze foch sam zalatwi za nas sprawe przez tydzien albo dluzej. A tu cos mi sie wydaje ze Jacenty probowal mediacji i rozmowy tylko zostal odeslany w kat bo wlasnis nie tyle o focha chodzilo co o kare. Powiedziales cos co mi bylo nie w smak wiec teraz za kare ze mna nie pojdziesz do mojej kolezanki nawet gdyby to wyjscie mialo byc za msc. Tresura nic wiecej.
To nie jest tak, że my się nie odzywamy do siebie. W czwartek spotkaliśmy się, to większość czasu był wałkowany temat, ale trochę też było miłych chwil, od piątku do niedzieli oboje byliśmy u rodziców kontakt smsowy był całkiem ok, ale między wierszami było to, że spotkamy się po powrocie i porozmawiamy na temat tego co się stało w środę. Ja chciałem się spotkać w niedzielę wieczorem chociaż na chwilę, ale ona stwierdziła że lepiej będzid jak się spokojnie spotkamy w poniedziałek. W poniedziałek była powtórka z czwartku.
feniks35 napisał/a:A dla mnie jesli poklocilabym sie z partnerem tak by sie nie odzywac tydziem czasu to predzej zastanawialabym sie nie nad impreza tylko nad byciem z ta osoba wogole. Uznalabym ze albo ja albo on jestesmy jeszcze na etapie piaskownicy skoro zamiast szukac zgody i wyjasnienia wychodzimy z zalozenia ze foch sam zalatwi za nas sprawe przez tydzien albo dluzej. A tu cos mi sie wydaje ze Jacenty probowal mediacji i rozmowy tylko zostal odeslany w kat bo wlasnis nie tyle o focha chodzilo co o kare. Powiedziales cos co mi bylo nie w smak wiec teraz za kare ze mna nie pojdziesz do mojej kolezanki nawet gdyby to wyjscie mialo byc za msc. Tresura nic wiecej.
To nie jest tak, że my się nie odzywamy do siebie. W czwartek spotkaliśmy się, to większość czasu był wałkowany temat, ale trochę też było miłych chwil, od piątku do niedzieli oboje byliśmy u rodziców kontakt smsowy był całkiem ok, ale między wierszami było to, że spotkamy się po powrocie i porozmawiamy na temat tego co się stało w środę. Ja chciałem się spotkać w niedzielę wieczorem chociaż na chwilę, ale ona stwierdziła że lepiej będzid jak się spokojnie spotkamy w poniedziałek. W poniedziałek była powtórka z czwartku.
Nom to miel to z ksiezniczka wkolo do czasu az wygodnie bedzie jej przeczolgiwac Cie o to i trzymac pod pretekstem tego na dystans. A ona w tym czasie bedzie miala czas dla kolezanek, zaliczenia roznych imprez bez Ciebie i innych atrakcji ktore w normalnej sytuacji wypadaloby jako parze spedzic razem ale nie przeciez Ty 15 maja powiedziales cos jej nie w smak wiec sam rozumisz ze teraz ma prawo wylaczyc Cie czasowo ze swego zycia.
Zdrowia i cierpliwosci zyczw Jacus. Przydadza sie oj przydadza
Jacenty, za bardzo jej pokazujesz że Ci zależy. Ty chcesz zakopać topór wojenny a ona wręcz odwrotnie. Mniej w to wywalone i zobacz jak będzie się zachowywała w momencie, kiedy nie będziesz próbował się z nią pogodzić. Bądź miły ale nie nalegaj, nie proś o spotkanie, nie mów o imprezie, nie pytaj jak się czuję itp.