kryzys po 7 latach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 341 ]

66 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-19 09:11:06)

Odp: kryzys po 7 latach
_v_ napisał/a:

Bez przesady z tą tępą dzidą.
Ja nie uważam się za głupią, wręcz przeciwnie, jestem inteligentna, oczytana i wiele wiem.
A jednak miałam problem, żeby odejść od psychola i też odchodziłam na raty wiele razy.

A powiedziałaś psycholowi, że na basen nie pójdziesz bo będzie miło, a jak będzie miło to będzie dysonans z płaczliwymi banialukami, które wciskasz znajomym? Chce zerwać i obrabia mu tyłek przed swoimi znajomymi, żeby wyszła na tą biedną pokrzywdzoną, która och, ach musiała zerwać po latach związku. No innej opcji nie było tongue Potrzebuje grupy wsparcia w procesie.
Bez klasy rozstają się ludzie wyrachowani i głupi tylko. Ona wyrachowana nie jest...

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:
_v_ napisał/a:

Bez przesady z tą tępą dzidą.
Ja nie uważam się za głupią, wręcz przeciwnie, jestem inteligentna, oczytana i wiele wiem.
A jednak miałam problem, żeby odejść od psychola i też odchodziłam na raty wiele razy.

A powiedziałaś psycholowi, że na basen nie pójdziesz bo będzie miło, a jak będzie miło to będzie dysonans z płaczliwymi banialukami, które wciska znajomym. Chce zerwać i obrabia mu tyłek przed swoimi znajomymi, żeby wyszła na tą biedną pokrzywdzoną, która och, ach musiała zerwać po latach związku. No innej opcji nie było tongue Potrzebuje grupy wsparcia w procesie.
Bez klasy rozstają się ludzie wyrachowani i głupi tylko. Ona wyrachowana nie jest...

Albo na tyle przestraszeni, że boją się powiedzieć, nie pójdę z Tobą dzisiaj na basen bo nie mam ochoty i boją się nawet milczeć
.

68

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:

Albo na tyle przestraszeni, że boją się powiedzieć, nie pójdę z Tobą dzisiaj na basen bo nie mam ochoty i boją się nawet milczeć
.

Tja...
Popadamy w paranoję troszku? wink Ja rozumiem, że na tym forum wątek z psycholem niczym rzadkim nie jest, ale nie przenośmy tej miary na wszystkie wątki. Zaczynam wyczuwać opary absurdu...

69

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Albo na tyle przestraszeni, że boją się powiedzieć, nie pójdę z Tobą dzisiaj na basen bo nie mam ochoty i boją się nawet milczeć
.

Tja...
Popadamy w paranoję troszku? wink Ja rozumiem, że na tym forum wątek z psycholem niczym rzadkim nie jest, ale nie przenośmy tej miary na wszystkie wątki. Zaczynam wyczuwać opary absurdu...

nie, to nie jest paranoja
byl taki moment w moim związku z psycholem, że naprawdę nie bylam w stanie odejść
za to zrobiłabym niemal wszystko, zeby jego zniechecic do zwiazku ze mną - nawet próbowałam się umawiać z innymi, sądząc, ze dzieki temu psychol da mi spokój
niestety ta metoda również okazała się nieskuteczna, bo psychol mnie nie zostawił, tylko doszła jeszcze jedna rzecz, za którą mogł mnie wyzywać od dziwek.

musiałam dojrzeć do rozstania i wytrwania w nim

70 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-05-19 09:20:50)

Odp: kryzys po 7 latach

Klio zgodze sie z Toba i nie zgodze. Podobnie jak Ty uwazam ze luba Autora jest srednio bystra dlatego brak jej argumentow zeby dobrze umotywowac swoje odejscie. Potrzebuje suflerow w postaci kolezanek. Z drugiej strony jednak wydaje mi sie ze element wyrachowania jednak w niej jest bo jest jej mimo wszystko dosc wygodnie w tym ukladzie.
No i zeby nie bylo ze stwierdzam iz pomoc znajomych czy psychologa oznacza ze ktos jest tepy...nic z tych rzeczy. Ale czym innym brak konsekwencji spowodowany uzaleznieniem od oprawcy/toksyka/ psychola i wspomaganie sie w umacnianiu woli i porzadkowaniu mysli pomoca terapeuty a czym innym brak tak naprawde pomyslu na to dlaczego chce odejsc i tworzenie roznych wersji dla rozych osob by potem sie w tym zagmatwac.
Nie demonizowalabym tez Autora do roli psychola o jakich tu czytamy. To poprostu pan ktory lubi tatusiowac partnerce i w sumie mu pasuje ze jest nieco mniej rozgarnieta od niego. I ego swoje tym dopieszcza i pomoralizowac latwiej.

71 Ostatnio edytowany przez Spanielka (2017-05-19 09:36:22)

Odp: kryzys po 7 latach

Nadal uważam  że opisane przez niego zachowania są przejawem troski a nie kontroli. Podejrzewam że w odwrotnej sytuacji podstawowym zarzutem byłby brak zainteresowania nią, jej życiem itp. Oczywiście wypowiadam sie na podstawie relacji jednej strony i szkoda że nie możemy poznać opinii tej dziewczyny.

Klio napisał/a:

A powiedziałaś psycholowi, że na basen nie pójdziesz bo będzie miło, a jak będzie miło to będzie dysonans z płaczliwymi banialukami, które wciska znajomym. Chce zerwać i obrabia mu tyłek przed swoimi znajomymi, żeby wyszła na tą biedną pokrzywdzoną, która och, ach musiała zerwać po latach związku. No innej opcji nie było tongue Potrzebuje grupy wsparcia w procesie.
Bez klasy rozstają się ludzie wyrachowani i głupi tylko. Ona wyrachowana nie jest...

Zgadzam się w całej rozciągłości.
Argumentacja tej dziewczyny w tym konkretnym przypadku jest po prostu idiotyczna. I świadczy o tym co trochę zasygnalizowałam wcześniej - ona jest znudzona tym związkiem, chce odejść, ale nie ma na tyle siły aby udźwignąć odpowiedzialność za swoją decyzję. I chciałaby tą odpowiedzialność podzielić na dwoje, więc idealnie z jej punktu widzenia byłoby by on zrobił coś, co doprowadziłoby do rozstania. A on nie tylko rozstania nie chce, lecz mało tego - chce związek utrzymać. Stara sie, wspiera ją  itp. walczy o to uczucie. I tutaj ona ma największy problem - bo obiektywnie nie ma poważnego, konkretnego, zrozumiałego powodu by odejść; bo wie, że to ona jest odpowiedzialna za kryzys i wewnętrzny dysonans. Nie może z siebie zrobić ofiary, tej porzuconej (a nie porzucającej). Wie że to jej odpowiedzialność i w większej części jej wina. I to ją gryzie. Nikt nie lubi czuć się winny.

EDIT:
Zgadzam się z Feniksem, że moze jej być w tym układzie wygodnie. Moze tez mieć swiadomość że nie jest nigdzie powiedziane że po rozstaniu będzie tak kolorowo, miło i przyjemnie jak jej to koleżanki przedstawiają.

Odnoszę wrażenie że to chyba taka dziewczyna ktora doceni dopiero jak straci.

72 Ostatnio edytowany przez _v_ (2017-05-19 09:32:45)

Odp: kryzys po 7 latach
Spanielka napisał/a:

Nadal uważam  że opisane przez niego zachowania są przejawem troski a nie kontroli. .

Spanielko, osoby o takich przeżyciach jak my, mają zaburzone rozróżnianie przejawów troski od przejawów kontroli.
Coś, co kiedyś uważałam za przejaw troski (również we własnym wykonaniu), dziś - po związku z psycholem - uważam za objaw represji, kontroli i toksyczności.

ja rozumiem, ze moze nawet autor chce dobrze,  ale wszyscy wiemy, czym jest piekło wybrukowane

gdyby autor kochał swoją partnerkę, to dałby jej przestrzeń, nawet poprzez rozstanie

edit: jeszcze pytanie do autora: dlaczego w takim razie z nią jesteś?
podsumowując: jest gruba, kompulsywnie się objada, nie moze schudnąć, nie ma bogatego zasobu słownictwa, nie jest inteligentna i jeszcze parę innych rzeczy jest, które wymieniasz. Nie zauważyłam w sumie nic dobrego o niej. Więc po co? Nie możesz sobie znaleźć kogoś, kto będzie Ci bardziej odpowiadał? Musisz koniecznie ją zmieniać?

73

Odp: kryzys po 7 latach

"Nie mogę się od niej oddalić tak całkiem i pozwolić jej zostać samej ze swoimi myślami."

Nie wiem jak Was, ale mnie przeszły ciarki..

74

Odp: kryzys po 7 latach

Mnie nie przeszły.
Na podstawie pojedynczych zdań, nie znając dokładnie intencji stojących za nimi można zrobić psychola z każdego, o ile się chce. Zdanie to można rozumieć na wiele sposobów. Kto będzie chciał się doszukać ciarek ten je znajdzie.
Równie dobrze można wyciągnąć pojedyncze zdanie którejkolwiek z nas i będą nie tylko ciarki, ale i drgawki big_smile

75 Ostatnio edytowany przez mobydick (2017-05-19 09:50:51)

Odp: kryzys po 7 latach

Całkowicie zgadzam się z postami Klio.


zmartwiony86 napisał/a:

Jakoś tak miesiąc temu, na początku kwietnia znów miała gorszy dzień i zaczęła w stosunku do mnie wyrzuty, że ja NIC Z NIĄ nie robię i NIE MAM JEJ NIC DO ZAPROPONOWANIA. Wobec tego wymieniłem jej cały poprzedni miesiąc dzień po dniu co się działo i uświadomiłem, że przez 31 dni marca były tylko DWA dni, gdy znalazła dla mnie czas i wtedy coś robiliśmy razem. W pozostałe dni albo jej nie było (wyjazdy) albo wracała z pracy późno (po 22) albo wracała wcześniej ale np. spała całe popołudnie bo źle się czuła itp. I niestety nie potrafiła odpowiedzieć na to jak może mi zarzucać to, że nic razem nie mówimy skoro nie ma czasu?


Naprawdę uważacie, że tak rozumuje ofiara toksyka czy psychola? Jej zarzuty są z d* wzięte (choć autor niefortunnie nazwał je "głupotkami"), bo niby chciałaby wychodzić razem z autorem, ale jednak nie ma na to czasu (co zresztą autor jej udowadnia). A skoro ona coś mu zarzuca to dla mnie całkiem normalne jest, że autor usiłuje się bronić i nieszczęśliwie ma na to mocne argumenty. Panna jest po prostu znudzona stałym związkiem, w którym nic się nie dzieje i brakuje jej emocji. Może zamiast "troskliwego tatusia" chciałaby bad boy'a na motorze albo zblazowanego yuppie, ale niestety - brakuje jej odwagi, żeby zakończyć długoletni związek bez wyraźnego powodu. Przyszło mi też na myśl, że może ona oczekuje ślubu, w końcu po tylu latach byłaby to normalna kolej rzeczy. Choć bardziej skłaniam się ku tezie, że po prostu uczucie się wypaliło i chce wymiksować się z tego układu, ale nie stać jej na samodzielną decyzję.

76

Odp: kryzys po 7 latach
_v_ napisał/a:
Spanielka napisał/a:

Nadal uważam  że opisane przez niego zachowania są przejawem troski a nie kontroli. .

Spanielko, osoby o takich przeżyciach jak my, mają zaburzone rozróżnianie przejawów troski od przejawów kontroli.
Coś, co kiedyś uważałam za przejaw troski (również we własnym wykonaniu), dziś - po związku z psycholem - uważam za objaw represji, kontroli i toksyczności.

ja rozumiem, ze moze nawet autor chce dobrze,  ale wszyscy wiemy, czym jest piekło wybrukowane

gdyby autor kochał swoją partnerkę, to dałby jej przestrzeń, nawet poprzez rozstanie

edit: jeszcze pytanie do autora: dlaczego w takim razie z nią jesteś?
podsumowując: jest gruba, kompulsywnie się objada, nie moze schudnąć, nie ma bogatego zasobu słownictwa, nie jest inteligentna i jeszcze parę innych rzeczy jest, które wymieniasz. Nie zauważyłam w sumie nic dobrego o niej. Więc po co? Nie możesz sobie znaleźć kogoś, kto będzie Ci bardziej odpowiadał? Musisz koniecznie ją zmieniać?


Tak _V_, masz rację z tymi zaburzeniami. Rozumiem że w chorej relacji człowiek tego po prostu nie jest w stanie dostrzec.
Ale tutaj jest trochę inna sytaucja - oni sa razem 7 lat, prawie 8 lat. Kryzys jest od jakiegoś roku. Z opisu autora nie wygląda to na kryzys spowodowany jakimiś konkretnymi zdarzeniami, raczej kaprysami tej dziewczyny (przeczytaj jeszcze raz jego pierwszy post).
Mi się wydaje że to raczej jest kwestia znudzonej, lecz bojącej się zmian dziewczyny i zdezorientowanego, chcącego ratować związek chłopaka.

I zgadzam się z tezą o przestrzeni i rozstaniu. Uważam ze powinien  puścic ją wolno. I jestem przekonana że to byłaby kolejna historia gdzie za jakiś czas ona zobaczyłaby co straciła i chciała wrócić.

77

Odp: kryzys po 7 latach
mobydick napisał/a:

Jej zarzuty są z d* wzięte (choć autor niefortunnie nazwał je "głupotkami")

Rzeczywiście niefortunne sformułowanie, bo z początku opacznie też zrozumiałam intencję autora. Odniosłam wrażenie, że ma muchy w nosie w stos. do partnerki, a tu wychodzi, że raczej chciał eufemistycznie określić jej postać big_smile Gdyby napisał wprost: "dziewczyna ma dobre serce, ale jest głupia jak but" to by się dopiero na forum zaczęło lol Także ostatecznie dobrze, że pozostał przy głupotkach...

78

Odp: kryzys po 7 latach

Krótko i na temat: związałeś się z osobą skrajnie niedojrzałą. Powinieneś ją kopnąć w zadek, ale zamiast tego wszedłeś w rolę tatusia - z jakichś powodów byleś na to podatny. Im bardziej dziecko bryka, tym bardziej ty tatusiujesz.

79 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-05-19 10:08:12)

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Mnie nie przeszły.
Na podstawie pojedynczych zdań, nie znając dokładnie intencji stojących za nimi można zrobić psychola z każdego, o ile się chce. Zdanie to można rozumieć na wiele sposobów. Kto będzie chciał się doszukać ciarek ten je znajdzie.
Równie dobrze można wyciągnąć pojedyncze zdanie którejkolwiek z nas i będą nie tylko ciarki, ale i drgawki big_smile

Nie pojedyncze zdania, tylko kilkanaście postów Zmartwionego- czyli tyle samo, ile i Ty masz do wnioskowania. Różnimy się tym, że Tobie nie miesci się w głowie, że można człowieka całkiem ogłupić i psychicznie odebrać mu prawo do samodzielnego myślenia, jego motywacje i problemy znizyć do roli głupotek. Jednoczesnie przy tym być opiekuńczym i pozornie pozwalać na wszystko.
Ale ok, mamy różne zdanie i tyle.
Nie widzę tu Miłości, ani prawdziwego wsparcia.
Kiedyś było dobrze, ale w środku musiało się kotłować.
Ja rozumiem że Autor czuje się oszukany, bo kiedys było ok. Ale niestety kobieta nie była sobą i nawet jej ciało się buntowało.
Niech znajdzie szczęście z kobietą która takiej opieki potrzebuje, a jej da myśleć samodzielnie i odejść. Albo podejmie pracę nad sobą i zmieni coś w sobie-NIE MUSI- jego wybór.

80

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:

Niech znajdzie szczęście z kobietą o poglądach Spanielki, a jej da myśleć samodzielnie i odejść.

Ela po co te wycieczki osobiste. Dyskutuj z argumentami...

Co do reszty to cóż, nie zgodzimy się w tym przypadku. Bywa i tak.

81

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Niech znajdzie szczęście z kobietą o poglądach Spanielki, a jej da myśleć samodzielnie i odejść.

Ela po co te wycieczki osobiste. Dyskutuj z argumentami...

Co do reszty to cóż, nie zgodzimy się w tym przypadku. Bywa i tak.

Racja wstyd mi... tongue

82

Odp: kryzys po 7 latach
Spanielka napisał/a:
_v_ napisał/a:
Spanielka napisał/a:

Nadal uważam  że opisane przez niego zachowania są przejawem troski a nie kontroli. .

Spanielko, osoby o takich przeżyciach jak my, mają zaburzone rozróżnianie przejawów troski od przejawów kontroli.
Coś, co kiedyś uważałam za przejaw troski (również we własnym wykonaniu), dziś - po związku z psycholem - uważam za objaw represji, kontroli i toksyczności.

ja rozumiem, ze moze nawet autor chce dobrze,  ale wszyscy wiemy, czym jest piekło wybrukowane

gdyby autor kochał swoją partnerkę, to dałby jej przestrzeń, nawet poprzez rozstanie

edit: jeszcze pytanie do autora: dlaczego w takim razie z nią jesteś?
podsumowując: jest gruba, kompulsywnie się objada, nie moze schudnąć, nie ma bogatego zasobu słownictwa, nie jest inteligentna i jeszcze parę innych rzeczy jest, które wymieniasz. Nie zauważyłam w sumie nic dobrego o niej. Więc po co? Nie możesz sobie znaleźć kogoś, kto będzie Ci bardziej odpowiadał? Musisz koniecznie ją zmieniać?


Tak _V_, masz rację z tymi zaburzeniami. Rozumiem że w chorej relacji człowiek tego po prostu nie jest w stanie dostrzec.
Ale tutaj jest trochę inna sytaucja - oni sa razem 7 lat, prawie 8 lat. Kryzys jest od jakiegoś roku. Z opisu autora nie wygląda to na kryzys spowodowany jakimiś konkretnymi zdarzeniami, raczej kaprysami tej dziewczyny (przeczytaj jeszcze raz jego pierwszy post).
Mi się wydaje że to raczej jest kwestia znudzonej, lecz bojącej się zmian dziewczyny i zdezorientowanego, chcącego ratować związek chłopaka.

I zgadzam się z tezą o przestrzeni i rozstaniu. Uważam ze powinien  puścic ją wolno. I jestem przekonana że to byłaby kolejna historia gdzie za jakiś czas ona zobaczyłaby co straciła i chciała wrócić.


a może kryzys jest od tego, że ona w końcu chce uciec z tego związku wink
do tej pory była posłuszana, a teraz się zbuntowała i to się autorowi nie podoba.

83

Odp: kryzys po 7 latach

A ja myślę że dziewczyna z jakiegoś powodu potrzebowała zainteresowania ze strony przyjaciółek i zaczęła wymyślać historie. Każde nasze zachowanie można opisać jak tylko fantazja pozwoli. Zainteresowanie otrzymała, ale opowiedziane historie nie tak łatwo cofnąć. Łatwiej jest w to brnąć. A później już nie ma drogi odwrotu.
Co do jedzenia i jego podłoża w "nadmiernej kontroli". Nie musi tak być. Sorry dziewczyny ale ja gdybym się nie pilnowala to z całą pewnością żarłabym i żarła. I byłabym baaardzo gruba. Bo po prostu uwielbiam jeść i mogłabym nic innego nie robić. Ot i nie ma w tym żadnego podłoża psychologicznego. Dziewczyna też lubi jeść. I podejrzewam że dlatego psycholog opowiada tak a nie inaczej o autorze, bo jakoś przecież trzeba się wytłumaczyć.
Wmawiacie autorowi że zbyt kontroluje, ma natychmiast przestać. Ale jakoś nie zauważyłam żeby ktokolwiek podał jak ma niby to zrobić.kiedy widzi.jak jego narzeczona niszy sobie zdrowie i życie. Ma machnac ręką i powiedzieć a żryj sobie?
Myślę że przesadzacie z robieniem z autora psychola.

84 Ostatnio edytowany przez Spanielka (2017-05-19 10:42:51)

Odp: kryzys po 7 latach
_v_ napisał/a:

a może kryzys jest od tego, że ona w końcu chce uciec z tego związku wink
do tej pory była posłuszana, a teraz się zbuntowała i to się autorowi nie podoba.

Oczywiście, ale to jednak jest gdybanie smile

Poza tym on jej nie trzyma:

zmartwiony86 napisał/a:

Finansowo jest samowystarczalna, więc nic nie stoi na przeszkodzie by się wyprowadziła. Lub powiedziała, że np wyjeżdża na tydzień a mnie prosi bym w tym czasie się wyprowadził. To naprawdę jest proste w jej przypadku, wystarczy chcieć. Skoro tego nie robi to chyba prosty wniosek, że nie jest na to zdecydowana.

Ona jest dorosła i moze to zrobić jeśli tego naprawdę chce. On jej tego nie zabrania (na marginesie fajne porównanie do Rejtana :-) ). Dopuszcza myśl o rozstaniu jesli ona się zdeklaruje że twłaśnie taka jest jej decyzja. A z jej działań wynika że ona sama chyba tego nie wie.



A tak naprawdę musielibyśmy znać opinię drugiej strony żeby mieć obiektywny ogląd sytuacji.


PS. Dziękuję Klio. :-)

85

Odp: kryzys po 7 latach

Witam ponownie. Raczej nie odniosę się do wszystkiego po kolei co pisaliście, bo trochę się w międzyczasie pojawiło postów. Ale postaram się napisać to co najważniejsze.

Temat, który założyłem dotyczy kryzysu jaki występuje w związkach często po 7 latach. I co do genezy to i Wy i ja się zgadzamy - trochę znudzenie, trochę rozczarowanie, może poczucie straconych lat, może brak wiary w przyszłość. Natomiast interesujące jest to jak postrzegacie to wszystko. Żeby było jasne ja się nie obrażam, bo nie ma o co, dyskutujemy.

1. Ja nie traktuje ją ja głupią. Bo nie jest. Ona jest osobą inteligentną, kreatywną, skończyła prestiżowe studia i w pracy - tak jak już pisałem - jest doceniana. Natomiast uważam, że niektóre jej zachowania, takie jak np. to z basenem, są głupie. Czaicie różnicę? Jeśli uważacie, że ktoś zrobił coś głupio to nie oznacza od razu, że macie go za głupiego. Nawet mądre i wartościowe osoby robią czasami głupie rzeczy, co nie przekreśla ich odbioru jako osób mądrych i wartościowych. Tak jak napisałem wiele jej zachowań jeśli chodzi o nasz związek jest niedojrzałych i dziecinnych. Bo co innego powiedzieć "nie chcę z Tobą chodzić na basen, bo po prostu nie mam takiej ochoty" a co innego "nie chcę chodzić z Tobą na basen bo postawi mnie to w złym świetle przed koleżankami". I te nasze dyskusje, gdzie ona nie potrafi obronić swojego zdania właśnie na czymś takim polegają. Jeśli ona mówi, że nie może na mnie liczyć bo akurat jakieś moje zachowanie jej się nie spodobało to bez problemu uświadamiam jej, że od tylu lat to ja zawsze jestem przy niej gdy jest taka potrzeba. I ona nie potrafi już nic na to odpowiedzieć. Nadal uważam, że to świadczy o tym, że to co mówi nie jest do końca przemyślane. I podkreślam raz jeszcze - nie uważam aby bronienie się przed nieprawdziwymi moim zdaniem zarzutami było brakiem szacunku. Nawet morderca i gwałciciel ma prawo przed sądem dowodzić swoich racji, ale facet w związku nie. Ciekawe tongue

2. Jeśli chodzi o kontrolę to myślę, że jest to kwestia znalezienia złotego środka. Uważam za niewłaściwe rozliczanie drugiej strony z każdej minuty i oczekiwanie, że będzie się spowiadać z tego co, gdzie, kiedy i z kim. Dlatego też tego nie robię. Z drugiej strony uważam za niewłaściwą sytuację, gdy jedna strona ubiera się, wychodzi z domu, mówi że będzie za 4 godziny i nie mówi dokąd zmierza. To nie jest normalne w związku. Zdradzę Wam też pewien sekret, który zapewne da wam niezłą pożywkę do ciągnięcia tezy o przesadnej kontroli. Nasze telefony mogą się wzajemnie namierzać (chodzi o lokalizację) i nie jest to żadne szpiegowskie oprogramowanie, bo oboje o tym wiemy. Pomimo to i tak z tego nie korzystamy, poza sytuacjami skrajnymi gdy druga strona długo nie odbiera czy nie oddzwania, a wiemy że powinna być pod telefonem. Ja ogólnie w zakresie kontroli nie mam sobie nic do zarzucenia i myślę że ona również nie ma nic do zarzucenia mi.

3. W całym tym moim wątku nie chodzi o szukanie winy. Ja nie oczekuję poklepywania po plecach i stwierdzeń w stylu "jesteś spoko gość, ale trafiłeś na ciężki przypadek". Nie jestem nią i nie potrzebuję przeciwwagi dla jej koleżanek. Natomiast gdy czytam, że ona jest taka biedna, bo ona zapewne chce dobrze, ale ja jestem toksycznym facetem, który ją kontroluje, tatusiuje jej, ośmiela się nie zgadzać z niektórymi rzeczami które ona mówi, czy wręcz obrażam jej godność twierdząc, że niektóre jej zachowania są dziecinne jak u 15latki to czuję się nieco zakłopotany. Bo nie jest to prawda, a przynajmniej nie jest to prawda w takim zakresie jak twierdzicie. Natomiast jest to o tyle pouczające, że mogę się dzięki temu domyślać jak wyglądają jej relacje z koleżankami. Bo wy nie znając jej, nie będąc jakoś emocjonalnie zaangażowanymi w tą sprawę i czytając to co napisałem JA a nie ona wypisujecie takie mocno dyskusyjne teorie. To co dopiero one muszą mówić, gdy jej dobro leży im na sercu.

Kontynuujmy wink

86

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

1. Ja nie traktuje ją ja głupią. Bo nie jest. Ona jest osobą inteligentną, kreatywną, skończyła prestiżowe studia i w pracy - tak jak już pisałem - jest doceniana. Natomiast uważam, że niektóre jej zachowania, takie jak np. to z basenem, są głupie. Czaicie różnicę? Jeśli uważacie, że ktoś zrobił coś głupio to nie oznacza od razu, że macie go za głupiego. Nawet mądre i wartościowe osoby robią czasami głupie rzeczy, co nie przekreśla ich odbioru jako osób mądrych i wartościowych. Tak jak napisałem wiele jej zachowań jeśli chodzi o nasz związek jest niedojrzałych i dziecinnych. Bo co innego powiedzieć "nie chcę z Tobą chodzić na basen, bo po prostu nie mam takiej ochoty" a co innego "nie chcę chodzić z Tobą na basen bo postawi mnie to w złym świetle przed koleżankami". I te nasze dyskusje, gdzie ona nie potrafi obronić swojego zdania właśnie na czymś takim polegają. Jeśli ona mówi, że nie może na mnie liczyć bo akurat jakieś moje zachowanie jej się nie spodobało to bez problemu uświadamiam jej, że od tylu lat to ja zawsze jestem przy niej gdy jest taka potrzeba. I ona nie potrafi już nic na to odpowiedzieć. Nadal uważam, że to świadczy o tym, że to co mówi nie jest do końca przemyślane. I podkreślam raz jeszcze - nie uważam aby bronienie się przed nieprawdziwymi moim zdaniem zarzutami było brakiem szacunku. Nawet morderca i gwałciciel ma prawo przed sądem dowodzić swoich racji, ale facet w związku nie. Ciekawe tongue

Mam chyba podobną znajomą. Piekielnie inteligentna gdy idzie o nauki ścisłe, ale niewyobrażalnie wręcz głupia, kiedy idzie o życie. Brak kompletny mądrości życiowej, czy też jak to ładnie obecnie się określa: inteligencja emocjonalna na poziomie zero.
Dlatego będzie trudno w pokonywaniu tego kryzysu, bo jednak empatia i inteligencja w zakresie rozpoznawania własnych stanów i emocji oraz umiejętności współczucia i stawiania się w roli drugiej osoby mocno kuleją u Twojej partnerki.

Na forum gdybamy sobie na podstawie Twoich postów. Twoja głowa w tym, zeby z natłoku informacji wyciągnąć te, które są przydatne dla Ciebie i waszego związku. Te, które pozwolą coś zbudować pozytywnego. Twoja partnerka natomiast regularnie oczernia Cię przed znajomymi i tu zaczynają się różnice. Różnice w podejściu do problemu i w celu jaki chce się osiągnąć...

87

Odp: kryzys po 7 latach

Po pierwsze to nadal to nie jest dla mnie zrozumiałe. Ok, załóżmy że jest tak - chce się rozstać, ale nie jest pewna. Albo się boi. Albo nie wie czy chce. Chodzi więc po koleżankach, żali się, po to by szukać potwierdzenia swoich teorii i żeby jej mówiły "tak, masz rację, trzeba to skończyć". Jestem sobie w stanie coś takiego wyobrazić. To może nawet być całkowicie podświadome. Natomiast POMIMO to nic nie robi. To nie trwa tydzień tylko kilka miesięcy. I w domyśle od kilku miesięcy im się żali, a one ją dopingują i nic.

Po drugie to nie raz i nie dwa rozmawiałem z nią o przypadku koleżanki A. Myślę, że mojej wybrance też ta sytuacja z fochem uniemożliwiającym spotkania też trochę leży na wątrobie. Myślę, że ona początkowo nie uznała tego za prowokację, a może nadal w to nie wierzy. Natomiast nie ma jakiegoś pomysłu jak to rozwiązać, bo koleżanka A. twierdzi, że nie możemy tak po prostu nad tym przejść do porządku dziennego, zacząć widywać się jak kiedyś, bo niedomówienia zostaną. Prawdopodobnie oczekuje moich przeprosin, natomiast ja nie uważam żebym miał za co, bo nie kazałem mojej wybrance kopiować tej wiadomości. Natomiast ona mówi, że już stara się tej koleżance A. nic nie mówić, bo sama mówi że ona się przesadnie zaangażowała.

88 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-19 11:30:17)

Odp: kryzys po 7 latach

Nie robi nic, bo nic złego w związku tak naprawdę się nie dzieje. Wieje nudą, złożyły się problemy z wielu lat związku, ale nie ma nic co tak naprawdę pchnęłoby ja do rozstania. Jakby jeszcze ktoś się koło niej zakręcił to jak Cię mogę, ale tak, to nie... Przed koleżankami Cię oczernia, bo szuka uwagi, wsparcia i jak to jeszcze potrwa to w końcu może się zmobilizuje do odejścia, choć nie liczyłabym na to, że stanie się to szybko. Raczej będziecie się kisić w dość nieprzyjemnym sosie, bo dobrze jej tak jak jest z małymi wyjątkami wink Jest zaopiekowana, od czasu do czasu coś zrobicie razem, jest wsparcie z Twojej strony, przede wszystkim ktoś jest dla niej. Przed nią albo pozostanie na starych śmieciach, które zaczęły ją uwierać, albo zerwanie i pozostanie samą, a to już dla niej raczej nie jest przyjemna wizja. W bilansie zysków i strat nadal jest więcej zysków w pozostaniu w związku. Nawet jeśli z koleżankami Cie oczernia, to nadal jest zysk dla niej. Jest w centrum ich uwagi, jest o czym rozmawiać big_smile jest grupa wsparcia, nawet jeśli grupa wsparcia nie zdaje sobie sprawy, że tak właściwie ich wsparcie nie jest potrzebne... wink
W przypadku koleżanki A. to Twoja partnerka narobiła burdelu, ale ona nie chce go posprzątać. Tak się kończy nielojalność w stos. do partnera i przyjaciółki. Korespondencja nie była przeznaczona dla niej. Tak postępują właśnie ludzie głupi życiowo.

89

Odp: kryzys po 7 latach

A rozmawialiście o ślubie i ewentualnych planach na przyszłość? Tak pytam, bo kiedyś był tu wątek faceta, u którego chyba po 9-10 latach pojawił się kryzys. Facet zauważył, że dziewczyna mocna się oddaliła, nie zależy jej na bliskości i seksie, ciągle ma jakieś zarzuty. Potem się okazało, że kiedyś zależało jej na ślubie, ale autor przespał czas na oświadczyny i dziewczyna została z nim z braku laku. A kiedy w końcu zaproponował ślub to wyśmiała go twierdząc, że teraz to ona nie chce i raczej myśli o rozstaniu.

90

Odp: kryzys po 7 latach

To co napisałaś mniej więcej pokrywa się z tym co myślę. Na razie jest tak, że z okazji imienin (miała wczoraj) zaproponowałem wyjazd na weekend do agroturystyki. Dla niej to atrakcja, bo pięciogwiazdkowe hotele nie robią już na niej wrażenia. O tym wyjeździe wiedziała już z miesiąc temu i zareagowała na niego ochoczo. Natomiast dosłownie parę dni temu zaproponowałem byśmy na początku lipca pojechali w inne miejsce, gdzie zawsze chciała pojechać i podeszła do tego sceptycznie. Nie że nie chce, ale "nie wiadomo co przyniesie los". Po dłuższej dyskusji powiedziałem, że rezerwuję hotel z opcją odwołania, więc jak "los coś złego przyniesie" to się po prostu odwoła. Na tym stanęło.
Natomiast pozornie to nie jest wszystko takie proste. Bo ja oczywiście jak ona bez sensu się na mnie wyżywa to mówię jej,wprost - nie dam się zdemotywować takimi tekstami. Natomiast w praktyce jest tak, że jestem trochę zdemotywowany. A to dlatego, że mam z tyłu głowy to, że może i na tej agroturystyce będzie miło. Może ten kolejny wyjazd dojdzie do skutku i też będzie miło. Natomiast minie jakiś czas i znów mogę usłyszeć, że "tak, było miło, ale....".

91

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Nie robi nic, bo nic złego w związku tak naprawdę się nie dzieje. Wieje nudą, złożyły się problemy z wielu lat związku, ale nie ma nic co tak naprawdę pchnęłoby ja do rozstania. Jakby jeszcze ktoś się koło niej zakręcił to jak Cię mogę, ale tak, to nie... Przed koleżankami Cię oczernia, bo szuka uwagi, wsparcia i jak to jeszcze potrwa to w końcu może się zmobilizuje do odejścia, choć nie liczyłabym na to, że stanie się to szybko. Raczej będziecie się kisić w dość nieprzyjemnym sosie, bo dobrze jej tak jak jest z małymi wyjątkami wink Jest zaopiekowana, od czasu do czasu coś zrobicie razem, jest wsparcie z Twojej strony, przede wszystkim ktoś jest dla niej. Przed nią albo pozostanie na starych śmieciach, które zaczęły ją uwierać, albo zerwanie i pozostanie samą, a to już dla niej raczej nie jest przyjemna wizja. W bilansie zysków i strat nadal jest więcej zysków w pozostaniu w związku. Nawet jeśli z koleżankami Cie oczernia, to nadal jest zysk dla niej. Jest w centrum ich uwagi, jest o czym rozmawiać big_smile jest grupa wsparcia, nawet jeśli grupa wsparcia nie zdaje sobie sprawy, że tak właściwie ich wsparcie nie jest potrzebne... wink
W przypadku koleżanki A. to Twoja partnerka narobiła burdelu, ale ona nie chce go posprzątać. Tak się kończy nielojalność w stos. do partnera i przyjaciółki. Korespondencja nie była przeznaczona dla niej. Tak postępują właśnie ludzie głupi życiowo.

Podpisuje sie pod tym "recyma i nogami" wink

92

Odp: kryzys po 7 latach
mobydick napisał/a:

A rozmawialiście o ślubie i ewentualnych planach na przyszłość? Tak pytam, bo kiedyś był tu wątek faceta, u którego chyba po 9-10 latach pojawił się kryzys. Facet zauważył, że dziewczyna mocna się oddaliła, nie zależy jej na bliskości i seksie, ciągle ma jakieś zarzuty. Potem się okazało, że kiedyś zależało jej na ślubie, ale autor przespał czas na oświadczyny i dziewczyna została z nim z braku laku. A kiedy w końcu zaproponował ślub to wyśmiała go twierdząc, że teraz to ona nie chce i raczej myśli o rozstaniu.

Temat jest również bardzo ciekawy i pełny sprzeczności.
Z jednej strony czasami jest wyrzut z jej strony, że nie jesteśmy po ślubie. A nawet w Wielkanoc (a więc jakby nie było miesiąc temu), gdy wszyscy goście już poszli i zostaliśmy tylko a małym gronie to z jej inicjatywy na temat potencjalnego ślubu i wesela była ok. godzinna dyskusja. Myślę, że ktoś komu na tym nie zależy nie inicjuje takich dyskusji.
Z drugiej strony mówi, że teraz to ona nie wie już sama czy by chciała.
Z trzeciej strony mówi, że albo ślub albo nie ma to żadnego sensu tak dalej.
Wychodzi więc na to, że:
a) chciałaby wziąć ślub ze mną
b) jeśli nie weźmie ślubu nie chciałaby być dalej ze mną
c) ale tak w ogóle to nie wie czy by chciała wziąć ten ślub
Bądź tu mądry i pisz wiersze....

93

Odp: kryzys po 7 latach

Zapomnij o ślubie z nią. Stałeś się obecnie jedną z opcji, które rozważa. Stąd ta niepewność co do przyszłości, stąd nie wiadomo "co los przyniesie" tongue Wpakujesz się teraz w projekt "Ślub", a za rok czy dwa okaże się, że nie wiadomo "co los przyniesie" i "wolałabym nie iść na basen, bo będzie miło" big_smile
Ślub tylko dla tych którzy wiedzą czego w życiu chcą, mają jasną wizję przyszłości i jasną wizję z kim tę przyszłość chcą budować. Wy obecnie stąpacie po kruchym lodzie. Byle wiaterek i chwieje wami jak na sztormie.

94

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:
mobydick napisał/a:

A rozmawialiście o ślubie i ewentualnych planach na przyszłość? Tak pytam, bo kiedyś był tu wątek faceta, u którego chyba po 9-10 latach pojawił się kryzys. Facet zauważył, że dziewczyna mocna się oddaliła, nie zależy jej na bliskości i seksie, ciągle ma jakieś zarzuty. Potem się okazało, że kiedyś zależało jej na ślubie, ale autor przespał czas na oświadczyny i dziewczyna została z nim z braku laku. A kiedy w końcu zaproponował ślub to wyśmiała go twierdząc, że teraz to ona nie chce i raczej myśli o rozstaniu.

Temat jest również bardzo ciekawy i pełny sprzeczności.
Z jednej strony czasami jest wyrzut z jej strony, że nie jesteśmy po ślubie. A nawet w Wielkanoc (a więc jakby nie było miesiąc temu), gdy wszyscy goście już poszli i zostaliśmy tylko a małym gronie to z jej inicjatywy na temat potencjalnego ślubu i wesela była ok. godzinna dyskusja. Myślę, że ktoś komu na tym nie zależy nie inicjuje takich dyskusji.
Z drugiej strony mówi, że teraz to ona nie wie już sama czy by chciała.
Z trzeciej strony mówi, że albo ślub albo nie ma to żadnego sensu tak dalej.
Wychodzi więc na to, że:
a) chciałaby wziąć ślub ze mną
b) jeśli nie weźmie ślubu nie chciałaby być dalej ze mną
c) ale tak w ogóle to nie wie czy by chciała wziąć ten ślub
Bądź tu mądry i pisz wiersze....

Byc moze w swej naiwnosci liczy ze ta ceremonia ozywi chemie miedzy wami. Biala suknie, skrzypce, Ave Maria i romantyczny pierwszy taniec. Z drugiej strony cos tam jej jednak swita ze niekoniecznie a jak juz sie wezmie slub to tym trudniej bedzie sie z tego wymiksowac.
Tak jak pisze Klio mozna byc geniuszem w pracy, wyuczyc sie na blache wszystkiego ale inteligencja emocjonalna nie musi z tym isc wcale w parze ani tego sie czlowiek nie "naumie". To sie albo samo wyksztalca w nas albo nie.

95

Odp: kryzys po 7 latach

Nie widzę ani cienia odniesienia do psychicznego nacisku jaki wywierasz.. Ani cienia refleksji. I mówiąc wprost, że nie uważasz jej za głupią podkreślasz, że bez trudu udowadniasz jej, że nie ma racji. To może jak taka pomieszana, zamknij ją w psychiatryku?
Idę o zakład, że jeżeli jakimś cudem uda się jej spakować i odejść, nie dasz jej spokoju, dopóki nie przyzna Ci racji.- bo jak odejdzie, to nie przyzna.
Nie odpowiedziałeś na żadne konkretne pytanie:
Dlaczego z nią jesteś?
Czym dla Ciebie jest miłość?
I przestań pisać o braku kontroli w sensie dosłownym omijając sedno- psychiczną kontrolę jej. Nawet ze swoimi myślami nie chcesz jej zostawić. Fizycznie nie ma obaw, przecież jesteśmy na planecie Ziemia, daleko nie ucieknie..
Nie mam nic do Ciebie personalnie- znajdziesz setki zauroczonych twoją opiekuńczoscią kobiet.
Ona nie jest z Tobą szczęśliwa?
Ty jesteś?
Chcesz ją spacyfikować, żeby było po Twojemu?
Nawet jak chciała pojechać do matki z Tobą, znalazłeś jakiś problem do omawiania.
Nie masz litości..
Sorry tak to widzę.

napisałeś kontynuujmy dyskusję tu na forum czy coś w tym stylu.. Z takiego domu też bym uciekła...

96

Odp: kryzys po 7 latach

Tzn. ja jestem pewien że ślub jako taki dodaje trochę powera do każdego związku. Natomiast nie jestem przekonany jak długo taki efekt by się utrzymał i czy np. pół roku po ślubie nie bylibyśmy w podobnym punkcie co teraz. Tylko że rozejść byłoby się trudniej.
Natomiast obecnie o ślubie czy oświadczynach w chwili obecnej nie myślę. Nie dlatego, że bym nie chciał. Po prostu uważam że przez nią, albo przez jej koleżanki które włożą jej to do głowy, uznane byłoby to za ruch, żeby ją zatrzymać. Na zasadzie przyciskania do ściany, wymuszania deklaracji. Stawiania przed wyborem, który nie ma dobrych rozwiązań - powie TAK to już tak łatwo się nie wycofa, powie NIE to będzie chyba jednak znaczyło rozstanie. Nie jest to dobry pomysł na dzień dzisiejszy.

97

Odp: kryzys po 7 latach

Dokładnie tak.
Przy czym daj spokój z koleżankami. Mają taki obraz Ciebie, jaki im maluje...

98

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:

Nie widzę ani cienia odniesienia do psychicznego nacisku jaki wywierasz.. Ani cienia refleksji. I mówiąc wprost, że nie uważasz jej za głupią podkreślasz, że bez trudu udowadniasz jej, że nie ma racji. To może jak taka pomieszana, zamknij ją w psychiatryku?
Idę o zakład, że jeżeli jakimś cudem uda się jej spakować i odejść, nie dasz jej spokoju, dopóki nie przyzna Ci racji.- bo jak odejdzie, to nie przyzna.
Nie odpowiedziałeś na żadne konkretne pytanie:
Dlaczego z nią jesteś?
Czym dla Ciebie jest miłość?
I przestań pisać o braku kontroli w sensie dosłownym omijając sedno- psychiczną kontrolę jej. Nawet ze swoimi myślami nie chcesz jej zostawić. Fizycznie nie ma obaw, przecież jesteśmy na planecie Ziemia, daleko nie ucieknie..
Nie mam nic do Ciebie personalnie- znajdziesz setki zauroczonych twoją opiekuńczoscią kobiet.
Ona nie jest z Tobą szczęśliwa?
Ty jesteś?
Chcesz ją spacyfikować, żeby było po Twojemu?
Nawet jak chciała pojechać do matki z Tobą, znalazłeś jakiś problem do omawiania.
Nie masz litości..
Sorry tak to widzę.

napisałeś kontynuujmy dyskusję tu na forum czy coś w tym stylu.. Z takiego domu też bym uciekła...

ja popieram Elę
daj dziewczynie spokój - uparłeś się, że musi wyjść na Twoje
a wcale nie musi

jakby ona chciała być z Tobą, to by była i nie byłoby problemu


i - jak pisze Ela - nie odpowiedziałeś też na moje pytania z posta gdzieś wyżej.
skoro nie dorównuje Ci intelektem, rozwojem emocjonalnym, nie ma super sylwetki, ma zaburzenia odżywiania, to dlaczego z nią jesteś?
dlaczego tak kurczowo się jej trzymasz i możesz puścić?
co tak naprawdę stracisz, jeśli pozwolisz jej odejść?

99

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:

Nie widzę ani cienia odniesienia do psychicznego nacisku jaki wywierasz.. Ani cienia refleksji. I mówiąc wprost, że nie uważasz jej za głupią podkreślasz, że bez trudu udowadniasz jej, że nie ma racji. To może jak taka pomieszana, zamknij ją w psychiatryku?
Idę o zakład, że jeżeli jakimś cudem uda się jej spakować i odejść, nie dasz jej spokoju, dopóki nie przyzna Ci racji.- bo jak odejdzie, to nie przyzna.
Nie odpowiedziałeś na żadne konkretne pytanie:
Dlaczego z nią jesteś?
Czym dla Ciebie jest miłość?
I przestań pisać o braku kontroli w sensie dosłownym omijając sedno- psychiczną kontrolę jej. Nawet ze swoimi myślami nie chcesz jej zostawić. Fizycznie nie ma obaw, przecież jesteśmy na planecie Ziemia, daleko nie ucieknie..
Nie mam nic do Ciebie personalnie- znajdziesz setki zauroczonych twoją opiekuńczoscią kobiet.
Ona nie jest z Tobą szczęśliwa?
Ty jesteś?
Chcesz ją spacyfikować, żeby było po Twojemu?
Nawet jak chciała pojechać do matki z Tobą, znalazłeś jakiś problem do omawiania.
Nie masz litości..
Sorry tak to widzę.

napisałeś kontynuujmy dyskusję tu na forum czy coś w tym stylu.. Z takiego domu też bym uciekła...

Po kolei.
1. Gdybyśmy przestali razem mieszkać to z pewnością byłoby mi trudno się do niej całkiem nie odzywać. Ale ja nie jestem stalkerem, żeby przez godzinę miała 50 smsów i nieodebranych połączeń. bez przesady.
2. Dlaczego z nią jestem? Bo ją kocham. Bo udało nam się zbudować coś co wcale nie jest takie złe. Bo nie wydarzyło się nic co całkowicie przekreślałoby szansę na poprawę typu zdrada. Jest to do odratowania.
3. Miłość to troska, przyjaźń, wsparcie, bliskość i zaufanie. A tak na serio to nie da się tego prosto zdefiniować.
4. Psychicznie również jej nie kontroluje. Przecież nie jest tak, że np. wraca z wizyty u pani psycholog, a ja ją osaczam i wypytuję o czym rozmawiali. Albo że dopytuję co mówiła o mnie koleżankom. Nie. Wszystko to co wiem, wiem bo sama mi opowiada. A ja słucham, czytam między wierszami i wyciągam wnioski. To wszystko.
5. Nie podoba mi się sugestia, że opiekuńczość jest czymś złym. Nie patrz na sytuację przez pryzmat swoich upodobań czy oczekiwań wobec faceta. I nie myl opiekuńczości z nadopiekuńczością.
6. Myślę, że ona nie jest ani szczęśliwa ze mną, ani nieszczęśliwa. Gdy jest ten dobry dzień, dobra chwila, to jest szczęśliwa. Gdy ma zły dzień to jest nieszczęśliwa. A ogólny stan to wypadkowa tych dwóch stanów.
7. Mój stan zadowolenia (tak to nazwijmy) zależy od tego jaka ona w danym momencie jest. Jestem szczęśliwy gdy ona jest szczęśliwa. I na odwrót.
8. Nie chcę jej pacyfikować, żeby było po mojemu. Ja nie jestem typem satrapy czy domowego tyrana, co to ustawia cały świat pod siebie.  Chcę żeby było miło i fajnie i to się staram, natomiast nie jest to równoznaczne z dążeniem do tego by robiła tak jak ja sobie życzę.
9. Co do sytuacji z matką - proszę bardzo, wyjaśniam. To był dzień wolny. Rano opowiedziała mi o swoich planach, oczywiście nie uwzględniających mnie. Koleżanka A., mama, inny znajomy jeszcze. Po czym po dwóch godzinach zmieniła zdanie i powiedziała, że jedzie tylko do mamy i żebym pojechał z nią. Byłem szczerze i bezsprzecznie zdumiony, bo to takie nietypowe. Na codzień ma mnie w dupie, robi co się da by widzieć mnie jak najmniej, a tu rzekomo odwołuje spotkania bo chce spędzić czas ze mną. Przyznaję - może źle zareagowałem. Może pownienem odtańczyć dziki taniec radości bo łaskawie znalazła czas, rzucić wszystko i pojechać bo tak chce. Natomiast wyraziłem zdziwienie, na co ona zareagowała płaczem, że dlaczego ja jej nie wierzę. No ciekawe dlaczego...

100

Odp: kryzys po 7 latach

To się ni kupy ni dupy nie trzyma, wybaczcie słownictwo. Chciałaby się rozstać, bo nie masz jej nic do zaoferowania i nic razem nie robicie. Organizujesz wyjazdy - wytrącasz jej argument z ręki. Wówczas ona kręci nosem, bo a nuż będzie miło i co potem powie koleżankom (w końcu jesteś taki zły, niedobry i okropny!). Kiedy rozmawiacie o ślubie - tak jakby chciała, ale jednak nie bardzo. Po mojemu to ona wolałaby, żebyś na chwilę zniknął z jej życia, żeby mogła sobie poużywać z kumpelami. A kiedy zatęskni masz się pojawić i bez zbędnych pytań intensywnie pracować nad związkiem. No chyba, że po prostu ma kogoś na boku (albo w kimś się podkochuje platonicznie) i miota się  między stabilizacją a przygodą.

I żeby nie było - u nas też po ok 7 latach pojawił się drugi z najpoważniejszych kryzysów w związku. Przerobiliśmy obopólne znudzenie, kłótnie, zmęczenie partnerem, fascynację innym światem. Oboje mieliśmy dość, ale też oboje po jednej z kłótni stwierdziliśmy, że nie chcemy się rozstawać i spróbujemy popracować nad związkiem. Udało się, coś w końcu zaskoczyło, ponownie się dotarliśmy i po 12 latach jest tak dobrze jak nigdy dotąd. Ale warunek jeden - musicie mieć wspólny cel i oboje dążyć do naprawy relacji. U niej tego nie widzę, ona raczej zajmuje się wyszukiwaniem pretekstów do odejścia. Może spróbuj się jakoś zdystansować od tej sytuacji, zajmij się sobą, nie troszcz się o nią na każdym kroku, nie nadskakuj jej i daj odczuć, że ma drogę wolną i w każdej chwili może spakować się i wyjść.

101

Odp: kryzys po 7 latach

Tylko gwoli scislosci. Slub dodaje powera zwiazkowi zywemu. Takiemu jak wasz dogorywajacemu dodalby go mniejwiecej tak ja kolejne dziecko na "ratowanie" zwiazku. Po pierwszej euforii rozpacz ze jest jeszcze gorzej sad

102

Odp: kryzys po 7 latach

Ona sobie z kumpelami nie poużywa. Koleżanka A. ma dwójkę dzieci i nie ma czasu się po tyłku podrapać. Druga jest odludkiem, siedzi cały czas poza pracą w domu w dresie. Trzecia się buduje 50km od nas i nie ma za bardzo szansy by nie wiadomo co z nią robiła. A ostatnia, moim zdaniem najbardziej neutralna, łączy macierzyństwo z praktyką lekarską i ona akurat nie ma czasu na nic. Serio na nic. Pomijając to wszystko gdyby one były super imprezowiczkami i ona chciałaby imprezować z nimi to mogłaby bez rozstawania. Przecież może robić co jej się podoba.

Na boku nikogo nie ma. Gdyby miała to po prostu by się wyprowadziła. A gdyby np. zdradziła to wysypałaby się bardzo szybko.

103

Odp: kryzys po 7 latach

Poczytaj w necie o syndromie przechodzonego związku. Bez jej chęci sam niestety nic nie zdziałasz.

104

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Nie widzę ani cienia odniesienia do psychicznego nacisku jaki wywierasz.. Ani cienia refleksji. I mówiąc wprost, że nie uważasz jej za głupią podkreślasz, że bez trudu udowadniasz jej, że nie ma racji. To może jak taka pomieszana, zamknij ją w psychiatryku?
Idę o zakład, że jeżeli jakimś cudem uda się jej spakować i odejść, nie dasz jej spokoju, dopóki nie przyzna Ci racji.- bo jak odejdzie, to nie przyzna.
Nie odpowiedziałeś na żadne konkretne pytanie:
Dlaczego z nią jesteś?
Czym dla Ciebie jest miłość?
I przestań pisać o braku kontroli w sensie dosłownym omijając sedno- psychiczną kontrolę jej. Nawet ze swoimi myślami nie chcesz jej zostawić. Fizycznie nie ma obaw, przecież jesteśmy na planecie Ziemia, daleko nie ucieknie..
Nie mam nic do Ciebie personalnie- znajdziesz setki zauroczonych twoją opiekuńczoscią kobiet.
Ona nie jest z Tobą szczęśliwa?
Ty jesteś?
Chcesz ją spacyfikować, żeby było po Twojemu?
Nawet jak chciała pojechać do matki z Tobą, znalazłeś jakiś problem do omawiania.
Nie masz litości..
Sorry tak to widzę.

napisałeś kontynuujmy dyskusję tu na forum czy coś w tym stylu.. Z takiego domu też bym uciekła...

Po kolei.
1. Gdybyśmy przestali razem mieszkać to z pewnością byłoby mi trudno się do niej całkiem nie odzywać. Ale ja nie jestem stalkerem, żeby przez godzinę miała 50 smsów i nieodebranych połączeń. bez przesady.
2. Dlaczego z nią jestem? Bo ją kocham. Bo udało nam się zbudować coś co wcale nie jest takie złe. Bo nie wydarzyło się nic co całkowicie przekreślałoby szansę na poprawę typu zdrada. Jest to do odratowania.
3. Miłość to troska, przyjaźń, wsparcie, bliskość i zaufanie. A tak na serio to nie da się tego prosto zdefiniować.
4. Psychicznie również jej nie kontroluje. Przecież nie jest tak, że np. wraca z wizyty u pani psycholog, a ja ją osaczam i wypytuję o czym rozmawiali. Albo że dopytuję co mówiła o mnie koleżankom. Nie. Wszystko to co wiem, wiem bo sama mi opowiada. A ja słucham, czytam między wierszami i wyciągam wnioski. To wszystko.
5. Nie podoba mi się sugestia, że opiekuńczość jest czymś złym. Nie patrz na sytuację przez pryzmat swoich upodobań czy oczekiwań wobec faceta. I nie myl opiekuńczości z nadopiekuńczością.
6. Myślę, że ona nie jest ani szczęśliwa ze mną, ani nieszczęśliwa. Gdy jest ten dobry dzień, dobra chwila, to jest szczęśliwa. Gdy ma zły dzień to jest nieszczęśliwa. A ogólny stan to wypadkowa tych dwóch stanów.
7. Mój stan zadowolenia (tak to nazwijmy) zależy od tego jaka ona w danym momencie jest. Jestem szczęśliwy gdy ona jest szczęśliwa. I na odwrót.
8. Nie chcę jej pacyfikować, żeby było po mojemu. Ja nie jestem typem satrapy czy domowego tyrana, co to ustawia cały świat pod siebie.  Chcę żeby było miło i fajnie i to się staram, natomiast nie jest to równoznaczne z dążeniem do tego by robiła tak jak ja sobie życzę.
9. Co do sytuacji z matką - proszę bardzo, wyjaśniam. To był dzień wolny. Rano opowiedziała mi o swoich planach, oczywiście nie uwzględniających mnie. Koleżanka A., mama, inny znajomy jeszcze. Po czym po dwóch godzinach zmieniła zdanie i powiedziała, że jedzie tylko do mamy i żebym pojechał z nią. Byłem szczerze i bezsprzecznie zdumiony, bo to takie nietypowe. Na codzień ma mnie w dupie, robi co się da by widzieć mnie jak najmniej, a tu rzekomo odwołuje spotkania bo chce spędzić czas ze mną. Przyznaję - może źle zareagowałem. Może pownienem odtańczyć dziki taniec radości bo łaskawie znalazła czas, rzucić wszystko i pojechać bo tak chce. Natomiast wyraziłem zdziwienie, na co ona zareagowała płaczem, że dlaczego ja jej nie wierzę. No ciekawe dlaczego...


1. Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak żle? wink
2. Jak wyraża się "bezsprzeczne zdumienie"?

105

Odp: kryzys po 7 latach

Szokiem. Prawie mi szczęka opadła do podłogi smile

106 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-19 14:01:55)

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, zgadzam sie z Ela i _v_. To co Ty opisujesz jako opiekunczosc, to jest tak naprawde ciagla psychiczna kontrola. Wiem cos o tym, bo mialam meza psychola. OK, przy nim to Ty jestes pikus, ale mechanizmy byly podobne. A wiercenie dziury w tylku o najmniejsza pierdole, to byl standart. Jak jest sie traktowanym ciagle jak mentalne dziecko, to mozna miec i trzy doktoraty, a czlowiek zaczyna glupiec. Dla mnie rozmowa z kolega/ kolezanka byla jedyna ucieczka od kompletnego zwiariowania, bo zaczelam sie po roku malzenstwa naprawde zastanawiac czy moze nie jestem faktycznie plytka, glupia, niezrownowazona i totalnie paskudna.

W domu nigdy nie czulam sie na swoim, bo kazda moja decyzja byla rozkladana na czynniki pierwsze i nawet kupienie jakis banalnych poduszek do salonu bylo powodem kilkugodzinnego przesluchania. Oczywiscie moj maz tez najlepiej wiedzial co dla mnie bylo dobre i dostawalam mentalnie po lapach kiedykolwiek osmielilam sie miec wlasne zdanie. W zyciu nie mialam nadwagi, a w restauracji potrafil mnie besztac bo zamowilam cos bardziej kalorycznego raz na ruski rok. Koszmar. Z poczucia buntu czlowiek mial ochote zrobic cos idiotycznego.

Jezeli tak Ci ten zwiazek nie odpowiada i sie meczysz, to po co w nim jestes? Przeciez nawet po 7 latach nie chcesz sie z nia zenic. Znajdz sobie kogos, komu bedzie odpowiadalo, ze Pan Wladca zawsze ma racje i patrzy sie w niego jak ciele w malowane wrota.

107

Odp: kryzys po 7 latach

Ja prdl. Dobrze. Wytłumaczę dokładnie jak wygląda moje "psychiczne kontrolowanie" jej,
Standardowy dzień roboczy.
Wstaję i wychodzę do pracy. Ona wciąż śpi. Następnie będąc w pracy staram się ją telefonicznie obudzić o umówionej godzinie. Jest z tym różnie, nie zawsze daje się obudzić. Po czym ona idzie do pracy. Ja wracam i siedzę w domu póki ona nie wróci. Czasem wróci o 18. Czasem o 20. Czasem o 23. Czasem w ciągu dnia zadzwoni do mnie, ot tak by pogadać. Czasem ja do niej. A czasem nie. Następnie wraca, pytam ją jak minął dzień i albo coś opowiada (bo akurat ma coś do opowiadania) albo nie. I ja podobnie. Po prostu sobie rozmawiamy. Po czym idziemy spać. Tak wygląda 95% dni roboczych. Ale ze mnie manipulator.
A weekendy? Są w zasadzie dwa scenariusze. Albo wkrótce po pobudce zwija się z domu i wraca wieczorem. Albo ma dzień lenia, leży w łóżku większość dnia. Nie to, że mnie zbywa czy coś. Ale nie daje się namówić nawet na wyjście do sklepu. I tak mijają dni. Wyjątki są rzadkością.
I powiedz gdzie tutaj jest "ciągła psychiczna kontrola"?

108 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-19 14:20:35)

Odp: kryzys po 7 latach

Doprowadziles do sytuacji, ze Twoja kobieta NIE MA OCHOTY z Toba byc (jprd, ona jest dziecko szkolne, ze trzeba ja budzic rano?). To sa klasyczne objawy oddalania sie. Moze reaguje jak nastolatka, ktora ma dosyc ciagle gledzenia tatusia, ale wniosek jest taki sam- z tym zwiazkiem mozesz sie juz pozegnac.

Widzisz, ja z obecnym narzeczonym jestem ponad 6 lat i nie wyobrazam sobie, ze jak mamy wolne, to znikam. Od poniedzialku do piatku widzimy sie przy sniadaniu i po pracy i wieczorami rozmawiamy zawsze o rzeczach, ktore nas interesuja. O ile mam znajomych, to staram sie ich widywac w ciagu dnia (sa to osoby, ktore jak ja, pracuja z domu). Misiek nie wypytuje mnie o czym z nimi rozmawiam, bo nie ma potrzeby mnie inwigilowac. Weekendy zawsze spedzamy razem, starajac sie wykorzystac na maksa czas, ktory mamy tylko dla siebie.

Ktos, kto unika Cie jak swieconej wody diabel, stara sie od Ciebie po prostu uciec.

109

Odp: kryzys po 7 latach

Rozumiem, że gdyby Twój facet poprosił Cię żebyś rano do niego zadzwoniła o godzinie X żeby go obudzić, to byś powiedziała "nie, nie jestem Twoją matką, a Ty nie jesteś moim dzieckiem, budź się sam". Tak?

110

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Rozumiem, że gdyby Twój facet poprosił Cię żebyś rano do niego zadzwoniła o godzinie X żeby go obudzić, to byś powiedziała "nie, nie jestem Twoją matką, a Ty nie jesteś moim dzieckiem, budź się sam". Tak?

Oczywiscie. On ma 50 lat, posiada telefon i potrafi stukac w ekran. Po co ja mam go pilnowac czy sie obudzi? Dzis np musial wstac o 5 rano bo ma konferencje w innym hrabstwie. Bez problemu potrafil sam sie obudzic, zrobic sobie sniadanie i nawet do samochodu wejsc bez mojej pomocy.

Traktujesz ja jak dziecko, to zachowuje sie jak dziecko.

111

Odp: kryzys po 7 latach

Ja nie pytam o to czy masz go pilnować czy nie. Pytam o to czy pomimo jego prośby o taką przysługę odmówiłabyś?

112

Odp: kryzys po 7 latach
feniks35 napisał/a:
Klio napisał/a:

Nie robi nic, bo nic złego w związku tak naprawdę się nie dzieje. Wieje nudą, złożyły się problemy z wielu lat związku, ale nie ma nic co tak naprawdę pchnęłoby ja do rozstania. Jakby jeszcze ktoś się koło niej zakręcił to jak Cię mogę, ale tak, to nie... Przed koleżankami Cię oczernia, bo szuka uwagi, wsparcia i jak to jeszcze potrwa to w końcu może się zmobilizuje do odejścia, choć nie liczyłabym na to, że stanie się to szybko. Raczej będziecie się kisić w dość nieprzyjemnym sosie, bo dobrze jej tak jak jest z małymi wyjątkami wink Jest zaopiekowana, od czasu do czasu coś zrobicie razem, jest wsparcie z Twojej strony, przede wszystkim ktoś jest dla niej. Przed nią albo pozostanie na starych śmieciach, które zaczęły ją uwierać, albo zerwanie i pozostanie samą, a to już dla niej raczej nie jest przyjemna wizja. W bilansie zysków i strat nadal jest więcej zysków w pozostaniu w związku. Nawet jeśli z koleżankami Cie oczernia, to nadal jest zysk dla niej. Jest w centrum ich uwagi, jest o czym rozmawiać big_smile jest grupa wsparcia, nawet jeśli grupa wsparcia nie zdaje sobie sprawy, że tak właściwie ich wsparcie nie jest potrzebne... wink
W przypadku koleżanki A. to Twoja partnerka narobiła burdelu, ale ona nie chce go posprzątać. Tak się kończy nielojalność w stos. do partnera i przyjaciółki. Korespondencja nie była przeznaczona dla niej. Tak postępują właśnie ludzie głupi życiowo.

Podpisuje sie pod tym "recyma i nogami" wink


ja tez recami i nogami. Przeczytalam dosc dobrze posty i temat. Nie mam pewnosci co do przyszlosci waszego zwiazku, ale golym okiem widac ze za cholere nie pasujecie do siebie. Ona jest taka wlasnie rozchwiana emocjonalnie, problemy psychiczne roznej natury beda ja od czasu do czasu dreczyc, a ty jestes typem logicznym do bolu, konkretnym, raczej nie lubisz pitolenia o niczym. Nie wydaje sie tez, zebys mial bardzo duzo empatii - raczej lubisz dominowac, wygrywac, decydowac. Jestes konkretny, ona pewnie jest w typie mojej matki - niby inteligentna, z dobra posada - ale zyciowo glupia bezdennie. nigdy nie wiadomo, o co sie obrazi, o co jej chodzi, co ma na mysli, i po co o takich nic nieznaczacych glupotach mysli:)

Rzeczywiscie, wiele twoich wypowiedzi pokazuje, ze nie szanujesz jej tak do konca. Rzeczywiscie ja kochasz? Byla otyla kiedy sie zaczelicie spotykac, wiec... przepraszam za pytanie - pociagaja cie otyle kobiety czy polubiles ja za inne cechy? Za jakie?

Jej zachowanie tez nie potwierdza, jakoby cie kochala. Dla mnie osobiscie obgadywanie, mowienie negatywne o partnerze do jakichs tam kolezanek czy rodziny jest gorsze niz jednorazowa zdrada... Skoro taki okropny obraz Ciebie pokazuje swoim najblizszym, to dla mnie jasne jest, ze tak wlasnie mysli o tobie. Czy w takim razie cie kocha?

Jesli postanowicie to ciagnac, to Wasze potencjalne potomstwo mialoby niezla jazde ze swoimi rodzicami...

113

Odp: kryzys po 7 latach

Gdy się poznaliśmy była już otyła i ja nie mam nic przeciwko jej wyglądowi, ani takim osobom. I ona to wie.

I nie sądzę by taki zestaw racjonalny i logiczny facet + emocjonalnie podchodząca do życia kobieta był czymś złym. To właśnie jest dobre. Gdybym ja był taki jak ona (czyli podatny na wpływy i rozchwiany) to albo byśmy się pozabijali albo już dawno byśmy się rozeszli, bo raz strzelony foch z jednej strony nie znalazłby reakcji u drugiej równe nafochowanej osoby. Z drugiej strony gdybyśmy oboje byli merytoryczni i racjonalni do bólu, być może byłoby łatwiej. Ale wydaje mi się że przesadna emocjonalność to jest cecha charakterystyczna kobiet. Nie twierdzę, że wszystkie kobiety są histeryczkami (zresztą uważam, że ona też nie jest), natomiast kobiety generalnie są mniej racjonalne i logiczne.

114

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Ja nie pytam o to czy masz go pilnować czy nie. Pytam o to czy pomimo jego prośby o taką przysługę odmówiłabyś?

Dorosły człowiek nie poprosiłby o taką przysługę.

115

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Gdy się poznaliśmy była już otyła i ja nie mam nic przeciwko jej wyglądowi, ani takim osobom. I ona to wie.

I nie sądzę by taki zestaw racjonalny i logiczny facet + emocjonalnie podchodząca do życia kobieta był czymś złym. To właśnie jest dobre. Gdybym ja był taki jak ona (czyli podatny na wpływy i rozchwiany) to albo byśmy się pozabijali albo już dawno byśmy się rozeszli, bo raz strzelony foch z jednej strony nie znalazłby reakcji u drugiej równe nafochowanej osoby. Z drugiej strony gdybyśmy oboje byli merytoryczni i racjonalni do bólu, być może byłoby łatwiej. Ale wydaje mi się że przesadna emocjonalność to jest cecha charakterystyczna kobiet. Nie twierdzę, że wszystkie kobiety są histeryczkami (zresztą uważam, że ona też nie jest), natomiast kobiety generalnie są mniej racjonalne i logiczne.


ty tak na serio?

sorry, ale ja się wyłączam z dyskusji, bo póki co to ty jesteś tutaj najmniej racjonalny i logiczny, kolego

116

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:
zmartwiony86 napisał/a:

Rozumiem, że gdyby Twój facet poprosił Cię żebyś rano do niego zadzwoniła o godzinie X żeby go obudzić, to byś powiedziała "nie, nie jestem Twoją matką, a Ty nie jesteś moim dzieckiem, budź się sam". Tak?

Oczywiscie. On ma 50 lat, posiada telefon i potrafi stukac w ekran. Po co ja mam go pilnowac czy sie obudzi? Dzis np musial wstac o 5 rano bo ma konferencje w innym hrabstwie. Bez problemu potrafil sam sie obudzic, zrobic sobie sniadanie i nawet do samochodu wejsc bez mojej pomocy.

Traktujesz ja jak dziecko, to zachowuje sie jak dziecko.

Ale jazda.........też mi to zaśmierdziało tatusiowaniem.........
W ogóle jest coś odpychającego w tym, że on dzwoni żeby budzić stara babę - i jeszcze jej nie może dobudzić......
jak ja mojego synka...........

117 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-19 15:22:02)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Ja nie pytam o to czy masz go pilnować czy nie. Pytam o to czy pomimo jego prośby o taką przysługę odmówiłabyś?

Przede wszystkim Misiek by mnie nie poprosil, bo jest dorosly i umie korzystac z alarmu w telefonie. A jak by mnie poprosil, to wskazalabym, ze ma dwie rece, sprawne palce i funkcjonujaca maszyne do tego celu- czyli odmowialabym. Nie musze wstawac o 5 rano i nie mam potrzeby pilnowania czy on wstanie.

118

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

I nie sądzę by taki zestaw racjonalny i logiczny facet + emocjonalnie podchodząca do życia kobieta był czymś złym. To właśnie jest dobre. Gdybym ja był taki jak ona (czyli podatny na wpływy i rozchwiany) to albo byśmy się pozabijali albo już dawno byśmy się rozeszli, bo raz strzelony foch z jednej strony nie znalazłby reakcji u drugiej równe nafochowanej osoby. Z drugiej strony gdybyśmy oboje byli merytoryczni i racjonalni do bólu, być może byłoby łatwiej. Ale wydaje mi się że przesadna emocjonalność to jest cecha charakterystyczna kobiet. Nie twierdzę, że wszystkie kobiety są histeryczkami (zresztą uważam, że ona też nie jest), natomiast kobiety generalnie są mniej racjonalne i logiczne.

Ofkors.
https://media3.giphy.com/media/mlvseq9yvZhba/giphy.gif?response_id=591efe3494aa301c61fea7f2
Nie ma to jak wątek, który „uczy” i bawi...

To, że wybrałeś sobie do związku kobietę, na której tle możesz błysnąć, nie znaczy, że przy innej nie zgasłbyś jak świeczka. Tej drugiej oczywiście nigdy nie wybierzesz, bo dla takiego „racjonalnego” mężczyzny jak Ty potrzebna jest właśnie tak „emocjonalna” partnerka jak Twoja. wink

119

Odp: kryzys po 7 latach

Po pierwsze znamiennym jest to jak nagle rozmowa zboczyła z kursu. Było o nieustannej psychicznej kontroli, nagle zabrakło argumentów to wyłuskaliście sobie jeden element wypowiedzi i po mnie jeździcie. Spoko, nie robi to na mnie wrażenia smile

Po drugie to ona jest osobą, która zawsze nie może się dobudzić. To nie o to chodzi, że ma ustawione milion drzemek w budziku, a i tak śpi bo wie, że ja głupi i usłużny miś zawsze ją obudzę. Nie. Ona jest osobą, której budzik dzwoni pół metra od ucha na cały regulator a i tak go nie słyszy i śpi. To jej wina? Jakbyście znali kogoś kto ma 30 lat i np. moczy się w nocy to śmialibyście się z niego, że jest dziecinny? Czy może raczej za naturalne uznalibyście, że potrzebuje pomocy?

Po trzecie nie twierdzę i nigdy mnie nikt do tego nie przekona, że spełnianie próśb partnera jest czymś złym albo szkodliwym. Nawet jeśli uważamy ja za głupie albo irytujące.

Po czwarte kolejny raz powtórzę (może teraz dotrze). Nie jestem facetem lubiącym mieć kontrolę i takim, którego jara bycie w związku z głupszą od siebie (życiowo, albo głupszą tak w ogóle) kobietą. To nie mój wybór. Zresztą żadna kobieta nie ma czegoś takiego wypisanego na czole.

120 Ostatnio edytowany przez Spanielka (2017-05-19 15:49:11)

Odp: kryzys po 7 latach

Skoro ona go prosi o taką pobudkę to problem raczej leży w jej niedojrzałości niż w jego tatusiowaniu. On tylko spełnia jej prośbę. Zakochani ludzie w związkach czasem robią coś dla siebie. Nawet 'takie' rzeczy. Tutaj tez nie bardzo rozumiem w czym macie problem - ja też czasami prosiłam partnera by rano do mnie zadzwonił. I nie chodziło tyle o pobudkę,  bo zawsze miałam budzik nastawiony, ale o taki rodzaj dodatkowego zabezpieczenia np. przed egzaminem czy rozmowa o pracę. Tak na wszelki wypadek.  To działało zresztą w obie strony - ja również go czasami budziłam.  Serio, nie widzie w tym nic dziwnego, zdrożnego,  niedojrzałego...

Swoją drogą znowu mam przedziwne wrazenie ze gdyby chłopak mimochodem napisał że takowej pobudki jej kiedyś odmówił to by się głosy podniosły jak źle ją traktuje, że nawet tyle dla niej nie może  zrobić by ją rano obudzić... Ech.

121

Odp: kryzys po 7 latach

Stary, to ze ona ma klopoty ze wstawaniem, to nie jest Twoj problem. Do pracy chodzi, tak? Wykonuje tam zadania kompetentnie, tak? To chyba jest w stanie SAMA ogarnac wyciaganie sie z betow. Twoje nadskakiwanie w takiej durnej sprawie jest bezsensowne. Przepraszam, ciuchy tez jej wybierasz i pilnujesz co ma na talerzu?

Wy tanczycie sobie takie toksyczne tango: Ty potrzebujesz miec zawsze racje i kims kierowac, a ona, przynajmniej na  poczatku dawala soba manipulowac. Az sie jej przejadlo i teraz stara sie w niedojrzaly sposob Ciebie pozbyc. Poniewaz stlamsiles ja na maksa traktujac jak dziecko-idiote z problemami emocjonalnymi, to tez kobita malo sie przez te 7 lat rozwinela. Az wreszcie poszla na terapie i sie jej przynajmniej czerwona lampka zapalila.

122

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Po czwarte kolejny raz powtórzę (może teraz dotrze). Nie jestem facetem lubiącym mieć kontrolę i takim, którego jara bycie w związku z głupszą od siebie (życiowo, albo głupszą tak w ogóle) kobietą. To nie mój wybór. Zresztą żadna kobieta nie ma czegoś takiego wypisanego na czole.

To co? Potknąłeś się o nią, a że innej nie było w promieniu 500 km to wziąłeś taką? big_smile
Taka jaka jest, jest właśnie dla Ciebie atrakcyjna. Nie piernicz, że nie miałeś wyboru gdy wybierałeś właśnie partnerkę dla siebie do związku. Pewne cechy podobały Ci się świadomie, inne podświadomie. Taka jaka jest, jest dla Ciebie atrakcyjna i to jest bezdyskusyjne. Nie kochasz jej pomimo tego, że jest nieco mniej kumata od Ciebie i w relacji z nią możesz wprowadzić taką hierarchię jaka Ci odpowiada. Kochasz ją właśnie dlatego.

123

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Po pierwsze znamiennym jest to jak nagle rozmowa zboczyła z kursu. Było o nieustannej psychicznej kontroli, nagle zabrakło argumentów to wyłuskaliście sobie jeden element wypowiedzi i po mnie jeździcie. Spoko, nie robi to na mnie wrażenia smile

Po drugie to ona jest osobą, która zawsze nie może się dobudzić. To nie o to chodzi, że ma ustawione milion drzemek w budziku, a i tak śpi bo wie, że ja głupi i usłużny miś zawsze ją obudzę. Nie. Ona jest osobą, której budzik dzwoni pół metra od ucha na cały regulator a i tak go nie słyszy i śpi. To jej wina? Jakbyście znali kogoś kto ma 30 lat i np. moczy się w nocy to śmialibyście się z niego, że jest dziecinny? Czy może raczej za naturalne uznalibyście, że potrzebuje pomocy?

Po trzecie nie twierdzę i nigdy mnie nikt do tego nie przekona, że spełnianie próśb partnera jest czymś złym albo szkodliwym. Nawet jeśli uważamy ja za głupie albo irytujące.

Po czwarte kolejny raz powtórzę (może teraz dotrze). Nie jestem facetem lubiącym mieć kontrolę i takim, którego jara bycie w związku z głupszą od siebie (życiowo, albo głupszą tak w ogóle) kobietą. To nie mój wybór. Zresztą żadna kobieta nie ma czegoś takiego wypisanego na czole.


Dokładnie jak bym słuchała nadopiekuńczej matki broniącej trochę głupiego synka przed nauczycielami...
Twoim problemem jest że partnerka poszła na terapię i nagle zaczęły jej się otwierać oczy.... powoli bo powoli, ale przestaje być twoim mentalnym dzieckiem - wchodzi w okres buntu czy też zrywa pępowinę (dokładnie jakby miała 15 lat!). A ty - jej tatuś sobie tego nie życzysz, córeczka ma być grzeczna i poukładana jak przez 6 lat.
a tak w ogóle - wasz sex istnieje?

124

Odp: kryzys po 7 latach
Spanielka napisał/a:

Swoją drogą znowu mam przedziwne wrazenie ze gdyby chłopak mimochodem napisał że takowej pobudki jej kiedyś odmówił to by się głosy podniosły jak źle ją traktuje, że nawet tyle dla niej nie może  zrobić by ją rano obudzić... Ech.

A dla mnie było oczywiste od samego początku, że jest tylko kwestią czasu, kiedy wątek się przerodzi w polowanie z nagonką. Ostrzegałem smile
Moim zdaniem dziewczyny celowo robią z igły widły i wieszają psy na autorze, żeby nie wiem, mieć fun i beke, bo nudy ostatnio na forum?
Co się tylko nie odezwie, to wszystko jest źle i nie tak, a ta jego królewna, to ubezwłasnowolniona ofiara losu nad którą się znęca i pastwi...
Niepotrzebnie wdajesz się w szczegóły (zwracam się teraz do zmartwionego) które nie mają tak naprawdę większego znaczenia dla sprawy,
a są jedynie pożywką i pretekstem do ataków na twoją osobę i czego byś tu teraz nie napisał, to już wpadłeś w sidła i teraz się nie wywiniesz.
Tak jak pisze Spanielka, gdyby odwrócić role i zamienić twój nick na żeński, idę o zakład, że reakcje zgromadzonej publiczności byłyby całkiem inne.
A tak to cóż, zaraz się pewnie dowiesz, że byłeś za dobry i sam jesteś sobie winien, że w końcu pannie z nudów się w dupie poprzewracało.
Moja Pani ma 39 lat i w tajemnicy ci powiem, że też mnie czasem poprosi, żebym do Niej rano zadzwonił i się upewnił, że wstanie.
I nigdy mi nawet do głowy nie przyszło, żeby się nad tym w ogóle zastanawiać, a co dopiero odmówić i tłumaczyć jak dziecku podjętą decyzję.
Już prędzej to mi podchodzi pod znęcanie się psychiczne i traktowanie partnera jak siedmiolatka. Ostatnio mnie poprosiła, żebym wziął jej auto
i podpompował koła wyobraź sobie. Dasz wiarę? Dorosła baba, a nie umie sobie sama podjechać na stację pod kompresor, no idiotka jakaś.
A ja jeszcze większy idiota, bo się zgodziłem, zamiast mordę wydrzeć, że nie jestem jej tatuśkiem ani lokajem i że sama może się tym zająć.
Za siedem lat jak zechce mnie zostawić (o ile tyle ze mną wytrzyma) kiedy uzna że nic dla niej nie robię i nie ma ze mnie żadnego pożytku,
to przyjdę tu na forum i założę wątek w którym opiszę jak wyglądał nasz związek i strasznie jestem ciekaw co wtedy o sobie przeczytam.
Na pewno same pochwały, że bardzo dobrze robiłem, że nic nie robiłem i nie mam czym się przejmować jakąś debilką, która mnie nie doceniła...

125

Odp: kryzys po 7 latach

To czy ona wstanie czy zaśpi to faktycznie nie mój problem. Podobnie jak to, że jest czasami chora i potrzebuje opieki, że czasem trzeba jej wnieść coś ciężkiego (np. walizkę z wyjazdu) albo zamawia paczkę i nie ma jej kiedy odebrać. To jej sprawa, nie moja. Niech spada na drzewo i da mi święty spokój. JA nie jestem od tego żeby jej pomagać, ja jestem od.... w sumie od niczego. Bo ani nie mogę pomagać (bo to tatusiowanie) ani wymagać niczego (bo wtedy ją psychicznie maltretuję) ani nawet nie mogę z nią rozmawiać (bo to brak szacunku). Pozostaje mi tylko "tak kochanie", "oczywiście kochanie" i "masz rację kochanie". Taki obraz związku płynie z waszych wypowiedzi. Pozostaje mi współczuć waszym mężczyznom.

Kolejna sprawa - po raz sto pięćdziesiąty ósmy powtarzam. Nie mam potrzeby kierowania nikim i nie mam potrzeby mieć racji. Nie leży to w mojej naturze. Rozumiem, że co niektóre z was mają złe doświadczenia z takimi facetami i patrzą przez pryzmat tego co było na ten wątek. Szanuję wasze doświadczenia, ale czytajcie proszę co piszę skoro chce wam się odpowiadać. Bo powtarzanie w kółko tego samego przez was i prostowanie tego przeze mnie nie prowadzi do niczego.

Dalej. Akurat to ja wiem a nie wy czy kocham ją POMIMO tego czy DLATEGO, że jest taka jaka jest. Kolejny raz powtarzanie tego samego. Ech ech.

Moim problemem nie jest to, że poszła na terapię. Ja co prawda ogólnie do psychologów jestem nastawiony sceptycznie, ale cieszyłem się że poszła. Bo w połączeniu z decyzją o włożeniu do żołądka balonika był to krok naprzód by coś zmienić w swoim życiu. Kolejny raz forsowanie tezy, że niby jestem psychicznym tyranem tłamszącym jej osobowość, a oto pani psycholog uwalnia ją od tego wpływu. Oplułem monitor czytając te bzdety, bo to co piszesz koleżanko @pannapanna świadczy albo o tym, że nie zadałaś sobie trudu by ten wątek w całości przeczytać (co rozumiem, jest już dość obszerny) albo po prostu nie potrafisz być obiektywna. Nie każdy facet, który ma inne zdanie niż kobieta jest złym człowiekiem chcącym ją mentalnie stłamsić i zniszczyć, tak by stała się jego bezwolną marionetką, którą on będzie mógł się bawić do woli. Naprawdę. Poza tym mamy tutaj ciekawy dysonans. Z jednej strony zarzut, że chcę ją sobie mentalnie podporządkować, z drugiej (w domyśle) że jestem pantofel, bo robię co mi każe, np ją budzę. To się chyba kłóci jedno z drugim co?

A sex istnieje.

126

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:
Spanielka napisał/a:

Swoją drogą znowu mam przedziwne wrazenie ze gdyby chłopak mimochodem napisał że takowej pobudki jej kiedyś odmówił to by się głosy podniosły jak źle ją traktuje, że nawet tyle dla niej nie może  zrobić by ją rano obudzić... Ech.

A dla mnie było oczywiste od samego początku, że jest tylko kwestią czasu, kiedy wątek się przerodzi w polowanie z nagonką. Ostrzegałem smile
Moim zdaniem dziewczyny celowo robią z igły widły i wieszają psy na autorze, żeby nie wiem, mieć fun i beke, bo nudy ostatnio na forum?
Co się tylko nie odezwie, to wszystko jest źle i nie tak, a ta jego królewna, to ubezwłasnowolniona ofiara losu nad którą się znęca i pastwi...
Niepotrzebnie wdajesz się w szczegóły (zwracam się teraz do zmartwionego) które nie mają tak naprawdę większego znaczenia dla sprawy,
a są jedynie pożywką i pretekstem do ataków na twoją osobę i czego byś tu teraz nie napisał, to już wpadłeś w sidła i teraz się nie wywiniesz.
Tak jak pisze Spanielka, gdyby odwrócić role i zamienić twój nick na żeński, idę o zakład, że reakcje zgromadzonej publiczności byłyby całkiem inne.
A tak to cóż, zaraz się pewnie dowiesz, że byłeś za dobry i sam jesteś sobie winien, że w końcu pannie z nudów się w dupie poprzewracało.
Moja Pani ma 39 lat i w tajemnicy ci powiem, że też mnie czasem poprosi, żebym do Niej rano zadzwonił i się upewnił, że wstanie.
I nigdy mi nawet do głowy nie przyszło, żeby się nad tym w ogóle zastanawiać, a co dopiero odmówić i tłumaczyć jak dziecku podjętą decyzję.
Już prędzej to mi podchodzi pod znęcanie się psychiczne i traktowanie partnera jak siedmiolatka. Ostatnio mnie poprosiła, żebym wziął jej auto
i podpompował koła wyobraź sobie. Dasz wiarę? Dorosła baba, a nie umie sobie sama podjechać na stację pod kompresor, no idiotka jakaś.
A ja jeszcze większy idiota, bo się zgodziłem, zamiast mordę wydrzeć, że nie jestem jej tatuśkiem ani lokajem i że sama może się tym zająć.
Za siedem lat jak zechce mnie zostawić (o ile tyle ze mną wytrzyma) kiedy uzna że nic dla niej nie robię i nie ma ze mnie żadnego pożytku,
to przyjdę tu na forum i założę wątek w którym opiszę jak wyglądał nasz związek i strasznie jestem ciekaw co wtedy o sobie przeczytam.
Na pewno same pochwały, że bardzo dobrze robiłem, że nic nie robiłem i nie mam czym się przejmować jakąś debilką, która mnie nie doceniła...

Wiesz, ja nie sądzę że one tu są takie z czystej nudy czy złośliwości. Przynajmniej mam taką nadzieję. Po prostu pewnie wiele z nich ma złe doświadczenia i wrzucają wszystkich do jednego worka. Ja wbrew temu co one tu twierdzą szanuję ich odmienne zdanie i one chyba nie czują się dotknięte moimi odpowiedziami, bo wciąż piszą. Ale gdy robię to samo w stosunku do mojej wybranki to jest to brak szacunku bo nie pownienem dyskutować. Nie dziwi mnie to nic a nic. A nawet trochę bawi. No i poucza bo tak jak napisałem wcześniej - skoro udzielające się tu laski za wszelką cenę jak niepodległości bronią mojej wybranki, to co dopiero muszą mówić jej koleżanki, którym faktycznie jej dobro leży na sercu. Następnym razem jak mnie coś zakłuje w boku albo zastrzyka w kręgosłupie, a jej nie będzie to będę rozważał czy czasem nie uprawiają rytuału wudu.

127

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony potraktowałeś stwierdzenie za co ją kochasz jako zarzut i włączyła się automatyczna obrona. Po co? Zarzutem to nie było. Różne są związki, różne układy, w różnych relacjach ludzie się realizują, różnych rzeczy potrzebują. Ty nie potrzebowałeś u partnerki akurat równorzędnego partnera pod względem intelektualnym, nie takiej szukałeś, więc i nie taką masz. Nie chodzi tu o krytykę jej z tego punktu, ani Ciebie, a przeprowadzenie nazwijmy to diagnozy siebie i związku. Co doceniamy w drugiej osobie? Na co ta druga osoba pozwala nam przez co czujemy się spełnieni. Bo na tym zasadza się właściwie praca nad związkiem: na docenieniu drugiej osoby taką jaka jest i zdaniu sobie sprawy, że taką jaka jest właśnie wybraliśmy robiąc to częściowo świadomie, a częściowo kierując się podświadomymi potrzebami.
Na tym polega przezwyciężanie kryzysów i szczęśliwe pożycie w związku: na docenieniu drugiej osoby.
Tylko wychodzi mały problem, bo Twoja partnerka obecnie robi coś zupełnie odwrotnego... Ty masz przebłyski jak można naprawić związek, a Twoje partnerka główkuje chyba nad czymś innym...

I przestań płakać na forum. Bierz nauki, które Ci się przydają, odrzucaj te które się nie przydają i nie płacz.

128

Odp: kryzys po 7 latach

Ja nie płaczę na forum. Po prostu czytając wypowiedzi co niektórych forumowiczek (nie mówię że akurat Twoje) zaczynam się zastanawiać kto tak naprawdę ma większy problem ze swoją emocjonalnością. Czy moja wybranka, która jest rozchwiana, podatna na słowa innych i sama nie wie do końca czego chce. Czy te forumowiczki, które będąc całkowicie pewnymi swoich racji wygłaszają tu takie dyrdymały, z którymi tak naprawdę trudno sensownie polemizować. Żeby była jasność - ja nie piszę tego aby kogoś obrazić. To tylko spostrzeżenie.

A co do automatycznej obrony - tak, masz rację. Trudno się nie bronić. Przychodzę tu z problemem - nazwijmy to - wypalonego związku, czy związku w fazie kryzysu, a dowiaduję się że winny jestem ja bo ją kontroluję, ograniczam, tłamszę i nie szanuję. Trudno się nie bronić z czymś z czym się nie zgadzam. A Twój post wpisał się w taką retorykę, jeśli nie to było Twoją intencją to wybacz.

129 Ostatnio edytowany przez robingirl (2017-05-19 17:02:47)

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony,

dawno mnie tu nie było, ale w Twoim wątku postanowiłam napisać.

Abstrahując od niepotrzebnych dyskusji, kiedy pomoc/spełnienie prośby partnera jest mamusiowaniem/tatusiowaniem a kiedy nie, to padło tutaj wiele słusznych argumentów.

Z mojej perspektywy Wasz związek po prostu wkroczył w nową fazę związaną z długością waszego związku i wiekiem. Na podstawie Twoich postów, na mnie tez robisz wrażenie osoby, która w tym związku jest osobą "organizującą" Wam życie i w swoim mniemaniu dbającą o partnera. Ona - NIEZALEŻNIE od sukcesów zawodowych - ewidentnie jest tą stroną "przyjmującą" Twoje starania.  I tu nie chodzi o to, że Ty coś konkretnego robisz straszliwie źle. Nie próbujemy Ci tutaj wmówić, żebyś widział w sobie psychopatę.  Ale u Was rozkład możliwości decyzyjnych i siły przebicia jest zdecydowanie na Twoją korzyść. Stąd ta teza, że jest relacja bardziej rodzicielska niż partnerska.

Kiedyś układ ten obydwojgu Wam odpowiadał, ale ludzie się zmieniają i najwidoczniej Twojej dziewczynie przestał. Po prostu doszliście do momentu, w którym okazuje się, że to, co masz do zaoferowania, nie jest tym, czego ona aktualnie potrzebuje. A niestety jest na tyle niedojrzała, że wpada w różne gierki, żeby nie musieć stawać z Tobą do konfrontacji, bo się boi tego konsekwencji. I nie ma co jej za to oceniać, tylko tak po prostu jest.

Pytałeś w pierwszym poście, co z tym zrobić. Ja uważam, że tutaj już nic się nie da konstruktywnego zrobić. Za długo byliście razem w tym układzie i nie wierzę, że uda się go odwrócić na tyle, żebyście obydwoje czuli się komfortowo. Może zrobienie sobie długiej przerwy, danie sobie przestrzeni i czasu cokolwiek by pomogło.
Zazwyczaj jestem zwolenniczką naprawiania. Ale tutaj akurat nie zachęcam. Raczej sugerowałabym wyciągnięcie wniosków z tego wątku, zastanowienie się, na ile faktycznie masz odruchy "tatusiowania" kobiecie w życiu codziennym i znalezienia partnerki, która nie będzie aż taka niedojrzała.

130 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2017-05-19 17:04:05)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Ja nie płaczę na forum. Po prostu czytając wypowiedzi co niektórych forumowiczek (nie mówię że akurat Twoje) zaczynam się zastanawiać kto tak naprawdę ma większy problem ze swoją emocjonalnością. Czy moja wybranka, która jest rozchwiana, podatna na słowa innych i sama nie wie do końca czego chce. Czy te forumowiczki, które będąc całkowicie pewnymi swoich racji wygłaszają tu takie dyrdymały, z którymi tak naprawdę trudno sensownie polemizować. Żeby była jasność - ja nie piszę tego aby kogoś obrazić. To tylko spostrzeżenie.

A co do automatycznej obrony - tak, masz rację. Trudno się nie bronić. Przychodzę tu z problemem - nazwijmy to - wypalonego związku, czy związku w fazie kryzysu, a dowiaduję się że winny jestem ja bo ją kontroluję, ograniczam, tłamszę i nie szanuję. Trudno się nie bronić z czymś z czym się nie zgadzam. A Twój post wpisał się w taką retorykę, jeśli nie to było Twoją intencją to wybacz.

Zmartwiony,
mozesz się tutaj bronić przed zarzutami.
ale po co i dla kogo ?
chyba tulko w celu zachowania swojego dobrego samopoczucia.

Albo, możesz z krytycznych uwag wyciągnąć konstruktywne wnioski co do swojej osoby, co nalezy zmienic .
Decyzja należy do Ciebie.

Chcesz zachować dobre samopoczucie czy naprawić Wasz związek ?

Posty [ 66 do 130 z 341 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024