Witam, pisze na tym forum, bo już sam nie wiem czy stworzyłem sobie wyimaginowany problem czy nie. Jestem ze swoją narzeczona od 6 lat, odkąd rodzice kupili jej mieszkanie nasz związek to ciagle kłótnie, wszystko przez jej rodziców. Kupili jej mieszkanie biorąc kredyt na 11 lat, wszyscy wspólnie to spłacamy (twierdzą ze to także moje mieszkanie, taki farmazon). Jej ojciec przyjeżdżając wyjmuje jakieś śmieci z toalety, bo sie zapcha, chce przewieszac mi telewizor (twierdzi ze wisi za wysoko), zamiast poprosić o pomoc w skręceniu szafy dla współlokatorki to wyskakuje z tekstem 'ktoś mógłby mi pomoc, podaj nóż, podaj nożyczki'. Nikt nie spytał mnie o zdanie, chciałem zakładać rodzine a zostałem wrzucony do mieszkania z kredytem który wyklucza założenie rodziny przez 11 lat, ponieważ nie stać nas na spłatę i musimy wynajmować drugi pokój obcej osobie. Oczywiście moja narzeczona uważa, ze sie czepiam jej rodziców, ze chcą dobrze. Nikt nie spytał mnie o zdanie, mieszkanie zostało zakupione, decyzja została podjęta i nikt nie liczył sie z tym jakie plany mamy wspólnie. Dziewczyna ma chora wiez z rodzicami, mama sprawdza jej oceny na studiach, wybija z głowy prace, mówi, ze ma dalej studiować i NIE CHCE SŁYSZEĆ ODMOWY. Milion telefonów na dzień, ona żyje naszym życiem, czuje sie jakby nasz związek tworzyły 4 osoby. Oczywiście moja partnerka tego nie widzi, mówi, ze dużo im zawdzięcza, trzyma ich stronę. Jej 33 letnia siostra do dzisiaj pali w ukryciu papierosy, bo boi sie własnej mamy. Dla mnie to chore. Rodzice podejmują decyzje, sterują życiem własnych córek i wmawiają im, ze to dla ich dobra.. Urodziny,
Tytuł inżyniera świętowali wspólnie. Nie uprzedzili mnie, ze szykują niespodziankę dla mojej dziewczyny, przyjechali o 16.00 do naszego miasta z tortem i szampanem, zabrali ja na obiad a potem mieli pretensje ze na ten obiad nie przyjechałem bo byłem w pracy, przecież mogłem wziąć urlop.. Jak dla mnie to nie jest normalne, ze planują urodziny czy inne okazje BEZ KONTAKTU ZE MNĄ. To moja kobieta i może tez mam jakieś plany w dniu jej święta? Czy tylko ja widzę problem?
Próbowałeś porozmawiać szczerze i na spokojnie o tym z partnerką?
3 2017-02-07 21:07:53 Ostatnio edytowany przez Bałkan (2017-02-07 21:11:27)
Próbowałeś porozmawiać szczerze i na spokojnie o tym z partnerką?
Oczywiście, wtedy ona wjeżdża na mnie, ze obrzydzam jej nowe mieszkanie (które nas uwiazalo finansowo na 11 lat, tylko ja pracuje a miesięczny kredyt to 3200), razem z rodzicami twierdzi, ze szybko zleci. Ma pretensje, ze nie chce wziąć ślubu, bo problem z mieszkaniem i opłatami to niby nie problem. Oczywiście ja jestem zle nastawiony do jej rodziców, ona im dużo zawdzięcza. Po prostu czuje, ze są ważniejsi ode mnie, jej mama ma pełna kontrole nad nią, uzależniła ja od siebie. Dla mnie to wyrządza własnemu dziecku straszna krzywdę. A jak zapytałem czy pojechałaby ze mną za granice jakby była potrzeba to usłyszałem, ze sobie nie wyobraża być tak daleko od rodziców. Z urodzianmi itp cieszy sie, ze rodzice jej robią niespodziankę, nie widzi problemu, ze nikt nie pyta mnie o plany. Nie wiem już co robić
Splacasz kredyt za mieszkanie, ktore nigdy nie bedzie Twoje. Troche to glupie...
A miałeś w ogóle jakikolwiek wpływ na wybór tego mieszkania, za które spłacasz kredyt? Piszę specjalnie "spłacasz", nie "spłacacie", bo skoro tylko Ty pracujesz... to może jesteś tylko jeleniem do spłacania kredytu...
6 2017-02-07 21:16:42 Ostatnio edytowany przez Bałkan (2017-02-07 21:20:40)
Splacasz kredyt za mieszkanie, ktore nigdy nie bedzie Twoje. Troche to glupie...
Ciagle jej to tłumacze. Jestem lokatorem tym w domu, zawsze jej ojciec będzie przyjeżdżał i sprawdzał czy ściana nie jest brudna, lub wanna porysowana. Oni jednak tego nie rozumieją i twierdzą, ze mam ciagle pretensje o to mieszkanie zamiast sie cieszyć. Nie wiem jakie jest wyjście z tej sytuacji, z tygodnia na tydzień kłótni jest coraz więcej. Nie spłacam kredytu, lecz jego cześć. Rodzice daja określona sumę, ja poniżej 1000 i współlokatorka. Tylko mam już dość wmawiania mi, ze to nasze mieszkanie skoro nie miałem żadnego wpływu na jego wybor, lokalizacje. Zdecydowali za nas, tam jak decydują za swoje dzieci od lat
W sumie to rodzice chcą najlepiej dla dziecka nieświadomie robiąc z nie kalekę.Nie widzę tu winy tylko rodziców tylko też Twojej dziewczyny.Gdyby nie brała od nich pieniędzy nie musiałby być wdzięczna itp, byłaby nie zależna. Jasne ,że perspektywa kredytu który dla niej wezmą rodzice na całkiem nie wielką ilość lat jest dużym odciążeniem i marzeniem ludzi którzy 30 lat się szarpią z kredytem ale wtedy trzeba się liczyć z wtrącaniem rodziców.
A jeżeli rodzice kupili córce mieszkanie a ty nie jesteś jego właścicielem w połowie to nie łudź się to mieszkanie nigdy nie będzie Twoje nawet po ślubie.Uważaj ,żebyś nie został na niczym jeszcze z szarganymi nerwami na koniec. Nie masz za grosz autorytetu jako partner , jako zięć i jako ojciec też nie będziesz miał.przykro mi
samotnax4 napisał/a:Splacasz kredyt za mieszkanie, ktore nigdy nie bedzie Twoje. Troche to glupie...
Ciagle jej to tłumacze. Jestem lokatorem tym w domu, zawsze jej ojciec będzie przyjeżdżał i sprawdzał czy ściana nie jest brudna, lub wanna porysowana. Oni jednak tego nie rozumieją i twierdzą, ze mam ciagle pretensje o to mieszkanie zamiast sie cieszyć. Nie wiem jakie jest wyjście z tej sytuacji, z tygodnia na tydzień kłótni jest coraz więcej. Nie spłacam kredytu, lecz jego cześć. Rodzice daja określona sumę, ja poniżej 1000 i współlokatorka.
Autorze to mieszkanie nie jest Twoje! nie bądź głupi bo zostaniesz po latach na lodzie. Niech Ci podpisuje dziewczyna co msc jak już tak chcesz ,że spłacasz za nią ratę, przynajmniej, żebyś to miał pisemnie albo umowę pożyczki na co miesięczną spłatę mieszkanie.W razie rozpadu związku niech Ci część pieniędzy oddadzą.
W sumie to rodzice chcą najlepiej dla dziecka nieświadomie robiąc z nie kalekę.Nie widzę tu winy tylko rodziców tylko też Twojej dziewczyny.Gdyby nie brała od nich pieniędzy nie musiałby być wdzięczna itp, byłaby nie zależna. Jasne ,że perspektywa kredytu który dla niej wezmą rodzice na całkiem nie wielką ilość lat jest dużym odciążeniem i marzeniem ludzi którzy 30 lat się szarpią z kredytem ale wtedy trzeba się liczyć z wtrącaniem rodziców.
A jeżeli rodzice kupili córce mieszkanie a ty nie jesteś jego właścicielem w połowie to nie łudź się to mieszkanie nigdy nie będzie Twoje nawet po ślubie.Uważaj ,żebyś nie został na niczym jeszcze z szarganymi nerwami na koniec. Nie masz za grosz autorytetu jako partner , jako zięć i jako ojciec też nie będziesz miał.przykro mi :
(
Dokładnie tak, mam wielki żal do niej, ale jej siostra mimo 35 lat postępuje identycznie. Moge robić awantury przez lata, ale nie zmienię podejścia swojej dziewczyny. Ta wiez jest za mocna a ona mi przeszkadza. 20 telefonów dziennie 'zjadłaś coś?' 'Byłaś u dentysty?' 'Znalazłam Ci studia' 'idź dalej na studia, nie chce słyszeć odmowy, jeszcze sie w życiu napracujesz'
anicorek87 napisał/a:W sumie to rodzice chcą najlepiej dla dziecka nieświadomie robiąc z nie kalekę.Nie widzę tu winy tylko rodziców tylko też Twojej dziewczyny.Gdyby nie brała od nich pieniędzy nie musiałby być wdzięczna itp, byłaby nie zależna. Jasne ,że perspektywa kredytu który dla niej wezmą rodzice na całkiem nie wielką ilość lat jest dużym odciążeniem i marzeniem ludzi którzy 30 lat się szarpią z kredytem ale wtedy trzeba się liczyć z wtrącaniem rodziców.
A jeżeli rodzice kupili córce mieszkanie a ty nie jesteś jego właścicielem w połowie to nie łudź się to mieszkanie nigdy nie będzie Twoje nawet po ślubie.Uważaj ,żebyś nie został na niczym jeszcze z szarganymi nerwami na koniec. Nie masz za grosz autorytetu jako partner , jako zięć i jako ojciec też nie będziesz miał.przykro mi :
(Dokładnie tak, mam wielki żal do niej, ale jej siostra mimo 35 lat postępuje identycznie. Moge robić awantury przez lata, ale nie zmienię podejścia swojej dziewczyny. Ta wiez jest za mocna a ona mi przeszkadza. 20 telefonów dziennie 'zjadłaś coś?' 'Byłaś u dentysty?' 'Znalazłam Ci studia' 'idź dalej na studia, nie chce słyszeć odmowy, jeszcze sie w życiu napracujesz'
Jedyne wyjście z tej sytuacji było by takie byście zamieszkali w innym mieście lub gdzieś dalej i sami.Dziewczyna powinna iść do pracy, bo pod tym kloszem kiedyś zacznie bać się swojego cienia. Niestety ona tego nie chce więc zostaje krótka piłka :postawić ultimatum albo życie osobno albo z rodzicami. Mieszkanie można sprzedać nawet z kredytem albo przepisać na drugą siostrę lub niech rodzice je wezmą . Pytanie tylko czy jej bardziej zależy na rodzinie czy na Tobie?myślę ,że odpowiedź już znasz.
Autorze, ty nie spłacasz kredytu - ty opłacasz czynsz za mieszkanie swoim potencjalnym teściom. Wierz mi, że jak tylko zaczniesz wierzgać, to rodzice córcię zbuntują przeciw Tobie i wylądujesz na wycieraczce, a kasa przepadła. Poziom absurdu tej sytuacji nie bardzo mieści mi się w głowie.
W sumie nie mieści mi się też w głowie, że przez 6 lat uzależnienie Twojej dziewczyny od rodziców nie było dla ciebie palącym problemem. Więcej, Ty się z tą laską zaręczyłeś, a więc zacząłeś planować z nią resztę życia. Choć trudno mi sobie wyobrazić planowanie życia z osobą, która się sama nie utrzymuje nawet w minimalnym stopniu - przecież to jest dziecko, które bladego pojęcia nie ma o odpowiedzialności za materialny byt. Naprawdę dopiero teraz do Ciebie dotarło, że żyć będziesz w czworokąciku, a planowaniem zajmą się za was jej rodzice?
Moim zdaniem rada jest jedna - spakować walizki, pożegnać dziewczę i na następną życiową partnerkę wybrać sobie kobietę, a nie dziewczynkę, co się nie umie odczepić od maminego fartucha. Za ten czynsz, co opłacasz jej rodzicom, to sobie pokój wynajmiesz - i jest nawet szansa, że właściciel mieszkania nie będzie Ci przewieszał telewizora według własnego widzimisię.
Autorze, ty nie spłacasz kredytu - ty opłacasz czynsz za mieszkanie swoim potencjalnym teściom. Wierz mi, że jak tylko zaczniesz wierzgać, to rodzice córcię zbuntują przeciw Tobie i wylądujesz na wycieraczce, a kasa przepadła. Poziom absurdu tej sytuacji nie bardzo mieści mi się w głowie.
W sumie nie mieści mi się też w głowie, że przez 6 lat uzależnienie Twojej dziewczyny od rodziców nie było dla ciebie palącym problemem. Więcej, Ty się z tą laską zaręczyłeś, a więc zacząłeś planować z nią resztę życia. Choć trudno mi sobie wyobrazić planowanie życia z osobą, która się sama nie utrzymuje nawet w minimalnym stopniu - przecież to jest dziecko, które bladego pojęcia nie ma o odpowiedzialności za materialny byt. Naprawdę dopiero teraz do Ciebie dotarło, że żyć będziesz w czworokąciku, a planowaniem zajmą się za was jej rodzice?
Moim zdaniem rada jest jedna - spakować walizki, pożegnać dziewczę i na następną życiową partnerkę wybrać sobie kobietę, a nie dziewczynkę, co się nie umie odczepić od maminego fartucha. Za ten czynsz, co opłacasz jej rodzicom, to sobie pokój wynajmiesz - i jest nawet szansa, że właściciel mieszkania nie będzie Ci przewieszał telewizora według własnego widzimisię.
Odkad mieszkamy w ICH mieszkaniu ta ingerencja jej rodziców jest coraz większa, jej ojciec naciska na ślub, ja na to za żadne skarby nie pójdę - nie ma warunków, nie ma ślubu. Ja sie coraz bardziej zastanawia czy nasz związek ma sens a nie tam ślub. Potrzebuje kobiety, która będzie moim wsparciem a nie 30 telefonów do mamusi i pieprzenia o zakupach, sąsiadach, obiadach. Oczy mi sie otworzyły chyba za późno, cięzko wymagać od niej aby wybrała mnie albo rodziców. Oni na to nie pozwolą i tak jak ktoś pisał - to ja stanę sie wrogiem
Autorze, ty nie spłacasz kredytu - ty opłacasz czynsz za mieszkanie swoim potencjalnym teściom. Wierz mi, że jak tylko zaczniesz wierzgać, to rodzice córcię zbuntują przeciw Tobie i wylądujesz na wycieraczce, a kasa przepadła. Poziom absurdu tej sytuacji nie bardzo mieści mi się w głowie.
Ojciec naciska na ślub, bo gdzie drugiego takiego znajdzie, co będzie płacił za nieswoje, a w razie czego łatwo go wyrzucić... bo nie czarujmy się, ale ślub wyrzucenia nie utrudnia...
Jeśli Twoja dziewczyna sama nie będzie chciała czegoś z tym zrobić, to będziesz się męczył całe życie. Może rzeczywiście ultimatum to dobry pomysł, w końcu po 6 latach związku masz prawo oczekiwać od niej lojalności. A jeśli wybierze rodziców to cóż... Przynajmniej nie będziesz miał żalu do siebie, trwając dalej w takim układzie tylko psulbys sobie zdrowie.
Mnie nie chodziło o wybór między rodzicami a Tobą bo to by było dla mnie absurdalne bo rodzice to w końcu rodzice tylko o samodzielność i życie na własny rachunek. Nie wiem autorze czy chcesz tylko ponarzekać sobie na teściów tutaj czy coś z tym zrobisz ale nie upatruj winy w teściach. To jest dorosła kobieta, która studiuje to zakładam ,że jest mądra więc powinna starać się decydować o sobie no ale po co skoro tak wygodnie.
Ja pierdziele Powiedz teściom, żeby chłopaka dla swojej córki też jej znaleźli
Mnie nie chodziło o wybór między rodzicami a Tobą bo to by było dla mnie absurdalne bo rodzice to w końcu rodzice tylko o samodzielność i życie na własny rachunek. Nie wiem autorze czy chcesz tylko ponarzekać sobie na teściów tutaj czy coś z tym zrobisz ale nie upatruj winy w teściach. To jest dorosła kobieta, która studiuje to zakładam ,że jest mądra więc powinna starać się decydować o sobie no ale po co skoro tak wygodnie.
Jej mama nie pozwoli żyć na własny rachunek, ma sie kształcić mimo, ze ona sama nie bardzo chce iść dalej na studia. Jej ta sytuacja odpowiada i twierdzi, ze ja widzę problem a ciagle telefony itp to normalna sprawa. Nie pisałem po to żeby narzekać, po prostu jej cała rodzina twierdzi, ze ja zamiast sie cieszyć z ich pomocy to widzę ciagle jakiś problem i obrzydzam radość z mieszkanka ich corce
18 2017-02-07 22:03:34 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-02-07 22:10:32)
Rodzice Twojej dziewczyny są nie tyle toksyczńi, co nadopiekuńczy a Twojej dziewczynie jest z tym po prostu dobrze. Ona jest troche wygodna. Dla niej taka "opieka" jest pewną formą stabilizacji i bezpieczeństwa ( w końcu rodzice kochają bezwarunkowo) inna rzecz, że robią takim zachowaniem córce krzywdę - kiedyś ich zabraknie i wtedy będzie dramat. Ona nie jest samodzielna. I długo jeszcze nie będzie, szczególnie jak znajdzie drugiego takiego wygodnego do życia jak ona, który w imię "własnego dobra, którego będą chcieli rodzice" pozwoli się ubezwłasnowolnić, bo ja tego nie widzę z Twoim udziałem. Oni ani tak łatwo ani tak szybko nie odpuszczą. Ona, nie Ty, musi się zbuntować, zamanifestować swoją odrębność!
Rodzice Twojej dziewczyny są nie tyle toksyczńi, co nadopiekuńczy a Twojej dziewczynie jest z tym po prostu dobrze. Ona jest troche wygodna. Dla niej taka "opieka" jest pewną formą stabilizacji i bezpieczeństwa ( w końcu rodzice kochają bezwarunkowo) inna rzecz, że robią takim zachowaniem córce krzywdę - kiedyś ich zabraknie i wtedy będzie dramat. Ona nie jest samodzielna. I długo jeszcze nie będzie, szczególnie jak znajdzie drugiego takiego wygodnego do życia jak ona, który w imię "własnego dobra, którego będą chcieli rodzice" pozwoli się ubezwłasnowolnić, bo ja tego nie widzę z Twoim udziałem. Oni ani tak łatwo ani tak szybko nie odpuszczą. Ona, nie Ty, musi się zbuntować, zamanifestować swoją odrębność!
Tylko tak jak pisałem, jej rodzice ingerują w wychowanie dzieci jej siostry, w zachowanie jej męża i tutaj będzie tak samo. Mój charakter mi na taki układ nie pozwala, jestem trochę między młotem a kowadłem. Nie chce nastawiać ją przeciwko rodzicom, bo nie na tym to polega. Chciałbym żeby zrozumiała, ze mama wyrządza jej krzywdę takim zachowaniem, musimy sami decydować o naszym życiu bez konsultacji z rodzicami. Niestety bije głowa w mur, a my sie od siebie oddalamy coraz bardziej.
Ja bym się wyprowadziła na Twoim miejscu.
Niech dziewczyna swoje mieszkanie sama spłaca.
I powiedziałabym , że dopóki rodzice będą ingerować, to żadnego ślubu nie będzie.
21 2017-02-07 22:29:30 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-02-07 22:31:04)
SonyXperia napisał/a:Rodzice Twojej dziewczyny są nie tyle toksyczńi, co nadopiekuńczy a Twojej dziewczynie jest z tym po prostu dobrze. Ona jest troche wygodna. Dla niej taka "opieka" jest pewną formą stabilizacji i bezpieczeństwa ( w końcu rodzice kochają bezwarunkowo) inna rzecz, że robią takim zachowaniem córce krzywdę - kiedyś ich zabraknie i wtedy będzie dramat. Ona nie jest samodzielna. I długo jeszcze nie będzie, szczególnie jak znajdzie drugiego takiego wygodnego do życia jak ona, który w imię "własnego dobra, którego będą chcieli rodzice" pozwoli się ubezwłasnowolnić, bo ja tego nie widzę z Twoim udziałem. Oni ani tak łatwo ani tak szybko nie odpuszczą. Ona, nie Ty, musi się zbuntować, zamanifestować swoją odrębność!
Tylko tak jak pisałem, jej rodzice ingerują w wychowanie dzieci jej siostry, w zachowanie jej męża i tutaj będzie tak samo. Mój charakter mi na taki układ nie pozwala, jestem trochę między młotem a kowadłem. Nie chce nastawiać ją przeciwko rodzicom, bo nie na tym to polega. Chciałbym żeby zrozumiała, ze mama wyrządza jej krzywdę takim zachowaniem, musimy sami decydować o naszym życiu bez konsultacji z rodzicami. Niestety bije głowa w mur, a my sie od siebie oddalamy coraz bardziej.
Rodzice zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, próbują ingerować w życie swoich dzieci. Rzadko zdarzają się rodzice kompletnie obojętni (tacy też nie są mile widziani ). Trzeba wyznaczyć pewne granice. Ale jej najwyraźniej jest tak dobrze. Nie widzisz tego? O ile trudniej byłoby wyprowadzić się, nie wziąć ani grosza od rodziców i decydować sama o sobie? Znacznie trudniej. To jest po części jej wygodnictwo.
A jako rozwiązanie sytuacji zgadzam się z opinią Cyngli.
Bałkan napisał/a:SonyXperia napisał/a:Rodzice Twojej dziewczyny są nie tyle toksyczńi, co nadopiekuńczy a Twojej dziewczynie jest z tym po prostu dobrze. Ona jest troche wygodna. Dla niej taka "opieka" jest pewną formą stabilizacji i bezpieczeństwa ( w końcu rodzice kochają bezwarunkowo) inna rzecz, że robią takim zachowaniem córce krzywdę - kiedyś ich zabraknie i wtedy będzie dramat. Ona nie jest samodzielna. I długo jeszcze nie będzie, szczególnie jak znajdzie drugiego takiego wygodnego do życia jak ona, który w imię "własnego dobra, którego będą chcieli rodzice" pozwoli się ubezwłasnowolnić, bo ja tego nie widzę z Twoim udziałem. Oni ani tak łatwo ani tak szybko nie odpuszczą. Ona, nie Ty, musi się zbuntować, zamanifestować swoją odrębność!
Tylko tak jak pisałem, jej rodzice ingerują w wychowanie dzieci jej siostry, w zachowanie jej męża i tutaj będzie tak samo. Mój charakter mi na taki układ nie pozwala, jestem trochę między młotem a kowadłem. Nie chce nastawiać ją przeciwko rodzicom, bo nie na tym to polega. Chciałbym żeby zrozumiała, ze mama wyrządza jej krzywdę takim zachowaniem, musimy sami decydować o naszym życiu bez konsultacji z rodzicami. Niestety bije głowa w mur, a my sie od siebie oddalamy coraz bardziej.
Rodzice zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, próbują ingerować w życie swoich dzieci. Rzadko zdarzają się rodzice kompletnie obojętni (tacy też nie są mile widziani ). Trzeba wyznaczyć pewne granice. Ale jej najwyraźniej jest tak dobrze. Nie widzisz tego? O ile trudniej byłoby wyprowadzić się, nie wziąć ani grosza od rodziców i decydować sama o sobie? Znacznie trudniej. To jest po części jej wygodnictwo.
Ja rozumiem to inaczej, siadamy wspólnie przy stole przed kupnem mieszkania. Oni mówią o swoich zamiarach, ja biorę kredyt na pół mieszkania, sytuacja jest jasna, spłacamy sobie spokojnie bez żyłowania i stać nas założenie rodziny. Oni natomiast wybrali sami mieszkanie, wzięli ogromny kredyt na krótki czas spłaty, nie liczyli sie kompletnie ze mną, z naszymi planami i mam o to żal. Mówiłem już, nigdy sie nie poczuje jak u siebie bo to nigdy nie będzie moje. Ciagle 'uważaj na drzwi bo obijesz', 'nie ubrudz narożnika, bo rodzice tyle zapłacili'. Ja jej nie jestem w stanie uświadomić, ze mama robi jej krzywdę i jak kiedyś jej zabraknie to ona sie załamie i nie da sobie rady. Skoro ja nie jestem w stanie jej tego uświadomić, to kto? Życie? Czuje sie bezsilny.
23 2017-02-07 22:42:12 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-02-07 22:46:08)
SonyXperia napisał/a:Bałkan napisał/a:Tylko tak jak pisałem, jej rodzice ingerują w wychowanie dzieci jej siostry, w zachowanie jej męża i tutaj będzie tak samo. Mój charakter mi na taki układ nie pozwala, jestem trochę między młotem a kowadłem. Nie chce nastawiać ją przeciwko rodzicom, bo nie na tym to polega. Chciałbym żeby zrozumiała, ze mama wyrządza jej krzywdę takim zachowaniem, musimy sami decydować o naszym życiu bez konsultacji z rodzicami. Niestety bije głowa w mur, a my sie od siebie oddalamy coraz bardziej.
Rodzice zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, próbują ingerować w życie swoich dzieci. Rzadko zdarzają się rodzice kompletnie obojętni (tacy też nie są mile widziani ). Trzeba wyznaczyć pewne granice. Ale jej najwyraźniej jest tak dobrze. Nie widzisz tego? O ile trudniej byłoby wyprowadzić się, nie wziąć ani grosza od rodziców i decydować sama o sobie? Znacznie trudniej. To jest po części jej wygodnictwo.
Ja rozumiem to inaczej, siadamy wspólnie przy stole przed kupnem mieszkania. Oni mówią o swoich zamiarach, ja biorę kredyt na pół mieszkania, sytuacja jest jasna, spłacamy sobie spokojnie bez żyłowania i stać nas założenie rodziny. Oni natomiast wybrali sami mieszkanie, wzięli ogromny kredyt na krótki czas spłaty, nie liczyli sie kompletnie ze mną, z naszymi planami i mam o to żal. Mówiłem już, nigdy sie nie poczuje jak u siebie bo to nigdy nie będzie moje. Ciagle 'uważaj na drzwi bo obijesz', 'nie ubrudz narożnika, bo rodzice tyle zapłacili'. Ja jej nie jestem w stanie uświadomić, ze mama robi jej krzywdę i jak kiedyś jej zabraknie to ona sie załamie i nie da sobie rady. Skoro ja nie jestem w stanie jej tego uświadomić, to kto? Życie? Czuje sie bezsilny.
Co moje to moje, co Twoje to nasze ( te Twoje niby "spłaty" kredytu)
To świadczy tylko o jednym. Wyraźnie daje Ci do zrozumienia, że nie jesteście jeszcze rodziną. Wybrali sami, wzięli kredyt na siebie, bo póki co ona jest jeszcze panną... a z Tobą to nie wiadomo jak będzie.
Nie jest samodzielna, bo nie ma własnej pracy, własnych środków utrzymania, nie bierze za siebie odpowiedzialności. Nie ma szans sie przeciwstawić. I raz jeszcze ci mówię, jej jest tak dobrze.
Oczywiście, że jej tak dobrze. Jakby jej nie było dobrze, to by się dawno zbuntowała, rodzicom podziękowała grzecznie za dotychczasowe starania i dalej starałaby się sama.
Autorze, czujesz się bezsilny, bo jesteś bezsilny. Jakby Twoje tłumaczenia mogły cokolwiek zdziałać, dawno by już zdziałały. Niestety, to tak nie działa.
W dużym miescie wynajem pokoju to koszt nawet do 1000 zl, znajomi wynajmują za 800 zł, wy się usilnie uczepiliscie, że on spłaca kredyt za kogoś, ale w normalnych realiach za takie pieniądze by miał pokój, oczywiście sam, bez narzeczonej, ale jednak tylko pokój. Moim zdaniem nie jest to wykorzystywanie, oczywiście sytuacja dziwna, bo nie powinieneś sobie pozwolić na to aby Cię tak pomijano, jak nie tupniesz nogą to całe życie będą Cię tak traktować. Facet powinien być stanowczy i męski, a ta rodzina robi z Ciebie za przeproszeniem pipe, Ty się dajesz. Jeżeli chcesz być traktowany kiedykolwiek przez nią poważnie, to zmień to, bo powinni się z Tobą liczyć. Dziewczyna chce zakładać z Tobą rodzinę, to powinieneś być na pierwszym miejscu, a Twoje zdanie najważniejsze (na równi z jej).
Ku przestrodze:
Moja babcia zniszczyła tak małżeństwo wujka, wiecznie się wtrącała, żona nie miała żadnego autorytetu, dziś są kilka lat po rozwodzie. Wujek powinien matkę ustawić do porządku
26 2017-02-08 08:46:36 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-02-08 09:40:10)
Ale wdepnales koncertowo Autorze. Nie wiem co Ty jeszcze robisz w tym zwiazku. Tzn wiem finansujesz czesc kredytu za mieszkanie swojej dziewczyny ktore nigdy Twoje nie bedzie. W razie konfliktu i rozstania nie licz ze zobaczysz chociaz zlotowke z tego bo okaze sie ze to byl czynsz za to ze łaskawie pozwolono Ci tam mieszkac.
Przemysl jak bedzie wygladac Twoje zycie u boku tego dziecka (bo to dorosla kobieta nie jest). Mamusia i tatus beda wtracac sie non stop. Corcia bedzie konczyc ente studia a Twoim zasr...m obowiazkiem bedzie na to harowac jak wol. Potem pojawi sie w wnusio i pomijajac juz fakt ze znowu okaze sie ze corcia powinna sie poswiecic tylko opiece nad nim i siedziec w domu to nie bedziesz mial nic do powiedzenia odnosnie wychowania wlasnego dziecka.
Jesli pasuje Ci taka rola parobka w tym wieloosobowym zwiazku to tkwij w tym. Jesli natomiast masz szacunek do samego siebie to spakuj mandżur i zostaw ten cyrk a dziewczyne conajwyzej poinformuj zeby sie odezwala jak dorosnie do bycia w normalnym 2 osobowym zwiazku...o ile nie bedzie za pozno bo poznasz juz jakas inna ogarnieta kobiete.
ItMAkesMeWonder no owszem, 700-1000 zł kosztuje pokój - u obcych ludzi. Ja do tej pory wynajmowałam 2 mieszkania: raz od rodziców koleżanki, z którą mieszkałam i obecnie od dalszej rodziny. NIGDY nie płaciłam rynkowej stawki, zawsze mieszkałam "po kosztach", czyli połowa opłat + połowa czynszu administracyjnego (czyli tego, co właściciel mieszkania musi opłacić np. wspólnocie na koszty administrowania i utrzymania całego budynku). Ani rodzice koleżanki, ani rodzina nigdy nie próbowali na mnie zarobić, bo byłam jakoś tam im bliska i zarabianie w ten sposób wydawało się im nie na miejscu. Widocznie dla "teściów" Autora on nie jest aż tak bliski. Zresztą, w tym mieszkaniu jest też obca współlokatorka, która wynajmuje pokój - ciekawe ile ona płaci.
Tak czy siak, "teściowie" Autora po prostu na nim zarabiają - nie wydaje Ci się to nieprzyzwoite? Oczywiście oni tego tak nie nazywają, oficjalnie on "pomaga spłacać kredyt", co powinno znaczyć, że za te spłaty będzie miał udział we własności mieszkania. Ale to oczywiście mrzonka, bo raz - w dokumentach nie figuruje jako współwłaściciel, więc żadnych praw nie ma, a dwa - rodzice już go w tym niby "wspólnym" mieszkaniu rozstawiają po kątach.
28 2017-02-08 12:20:42 Ostatnio edytowany przez CatLady (2017-02-08 12:30:41)
Cyngli napisał/a:Próbowałeś porozmawiać szczerze i na spokojnie o tym z partnerką?
Oczywiście, wtedy ona wjeżdża na mnie, ze obrzydzam jej nowe mieszkanie (które nas uwiazalo finansowo na 11 lat, tylko ja pracuje a miesięczny kredyt to 3200), razem z rodzicami twierdzi, ze szybko zleci. Ma pretensje, ze nie chce wziąć ślubu, bo problem z mieszkaniem i opłatami to niby nie problem. Oczywiście ja jestem zle nastawiony do jej rodziców, ona im dużo zawdzięcza. Po prostu czuje, ze są ważniejsi ode mnie, jej mama ma pełna kontrole nad nią, uzależniła ja od siebie. Dla mnie to wyrządza własnemu dziecku straszna krzywdę. A jak zapytałem czy pojechałaby ze mną za granice jakby była potrzeba to usłyszałem, ze sobie nie wyobraża być tak daleko od rodziców. Z urodzianmi itp cieszy sie, ze rodzice jej robią niespodziankę, nie widzi problemu, ze nikt nie pyta mnie o plany. Nie wiem już co robić
Ty się lepiej poradź jakiegoś prawnika odnośnie tych spłat, bo małżeństwem nie jesteście, mieszkanie kupili jej rodzice, niby Ty je spłacasz, ale żeby jak przyjdzie co do czego, nie wyszło, że mieszkanko jest jej, a Tobie wynocha... żeby się czasem nie okazało, że nie masz nic do powiedzenia. Ja sięnie znam, ale radzę: upewnij się jak to wygląda wg prawa.
Co do jej uzależnienia od rodziców: ciężka sprawa, zwłaszcza, ze ona nie widzi problemu. zawsze będziesz numerem dwa.
Wyraźnie daje Ci do zrozumienia, że nie jesteście jeszcze rodziną
Zgadzam się. Wyraźnie widać, że dla jej rodziców, ale DLA NIEJ TEŻ, Bałkan to obcy facet. Nie biorą pod uwagę na dłuższą metę. JEst tylko po to, by płacić raty za ich córcię.
Według prawa to wygląda tak, że jak w papierach nie jest wpisany jako współwłaściciel, to nie ma żadnego prawa do mieszkania. Jeśli nie ma żadnej umowy na papierze między Autorem a teściami (lub choćby jakichś maili, w których są uzgodnienia, smsów, czegokolwiej poza słowami, np. dowodów przelewu, gdzie jako tytuł podane jest - rata na kredyt mieszkaniowy, spłata mieszkania, itp.) to ta kasa, którą płaci jest czynszem za mieszkanie - bo to powiedzą właściciele mieszkania jak do sporu dojdzie. I żaden zwrot się nie będzie należał. Jeśli da się udowodnić (czymś więcej, niż słowami najlepiej), że ta kasa szła na kredyt, bo umówiliście się, że mieszkanie będzie do wspólnego posiadania, a nie tylko użytku, to w razie rozstania można próbować domagać się zwrotu, jako nienależnego wzbogacenia (na zasadzie "chłopak dawał pieniądze, by mieć mieszkanie - skoro mieszkanie mu zabierają, to kasa się nie należała"), ale to jest ciężka batalia sądowa - i emocjonalnie i prawnie.
Także z prawnego punktu widzenia, Autor jest na przegranej pozycji.
Przykro mi Myślę, że to już czas, żebyś się z tego związku stopniowo wycofywał. Teściowie się nie zmienią, to już za starzy ludzie na zmiany i przeswiadczeni o swojej nieomylności oraz narzucający swoją wolę innym. Twoja narzeczona też się nie zmieni, jest "ubezwłasnowolniona", zależna finansowo i emocjonalnie od rodziców. Niesamodzielna i nie ma własnego zdania, wychowana na utrzymankę. Ona w niczym ci nie pomoże, nie bedzie wspierać, nie doradzi, finansowo nie dołozy się, może nawet nigdy nie pracować. Jeśli pojawi się dziecko, to mogą ją teściowie przekonać, że ma siedzieć w domu aż dziecko nie będzie miało np 10 lat i nie wolno jej przez ten czas iść do pracy. Ona ich posłucha we wszystkim. Tobie została już rola przypisana - masz utrzymywać ich córkę, potem dziecko, spłacać kredyt i wypełniać ich plany, masz dać sobą dyrygować. Twoje zdanie się nie liczy. Każda próba buntu czy rozmowy z nimi oraz narzeczoną jest i będzie odbierana jako niewdzięcznośc i brak szacunku. Oczywiście możesz się zebrac w sobie i przeprowadzić rozmowę albo jeśli ci tak łatwiej to napisać wszystko dokładnie, o co ci sie rozchodzi i dać im do przeczytania. Postawić ultimatum na warunkach jakie tobie będą odpowiadać. Tak żebyś sam sobie mógł powiedzieć, że zrobiłeś co mogłeś. I dać im czas na przemyslenie. Ale po upływie tego czasu musisz byc gotowy na rozstanie, jeśli się do tego odpowiednio nie ustosunkują.
31 2017-02-08 13:58:47 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-02-08 14:00:26)
Według prawa to wygląda tak, że jak w papierach nie jest wpisany jako współwłaściciel, to nie ma żadnego prawa do mieszkania. Jeśli nie ma żadnej umowy na papierze między Autorem a teściami (lub choćby jakichś maili, w których są uzgodnienia, smsów, czegokolwiej poza słowami, np. dowodów przelewu, gdzie jako tytuł podane jest - rata na kredyt mieszkaniowy, spłata mieszkania, itp.) to ta kasa, którą płaci jest czynszem za mieszkanie - bo to powiedzą właściciele mieszkania jak do sporu dojdzie. I żaden zwrot się nie będzie należał. Jeśli da się udowodnić (czymś więcej, niż słowami najlepiej), że ta kasa szła na kredyt, bo umówiliście się, że mieszkanie będzie do wspólnego posiadania, a nie tylko użytku, to w razie rozstania można próbować domagać się zwrotu, jako nienależnego wzbogacenia (na zasadzie "chłopak dawał pieniądze, by mieć mieszkanie - skoro mieszkanie mu zabierają, to kasa się nie należała"), ale to jest ciężka batalia sądowa - i emocjonalnie i prawnie.
Także z prawnego punktu widzenia, Autor jest na przegranej pozycji.
Nie mogę się powstrzymać Nienależne to może być świadczenie, a wzbogacenie to bezpodstawne. Nienależne wzbogacenie nie ma czegoś takiego
32 2017-02-08 15:51:29 Ostatnio edytowany przez ruda102 (2017-02-08 15:52:36)
Oj, Xperia - ryję ubezpieczenia, więc obecnie mi raczej w głowie okresy składkowe i nieskładkowe niż bezpodstawne wzbogacenie. Poza tym myślę, że dla Autor zrozumiał, mimo błędnej terminologi, a to jest chyba najistotniejsze.
Ale precyzja jest ważna, więc dzięki za nią.
wybrali sami mieszkanie, wzięli ogromny kredyt na krótki czas spłaty, nie liczyli sie kompletnie ze mną, z naszymi planami i mam o to żal.
Ale o co - spłacasz to mieszkanie, czyli wyraziłeś zgodę na taką sytuację. To nie jęcz, tylko płać drogi Sponsorze
też jakoś sobie tego nie wyobrażam... to wy rozmawiacie w ogóle? czy cię ignotują? jakoś się chyba wprowadziłeś do tego mieszkania czy też cie uśpili??
Nie rozumiem w końcu to ty spłacasz ich kredyt który oni zaciągnęli czy spłacasz część tego kredytu jeśli cześć to jaką ?
Szukałem definicji słowa "pantoflarz" i właśnie znalazłem tutaj idealną :-)
Nie rozumiem w końcu to ty spłacasz ich kredyt który oni zaciągnęli czy spłacasz część tego kredytu jeśli cześć to jaką ?
To wygląda tak, że jemu się wydaje, że spłaca kredyt, ale on płaci za wynajem części mieszkania (pewnie więcej niż na rynku), a kasa za wynajem od niego i tej współlokatorki idzie na spłatę kredytu, jak spłacą to mieszkanie będzie dziewczyny i jej rodziców, a nawet bardziej jej rodziców.
Kiepsko to wygląda, trzeba było się tam nie wprowadzać, płacisz za wynajem i to sporo, a nawet czuć się tam swobodnie nie możesz.
Bałkan napisze Ci coś.
Mój partner miał taką żonę.
Też pani inżynier...hmmm może ten typ tak ma (bez urazy dla innych pań).
Od początku ich związku to jej rodzice dyrygowali, co gdzie kiedy. Łącznie z tym że wymusili, aby przeprowadzili się do jej rodzinnego małego miasteczka bez perspektyw, bo bliżej do mamusi. On chciał dobrze dla żony, dzieci i niestety zbyt często ulegał dla świętego spokoju.
Potrzeba było jeszcze kilku lat i matka totalnie wyprała mózg córeczce. Oczywiście zięć im nigdy nie pasował.
Małżeństwo się rozpadło. Nie było szans na samodzielne życie. Wszystko pod dyktando jej rodziców. Oczywiście jej stanowisko też było takie, że oni chcą dobrze.
Także wiesz.....przemyśl sobie czy chcesz z taka kobietą z nieodciętą pępowiną żyć.
Na tym wątku głównie rozstrząsa się aspekt mieszkaniowy, jednak ja się podpiszę pod postem MoniCo.
Tu aż po oczach bije chora zależność tej dziewczyny od rodziców. Nie da się tak na dłuższą metę żyć.
Na pewno zależy ci na tej dziewczynie, ale narzucający się teściowie potrafią rozbić najlepsze małżeństwa.
Moim zdaniem słusznie okresliłeś rodziców narzeczonej jako toksycznych.
Przyszedłeś tu z problemem odnośnie mieszkania, ale może otworzą ci się oczy na inny aspekt...
Zięć / Synowa nigdy nie będą wystarczająco dobrzy w takim układzie. Są tylko DODATKIEM.
To są głębokie procesy na poziomie podświadomym, silniejsze od nich.
Przemyśl, czy chcesz pełnić rolę drugorzędną w tym wieloosobowym tworze... Prędzej czy później nie wytrzymasz.
Wspomnisz moje słowa.
Na tym wątku głównie rozstrząsa się aspekt mieszkaniowy, jednak ja się podpiszę pod postem MoniCo.
Tu aż po oczach bije chora zależność tej dziewczyny od rodziców. Nie da się tak na dłuższą metę żyć.
Na pewno zależy ci na tej dziewczynie, ale narzucający się teściowie potrafią rozbić najlepsze małżeństwa.
Moim zdaniem słusznie okresliłeś rodziców narzeczonej jako toksycznych.
Przyszedłeś tu z problemem odnośnie mieszkania, ale może otworzą ci się oczy na inny aspekt...
Zięć / Synowa nigdy nie będą wystarczająco dobrzy w takim układzie. Są tylko DODATKIEM.
To są głębokie procesy na poziomie podświadomym, silniejsze od nich.
Przemyśl, czy chcesz pełnić rolę drugorzędną w tym wieloosobowym tworze... Prędzej czy później nie wytrzymasz.
Wspomnisz moje słowa.
A wg mnie największym problemem jest bierność chłopaka. ...
41 2017-02-10 10:37:28 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2017-02-10 10:38:40)
Moim zdaniem on niewiele może zrobić w kwestii postrzegania problemu przez dziewczynę. To dorosła osoba i jak do tej pory tkwi w emocjonalnej zależności od rodziców.
I to się najprawdopodobniej nie zmieni.
Były już rozmowy z dziewczyną, nie przyniosły rezultatu. Ten chłopak nie ma szans w takim układzie liczebnym: 3 na 1.
Co jeszcze oprócz szczerych rozmów, stawiania ultimatum może zrobić?
Moim zdaniem - wybrać najlepsze rozwiązanie i opuścić ten układ, dopóki nie związał się ślubem i dziećmi.
Ech, jeśli nie sprzedacie/wynajmiecie tego mieszkania komuś i nie wyjedziecie na drugi koniec kraju, to jednak nie widzę przyszłości dla związku. Czy na etapie randkowania nie czułeś, że telefonów od rodziców Twoja narzeczona ma jakoś za dużo, że wszystko z nimi konsultuje i o wszystko się radzi? Dziwne, że dopiero teraz to wyszło, w mieszkaniu.
43 2017-02-13 13:49:32 Ostatnio edytowany przez Bałkan (2017-02-13 13:51:00)
Ktos tam pisał o mojej bierności. Doszło do konfrontacji, wszystko wyrzuciłem z siebie w rozmowie z partnerka. Efekt? Pojechała do rodziców niby na weekend i nie ma z nią kontaktu. Wszystko na spokojnie przemyślałem, jej rodzicom nie pasuje mąż drugiej córki a jego rodzice są najgorsi na świecie. Nagle moja dziewczyna wyskakuje, ze to moja mama mnie nastawia przeciwko jej rodzinie. Bliźniacza sytuacja, teraz ja i moi rodzice chca nas skłócić, bo jesteśmy zazdrośni (?!). Oczywiście powiedziałem, ze jak nie przemyśli całej sytuacji to sie wyprowadzę. W rewanżu usłyszałem 'No to sie wyprowadzaj' - i tak tez zrobię w najbliższymi czasie. Dla jej rodziców każdy jest najgorszy, fałszywy tylko nie oni sami. To celowe zachowanie żeby pokazać dzieciom, ze wszyscy są feee tylko nie oni. Podejrzewam, ze teraz robią ze mnie najgorszego, No bo przecież mieszkanie kupili a ja widzę ciagle jakieś problem. Ja z tego cyrku sie wypisuje, mam dość.
To, że będziesz teraz najgorszy, to na pewno. To jest standardowa reakcja. Tym się nie przejmuj.
Jeśli się zwiążesz z tą dziewczyną, możesz się spodziewać więcej takich akcji w przyszłości.
Za jakiś czas dziewczę ochłonie i zatęskni za tobą i zapragnie kontaktu, jednak tobie się powinna już zaświecić czerwona lampka... jak będzie wyglądała twoja przyszłość.
W Twoim związku nie będzie happy endu. Nie licz na to, że zmienisz swoją kobietę. Nie zmienisz. Jej relacja z rodzicami jest cholernie niedojrzała, ale najwyraźniej rodzice tak ją właśnie wychowali, żeby ją od siebie uzależnić. Nie wygrasz z tym. Tym bardziej, że ona nie widzi problemu. Ewakuuj się póki jeszcze sprawy nie zaszły za daleko. Skoro nie jesteś chętny na ślub, a jej rodzice tak, to skąd wiesz, że jej rodzicom nie wpadnie do głowy, żeby Cię córeczka złapała "na ciążę" ? A wtedy to dopiero będzie kanał. Miałbyś przesrane bez względu na to, czy byłbyś tatusiem w małżeństwie, czy takim dochodzącym.
Nie masz innej opcji jak zakończenie tego związku. Chyba, że jesteś masochistą. Rozumiem, że możesz kochać swoją narzeczoną, ale to nie jest prawda, że miłość wszystko zwycięża.
Opisałeś swój problem na tym forum. Poczytałeś różne opinie. Pokrywają się one z twoimi pogladami, przypuszczeniami, zalami itp. Czyli nie myślisz jakoś dziwnie, to twoja dziewczyna i jej rodzice są problematyczni. Porozmawiałeś z dziewczyną. Próbowałeś wyjaśnić sytuację, naprawić ja jakoś, przedstawiłes swój punkt widzenia. Czyli zrobiłeś wszystko ze swojej strony, co powinieneś. Masz czyste sumienie, racja jest po twojej stronie. Ponieważ nie ma innego rozwiązania, bo oni nie przyjmują zadnych argumentów, decydujesz się na rozstanie i wyprowadzkę. I wiesz co? I dobrze robisz:) Tu się już nie da zrobić nic innego.
Ktos tam pisał o mojej bierności. Doszło do konfrontacji, wszystko wyrzuciłem z siebie w rozmowie z partnerka. Efekt? Pojechała do rodziców niby na weekend i nie ma z nią kontaktu. Wszystko na spokojnie przemyślałem, jej rodzicom nie pasuje mąż drugiej córki a jego rodzice są najgorsi na świecie. Nagle moja dziewczyna wyskakuje, ze to moja mama mnie nastawia przeciwko jej rodzinie. Bliźniacza sytuacja, teraz ja i moi rodzice chca nas skłócić, bo jesteśmy zazdrośni (?!). Oczywiście powiedziałem, ze jak nie przemyśli całej sytuacji to sie wyprowadzę. W rewanżu usłyszałem 'No to sie wyprowadzaj' - i tak tez zrobię w najbliższymi czasie. Dla jej rodziców każdy jest najgorszy, fałszywy tylko nie oni sami. To celowe zachowanie żeby pokazać dzieciom, ze wszyscy są feee tylko nie oni. Podejrzewam, ze teraz robią ze mnie najgorszego, No bo przecież mieszkanie kupili a ja widzę ciagle jakieś problem. Ja z tego cyrku sie wypisuje, mam dość.
Autorze chyba dobrze sie stalo ze tak wyszlo bo nie widac tutaj przeslanek do happy edu. Mysle ze Twoja (ex?)dziewczyna raczej nie pojdzie po rozum do glowy i nie najdzie jej refleksja ze chyba problem tkwi nie w Tobie lecz w niej i jej rodzicach tylko uzna ze podobnie jak siostra ma pecha do facetow czyli trafia sie jej taki ktory nie umie docenic "dobra" splywajacego szerokim strumieniem od mamusi i tatusia. Rodzice dodatkowo przyklasna temu podejsciu i zapewnia swoja ksiezniczke ze stac ja na kogos lepszego czytaj kasiastego, kto bedzie dyktowal warunki i beda czuli respekt do niego lub ciapka pantoflarza ktory bedzie robil wszystko pod ich dyktando.
Plus sytuacji jest taki ze wylazlo to teraz i zadzialales teraz a nie po slubie z nadzieja ze moze wtedy zona sie zmieni i odetnie od mamusinej pepowiny. Oszczedziles sobie tym wiecej nerwow i problemow z rozwodem, opieka nad dziecmi tp. Mozesz zaczac wszystko na spokojnie z czysta karta i poznac kobiete ...nie dziewczynke.