Ruta napisał/a:Chciałabym się dowiedzieć skąd Waszym zdaniem bierze się w ludziach potrzeba (przymus?) oceniania innych i umoralniania ich nawet jeśli ktoś nie prosił o ocenę czy rady?
Konstruktywna krytyka udzielana raz na jakiś czas zapewne wynika z troski o daną osobą. Jeśli jednak robi się z tego reguła i ktoś ciągle na siłę wciska swoje rady, to już nie jest zdrowe. Ludzie często lubią żyć cudzym życiem, gdy ich własne jest nudne lub niesatysfakcjonujące. Łatwiej komuś coś wytknąć, niż zmienić u siebie.
Ruta napisał/a:Jak Wy reagujecie kiedy ktoś Was umoralnia?
To zależy. Prawie zawsze zastanawiam się nad tym, co zostało powiedziane i wtedy decyduję, czy coś chcę z tego wynieść. Problem zaczyna się wówczas, gdy umoralnianie powtarza się regularnie i jest nachalne. Na początku uprzejmie zwracam uwagę, że sobie tego nie życzę, a jeśli takie podejście nie skutkuje, to dostosowuję poziom przekazu do poziomu odbiorcy. Kiedy umoralnia mnie rodzina, sytuacja dodatkowo się komplikuje i jednak trudniej jest egzekwować wytyczone granice, ale to nie zmienia faktu, że one muszą istnieć. Przynajmniej dla mnie.
Ruta napisał/a:No i jak często sami łapiecie się na tym, że zaczynacie kogoś oceniać/umoralniać?
Oj, zdarzało się. To zwykle dotyczyło sytuacji wyjątkowych, gdzie ktoś źle postępował w takim bardziej obiektywnym ujęciu. Jednak wystarczyło, że rodzina lub znajomi powiedzieli mi raz, żebym się nie wtrącała i momentalnie zostawałam sprowadzona na ziemię. Drugi raz nie trzeba było mi powtarzać. I choć kilka razy usłyszałam później: "dlaczego mnie nie powstrzymałaś i na mnie nie nakrzyczałaś?", to wychodzę z założenia, że wychowywanie dorosłych ludzi nie jest moim zadaniem i czasami trzeba się przejechać na własnych błędach, bo wówczas lepiej zapamięta się nauczkę.
Ruta napisał/a:Czy fakt pokrewieństwa uzasadnia krytykę?
Nie wiem czy uzasadnia, ale na pewno pozwala lepiej zrozumieć pobudki kierujące osobą umoralniającą. Np. rodzinie pozwalam na więcej, staram się być wobec niej wyrozumiała i wczuć się w podejście danej osoby, ale tak jak napisałam, są tutaj granice, które każdy musi sam postawić. Moim zdaniem nie może być tak, że jeśli ktoś jest naszym rodzicem, to automatycznie wszystko mu wolno, bo to toksyczność w najczystszej postaci. Może być wolno więcej, gdy jesteśmy singlami-masochistami i lubimy potulnie słuchać, ale gdy np. pojawią się dzieci, to nie wyobrażam sobie, by moi rodzice podważali mój autorytet przy nich i wtrącali się w ich wychowanie udzielając na siłę złotych rad. Tutaj nie będzie żadnych kompromisów. A niestety znam takich dziadków. Dzieciaki momentalnie to wyczuwają i wykorzystują ten fakt do manipulacji. Konstruktywna krytyka na stronie + jakaś mądra rada, jak bardziej jest mile widziana. Umoralnianie, ocenianie i pouczanie - zdecydowanie nie.