Witajcie
2 miesiące temu zostawił mnie chłopak, po 4 latach związku (3 latach wspólnego mieszkania). Powodem było to, że się nie dogadywaliśmy i w nasz związek wkradła się rutyna. Ja jestem od niego starsza dwa lata - już pracuję, on - student. Zawsze był dla mnie dobry, obwiniam się o to rozstanie... Mogłam się bardziej starać o nas...
Związek zakończył się po strasznej kłótni, kiedy wrócił z imprezy po wpływem alkoholu, pokłóciliśmy się, wyzwaliśmy od najgorszych... nie spałam całą noc a rano musiałam iść do pracy. Kiedy wróciłam powiedział mi, że to definitywny koniec i, że się wyprowadza. Dużo rozmawialiśmy, płakaliśmy, błagałam żeby tego nie kończył... ale powiedział, że podjął już decyzję.
Koniec końców rozstaliśmy się w zgodzie, cały czas mieliśmy kontakt przez te dwa miesiące, powiedziałam mu, że będę się starać o nas, że chce zawalczyć bo bardzo mi zależy. Widzieliśmy się trzy razy w tym czasie - ostatnio we wtorek, było naprawdę miło, super nam się rozmawiało, zjedlismy razem obiad, całowaliśmy się i przytulaliśmy, kiedy wychodziłam od niego ze łzami w oczach powiedział żebym nie płakała, że wszystko będzię dobrze...
W środę poszedł na imprezę z kolegami... i poznał tam dziewczynę, młodszą ode mnie o 6 lat. Powiedział mi to dzisiaj... w sumie przyparty do muru bo czułam, że coś jest nie tak. Powiedział, że dał jej numer na tej imprezie, ale to ona sama do niego napisała zanim dojechał do mieszkania, powiedział, że jest bardzo sympatyczna, bardzo ładna, że świetnie im się rozmawia, że nie widzi już dla nas szans... że od środy wszystko się zmieniło.
Nie pytajcie, jak się teraz czuje, jak mi źle. Bardzo go kocham, bardzo... to był mój pierwszy poważny związek.
Mam 26 lat i jestem sama, jak się pozbierać? jak zapomnieć?
Pomocy