Moja historia jak milion innych, podobna a jednak różna. Nigdy się nie udzielałąm na tym forum jednak bardzo częśto tu zaglądam.
Mam 28 lat, mieszkam w UK. Z moim już byłym partnerem byłam ponad rok. Dodam, iż nie jest Polakiem. Na początku pięknie i cudownie- jak to zwykle bywa. Ale z nim było inaczej... on naprawdę wiedział co powiedzieć, żebym czuła się wyjątkowa i kochana, ajpiękniejsza na świecie. I tak się czułam. Codziennie prawił mi komplementy, wysyłał długie piękne smsy. Godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i niczym - był moim przyjacielem. Ale ale ale... Od początku wiedziałam, że ma bardzo cięzki charakter. Kurczę, ja naprawdę nie wiem od czego zacząć... Od zawsze był bardzo wrażliwy a wręcz nadwrażliwy. Bardzo często się na mnie obrażał o byle co - niczym dziecko. Pamiętam jak pierwszy raz na mnie podniósł rękę - nie powiem, ze mnie sprał, ale nieźle mnie przydusił na łóżku i uderzył w głowę i taie tam... bo nie dałam mu buzi zaraz po tym jak nałożyłam ciemną i nieschodzącą pomadkę (fanki pomadek MAC wiedzą jak cięzko schodzą ;p) gdyż nie chciałąm go ubrudzić... Był wtedy urodziny naszej znajomej, zostawił mnie na środku ulicy krzycząc, że jestem bezwartosciową kurwą a w domu zrobił swoje. Cały następny dzień przepłakałam w pracy a on mi płakał do telefonu mówiąc, że już nigdy tego nie zrobi. Uwierzyłam, no bo przecież kochałam... Potem było jak konkretnym "rolerkosterze" - albo mega cudownie albo totalne dno. I tak się ciągło przez kolejny rok. Nigdy nie miałam prawa nic powiedzieć, jakkolwiek probowałam , zawsze mi przerywał i to ja musiałam słuchać jego wypocin - słuchałam. Po czym kiedy mówiłam, ze czuje się nie szanowana on mi PISAŁ nastepnego dnia smsy, że przerpoasza, że wie iż jego zachowanie jest dziecinne, że mnie kocha, jestem całm światem, że mu zależy za bardzo i to dlatego. Ejjjj... ale ja serio do teraz myślę, że on mnie kochał... serio... i to tak konkretnie. Dobra, dalej... Wyzwiska... uuułaaa... począwszy od łągodnego "you fucken piece of shit" po "I hope you will die you fucken cunt". Płakałam i wybaczałam, no bo kufa przepraszał, nie? Raz mnie zdradził, jak się pokłóciliśmy. On uważał, że to nie zdrada, bo zerwaliśmy na 24 godziny. Przeproaszał jak głupi... ja po kilku dniach wybaczyłam... hahaha śmiać mi się chce jak czytam co piszę ;p... Wzloty, upadki, wzloty, upadki. W międzyczasie jeszcze parę razy mną szarpnął bez powodu, przydusił - również bez, powyzywał jak był sfrustrowany - też bez powodu. Postanowiliśmy zacząć od nowa - wynajęłam nam małe mieszkanko w Londynie - oczywiście ja zapłąciłam. Aaaa... bo nie wspomniałam... Generalnie to kobiety są obdarowywane przez partnerów.. Nie nie nie, tutaj to ja go obdarowałąm czym mogłam - Zmieniłam CAŁĄ garderobę, buty, zegarki, drogie perfumy... WSZYSTKO. Nie załuje, nie wyliczam, kochałam, to kupowałąm. Za czynsz? - ZAWSZE j, no bo lepiej zarabiam a on zawsze gołodupiec. Nieważne. .... Postanowiliśmy zacząć od nowa, więc wydałam ok 3 tysi funtow na nowe mieszkanie. W dniu w którym się wprowadzaliśmy poiwedział, że musi podjechać do biura żeby szefowi oddać jakieś papiery : "ok misiu, see you soon". Zadzwonił po 20 minutach mówiąc, że jest tu i tu - a mi coś zaświeciło, bo wiedziałam, że londyńskie metro to nie te że we... ale nie skomentowałąm. Następnego dnia rano usłyszałam jak rozmawia przez telefon ze swoim kolegą. Już wiedziałąm co się święci- ROZKAZAŁAM by pokazał mi telefon, nie chciał ale w końcu to zrobił... Moj ukochany za moimi plecami planował przyszłość beze mnie, z kumplem, ktry sie przeprowadza do Londynu... Zaznaczę, iż w tych wiadomościach moj chłopak pisał o tym, jaka to ja dla nigo paskudna jestem, jak on mnie wykorzysta do końca miesiąca a potem się wyprowadzi i zamieszka z Garethem - tym właśnie kumplem, którego w zasadzie nawet nie lubił. Ale że hajsu dużo i zapłąci za wszystko to no...
Kazałam mu wypier***ć. Spakował się bez słowa.
No dobra... do puenty... Ku r wa... no serce mi pęka... Dziewczyny/ chłopaki... czuje, że umieram. Ten koleś mnie tak od siebie uzależnił, że czuję się jak na konkretneym zjeździe... Nie potrafię funkcjonować, myśleć o niczym innym... Ja go tak ku r wa kocham (wybaczcie za przeklenstwa) , że nie potrafię się ogarnąć.
Moja prośba? Proszę - dokopcie mi, dajcie siły do działania. Sprawcie, bym przejrzała na oczy...
Nie potrafię bez niego żyć. Nie rozumiem, czemu mnie tak oszukał... Przecież kochał.... NO KURDE BELE KOCHAŁ... Nikt tak nie udaje, prawda???
Umieram.... pomóżcie mi powstać... Ja serio nie mam tu nikogo....