Zdecydowałam się w końcu opisac Wam moją historię o miłości. Która właśnie się skończyła, pozostało jeszcze chwilowe wspólne mieszkanie gdyż ja szukam mieszkania.
Ta historiA ma złe zakończenie, z jednego powodu... Ano takiego, że gdy kobieta kochac zaczyna to jej mózg odbiera:) i dłuuugo nie wraca. Czasami nie wraca nigdy. I jak to kobieta potrafi wierzyć całe życie że On się zmieni.
Nadmienie w skórcie o czym będzie ta historia żeby każdy mógł zdecydować czy chce w się w nią zanurzyć czy też nie. Rozstaliśmy się w skrócie przez:
nie dośc dobre moje gotowanie,lub nie gotowanie wcale, nie dosc dobre moje sprzątanie. To tyle:) O związku z DDa który miał dyfunkcyjnego Ojca, i o tym jak ze strachu (chyba) przed samotnością dałam się w to wszystko wciągnąć, i jak ciągle wierzyłam że on: ZMIENI SIĘ NA TAKIEGO JAKIEGO GO POZNAŁAM, TO NIEMOZLIWE ŻEBY ON , TAKI CUDNY I WRAŻLIWY JAK Z CZASÓW KIEDY SIE POZNAWALIŚMY)OKRES ZAKOCHANIA) TAK SIĘ ZACHOWYWAŁ! COŚ MUSIAŁO SIE STAĆ! JA GO OCHRONIE PRZED NIM SAMYM!
Takie tłumaczenie jak wyżej towarzyszyło mi przez prawie 3 lata wspólnego życia.
Więc zaczynam.
Wszystko zaczeło się prawie 3 lata temu. Poznaliśmy się , zakochaliśmy. On był wtedy bo związku, o którym mówił że :
Bardzo ją kochał, łączyło ich dużo seksu, bardzo bardzo dużo. Ale Ona lubiła imprezowac, nie gotowała, mieszkali razem przez miesiac, choć byli parą z duuużo dłużej. Poza imprezowaniem lubiła malowac paznokcie, on wracał do domu a ona tam koleżankom maluje te pazury. Lubiła sobie przyjarac trawkę.
No zła była. Po rozstaniu cierpiał ale się cieszył ze z nią nie jest. Ale płakał z 3 miesiace dzien w dzień.
Pomyślałam sobie . Super facet. Wrażliwy, poturbowany, szkoda mi Go.
Po uniesieniach, ochach i achach, przeprowadziłam sie do jego miasta.
Wynajeliśmy razem kawalerkę. I WTEDY SIĘ ZACZĘŁO PRAWDZIWE POZNAWANIE.
Rok nie mogłam znaleźć stałej, dobrej pracy. Zawsze miałam jakieś zajęcia, 9 miesiecy byłam opiekunką osoby niepełnosprawnej, ale za niską pensję.
Mieliśmy podział. Pół na pół. stancja na pół jedzenie na pół. Raz w miesiacu zabrakło mi jakiejś stówki do rachunków, maksymalnie 150 zł. Kazałam mu wszystko zapisywać, aby nie czuł się poszkodowany, umówiliśmy się ze dostanę dobrą pracę to mu oddam. Po roku wyszło 2000 zł. Czyli mniej wiecej by się zgadzało.
Ale ciągle chodził posępny i wypominał mi że nie mam tak dobrej pracy jak on<zarabiał 2200 ja ledwo 1200.
oKAZAŁO SIĘ ZE ZAWSZE WIDZIAŁ WINĘ W KAZDYM CZŁOWIEKU ALE NIE W SOBIE. NIGDY- W SOBIE. ON BYŁ ZAWSZE : IDEALNY, ZARADNY, UCZCIWY, NIE KŁAMIĄCY. Jakże mu wierzyłam w tę propagandę.
Wtedy coś mi zaczęło nie grac z tym co o sobie mówi a ze stanem faktycznym:
Kiedy się wprowadząłam ja zapłaciłam za stancję i za kaucję bo on nie miał. Jak jeszcze razem nie mieszkaliśmy to pożyczyłam mu na mandat za fotoradar 200 zł , bo nie miał kasy.
Powiedziałam mu wtedy: Zobacz, Tobie mając 2200 na rekę brakuje do ostatniego, to jak mi kobiecie ma nei braknać mając 1200?
Nie zrozumiał.
ALE JA TEŻ NIE.
Mało tego. Zabrał mnie na wycieczkę do Warszawy. Za złe zaparkowanie na starówce, zabrali nam samochód (!), więc mandat był i zapłata za holowanie, no jakies nie wiem 500 zł, bo się zlitowali.
Ja, jako że miał dobry humor i nie chciałam go psuć, powiedziałam że zapłace ten mandat, żeby dopisał do listy. Zrobił to bez mrugniecia okiem. Trochę mnie to wtedy zraziło, ale na krótką chwileczkę....
NO JAK JA MOGŁAM?? Płacić za Jego mandat??? Bez komentarza.
Mój nazwijmy Go- ropuszek- miał co jakiś czas cykliczne, nazwałam to " loty". było dobrze dobrze, po czym nagle przestawał sie odzywać, albo był złośliwy, albo czepialski. Był też DDA. Przestudiowałam całą charakterystykę DDa. Zrozumiała, chciałam pomóc, chciałam iść z nim na terapię. Sam zwierzął sie ze ma problemy ze sobą. Naprawde mi zalezało na JEgo , ropuszka, szczęściu. Naprawdę naprawdę bardzo.
Podczas mieszkania razem na stancji, dogadzałam mu kulinarnie, bo wiem ze tak trzeba.
HE?
Skąd wiem , nie wiem, tak jakoś mam. Gotowała ledwo żywa sniadania obiady kolacje. Do pracy po proacy w trakcie pracy w weekendy i w święta. Wychwalał mamie jak to ja dobrze gotują jakie dobre zrobiłam racuszki itd.
Kolejna niepokojąca lampka zapaliła mi się kiedy(znowu ją zgasiłam) zrobiłam mu pierogi własnej roboty, z tym że później je mu usmażyłam , bo coś mi się ubzdurało że on woli odsmażane. Patrzę: JE.
Super, doceni mnie. Yhym...
Zjadł dwa. Bo on woli z wody... mówię kurde. No moja wina. Chociaz ja bym doceniła za sam fakt .
(A kiedyś ksiądz na kazaniu mówił: jak mysłicie że przed ślubem , jak ty zmyjesz naczynia czy ugotujesz, to on to doceni... to się nei trudź, nie doceni). Pomysłalam sobie wtedy eee tam. Przesadza. Trzeba sie doceniać w każdej małej rzeczy. To nic trudnego. Okazało się ze to kamień którego Ropuszek nie mógł udżwignać- docenienie.
2 wojna domowa po zamieszkaniu razem odbyła się dośc szybko i skończyła interewncją jego (bardzo fajnej) mamy, jako ze ja gotuję obiad raz na dwa dni, a nei codziennie. Jak on tego nie mógł zrozumieć...
W końcu i ja zaczęłam wątpić... Bo co za propblem ugotowac codziennie... No był problem. lubię gotowac , ale raz na dwa dni:)
Jego matka się dowiedziała i mu mówi: dziecko , ja też gotowałam Ci razz na dwa dni, a jak miałeś coś inengo czasami na 2 dzień, to dlatego że wszystko wyjedliście z braćmi!
Zrozumiał ale oczy aż przetarł ze zdumienia jak tak mogło być skoro on nie pamięta. nie przeprosił i dalej nosem kręcił . Ale juz to olałam.
Jego mama była ciepłą osobą. jego ojsciec to koles z typu : morda w kubeł i do garów, a jeśłi nie tak to kwitował żonę, która cały dzień robiłą pyzy z miesem własnoęcznie , że on "lepiej by zjadł na dworcu"...
NIGDY, ALE TO NIGDY, ani były ani jego bracia, nie zareagowali w obronie matki. Nawet jak ją rok temu przez rok zdradzał, bali sie tylko zeby się nie napił.
Rozmawiałam, tłumaczyłam, że jej trzeba pomóc, stanąć w jej obronie. Nic. Mówił tylkjo WIEM.
No zrozumiałam, ja Matka Polka przyszła cierpienica, musze takie rzeczy ROZUMIEĆ.
Dostałam dobrą pracę. On kupił kawalerkę. Spłaciłam cały dług.
Bez mandatu. postawiłam się wtedy. Miał skwaszoną minę ale zaakceptował.
Praca baaardzo absorbująca, jedna firma.
Zrobiił parapetówkę, nie pytajac mnei o zdanie w momencie kiedy miałam na nastepny dzień do pracy na godzinę 4, o 5 pobudka, ja chora, a on z bratem 2 godzina a jeszcze pije. Wyprosiłam ich i powiedziałam gdzie są najbliszczę puby. Obraza NO BO JAK? Jego mieszkanie jego parapetówka....
W końcu zaczęło sie na całego : maja c nową pracę myslalam ze naturalnym bedzie że ja sprzątam i on sprzata, ja gotuje i on gotuje.
Okaząło się że: ja nie gotuję zawsze. A gotowałam zawsze kiedy n pracował. Jak miał wolne zostawiałam mu pole do popisu. Marudzenie że bez sensu, że ja nie gotuje itd. MÓWIĘ okej. Faceci tacy sa, trzeba ich nauczyć. Ugotowałam, też źle bo: bo on woli kapustę kiszoną od słodkiej. kupiłam kiszoną to już nie miał ochoty, bo nie było surówki a obiad bez surówki to nie obiad. Mówie OKEJ moja wina.
Zrobiłam mu ziemniaki puree z kiełbaskami i cebulką : on takich rzeczy nie je...
Tak było caaały czas.
Miał tzm loty dietetyczne. Przez miesiac pakował na siłce po 3 godziiny i jadł sam twaróg, banany i odżywki, po czym rzucał sie na schabowe i żeberka jak wilk. To akurat było śmieszne. Tylko że nie wiedziałam jak gotuje obiad czy akurat jest na diecie czy nie. W dzień z kiełbaskami akurat był... Już był. Do rana. A ja nie wiedziałam....
Po nockach w pracy nastawiałam budzik na 8 żeby mu ugotowac kolanka i golonkę do 12, żeby mia l co jeśc i nie mówił ze nei gotuje.
Jak miał wolne nie gotowałam. On ugotował kilka razy. potem odsądzał od czci i wiary że co ma za dziewczyne i sobie znajdzie jakas co lubi gotować...
Przez ostatni miesiac był na wolnym(zmiana pracy), nie ugotował ani razu. Teraz odkąd sie rozstalismy a ja szukam mieszkania przynosi sobie obiad ze stołówki.
Co do sprżatania. Także uznałam że sprzątamy razem. i owszem sprzatał bo musiał, bo wiedział ze jak mam 3 nocki pod rząd to ja nie bedę z jezorem na wierzchu ganiać a on ma wolne. ale wypominał.
Zrobiłam grafik sprzatania. Raz ja raz on bez względu na wszystko . Przez dwa tygodnie notowałam co zrobiłam i o której godzinie( czasami go wkurzało ze siedze na kompie mimo ze juz wszystko miałam zrobione) a jemu zostawiłam garnek do umycia<specjalnie>. Jego Ojciec zrobił Jego mamie awanture ze po pierogach na swieta zostało trochę mąki i w ogóle jest SYF, co nie było prawdą bo zawsze czysciutko. Ale zawsze docinki: łożko niepościelone, wygrzac to ty sie potrafisz ale pościelić już nie". Jego mama na moje pytania czemu nie reaguje powiedziała ze to i tak bez sensu.
Co do grafiku, na 14 dni ja sprzątałam swoje, on swoje tylko 2 razy. Pokazuje, mówię zobacz... I tak wygląda Twoja PRAWDA o mnie, robisz ze mnei brudasa, nie gotujacą, nie pracującą itd. a to wszystko NIEPRAWDA.
Od tamtego czasu zaczęłam patrzęc na niego jak na osobe która pewnych rzeczy nie widzi, a raczej widzi ale nei odbiera. On zawsze postępował okej, komuś się noiga powineła,np żle umył podłoge, to już był brudas.
Doszły mnie słuchy że Jego była otworzyła zakład kosmetyczny swietnie prosperujacy... Mówię: Ta alkoholiczka ćpunka i nie nadajaca sie do pracy?
Przypomniał mi sie jeszcze jeden incydent:
Mówi mi przez telefon:
Moja była była na dyskotece!
Po porodzie!
Mówiię no i co?
No jak to co??
Po porodzie??
Na balety??
Przy dziecku siedzieć się powinno. Powiedziałem mojej mamie i potwierdziła ze nieładnie sie zachowała Była.
Pytzm Jego matki: naprawde pani tak uwaza? Że to nieładnie??
A ona no tak. że by w zyciu nie zostawiła małego dziecka babci i poszła na dyskoteke.
A ja mówie ( bo jak się później dowiedziałam) że to było pępkowe, była na dyskotece z własnym mężem i ze znajomymi....
Wtedy opadła kurtyna...
Bo to wszystko co on mówił o Niej, pewnie w jakimś stopniu prawdą było, może sobie przyjarała, może sobie wypiła piwko, malowała paznokcie. Ale on to wszytko WYOLBRZYMIŁ... chciał zeby zrobiła kurs dla ksiegowej.
Powiedziałam mu wtedy, że jest bardzo mądrą dziewczyną ze go nie posłuchała, tylko ze swojego hobby uczyniła zarobek...
Wiedziałam już ze jak my sie rozstaniemy, to w oczach Jego będę: brudasem, nie potrafiąca gotowac i ogarnąć się dziewczyną, której pewnie nie kochał.(tak mówił o swojej byłej, zrywali i wracali do siebie bo on miał huśtawkę nastrojów i raz kochał raz nie, podobnie ze mną zresztą).
Aktualnie szukam stancji i się wynosze.
Dziewczyny. Prośze Was, Dużo tu historii mojego pokroju że wyszły za mąż i jest gorzej.
Nie zawierajcie związków w małżeńskich w przypływie zakochania. Odczekajcie. Aż opadną emocje i spadną różowe okulary.
I pamietajcie: On się już nie zmieni:) Tak uwazam.