Życie za życie? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Życie za życie?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 22 ]

1

Temat: Życie za życie?

W moim najbliższym otoczeniu znajduję co najmniej trzy sytuacje potwierdzające tezę "życie za życie".

* Moja dobra koleżanka straciła ojca, ale ten jakby czekał na informację, że urodził mu się wnuk - tuż po tym zamknął oczy i zmarł.
* Przyjaciel mojego syna stracił brata w wypadku na kopalni. Brat zginął, ale właśnie tego dnia zamienił zmianę z ojcem. Ojciec do dziś nie potrafi się z tym pogodzić.
* Mój znajomy miał w szpitalu ojca, ojciec walczył o życie po zawale serca. Bojąc się, że może nie zdążyć się z nim pożegnać, tego feralnego dnia poprosił kolegę, żeby zamienił się z nim zmianą, a ten zginął w zbiorowym wypadku - to właśnie wtedy miał miejsce dosyć medialny i głośny wybuch metanu w kopalni. Gdyby nie śmierć ojca, na jego miejscu prawdopodobnie byłby mój znajomy.   

Nie ukrywam, że miałam spory problem z umieszczeniem tego wątku w odpowiednim dziale. Początkowo skłaniałam się ku "psychologii", ale że to wszystko brzmi jak z gatunku "moja niesamowita historia", to ostatecznie znalazł się tutaj.

W tym miejscu chciałabym zapytać czy wierzycie w tego typu zbiegi okoliczności? Czy sami czegoś takiego doświadczyliście albo znacie podobne historie?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Życie za życie?

Jakże trafnie tu pasuje cytat " Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza jednym jesteś ty a drugim jest śmierć"

3

Odp: Życie za życie?

Moim zdaniem to przykre zbiegi okolicznosci.

4

Odp: Życie za życie?

Cos w tym jest. Umarł mój dziadek to urodził się mój brat a jak ja się urodziłam to dwa tygodnie później umarła babcia. Ojciec mojej bratowej zmarł niedługo po narodzinach swojego wnuka a drugiej bratowej dziadek umarł gdy ta miała urodzić córkę.

5

Odp: Życie za życie?

Nie wiem może coś w tym jest.
Moja kuzynka urodziła dziecko to za miesiąc zmarła moja mama.
Ja urodziłam dziecko to za 1,5 miesiąca zmarł mój wujek.Jak urodziłam 2 dziecko to zmarły 2 babcie.
Kuzynka była w ciąży to zmarł dziadek,jak urodziła to za kilka dni zmarł kolejny dziadek.

6

Odp: Życie za życie?

Ja miałam podobny przypadek. Byłam w zagrożonej ciąży z 1 dzieckiem. Obudziłam się rano i "coś" w moich myślach wymusiło na mnie szybkie wyjście z domu. spieszyłam się tak bardzo, że nawet drzwi za sobą nie zamknęłam, byłam jak w amoku. Gdy wróciłam do domu,okazało się, że moja babcia w sąsiednim pokoju dostała wylewu, paraliżu i wyglądała strasznie. Znalazła ją moja mama, a gdybym ja ją znalazła? Mogło skończyć się źle dla mojego malucha.

7

Odp: Życie za życie?

Zauważyłam też, że często jedno życie się kończy, a drugie właśnie zaczyna, jakby miało nadać sens życiu tych, którzy płaczą po zmarłym.
Na przykład mojej koleżanki synek umarł, kiedy ona zaledwie kilka tygodni wcześniej dowiedziała się, że jest w ciąży. W tej samej sytuacji była moja kuzynka, kiedy zmarł jej mąż.
To nowe życie jakby skupia na sobie całą uwagę, nie pozwalając żyjącym pogrążyć się w rozpaczy.

8

Odp: Życie za życie?

Mój dziadek też zmarł trzy miesiące po narodzinach mojego pierwszego syna.
Moja mama trzy miesiące po narodzinach wnuczki. I jeszcze coś choć może to głupie.Dziwnie się poczułam jak  zobaczyłam że mój pradziadek urodził się równo 100 lat przed moim młodszym synem.
Z tego co słyszałam pradziadek miał zainteresowania muzyczne ,syn też.Nikt więcej w rodzinie nie grał na żadnym instrumencie.
.

9

Odp: Życie za życie?

Niki dzieci ponoć najwięcej dziedziczą po dziadkach a nie rodzicach wiec to by wyjaśniało zdolności muzyczne.
Musi byc w zyciu porządek i harmonia wiec jedni umierają by następni mogli się narodzić

10 Ostatnio edytowany przez Excop (2016-01-14 23:15:23)

Odp: Życie za życie?

Mimo wszystko uważam te przypadki za zbiegi okoliczności.
W końcu jest nas niemal 7.000.000.000.
Nawet te nasze nędzne 38.000.000 to tak duża liczba, że nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć.
Wydaje mi się, że chcemy przypisywać takim splotom zdarzeń ponadnaturalne ich pochodzenie.
Bo, na przykład,  jak pogodzić radość z nowego życia, gdy to stare, ale równie ważne akurat się skończyło, zwłaszcza w kręgu najbliższej rodziny?  Ze świadomością, że od tej pory, każdej rocznicy narodzin towarzyszyć będzie ta druga?

11

Odp: Życie za życie?

nie wierze w żadne zbiegi okoliczności, nie potrafię, choć chciałabym, bo to wiele by upraszczało.

12

Odp: Życie za życie?

Ja nie rozumiem takiego gadania...  umarł dziadek, urodził się wnuk, umarł ktoś tam - urodził  ktoś tam... Przecież te kobiety były w ciąży od miesięcy, w końcu musiały urodzić big_smile Ze dziadek doczekał urodzenia wnuka to też zadne halo - ludzie często żyją utrzymywani wolą życia  (z wielu powodów) a jak doczekają tego co chcieli to wola życia odchodzi, bo nie ma bodźca i człowiek umiera w oczach - to każdy lekarz potwierdzi i to nie jest żaden cud.

13

Odp: Życie za życie?
Iceni napisał/a:

(...) ludzie często żyją utrzymywani wolą życia  (z wielu powodów) a jak doczekają tego co chcieli to wola życia odchodzi, bo nie ma bodźca i człowiek umiera w oczach - to każdy lekarz potwierdzi i to nie jest żaden cud.

Czytałam kiedyś, że dzieci niezwykle często umierają w bardzo dojrzały i świadomy tego faktu sposób, ale potrzebują swego rodzaju przyzwolenia ze strony bliskich dorosłych, czegoś, co pokazałoby im, że pogodzili się z tym, że ich ukochana córka/synek musi odejść. Do tego czasu mobilizują wszystkie swoje siły do walki. Kiedy jednak w końcu otrzymują taki sygnał, to umierają już bardzo szybko, przy czym umierają ze spokojem.

14 Ostatnio edytowany przez gruba_swinia (2016-02-11 09:44:09)

Odp: Życie za życie?
Olinka napisał/a:

Czytałam kiedyś, że dzieci niezwykle często umierają w bardzo dojrzały i świadomy tego faktu sposób, ale potrzebują swego rodzaju przyzwolenia ze strony bliskich dorosłych, czegoś, co pokazałoby im, że pogodzili się z tym, że ich ukochana córka/synek musi odejść. Do tego czasu mobilizują wszystkie swoje siły do walki. Kiedy jednak w końcu otrzymują taki sygnał, to umierają już bardzo szybko, przy czym umierają ze spokojem.

Nie tylko dzieci, Olinko. Jak chorował mój ojciec, to o różnych rzeczach usłyszałem z tej okazji. M.in. o czymś takim, że ponoć kiedy kogoś bardzo kochamy i nie chcemy pogodzić się z jego śmiercią, to taka osoba za wszelką cenę stara się pozostać przy życiu, nawet jak bardzo się przy tym meczy - bo "nie pozwalają mu" na odejście najbliżsi. Ile jest w tym prawdy - nie wiem. Faktem jest, że ojciec był nieprzytomny i wiadomo było, że to koniec (ostatnie stadium raka i te sprawy). Matka bardzo nie mogła się z tym pogodzić, cały czas przy nim chodziła i się nim zajmowała. Jednego dnia jednak kazała się zawieźć do banku, pozałatwiała sprawy a wieczorem usiadła przy nim i zaczęła mu o tym opowiadać. Powiedziała, że właśnie sprzedałem tego dnia jego samochód (jego pierwszy i "najukochańszy") i że może w sumie już zasnąć, bo wszystko ogarnięte i nie ma sensu, żeby się męczył. Niedługo po tym zmarł.

Co do "zmiany warty"... Moja matka twierdzi, że starsi po prostu ustępują miejsca nowemu pokoleniu i tak musi być, tylko że z reguły odchodzą ci, na których nam najbardziej zależy. Na dwa-trzy miesiące przed moim urodzeniem zmarła babcia mojej matki, która bardzo się cieszyła ponoć z mojego przyjścia na świat. Zmarła niespodziewanie, matka bardzo ją lubiła.
Podobnie było, jak miał się narodzić nasz syn. I znowu, na 2-3 miesiące przed nim niespodziewanie zmarła ulubiona ciotka mojej żony. Były bardzo zżyte, dzwoniły do siebie praktycznie codziennie, ona też wiedziała o narodzinach małego (kilka dni wcześniej byliśmy u niej w odwiedzinach, śmiały się i żartowały z brzucha żony). Sprawa była bardzo szybka - przewróciła się, wylew, karetka, później "poprawka" i koniec.

Nie odmawiam racji piszącym, że to tylko przypadki. Pewno tak, ale moim zdaniem coś w tym jednak jest. Gdyby miał być to "tylko przypadek", zbieg okoliczności, to byli "lepsi kandydaci" (choroby, wiek, "okoliczności przyrody" itp.). W opisanych przeze mnie przypadkach dotknęło to osoby, które miały jeszcze trochę przed sobą i ich odejście było traktowane jako duża strata przez najbliższych. A wiem, choć zabrzmi to brutalnie, że gdyby to dotknęło innych "kandydatów", to nie byłoby to aż tak odbierane przez rodzinę.

15

Odp: Życie za życie?

Moja prababcia zmarła miesiąc po moich urodzinach może coś w tym jest ale nie znam innych przypadków.

16

Odp: Życie za życie?

Myślę, że warto wierzyć w taką "wymianę" cielesnej obecności na Ziemi. Bo to w sumie, uniwersalna nadzieja wypływająca z każdej z religii.
Nie wszyscy wierzą. Większość pozostała wątpi.
Nauka nie tłumaczy wszystkiego. Bo każde nowe odkrycie niesie z sobą dziesiątki nowych pytań o to coś, czego wciąż nie można udowodnić, a jednak, według teorii opartych na skomplikowanych obliczeniach,  powinno istnieć.
Ja jednak, podobnie jak w kosmitów sprzed tysiącleci lub inne zombie, nie wierzę.
Zgodzę się jednak z tym, że zawsze jest związek między wolą życia, a tym, czego oczekiwaliśmy, a dotąd nie mieliśmy możliwości doświadczyć.
Wierzę także, że sny, które mnie nawiedzają co jakiś czas o zmarłej żonie i córeczce, pozwalają mi cieszyć się tym, co mam teraz. Bo mam kochaną i kochającą partnerkę. I dzieci, o które drżę każdego dnia, choć od lat jestem już dziadkiem. I kwadrat trosk się z tego zrobił. smile

17

Odp: Życie za życie?

Myślę, że przytoczone tu historie to kwestia przypadku. A umrzeć i tak każdy z nas kiedyś musi.

18

Odp: Życie za życie?

Są to wszystko może rzeczy które ciężko wytłumaczyć ale się zdarzają.  Choć myślę że to jednak zbiegi okoliczności.  A co do woli życia to tak się dzieje bo mózg za to wszystko odpowiada.

19

Odp: Życie za życie?

Ja także uważam, że w większości przypadków to zbieg okoliczności. Często ludzie po stracie bliskiej osoby doszukują się jakiś znaków, ostatniego dowodu miłości który daje nam zmarły.
Mój tato zmarł (ciężko chorował na serce) 27 grudnia. Także tłumaczyliśmy sobie, że chciał spędzić z nami jeszcze te ostatnie święta.
Natomiast przypadki "zwlekania ze śmiercią", gdy nie wszystkie sprawy są załatwione, zdarzają się.
Opisuje je  Elizabeth Kübler-Ross w swojej książce "Życiodajna śmierć" - polecam.

20

Odp: Życie za życie?

Zbiegi okoliczności
ale zgadzam się, że człowiek może mieć wpływ na datę swojej śmierci. Mieszkałam na studiach z dziewczyną, której dziadek, prawie 90 letni rolnik chory na nowotwór, zmarł w dniu kiedy dowiedział się, że zięć któremu przepisał kilka miesięcy wcześniej gospodarstwo, sprzedał konia do rzeźni. Nawet nie chodziło o to, że ten koń był jakiś specjalny, po prostu załamało go że już nikt się z nim nie liczy, o nic go nie pyta, że już nie jest gospodarzem w swoim obejściu. Rano się dowiedział, wieczorem już nie żył. Jego żona, która była absolutnie zdrowa, nie żyła następnego dnia rano. Nie robili jej sekcji zwłok, bo była już też bardzo leciwa babinka - może dostała w nocy zawału, może wylewu. Dziadków pochowano na tej samej ceremonii. Wujka, co sprzedał konia, rodzina prawie zlinczowała....

21

Odp: Życie za życie?

Wszysto jest zapisane tam na gorze,nic sie nie dzieje bez przyczyny.Głośny wypadek samolotu który rozbil się w lasku kabackim koło Warszawy,moj znajomy mial tym samolotem leciec do Stanów,ale nie ppolecial,bo zachorowała matka i z zawałem trafila do szpitala.Do dzisiaj żyje matka i syn cieszy się zyciem, żoną i tróką dzieci.Gdyby wtedy matka nie zachorowała juz by go nie było wśród żywych i kto wie, może matki tez.

22

Odp: Życie za życie?
gruba_swinia napisał/a:
Olinka napisał/a:

Czytałam kiedyś, że dzieci niezwykle często umierają w bardzo dojrzały i świadomy tego faktu sposób, ale potrzebują swego rodzaju przyzwolenia ze strony bliskich dorosłych, czegoś, co pokazałoby im, że pogodzili się z tym, że ich ukochana córka/synek musi odejść. Do tego czasu mobilizują wszystkie swoje siły do walki. Kiedy jednak w końcu otrzymują taki sygnał, to umierają już bardzo szybko, przy czym umierają ze spokojem.

Nie tylko dzieci, Olinko. Jak chorował mój ojciec, to o różnych rzeczach usłyszałem z tej okazji. M.in. o czymś takim, że ponoć kiedy kogoś bardzo kochamy i nie chcemy pogodzić się z jego śmiercią, to taka osoba za wszelką cenę stara się pozostać przy życiu, nawet jak bardzo się przy tym meczy - bo "nie pozwalają mu" na odejście najbliżsi. Ile jest w tym prawdy - nie wiem. Faktem jest, że ojciec był nieprzytomny i wiadomo było, że to koniec (ostatnie stadium raka i te sprawy). Matka bardzo nie mogła się z tym pogodzić, cały czas przy nim chodziła i się nim zajmowała. Jednego dnia jednak kazała się zawieźć do banku, pozałatwiała sprawy a wieczorem usiadła przy nim i zaczęła mu o tym opowiadać. Powiedziała, że właśnie sprzedałem tego dnia jego samochód (jego pierwszy i "najukochańszy") i że może w sumie już zasnąć, bo wszystko ogarnięte i nie ma sensu, żeby się męczył. Niedługo po tym zmarł.

Co do "zmiany warty"... Moja matka twierdzi, że starsi po prostu ustępują miejsca nowemu pokoleniu i tak musi być, tylko że z reguły odchodzą ci, na których nam najbardziej zależy. Na dwa-trzy miesiące przed moim urodzeniem zmarła babcia mojej matki, która bardzo się cieszyła ponoć z mojego przyjścia na świat. Zmarła niespodziewanie, matka bardzo ją lubiła.
Podobnie było, jak miał się narodzić nasz syn. I znowu, na 2-3 miesiące przed nim niespodziewanie zmarła ulubiona ciotka mojej żony. Były bardzo zżyte, dzwoniły do siebie praktycznie codziennie, ona też wiedziała o narodzinach małego (kilka dni wcześniej byliśmy u niej w odwiedzinach, śmiały się i żartowały z brzucha żony). Sprawa była bardzo szybka - przewróciła się, wylew, karetka, później "poprawka" i koniec.

Nie odmawiam racji piszącym, że to tylko przypadki. Pewno tak, ale moim zdaniem coś w tym jednak jest. Gdyby miał być to "tylko przypadek", zbieg okoliczności, to byli "lepsi kandydaci" (choroby, wiek, "okoliczności przyrody" itp.). W opisanych przeze mnie przypadkach dotknęło to osoby, które miały jeszcze trochę przed sobą i ich odejście było traktowane jako duża strata przez najbliższych. A wiem, choć zabrzmi to brutalnie, że gdyby to dotknęło innych "kandydatów", to nie byłoby to aż tak odbierane przez rodzinę.


Nie wierzę w przypadki,każdy ma swój dzień do narodzin,tak samo do śmierci.Miałam kiedyś sen, w którym to snie oddaję swojemu,już Śp. bratu dziewczynkę przypominająca moją córeczkę,aby on ją położył do takiej niszy w scianie,bo ona chce spać.Brat mi na to,że ona jeszcze spać nie bedzie.Mineło dwa tygodnie,wracam z córką od koleżanki,dość szybko jechałam,nawierzchnia śliska,aby nie zderzyć się z naprzeciwka jadącym cięzarowym samochodem,który  przekroczyl środkową linię jezdni,raptownie odbijam kierownicą w prawo,odbijam się od krawężnika uderzam w bak z paliwem tira,odbijam sie i stawiam auto koło plotu posesji.Corka nie przypięta pasem,uderza głową w przednią szybę.Nic się nie stalo poza nabitym guzem i troszkę rozbitą szybą,w aucie poszlo przednie zawieszenie.Po tym zdarzeniu przypomniałam sen,co mówil brat ONA JESZCZE SPAĆ NIE BĘDZIE.

Posty [ 22 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Życie za życie?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024